Jak
fałszowano historię Hiszpanii
Stawiając
tezę o słowiańskiej przeszłości Hiszpanii, nie można zignorować
tego, że tak zwana „nauka” wyklucza taką ewentualność
całkowicie, powołując się przy tym na mniej lub bardziej twarde
„dowody”.
Do
tych „dowodów” należą świadectwa pisane oraz dane genetyczne.
Nie
sposób przejść obojętnie obok tych twierdzeń i w tym tekście
zajmiemy się podważeniem tych „naukowych argumentów”.
To co
wiemy o historii Hiszpanii, zawdzięczamy tylko nielicznym źródłom.
Dwa z
tych źródeł wywarły szczególnie silny wpływ na interpretację
historii Europy.
Pierwszym
z tych „źródeł” jest tzw. „Germania” „starożytnego”
historyka Tacyta.
Tekst
ten jest szalenie ważny, i to w dosłownym tego słowa znaczeniu, bo
kształtuje poglądy naukowców, szczególnie tych, którzy widzą
siebie jako narzędzie niemieckiej nacjonalistycznej propagandy.
„Germania”
jest przykładem fałszerstw podszywających się pod starożytnych autorów, jakie z końcem średniowiecza zalały całą ówczesną
Europę.
Okres
średniowiecza nie był wcale okresem niepodzielnego panowania
religii katolickiej w Europie, ale odwrotnie, był okresem ciągłych
walk z wybuchającymi co rusz schizmami i ruchami sekciarskimi.
Ta
walka o rządy dusz wynikała z tego, że doktryna katolicka
napotkała na opór licznej jeszcze w Europie Zachodniej ludności
słowiańskiej, dla której niewolnicza, starotestamentowa etyka
propagowana przez katolicyzm była nie do przyjęcia.
Spowodowało
to potrzebę dodatkowego uzasadnienia przewag Kościoła
Katolickiego.
Takim
uzasadnieniem były też „antyczne” teksty potwierdzające
praworządność istniejącego stanu rzeczy.
Do
tego doszło również to, że narody Europy Zachodniej zaczęły
szukać przyczyn swojej własnej odrębności oraz dowodów na swoją
wyjątkowość i prawo do gnębienia i wykorzystywania swoich
sąsiadów lub grup mniejszościowych w obrębie własnych struktur
państwowych, a szczególnie Słowian.
Po
czasach kulturalnego upadku, w okres środkowego średniowiecza
nastąpił powrót do zainteresowań nauką i kulturą. Liczba ludzi
wykształconych zaczęła dramatycznie rosnąc i umiejętność
pisania i czytania przestała być czymś wyjątkowym, również
dlatego, bo pismo stało się głównym narzędziem indoktrynowania
europejskich Słowian, jak i przyczyniało się do szybkiego
ewoluowania nowopowstałych języków.
Wraz
z tym, coraz więcej osób zaczęło interesować się swoją
przeszłością, jak i przeszłością własnego rodu, plemienia czy
też narodu.
Proces
dyferencjacji języków europejskich spowodowany koniecznością
zatarcia słowiańskich korzeni Europy oraz konieczność
zapobieżenia odrodzenia ich zamierzchłej wielkości, stymulował
jednocześnie zapotrzebowanie na nowe formy samoidentyfikacji
powstających właśnie narodów Europy Zachodniej.
Powoływanie
się na swoją słowiańską przeszłość stało się dla wielu
panujących rodów w Europie niewygodne, bo rodziło w konsekwencji
pytanie co do prawowitości zajmowanych przez nie czołowych miejsc w
hierarchii społecznej.
Presja
ta była tak wielka, że w przeciwieństwie do np. rodów
słowiańskich, u Niemców rody arystokratyczne nie mają prawie że
żadnych wczesnośredniowiecznych założycieli.
Jeśli
spojrzeć na listę niemieckich arystokratycznych rodów to zauważymy
z niedowierzaniem, że 99% tych rodów wywodzi swoje pochodzenie od założycieli, którzy żyli dopiero w XIII lub XIV wieku. Znikoma
ilość ma swoje korzenie w wieku XII i tylko rody królewskie mają
starszą genealogię i mogą się porównywać z Piastami.
Kto
nie wierzy, może sobie sam sprawdzić w tej oficjalnej liście
niemieckich rodzin arystokratycznych.
Jak
to jest jednak możliwe, że istniejące jakoby od VI wieku
niemieckojęzyczne Imperium „Franków” nie pozostawiło po sobie
żadnych śladów w formie rodów arystokratycznych o nieprzerwanej
wielowiekowej tradycji.
Po
władzy Karolingów nie pozostało nic materialnego z tradycji
rodowych, które od pradawnych czasów rządziły na tych terenach.
Oczywiście
jest to niemożliwe i świadczy jedynie o tym, że w XII i XIII wieku
doszło do dramatycznego przełomu kulturalnego na terenie obecnych
Niemiec i Austrii, w wyniku którego arystokracja słowiańska musiała
wybrać pomiędzy prawdą o swoim słowiańskim pochodzeniu pod
groźbą utraty swoich przywilejów, a pozostaniem u władzy, pod
warunkiem przyjęcia nowej, tym razem już niemieckiej tożsamości.
Dokonało się to w ten sposób, że przyjmując niemiecką tożsamość,
arystokrata stawał się jednocześnie protoplastą, już teraz
niemieckiego arystokratycznego rodu. Starsze dzieje po prostu
wymazano z pamięci.
Spowodowało
to jednak wśród tych nowych „Niemców” olbrzymie
zapotrzebowanie na legendy o własnym „germańskim” pochodzeniu
jak i konieczność fałszowania całej, poprzedzające te
wydarzenia, historii Europy. Zarówno władcy Niemiec, jak i
hierarchia kościelna starała się zachować przywódczą rolę w
Europie i szukała historycznego uzasadnienia dla tych zamiarów.
Stworzyło
to idealne warunki dla rynku produkcji fałszerstw antycznych i
wczesnośredniowiecznych tekstów.
Rynek
ten od samego początku borykał się z zasadniczym problemem braku
autentyków.
Po
prostu liczba manuskryptów ze średniowiecznymi i starożytnymi
tekstami niewiele różniła się od zera. Tej presji poddali się
też najznamienitsi humaniści tamtych czasów i zarówno z ideologicznych, jak i z ekonomicznych powodów podjęli masowe ich
fałszowanie. Dla wielu stało się to ich życiową pasją, jak i
źródłem fantastycznie wysokich dochodów.
Dla
przykładu materialna wartość manuskryptów w posiadaniu Niccola
Niccoliniego przewyższała w momencie jego śmierci kilkakrotnie
budżet rady miejskiej jego rodzinnego miasta. Mimo to władca
Florencji Medici, jako prawny spadkobierca, musiał najpierw wykupić
te książki z rąk wierzycieli, bo nasz bohater zastawił je
wcześniej u żydów, a pożyczone pieniądze przełajdaczył.
Tak
na marginesie nazwisko Medici nie wywodzi się od określenia Medyk,
tak jak to sugeruje zachodnia propaganda, ale od określenia „Med”
- „Miód” i oznaczało po prostu Miodnik (Bartnik), a więc
przodkowie tego rodu byli etruskimi pszczelarzami. Trzeba jeszcze raz
podkreślić, że Włochy zamieszkiwane były w większości przez
Słowian i język słowiański był językiem ludności wiejskiej. Do
dziś ostały się jeszcze na terenie Włoch enklawy, w których dalej
mówi się po słowiańsku. To tylko zachodnia propaganda próbuje tę
prawdę przemilczeć i rozsiewa co rusz kłamstwa o „germańskiej”
przeszłości Europy.
Jeśli
prześledzimy los odkrycia takich tekstów, jak np. „Germania
Tacyta” to zauważymy, że do jego spopularyzowania przyczyniły
się osoby skupione wokół Eneasza Sylwiusza Piccolominiego,
późniejszego papieża Piusa II
oraz
Gianfrancesco Poggio Braccioliniego
Do
grupy tej należeli również Niccola Niccolini, Leonardo Bruni oraz
Lorenzo Valla.
Wszystkich
ich cechowało ponadprzeciętne humanistyczne wykształcenie,
błyskotliwa inteligencja, jak i wybitny brak skrupułów oraz
notoryczny brak gotówki.
Niccolini
i Bracciolini byli do tego genialnie utalentowanymi kaligrafami i w
olbrzymim stopniu przyczynili się do opracowania nowych form liter
alfabetu łacińskiego.
Obaj
opanowali do perfekcji sztukę ręcznego pisania manuskryptów i byli
w stanie dokonać mistrzowskich podróbek antycznych tekstów.
Pozostali z tej grupy a szczególnie Piccolomini wnieśli swoją
wiedzę i erudycję a szczególnie dostęp do najwyższych
arystokratycznych i kościelnych kręgów, aby zmonetaryzować te
fałszerstwa antycznych tekstów na nie spotykaną w przeszłości
skalę.
Korzystając
ze ścisłych kontaktów z klasztorami na terenie Niemiec i Italii
grupa ta podjęła akcję wprowadzenia na rynek fałszerstw
antycznych tekstów, wymyślając w nich zarówno osoby autorów, jak i
opisywane tam zdarzenia historyczne.
Oszuści
ci posługiwali się wyjątkowo perfidną metodą wzajemnego
koordynowania wymyślanych przez siebie „zdarzeń historycznych”.
Poszczególne
teksty były wysyłane do każdego z uczestników tej zmowy, aby ten
potwierdzał te zdarzenia w swoich własnych fałszerstwach.
Tak
więc jedno fałszerstwo pociągało za sobą cały szereg następnych
w „niezależnych” od niego źródłach.
Ponieważ
nie wszystkie teksty udało się perfekcyjnie sfałszować, stosowano
jeszcze jedną wyrafinowaną metodę, polegającą na wysyłaniu ich
do innego uczestnika zmowy w celu „redagowania” go i
przetłumaczenia na język nowożytny, aby następnie sfingować jego
spalenie, kradzież lub w inny sposób niszcząc dowody „zbrodni”.
Kopie
takich tekstów udawało się spieniężyć równie łatwo jak teksty
„oryginalne”.
Piccolomini
był 23 lata na służbie cesarza Rzeszy Niemieckiej Fryderyka III,
prawdziwego twórcy potęgi rodu Habsburgów w Europie. Władca ten w
sposób wybitnie przemyślany i konsekwentny rozszerzał swoją
władzę kosztem swoich słowiańskich sąsiadów. Prowadził też
konsekwentną politykę germanizacji Słowian i to mimo tego, że był
synem księżniczki piastowskiej Czcibory.
Dlaczego
„polska” wikipedia łże jak najęta, nazywając ją Cymbarka,
wydaje się być niezrozumiałe. Przecież jest to oczywiste, że
imię Cymbarka jest tylko nieudolnym importem tego, jak tę władczynię
przezywało niemieckojęzyczne pospólstwo.
Łatwiej
to zrozumiemy jeśli zastanowimy się nad tym, co w tym imieniu jest
tak niewygodne dla hierarchii kościelnej.
Dlatego
warto zatrzymać się trochę przy tej postaci i jej imieniu, jak i
przy pochodzeniu rodu Habsburgów.
CDN