Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Układ słoneczny. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Układ słoneczny. Pokaż wszystkie posty

Od 20.04.2023 będzie ciekawie

 Nie będę się za wiele rozpisywał, bo o wpływie koniunkcji planet na zjawiska fizyczne napisałem już wystarczająco, ale w przypadku tej daty nie można tego nie przypomnieć.

W dniu 27.04.2023 wystąpi niezwykle ciekawy układ planet ze względu na ich wzajemne położenie.




Jak widzimy planety wewnętrzne utworzą podwójną koniunkcję a na przedłużeniu tych linii znajdą się jeszcze Saturn i Uran.

Oczywiście ten układ nie jest perfekcyjny, ale wystarczająco symetryczny na to, aby doprowadzić do interferencji oscylacji przestrzeni modulowanych przez te planety i do ich znacznego wzmocnienia.


To zjawisko będzie o tyle ciekawe, bo poprzedzone zostanie zaćmieniem słonecznym w dniu 20.04.2023, co może przynieść spotęgowanie oczekujących nas zjawisk geofizycznych.

Radze obserwować rozkład i siłę trzęsień ziemi jak i zjawiska wulkaniczne czy też atmosferyczne. W tym okresie możemy się również spodziewać intensywnych wybuchów na Słońcu i generalnego wzmożenia aktywności słonecznej.

Miejmy nadzieję, że nie trafi nas wyrzut masy ze słońca (CME), bo przy odrobinie pecha może się to skończyć tak, jak po ostatnim wielkim wybuchu na Słońcu

https://spaceweather.com/archive.php?view=1&day=17&month=02&year=2023

gdzie wyrzucone ze Słońca materia w formie meteorytu trafiła bezpośrednio nasz Księżyc.

https://tech.wp.pl/meteoryt-wstrzasnal-ksiezycem-to-niepokojace-zjawisko,6875277878209344a

Życie na Wenus

Życie na Wenus


Nasi gamoniowaci naukowcy zostali znowu zaskoczeni przez życie - tym razem na Wenus.

Przez całe dziesięciolecia wmawiali nam bzdury o jakoby piekielnych warunkach fizycznych na tej planecie.

Co rusz to podwyższano temperaturę jej atmosfery, osiągając wartości przy których powoli skały na jej powierzani powinny się zacząć topić.

To durne gadanie spowodowało, że Wenus stała się niemodna, jeśli chodzi o cel nowych wypraw międzyplanetarnych i w zapomnienie poszło to, jakie niesamowite zdjęcia przesłały nam na Ziemię radzieckie sony serii Venera.

Na temat Wenus napisałem już parę artykułów, zwracając uwagę na katastrofalnie fałszywą interpretację obserwacji tej planety dokonanych przez astronomów.

https://krysztalowywszechswiat.blogspot.com/2016/11/terraforming-na-marsie-i-wenus.html

 

 

https://krysztalowywszechswiat.blogspot.com/2015/05/zagadki-wenus.html


Również loty sond międzyplanetarnych nie zmieniły tej sytuacji na lepsze.

Rosjanie, którzy przewodzili tym badaniom, dali się zrobić w konia przez zachodnich ignorantów, nazywających siebie „naukowcami” i przyjęli ich obłędnie fałszywą narrację.

Upłynęły dziesiątki lat, zanim pojawiły się głosy wzywające do nowego spojrzenia na interpretację dokonanych wtedy obserwacji.

Ja również pozwoliłem sobie na zwrócenie uwagi na to, że to co sfotografowały na Wenus sondy Venera, musi być całkiem inaczej zinterpretowane i że nie możemy się tu zdać na zachodnią pseudonaukową propagandę.

Artykuły te przytoczę tu w całości, bo pozwalają nam na szersze zrozumienie tych obserwacji jakie wstrząsnęły teraz właśnie „środowiskiem naukowym”.


Życie na Wenus



W mojej poprzedniej notce udowodniłem, że absolutny pomiar temperatury jest niemożliwy, i że nie można porównywać ze sobą dwóch pomiarów wykonanych w rożnym czasie.

https://krysztalowywszechswiat.blogspot.com/2016/09/o-nieudolnosci-fizyki-w-pomiarze.html


W przypadku Ziemi prowadzi to oczywiście do wielu paradoksalnych pomiarów o których szeroka publiczność nie ma pojęcia, ponieważ ci zawodowi oszuści - fizycy odrzucają te pomiary jako błędne i udają, że one po prostu nie istnieją.


Jeśli spojrzymy na pomiary temperatury wykonane na innych ciałach niebieskich np. na Wenus, to możemy się przekonać, jak mało fizyka wie o rzeczywistości i jak katastrofalnie mało ją rozumie.


Fizycy od dawna twierdzą, że Wenus należny do miejsc najbardziej nieprzyjaznych życiu w Układzie Słonecznym.


Te twierdzenie jest najzupełniej fałszywe.

Wenus jest planetą tak samo pełną życia jak Ziemia.


Organizmy tam żyjące nie należą do żadnych egzotycznych stworów, w których substancje organiczne oparte są na krzemie lub czymś podobnym, ale jest to życie bazujące na węglu, tak samo jak nasze.


Fizycy podniosą zapewne w tym momencie tryumfująco palec do góry i powiedzą „on kłamie, bo na Wenus temperatura sięga prawie 500°C”.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Wenus


Pomiary temperatury które tam dokonano, to jednak przykład kompletnego bezsensu pomiarów temperatury, tak jak na marginesie wszelkiego typu pomiarów dokonywanych przez fizyków.


Wenus jest przykładem tego, jak zmiany TG wpływają na wynik pomiarów parametrów fizycznych, w tym i temperatury.


Jeśli urządzenie pomiarowe zostanie skalibrowane przy innej wartości TG niż to, jakie panuje w miejscu pomiarów, to temperatura tam pomierzona jest fałszywa.


Tylko takie urządzenie pomiarowe które zostało skalibrowane w miejscu pomiarów może nam pokazać prawidłową wysokość temperatury.


I ta jest na Wenus niższa niż 100°C, jeśli porównamy to z warunkami na Ziemi


Dlatego obserwacje rosyjskiego naukowca Dr. Leonida Ksanfomality są jak najbardziej realistyczne.

http://www.sci-news.com/space/article00156.html


Na Wenus panują sprzyjające życiu warunki, ponieważ TG jest tam tak wysokie, że skala temperatury jest przesunięta tak znacznie w górę, że panują tam takie same warunki,j ak na Ziemi w zaraniu jej egzystencji, kiedy rodziło się na niej życie.

To znaczy, na Wenus życie jest już całkiem mocno zaawansowane, jak wynika to z poczynionych obserwacji.

Opublikowano: 5 lutego 2012, 12:31

https://www.salon24.pl/u/pogadanki/388120,zycie-na-wenus



Życie na Wenus 2



Obserwacje kropli płynnej wody na powierzchni elementów stojaka sondy Phoenix

https://wiadomosci.onet.pl/nauka/tajemnicze-zdjecie-z-marsa-co-rosnie-na-ladowniku-nasa/05psg

można wyjaśnić w następujący sposób:


Wewnętrzna temperatura materii sondy, związana z częstotliwością oscylacji jej atomów, powoduje sublimację lodu w marsjańskim gruncie w bezpośredniej jej bliskości. Powoduje to lokalne zwiększenie wilgotności powietrza aż do jego przesycenia wodą.

 

Woda ta kondensuje następnie na elementach konstrukcyjnych sondy których temperatura znajduje się w punkcie zamarzania wody na Marsie, czyli ziemskich ca. -20°C,.

Obserwowane krople wody nie mogą jednak zamarznąć, ponieważ frekwencja oscylacji molekuł wody musi się przystosować do frekwencji oscylacji materii sondy.


Jeśli ten mechanizm jest prawidłowy to musi się on również objawić, ale że tak powiem w odwrotny sposób, w warunkach panujących na Wenus.


Częstotliwość oscylacji podstawowych elementów przestrzeni (wakuol), z których zbudowana jest materia na Wenus, musi być o wiele większa niż na Ziemi, nie mówiąc już o Marsie.


Sondy Venera były zbudowane z ziemskiej materii i odpowiednio oscylowały też
ich atomy w momencie wylądowania na Wenus.


W takim razie musimy zaobserwować po ich wylądowaniu to, że materia atmosfery Wenus będzie zmniejszać częstotliwość oscylacji w bezpośrednim kontakcie z powierzchnią sondy.


Zmniejszenie oscylacji jest równoznaczne z drastycznym spadkiem temperatury.


Jeśli założymy istnienie pary wodnej w atmosferze Wenus, to musi to oznaczać kondensację pary wodnej na powierzchni sondy.


Jest to jednak tylko wtedy możliwe, jeśli rzeczywista temperatura powierzchni Wenus jest o wiele niższa, niż ta pomierzona ziemskimi instrumentami.


Zobaczmy w takim razie parę zdjęć sond Venera, może a nuż rzuci się nam coś w oczy.

I rzeczywiście, od razu zauważymy, że pokrywa obiektywu kamery fotograficznej, odrzucona po wylądowaniu, wykazuje obecność białych nieregularnych plam.


Również podstawa lądownika jest usiana takimi plamami.


Nie zauważamy jednak obecności wody płynnej co oznacza,że różnica oscylacji materii sondy i atmosfery Wenus jest tak duża, że cząsteczki pary wodnej przechodzą natychmiast w stan stały i na elementach sondy osadził się szron i lód.

Na następnych zdjęciach widzimy nawet, że pokrycie lodem elementów sondy ulega z czasem zwiększeniu, i białe plamy pokryły już całą powierzchnię pokrywki kamery.

W ten sposób udało się nam udowodnić, że wyobrażenia fizyków dotyczące temperatury są całkowicie fałszywe, oraz że w atmosferze Wenus występuje w znacznej ilości para wodna oraz że temperatura na jej powierzchni nie wyklucza obecności życia.


Oczywiście nie trzeba nadmieniać, że także wyniki pomiarowe innych parametrów fizycznych zmierzone na Marsie i Wenus nie odpowiadają rzeczywistości.


Ciekawym aspektem jest na przykład to, że utrata kontaktu z lądownikami an Wenus, przez sondy macierzyste, nie wynikała z wyjścia tych sond z zasięgu nadajnika ani z przegrzania lądownika, ale była rezultatem zmiany częstotliwości fal radiowych nadajnika, na skutek stopniowego przejmowania częstotliwości oscylacji materii typowej dla Wenus, przez materie z której zbudowane były lądowniki.

Analogiczne zjawisko zostało zaobserwowane w trakcie wyprawy sondy Cassini-Huygens

 

https://de.wikipedia.org/wiki/Cassini-Huygens#Defekt_in_der_Kommunikationsanlage



Przed startem nadajnik sondy Huygens został dostrojony idealnie do odbiornika sondy Cassini.

Jednak poza orbitą Jowisza okazało się, że te obie sondy nie mogą się już więcej komunikować ze sobą. Wymyślono oczywiście różne brednie, żeby zatuszować bezradność fizyki w wytłumaczeniu tego fenomenu.

W istocie częstotliwość oscylacji podstawowych jednostek materii maleje wraz z odległością od Słońca co powoduje, że zmienia się też fczestotliwosc sygnału nadajnika w tym otoczeniu.

Idealne dostrojenie nadajnika i odbiornika spowodowało to, że przesuniecie czestotliwosci fal radiowych emitowanych przez nadajnik uniemożliwiło ich wzajemną komunikację.

Opublikowano: 19 lutego 2012, 14:50

https://www.salon24.pl/u/pogadanki/392354,zycie-na-wenus-2



Te argumenty nie trafiają oczywiście do tych pustych łbów tej naukowej hołoty.

Tak więc zakrawa prawie na cud to, że jednak znalazł się ktoś, kto poświęca się badaniu tej jakoby nieciekawej planety i przy okazji odkrywa to, że może być ona pierwszym miejscem we wszechświecie na którym uda się ludzkości odkryć istnienie pozaziemskiego życia.


W przeciwieństwie do bezpośrednich dowodów zarejestrowanych przez Venery, te mają charakter pośredni, ale tak znaczący, że „naukowcom” nie uda się ich tak łatwo zignorować, jak te uzyskane przez Rosjan.


Chociażby z tego powodu, że te pochodzą od Brytyjczyków, a „wiadomo”, że wszystko co wymyślą ci zachodni naukowi gamonie musi być prawdziwe.


https://www.nature.com/articles/s41550-020-1174-4


W każdym razie z tym odkryciem fosforowodoru naukowcy będą mieli jeszcze niezły kłopot.


Wprawdzie wmawiają nam teraz, że pewnie to jakiś nieznany jeszcze proces chemiczny jest odpowiedzialny za występowanie w atmosferze tego związku, lub też w ostateczności są gotowi zaakceptować to, że fosforowodór jest produktem metabolizmu organizmów żyjących w chmurach tej planety, ale jest to tylko kwestią czasu, aby przyłapać ich na ich kolejnym łgarstwie.


Oczywiście, tak jak i w tysiącach innych przypadków, nikt nie będzie się poczuwał do winy, za tę degenerację nauki i korupcję w ich środowisku.


Niestety dopuściliśmy jako społeczeństwo do tego, że nauka (i polityka) jest jedyną dziedziną życia społecznego w której bandyci i oszuści nie tylko nie ponoszą kary za swoje łgarstwa, ale wprost przeciwnie, są jeszcze po królewsku wynagradzani.

What do you want to do ?
New mail

Gwiezdne spotkanie

Gwiezdne spotkanie


Nasz Układ Słoneczny w przeciągu dziejów wielokrotnie musiał się znaleźć w sąsiedztwie innych gwiazd. Ostatnim takim zdarzeniem była wizyta gwiazdy Scholza w pobliżu naszego Słońca przed 70000 laty. Przynajmniej tak twierdzą tzw „naukowcy”


Przyjmują oni, że odległość pomiędzy gwiazdami była wtedy mniejsza niż 1 rok świetlny. Wprawdzie jest to i tak niewyobrażalnie wielki dystans, ale wg tzw. „naukowców” wystarczający aby wpłynąć na obiekty w wyimaginowanym tzw. „obłoku Oorta” i zaburzyć ich orbity tak, że zamieniły się one w tzw. długookresowe komety o ekstremalnie wydłużonej eliptycznej orbicie.

Według autorów orientacja tych orbit w przestrzeni wskazuje, w którym miejscu te dwie gwiazdy zbliżyły się do naszego Słońca najbardziej.

Z powyższego artykułu tylko jedna informacja wnosi coś istotnego do naszej wiedzy, a mianowicie ta, że rozkład orbit komet długookresowych nie jest chaotyczny, czego powinniśmy się spodziewać, jeśli przyjąć obowiązujące modele powstania US za prawdziwe, ale wykazują one dominującą orientację w przestrzeni i wskazują na ten sam jej kierunek. W tym przypadku na gwiazdozbiór Bliźniąt.

Oczywiście to wytłumaczenie w tym artykule to kompletna bzdura bez najmniejszego związku z realiami.

Aby zrozumieć to dlaczego długookresowe komety wykazują tę orientację trzeba najpierw wiedzieć, jak dochodzi do ich powstania.

Chore wyobrażenia astrofizyków doprowadziły do tego, że zarówno powstanie wszechświata jak i opis zachodzących w nim procesów jest przez nich totalnie fałszywie interpretowane.


Również powstanie komet i meteorytów nie ma nic wspólnego z obowiązującymi dogmatami.

Tak jak to opisałem tutaj:


Komety i meteoryty powstają w rezultacie wybuchów słonecznych, w wyniku czego stała materia skalista, z której w większości zbudowane jest nasze Słońce, zostaje wyrzucona tak silnie w przestrzeń kosmiczną, że może osiągnąć samodzielną orbitę. W przypadku słabszych wybuchów tworzą się meteoryty, w przypadku silnych wybuchów komety.

We wczesnym okresie istnienia Słońca takie ekstremalne wybuchy doprowadziły nawet do powstania protoplanet i protoksieżyców.

Cała aktywność słoneczna jest zależna od koniunkcji planet w naszym Układzie Słonecznym. Z racji regularności orbit pojedynczych planet, jak również na skutek koordynacji ich wzajemnych okresów obrotu, pojedyncze koniunkcje wykazują periodyczność ich zachodzenia. Czym więcej planet bierze odział w takiej koniunkcji i czym bardziej precyzyjne wzajemne ich ustawienie, tym rzadziej zachodzą odpowiednie koniunkcje ale za to tym silniejsze ich skutki.

Szczególnie rzadkie układy planet generują szczególnie silne erupcje słoneczne. Te wyrzucają z olbrzymią siłą materię z wnętrza Słońca w kosmos, tak że powstałe komety już od samego początku przyjmują charakterystykę komet długookresowych.

Ponieważ takie koniunkcje występują periodycznie, przy identycznej orientacji tych planet w przestrzeni, to nie może być po prostu inaczej jak to, że erupcje słoneczne muszą mieć taką samą orientację w przestrzeni a tym samym powstałe komety również.

Ale astrofizykom takie wytłumaczenie nie przychodzi nawet do głowy. Zamiast tego, pier...ą coś o zbliżeniach gwiazd i innych debilizmach. Najważniejsze jest to, aby nie można było sprawdzić i zweryfikować prawdy lub fałszu ich wymysłów.

W przeciwieństwie do tego naukowego bełkotu, moją teorię można sprawdzić również obecnie, poprzez obserwacje i przechwycenie przez satelity materii wyrzucanej przez Słońce w trakcie wybuchów słonecznych. Już obecnie możemy zaobserwować to, jaka materia jest tak naprawdę w trakcie takich wybuchów wyrzucana i czy wśród niej znajduje się również materia skalista.

Oczywiście takiej weryfikacji nigdy się nie doczekamy, ponieważ za jednym pociągnięciem cały ten naukowy domek z kart współczesnej fizyki rozpadłby się w pył.

Cała nadzieja w tym, że takie narody jak Hindusi czy też Chińczycy nie dadzą się zniewolić w tym systemie kłamstw propagowanych przez zachód i już wkrótce wyzwolą się one całkowicie z tej obłąkańczej ideologi, kreowanej przede wszystkim w USA, W. Brytanii i Niemczech.

Miejmy nadzieję, że również Polacy przejrzą trochę na oczy i spróbują nawiązać do osiągnięć swoich przodków, kiedy ci budowali zręby współczesnej cywilizacji. Kiedy stare pokolenie zdrajców wymrze, przyjdzie czas na nowy wiatr historii. Miejmy nadzieję, że młode pokolenie tej szansy nie zaprzepaści, i że Polacy przestaną w końcu żeglować dalej pod wiatr prawdy i wybiją się również duchowo i intelektualnie na niepodległość.

Jak upadnie nasza cywilizacja

Jak upadnie nasza cywilizacja


Na niebezpieczeństwa związane z klęskami żywiołowymi zwracałem już uwagę wielokrotnie.
Rozliczne niebezpieczeństwa jakie natura stawia naszej cywilizacji są przez obecne pokolenia kompletnie ignorowane. Mam nawet wrażenie, że podświadomy strach przed ewentualnością globalnej katastrofy prowadzi do tego, że obecne elity władzy wypierają te niebezpieczeństwa ze swojej świadomości, również z tego względu, bo generalnie mają pierdla przed podjęciem odpowiedzialności za własne czyny.

Stąd z otwartymi oczyma, jak stado lemingów, zmierzamy do przepaści


mimo tego, że tak naprawdę, wprawdzie tym katastrofom nie jesteśmy w stanie przeciwdziałać, ale jesteśmy w stanie (co najmniej) poczynić przygotowania dla ich złagodzenia.

Omawiając wpływ moich teorii dotyczących funkcjonowania wszechświata zwróciłem również uwagę na to, że przebieg procesów fizycznych w naszym Układzie Słonecznym zależy w pierwszej kolejności od wartości zmian tzw. Tła Grawitacyjnego, które to z kolei jest modulowane przez wzajemną pozycję ciał niebieskich. Oczywiście istnieją również mechanizmy w skali naszej galaktyki, ale ten wpływ omówię przy innej okazji.

Również aktywność słoneczna zależy całkowicie od wzajemnego położenia planet względem Słońca. 


Dokładniej omówiłem to np. tutaj.


Dzięki mojej teorii jesteśmy w stanie z dużą precyzją przewidzieć przyszłe wybuchy na Słońcu, a co najważniejsze przewidzieć te, których wpływ na Ziemię może być absolutnie katastrofalny.

Dotychczas nasza rodzima gwiazda okazała nam duże miłosierdzie i oszczędziła nam prawdziwej katastrofy.

Już parę razy minęła ona nas jednak dosłownie o włos i nie można się dalej zdawać tylko na szczęście.



Największa znana nam burza słoneczna w czasach współczesnych dotknęła Ziemię w roku 1859. Całe szczęście ówczesna cywilizacja była dopiero na samym początku wykorzystywania elektryczności i szkody jakie ta burza wywołała były niewielkie.


Ta sama burza teraz spowodowałaby kompletny krach naszej cywilizacji.


W ciągu kilku zaledwie minut przestałoby funkcjonować wszystko to co ma cokolwiek wspólnego z elektrycznością lub elektroniką.

To znaczy nie funkcjonowało by nic!!!!!!l


Najgorsze jest to, że tak naprawdę nie wiemy czy burza i roku 1859 to maksymalne możliwości naszego Słońca w tej dziedzinie.

Logika każe nam przyjąć, że tak nie jest.

Okres w którym ludzkość obserwuje takie wybuchy na Słońcu jest tak naprawdę bardzo krotki i byłoby co najmniej dziwne to, gdybyśmy w tak krótkim czasie zetknęli się już z maksymalna siłą takich wybuchów.

Wprost przeciwnie, logika nakazuje nam przyjecie założenia, że ten wybuch, w najlepszym przypadku, należał do takich lekko ponad średnią.

To znaczy, że musiały w przeszłości zaistnieć wybuchy znacznie, ale to znacznie silniejsze.

I znalezieniem takich właśnie wybuchów zajęła się grupa naukowców skupionych wokół Timofeja Sukhodolova z Institute for Atmospheric and Climate Sciencew z  Zurychu


Poddali oni analizie cały szereg prób pobranych z pojedynczych przyrostów rocznych drzew, aby pomierzyć zawartość w nich izotopu Berylu Be10.

Zawartość tego izotopu w materii organicznej zależy bezpośrednio od aktywności słonecznej oraz od intensywności promieniowania ultrafioletowego docierającego do Ziemi.

Analiza ta jest o tyle wartościowa ponieważ dotychczas nikt nie zadał sobie wysiłku, aby zrobić te badania o tak dobrej rozdzielczości. Większość tzw. „naukowców” idzie na łatwiznę i analizuje materiał z przyrostów wieloletnich, co oczywiście nie pozwala ani na określenie siły wybuchów na Słońcu, ani na dokładne ich datowanie.

W tym przypadku jednak udało się zaobserwować to, że szczególnie wielki wybuch na Słońcu musiał wystąpić na przełomie lat 774/775 naszej ery.


Wzrost zawartości berylu w próbkach był tak znaczny, że aby te wartości osiągnąć, to wybuch na Słońcu musiał być około 50 razy silniejszy niż ten zaobserwowany przez Carringtona.

Gdyby ten wybuch wystąpił teraz, to jego efekty przeszły by nasze najgorsze obawy i spowodowałyby takie zniszczenia w infrastrukturze, że nasza cywilizacja zostałaby zdmuchnięta (w dosłownym tego słowa znaczeniu) z powierzchni Ziemi.

Oczywiście wyniki tej pracy naukowej są interpretowane na bazie obowiązujących w nauce teorii i z tego względu ich znaczenie jest marginalne.

Jeśli jednak spojrzeć na nie z punktu widzenia mojej „Teorii Wszystkiego“ to oczywiście sprawa wygląda całkiem inaczej, ponieważ dzięki niej jesteśmy w stanie dokładnie zrekonstruować sytuację która do tej katastrofy doprowadziła, a tym samym jesteśmy w stanie interpolować ją w przyszłość i dokładnie wydzielić te okresy czasu, które dla naszej cywilizacji mogą okazać się śmiertelnie niebezpieczne.

Zgodnie z moją teorią za ten wybuch słoneczny musiała odpowiadać szczególnie rzadka koniunkcja planet w naszym Układzie Słonecznym.

Ponieważ datowanie wzrostu ilości izotopu berylu jest bardzo dokładne, możemy ograniczyć nasze poszukiwania do przełomu lat 774/775.

I faktycznie w dniu 03.01.775 wystąpiła niezwykle rzadka koniunkcja planet.


W dniu tym wszystkie planety wewnętrzne utworzyły dwie podwójne koniunkcje. Zarówno Ziemia i Wenus jak i Mars i Merkury ustawiły się tak, że stały w jednej linii względem Słońca.



Dodatkowo Księżyc zbliżał się w tym czasie do nowiu i w tym przypadku możemy mówić nawet o potrójnej koniunkcji ciał niebieskich, tym bardziej że miesiąc wcześniej wystąpiło częściowe zaćmienie słoneczne, tak więc Księżyc znajdował się jeszcze prawie że idealnie między Ziemią a Wenus. Dodatkowo ważne było również to, że Ziemia trzeciego dnia stycznia każdego roku przyjmuje najbliższą pozycję względem Słońca.

Jakby tego było jeszcze mało to planety te znajdowały się w tym czasie na prawie że idealnej wspólnej płaszczyźnie, do której dołączył się również Jowisz oraz skupiły się po jednej stronie Słońca, destabilizując dodatkowo przebieg procesów heliofizycznych w jego wnętrzu.

Widzimy więc, że wystąpiły idealne wprost warunki do wystąpienia interferencji oscylacji przestrzeni i do, następujących szybko po sobie, gwałtownych wzrostów i spadków wartości Tła Grawitacyjnego. A więc również idealne warunki do wywołania szczególnie silnych erupcji słonecznych.



Oczywiście oznacza to również, że powtórzenie się takiego układu planet jest jednoznacznym sygnałem alarmowym.


Prawdopodobieństwo śmiertelnego dla naszej cywilizacji wybuchu słonecznego rośnie w tym momencie dramatycznie i wyszukanie takich właśnie koniunkcji planet w najbliższych dziesięcioleciach może być decydującym elementem w tym czy nasza cywilizacja przetrwa.

Wszyscy musimy sobie teraz postawić pytanie, śladem szekspirowskiego Hamleta, to be or not to be.

Pierwsze oznaki nadciągającej apokalipsy

Pierwsze oznaki nadciągającej apokalipsy

Przedwczoraj miało miejsce poważne trzęsienie ziemi w Grecji.
Wprawdzie to żadna niespodzianka, ponieważ Grecja należy do najbardziej aktywnych sejsmicznie rejonów na Ziemi, ale siła tego trzęsienia odbiegała znacznie od typowych dla tego rejonu wartości.

Oczywiście przyczyn musimy szukać nie na Ziemi ale w szczególnym przebiegu zjawisk kosmicznych. Tym razem przyczyną było specyficzne położenie planet w Układzie Słonecznym.



Takie symetryczne ustawienie planet połączone z koniunkcją Ziemi i Marsa musiało prowadzić do przejściowego wzrostu tła grawitacyjnego na Ziemi i do całego szeregu efektów geofizycznych.
Wzmożona oscylacja podstawowych jednostek przestrzeni zmieniła też stosunek mieszaniny gazów w atmosferze i doprowadziła przede wszystkim do zmniejszenia pojemności atmosfery w stosunku do pary wodnej. W konsekwencji doszło do całego szeregu katastrofalnych opadów atmosferycznych, czy to w formie nawałnicowych deszczów, czy też niespotykanych opadów śniegu. Generalnie nastąpiły też lokalne silne spadki temperatury, również w tych częściach świata w których aktualnie panuje lato.

Jeśli ktoś nie wierzy, to może sobie sprawdzić meldunki pogodowe z ostatnich dni. Lista tych katastrofalnych zjawisk jest zbyt długa aby ją tu szczegółowo przytaczać.

Oczywiście ten wzrost TG musiał się też odbić na aktywności sejsmicznej na Ziemi. Ta aktywność jest jednak często ściśle związana z położeniem Księżyca względem Ziemi i Słońca, oraz w stosunku do innych planet US.

Obecnie mamy do czynienia z sytuacja w której nie tylko planety tworzą symetryczną konstelację, ale i Księżyc zaczyna przyjmować pozycję coraz bardziej zbliżoną do linii łączącej Ziemię ze Słońcem.

Połączenie tych dwóch aspektów prowadzi do tego, że ta aktywność geofizyczna na Ziemi będzie jeszcze dalej wzrastać. Najbliższe maksimum wystąpi 23.07.2017 kiedy to Księżyc znajdzie się w nowiu i gdzie wystąpi szczególne niebezpieczeństwo katastrofalnych zjawisk geofizycznych.

Jednak szczególną uwagę trzeba zwrócić na przypadający 21.08.2017 kolejny nów. Tym razem będzie on połączony z całkowitym zaćmieniem Słońca i to nie wróży nam nic dobrego. 

 

Przebieg tego zaćmienia obejmuje również dwa newralgiczne punkty na kuli ziemskiej.
Pierwszym jest kaldera Yellowstone a drugim wulkany w północnej części Oregonu w USA.



W obu przypadkach może dojść do aktywizacji zjawisk wulkanicznych.

Wprawdzie wybuch nie nastąpi natychmiast, bo proces generacji magmy po zaćmieniu słonecznym wymaga czasu, ale już po upływie 6 do 12 miesięcy może się to skończyć wybuchem wulkanu.

Obszar przypacyficzny Ameryki Północnej reaguje szczególnie intensywnie na zaćmienia słoneczne i często kończą się one albo wybuchami wulkanów albo wielkimi trzęsieniami ziemi.

Jako przykład może nam posłużyć zaćmienie słońca z roku 1979.



Wtedy to objęło ono również prawie że idealnie również rejon wulkanu Mount St. Hellens w stanie Waszyngton, a więc w bezpośrednim sąsiedztwie tego rejonu zaćmienia które będziemy mieli za miesiąc.


Zaćmienie z roku 1979 spowodowało to, że we wnętrzu Ziemi na głębokości około 5 do 10 km rozpoczął się proces samoistnego podgrzewania się skał.

Zasady tego procesu oraz sposoby jego wykorzystania podałem tutaj.



Już niewiele miesięcy później doszło do wielkiego wybuchu wulkanu, który spowodował wprost niewyobrażalne szkody. Całe szczęście okolica jest niezamieszkała i liczba ofiar była niewielka.

Tym razem rejon zaćmienia słonecznego leży bardziej na południe i szczególnie zagrożenie czeka nas ze strony wulkanów Mount Hood i Mount Jefferson.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Mount_Hood


Wprawdzie Mount Jefferson uważany jest za wygasły, ale w tym rejonie świata jest to mało prawdopodobne. Wprost przeciwnie, nie jest wykluczone to, że może tam powstać nowy wulkan i to w rejonie dotychczas nieznanym z działalności wulkanicznej.

Oczywiście nie można też zapominać o trzęsieniach ziemi. Również i one mogą przybrać po takim zaćmieniu katastrofalne rozmiary.

Zjawiska atmosferyczne, jakie nas jeszcze oczekują, to w porównaniu małe piwo, choć seria tornad w USA może poczynić większe szkody niż największy wybuch wulkanu.

Wracając do kaldery w Yellowstone, wprawdzie możliwy jest przejściowy wzrost objawów aktywności wulkanicznej, ale na wielki wybuch trzeba jeszcze poczekać.

Rejon Yellowstone jest dlatego tak niebezpieczny, ponieważ tam właśnie dochodzi do szczególnego nasilenia się częstotliwości zaćmień słonecznych. Jest to jeden z tych rejonów świata w których występują one najczęściej.

Aby doszło jednak do wielkiego wybuchu musi być spełnionych cały szereg warunków. Pojedyncze zaćmienie słońca nie wystarczy i w krótkim odcinku czasu musi wystąpić ich co najmniej kilka. Do tego muszą one mieć miejsce w czasie kiedy planety Układu Słonecznego grupują się szczególnie ciasno i tworzą symetryczne geometryczne formy.

Takie warunki spełnione zostaną dopiero pod koniec XXVIII wieku.

W latach 2891 do 2898 dojdzie do 3 zaćmień słonecznych które obejma rejon kaldery Yellowstone.



Szczególne znaczenie będzie miało zaćmienie w roku 2896 ponieważ w trakcie tego zaćmienia konstelacja planet będzie naprawdę wyjątkowa.



Jeśli po tym zaćmieniu rozpocznie się proces generacji magmy, to następne zaćmienie w roku 2898 może być już zapalnikiem kolejnego wybuchu.


Wprawdzie nie będziemy mieli możliwości sprawdzenia tej prognozy, co najwyżej nasi potomkowie, ale mechanizm w niej opisany jest ważny dla wszystkich rejonów Ziemi. Tak więc warto obserwować takie konstelacje planet oraz miejsca o szczególnej koncentracji zaćmień słonecznych, bo to pozwoli nam na przewidzenie szczególnie niebezpiecznych okresów oraz wyznaczenia rejonów Ziemi o największym prawdopodobieństwie wystąpienia katastrofalnych zjawisk.

Jest to mimo to olbrzymi postęp w stosunku do błądzenia po omacku i walenia głową w ścianę, którą to metodę preferuje „nauka”.

W każdym razie najbliższe miesiące nie oszczędzą nam przykrych niespodzianek.

Uzupełnienie 09.08.2017

Już niewiele godzin po koniunkcji Księżyca i Ziemi względem Słońca, mamy tę sytuację którą przewidziałem, a więc wzrost aktywności sejsmicznej na Ziemi. W Europie przejawia się to znaczną liczbą małych trzęsień ziemi w rożnych jej regionach oraz silną aktywnością sejsmiczną w Turcji.



W Chinach doszło zaś do dwóch bardzo dużych trzęsień ziemi z licznymi ofiarami śmiertelnymi. Zagrożenie utrzyma się na wysokim poziomie jeszcze przez parę dni po czym zmaleje znacznie, aby ponownie wzrosnąć, w miarę zbliżania się terminu kolejnej koniunkcji w dniu 21.08.2017.



Uzupełnienie z dnia 05.09.2017

Tak jak przewidywałem, w przypadku omawianego w artykule zaćmienia słonecznego, oczekiwany wzrost aktywności geofizycznej nie dał na siebie długo czekać.

Oprócz jednoznacznego przyrostu częstotliwości jak i siły anomalii pogodowych


zauważymy też wyraźny wzrost aktywności sejsmicznej w rejonie oddziaływania zaćmienia słonecznego.
Najbardziej spektakularnym jest seria trzęsień ziemi w stania Idaho w USA w bezpośredniej bliskości krateru Yellowstone. W międzyczasie doszło tom już do setek trzęsień ziemi z których największe osiągnęło siłę 5,3 w skali Richtera.


Jest to największe trzęsienie ziemi w północno-zachodnim rejonie USA od trzech lat i jak widać z załączonej tabeli jedno z najcięższych w historii.


Jeśli chodzi o sam krater w Yellowston to ostatnia znaczna aktywność sejsmiczna miała tam miejsce przed 41 laty kiedy to wystąpiła tam seria trzęsień ziemi o sile do 5,5 w skali Richtera w dniu 08.12.1978. 


Bezpośredni impuls spowodował specyficzny układ planet z udziałem Ziemi



Przyczyną było jednak nadchodzące całkowite zaćmienie słoneczne w dniu 26.02.1979 które już miesiące wcześniej zaznaczyło się wzrostem wartości TG na Ziemi.



Najsilniejsza seria trzęsień ziemia w Yelowstone miała miejsce w roku 1959. I tutaj przyczyną był również specyficzny układ planet parę dni wcześniej


A bezpośrednią przyczyną zaćmienie słoneczne które miało zajść w dniu 02.10.1959 roku a którego oddziaływanie zaznaczyło się już znacznie wcześniej w tym rejonie.



Szczególnie spektakularne jest to, że właśnie w dniu 18.08.1959 roku miała miejsce też pełnia księżyca a więc tak jakby próba generalna przed zbliżającym się zaćmieniem słonecznym.



Możemy więc wnioskować, że również ostatni wzrost aktywności sejsmicznej w kraterze Yellowstone przebiega zgodnie ze schematem z roku 1978 czy też 1959, z tym że tym razem możliwe maksimum jeszcze nas najprawdopodobniej oczekuje. Jak na razie aktywność sejsmiczna była wprawdzie duża ale siła trzęsień niespecjalnie. Dlatego możliwy jest taki rozwój wypadków w którym to maksimum jeszcze nas oczekuje i to w ciągu najbliższym paru miesięcy.

Najbliższym dobrym terminem jest np. 19.10.2017 z ciekawym układem planet o dużym potencjale na wzrost TG. Tym bardziej ze w tym dniu mamy też nów i Księżyc znajdzie się pomiędzy Ziemią i Słońcem.


 

Skąd się biorą dziury w ….Ziemi

Skąd się biorą dziury w ….Ziemi

Czasami zdarzają się odkrycia specjalnych fenomenów na Ziemi, które zadziwiają swoim pojawieniem się, również ekspertów.
Jeszcze bardziej zadziwiające jest jednak to, że ci „eksperci” nie są w stanie przełamać swoich torów myślenia i poszukać rozwiązań wykraczających poza zakres ich codzienności. Prowadzi to z konieczności do bardzo fragmentarycznego spojrzenia na naszą rzeczywistość i nie pozwala dostrzec tego, że zjawiska we wszechświecie podlegają wspólnym mechanizmom.

Tak ma się też sprawa z przypadkiem odkrycia zagadkowej dziury w ziemi na półwyspie Jamał.


Oczywiście tak jak się można było tego spodziewać nasi „eksperci” natychmiast wiedzieli co jest grane. Oczywiście erupcja ta była związana z eksploatacją gazu ziemnego.

Ale czy na pewno?

To pytanie nie miałoby uzasadnienia gdyby nie fakt, że również gdzie indziej tego typu dziury w podłożu nie należą do rzadkości. Co więcej, nie należą one też do rzadkości na innych ciałach niebieskich Układu Słonecznego. 

Równie sensacyjnie prasa donosiła, jakiś czas temu, o tajemniczej dziurze na Marsie, a której wygląd jest prawie że identyczny z tą z Syberii.


Co więcej również na Marsie takie dziury to normalka i można przytoczyć cały szereg przykładów podobnych dziur.



I jakby tego było mało takie same dziury stały się przedmiotem zainteresowania NASA, ale dla odmiany na Księżycu



Gołym okiem widać identyczność formy tych dziur, czy to na Ziemi, czy też na Księżycu, albo na Marsie.

Czy jest to możliwe, aby identyczne formy morfologiczne na tak rożnych ciałach niebieskich powstały na zasadzie rożnych mechanizmów działania?

Oczywiście wykluczyć się to nie da, ale o wiele bardziej logiczne musi się nam wydać takie rozwiązanie, w którym dziury te powstają według identycznego schematu.

I oczywiście nasza intuicja nas nie myli. We wszystkich tych przypadkach mamy do czynienia z identycznym mechanizmem w którym niebagatelną rolę odgrywają koniunkcje ciał niebieskich.

Jeszcze ważniejsze jest jednak to, że „skaliste“ ciała niebieskie układu słonecznego nie różnią się w niczym w swojej wewnętrznej budowie od komet, i odpowiadają zbiorowi zespolonych fragmentów materii słonecznej powstałych w trakcie erupcji na naszej gwieździe. Fragmenty te odpowiadają swoim składem chondrytom i zbudowane są znacznej części z wody, wodoru i węgla.


Tego typu mieszanina jest oczywiście bardzo podatna na przejścia fazowe inicjowane poprzez koniunkcje planet. W efekcie dochodzi do lokalnego podwyższenia temperatury podłoża i uwolnienia związanych ze skałami gazów i cieczy. To uwolnienie może przybrać formę eksplozji i w zależności od uzyskanych temperatur zakończyć się wybuchem wulkanicznym albo eksplozją pary wodnej czy też erupcją wodno-gazową.



Również w przypadku Marsa związek obecności tej dziury ze ścieżką przejścia zaćmienia słońca na tej planecie jest nie do podważenia i jest dokładnie widoczny na zdjęci w formie pasmowego obniżenia terenu.



A jak było na półwyspie Jamał?



Również tam stosunkowo niedawno miało miejsce zaćmienie Słońca które dokładnie objęło teren krateru.


I również tam doszło do przemian fazowych w gruncie w wyniku czego wytworzyły się rożne generacje wakuoli budujących materię o rożnych własnościach oscylacji własnych.

http://krysztalowywszechswiat.blogspot.de/2013/08/zagadka-enceladusa.html

Po latach wzajemnej synchronizacji tych oscylacji doszło do takiego podwyższenia temperatury wiecznej zmarzliny że ta uległa stopieniu i uwolniła znajdujący się w niej metan.

Efektem była gwałtowna erupcja gazu i gorącego szlamu z wnętrza Ziemi.


Taki sam przebieg mają też erupcje na Marsie i Księżycu. Również na tych ciałach niebieskich występuje pod powierzchnią warstwa wiecznej zmarzliny w której gromadzi się pierwotny metan powstały w reakcji wodoru i węgla znajdującego się w chondrytowym wnętrzu tych ciał niebieskich.
Oczywiście ten sam mechanizm funkcjonuje również na dużych głębokościach pod powierzchnią i prowadzi do inicjacji procesów wulkanicznych.

Jeśli przeprowadzimy dokładne poszukiwania na trasie wyżej wymienionego zaćmienia słonecznego w obrębie strefy wiecznej zmarzliny to zauważymy że cała ta trasa usiana jest podobnymi dziurami wypełnionymi wodą i powstałymi bezpośrednio po zaistnieniu takiego zaćmienia. Przy pomocy dokładnych pomiarów geodezyjnych jest też możliwe wykazanie tego, że na całym obszarze wystąpienia zaćmienia słonecznego nastąpiło sygnifikantne obniżenie wysokości tego terenu w stosunku do otoczenia a wynikające z podobnych efektów ale w znacznie mniejszej skali intensywności.

Oczywiście również Polska może być potencjalnym obszarem wystąpienia podobnych efektów, szczególnie że wieczna zmarzlina na terenach Suwalszczyzny jest całkiem znacznie rozprzestrzeniona.

Reasumując - wiedza przyrodnicza fizyków znajduje się na poziomie odpowiadającym średniowiecznym alchemikom i nie zapowiada się że będzie lepiej.


Translate

Szukaj na tym blogu