Gocki toast.



Gocki toast

Na stronie „Rudaweb” przeczytałem ciekawy artykuł w którym autor próbuje rozwiązać zagadkę zdania zapisanego w języku Gotów,


zachowanego w wierszu „De conviviis barbaris” łacińskiego poety z czasów upadku Imperium Wandali.


Z początku zamierzałem mój komentarz umieścić w nowej rubryce „Za płotem” w której mam zamiar w sposób krytyczny promować ciekawe artykuły o tematyce słowiańskiej na innych stronach internetowych.

Komentarz ten rozrósł się jednak tak bardzo, że zdecydowałem się przedstawić go w formie samodzielnego artykułu.

Co do rozwiązania jakie proponuje autor nie będę się wypowiadał, bo każdy może sobie sam wyrobić własne zdanie po przeczytaniu powyższego linku.

Warto jednak zwrócić uwagę na to, że istnieją różne możliwości interpretacyjne, co zresztą dowiedli Niemcy przerabiając to zdanie po swojemu.

Najważniejsze moim zdaniem jest jednak to, aby proponowane rozwiązanie pasowało do opisanej sytuacji jak i prezentowało sobą logiczną i spójną myśl.

Łaciński poeta opisuje swoje przeżycia z knajpy w której ucztują właśnie „barbarzyńscy” Goci.

Oczywiście jego możliwości zrozumienia brzmienia obcego mu języka są ograniczone i w opisanym cytacie zadziwia tak czy owak to, że zacytował to zdanie wyjątkowo wiernie.

Zgadzam się z autorem w tym, że Goci byli narodem słowiańskim, z tym że umieściłbym ich pochodzenie na terenach przybałtyckich.

Jeśli więc chcemy to zdanie rozszyfrować to możemy to tylko wtedy dokonać, jeśli przyjmiemy język polski lub generalnie języki słowiańskie jako bazę naszych poszukiwań.

Po pierwsze musimy jednak zacząć od opisu sytuacji i zastanowić się, w którym momencie nasz rzymski poeta mógł na tyle zainteresować się tym co dzieje się przy sąsiednim stoliku, aby treść wypowiedzianego przez gockiego gościa zdania utkwiła mu aż tak dobrze w pamięci.

Zacznijmy od zwyczajów słowiańskich przy biesiadzie.

Wprawdzie nasze polskie tradycje biesiadne upadły (inne niestety też) i coraz częściej zachowujemy się przy stole jak w chlewie, ale jeszcze całkiem niedawno byłoby nie do wyobrażenia to, aby wypić trunek bez poprzedzającego go toastu. Toasty te były tematycznie bardzo różnorodne ale ideą przewodnią było zachęcenie biesiadników do zabawy i do beztroskiego oddawania się pijaństwu.

To właśnie ten obraz wstających od stołu słowiańskich biesiadników, z uniesionym do góry kielichem, wypowiadających krótkie zdanie po którym jego towarzysze z aplauzem wychylali trunek, musiał zainteresować rzymskiego poetę na tyle, że postanowił on włączyć jedno z wypowiedzianych zdań do swego wiersza.

Tak więc szukając rozwiązania zagadki musimy brać pod uwagę zdania o tematyce toastu biesiadnego oraz o formie, w której żonglowanie słowami i ich znaczeniami dodaje toastowi dodatkowego polotu.

Zgadzam się z autorem, że pierwsze trzy słowa „inter citz Gothicum” są łacińskie. Z tym że drugi wyraz jest oczywiście formą czasownika „cire” oznaczającego „zawołać”, który w 3 osobie liczby pojedynczej zapisujemy jako „cit.”. Litera „z” jest zapewne wskazowką na liczbę mnogą.

Ten początek zdania tłumaczymy więc jako „wśród (wołających) wiwatujących Gotów

Właściwe zdanie zostało zapisane jako „SCAPIAMADRIAIADRINCAM

Zauważymy, że zestaw liter „DRI” powtarza się w zdaniu dwa razy, wskazuje więc na typową wśród toastów żonglerkę znaczeniami słów.

Zasadniczym problemem jest wydzielenie pierwszego wyrazu oraz znalezienia myśli przewodniej toastu.

W tym przypadku nie jest to nawet trudne, bo ten pierwszy wyraz brzmi dla nas prawie współcześnie.

Jest nim słowo „SCAPIA” w którym rozpoznajemy łatwo odpowiednik polskiego słowa „SKĄPY” .

Kolejny wyraz to „MA” a więc trzecia osoba liczby pojedynczej odmiany czasownika „mieć”.

Kolejny wyraz składa się z trzech już wymienionych liter „DRI”. Jego znaczenie znajdziemy jeśli zastanowimy się co też takiego może mieć skąpiec więcej, w porównaniu z innym ludźmi. Oczywiście ma on od nich więcej pieniędzy.

To prowadzi nas bezpośrednio do systemu monetarnego starożytnego Rzymu w czasach upadku Imperium Wandali.

Najważniejszą monetą obiegową tamtych czasów były tzw. tremisses.


Moneta ta miała wartość jednej trzeciej najbardziej wartościowej monety rzymskiej czyli solida. Była ona bita nie tylko przez władców bizantyjskich ale też przez władców ludów „barbarzyńskich” i otrzymała u tych ludów zapewne własną nazwę będącą bezpośrednim tłumaczeniem nazwy rzymskiej, a tę tłumaczymy jako „jedna trzecia jednostki”. Zapewne potocznie nazywano ją po prostu „Trzy”. Cyfra trzy jest u większości ludów słowiańskich określana słowem „TRI”.

I tak właśnie prawidłowo brzmiało słowo wypowiedziane przez ucztującego Gota.

W trakcie wieków ten cytat ulegał zmianom w celu dopasowania go do imperialnej ideologii niemieckiej a ta uważała Gotów za swoich przodków a więc i zachowane teksty musiały przyjąć formy zbliżone do nowo utworzonego języka niemieckiego.

Oczywiście język niemiecki jest tylko kreolską formą języka słowiańskiego, w której to zmiany są często tylko powierzchowne i ze słowiańskiego „tri” zrobiono niemieckie „drei”.

Dalej w zdaniu mamy spójnik „A” odpowiadający dokładnie polskiej formie, zarówno w znaczeniu jak i w wyglądzie, oraz zaimek osobowy „IA” odpowiadający polskiemu „JA”.

Kolejne słowo jest również przykładem manipulacji motywowanej imperialnymi ciągotami Niemców.

W tym starożytnym zdaniu zmieniono ten wyraz tak by przypominał on natychmiast „germańskie drinken” czyli po polsku „pić”.

W rzeczywistości rozpoznamy tam oczywiście znaczenie związane z piciem, ale odnosi się ono do polskiego wyrazu „TRUNEK”. I tu właśnie turbogermańska propaganda próbuje odwrócić „kota ogonem” i wyprowadza etymologię wyrazu „trunek” od niemieckiego „trinken”, ale jest to oczywiste zmyślenie.

Słowo „trunek”, jak i jego pochodne, są oczywiście typowo słowiańskie i ostały się w niemieckim w trakcie kształtowania się tego języka w średniowieczu.

Słowiański trunek odnosi się do napitku alkoholowego. We wczesnym średniowieczu ludność zaniechała picia zwykłej wody po tym jak rozliczne epidemie zdziesiątkowały jej mieszkańców. W praktyce pito tylko napoje alkoholowe, jak piwo lub wino, bo tylko one pozbawione były bakterii chorobotwórczych, i nie ma co się dziwić temu, że dla tworzącego się właśnie języka niemieckiego słowo „trunek" było jednoznaczne ze słowem pić i zajęło jego miejsce w nowo tworzonym języku.

Za ten stan rzeczy, że tak często przy podawaniu etymologii słowiańskich wyrazów przyjmuje się, że pochodzą one z języka niemieckiego, odpowiedzialni są po cześci również nadgorliwi Słowianie.

Słowianskie „elity” do dzisiaj nie wierzą w to, że ich kultura i język są w Europie pierwotne i były bazą dla wszystkich innych języków. W przeszłosci rezygnowano więc chetnie ze swoich własnych prastarych określeń na rzecz neologizmów, aby tylko odseparować się od Niemców. Oczywiście ze strony niemieckiej zrobiono wszystko, aby ten proces jeszcze wzmocnić.

Najwyższa pora skończyć z tym poddańczym myśleniem i zwrócić naszej mowie również prastare polskie określenia zawłaszczone przez język niemiecki.

Całe szczęście w przypadku słowa „trunek”, możemy jeszcze do dzisiaj cieszyć się jego obecnością i używać go, wprawdzie coraz rzadziej, również w mowie potocznej.

Tak więc z wymienionych powyżej powodów ostatnie litery „DRINCAM” możemy rozłożyć na dwa osobne wyrazy „Trink sam”.

Możliwe że rzymski poeta zwrócił się do ucztujących Gotów z prośba o zapisanie tego zdania.

Ci jednak używali alfabetu starosłowiańskiego, jaki znamy już z tłumaczeń tekstów etruskich, a w tym alfabecie znak „C” odpowiada, tak jak do dzisiaj w cyrylicy, naszej literze „S”.

Dlatego jestem skłonny przypuszczać, że znak „C” ma tu podwójne znaczenie i w pierwszym został użyty jako litera „K” w słowie „Trink” lub po naszemu „trunk”, a w drugim jako „S” w słowie „sam

Tak więc w efekcie zdanie

SCAPIAMADRIAIADRINCAM

Możemy rozdzielić na pojedyncze wyrazy jako

SCAPIA MA DRI A IA DRINK CAM

oraz rozszyfrować jako:

SCAPI MA TRI A IA TRINK SAM

i przetłumaczyć po polsku jako

Skąpy ma pieniądze a ja (za to) piję sobie

Otrzymane zdanie pasuje nie tylko perfekcyjnie do sytuacji, ale posiada również specyficzny dla toastów charakter, w którym wznoszący toast stara się zaskoczyć współbiesiadników szczególnie wyszukaną i dowcipną jego formą.

Dodatkowo mogliśmy się po raz kolejny przekonać, że język niemiecki nie jest wcale samodzielnym językiem ale tworem sztucznym, w którym słowiańskie rdzenie uległy takiemu zniekształceniu, aby bezpośrednie podobieństwa nie rzucały się obserwatorowi w oczy. Reszta to tylko wytrwała i kłamliwa propaganda „Turbogermanów”.

Oczywiście byłoby niesprawiedliwie odbierać Niemcom całkowicie prawa do schedy po Gotach.

Oczywiście również Niemcy tak jak i Polacy czy Rosjanie są ich bezpośrednimi potomkami. Z tym, że Niemcy muszą zaakceptować swoje słowiańskie pochodzenie i zaprzestać rozpowszechniania kłamstw o egzystencji w starożytności jakichś niemieckojęzycznych Germanów.


W starożytności, w Europie poza zasięgiem administracyjnym Rzymu i Bizancjum, mówiono tylko po słowiańsku, a na obszarze samego Imperium jedynie elity mówiły po łacinie czy też po grecku.


Po części również u tych elit języki te miały funkcję „lingua franca” i czy to u Spartan


czy też u Macedończyków


nie mówiąc już o Etruskach


ludność posługiwała się cały czas swoją słowiańską mową.

Jedynie wśród niektórych plemion Wysp Brytyjskich i wśród Basków zachowała się mowa o innym korzeniach językowych, choć i tam wpływ słowiańskiego był bardzo duży.



To właśnie na wyspach Brytyjskich i w Irlandii ukształtowała się sekta chrześcijańska z której wykształcił się współczesny katolicyzm i wraz z jego rozpowszechnieniem przez Saksończyków, doprowadziła do wykorzenienia mowy słowiańskiej wśród Niemców, Hiszpanów, Francuzów czy też Skandynawów.

Ten proces nie jest zakończony i również współcześnie obserwujemy wysiłki w celu poróżnienia narodów słowiańskich między sobą i wykorzenienia w nich poczucia wspólnoty oraz zdewastowania ich moralnych wartości. Nie bez powodu propaguje się faszyzm wśród Ukraińców i Chorwatów, czy też psychopatyczną rusofobię i antysemityzm wśród Polaków.

Ostateczny cel zniszczenia naszej odrębności nie został wprawdzie jeszcze osiągnięty, ale patrząc na debilizm „naszych elit” i ich moralną degrengoladę, nie mam wątpliwości, że to tylko kwestia czasu.



Uzupełnienie z dnia 24.07.2018.

Wokół zdania:

Słowo „trunek”, jak i jego pochodne, są oczywiście typowo słowiańskie i ostały się w niemieckim w trakcie kształtowania się tego języka w średniowieczu”,

rozwinęła się dyskusja w której zarówno RudaWeb jak i Czesław Białczyński podważają słowiańską etymologię tego słowa, powołując się przy tym na niemiecką Wikipedię.

Cytowanie niemieckich źródeł i to do tego wybitnie tendencyjnych i w oczywisty sposób fałszywych, uważam za problematyczne, dlatego postaram się tu w skrócie przedstawić prawidłową etymologię tego słowa.

Jak już wspomniałem w moim komentarzu, słowo trunek należy do grupy znaczeniowej do której zaliczam też słowo tryskać, po czesku střik.

Ich powstanie wiąże się jednoznacznie z rozpowszechnioną wśród Słowian praktyką produkcji i konsumpcji piwa. Wokół spożywania tego napitku ukształtowały się już przed tysiącleciami określone zwyczaje i rytuały.

Rytuały te przetrwały aż do dziś i w każdej chwili możemy się przekonać, jak odbywa się taka popijawa, wystarczy tylko pójść do najbliższej knajpy.

Wprawdzie zwyczaj wygłaszania toastów zredukował się w Polsce do symbolicznego „Na zdrowie”, to w przeszłości miał on zdecydowanie pierwszoplanowe znaczenie, jak to widzimy na przykładzie cytowanego łacińskiego wiersza, jak i wiemy to z opisów uczt szlacheckich sprzed tak naprawdę niewielu przecież lat.

Poza wygłaszaniem toastu, powszechnym zwyczajem wśród Słowian, ale również wśród Niemców, jest stukniecie się kuflami z piwem wszystkich uczestników popijawy.



Oczywiście również dla tej czynności Słowianie musieli znaleźć swoją nazwę i nie mogło być też inaczej jak to, że poszukali tej nazwy wśród znanych już im znaczeń opisujących podobne czynności.

Takim nierzucającym się skojarzeniem jest stukanie się głowami dwóch baranów lub muflonów między sobą.



Samiec barana to po staropolsku „TRYK” a stukanie się baranów głowami to czasownik „TRYKAĆ”.

Tak więc było to najzupełniej zrozumiale, że nasi przodkowie właśnie w tym słowie poszukali wzorca dla określenia stuknięcia się dzbanami piwa.

Oczywiście tak jak to w językach słowiańskich powszechnie przyjęte, najprostszym sposobem tworzenia nowych wyrazów było uzupełnienie danego rdzenia o dodatkową zgłoskę.

Dla czynności stuknięcia się była to spółgłoska „N” i ze słowa „TRIK” powstało słowo „TRINK” a dla zjawiska wylewania się piwa z dzbanów, w trakcie tego, słowo „TRISK” które w polskim znamy np. w formie słowa „(WY)TRYSK” lub słowa „TRYSKAĆ”. Logiczne jest również i to, że dla napitku o takich tryskających własnościach też wymyślono określenie z tej grupy znaczeniowej i tym w języku polskim było słowo „TRUNK” unowocześnione później do słowa „TRUNEK

Ta etymologia jest tak jednoznaczna i przekonywująca, że zajmowanie się niemieckimi interpretacjami uważam za czystą stratę czasu.

Dowód na prawdziwość legendy o Amazonkach

Dowód na prawdziwość legendy o Amazonkach

Niektórych zastanowiło zapewne to, że w ostatnim czasie przypomniałem cały szereg moich artykułów sprzed lat.
Nie było to związane z brakiem konceptu na nowy temat, ale wiązało się z koniecznością zapoznania czytelników z moją koncepcją ewolucji, zanim przedstawię im kolejny artykuł o naszej historycznej spuściźnie.
Zresztą mimo upływu lat artykuły te nic się nie zestarzały i postawione tam tezy nie straciły nic a nic ze swojej aktualności, a więc zasługują dodatkowo na to, aby przywołać je z niebytu.

Badania genomu ludzkiego rozwinęły się niesamowicie w ostatnich latach i przyniosły nam szereg zaskakujących niespodzianek. Jedną z nich jest np. ta, że nasze wyobrażenia o historii naszej cywilizacji, a w tym i o roli Słowian w jej rozwoju, zostały po prostu wstrząśnięte od podstaw.

Okazało się, że tak naprawdę ludzką cywilizację stworzyli Słowianie i to oni byli też twórcami najważniejszych jej centrów w dziejach świata.

Niestety te prawdy tylko bardzo krótko znalazły dostęp do szerokiej publiczności i już od lat trwa aktywna kampania fałszowania wyników badań genetycznych i ukrywania przez nami prawdziwych danych.

W ostatnim czasie zaprzestano prawie że całkowicie publikowania badań haplogrup męskich w przypadku badan szczątków ludzkich, ponieważ wykazywały one obecność haplogrup słowiańskich „I” i „R1a” w Europie już od najdawniejszych czasów i tylko lokalny wpływ haplogrup „semickich”, co oczywiście podważało lasowany przez „naukę” pogląd o istnieniu bliskowschodniej „kolebki cywilizacyjnej”. 

Równie wstrząsający był fakt, że nie udało się znaleźć jakichś wyraźnych wskazówek na genetyczną odrębność narodów Europy Zachodniej i szczególnie Niemcy okazali się być mieszanką wszystkich możliwych europejskich haplogrup i ich „aryjskość” raz na zawsze okazała się być zwykłą legendą.

Komplety brak genetycznych wskazówek na obecność tzw. "ludów germańskich" w Europie spowodował, że szczególnie Niemcy rozpoczęli kampanię dezinformacyjną negując znaczenie genetyki dla badań historycznych.

Ciekawym przykładem tego typu manipulacji jest historia badań największej bitwy w okresie epoki brązu


na której ślady natrafiono na terenach obecnej Meklemburgii w Niemczech, w rejonie jeziora Dołęża.


Kiedy okazało się, że badania genetyczne szczątków ludzkich nie wykazały najmniejszej obecności czegoś co można by przypisać „Germanom”


a wprost przeciwnie, jednoznacznie wskazały na przodków Polaków, słowiańskich Etrusków


i skandynawskich Słowian,


jako jej aktywnych uczestników, to w rezultacie natychmiast wstrzymano finansowanie tych prac w obawie, że kolejne dane okażą się dla zwolenników „zachodniej wyższości cywilizacyjnej” jeszcze bardziej kompromitujące.

Ta sprawa jest tym bardziej skandaliczna, bo nie jest wykluczone, że właśnie wydarzenia związane z tą bitwą stały się następnie kanwą legendy o „Wojnie Trojańskiej” i razem z inwazją ludów słowiańskich, zwanych fałszywie „Ludami Morza”, na południe Europy i Bliski Wschód, znalazły swoje miejsce w podaniach i legendach późniejszych „Greków”.


Oczywiście równie krytycznie trzeba spojrzeć na przedstawienie badań nad Dołężą przez tzw. „polską Wikipedię” która niestety jeszcze raz potwierdza swoje niechlubne miano tuby antypolskiej i antysłowiańskiej propagandy.

Oczywiście badania haplogrup męskich prowadzone są w tajemnicy dalej, tylko że ich wyniki nie są już publikowane w odniesieniu do konkretnych znalezisk archeologicznych. Mimo to czasami przez przypadek otwiera się nam wgląd w naszą przeszłość i to w całkowicie zaskakujący dla nas sposób.

Takim tego przykładem jest artykuł który ukazał się w czasopiśmie „Nature”


W skrócie chodzi w nim o to, że badania genetyczne szczątków ludzkich wykazują w określonych przedziałach czasowych gwałtowne zawężenie się genetycznej różnorodności ich nosicieli.

Autorzy tego artykułu Tian Chen Zeng, Alan J. Aw i Marcus W. Feldman zadali sobie trud analizy dostępnych faktów i doszli do wniosku, że przed około 7000 lat doszło do dramatycznego zubożenia genetycznej różnorodności wśród ówczesnych mężczyzn.

Jednocześnie tego zjawiska nie zaobserwowano wśród kobiet. Wprost przeciwnie, w tym samym czasie daje się zauważyć zwiększenie się wśród nich tej różnorodności.

Wnioski jakie wyciągnęli autorzy tego artykułu, oskarżając o to zubożenie wzajemnie wymordowanie się skłóconych ze sobą klanów i plemion, przy czym kobiety jakimś dziwnym trafem nie zostałyby w trakcie tych rzezi poszkodowane, są wysoce nieprawdopodobne.

Zresztą sami autorzy dostarczają nam bezpośredniego dowodu obalającego ich tezy.

Dowód ten znajdziemy na wykresie przedstawiającym różnorodność genetyczną mężczyzn w trakcie ostatnich 70000 lat.


Co widzimy na tym wykresie to to, że zubożenie to miało charakter globalny i objęło populacje mężczyzn na wszystkich kontynentach i to w tym samym czasie.

Kto choć powierzchownie liznął parę wiadomości o faktach dotyczących rozwoju cywilizacji, pod koniec epoki neolitu, ten musi wiedzieć również to, że zmiany kulturowe nie nastąpiły we wszystkich rejonach Ziemi równocześnie, ale znaczące osiągnięcia cywilizacyjne rozprzestrzeniały się stopniowo od rejonu Europy Środkowej na wschód obejmując coraz bardziej rozlegle obszary. Również zmiany technologiczne jak i zmiany struktur społecznych podlegały tej samej regule.

Tak na przykład opanowania przez ludzi technologii metalurgicznych dokonała w Europie kultura Vinča i stopniowo, po upływie stuleci, umiejętności te rozprzestrzeniły się na Bliski Wschód i trzeba było dalszych tysiącleci aby objęły one również Azję wschodnią.

Identycznie przebiegały też zmiany form społecznych, gdzie ponadplemienne struktury pojawiły się najprawdopodobniej po raz pierwszy w Europie, a następnie rozprzestrzeniły się na dalsze rejony świata prowadząc często do powstania nowych wspaniałych cywilizacji.

W żadnym przypadku nie można przyjąć jednoczesności takich zmian na całym świecie, a bez tej jednoczesności proponowany przez autorów przebieg wydarzeń jest po prostu absurdalny.

Jednak fakty są nieubłagane i wskazują jednoznacznie na to, że przed 7000 lat miało miejsce drastyczne zmniejszenie się populacji mężczyzn na świecie i to do takiego stopnia, że na 17 kobiet miał przypadać tylko jeden mężczyzna. Skoro nie mogło to być spowodowane wzajemnym wyrzynaniem się mężczyzn w wyniku powszechnego amoku, to musiały zaistnieć inne przyczyny takiej dramatycznej zmiany stosunku płci.

Współczesna nauka nie jest w stanie wyjaśnić przyczyn tego typu zdarzeń bo jej paradygmaty nie mają z naszą rzeczywistością nic wspólnego.

Tzw. „fizyka” dopracowała się tak durnego systemu opisu natury, że zamiast nam naszą rzeczywistość wyjaśnić, gmatwa ją w sposób po prostu skandaliczny i sieje chaos i spustoszenie w głowach ludzi.

Również i w tym przypadku przyczyny zaobserwowanego zjawiska leżą całkiem gdzie indziej.

Są one związane z naturalnymi procesami zmian wartości Tła Grawitacyjnego, które w skrajnej postaci mogą prowadzić do drastycznej zmiany stosunku płci u noworodków.

Wahania TG mają charakter periodyczny bo związane są z wzajemnym położeniem ciał niebieskich w naszym Układzie Słonecznym.

Szczególną rolę odgrywa tu stopień wzajemnego pokrywania się projekcji planet na powierzchnię Słońca w trakcie ich wzajemnych koniunkcji. Ten z kolei zależny jest od położenia planet względem ekliptyki.

Widzimy to np. na tej grafice, gdzie zielone i niebieskie półelipsy torów planet oznaczają to, że znajdują się albo "pod" albo "nad" płaszczyzną orbity Ziemi.



Jak widzimy te położenia są dość zróżnicowane, choć zauważa się dominację jednego kierunku takich zgrupowań.

Przed 6600 tys lat zauważymy jednak o wiele większą zgodność tych położeń to znaczyło, że prawdopodobieństwo znalezienia się kilku planet w momencie ich wzajemnej koniunkcji dokładnie w płaszczyźnie ekliptyki było znacznie większe i generalnie ta zgodność musiała prowadzić do efektów rezonansu modulacji TG przez poszczególne planety i generalnego wzrostu jego poziomu.



Jak taki wzrost odbija się na morfologi organizmów żywych i jak drastyczny wpływ może mieć to na rozkład płci u noworodków opisałem już przed laty w cyklu artykułów o genetyce.


Opisana przeze mnie mechanizmy były również przyczyną tego, że przed 7000 laty gwałtownie spadła liczba urodzin noworodków płci męskiej. W skrajnych przypadkach mogło to rzeczywiście doprowadzić do sytuacji, że odosobnione grupy ludzkie zostały prawie całkowicie pozbawione mężczyzn. W rezultacie powstały społeczności w których część kobiet musiała przejąć te zadania, które pierwotnie były domeną mężczyzn, w tym również te związane z bezpieczeństwem i obroną takich społeczności.

Takie grupy plemienne w których kobiety zdane były tylko na siebie samych, pierwotni Słowianie nazwali (S)amożeny,  (S)amożonki co Grecy swoim niechlujnym zwyczajem przerobili na Amazon(es) a my zniekształciliśmy do Amazonek.

Jednoznacznie słowiański źródłosłów tej nazwy wskazuje na to, że i to legendarne plemię kobiet-wojowniczek było w swojej istocie plemieniem słowiańskim. Tym samy potwierdza się też moje pierwotne przypuszczenie które przedstawiłem w poniższym tekście.


Opisane zjawisko uświadamia nam również, jak bardzo niedoceniane są przez „historyków” podania i mity naszych przodków. Również i w tym przypadku okazuje się, że legendarne Amazonki nie były tylko efektem czystej wyobraźni starożytnych, ale ich egzystencja staje się w świetle tych nowych faktów więcej niż prawdopodobna.

O ewolucji człowieka

 Artykuł opublikowałem po raz pierwszy 29.01.2012 roku.

O ewolucji człowieka
Temat ewolucji wzbudza silne emocje, zbyt mocno jest on bowiem obarczony konfliktami pomiędzy rożnymi światopoglądami i religijnymi preferencjami u ludzi.

Obawiam się, że moim kolejnym artykułem nie przyczynię się do uspokojenia nastrojów, ponieważ zarówno zwolennicy jak i przeciwnicy ewolucji nie mają najmniejszego pojęcia o rzeczywistości i są zaślepieni swoim ideologicznym fanatyzmem.

Mechanizmy ewolucji wydają się funkcjonować na innych zasadach niż te propagowane przez ewolucjonistów. Z drugiej strony religijni maniacy też nie mają się z czego cieszyć, ponieważ ewolucja istnieje, i to ona przyczyniła się do powstania człowieka, a nie jakaś tam ingerencja jakiegoś tam "Boga".

Co więcej muszę stwierdzić, że pozycja człowieka w świecie zwierząt nie jest niczym szczególnym. Można by to nawet drastyczniej sformułować.

Powstanie człowieka rozumnego nie było poprzedzone żadnym procesem preferującym jego inteligencję.

Powstanie człowieka to po prostu “wypadek przy pracy”, przypadkowe wyewoluowanie świadomości będące produktem odpadowym selekcji innych cech organizmu, które dla jego przeżycia były o wiele ważniejsze od inteligencji.

Wskazania, że ewolucja nie jest jedynie wynikiem zmian genów, ale produktem skomplikowanych zależności pomiędzy różnorodnymi czynnikami, stały się w ostatnich czasach coraz powszechniejsze.

Nie tylko chaperony mogą wpływać na morfologię organizmów, ale już sama obecność prostych białek może wpłynąć w zdecydowany sposób na ich wygląd zewnętrzny.

Japońskiemu naukowcowi Masaki Kamakura udało się to w spektakularny sposób udowodnić.

W artykule

Royalactin induces queen differentiation in honeybees

przedstawił on eksperyment dotyczący rozwoju ciała matek pszczelich.

Tak jak zapewne większości czytelników się orientuje, matki pszczele i robotnice nie różnią się zestawem swoich genów. Mimo tego, pszczoły potrafią z larwy (z podwójnym zestawem chromosomów) do jej 5 dnia życia, wyhodować matkę pszczelą tylko przez przestawienie sposobu karmienia tej larwy na mleczko pszczele.

Nie wiedziano jednak jaki czynnik konkretnie jest za to odpowiedzialny.
Badania Kakamury doprowadziły niedawno do identyfikacji tej substancji.
W swoim eksperymencie zbadał on jak długość przechowywania mleczka pszczelego wpływa na rozwój larw pszczelich i stwierdził, że czym dłużej takie mleczko było przechowywane, tym słabsze było jego działanie na larwy i tym słabiej przyszłe matki wykształcały typowe dla nich cechy morfologiczne.

Oznacza to, że stężenie odpowiedzialnego za te zmiany czynnika musi się z upływem czasu zmniejszać i po około 30 dniach przechowywania całkowicie zaniknąć.
Dokładne analizy wykazały, że warunek ten spełnia tylko jedna substancja zawarta w mleczku pszczelim, a mianowicie białko o nazwie “Royalactin

Odkrycie to, mimo że interesujące, nie miałoby większego znaczenia gdyby nie to, że Kamakura  nie poprzestał na tym, ale postanowił sprawdzić jak ta substancja działa na rozwój muszki owocowej (Drosophila melanogaster)

Jest to wprawdzie też owad, ale nie spokrewniony bezpośrednio z pszczołami i mimo to, poprzez dodatek Royalactinu do pożywienia larw muszki owocowej, doszło do dramatycznych zmian w wyglądzie osobników. Wyrosły one większe, żyły dłużej i złożyły więcej jajeczek niż normalne muszki owocowe.

Dowodzi to, że wygląd zewnętrzny organizmu może się silnie zmienić pod wpływem działania nawet bardzo prostych substancji i nie jest do tego potrzebna genetyczna selekcja czy też mutacja genów.

Odkrycie Kamakury zaprzecza twierdzeniom oficjalnej nauki, że to właśnie geny są odpowiedzialne za morfologię organizmów.

Tak się jednak składa, że cała systematyka organizmów żywych opiera się głównie na ich wyglądzie zewnętrznym. Wprawdzie metody genetyczne znajdują coraz częściej zastosowanie, jednak tak naprawdę, nikt nie jest w stanie powiedzieć o ile „genów“ muszą się dane organizmy różnić, aby można je było traktować już jako odrębne gatunki.

W ten sposób genetyka stała się nowoczesnym sposobem „wróżenia z fusów“, któremu nauka oddaje się w ekscesywny sposób.

Tacy ludzie jak Kamakura są tutaj niestety nielicznym wyjątkiem. Ich działania pozwalają nam zachować resztki zaufania w sensowność i etyczność współczesnej nauki, ponieważ potrafią oni jeszcze stawiać pod znakiem zapytania kłamstwa rozpowszechniane przez zawodowych oszustów, do jakich zaliczają się niestety w większości przypadków "naukowcy".

Trzeba jednak zauważyć, że takie pozytywne przykłady obserwujemy prawie że  wyłącznie z poza obrębu zachodniej cywilizacji.

Nauka zachodnia znajduje się bowiem w fazie głębokiego kryzysu zarówno etycznego jak i ideologicznego i sama z siebie niezdolna jest do procesu samoodnowy, bo zbyt silnie skorumpowane jest bowiem już jej środowisko i za daleko zaszła już degeneracja moralna jej przedstawicieli.

Do tego dochodzi jeszcze przejęcie strategicznych funkcji przez zdewociałych idiotów, których jedynym celem jest zrobienie z nauki narzędzia służącego do rozpowszechniania ich religijnych omamów.

Ta koalicja złożona z oszustów, dewotów i idiotów doprowadziła do rozłożenia nauki a szczególnie fizyki na łopatki.

Eksperyment Kamakury pokazał nam w sposób niepodważalny, że rozwój organizmu do osiągnięcia dojrzałości jest sterowany na rożnych płaszczyznach i każda z nich jest w stanie zmienić wygląd tego organizmu w sposób zdecydowany.

Co ciekawe nie każda z tych płaszczyzn jest sterowana zapisem genetycznym. W większości przypadków aktywizacja takiej płaszczyzny następuje na skutek zmian środowiska naturalnego.
Głównym elementem kształtującym to środowisko są zmiany Tła Grawitacyjnego.

To właśnie TG jest motorem powstawania i wymierania gatunków.

Jeśli dojdzie do nagłych zmian warunków fizycznych na poziomie TG, to organizmy zmieniają się w niesamowicie szybkim tempie.
Tego typu zmiany byłyby niemożliwe gdyby ich powstanie było tylko zależne  od mutacji genów, ponieważ tempo powstawania mutacji jest za słabe.

Z tego względu Natura przyjęła inne rozwiązanie i wyposażyła organizmy w mechanizm zmieniający ich morfologię w sposób antycypujący przyszłe zmiany środowiskowe a tym samym sterujący zmianami kierunku przemian morfologii organizmu zapewniający jego przeżycie w zmieniającym się środowisku.

Nauka musi zdjąć klapki z oczu i zrezygnować z ulubionej tezy ewolucjonistów, że to gatunek jest podstawową jednostką zmian ewolucyjnych i zaakceptować to, że ewolucję nie interesuje coś tak abstrakcyjnego jak gatunek a tylko i wyłącznie indywiduum.

Tak naprawdę ewolucja to przeciwieństwo tego co nauka traktuje jako niepodważalną prawdę.

Ewolucja nie jest procesem aktywnie zmieniającym gatunki, w wiecznej ich walce o przeżycie, w zmieniającym się bez ustanku środowisku, ale procesem pasywnym, stabilizującym istniejącą morfologię organizmów i próbą jej niezmienionego zachowania, pomimo ciągłego nacisku TG zmieniającego wielkość cząsteczek budujących organizm.

Wszystkie procesy ewolucyjne służą jedynie temu celowi aby wygląd organizmu i sposób jego życia pozostały w niezmienionym stanie i przeciwdziałają każdej próbie tych zmian.

Rzeczywiste zmiany inicjowane przez TG zachodzą za szybko i prowadzą do tak dużej morfologicznej metamorfozy, że ewolucja w klasycznym znaczeniu nie ma na te zmiany żadnego istotnego wpływu.

Konkretnie oznacza to, że organizmy o jednolitym zestawie genów, w rożnych epokach historii ziemi, przyjmują rożny wygląd zewnętrzny.

Ten wniosek zmienia, naturalnie, nasze spojrzenie na wszystkie aspekty rozwoju organizmów, również takie, które dotyczą rozwoju człowieka.

Jeśli ewolucja funkcjonuje inaczej, to jak w takim razie przebiegała ona w przypadku człowieka?
Dlaczego i w jaki sposób doszło do wykształcenia się u ludzi inteligencji?

Z punktu widzenia natury, inwestycja w duży mózg i w inteligencję nie jest dobrym interesem. Nie zwiększa ona szans przeżycia, a wprost przeciwnie, koszty energetyczne są tak duże, że w historii życia na Ziemi ewolucja nie podjęła nigdy podobnego eksperymentu jak w przypadku ludzi.

Spójrzmy co na ten temat ma do powiedzenia paleontologia.

I rzeczywiście, jeśli dokładniej spojrzymy na zawarte tam informacje to musi się każdemu rzucić w oczy specyficzna zależność.

W historii rozwoju rodzajów “Australopithecus” jak i “Homo” daje się zauważyć naprzemienne występowanie delikatnej (gracylnej) i masywnej (robustnej) budowy ciała znalezionych szkieletów. Różnice te są tak duże, że odpowiednie formy zostały zakwalifikowane do osobnych gatunków czy nawet rodzajów.

Z punktu widzenia mojej teorii Tła Grawitacyjnego takie podejście nie ma żadnego uzasadnienia. Różnice te nie są bowiem spowodowane zmianami genetycznymi, ale wynikają z reakcji organizmu na zmiany TG, a tym samym na zmiany w sfałdowaniu produkowanych przez organizm białek, a tym samym wielkość komórek i organów.

Oznacza to, że różne formy rodzaju Australopithecus to w gruncie rzeczy ten sam gatunek, ale nawet tak odmienne jak Paranthropus boisei były tylko specjalną formą australopiteka wykształconą w trakcie kiedy TG przyjęło bardzo niskie wartości.

Ten sam schemat powtarza się także w obrębie rodzaju „Homo“

Masywną formą człowieka archaicznego jest np: Homo erectus, a jego odpowiednik o delikatnej budowie to „Homo ergaster“.

W nowszej historii taką parę tworzą Homo neanderthalensis i Homo sapiens, przy czym ten pierwszy jest typowy dla czasów o niskiej wartości TG, co spowodowało wykształcenie się wyraźniej zaznaczonych cech morfologicznych.

Moim zdaniem nigdy nie uda się znaleźć pozostałości neandertalczyków i ludzi współczesnych w tej samej warstwie osadów w tym samym miejscu.

Te dwie formy są bowiem tym samym, jedynie co je rożni to czas ich egzystencji i każda z tych form zmieniała swój wygląd w drugą, jeśli zmiany TG to wymusiły.

Tak więc w czasach o niskiej wartości TG powstają masywne formy ludzkie, u których charakterystyczne cechy są bardziej rozwinięte, w tym również takie jak mózg. W czasach o dużych wartościach TG budowa szkieletu zmienia się na „gracylną“, a mózg zmniejsza swoją masę, za to rośnie jego pofałdowanie.

W czasach o małych wartościach TG wytwarzają się nie tylko narośla kostne na czaszkach ale w zależności od sensybilizacji chaperonów może dojść na przykład do wydłużenia niektórych kości odnóży.

Wydłużenie kości tylnych odnóży zmusiło przodków ludzi do porzucenia nadrzewnego sposobu życia i przyjęcia postawy wyprostowanej. Ta zmiana szła w parze z ochłodzeniem klimatycznym i ekspansją środowiska sawanny i okazała się być bardzo korzystna, ponieważ umożliwiła ona australopitekom opanowanie tej nowej niszy ekologicznej. Tak więc do tej zmiany zostały one zmuszone, ponieważ zmiana budowy szkieletu nie pozwoliła im dalej na prowadzenie nadrzewnego tryb życia.

Korelacje z przykładem zięb Darwina są tutaj zaiste frapujące.

Tego typu wahania powtarzały się wielokrotnie i nic nie wskazywało na to, aby możliwa była przemiana do form typowo ludzkich, do momentu pojawienia się Homo ergaster, gracylnej formy Homo erectus, która swoje odżywianie przestawiła w całości? na pokarm mięsny.

Aby uzyskać to bardzo wartościowe pożywienie, nie wystarczyło okazyjne zjadanie padliny, czy też przypadkowe sukcesy w polowaniu przy pomocy prymitywnych metod.

Homo ergaster wynalazł efektywną metodę polowania na dowolnie wielkie zwierzęta łowne.

Zauważył on, że można upolować każde zwierzę, niezależnie od jego wielkości, jeśli tylko dostatecznie długo zmuszać je do ucieczki i przeszkadzać w każdej próbie pobrania pokarmu czy też napoju. Po paru dniach takiej nagonki zwierzęta umierały z wycieńczenia.

Homo ergaster miał mianowicie, na skutek dwunożnego poruszania się, zdecydowanie lepszy bilans energetyczny niż jego ofiary. Również współcześnie tego typu polowania są jeszcze praktykowane np. u ludu  San

To polowanie na zabieganie było jednak dla myśliwego całkiem niebezpieczne i to nie ze względu na bezpośrednie zagrożenie atakami ofiary, ale prawdziwe niebezpieczeństwo groziło mu ze strony przegrzania własnego organizmu i zapaści związanej z degeneracją funkcji mózgu.

Mimo szeregu przystosowań takich jak, utrata owłosienia i liczne gruczoły potowe, to niebezpieczeństwo było bardzo poważne i było najczęstszą przyczyną obumierania komórek mózgowych i śmierci tych prymitywnych myśliwych.

Natura znalazła jednak sposób na zmniejszenie tego niebezpieczeństwa. Poprzez selekcję chaperonów doszło do takiej ich sensybilizacji, że te które były odpowiedzialne za rozwój mózgu, wytwarzały więcej i większe komórki mózgowe, aby straty poniesione w trakcie przegrzania mózgu mogły być wyrównane istniejącymi w mózgu komórkami rezerwowymi, tak aby funkcje mózgu mogły być zachowane.

Dodatkowo nastąpił przyrost liczby komórek szarej substancji oraz wytworzenie jej wielowarstwowej struktury, której własności przewodnictwa cieplnego były korzystniejsze dla chłodzenia mózgu.

Natura zastosowała tutaj tę zasadę którą okola 200 lat temu sformułował jako pierwszy Charles Babbage. “Perfekcyjna maszyna musi posiadać równolegle zainstalowanych tyle części zapasowych, aby jej funkcjonowanie było zawsze zagwarantowane”.

Czym suchszy i cieplejszy klimat panował na Ziemi, tym bardziej problematyczna była ta metoda polowań. Liczba części zapasowych musiała ciągle rosnąć. Kto posiadał za małą masę mózgową ten umierał na wylew krwi do mózgu. Jednocześnie występowała selekcja w kierunku nowej struktury mózgowej. Poza wytworzeniem grubszej warstwy kory mózgowej, nastąpiło głębokie pofałdowanie mózgu, sprzyjające bardziej efektywnej wymianie cieplnej.

Forma ludzkiego mózgu jest więc w gruncie rzeczy przykładem perfekcyjnej chłodnicy.


Powstanie dużego mózgu u człowieka nie miało nic a nic wspólnego z jego inteligencją.

Szare komórki nie miały pierwotnie także żadnych intelektualnych funkcji. Ich jedynym celem było tylko efektywne przewodzenie ciepła na zewnątrz organizmu i przeciwdziałanie przegrzaniu tych regionów mózgu, których funkcjonowanie było niezbędne dla jego przeżycia.

Jednocześnie stanowiły one rezerwę na wypadek obumarcia części mózgu i ich zadaniem było przejecie tych funkcji w razie ich uszkodzenia.

Mózg człowieka rozwinął się zatem w pełni, zanim ludzie nauczyli się go używać w inteligentny sposób. 

W następnej fazie z niskimi wartościami TG w ten sposób uczulone chaperony reagowały jeszcze silniejszym wzrostem wielkości mózgu i masywne formy ludzkie dysponowały czasami mózgami większymi od współczesnych ludzi.

Mechanizm który tutaj opisałem nie dotyczy tylko archaicznych form ludzkich, ale działanie jego zaznacza się również w czasach historycznych.

Badania szkieletów ludności europejskiej wykazały cykliczne zmiany w wyglądzie czaszek ludzi na przełomie dziejów.

Przy czym daje się zauważyć, że wytworzenie się czaszki „krótkogłowej“ jest zawsze związane z ociepleniem klimatycznym, co odpowiada wysokim wartościom TG, natomiast zmiana budowy czaszki na długogłową związana jest z oziębieniem klimatycznym i niskimi wartościami TG.

Nasza chełpliwość jeśli chodzi o wyjątkowość ludzi nie ma żadnego uzasadnienia. 
To nie nasza inteligencja doprowadziła do wytworzenia dużego mózgu ale odwrotnie, to właśnie wytworzenie dużego mózgu (za dużego w stosunku do potrzeb) doprowadziło do tego, że z czasem ludzie (przynajmniej niektórzy) nauczyli się go w inteligentny sposób używać.

Dlatego nie może nikogo dziwić to, że nie wszyscy potrafią go używać w inteligentny sposób, o czym najlepiej świadczą bzdury plecione przez fizyków.

Współczesna nauka i ewolucja mają jedną wspólną cechę. Również nauka próbuje za wszelką cenę zatrzymać wszelki postęp w rozwoju naszej wiedzy i broni się zaciekle przed nowym. Nauka jest jak piramida ale stojąca „do góry nogami“. Dopóki nikt jej nie poruszy palcem wydaje się być niewzruszona, jednak już każda drobna zmiana spowoduje rozpad jej paradygmatów w drobny mak, po którym nic z niej nie pozostanie jak tylko śmieszność jej paranoicznych idei.


Uzupełnienie 02.07.2018


Przedstawiona w tym artykule z przed 6 laty teza, że wykształcenie się umiejętności dwunożnego poruszania się u człowiekowatych wynikało nie z genetycznej selekcji, ale było wynikiem gwałtownego wzrostu długości kończyn dolnych na skutek zmian kryteriów fizycznych w naturze uzyskała, poprzez aktualną publikację w Royal Society Open Science, dodatkowe potwierdzenie.


Okazuje się, że u ludzi żyjących na dużych wysokościach obserwuje się sygnifikantne skrócenie długości kości przedramienia.

Oczywiście autorzy próbują sklecić bajeczkę uzasadniającą to zjawisko. Ta bajeczna jest jednak więcej niż nieprawdopodobna.

Takie samo zjawisko powinniśmy bowiem obserwować we wszystkich regionach świata w których ludzie zmuszeni są do ekstremalnej pracy fizycznej aby utrzymać się przy życiu.

Sytuacja jest jednak jednoznacznie inna i zjawisko to związane jest tylko z faktem życia tych ludzi na dużych wysokościach.

Oczywiście wytłumaczenie tego efektu, na podstawie zasad które przedstawiłem, jest nie tylko prostsze, ale wszystko wskazuje na to, że również prawdziwe.

Jednocześnie logicznym wnioskiem jest również to, że w warunkach odwrotnych, to znaczy u ludzi żyjących w strefie wysokich wartości TG musi zaznaczyć się zjawisko wydłużenia kości kończyn.

I faktyczne nieproporcjonalnie długie kończyny maja plemiona zamieszkujące niektóre tereny Afryki Wschodniej, a te cechują się występowaniem tam rozległych obszarów depresyjnych. W przeszłości obszary wielkich jezior wschodnioafrykańskich tworzyły jeszcze głębsze depresje, sięgające setek metrów poniżej poziomu morza. Jednocześnie z racji obecności wody stanowiły one magnes dla żyjących tam Hominidów. W warunkach wysokiego TG długość ich kończyn uległa takiemu wydłużeniu, że nie były one w stanie efektywnie wspinać się dalej po drzewach i zmuszone zostały do chodzenia w postawie wyprostowanej po ziemi.

Otworzyło to przed nimi nowe, bogate w pożywienie nisze ekologiczne i procesy ewolucyjne utrwaliły tę nową morfologię organizmów w ich genach.

Translate

Szukaj na tym blogu