Żywią
y bronią
Przejście
od gospodarki łowieckiej do pasterskiej, jakie miało miejsce po zakończeniu
ostatniego zlodowacenia, było wprawdzie epokowym wydarzeniem, ale nie wymagało
tak znacznego skoku technologicznego, jaki był niezbędny dla powstania gospodarki
rolnej.
Historycy,
a przynajmniej ich nowożytni przedstawiciele, propagują uporczywie
bliskowschodnią wersję początków rolnictwa tak, aby ich teorie były zgodne z
narracją Starego Testamentu.
Oczywiście
również i w tym rejonie świata doszło do poważnych zmian cywilizacyjnych i do
powstania nowych, nieznanych wcześniej form życia społecznego.
Ale
czy doszło tam po raz pierwszy do decydujących odkryć prowadzących do
rolnictwa i powstania cywilizacji?
To
pytanie jak dotychczas nie zostało jeszcze przez nikogo wyartykułowane, zbyt
silne są schematy myślenia zaszczepione w głowach historyków, przyzwyczajonych
od pokoleń do powtarzania tej samej biblijnej legendy.
Jeśli
nie na Bliskim Wschodzie, to gdzie i przez kogo zostały wykonane te decydujące
kroki?
Moim
zdaniem prawdziwymi twórcami cywilizacji opartej na rolnictwie była ludność,
która zarówno językowo jak i kulturowo należy do naszych bezpośrednich
przodków, a którą bez wątpienia zaliczyć możemy do Słowian.
Ta
teza wydaje się być herezją, ma jednak całkiem silne podstawy oparte na
faktach.
Gospodarka
rolnicza to nie tylko wykorzystywanie roślin, jako bazy pokarmowej danego
społeczeństwa, ale opracowanie całego systemu działań skierowanych na świadomą
kontrolę wszystkich procesów, w tym również procesów życiowych roślin, w celu
optymalnego ich wykorzystania. Oznacza to również, że z rolnictwem wiąże się
nie tylko opracowanie specyficznych technologi, dostosowanych do potrzeb
poszczególnych gatunków roślin, ale również aktywny udział człowieka w kształtowaniu
cech genetycznych roślin i zwierząt, w pożądanym przez niego kierunku.
Nie
mniej ważnym aspektem jest dostosowanie środowiska naturalnego do potrzeb
rolnictwa, włącznie ze zmianami stosunków wodnych jak i glebowych.
Zatrzymajmy
się krotko przy tym ostatnim punkcie.
Działalność
rolnicza jest w większości związana z degradacją środowiska naturalnego i
niszczeniem gleb. Przynajmniej takie rolnictwo znamy współcześnie.
W
przeszłości istniały inne typy gospodarki rolnej, dążące nie tylko do zachowania
istniejących już warunków uprawy roślin, ale nastawione na ciągłe ich
polepszanie.
Pozostałości
takiej gospodarki znajdziemy w Ameryce Południowej pod postacią szczególnie
żyznej gleby zwanej „terra pretą”. Gleba ta fascynuje swoimi własnościami nie
tylko rolników ale również „normalnych zjadaczy chleba” Mniej znane jest to, że
również w pobliżu starodawnych siedzib Słowian znaleziono gleby o cechach
identycznych z terra pretą.
Zasadniczą
cechą tych gleb jest szczególnie duży udział pierwiastka węgla pochodzącego
głownie z węgla drzewnego. To właśnie ten atomowy węgiel w formie podobnej do
węgla aktywowanego decyduje o jej wyjątkowej żyzności. Terra preta jest
nazywana również „tropikalnym czarnoziemem” i to nie bez podstaw. Również
czarnoziem, zaliczany do najżyźniejszych gleb na Ziemi, zawdzięcza to bardzo
wysokiemu udziałowi węgla aktywowanego w swojej masie i zdolności do
magazynowania zarówno substancji odżywczych jak i wody.
Skoro
terra preta jest bezdyskusyjnie uznawana za efekt działalności pierwotnych
mieszkańców Amazonii, oraz czarnoziemy z rejonu Niemiec za produkt gospodarki
rolnej mieszkających tam Słowian, to nie inaczej musimy zinterpretować też
obecność tych czarnoziemów na terenach Polski jak i obecnej Ukrainy i
południowej Rosji. Również powstanie czarnoziemów na tych terenach było
związane ze świadomą działalnością naszych słowiańskich przodków. Z badań tych
gleb wiadomo jednak, że nie mogły one powstać w ciągu ostatnich, powiedzmy 3
tysięcy lat, ale są rezultatem procesów które zaczęły się z ustąpieniem
ostatniego zlodowacenia. Już wtedy musiały zatem zaistnieć warunki sprzyjające
temu, aby ludzie podjęli trud kształtowania tego typu gleb.
Jeśli
się zastanowić nad tym, jak wyglądała Europa Środkowowschodnia przed 9000 tys
lat, to zauważamy przede wszystkim to, że tereny te były zdecydowanie
cieplejsze niż współcześnie. Temperatury w Europie w okresie tzw. Optimum
Atlantyckiego były o około 2°C wyższe i odpowiednio strefy klimatyczne były też
przesunięte o wiele bardziej na północ.
Mimo
to, w pasie stepów ciągnących się od południa Polski aż do południa azjatyckiej
części Rosji, szata roślinna nie uległa zasadniczo zmianie i dalej zdecydowanie
dominowały tam trawy. Mimo polepszenia warunków dla rozprzestrzeniania się
lasów, ich ekspansja nastąpiła raczej w kierunku południowym na tereny Azji
Mniejszej i Lewantu.
Co
było przyczyną takiego efektu? Oczywiście przyczynili się do tego ówcześni
Słowianie. W tym czasie dokonały się pierwsze rewolucyjne przemiany tych
społeczeństw polegające na przejściu z gospodarki łowieckiej do hodowli
zwierząt. Przejście to było bardzo powolne i stopniowo mieszkańcy tych terenów
zwiększali swoją ingerencję w przebieg procesów w naturze.
Pierwszym
takim elementem była budowa wałów zwanych na terenach polskich Wałami Ślaskimi
a na terenach Ukrainy znanych pod nazwą Wałów Żmijowych. Ich celem była
kontrola nad wędrówkami zwierząt łownych, początkowo renów a później koni,
turów i żubrów.
Z
czasem zauważono, że sama budowa wałów ziemnych nie wystarczała do zapewnienia
sukcesów łowieckich, ponieważ stada zwierząt omijały te wały, wybierając
bezpieczne trasy wędrówek. Zauważono jednak również to, że trasy te zależały
przede wszystkim od dostępu zielonego pokarmu i zwierzęta wybierały przede
wszystkim taki szlak, który przebiegał przez świeżo zazielenione stepy.
Te
z kolei występowały tam, gdzie wczesnowiosenne burze spowodowały pożary
wyschniętych zeszłorocznych traw. Na tych terenach roślinność miała do
dyspozycji sole mineralne ze spalonych organicznych resztek a czarna barwa
gleby, powstała od zwęglonych resztek roślinnych, szczególnie efektywnie
pomagała w przechwyceniu najsłabszych nawet promieni słonecznych. Miejsca
pożarów rozgrzewały się w tych warunkach szybciej i do wyższej temperatury niż
obszary sąsiednie i odpowiednio też szybciej rozpoczynała się na tych terenach
wegetacja roślin.
Ta
obserwacja spowodowała, że plemiona słowiańskie świadomie, w okresie wczesnej
wiosny, podpalały na wielką skalę trawy, aby w ten sposób kierować stada zwierząt
łownych do przygotowanych wcześniej pułapek. Ten zwyczaj jeszcze do niedawna
był szeroko rozpowszechniony we wszystkich społeczeństwach słowiańskich i
podpalanie wiosennego ognia należało do najważniejszych słowiańskich świąt.
Była
to więc czynność rytualna i powtarzana rokrocznie nawet wtedy, kiedy jej
rzeczywisty sens związany z polowaniem, przestał obowiązywać. Mimo to zachowały
się istotne elementy tego jak odbywało się to podpalanie stepu. Można się
domyśleć, że ta poprzedniczka gospodarki żarowej nie polegała tylko na ślepym
podpalaniu stepu, ale była celowym działaniem które polegało na kontroli
rozprzestrzeniania się ognia. W tym celu używano pochodnie na dragach oraz
kubły z wodą, aby zapobiec niekontrolowanemu rozprzestrzenianiu się pożaru. Te
same elementy znalazły swoje miejsce w rytualnym witaniu wiosny u Słowian.
Pochodnie zamieniły się w podpalanie Marzanny oraz skoki przez płonące ogniska
a polewanie wodą w Śmigus-dyngus.
Kiedy
stada zwierząt wędrownych zaczęły zanikać, zwyczaj podpalania stepów istniał
dalej i tak w przeciągu tysięcy lat zaczęła się zmieniać charakterystyka gleby
na tych terenach. Po każdym takim pożarze gleba ta wzbogacała się nie tylko w
drobne składniki mineralne z popiołu, co przede wszystkim w zwęglony materiał
roślinny nadający jej czarną barwę.
Wraz
ze zmianami we własnościach tych gleb zaczęła się zmieniać też szata roślinna
stepu. Trawy przystosowane do gleb ubogich i kwaśnych, typowych dla czasów
zlodowacenia, ustąpiły pod naporem traw lepiej przystosowanych do warunków
gospodarki żarowej. I do takich traw należały również te które są przodkami
uprawnych zbóż.
W
warunkach corocznych pożarów, na olbrzymich terenach stepowych, przewagę
zaczęły zdobywać trawy, które wykazywały małe zapotrzebowanie na związki azotowe
w glebie. Te bowiem ulegały spaleniu w pożarze i ulatniały się do atmosfery.
Bardzo szybko tereny te zostały opanowane przez dzikich przodków pszenicy, jak
np. Triticum dicoccoides, które charakteryzuje się słabym
zapotrzebowaniem na azot. W tych warunkach doszło też do spontanicznego
zmieszańcowania różnych gatunków dzikich pszenic i traw i do powstania
prymitywnych form pszenicy samopszy i płaskurki.
Nasi
przodkowie nie przyglądali się tym zmianom biernie, tylko aktywnie próbowali
wpłynąć na zasięg i cechy gatunków rosnących traw, dążąc do takiego ich doboru,
aby ich rozwój był jak najszybszy oraz przyrosty masy zielonej jak największe.
Zwiększało to szansę wyboru przez stada wędrownych zwierząt takiej trasy, która
będzie prowadzić przez ich teren łowny.
I
to właśnie z tej przyczyny prymitywne odmiany pszenicy charakteryzują się
skróconym okresem wegetacji. Zwraca na to uwagę poniższy artykuł
w
którym autor nadmienia obecność specjalnego genu u prymitywnych pszenic o
nazwie NAM-B1 a który hamuje dojrzewanie ziarna a tym samym skraca okres
wegetacyjny. Gen ten nie występuje u współczesnych odmian pszenicy, ale jeszcze
w XIX wieku był bardzo rozpowszechniony u odmian uprawianych w środkowej i
północnej Europie.
I
tu trzeba wspomnieć o tym, że wszystkie prymitywne pszenice są o wiele bardziej
odporne na złe warunki środowiskowe niż współczesne odmiany pszenicy właściwej.
Jeśli
jednak przyjąć, że ich miejscem udomowienia był Bliski Wschód, to mamy poważny
problem z uzasadnieniem tego, dlaczego wybrano do udomowienia akurat te odmiany
zbóż o tak dużej odporności na zimno i krótkim okresie wegetacji oraz
tolerancji na brak azotu. Te trzy cechy nie były w tym rejonie do niczego
potrzebne. Do dzisiaj istnieją tam gatunki dzikich pszenic które nadają się do
udomowienia lepiej i które są optymalnie do tego klimatu dostosowane.
Jeśli
tak, to możliwy jest tylko jeden logiczny wniosek a mianowicie taki, że krótki
okres wegetacji, w połączeniu z odpornością na niskie temperatury oraz
tolerancją na niską zawartość azotu w glebie, świadczą jednoznacznie o tym, że
udomowienie zbóż nie nastąpiło na Bliskim Wschodzie.
To
że właśnie tam występują dzikie odmiany pszenicy, spokrewnionej z samopszą i
płaskurką, wynika tylko i wyłącznie z tego, że zasięg ich wegetacji
współcześnie przesunął się zdecydowanie na południe, po tym jak skończyło się
Optimum Atlantyckie i temperatury w Europie zdecydowanie spadły. Gatunki te
zachowały jednak swoje pierwotne cechy, mimo że ani odporność na brak azotu,
ani skrócony okres dojrzewania, nie są im w tych warunkach do niczego
potrzebne.
Nie
jest wykluczone, że już w tym początkowym czasie gospodarki żarowej ludzie
aktywnie próbowali rozmnażać te gatunki traw które najlepiej odpowiadały ich
wymogom skierowanych na przyciągniecie stad zwierząt łownych i można się
domyśleć, że dzikie i półdzikie odmiany pszenicy spełniały te warunki
najlepiej.
Wystarczyło
jednak, że wśród wędrownych stad pojawiła się zaraza, albo zmieniły one trasy
swoich wędrówek, aby ludność tych terenów znalazła się na skraju biologicznego
wymarcia.
W
przeciągu tysięcy lat takiej gospodarki stepy te wprawdzie zamieniły się w
wysoko efektywny system produkcji masy roślinnej i mięsa, ale też uległy
zubożeniu gatunkowemu i oprócz trawy i przeżuwaczy nie było tam nic innego.
Taka gospodarka doprowadziła te społeczności do skrajnej specjalizacji i do
kompletnej zależności od wędrówek zwierząt łownych.
W
przypadku ich braku nie pozostawało im nic innego jak przysłowiowo „żreć
trawę”.
To
właśnie takie ciągle powtarzające się okresy głodu zmusiły tych ludzi do
poszukiwania alternatywnego źródła pożywienia i w tym przypadku nie mieli oni
po prostu żadnego innego wyboru jak przestawienie swojego wyżywienia na nasiona
zbóż.
To
przestawienie przyszło im tym łatwiej, ponieważ w międzyczasie na tych terenach
wykształciła się niesamowicie żyzna gleba w formie czarnoziemu, co gwarantowało
rekordowe zbiory ziarna, przewyższające zdecydowanie ilościowo to co dawała im
gospodarka łowiecka. Jednocześnie nadwyżki produkcyjne powodowały, że również
hodowla udomowionych zwierząt stała się realną alternatywą.
Ta
nowa szansa została przez naszych przodków w pełni wykorzystana i społeczności
te zaczęły się dynamicznie rozwijać. W ciągu następnych kilkuset lat, po
przestawieniu się na nowy typ gospodarki, doszło tam do prawdziwej eksplozji
demograficznej i liczebność Słowian zaczęła dramatycznie rosnąć, tak bardzo, że
zabrakło dla wszystkich miejsca na stepach.
Był
to decydujący moment w historii Europy i świata, kiedy Słowianie ruszyli na
podbój Europy, Bliskiego Wschodu i Azji. Za tym nie stała już tylko ich zwykła
liczebność, ale ich nowa i wysoce efektywna gospodarka, w połączeniu z
odziedziczonymi po przodkach umiejętnościami prowadzenia wojen, oraz
technologiczna przewaga nad resztą ówczesnych społeczności.
I
wraz ze Słowianami rozprzestrzeniło się w Europe i na Bliskim Wschodzie
rolnictwo.
Nie ma tu żadnego faktu - są tylko domysły poparte domysłami.
OdpowiedzUsuńDroga Sławomiro,
OdpowiedzUsuńdostrzeganie faktów to nie jest niestety Twoja specjalność.
@ Dag57
OdpowiedzUsuńZ artykułem, na który zwrócił mi Pan uwagę, można się generalnie zgodzić. Jestem też tego zdania, że wszystkie zaawansowane kultury starożytności są dziełem Słowian. Co ważniejsze również rodzina języków indoeuropejskich jest tak naprawdę tylko odmianami jednego języka, a tym był pierwotny język słowiański. Najbardziej zbliżone do tego języka są więc obecny polski i rosyjski.
W szczegółach są w tym artykule pewne niedociągnięcia. Albo lepiej powiedziawszy, inne możliwości interpretacyjne. To dotyczy na przykład już pierwszej i najważniejszej interpretacji słowa Sanskryt.
To co pisze na ten temat autor jest moim zdaniem nieprawidłowe.
Autor wychodzi w swoich wywodach od sformułowania „Samskrta Bhasa to dosłownie “Język sankrycki”. Pochodzi ze zlepienia rdzeni: Sam + S + Krt + Bhasa.”
Moim zdanie trzeba tu pominąć słowo Bhasa jako słowo późniejsze i obce pierwotnemu językowi słowiańskiemu.
Moim zdaniem słowo „Sanskrta”, a tak brzmiało ono zapewne pierwotnie, składa się z wyrazów „San” i „skrta”. Zacznijmy od łatwiejszego.
„Skrta” to nic innego jak polskie „Z KRTAni”. Ten sam rdzeń znajdziemy też w wyrazie „skrzypac”, „skrzypce”, „skrzyp”,„zgrzyt” .
Oznaczało więc pierwotnie głos dobywający się z krtani a więc mowę.
W słowie „san” dokonało się przestawienie liter „a” i „n” i pierwotnie brzmiało ono „sna”.
Tak więc w całości mieliśmy tu do czynienia z wyrazami „zna zkrta” co oznaczało ZNANĄ MOWĘ. A więc mowę znaną dla wszystkich Słowian.
Oznacza to jednak, że sam sanstryt był już od mowy słowiańskiej na tyle oddalony, że posługujący się tym pismem nie wiedzieli już o tym, że słowo „Mowa” już w tym wyrazie występuje i powtarzali je używając dodatkowo słowo „Bhasa”.
Tłumaczy to dlaczego z języka słowiańskiego mogła się wykształcić tak duża liczba języków indoeuropejskich.
Tam gdzie Słowianie napotykali obce im kultury, tam asymilowali się w nich szybko i to mimo tak restryktywnych zakazów małżeństw mieszanych, jak w Indiach. I w efekcie asymilacji powstawały za każdym razem nowe języki, również w Europie.
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń