O fikołkującym Marsie



O fikołkującym Marsie



Potrzeba stabilnej niezmiennej rzeczywistości jest w nas bardzo silna.  Proste reguły i zachowania natury, które dają się przewidzieć, są konieczne dla naszego poczucia bezpieczeństwa i stanowią jeden z podstawowych elementów dających naszemu życiu sens.

Dlatego też odrzucamy i rugujemy z naszej świadomości wszystko to, co takiemu widzeniu świata zaprzecza i tworzymy wizje natury które spełniają te nasze potrzeby najlepiej, dając nam obraz stabilnego i niezmiennego świata.
Aby zburzyć ptolemejski obraz Ziemi jako centrum wszechświata, idee Kopernika potrzebowały kilkaset lat, a i dzisiaj nie do wszystkich one jeszcze dotarły i liczba ludzi wierzących w to że Słońce krąży wokół Ziemi jest zastraszająco wielka i zdaje się nawet rosnąć, od czasu kiedy „demokracja zatriumfowała”

To patologiczne widzenia natury znajduje sobie ciągle nowe pola działania i skoro w przypadku  Słońca i Ziemi fakty są bezlitosne, to potrzeba ta znajduje swoje ujście w kreacjonizmie albo choćby w tzw. walce z globalnym ociepleniem.

Tymczasem realia są dokładnym zaprzeczeniem naszych potrzeb. Otaczający nas świat jest wysoce zmienny i nieprzewidywalny. Cała ludzkość jest tak naprawdę pyłkiem miotanym przez nieskończone siły natury, a nasze iluzje o kontroli tychże wynikają tylko z naszej arogancji połączonej z umysłowym niedorozwojem oraz z tego, że nasze życie jest tak niesamowicie krótkie, że nie jesteśmy w większości przypadków doświadczyć tych zmian.

Niemniej człowiek jako istota świadoma ma obowiązek uwolnienia się również od swoich własnych przesądów i spojrzenia na otaczającą go rzeczywistość bez różowych okularów. Trwanie przy koncepcjach niezmienności naszej rzeczywistości i stałości „boskiego” ładu, świadczy tylko o naszej niedojrzałości do zmierzenia się z wizją „bycia Człowiekiem”.

Przed paroma laty zwróciłem uwagę na zjawisko zaobserwowane po raz pierwszy przez radzieckiego kosmonautę Dzhanibekova.


Zjawisko to od lat jest marginalizowane i przedstawiane jako nieistotny wybryk natury. Tymczasem znaczenie tego zjawiska dla zachowania się ciał niebieskich jest zasadnicze i istnieje sala grupa księżyców i planetoid która nieprzerwanie wykonują takie fikołki obracając swoją oś w sposób czasami absolutnie chaotyczny.

Dotychczas panuje wśród „naukowców” przekonanie, że to zjawisko nie dotyczy planet i oczywiście przede wszystkim Ziemi. Wprawdzie dowody na zmiany polaryzacji pola magnetycznego Ziemi są nie do obalenia ale nasi naukowcy znani są z tego, że przed rzeczywistością mają oczy całkowicie zamknięte, a w wypieraniu jej ze swojej świadomości są prawdziwymi mistrzami.

Tymczasem konsekwencje mogą być dla ludzkości katastrofalne. Każdy taki fikołek pociąga za sobą nie tylko drastyczne zmiany klimatyczne oraz katastrofy w formie wybuchów megawulkanów oraz wystąpienia megatrzęsień ziemi, ale przede wszystkim wystąpienie fal tsunami o wręcz apokaliptycznej wielkości.

Kilkusetmetrowe fale są w stanie zniszczyć większość obecnych metropolii i zepchnąć ludzkości prosto do epoki kamiennej.

Taki scenariusz wydążeń został potwierdzony przez obserwacje jakie dokonano na Marsie.


Mars jest również narażony na fikołki na skutek nierównomiernego rozłożenia mas i obecności gigantycznych wulkanów w strefie równikowej oraz czap lodowych na obu biegunach.
W przeszłości zagrożenie to było jeszcze większe. Przed „250 mln lat” Układ Słoneczny przeszedł dramatyczne przeobrażenia na skutek wzrostu wartości Tła Grawitacyjnego w obszarze galaktyki w którym się właśnie wtedy znajdował, a wynikających ze specyfiki budowy materii i przestrzeni.

http://krysztalowywszechswiat.blogspot.de/2014/11/krysztaowy-wszechswiat.html

Zmiany te były tak wielkie, że cały Układ Słoneczny uległ kompletnej przebudowie włącznie ze  zmianą wielkości i masy budujących go planet. Towarzyszyło temu znaczne obniżenie temperatur na powierzchni planety oraz powstanie, w pierwszym etapie, olbrzymich lodowców na biegunach.

Wzrost ten był jednak bardzo nierównomierny, co doprowadziło do niestabilności osi obrotu Marsa połączonego z wystąpieniem fikołków takich jakie zaobserwował Dzhanibekov.

Obserwacje na Marsie są jeszcze z tego względu interesujące że pokazują nam jak szybko ta planeta, o warunkach sprzyjających życiu i nie odbiegających od tych jakie obecnie panują na Ziemi, zamieniła się w lodowatą pustynię. Wskazują one również na to, że wzrost wartości TG może doprowadzić do tak znacznego zmniejszenia się wielkości molekuł wody ze oceany mogą dramatyczne zmniejszyć swoja wielkość lub nawet zaniknąć.

http://krysztalowywszechswiat.blogspot.de/2013/06/o-istocie-natury-czesc-pierwsza.html

http://krysztalowywszechswiat.blogspot.de/2013/06/o-istocie-natury-czesc-druga-zacznijmy.html

http://krysztalowywszechswiat.blogspot.de/2013/06/o-istocie-natury-czesc-trzecia-co-to.html





Ten scenariusz przebiegał podobnie na Ziemi, gdzie zanikające oceany spowodowały wzrost gradientu wysokości dla procesów erozyjnych i wytworzenia gigantycznych mas piaskowców czerwonego spągowca a następnie wytracenia chlorku sodu z wod oceanicznych w ilościach wprost niewyobrażalnych.

Oczywiście taki scenariusz oznaczałby dla ludzkości jej koniec, ale i całkiem normalny fikołek będzie dla niej niewyobrażalną katastrofą. Chociażby tego typu jakie miały miejsce pod koniec epoki lodowcowej. Tylko że wtedy ludzkość miała trochę szczęścia oraz zdolności i wiedzę do tego jak żyć zgodnie z naturą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Szukaj na tym blogu