Gocki toast
Na stronie „Rudaweb” przeczytałem
ciekawy artykuł w którym autor próbuje rozwiązać zagadkę zdania
zapisanego w języku Gotów,
zachowanego w wierszu „De conviviis
barbaris” łacińskiego poety z czasów upadku Imperium Wandali.
Z początku zamierzałem mój komentarz
umieścić w nowej rubryce „Za płotem” w której mam zamiar w
sposób krytyczny promować ciekawe artykuły o tematyce słowiańskiej
na innych stronach internetowych.
Komentarz ten rozrósł się jednak tak
bardzo, że zdecydowałem się przedstawić go w formie samodzielnego
artykułu.
Co do rozwiązania jakie proponuje
autor nie będę się wypowiadał, bo każdy może sobie sam wyrobić
własne zdanie po przeczytaniu powyższego linku.
Warto jednak zwrócić uwagę na to, że
istnieją różne możliwości interpretacyjne, co zresztą dowiedli
Niemcy przerabiając to zdanie po swojemu.
Najważniejsze moim zdaniem jest jednak
to, aby proponowane rozwiązanie pasowało do opisanej sytuacji jak i
prezentowało sobą logiczną i spójną myśl.
Łaciński poeta opisuje swoje
przeżycia z knajpy w której ucztują właśnie „barbarzyńscy”
Goci.
Oczywiście jego możliwości
zrozumienia brzmienia obcego mu języka są ograniczone i w opisanym
cytacie zadziwia tak czy owak to, że zacytował to zdanie wyjątkowo
wiernie.
Zgadzam się z autorem w tym, że Goci
byli narodem słowiańskim, z tym że umieściłbym ich pochodzenie
na terenach przybałtyckich.
Jeśli więc chcemy to zdanie
rozszyfrować to możemy to tylko wtedy dokonać, jeśli przyjmiemy
język polski lub generalnie języki słowiańskie jako bazę naszych
poszukiwań.
Po pierwsze musimy jednak zacząć od
opisu sytuacji i zastanowić się, w którym momencie nasz rzymski
poeta mógł na tyle zainteresować się tym co dzieje się przy
sąsiednim stoliku, aby treść wypowiedzianego przez gockiego gościa
zdania utkwiła mu aż tak dobrze w pamięci.
Zacznijmy od zwyczajów słowiańskich
przy biesiadzie.
Wprawdzie nasze polskie tradycje
biesiadne upadły (inne niestety też) i coraz częściej zachowujemy
się przy stole jak w chlewie, ale jeszcze całkiem niedawno byłoby
nie do wyobrażenia to, aby wypić trunek bez poprzedzającego go
toastu. Toasty te były tematycznie bardzo różnorodne ale ideą
przewodnią było zachęcenie biesiadników do zabawy i do
beztroskiego oddawania się pijaństwu.
To właśnie ten obraz wstających od
stołu słowiańskich biesiadników, z uniesionym do góry kielichem,
wypowiadających krótkie zdanie po którym jego towarzysze z
aplauzem wychylali trunek, musiał zainteresować rzymskiego poetę
na tyle, że postanowił on włączyć jedno z wypowiedzianych zdań
do swego wiersza.
Tak więc szukając rozwiązania
zagadki musimy brać pod uwagę zdania o tematyce toastu biesiadnego
oraz o formie, w której żonglowanie słowami i ich znaczeniami
dodaje toastowi dodatkowego polotu.
Zgadzam się z autorem, że pierwsze
trzy słowa „inter citz Gothicum” są łacińskie. Z tym że
drugi wyraz jest oczywiście formą czasownika „cire”
oznaczającego „zawołać”, który w 3 osobie liczby pojedynczej
zapisujemy jako „cit.”. Litera „z” jest zapewne wskazowką na
liczbę mnogą.
Ten początek zdania tłumaczymy więc
jako „wśród (wołających) wiwatujących Gotów”
Właściwe zdanie zostało zapisane
jako „SCAPIAMADRIAIADRINCAM”
Zauważymy, że zestaw liter „DRI”
powtarza się w zdaniu dwa razy, wskazuje więc na typową wśród
toastów żonglerkę znaczeniami słów.
Zasadniczym problemem jest wydzielenie
pierwszego wyrazu oraz znalezienia myśli przewodniej toastu.
W tym przypadku nie jest to nawet
trudne, bo ten pierwszy wyraz brzmi dla nas prawie współcześnie.
Jest nim słowo „SCAPIA” w
którym rozpoznajemy łatwo odpowiednik polskiego słowa „SKĄPY”
.
Kolejny wyraz to „MA” a więc
trzecia osoba liczby pojedynczej odmiany czasownika „mieć”.
Kolejny wyraz składa się z trzech już
wymienionych liter „DRI”. Jego znaczenie znajdziemy jeśli
zastanowimy się co też takiego może mieć skąpiec więcej, w
porównaniu z innym ludźmi. Oczywiście ma on od nich więcej
pieniędzy.
To prowadzi nas bezpośrednio do
systemu monetarnego starożytnego Rzymu w czasach upadku Imperium
Wandali.
Najważniejszą monetą obiegową
tamtych czasów były tzw. tremisses.
Moneta ta miała wartość jednej
trzeciej najbardziej wartościowej monety rzymskiej czyli solida.
Była ona bita nie tylko przez władców bizantyjskich ale też przez
władców ludów „barbarzyńskich” i otrzymała u tych ludów
zapewne własną nazwę będącą bezpośrednim tłumaczeniem nazwy
rzymskiej, a tę tłumaczymy jako „jedna trzecia jednostki”.
Zapewne potocznie nazywano ją po prostu „Trzy”. Cyfra
trzy jest u większości ludów słowiańskich określana słowem
„TRI”.
I tak właśnie prawidłowo brzmiało
słowo wypowiedziane przez ucztującego Gota.
W trakcie wieków ten cytat ulegał
zmianom w celu dopasowania go do imperialnej ideologii niemieckiej a
ta uważała Gotów za swoich przodków a więc i zachowane teksty
musiały przyjąć formy zbliżone do nowo utworzonego języka
niemieckiego.
Oczywiście język niemiecki jest tylko
kreolską formą języka słowiańskiego, w której to zmiany są
często tylko powierzchowne i ze słowiańskiego „tri”
zrobiono niemieckie „drei”.
Dalej w zdaniu mamy spójnik „A”
odpowiadający dokładnie polskiej formie, zarówno w znaczeniu jak i
w wyglądzie, oraz zaimek osobowy „IA” odpowiadający
polskiemu „JA”.
Kolejne słowo jest również
przykładem manipulacji motywowanej imperialnymi ciągotami Niemców.
W tym starożytnym zdaniu zmieniono ten
wyraz tak by przypominał on natychmiast „germańskie drinken”
czyli po polsku „pić”.
W rzeczywistości rozpoznamy tam
oczywiście znaczenie związane z piciem, ale odnosi się ono do
polskiego wyrazu „TRUNEK”. I tu właśnie turbogermańska
propaganda próbuje odwrócić „kota ogonem” i wyprowadza
etymologię wyrazu „trunek” od niemieckiego „trinken”, ale
jest to oczywiste zmyślenie.
Słowo „trunek”, jak i jego
pochodne, są oczywiście typowo słowiańskie i ostały się w
niemieckim w trakcie kształtowania się tego języka w
średniowieczu.
Słowiański trunek odnosi się do
napitku alkoholowego. We wczesnym średniowieczu ludność zaniechała
picia zwykłej wody po tym jak rozliczne epidemie zdziesiątkowały
jej mieszkańców. W praktyce pito tylko napoje alkoholowe, jak piwo
lub wino, bo tylko one pozbawione były bakterii chorobotwórczych, i
nie ma co się dziwić temu, że dla tworzącego się właśnie
języka niemieckiego słowo „trunek" było jednoznaczne
ze słowem pić i zajęło jego miejsce w nowo tworzonym języku.
Za ten stan rzeczy, że tak często
przy podawaniu etymologii słowiańskich wyrazów przyjmuje się, że
pochodzą one z języka niemieckiego, odpowiedzialni są po cześci
również nadgorliwi Słowianie.
Słowianskie „elity” do dzisiaj nie
wierzą w to, że ich kultura i język są w Europie pierwotne i były
bazą dla wszystkich innych języków. W przeszłosci rezygnowano
więc chetnie ze swoich własnych prastarych określeń na rzecz
neologizmów, aby tylko odseparować się od Niemców. Oczywiście ze
strony niemieckiej zrobiono wszystko, aby ten proces jeszcze
wzmocnić.
Najwyższa pora skończyć z tym
poddańczym myśleniem i zwrócić naszej mowie również prastare
polskie określenia zawłaszczone przez język niemiecki.
Całe szczęście w przypadku słowa
„trunek”, możemy jeszcze do dzisiaj cieszyć się jego
obecnością i używać go, wprawdzie coraz rzadziej, również w
mowie potocznej.
Tak więc z wymienionych powyżej
powodów ostatnie litery „DRINCAM” możemy rozłożyć na
dwa osobne wyrazy „Trink sam”.
Możliwe że rzymski poeta zwrócił
się do ucztujących Gotów z prośba o zapisanie tego zdania.
Ci jednak używali alfabetu
starosłowiańskiego, jaki znamy już z tłumaczeń tekstów
etruskich, a w tym alfabecie znak „C” odpowiada, tak jak
do dzisiaj w cyrylicy, naszej literze „S”.
Dlatego jestem skłonny przypuszczać,
że znak „C” ma tu podwójne znaczenie i w pierwszym
został użyty jako litera „K” w słowie „Trink”
lub po naszemu „trunk”, a w drugim jako „S” w
słowie „sam”
Tak więc w efekcie zdanie
„SCAPIAMADRIAIADRINCAM”
Możemy rozdzielić na pojedyncze
wyrazy jako
„SCAPIA MA DRI A IA DRINK CAM”
oraz rozszyfrować jako:
„SCAPI MA TRI A IA TRINK SAM”
i przetłumaczyć po polsku jako
„Skąpy ma pieniądze a ja (za to)
piję sobie”
Otrzymane zdanie pasuje nie tylko
perfekcyjnie do sytuacji, ale posiada również specyficzny dla
toastów charakter, w którym wznoszący toast stara się zaskoczyć
współbiesiadników szczególnie wyszukaną i dowcipną jego formą.
Dodatkowo mogliśmy się po raz kolejny
przekonać, że język niemiecki nie jest wcale samodzielnym językiem
ale tworem sztucznym, w którym słowiańskie rdzenie uległy takiemu
zniekształceniu, aby bezpośrednie podobieństwa nie rzucały się
obserwatorowi w oczy. Reszta to tylko wytrwała i kłamliwa
propaganda „Turbogermanów”.
Oczywiście byłoby niesprawiedliwie
odbierać Niemcom całkowicie prawa do schedy po Gotach.
Oczywiście również Niemcy tak jak i
Polacy czy Rosjanie są ich bezpośrednimi potomkami. Z tym, że
Niemcy muszą zaakceptować swoje słowiańskie pochodzenie i
zaprzestać rozpowszechniania kłamstw o egzystencji w starożytności
jakichś niemieckojęzycznych Germanów.
W starożytności, w Europie poza
zasięgiem administracyjnym Rzymu i Bizancjum, mówiono tylko po
słowiańsku, a na obszarze samego Imperium jedynie elity mówiły po
łacinie czy też po grecku.
Po części również u tych elit
języki te miały funkcję „lingua franca” i czy to u Spartan
czy też u Macedończyków
nie mówiąc już o Etruskach
ludność posługiwała się cały czas
swoją słowiańską mową.
Jedynie wśród niektórych plemion
Wysp Brytyjskich i wśród Basków zachowała się mowa o innym
korzeniach językowych, choć i tam wpływ słowiańskiego był
bardzo duży.
To właśnie na wyspach Brytyjskich i w
Irlandii ukształtowała się sekta chrześcijańska z której
wykształcił się współczesny katolicyzm i wraz z jego
rozpowszechnieniem przez Saksończyków, doprowadziła do
wykorzenienia mowy słowiańskiej wśród Niemców, Hiszpanów,
Francuzów czy też Skandynawów.
Ten proces nie jest zakończony i
również współcześnie obserwujemy wysiłki w celu poróżnienia
narodów słowiańskich między sobą i wykorzenienia w nich poczucia
wspólnoty oraz zdewastowania ich moralnych wartości. Nie bez powodu
propaguje się faszyzm wśród Ukraińców i Chorwatów, czy też
psychopatyczną rusofobię i antysemityzm wśród Polaków.
Ostateczny cel zniszczenia naszej
odrębności nie został wprawdzie jeszcze osiągnięty, ale patrząc
na debilizm „naszych elit” i ich moralną degrengoladę, nie mam
wątpliwości, że to tylko kwestia czasu.
Uzupełnienie z dnia 24.07.2018.
Wokół zdania:
„Słowo „trunek”, jak i jego
pochodne, są oczywiście typowo słowiańskie i ostały się w
niemieckim w trakcie kształtowania się tego języka w
średniowieczu”,
rozwinęła się dyskusja w której
zarówno RudaWeb jak i Czesław Białczyński podważają słowiańską
etymologię tego słowa, powołując się przy tym na niemiecką
Wikipedię.
Cytowanie niemieckich źródeł i to do
tego wybitnie tendencyjnych i w oczywisty sposób fałszywych, uważam
za problematyczne, dlatego postaram się tu w skrócie przedstawić
prawidłową etymologię tego słowa.
Jak już wspomniałem w moim
komentarzu, słowo trunek należy do grupy znaczeniowej do której
zaliczam też słowo tryskać, po czesku střik.
Ich powstanie wiąże się
jednoznacznie z rozpowszechnioną wśród Słowian praktyką
produkcji i konsumpcji piwa. Wokół spożywania tego napitku
ukształtowały się już przed tysiącleciami określone zwyczaje i
rytuały.
Rytuały te przetrwały aż do dziś i
w każdej chwili możemy się przekonać, jak odbywa się taka
popijawa, wystarczy tylko pójść do najbliższej knajpy.
Wprawdzie zwyczaj wygłaszania toastów
zredukował się w Polsce do symbolicznego „Na zdrowie”, to w
przeszłości miał on zdecydowanie pierwszoplanowe znaczenie, jak to
widzimy na przykładzie cytowanego łacińskiego wiersza, jak i wiemy
to z opisów uczt szlacheckich sprzed tak naprawdę niewielu przecież
lat.
Poza wygłaszaniem toastu, powszechnym
zwyczajem wśród Słowian, ale również wśród Niemców, jest
stukniecie się kuflami z piwem wszystkich uczestników popijawy.
Oczywiście również dla tej czynności
Słowianie musieli znaleźć swoją nazwę i nie mogło być też
inaczej jak to, że poszukali tej nazwy wśród znanych już im
znaczeń opisujących podobne czynności.
Takim nierzucającym się skojarzeniem
jest stukanie się głowami dwóch baranów lub muflonów między
sobą.
Samiec barana to po staropolsku „TRYK”
a stukanie się baranów głowami to czasownik „TRYKAĆ”.
Tak więc było to najzupełniej
zrozumiale, że nasi przodkowie właśnie w tym słowie poszukali
wzorca dla określenia stuknięcia się dzbanami piwa.
Oczywiście tak jak to w językach
słowiańskich powszechnie przyjęte, najprostszym sposobem tworzenia
nowych wyrazów było uzupełnienie danego rdzenia o dodatkową
zgłoskę.
Dla czynności stuknięcia się była
to spółgłoska „N” i ze słowa „TRIK”
powstało słowo „TRINK” a dla zjawiska wylewania się
piwa z dzbanów, w trakcie tego, słowo „TRISK” które w
polskim znamy np. w formie słowa „(WY)TRYSK” lub słowa
„TRYSKAĆ”. Logiczne jest również i to, że dla napitku
o takich tryskających własnościach też wymyślono określenie z
tej grupy znaczeniowej i tym w języku polskim było słowo „TRUNK”
unowocześnione później do słowa „TRUNEK”
Ta etymologia jest tak jednoznaczna i
przekonywująca, że zajmowanie się niemieckimi interpretacjami
uważam za czystą stratę czasu.
W dostępnym angielskim internetowym słowniku etymologicznym słowo drink jest opisane jako mające niejasne pochodzenie uncertain origin to wskazuje według wielu na jego słowiańskie pochodzenie jak dla wielu innych slow z taka adnotacja
OdpowiedzUsuńZaiste, pochodzenie uncertain origin, co jest dziwne o tyle, że 'polscy' etymolodzy bez wahania wskazują pochodzenie niemieckie. A rzeczywiście może to być młode słowo polskie pochodzace od trącania się naczyniem z napitkiem. Trunk < trunc < truńć (gwarowe) < trąć (skrócone 'trzasnąć'). Dziś raczej się "stukamy".
Usuńhttps://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=131328229533617&id=110146924985081¬if_id=1654323699823531¬if_t=page_post_reaction&ref=notif
OdpowiedzUsuńA to dopiero początek rozrywki.