O kraterze i mołdawitach. Część druga



Aby zrozumieć jak doszło do powstania struktury Nördlinger Ries nie można jej rozpatrywać w oderwaniu od innych obserwacji w tym rejonie, a te są niezmiernie ciekawe. Szwabska Jura obfituje bowiem w struktury które wprost zadziwiają swoim podobieństwem do Nördlinger Ries, pomijając jedynie ich wielkość. Są to tak zwane maary. Są to lejkowate „dziury w ziemi”, często wypełnione wodą, o kolistym, rzadziej eliptycznym kształcie i niekiedy nawet o bardzo dużych rozmiarach, powstałe w wyniku eksplozji freatomagmowej, czyli wybuchu pary wodnej powstałej w momencie wniknięcia gorącej magmy w obręb przesyconych wodą skal osadowych. W Niemczech najbardziej znanym rejonem występowania jest rejon Eifel, w którym to śladowa aktywność wulkaniczna występuje do dzisiaj. Ale chyba najbardziej znana jest „Kopalnia Messel” ze wspaniale zachowana eoceńska florą i fauną. Niewiele osób zapewne wie, że skamieniałości te zachowały się w osadach jeziora powstałego po takiej właśnie eksplozji pary wodnej.


Maary rejonu Eifel osiągają max. 1500x1200 m średnicy ale te ze Szwabskiej Jury, mimo że mniej znane, nie ustępują im wielkością i np.: Randecker Maar może się pochwalić średnicą 1200 m.


Ogólnie zostało naliczone ponad 350 takich Maarów z rejonu Szwabskiej Jury a ich wiek oszacowano na 16 do 17 mln lat. Zjawisku aktywności wulkanicznej tego rejonu nadano nazwę „Schwäbischer Vulkan”.


Dalej w kierunku północno-wschodnim występuje rejon zwany Jurą Frankońską. Również w tym rejonie znaleziono dowody trzeciorzędowej działalności wulkanicznej, przy czym najmłodsze jej ślady mają około 11 mln lat.


Jeśli teraz spojrzymy na mapę południowych Niemiec to zauważymy, że Nördlinger Ries znajduje się dokładnie w środku pomiędzy tymi dwoma regionami. Jego forma i wiek wskazują dokładnie że struktura ta jest niczym innym jak bardzo wielkim maarem.
Pomijając już wszystko inne, trzeba być po prostu pozbawionym wyobraźni aby mając tak wyraźnie dowody obecności maarów wokół Nordlinger Ries przypisać tej strukturze inne pochodzenie jak pochodzenie w wyniku eksplozywnego wulkanizmu. Przy czym Steinheimer Becken dowodzi ciągłości w rozkładzie wielkosci maarów w tym regionie.
Rzut oka na tego typu struktury w innych rejonach świata świadczy o tym że wielkość Nördlinger Ries jest wprawdzie wyjątkowa ale i współcześnie znajdziemy maary osiągające podobna skale wielkosci, przy czym wiele struktur wulkanicznych o porównywalnej wielkosci nie jest przypisywane eksplozjom freatomagmowym tylko i wyłącznie ze względu na przyjętą konwencje wśród wulkanologów.
O jednym z takich współczesnych olbrzymich maarów pisałem w jednej z moich poprzednich notek opisując mordercze jezioro Nyos.
Również dowody geologiczne w postaci produktów wybuchu zachowanych w rejonie Nördlinger Ries wskazują na to że teoria meteorytowa nie ma żadnych podstaw, co więcej wykluczają ją z cała pewnością.
Obecność naturalnego szkła w obrębie typowych skal o nazwie Suevity wskazuje raczej na to, że mamy tu do czynienia z typowym produktem piroklastycznych lawin.


Zarówno w strukturze jak i w składzie nie występują zasadnicze różnice pomiędzy oboma typami skal. Na zdjęciu 1 widzimy przykład skały powstałej na skutek piroklastycznej lawiny, 


a na zdjęciu 2 przykład suewitu z Nordlinger Ries. 



Również dla niewprawnego oka obie skały wykazują daleko idące podobieństwo żeby nie powiedzieć identyczność. Również skały powstałe z piroklastycznych lawin maja domieszki naturalnych szkliw wynikające z tego że tworzyły się one przy temperaturach przewyższających 800°C.
Nieobecność skał wylewnych oraz nieznalezienie komina łączącego krater ze zbiornikiem magmy wynika z rozmiarów tego wybuchu. Pierwotnie skały podloza krystalicznego były przykryte 600 m warstwą skał osadowych zbudowanych z piaskowców margli i wapieni. W trakcie wybuchu w Nördlinger Ries skały zostały wyrzucone z głębokości do 1000 m. Siła wybuchu zmieliła je na pył, wskutek czego istnieje małe prawdopodobieństwo znalezienia okruchów które z cala pewnością możemy sklasyfikować jako skały wylewne

Nie znaczy to jednak że one nie istnieją. Jak dotychczas nie poświecono szukaniu komina wulkanicznego należytej uwagi. Jest to poważny błąd ponieważ znalezienie takiego komina może mieć również znaczenie ekonomiczne. Można przypuszczać że skały go budujące mogą należeć do klasy kimberlitów i zawierać diamenty.
Analizując geologie tego terenu trafimy też na inne obserwacje przeczące hipotezie meteorytowej.

Zakładając upadek meteorytu musimy przyjąć że w miejscu upadku musiały wystąpić olbrzymie temperatury sięgające najprawdopodobniej 20000°C. Mimo to wszędzie w obrębie struktury natrafimy na obecność niezmienionych termicznie skal węglanowych.
Każdy zapewne wie, że węglan wapnia ulega rozpadowi już od około 550°C i nie może istnieć powyżej 900°C. Oznacza to jednak, że w obrębie kaldery nie mogły się zachować nawet ślady niezmienionych termicznie skal. Tymczasem wszędzie znajdziemy wapienie jurajskie niekiedy  w formie kier o wielkosci do kilkuset metrów ale obrócone o 180° w stosunku do pierwotnego położenia, jak i drobniejszych okruchów bez śladów ich termicznego przeobrażenia.
Wrażliwość na temperaturę węglanu wapnia jest tak duża ze nie ma mowy o tym aby skały te mogły się zachować jeśli w miejscu wybuchu panowała taka temperatura jaka musiałaby wystąpić gdyby był to rzeczywiście upadek meteorytu.

Spójrzmy teraz na sprawę dowodu mineralogicznego w postaci Coezytu i Stiszowitu znalezionych jakoby przez Shoemakera i Chao.
Moim zdaniem to znalezisko było zwykłym oszustwem typowym zresztą dla współczesnej nauki.
Ponieważ w tym czasie nie zdawano sobie nawet sprawy z tego jakie różnorodne mechanizmy mogą wpłynąć na powstanie tych minerałów i że występują one w sposób naturalny w obrębie tak zwanych skal ultrametamorficznych.
Tylko dlatego opublikowanie o ich „odkryciu!” zostało uznane za ultymatywny dowód prawdziwości upadku meteorytu.
I te właśnie nieświadomość wykorzystali Shoemaker i Chao.
W ciągu ostatnich dziesięcioleci okazało się że ślady coezytu a zapewne i stiszowitu są powszechne w tak zwanych ultrametamorficznych skalach.


W czasach Shoemakera i Chao nie zdawano sobie jednak z tego sprawy że znalezienie tych minerałów nie jest tak naprawdę na powierzchni Ziemi możliwe. Minerały te nie są bowiem stabilne i przechodzą w przypadku spadku ciśnień w normalne formy krystaliczne kwarcu. Jeśli coezyt wykrystalizuje w obrębie innego minerału jak np. granatu czy tez rutylu to w warunkach panujących na powierzchni Ziemi musi on zmienić swój układ krystaliczny zwiększając jednocześnie swoja objętość. Powoduje to powstanie rys w otaczającym go minerale i to właśnie te rysy są pośrednim dowodem to że ten kwarc występował wcześniej w innej formie krystalicznej.
Oznacza to że w Nördlinger Ries nie można znaleźć tych minerałów bezpośrednio tak jak to twierdzili Shoemaker i Chao a jedynie ślady ich istnienia i to tylko i wyłącznie w obrębie skal metamorficznego podłoża.

Innym z „dowodów” jest powiązanie wystąpienia tak zwanych mołdawitów z eksplozja w Nördlinger Ries pomimo że występują one nawet w odległości 450 km od jej centrum.
Oczywiście dla uwiarygodnienia teorii meteorytowej konieczne było znalezienie tektytów i tu mołdawity mogły przejąc ich rolę pomimo tego, że w wielu przypadkach ich wygląd zewnętrzny przeczył zdecydowanie tej genezie. 



Ale od czego tak zwana „metoda naukowa” czyli metoda naginania rzeczywistosci do teorii.
Jedynym argumentem wskazującym na powiązanie tych dwóch rzeczy jest badanie ich wieku które wykazały że mołdawity powstały mniej więcej w tym samym czasie co Nordlinger Ries. Oczywiście jak zwykle u naukowców te wyniki które odbiegały od założeń wylądowały w koszu, ale nawet jeśli przyjmiemy że wiek jest zbliżony istnieje zdecydowanie lepsza hipoteza tłumacząca pochodzenie mołdawitów niż hipoteza meteorytowa.
Jeśli analizuje się występowanie mołdawitów w Europie Środkowej to zauważymy że nie jest ono przypadkowe .



Mołdawity znaleziono najliczniej w Czechach, Austrii i Saksonii. Istnieją również wzmianki o znalezieniu ich w Sudetach.
Tak jak to widać na zdjęciu mołdawitu, sama już jego forma zaprzecza możliwości powiązania go z tektytami. Taki mołdawit nie mógł powstać z kropli zastygłej w powietrzu skały podłoża. Ale dla naszych wyćwiczonych w ignorowaniu oczywistych faktów naukowców nie stanowiło to żadnej przeszkody w tym aby powiązać je z upadkiem meteorytu.
Aby znaleźć rozwiązanie zagadki mołdawitów musimy poszukać czynnika łączącego w sposób logiczny i przyczynowy wszystkie obszary ich znalezienia.
Z powodu wyżej wymienionych argumentów możemy wykluczyć pochodzenie meteorytowe a więc musi istnieć jakiś proces i jakiś zespól specjalnych warunków tłumaczący w naturalny sposób ich występowanie.
Oczywiście to wytłumaczenie nie jest nawet trudne. Ono znajduje się na wyciągniecie reki dla każdego kto wysili się choć trochę aby powiązać fakty ze sobą.

Podstawowym czynnikiem łączącym znaleziska mołdawitów ze sobą jest to że występują one wspólnie ze złożami rezydualnego kaolinu w tym rejonie.



Kaolin powstaje w wyniku wietrzenia granitów w ciepłym i wilgotnym klimacie i taki właśnie panował w Europie w środkowym trzeciorzędzie czyli w tym samym czasie kiedy tworzyły się struktury wulkaniczne południowych Niemiec,
Nie wszystkie jednak minerały występujące w granitach są równie mało odporne na ten rodzaj wietrzenia co skalenie. Musiało więc to prowadzic do częściowego wzbogacenia złóż kaolinu w kwarc o bardzo dużej czystości. Kwarc ten więc wypełniał lokalne zagłębienia na powierzchni złoża kaolinu i był oczywiście wystawiony na działanie zjawisk atmosferycznych. Jak wiemy obszary o klimacie gorącym charakteryzują się częstym występowaniem burz a tym towarzysza zawsze wyładowania atmosferyczne. Pioruny uderzają więc często w ziemię w wyniku czego dochodzi do lokalnego stopienia podłoża w miejscu trafienia.


Z racji specyficznych własności kaolinu należącego do  najlepszych znanych izolatorów, rozprzestrzenianie się ładunku elektrycznego wyładowania atmosferycznego mogło się odbywać tylko po kryształach kwarców tam występujących. Stworzyło to doskonale warunki dla stopienia tych kryształów i wytworzenia mołdawitów. W wyniku erozji powierzchniowej mołdawity te uległy wtórnej sedymentacji w okolicach złoża pierwotnego a w wyniku abrazji powierzchniowej w wyniku transportu rzecznego przybrały kształt otoczaków łatwo mylonych z opływowym kształtem tektytów.

Tak więc widzimy, że żaden z tych dowodów podawanych dla uprawdopodobnienia hipotezy meteorytowej w przypadku Nördlinger Ries nie ostaje się szczegółowej krytyce ale wykazuje tak naprawdę jej całkowita fałszywość.
Jest to jeszcze jeden przykład tego, jak niektóre wpływowe kręgi współczesnej nauki propagują bzdury i to przy aplauzie olbrzymiej większości naukowców.

Oczywiście przykład Nördlinger Ries nie jest czymś odosobnionym ale pokazuje nam że musimy przemyśleć od nowa interpretację takich struktur na Ziemi jak i na innych ciałach niebieskich.
Nördlinger Ries pokazuje nam jednoznacznie że struktury tego typu nie maja nic wspólnego z upadkami meteorytów ale są wynikiem procesów w głębi tych ciał, zainicjowanych koniunkcjami ciał niebieskich. Oznacza to jednocześnie że musimy zrewidować dogłębnie nasze poglądy na temat morfologi ciał niebieskich i pogodzić się z tym że wygląd ich powierzchni nie kształtowały żadne spektakularne zderzenia z meteorytami ale procesy „geofizyczne“ w ich wnętrzu.
Oczywiście wiąże się to również ze zmianami całego naszego „światopoglądu“ dotyczącego procesów zachodzących na naszej Ziemi. Również w tak zdawałoby się odległych dziedzinach jak zrozumienie genezy tworzenia się złóż ropy naftowej, o czym napiszę w najbliższym czasie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Szukaj na tym blogu