Czasami
jest to rzeczywiście lepiej, jeśli się nie ma pojęcia o tym, jak
funkcjonuje nasza rzeczywistość. Można żyć w błogim
przekonaniu, że wszystkim rządzi przypadek i że nie ma się
osobiście najmniejszego wpływu na to, co niesie nam nasza
przyszłość.
Co
niektórzy nie zadowalają się tą sytuacją i chcieliby mieć
możliwość zobaczenia tego co nastąpi. Innym
wystarczyłoby już gdyby mieli choć możliwość przewidzenia
przebiegu procesów, które te wydarzenia determinują.
Spośród
tej grupy ludzi możemy wydzielić tych, którzy zdają się na
religię, mniej lub bardziej biernie składając swoją przyszłość
w ręce boskiego miłosierdzia.
Inni
szukają rozwiązania, wierząc w to, że siły nadprzyrodzone dają
nam możliwość przewidzenia zdarzeń, jeśli tylko znajdziemy
możliwość komunikowania się z nimi.
W tej
grupie znajdziemy wszelkiego typu ezoteryków, wariatów oraz
kryminalistów wykorzystujących rozpowszechnioną wśród ludzi
wiarę w nadprzyrodzone siły do bogacenia się ich kosztem.
Kolejni
to oczywiście naukowcy, którzy wprawdzie od ezoteryków niewiele
się różnią, ale przynajmniej ograniczeni są w swoich
przepowiedniach koniecznością matematycznego dokumentowania swoich
wróżb.
Kiedy
jednak matematyka została wyparta przez statystykę i rachunek
prawdopodobieństwa, to i ta dziedzina ludzkiej kultury zeszła na
dziady i jest niczym innym jak zmatematyzowaną ezoteryką.
Osobną
grupę tworzą technicy i inżynierowie. Tych nie interesuje żadna
filozoficzna otoczka ich działalności, ale konkretne zastosowania
ich badań w praktyce i jedynym miernikiem tej skuteczności jest
komercyjny sukces rezultatów ich pracy.
Technicy
i inżynierowie są też jedynymi, którzy mniej lub bardziej
rozumieją to, jak funkcjonuje nasza rzeczywistość. Niestety wśród
decydentów wiara w cuda dominuje i dlatego naukowcy posiadają tak
wielki wpływ na nasze społeczeństwo.
Ten
wpływ możemy pomierzyć tysiącami istnień ludzkich, które
corocznie oddają swoje życie na ołtarzu współczesnej nauki.
Zadufani
w swoim przekonaniu o własnej racji, naukowcy bez zmrużenia powieki
wysyłają codziennie ludzi na śmierć, bo zamiast patrzeć na to
jak działa przyroda i jak wydrzeć jej wszystkie tajemnice, wola
bardziej bawić się swoimi po ...nymi matematycznymi formułkami.
Oczywiście
daleki jestem od tego, aby wierzyć w to, że jako jedyny byłem w
stanie rozpoznać tajemnice natury. Niestety zdaję sobie z tego
sprawę, że też poruszam się po omacku i we mgle własnej
niemożności tylko w zarysach rozpoznaję cień naszej
rzeczywistości.
Niemniej
jestem o tym przekonany, że nawet to co udało mi się już
rozpoznać daje nam wprawdzie minimalną, ale jednak realną szansę w
zmaganiach z silami przyrody i zwiększa nasze możliwości na
przeżycie.
Wielokrotnie
już ostrzegałem przed grożącymi nam katastrofami i zbyt wiele z
tych ostrzeżeń już się niestety spełniło, bo nikt nie chciał
ich wziąć na poważnie.
To
ignorowanie kosztowało już tysiące istnień ludzkich i będzie
zapewne kosztować jeszcze miliony, zanim odpowiedzialni za ten stan
rzeczy obudza się ze swoich snów o własnej genialności, i odważą
się spojrzeć w odchłań demonów ich duszy.
Pomimo
to, że jak dotychczas moje starania to przysłowiowe wołanie na
puszczy, to czuję się w obowiązku dalej zwracać uwagę na to, że
przyroda cięgle zastawia na nas pułapki i że przy odrobinie
szczęścia i wiedzy jesteśmy w stanie je ominąć.
Kluczem
do tego jest umiejętność rozpoznania przyczyn, miejsca i czasu
zagrażających mieszkańcom Ziemi katastrof.
Pod
tym względem nauka zawiodła na całej linii, ponieważ z
ideologicznych względów nie brane są pod uwagę związki, pomiędzy
elementami rzeczywistości, które nauka zakwalifikowała jako
niemożliwe do zaistnienia. Arogancja „naukowców” jest tak
bezgraniczna, że przypisują oni sobie absolutne prawo rozstrzygania
o tym, jakie związki są w naszej rzeczywistości możliwe a jakie
nie, tak jakby naprawdę cokolwiek o istocie natury wiedzieli.
O tym
pisałem już wielokrotnie i wskazałem na to, że zjawiska
geofizyczne, szczególnie te powiązane z katastrofalnymi
wydarzeniami, korelują jednoznacznie z rozłożeniem przestrzennym
planet w Układzie Słonecznym.
Oczywiście
podałem też racjonalne wytłumaczenie przyczyn tej zależności
oraz skonstruowałem model fizyczny który jest w stanie wyjaśnić
nam ich przyczyny.
Model
ten jest, ze zrozumiałych względów, absolutnie sprzeczny z
obowiązującymi w nauce dogmatami i dlatego nie może być on w
żadnej, nawet najbardziej uproszczonej formie, przez tę „naukę”
zaakceptowany.
Jest
to jednak drugorzędny problem, którym tu nie będziemy się
zajmować. Najważniejsze jest to, że mój model jest obiektywnie
skuteczny i jednoznacznie wskazuje, że układ planet determinuje
wiele, a może i wszystkie zjawiska fizyczne jakie obserwujemy na
Ziemi.
Wśród
tych zjawisk jest wiele takich, które nie maja znacznego wpływu na
nasze życie, ale są wśród nich również i te, przed którymi
każdy, dysponujący choć odrobiną wyobraźni, zamiera w panicznym
strachu.
Nie
bez przyczyny. Średnio rocznie ginie w rezultacie przeróżnych
katastrof 60000 ludzi, o materialnych stratach nie wspominając.
Wprawdzie
jest to znikoma liczba w porównaniu z ogólną liczbą ludności na
Ziemi, ale dla ofiar i ich najbliższych wygląda to już całkiem
inaczej.
Niebezpieczne
jest to, że podana wyżej liczba nie oddaje w najmniejszym nawet
stopniu prawdziwego zagrożenia dla ludzkości.
W
niektórych latach, jak np. 2010, liczba ta była 5-krotnie wyższa i
byłoby naiwnością twierdzić, że jeszcze większa liczba ofiar
jest niemożliwa. Tak naprawdę nie ma w tym przypadku prawie że
żadnej górnej granicy, łącznie z możliwością sterylizacji
życia na Ziemi.
Oczywiście
prawdopodobieństwo takich katastrof jest minimalne, z tym że
cywilizacja ludzka jest szczególnie silnie podatna na wszelkiego
typu zaburzenia warunków środowiskowych.
Wbrew
przekonaniu większości, do wywołania globalnej katastrofy naszej
cywilizacji nie trzeba wiele.
Przyroda
ma na nas całą masę rożnych plag i czym bardziej nasza
cywilizacja staje się zależna od środków technicznych, tym
bardziej podatna jest ona na zaburzenia w jej funkcjonowaniu.
Obiektywnie
biorąc największym zagrożeniem są erupcje słoneczne. Powodują
on zaburzenia oscylacji Tła Grawitacyjnego i jeśli te zaburzenia
obejmą Ziemię, to inicjują one cały szereg zjawisk, z których
większość może być dla nas niestety śmiertelnym zagrożeniem.
Dla
ilustracji tego chciałbym opowiedzieć ciekawe i niestety tragiczne
wydarzenie.
Kiedy
przed laty wypracowałem mój model funkcjonowania zjawisk
fizycznych, to oczywiście spróbowałem również znaleźć
praktyczne aspekty jego funkcjonowania i to tam, gdzie współczesnej
„nauce” nawet się nie śni, że mogą istnieć odpowiednie
zależności.
Bardzo
szybko zauważyłem też, że pojęcie Tła Grawitacyjnego wymusza
jego modulacje poprzez geometryczne zależności pomiędzy
poszczególnymi jego źródłami.
A
takimi źródłami są oczywiście Słońce i planety. Ich wzajemne
położenie inicjuje wystąpienie zaburzeń Tła Grawitacyjnego i w
konsekwencji szereg procesów, których skutki widzimy na ich
powierzchniach.
W
przypadku Słońca inicjuje to powstanie erupcji słonecznych, a na
Ziemi takich zjawisk jak trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów czy też
spektakularne zjawiska atmosferyczne.
Pewną
odmianą takich zaburzeń jest zjawisko modulacji TG na Ziemi pod
wpływem wejścia Ziemi w strefę, w której porusza się materia
wyrzucona w przestrzeń kosmiczną w rezultacie erupcji słonecznych.
Strefa taka posiada swoje własne pole TG o znacznie wyższym
poziomie częstotliwości oscylacji podstawowych jednostek
przestrzeni.
Również
takie przejście może spowodować na Ziemi tak silne interferencyjne
wzmocnienie TG, że powoduje to katastrofalne trzęsienia ziemi i
wybuchy wulkanów w tym jej rejonie, który na te modulacje
wystawiony jest najsilniej.
Tak
zdarzyło się w marcu 2011, kiedy doszło do koniunkcji Saturna i
Jowisza.
W tym
czasie zdawałem sobie już sprawę z tego, jakie konsekwencje mogą
mieć erupcje słoneczne na zjawiska geofizyczne na Ziemi i kiedy
08.03.2011 doszło do wybuchu na Słońcu i wybuch ten okazał się
wyjątkowym, bo materia wyrzucona ze Słońca osiągnęła
ekstremalnie wysoką prędkość poruszania się, to śledziłem to
zjawisko z zainteresowaniem graniczącym z niepokojem, kiedy okazało
się, że Ziemia znajdzie się w strefie wpływu tej erupcji.
Kiedy
jednak niecałe dwa dni później akurat w momencie w którym Ziemię
objęła ta erupcyjna strefa, doszło do kolejnej, tym razem znacznie
silniejszej erupcji na Słońcu, to moje zaniepokojenie przerodziło
się w panikę .
https://www.spaceweather.com/archive.php?view=1&day=08&month=03&year=2011
Zdecydowałem
się na opublikowanie ostrzeżenia o zbliżającym się wielkim
trzęsieniu ziem, w mojej naiwności wierząc, że kogoś to
zaniepokoi i zmusi do postawienia odpowiednich służb w stan alarmu.
Oczywiście
skończyło się tak jak musiało się skończyć. Ta niemiecka
gazeta, w której opublikowałem mój komentarz pod artykułem
dotyczącym tej erupcji, bardzo szybko zablokowała możliwość jego
czytania i cała zgraja „naukowych ujadaczy” rzuciła się na to
co napisałem, zarzucając mi ezoteryzm i obrzucając mnie stekiem
wyzwisk.
To
bardzo znane czasopismo, (wtedy jeszcze o światowej renomie, teraz
to tylko lewacki szmatławiec), zmanipulowało mój komentarz
zmieniając zamieszczone tam linki na inne, które prowadziły do
stron obrażających mnie jako człowieka i Polaka.
Jeszcze
raz okazało się, że lewacy to tacy zakamuflowani faszyści.
Niecały
dzień później doszło do tragedii.
W
regionie Tōhoku doszło do gigantycznego trzęsienia ziemi
połączonego z jeszcze bardziej gigantycznym tsunami, które o mały
włos nie spowodowało największej katastrofy nuklearnej w historii,
przy której Czernobyl byłby tylko zabawą w piaskownicy.
To
zdarzenie uświadomiło mi dobitnie, że tzw. naukowcy i związane z
nimi elity to nie żadni zagubieni geniusze ale banda krwiożerczych
sk...nów których działalność jest największym zagrożeniem dla
ludzkości, znacznie większym niż największy wybuch na Słońcu.
Uświadomiło
mi to również, że nauka zbudowana jest na kłamstwie i że nie ma
w niej ani jednej dziedziny w której kłamstwo nie stanowiłoby
fundamentu jej działalności.
Ta
trochę deprymująca anegdota jest dobrym wstępem do tego, aby
zwrócić Waszą uwagę na to co aktualnie dzieje się z Tłem
Grawitacyjnym.
Otóż
już niedługo (10.06.2021) dojdzie do kolejnego zaćmienia
słonecznego tym razem połączonego z potrójną koniunkcją Ziemi,
Księżyca i Merkurego.
To
zjawisko jest tym bardziej niepokojące, bo Ziemia znajduje się
właśnie w strefie niskich wartości TG, co objawia się między
innymi bardzo niskimi globalnymi temperaturami atmosfery, a więc
różnice wartości TG (przed, w trakcie i po zaćmieniu) będą
szczególnie duże.
Taka
wielokrotna koniunkcja połączona z zaćmieniem słonecznym musi
spowodować gwałtowny wzrost TG i odpowiednio cały szereg zjawisk
geofizycznych.
Może
też spowodować wzrost aktywności słonecznej i całkiem
niespodziewaną erupcję słoneczną skierowaną prosto na naszą
planetę. Jeśli tak się stanie, to kolejne wielkie trzęsienie
ziemi jest nieuniknione.
Tym
razem szczególnie zagrożone są rejony południowej Kalifornii, ale
również Islandii, Kamczatki i Japonii
Na
poniższym linku widzimy symulację przebiegu tego zaćmienia.
https://de.wikipedia.org/wiki/Datei:SE2021Jun10A.gif
Czego
również nie unikniemy to wzrost aktywności wulkanicznej.
Jeśli
przyjrzeć się dokładniej to zauważymy, że obszar zaćmienia
słonecznego, w którym to wahania TG będą największe, zaczyna się
już po nocnej stronie Ziemi i początkowo dotyka ją pod bardzo
ostrym kątem w rejonie Kalifornii tak, że najbardziej wystawione na
jego działanie będą przypowierzchniowe warstwy skorupy ziemskiej.
Jest to właśnie miejsce tworzenia się trzęsień ziemi i wybuchów
wulkanów.
Po
opuszczeni terenu Ameryki Północnej obszar wzrostu TG obejmie
również Islandię i to jest tym groźniejsze bo obecnie na Islandii
aktywne są co najmniej dwa zbiorniki magmy w tym ten w pobliżu
Rejkiawiku i ten zareaguje natychmiastowym wzrostem ciśnienia w
obrębie zbiornika, spowodowanego przejściami fazowymi występujących
w nim cieczy i gazów i intensyfikacją wypływu lawy.
Drugi
rejon znajduje się w obrębie masywu Grimsvotn.
Wulkan
ten należy do najgroźniejszych na Islandii, ponieważ przykryty
jest grubą czapą lodową i cechuje się więc wyjątkowo
eksplozywnym charakterem.
Już
od miesięcy obserwujemy tam dowody na wzrost aktywności zbiornika
magmowego np. w formie ciągłego podwyższania się terenu i brakuje
tylko inicjującego zjawiska, które spowoduje jego gwałtowny
wybuch.
To
zjawisko nastąpi 10.06.2021 i albo spowoduje wygaszenie tej
aktywności na skutek destruktywnych interferencji modulacji TG albo
odwrotnie, relatywnie szybki ich wzrost i wybuch tego wulkanu.
Na
załączonej poniżej grafice widzimy przebieg aktywności
sejsmicznej w tym rejonie i już bez zaćmienia słonecznego był on
powodem do niepokoju.
Po
zaćmieniu słonecznym może być jeszcze gorzej.
Wybuch
tego wulkanu może mieć tragiczne skutki klimatyczne. Już samo
obniżenie TG w ostatnich miesiącach spowodowało katastrofalny
spadek globalnej temperatury i anomalnie niskie temperatury w wielu
rejonach kuli ziemskiej.
Jeśli
dojdzie do wybuchu, to zbiory produktów rolnych na półkuli
północnej będą poważnie zagrożone i jeśli przyjdzie głód to
niech nas Bóg ma w opiece.
Podobnie
ma się sprawa na Kamczatce, gdzie jednak bezpośredni wpływ na
ludzi będzie minimalny. Co innego w Japonii, tam może nas oczekiwać
kolejne wielkie trzęsienie ziemi.
Bezpośrednio
nie będziemy tymi zjawiskami zagrożeni, ale jeśli przybiorą one
ekstremalne rozmiary, to w tej czy innej formie również i my nie
będziemy się mogli przed nimi uchronić.
A
więc nie pozostaje nam nic innego jak biernie czekać na rozwój
wydarzeń, skoro odpowiedzialne za to elity mają moje ostrzeżenia w
dupie.