Pokazywanie postów oznaczonych etykietą starożytne napisy słowiańskie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą starożytne napisy słowiańskie. Pokaż wszystkie posty

Starobułgarskie napisy bez tajemnic

Starobułgarskie napisy bez tajemnic

Wśród kłamstw rozpowszechnianych przez historyków, dotyczących kultury słowiańskiej czasów antycznych i wczesnego średniowiecza, poczesne znaczenie przypada negowaniu możliwości istnienia piśmiennictwa słowiańskiego.

Wprawdzie w międzyczasie oswojono się już z myślą, że Słowianie górowali militarnie nad swoimi „bardziej cywilizowanymi” sąsiadami, ale jeśli chodzi o kulturę niematerialną to dalej pokutuje pogląd, że byli „1000 lat za murzynami” i we wczesnym średniowieczu (nie mówiąc już o czasach antycznych) nie istniały żadne napisy i teksty w języku słowiańskim.

Kto czytał moje poprzednie artykuły, ten nie może mieć żadnych wątpliwości co do tego, że jest to wierutne kłamstwo.

Słowianie nie tylko stosowali pismo od pradawna, ale co ważniejsze byli jego pierwszymi wynalazcami i zapoczątkowali tradycje posługiwania się pismem w skali światowej.

Dzięki moim pracom mogliśmy się jednoznacznie przekonać, że co najmniej od 6 wieku przed naszą erą spotykamy się ze słowiańskimi zapiskami.

Jest jednak bardzo prawdopodobne, że już wkrótce odczytamy zapiski znacznie starsze i ta granica przesunie się o tysiące lat wstecz.






Przekonaliśmy się jednak, że to piśmiennictwo miało szczegóły charakter i nie zajmowało się gloryfikowaniem rządzących ani też tych czy innych bogów, ale w znacznej części miało charakter jak najbardziej trywialny i dotyczyło spraw codziennego życia ludzi.


Trzeba jednak przyznać, że występuje istotna różnica w stosunku do współczesnych odpowiedników takich napisów.

Te antyczne słowiańskie napisy biją naszą domorosłą „twórczość” na głowę, jeśli chodzi o ich intelektualną złożoność.

Nasi przodkowie wykazywali się niesamowitym wprost upodobaniem i jeszcze większym talentem do tworzenia zagadek słownych i przy każdej okazji zapisywali swoje teksty w takiej właśnie formie.

Wydaje się, że zwykłe zapisanie tekstu było dla nich zbyt prymitywne i starali się te teksty szyfrować tak, by czytający musiał się wykazać nie tylko znajomością pisma, ale również tym, że nie jest skończonym durniem, i ma na tyle oleju w głowie, aby rozwiązać również bardziej skomplikowane zadania, ukryte w takim tekście.
W tym celu nie szczędzili też żadnych wysiłków i napisy te za każdym razem zadziwiają mnie swoim wyrafinowaniem i genialnością.







Takie podejście naszych przodków ułatwiło niestety niesamowicie robotę wszelkiej maści oszustom i „poprawiaczom” dziejów, bo umożliwiło im zatajenie tego, jak dawno i w jak szerokim zakresie społeczeństwa słowiańskie wpływały na przebieg historii Europy i świata.

Również w przypadku wczesnego średniowiecza ignorowanie słowiańskich napisów, na przedmiotach i wyrobach artystycznych tamtych czasów, pomogło w zamazaniu słowiańskiego śladu tych dziejów.


Co więcej nieudolność w odczytywaniu takich tekstów stała się pretekstem do twierdzeń, że jeśli już, to ekspansja słowiańska we wczesnym średniowieczu była możliwa tylko w rezultacie podporządkowania się Słowian zwierzchnictwu azjatyckich hord Bułgarów i Awarów.

Dlaczego ci mieli być pod tym względem szczególnie predystynowani, na to pytanie historycy nie mają żadnej odpowiedzi, ale każdy może to zauważyć, i tak jest też ta insynuacja przez wszystkich postronnych odbierana, że Słowianie byli po prostu za głupi na utworzenie własnej państwowości, i dopiero jakieś dzikusy z azjatyckich stepów musiały im pokazać jak buduje się własne państwo.

Te tezy mają jednoznacznie rasistowskie motywacje i służą rozpowszechnianiu, pod płaszczykiem jakoby niezależnych badań naukowych, przekonań o podrzędności Słowian względem innych nacji oraz o ich „wrodzonej tępocie”.

Podtrzymywanie tych tez, a nawet gorliwe ich rozpowszechnianie przez przytłaczającą większość historyków z krajów słowiańskich świadczy o tym, że ta grupa zawodowa stała się rakowatą naroślą na ciele naszych społeczeństw i musi być bezwzględnie pozbawiona możliwości bezkarnego rozpowszechniania swoich rasistowskich łgarstw.

Nie może być tak, że wśród naszych rządzących elit dominują osoby, które w jednoznaczny sposób zwalczają naszą kulturę i naszą świadomość przynależności do naszego wspólnego słowiańskiego dziedzictwa.

Na poparcie tych tez przedstawiano zabytki piśmiennictwa, które za cholerę nie dały się odczytać, ani po turecku, ani po chińsku, ani też w żadnym innym języku zachodnioeuropejskim, co jednak nie przeszkadzało historykom właśnie tam szukać korzeni wymyślonego przez nich państwa bułgarskiego i chanatu Awarów.

Oczywiście języki słowiańskie nie brano pod uwagę, bo jak „wszyscy wiedzą” Słowianie zeszli we wczesnym średniowieczu dopiero co z prypeckich drzew i ani be ani me.

Historycy taplali się w tym błocku niewiedzy, jak wieprze w gównie, produkując co raz to bardziej zakłamane dysertacje na temat chińskości tego czy owego bułgarskiego tekstu i kasując przez całe dziesięciolecia pieniądze podatników za te swoje intelektualne odchody.

Moje prace przeszły jak na razie bez echa, bo po pierwsze demaskują intelektualną impotencję „naszych historyków”, a po drugie stoją w sprzeczności z dążeniem „naszych elit” do zerwania więzi Polaków z ich własną historyczną przeszłością i przywiązaniem do rodzimych tradycji, a więc podważają fundamenty władzy rządzącego Polską reżimu.

Oczywiście nie można pozwolić na to, aby ci zdrajcy bezkarnie mieszali Polakom w głowach i niszczyli naszą tożsamość i każdy czujący się Polakiem i szanujący pamięć swoich własnych przodków, powinien przyczynić się do tego, w miarę swoich możliwości, aby torpedować te ich zdradzieckie cele.

Również w tak zdawałoby się marginalnej dziedzinie, jaką jest historia, można obnażyć ich zakłamanie i wytracić im argumenty z ręki, którymi próbują wpędzić nas w kompleksy względem zachodu i zmusić nas do ograniczenia naszych aspiracji do jakiegoś zasyfionego zmywaka w angielskiej spelunie.

Tak jak to już poprzednio udowodniłem, Wielka Bułgaria


i Wielka Lechia są tak naprawdę jednym i tym samym organizmem państwowym.


Pod tymi dwoma nazwami ukrywa się państwo środkowoeuropejskich Słowian, które w 7 i 8 wieku naszej ery zdominowało obraz polityczny całej Europy.

Inicjatorem założenia tego państwa był cesarz bizantyjski Herakliusz, który jednocześnie jako potomek wandalskich władców z rodu Horaklidów (Harnasiów),



był prawowitym spadkobiercą władców słowiańskich plemion pomiędzy Renem, Wołgą i Dunajem.


Herakliusz wyznaczył na władcę tego państwa swojego brata wujecznego Niestka, który w naszych legendach nazywany jest Krakiem.


Wraz ze śmiercią Wandy


wymarła też ta gałąź rodu Harnasiów i Słowianie zdecydowali się oddać władzę w ręce Kubra z rodu Merowingów rządzącego w tym czasie Europą Zachodnią, szczególnie że potomkowie Herakliusza w Bizancjum nie wykazywali chęci do objęcia schedy po Kraku.

Kubr zwany w Polsce Piastem, a na zachodzie Dagobertem II, zapoczątkował nową dynastię królewską Wielogorii, która przez następne stulecia kształtowała obraz Europy Środkowej.


Wielka Lechia (Wielogoria) była przykładem wczesnego państwa feudalnego w którym jednak centralna władza musiała zabiegać o akceptację przez lokalne społeczności plemienne.

To właśnie te lokalne społeczności wybierały spośród siebie rządzące nimi elity, które jednak aby sprawować rzeczywistą władzę musiały być potwierdzone przez rządzącego całym państwem króla.

Różniło to Wielka Lechię zdecydowanie od późniejszej formy feudalizmu w której to władza centralna zlikwidowała całkowicie wszystkie przejawy lokalnego samorządu (przynajmniej na zachodzie).

Odkrycie skarbu z Pereszczepiny


potwierdziło taką właśnie organizację struktur państwowych Wielkiej Lechii i wskazało, jakie zwyczaje panowały w tym państwie w momencie przekazywania władzy po śmierci panującego króla.


Złożenie do symbolicznego grobu insygniów władzy przez lokalnego władcę (wojewodę) na terenie obecnej Ukrainy, po śmierci Kubra (Piasta), wskazuje nam na konieczność istnienia jeszcze wielu podobnych skarbów na terenie innych prowincji imperium.

Oczywiście byłoby to nieprawdopodobieństwem gdyby się okazało, że ich jeszcze nie znaleziono, dlatego poszukałem wskazówek na istnienie podobnego typu znalezisk.

Okazało się, że tych znalezisk jest znacznie więcej i moje szczególne zainteresowanie wzbudził skarb z Nagyszentmiklós w obecnej Rumunii.


Pomijając artystyczną jakość tych dzieł, należących do szczytowych osiągnięć sztuki wczesnego średniowiecza i nie tylko, zastanawia nas natychmiast stylistyczne podobieństwo wyrobów złotniczych znalezionych w Nagyszentmiklós i w Pereszczepinie, oraz ich takie samo przeznaczenie.
W większości są to rożnego typu naczynia z zastawy stołowej.

W obu przypadkach znajdziemy wśród tych wyrobów ozdobne patery.

Poniżej widzimy paterę ze skarbu z Pereszczepiny


a tutaj tę z Nagyszentmiklós


Obie są tak do siebie podobne, że trzeba przyjąć, że powstały w warsztacie tego samego złotnika lub co najmniej w warsztatach, których mistrzowie wywodzili się z tej samej szkoły artystycznej.

To co szczególnie łączy te naczynia, to występowanie napisów na ich dnie.

Teksty te są zapisane w języku którego nie można odczytać, a który uważany jest za starobułgarski.

Szczególnie wiele uwagi przyciągnął sobą tekst znajdujący się na paterze z Nagyszentmiklós.

Wynikało to z tego, że skarb ten odkryto już bardzo dawno temu i wyjątkowość, pod względem artystycznym, tych wyrobów stanowiła poważny problem dla historyków zachodnich, ponieważ stało to w sprzeczności z panującym na zachodzie przekonaniem o zapóźnieniu cywilizacyjnym terenów zamieszkałych przez Słowian.

Bardzo szybko znaleziono jednak wyjście z tej beznadziejnej sytuacji twierdząc, że są to wyroby bizantyjskie i to pomimo tego, że stylistycznie jest to po prostu niemożliwe i jedynym elementem potwierdzającym tę fałszywą tezę jest podobieństwo użytych w tekście liter do alfabetu greckiego. Problem w tym, że czytany po grecku, tekst ten nie ma najmniejszego sensu.

Rozpowszechnianie tych bzdur przychodzi historykom tym łatwiej, bo w krajach słowiańskich nie istnieją żadne grupy nacisku, zarówno w nauce, jak i polityce, które zmusiłyby te antysłowiańskie kręgi do zaprzestania swojej plugawej propagandy.

Co gorsza, nie istnieją też siły, pomijając zmarginalizowaną grupę badaczy historii, nazywaną pogardliwie Turbosłowianami, które by były w stanie forsować wysiłki, dla opracowania naszej własnej, słowiańskiej narracji historycznej.

Zresztą i ta grupa, z racji swojego ideologicznego rozwarstwienia i dominacji wszelkiej maści ezoteryków i nawiedzonych, nie jest najlepszą reklamą dla idei ciągłości historycznej Słowian w Europie.

Po części jest to rezultatem infiltracji wrogich nam sił w obrębie środowiska słowianofilów i perfidnego spisku w celu świadomego sabotażu tych idei.

Tak więc jest to wyjątkowo ważne, aby poprzez prawidłowe odczytanie tego typu napisów podważyć argumenty naszych wrogów.

Napis na paterze z Nagyszentmiklós nadaje się do tego znakomicie, choć nie ukrywam, okazał się całkiem ciężkim kąskiem do zgryzienia.


Rezultat jego deszyfracji był dla mnie zaskoczeniem i będzie też zaskoczeniem dla czytelników, bo jeszcze raz pokazuje, jak niewiele zmieniło się życie ludzi w przeciągu ostatnich tysiącleci i w jak minimalny sposób zmieniły się ludzkie zainteresowania i cele na przestrzeni dziejów.

Jeszcze raz potwierdza się to, że naszych przodków zajmowały te same sprawy co nas, te same uczucia.


i te same namiętności.

CDN
What do you want to do ?
New mail

Piast — władca wszystkich Słowian. Cześć 9


Piast — władca wszystkich Słowian. Cześć 9


Współczesne środowisko historyków o patriotycznym nastawieniu, jeśli takowe w ogóle istnieje (przynajmniej ja takiego nie zauważyłem, a wprost przeciwnie, rzadko widzi się takie nagromadzenie zdrajców i zaprzańców jak wśród nich), powinno przyjąć za swoje najważniejsze zadanie znalezienie szczątków najstarszych, jeszcze przedkatolickich przedstawicieli rodu Piastów oraz miejsca pochowków Kraka, Wandy oraz wojów, którzy zginęli w trakcie wielkiej bitwy pod Wogastiburgiem (Wawelem).


Równie ciekawym zadaniem jest odnalezienie grobów innych przedstawicieli rodów królewskich tamtych czasów, szczególnie oczywiście rodu Dulo, bo tak określany jest ród pierwszych władców Bułgarii.

Pozwoliłoby to wykluczyć jego azjatyckie pochodzenie, a przede wszystkim znaleźć powiązania między poszczególnymi królewskimi rodami europejskich państw.

Moim zdaniem nazwa rodu Dulo jest jednoznacznym potwierdzeniem tego, że jego protoplastą był Dagowor II.

Jeśli przyjmiemy, że imię Dagowor zapisywano pierwotnie w alfabecie starosłowiańskim (etruskim), to możemy łatwo zauważyć, że litera „G” w etruskim odróżniała się od „L” jedynie tym, że była jej odwróceniem.
Mogło to łatwo prowadzić do mniej lub bardziej przypadkowej podmiany tych liter.

Tak więc możemy spokojnie przyjąć, że nazwa tego rodu to pierwsze cztery litery imienia jego założyciela Dagowora II.

Oczywiście w tym miejscu nie da się po prostu przeoczyć powiązań z piastowskim władcą Mieszkiem.

W jego powszechnie znanym i zagadkowym w swoich intencjach liście do Papierza (czy jest to tekst autentyczny, czy też kościelna fałszywka, dla umocnienia roli kościoła w Polsce, jest w tym przypadku absolutnie drugorzędne) władca Polski nazywany jest tytułem Dago.


Nie można wprost znaleźć innego wytłumaczenia dla tego tytułu jak to, że Mieszko czuł się potomkiem Dagowara II i powoływał się w nim na swoja przynależność do rodu Dago, lub jak to pisali bizantyjczycy Dulo, oraz to, że ta jego przynależność była powszechnie akceptowana, ponieważ fałszerz tego dokumentu zastosował ten tytuł i tym samym to potwierdzał.

Jeśli chodzi o doczesne szczątki Kubrata, to od lat 80 ubiegłego wieku rozpowszechniło się przekonanie, że znajdują się one w grobowcu? z bardzo bogatymi darami znalezionym na Ukrainie w 1912 roku. Wprawdzie żadnych śladów pochówku nie odnaleziono, ale za to wyroby ze złota o ciężarze 21 kilogramów i 50 kilo srebra.

Nazwano go skarbem z Pereszczepiny.


Skarb ten pochodzi z końca 7 lub z początku 8 wieku i pasuje tym samym do okresu życia Dagowora II.

Jednak jest to mało prawdopodobne, że ten znamienity władca został pochowany gdzieś tam w jakiejś ukraińskiej dziurze.

Przyczyny zakopania skarbu już i tak nie poznamy w stu procentach, ale możemy domyśleć się, że charyzma Piasta wśród poddanych była tak wielka, że ci uczcili jego pamięć w całym imperium, organizując w poszczególnych prowincjach jego symboliczne pochowki.

Jest to też być może przyczyna tego, że Kopiec Kraka pod Wawelem nie zawierał żadnych szczątków ludzkich. Widocznie ludność Małopolski, będącej jednym z województw Imperium, uczciła śmierć władcy organizując budowę okazałego kopca.

Trzeba więc przyjąć, że również i w tym przypadku właściwe dary pogrzebowe leżą jeszcze zakopane u podnóża kopca i jeśli chcemy je odkryć, to trzeba by zniwelować teren na którym się on znajduje, bo tylko w ten sposób istnieje szansa na znalezienie tego skarbu.

Pozwoliłoby to na dokładniejsze określenie znaczenia Wawela w strukturach państwowych Wielkiej Lechii oraz odpowiedzenia na pytanie, czy kopiec ten został poświęcony Herakliuszowi, jego wujecznemu bratu Niestkowi, czy też jest młodszy i należał już do założyciela dynastii piastowskiej – Dagowora II.

W przypadku skarbu z Pereszczepiny możemy się przyjrzeć temu, jakie wyroby wchodzą w jego skład i czy znajdziemy tam wskazówki co do jego pochodzenia.

Wśród wyrobów ze złota wyróżnia się szczególnie pierścień z zagadkowym monogramem.


Graficznym założeniem tego monogramu jest symbol krzyża, co świadczy o tym, że jego właściciel był chrześcijaninem. W swoim założeniu jest on identyczny np. do monogramu Karola Wielkiego.



Z tym, że monogram Karola Wielkiego był o 100 lat młodszy, a więc można powiedzieć, że frankońscy Popielidzi orientowali się w tym przypadki na wschodnioeuropejskich wzorcach.

W roku 1983 niejaki Werner Seibt doszukał się w tym monogramie imienia Kubrat i od tego czasu uważa się, że skarb ten jest częścią pochowku tego władcy.

Sprawdźmy jednak co na tym pierścieniu tak naprawdę zostało zapisane.

Litery, jakie na tym pierścieniu widzimy odbiegają drobnymi szczegółami od standardu zapisywania takich liter. Te różnice są minimalne, ale na tyle widoczne, aby ten który taki pierścień otrzymał, mógł natychmiast dostrzec to, że ma tu do czynienia ze znakami graficznymi, które można odczytać w rożny sposób.

Jeśli do tego dojdzie również to, że elity tamtych czasów znały biegle wszystkie alfabety powszechnie używane w Europie, to możliwość interpretacji takich znaków wzrasta niepomiernie.

Spróbujmy więc odczytać, co na tym pierścieniu jest zapisane i odkryć, w jakim języku dokonany został ten zapis.

Nie ukrywam, że od razu przyjąłem, że tym językiem jest słowiański, ponieważ wszystkie moje doświadczenia i próby odczytania tekstów antycznych wskazują na największe tego prawdopodobieństwo.

Zacznijmy od powiększenia zdjęcia tego monogramu na pierścieniu.


Od razu zauważymy, że co najmniej trzy znaki graficzne składają się tak naprawdę z dwóch rożnych znaków, które można interpretować równie dobrze w całości, jak i przyjąć za literę tylko jeden z jego elementów składowych.



Jest to taki sam system kodowania, jaki poznaliśmy już u Traków, Etrusków, Nabatejczyków, czy też stwierdziliśmy na kolumnie Tristana na Wyspach Brytyjskich.


We wszystkich tych przypadkach mieliśmy do czynienia z mową słowiańską, a więc i w tym przypadku nie mogło być inaczej.

Odczytanie musimy zacząć od tego znaku graficznego, który najsilniej zwraca na siebie naszą uwagę, np. w ten sposób, że jest najbardziej rozbudowany, a więc w tym przypadku od górnego elementu.

Na poniższym zdjęciu widzimy poszczególne znaki literowe pierwszego wyrazu.



Z uwagi na chrześcijański charakter tego pierścienia możemy przyjąć, że zawiera on w sobie również inne elementy odnoszące się do tej religii.

W tym przypadku zapis powtarza ten sam ruch, jaki dokonuje ręka wiernego w trakcie modlitwy, wykonując znak krzyża.



Widzimy, że oprócz samej sztuki szyfrowania wiadomości, twórca tego pierścienia przywiązał znaczna wagę do tego, aby nadać odczytaniu tego tekstu pewną symetrię i mistyczne znaczenie, poprzez tworzenie przez poszczególne wyrazy religijnej symboliki.

Jeśli zrobimy to z wydzielonymi literami, to otrzymujemy znaczenie pierwszego wyrazu, którym jest KUBR.

Tak zapewne nazywał siebie sam Piast.


Dalej mamy litery czytane w przeciwnym kierunku od ruchu wskazówek zegara.



Wyraz zaczyna się literą „K”.

Dalej mamy literę „R” czytaną tak jak w cyrylicy.

Po niej następuje litera „V”, którą czytamy tak jak łacińskie „U”.

A wyraz kończy się literą „L” którą można wyodrębnić z ligatury po prawej stronie krzyża.

Poszukiwanym wyrazem jest słowo „KRUL”.

Oczywiście chodzi tu o naszego „Króla”, a więc udowadnia, że już w 7 wieku naszej ery Słowianie stosowali ten tytuł dla nazwania swoich władców, a tym samym potwierdza istnienie państwowości słowiańskiej obejmującej całą słowiańszczyznę, poza jej zachodnioeuropejskim brzegiem rządzonym przez słowiańskich Popielidów.

Kolejny wyraz grupuje znaki w pionowej gałęzi krzyża, a więc dla lepszego zrozumienia przedstawię go pojedynczymi literami.

Zaczyna się literą „T


Dalej jest litera „V” tym razem czytana jak nasze „W


Kolejna to stylizowane „O


A na końcu litera „I


Razem daje to wyraz „TWOI” odpowiadający naszemu „twój”.

Następnie mamy spójnik „I” występujący w ligaturze po lewej stronie krzyża. 

 

Następny wyraz zaczyna się literą „B” po prawej stronie krzyża, po której przychodzi litera „R”, czytana jak w cyrylicy, po jego lewej stronie.

Kolejna jest stylizowana litera „A”. Ten sposób pisania litery A jest w tamtych czasach powszechny i występuje często w tekstach Arian pochodzących z Bliskiego Wschodu.

Wyraz zakończony jest litera „T” w centrum krzyża.



Tekst w całości czytamy jako.

KUBR KRUL TWOI I BRAT

I tłumaczymy jako:


Kubr, król twój i brat

Napis ten zmienia oczywiście nasze wyobrażenia co do właściciela tego pierścienia, ponieważ sam król Kubr, z racji intencji tego napisu, nie wchodzi w grę, jako jego pierwotny posiadacz.

Co wchodzi w grę, to taka możliwość, że był on pierścieniem, który otrzymywał namiestnika króla (wojewoda) w każdej z prowincji jego państwa i który uprawniał go do decyzji w jego imieniu.

Do dzisiaj zachował się odpowiednik tej symboliki w formie pierścienia papieża, który otrzymuje biskup Rzymu, jak symbol jego władzy nad wiernymi, a który po jego śmierci musi zostać zniszczony.

Tak samo postępowano w przypadku królów Wielogorii. Po śmierci władcy, wojewodowie składali bogate dary, razem z insygniami władzy otrzymanymi od zmarłego króla, do jego symbolicznego grobu, jako akt zrzeczenia się władzy i jednoczesnego hołdu dla zmarłego.

Taka interpretacja niesie w sobie również i tę możliwość, że obrzęd ten był powszechny w królestwie Wielkiej Lechii i zapewne oczekują na odkrycie jeszcze dalsze tego typu skarby.

Ponieważ tereny obecnej Ukrainy nie należały ówcześnie do najważniejszych w królestwie, to można przyjąć, że w Bułgarii, Rumunii, Austrii na Węgrzech i w Grecji mogą się jeszcze znajdować podobne symboliczne pochowki czekające na odnalezienie, ale znacznie bogaciej wyposażone.

Dodatkowo musimy skonstatować ku naszej konsternacji, że tekst na pierścieniu jest napisany w języku polskim, albo dokładniej mówiąc we wspólnym języku ówczesnych Słowian, którego podstawowe elementy zachowały się najlepiej w naszym języku.

Tak zwany Chanat Bułgarski ani nie był w rzeczywistości jakimś chanatem, ani tym bardziej bułgarskim.

Użycie języka słowiańskiego na tym pierścieniu (pieczęci) nie pozostawia najmniejszych wątpliwości co do tego, że zarówno władcy, jak i przedstawiciele elit rządzących byli Słowianami i co najważniejsze byli członkami rodzimej słowiańskiej ludności.

Prawie 200 letni okres istnienia mniej lub bardziej jednolitego państwa Wielogorii spowodował, że proces różnicowania się języków słowiańskich został nie tylko zatrzymany, ale nawet odwrócony i dzięki wspólnym strukturom władzy, połączonej z powszechnym udziałem ludności w służbie państwa, czy to jako wojownicy, czy też w administracji, połączonej z rozwojem miast i wzmożonym osadnictwem plemion lechickich na terenie całego imperium, spowodowało, że gwary i języki słowiańskie uległy ponownemu ujednoliceniu.

To właśnie dzięki 200 letniej wspólnej państwowości powstała zadziwiająca jedność języków słowiańskich, której nie zdołały zniszczyć wysiłki kościołów i destrukcyjny wpływ zachodu na nasze intelektualne elity.

Te 200 lat historii próbowano wykreślić z dziejów Europy co zaowocowało takim pomieszanie z poplątaniem, ze ten okres średniowiecza określany jest ciemnymi wiekami historii.

W rzeczywistości były to wieki świetności kultury słowiańskiej i najwspanialszy okres naszych dziejów.

Nasi zaprzańcy z „polskich wyższych uczelni” powiedzą zapewne zaraz, że to nic specjalnego i ci azjatyccy Bułgarzy nie umieli po prostu po turecku. Zapomniało im się w ciągu jednego pokolenia i woleli pisać językiem swoich słowiańskich niewolników.

No ale tym razem, mam nadzieję, nikt zdrowo myślący nie da się nabrać tym sk...om na te ich prymitywne kłamstwa.

Odczytany przez nas monogram nie jest wyjątkiem. W 7 i 8 wieku mieszkańcy Wielkiej Lechii powszechnie wykorzystywali ten sposób szyfrowania napisów, co doprowadziło historyków do fałszywego wniosku, że ten nieistniejący Chanat Bułgarski stosował swój własny system pisma, którego nie można odczytać.

Oczywiście jest to bzdura.

Tak zwane pismo starobułgarskie jest niczym innym, jak kontynuacją sposobu zapisu stosowanego przez Etrusków i Traków i w wielu przypadkach przykładem zabawy i rozrywki intelektualnej dla wtajemniczonych.

To, że w tekstach zakwalifikowanych jako starobułgarskie pojawiają się co rusz inne znaki literowe wynikało po prostu ze stosowania ligatur poszczególnych liter i takiej ich deformacji, aby czytający zmuszony był do jego deszyfracji.

Główną i jedyną przyczyną tego, że te teksty nie zostały dotychczas odczytane i dalej ukrywają przed nami swój przekaz wynika tylko i wyłącznie z tego, że specjaliści zajmujący się lingwistyką przeczuwają jaki wybuchowy charakter ma ta tematyka i wola udawać głupa niż narażaćsię na represje ze strony „naszych” elit.

CDN.

Legenda o Czechu, Rusie i Lechu. Śladami Kraka

Legenda o Czechu, Rusie i Lechu. Śladami Kraka


Aby rozwiązać zagadkę legendy o Czechu, Rusie i Lechu i prawidłowo umieścić ją w chronologii wydarzeń historycznych, musimy się po pierwsze zastanowić nad celami strategicznymi głównych aktorów politycznych zmagań o władzę, we wczesnym średniowieczu w Europie.

Z tego co się powszechnie przyjmuje, w VII i VIII w.n.e mieliśmy do czynienia z trzema głównymi graczami na politycznej scenie w Europie.

Najważniejszym graczem było niewątpliwie Bizancjum, którego głównym rywalem był biskup rzymski. Jednocześnie na terenach obecnej Francji zaczęło rosnąć w siłę Imperium Merowingów.

Wspomina się również o Chanatach Awarów i Bułgarów jako ważnych aktorach wydarzeń politycznych tamtych czasów, ale ludy te wymykają się tak naprawdę dokładniejszej analizie.
Wśród „historyków” panuje zadziwiająca jednomyślność co do tego, że ludy te były pochodzenia azjatyckiego i najczęściej są zaliczane do ludów tureckich.

Tylko że z dowodami już trochę gorzej.

Nie ma na to tak naprawdę żadnych przesłanek. Ani nie zachowały się żadne wiarygodne świadectwa pisane, ani też nie potwierdzają tego znaleziska archeologiczne.

Badania genetyczne udowodniły natomiast, że wśród ludności zamieszkującej tereny Bułgarii nie wystąpiła żadna wymiana ludności i w genotypie mieszkańców tych terenów z czasów wczesnego średniowiecza nie występuje żaden azjatycki ślad.

Również u ludności współczesnej ten teoretyczny element azjatycki po prostu nie istnieje i to pomimo 400 letniej osmańskiej okupacji tego kraju. Zarówno Awarowie jak i Turko-Bułgarzy nie pozostawili po sobie żadnych istotnych śladów. Nawet w językach słowiańskich te tureckie elementy z czasów średniowiecza po prostu nie istnieją. Już samo to świadczy o tym, że mamy tu do czynienia z kłamstwami szytymi grubymi nićmi.

Ta niemożność określenia jednoznacznego zasięgu i czasu trwania tych hipotetycznych tworów państwowych nie jest przypadkowa.

Już w tamtych czasach przywódcy polityczni stosowali takie same metody walki propagandowej ze swoimi politycznymi przeciwnikami jak współcześnie i fałszowanie historii należało do standardowych metod tej walki.

Co gorsza to fałszowanie nie ograniczyło się do jednorazowego aktu, ale każde kolejne pokolenie tych czy innych oszustów dopisywało, do tych wcześniejszych, kolejne kłamstwa, doprowadzając historię Europy do stanu zaawansowanej paranoi.

Zarówno Bizantyjczykom jak i Katolikom, no a przede wszystkim władcom krajów Zachodniej Europy zależało na tym aby rzucić złe światło na swoich przeciwników i wybielić własne zbrodnie i potworności.

Jeśli spojrzeć na zasięg terytorialny tych trzech sił w Europie to zauważymy, że zajmowały one raczej obrzeża europejskiego kontynentu, a jego główna masa zdawała się być pozbawiona jakichś znaczniejszych organizmów państwowych.



Czy było to jednak możliwe aby te agresywne polityczne twory zadowoliły się rolą zaścianka Europy?

Czy jest możliwe to, że Imperium Bizantyńskie i Imperium Merowingów dobrowolnie zrezygnowały ze swoich ekspansjonistycznych celów?

Oczywiście te pytania są czysto retoryczne i ta wstrzemięźliwość tych państw wynikała po prostu z ich militarnej słabości i niemożności podporządkowania sobie terytorium Słowian, bo to właśnie oni zamieszkiwali olbrzymią większość europejskiego terytorium.

Jeśli tak, to można uznać za wysoce nieprawdopodobne i tak naprawdę za niemożliwe, aby te słowiańskie plemiona w pojedynkę byłyby w stanie powstrzymać tych agresorów, jeśli rzeczywiście byłyby tak prymitywne i niecywilizowane, jak to już od setek lat próbują nam to wmówić „nasi historycy”.
Ta biała plama na mapach Europy jest rezultatem świadomego fałszowania historii i zacierania faktów istnienia słowiańskiej państwowości w tamtych czasach i to na tyle silnej, że władcy Konstantynopola nie raz i nie dwa utrzymali się przy władzy tylko dlatego, bo wykupywali się u słowiańskich królów tonami złota.

Ten fakt jak i rozliczne klęski zadawane Merowingom i Bizancjum przez Słowian spowodowały, że obie te siły były co do tego zgodne, że pamięć o tych kompromitujących wydarzeniach musi być wymazana z historii Europy, jak i pamięć o ludziach którzy tego dokonali.

Zasadniczym powodem było jednak to, że to Słowianie jako pierwsi w Europie przyjęli elementy chrześcijaństwa do swoich wierzeń, tworząc jego odmianę, którą nazwano Arianizmem.

Dokonała tego, poprzez swoją działalność misjonarską, Maria-Magdalena zakładając centrum religijne w Hemmabergu na terenie Karantanii (Koroszki) w obecnej Austrii.


Tereny te zamieszkiwały już od pradawnych czasów plemiona słowiańskie, ale w rezultacie wzmożonego importu żelaza i bursztynu przez Rzym, obszar ten stał się również miejscem rywalizacji Wandali (Wendów) Polan i Goplan z terenów obecnej Polski, usiłujących przejąć kontrolę dróg handlowych z cesarstwem.



Najprawdopodobniej żadne z tych plemion nie miało dostatecznych sił na zwycięstwo i w rezultacie teren Panonii stał się ciekawym eksperymentem politycznym i gospodarczym, bo każde ze słowiańskich plemion i związków plemiennych utrzymywało na terenie Panonii swoje siły zbrojne, dla zagwarantowania własnych interesów gospodarczych, na zasadzie pokojowej koegzystencji.

Widzimy to doskonale na mapie Panonii z uwzględnieniem zamieszkujących ją plemion i ludów.



Goplanie nazywani są na tej mapie Varcianami co nie sposób inaczej zinterpretować jak Warcianie, a więc alternatywna nazwa dla Goplan.

Wandali znajdziemy pod nazwa Cornacates. W tej nazwie słowiański ślad został zatuszowany poprzez dodanie dwóch liter. Tak naprawdę nazywano ich Cracates a więc Krakusi.

Polanie występują pod nazwą Lachów którą zdeformowano do formy Iesi.

Wieleci i plemiona Lutyckie reprezentowane były przez Latobitów. W tej nazwie wystarczyło zamienić tylko „U” na „A” aby wyprowadzić czytającego na manowce.
Ta nazwa jest jeszcze z tego względu interesująca, bo pozwala nam poznać etymologię nazwy Lutycy.

Pierwotnie nie nazywano ich „Złymi”, czy też jak niektórzy twierdzą „Wilkami”, ale odwrotnością tego znaczenia.

Luto-bici”, a więc ci co „Zło Bijący” lub „Zabójcy Wilków”, w zależności od tego, co przyjmiemy za prawidłowe znaczenie słowa LUTY.

W dalszej części wrócimy jeszcze do tego słowa, bo jest ono szalenie ważne dla rozszyfrowania jeszcze jednej, zasadniczej dla naszego wywodu, zagadki znaczeniowej.

Plemię które widzimy pod nazwą Boii to oczywiście odpowiednik naszego oznaczenia na wojownika „Woj”.

Jak widzimy, nazwy tych starożytnych plemion nie są całkowicie zmyślone, ale na tyle zdeformowane, aby uniknąć jednoznacznych skojarzeń ze Słowianami.

Była to najprostsza metoda fałszowania słowiańskich nazw własnych.

Oprócz tego przekręcano znaczenie imion, fałszowano pochodzenie osób i ludów, przekręcano tok zdarzeń, odwracając całkowicie ich realny przebieg itd itp. Wszystko po to aby unicestwić pamięć o ariańskich Słowianach i o tym, że to właśnie oni dominowali Europę przez całe stulecia i traktowali Rzym, Bizancjum i Franków jako swoich wasali.

Jako ciekawostkę znajdziemy również na tej mapce plemię o nazwie Catari, od której to nazwy pochodzi określenie sekty religijnej Katarów, w której najdłużej przetrwały idee religii ariańskiej i która zdobyła olbrzymie znaczenie w okresie późnego średniowiecza na terenach Europy Zachodniej zamieszkiwanych przez Słowian i ich potomków.

Artykuł w polskiej Wikipedii służy tylko ogłupianiu gawiedzi i nie zasługuje nawet na to, aby go tu przytoczyć, ale już w angielskiej można się dowiedzieć paru ciekawych rzeczy. Szczególnie polecam akapit dotyczący roli kobiet w tej wspólnocie religijnej.


Panonia była więc tak jakby tyglem, w którym pierwsi Chrześcijanie na terenie Europy zetknęli się z ludami słowiańskimi i gdzie na drodze wymiany i wzajemnego przenikania się idei i tradycji wytworzyły się podstawy wszystkich ważnych odłamów chrześcijaństwa w Europie i gdzie obrzędy religijne Chrześcijan przybrały swoją ostateczną formę.

Tu też zaczęły się formować zaczątki feudalnych struktur społecznych oraz wąskie grupy i klany rodzinne, które stopniowo rozszerzyły swoje wpływy na cały ówczesny słowiański świat.

Typowym przykładem był ród Merowingów, który to ze swoich pierwotnych siedzib w Panonii rozprzestrzenił swoją władzę na tereny Europy Zachodniej. Przedstawiciele tego rodu pochodzili z plemienia Lesi należącego do olbrzymiego związku plemiennego nazywającego siebie Polanami i którego przedstawiciele zasiedlali tereny od obecnej Bułgarii poprzez Panonię, obecną Bawarię i Polskę, aż po Ruś.
Warstwy przywódcze Polan a szczególnie przedstawiciele elitarnych jednostek zbrojnych nazywano mianem Lechitów.
Nazwa Lesi stała się następnie pierwowzorem takich określeń jak Polesie, Polachy aby następnie stać się nazwą naszego narodu - Polacy.

W początkach ariańskiego Chrześcijaństwa zdecydowanie najważniejszą rolę odgrywała dynastia rządząca plemieniem Krakusów, określanego też nazwą Wandale lub Wendowie, lub jak przypuszczam nazwą Wawelanie.

Ich władca nazywany był KRAKIEM i to określenie stało się następnie wzorem dla innych nazw określających władców, jak KRAL, KARL, KRÓL.

Po najeździe na Rzym dynastia ta przeniosła się do Afryki Północnej, do Kar(l)taginy (miasto targowe Króla), ale dalej miała olbrzymi wpływ na plemiona słowiańskie Europy Środkowej będąc dalej władzą zwierzchnią wśród ariańskich Słowian, aż do ich ostatecznego upadku.

Po upadku Imperium Wandali a szczególnie po kompromitacji dynastii rzadziej, sytuację wykorzystał ród Merowingów z plemienia Polan, zgłaszając swoje aspiracje do przewodzenia wszystkim Słowianom.

Merowingowie byli zapewne również potomkami Marii Magdaleny i ich aspiracje były jak najbardziej uzasadnione.

Oczywiście samo pochodzenie nie wystarczało i jak to zwykle bywa, dla osiągnięcia tego celu potrzebowali pieniędzy, dużo pieniędzy.

Obszar ich władzy był jednak wyniszczony i wyludniony po epidemiach dżumy i tak naprawdę to straszliwie biedny. Skłoniło to Merowingów do szukania kasy poza granicami ich państwa i napady rabunkowe w granicach Cesarstwa Bizantyjskiego stały się głównym źródłem ich finansowania.

Dla Bizantyjczyków ci agresorzy kojarzyli się z tym co znali już z własnej przeszłości i dla nich ludy z terenów lezących na północ od Alp nad brzegami Morza Północnego to był kraj Abaroi


Tak więc tych agresorów nazwali Awarami i to niezależnie od tego z jakiego plemienia, czy też tworu państwowego, pochodzili. Jak już to wielokrotnie podkreślałem w przeszłości występował powszechny chaos w zastępowaniu litery „W” przez literę „B” i odwrotnie, co do dzisiaj prowadzi do nieporozumień i fałszywej interpretacji przeszłości.

Termin Awarzy nie dotyczył więc jakiegoś mitycznego azjatyckiego plemienia, które opanowało jakoby centrum Europy, ale był zamiennie używany jako ogólne określenie barbarzyńców napadających Cesarstwo od północy.

Dla późniejszych zachodnich historyków było to bardzo wygodne, bo pozwalało ukryć niezbyt pochlebną przeszłość ich panujących dynastii.
To ciągłe zagrożenie napaściami ze strony zachodnich Polan, do których przyłączały się również inne plemiona słowiańskie, skłoniło Cesarza Herakliusza (zresztą potomka Wandali) do szukania wśród swoich rodaków Krakusów pomocy dla osłabienia władzy Merowingów wśród Słowian.

Początkowo doszło do powołania wspólnej rady połączonych sojuszem plemion i ten twór polityczny otrzymał nazwę Samostojnej a więc niezależnego od Merowingów państwa.

Ten sojusz okazał się być bardzo skuteczny i Samostojnej udało się pokonać Merowingów i przegnać ich z terenów Bałkanów i Europy Środkowej, osłaniając w ten sposób Bizancjum przed napaściami.

Autorytet plemienia Krakusów wzrósł przez to na tyle, że uczestnicy sojuszu zdecydowali się na przekazanie władzy w ręce Kraka, przywódcy Krakusów. Było to zresztą koniecznością bo zagrożenie ze strony Merowingów nie uległo zmniejszeniu a wprost przeciwnie zanosiło się na walkę na śmierć i życie i zgodnie ze słowiańskim zwyczajem, w czasach wojny, cala władza przechodziła w ręce jednego wodza.


Również Bizancjum nie żałowało zaszczytów i Krak obsypany został najwyższymi możliwymi nagrodami i tytułami.
Ten czas jedności Słowiańsko-bizantyjskiej nie trwał jednak długo i następcy Herakliusza poczuli się zagrożeni rosnącą siłą Imperium Słowian i w typowy dla Bizantyjczyków sposób rozpoczęli knowania i spiski, wspólnie ze swoimi niedawnymi wrogami.

Co do prawdziwego imienia Kraka, (imię to dotyczyło bowiem tylko jego funkcji Króla), to nic o nim nie wiadomo, ale w dalszej części tekstu spróbujemy wyjaśnić również i tę tajemnicę.

Powstanie tego państwa wiązało się również z rozbudową jego obronności. Krak zainicjował budowę szeregu twierdz. Niektórym nadano nazwę od jego imienia. W ten sposób powstał nie tylko nasz polski Kraków ale również Kraków na terenach Wieletów i Lutyków na zachodzie jak i twierdza Krakra na terenach Bułgarii, na południu Imperium. Tą ostatnią Niemcy w literaturze nazywają identycznie jak nasz Kraków, czyli Krakau.



Z twierdzą Krakra znajdującą się na obrzeżach miasta Pernik wiąże się też bardzo ciekawe znalezisko wczesnośredniowiecznego miecza z napisem na klindze.

Próby rozszyfrowania znaczenia tego napisu są ciekawym przykładem tego, jak państwa słowiańskie są już zinfiltrowane przez zachodnią agenturę i jak pod płaszczykiem wolności badań naukowych rozpowszechnia się w nich wielkogermańską propagandę.

Na te cele idą miliony i wśród „słowiańskich historyków” nie ma prawie takiego, którego nie skusiłyby te srebrniki.

Szczególnie Bułgaria stała się ofiarą tej oszukańczej kampanii i zarówno Niemcy jak i Szwecja nie żałują środków dla opłacania odpowiednich ośrodków propagandowych.

Wystarczy zajrzeć np. na tę stronę internetową oby zorientować się jakie rozmiary przybrała ta kampania.


W sprawie rozszyfrowaniu (w cudzysłowiu) tego napisu „zasłużyła” się szczególnie pani Emilia Dentschewa pracująca na sofijskim uniwersytecie.


Pani Dentschewej udało się jakimś cudem dopatrzeć w tym tekście napisu w języku niemieckojęzycznych Longobardów.

Jak to z tymi Longobardami było naprawdę pisałem już tutaj:


Tak więc przypisywanie im języka niemieckiego jest absolutną bzdurą.
Takie szerzenie bzdur jest jednak w Bułgarii na porządku dziennym i Bułgarzy mają nieszczęście posiadać chyba najbardziej skorumpowane i najbardziej antynarodowe elity ze wszystkich słowiańskich narodów.

Ten kraj, w którym na każdym kroku spotykamy ślady słowiańskiej starożytnej przeszłości i który był centrum słowiańskiej kultury, promieniującej na całą Europę, stał się niestety najzagorzalszym zwolennikiem turbogermańskiej propagandy i utrzymuje nawet za pieniądze podatników specjalny instytut do propagowania tego taniego falsyfikatu jakim jest tzw. „Biblia Gocka” - Wulfila House.

Zajmijmy się jednak konkretnie tym napisem na mieczu z grodu Kraka.

Istnieje tylko niestety jedna fotografia napisu i do tego fatalnej jakości.



Przyczyny tego stanu rzeczy możemy się domyśleć. Chodzi oczywiście o zatarcie jego prawdziwego znaczenia oraz jego słowiańskiego a nawet lechickiego pochodzenia.

Można z dużą pewnością przyjąć, że napis ten jest na pewno starszy niż podaje to np. angielska wikipedia bo występujący tam alfabet jest generalnie alfabetem łacińskim z elementami starosłowiańskiego i nie ma nic wspólnego z cyrylicą. A więc musiał powstać przed upowszechnieniem cyrylicy w Bułgarii.

Sam napis składa się z następujących liter

+IHININIhVILPIDHINIhVILPN+

Obramowany jest z obu stron krzyżami które nie niosą w sobie żadnej wartości informacyjnej a wskazują jedynie, że należał on do chrześcijanina.

Kolejną rzeczą jaką zauważymy to powtarzająca się litera „N” w napisie.

To prowadzi nas do mojego pierwszego odszyfrowanego tekstu słowiańskiego z czasów starożytnych, w którym też spotkaliśmy przypadek szyfru używającego pustych znaczeniowo liter, dla zaszyfrowania rzeczywistego przesłania inskrypcji.

Co ciekawe tekst ten też pochodził z Bułgarii, tak więc musimy z zaskoczeniem stwierdzić, że od czasów Traków aż do Średniowiecza tradycje i sposoby szyfrowania takich tekstów pozostały niezmienne.


Jeśli tak, to wystarczy przyjąć, że litera N oddziela, w większości przypadków, poszczególne wyrazy od siebie i możemy je w ten sposób z tego tekstu wydzielić.
Pozostaje nam tylko znaleźć prawidłowy kierunek zapisu i sprawdzić czy mamy tu do czynienia z językiem słowiańskim.

+IHI   I   IhVILP   IDHI    IhVILP+

Bez problemu zauważymy, że napis musimy czytać z prawej na lewą i że jest on z całą pewnością napisem słowiańskim.

Tym pierwszym wyrazem jest słowo PLIVhI.

Zauważymy też od razu, że występuje ono jeszcze raz w środkowej części zdania. Oczywiście świadczy to o tym, że chodzi tu o grę słowną i że oba wyrazy nie mogą być identyczne znaczeniowo, mimo ich graficznego podobieństwa.

Jeśli przyjrzymy się im jeszcze raz dokładniej to zauważymy, że litera „V” jest w obu wyrazach napisana trochę inaczej.



Łatwo więc jest się domyślić, że w jednej formie musi ona oznaczać „U” a w drugiej nasze „W”.

Jeśli wstawimy te litery prawidłowo i zapiszemy je zgodnie z przyjętym współcześnie kierunkiem, to zdanie to przyjmuje następującą formę.

+PLIUhI IHDI PLIWhI I IHI+

Już w tej formie możemy się stosunkowo łatwo domyśleć jego znaczenia, tylko słowo IHDI zdaje się do niego nie pasować i w istocie jeśli spojrzymy na oryginał, to te cztery litery zostały odczytane nieprawidłowo i w rzeczywistości znajdowały się tam litery MELI.











Uważam też, że tworzą one dwa osobne wyrazy „ME” i „LI”

Teraz możemy przedstawić już ostateczną formę tego zdania

+PLIUhI ME LI PLIWhI I IHI+

oraz przystąpić do wyjaśnienia jego znaczenia.

Pierwszy wyraz „PLIUHI” odpowiada najlepiej czeskiemu lub słowackiemu słowu PLUCHY oznaczającemu kogoś bojaźliwego lub lękliwego. Oczywiście nasz „Płochliwy” wywodzi się też od tego wyrazu.

ME” to oczywiście forma czasu przyszłego czasownika „mieć”.

Szczególnie interesujący i tak naprawdę rewelacyjny w swoim znaczeniu jest wyraz „Li”.

Występuje on do dzisiaj jako archaiczna pozostałość językowa w naszej mowie.
W przeszłości partykuła ta występowała bardzo powszechnie, szczególnie jeśli ktoś chciał się wysłowić w szczególnie wyszukany sposób, oraz w literaturze i poezji.

Możemy przyjąć, że partykuła li nie była częścią trywialnego języka, ale odróżniała pospólstwo od elit Polaków. Zapewne jej geneza sięga czasów Lechitów i Sarmatów.
Użycie tej partykuły w napisie na mieczu świadczy o tym, że zarówno Bułgaria jak i Polska znajdowały się w przeszłości w zasięgu tego samego obszaru kulturowego i tej samej państwowości.

Znaczeniowo „li” odpowiada naszemu „tylko”

Kolejny wyraz „PLIWHI” oznacza Plwocinę i podobną formę znajdziemy np. w czeskim „splivanec” lub rosyjskim „плевок”

Dalej mamy spójnik „I”

I jako ostatnie słowo „IHI”.

Występuje ono jeszcze w języku polskim, ale już tylko w języku potocznym np. w wyrażeniu „śmichy- chichy”. Słowo „IHI” oznaczało więc drwiący śmiech.

W całości to zdanie oznacza po przetłumaczeniu.

Płochliwego (tchórzliwego) oczekują tylko plwociny i śmiech.

lub

Płochliwego (tchórzliwego) czeka tylko oplucie i śmiech.

Napis ten był więc rodzajem ciągłego memento dla posiadacza miecza i ostrzegał go, że tchórzostwo na polu bitwy będzie dla niego w konsekwencji gorsze niż śmierć.

Napis ten wskazuje nam także na olbrzymi wpływ Słowian zachodnich i północnych na historię Bułgarii wczesnego średniowiecza i zaprzecza jednoznacznie zarówno obecności jakichś niemieckojęzycznych plemion i tym bardziej jakichś azjatyckich najeźdźców.

Wprost przeciwnie wskazuje na to, że Bułgaria była integralną częścią środkowoeuropejskiej Słowiańszczyzny i że panujący na tych terenach język był jeszcze bardziej zbliżony do naszego, niż ma to miejsce współcześnie.

CDN.

Translate

Szukaj na tym blogu