Sabat czarownic



Dzisiaj rozpoczyna się Warszawie tzw. „Konferencja Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu“

Do Warszawy zjechały z całego świata delegacje ze 190 państw. Konferencja ta wzbudza w Polsce mieszane odczucia jej obywateli, szczególnie że data jej rozpoczęcia nie została wybrana przez przedstawicieli rządu z uwzględnieniem naszych narodowych uczuć.


Można się oczywiście zastanawiać nad przyczynami tej prowokacji, ale wydaje się że amerykańscy namiestnicy w Polsce pragną pokazać jej mieszkańcom jak niewiele do gadania mają oni we własnym kraju. Hordy darmozjadów w liczbie 10000 członków delegacji najechały nasz kraj aby przy szampusie i kawiorze opłaconych przez bezrobotnych i bezdomnych debatować o tym jak tym bezrobotnym i bezdomnym odebrać szanse na przetrwanie zimy.

10000 skorumpowanych sq....ow będzie nawijać ludziom makaron na uszy nie mając kompletnie pojęcia o tym co mówią.
Już dawno zwróciłem na to uwagę że tak zwane „Ocieplenie klimatyczne“ jest spiskiem amerykańskich koncernów naftowych i rządu USA w celu narzucenia reszcie ludności świata haraczu na rzecz tego „Imperium Dobra“.
Od lat rzad USA wydziera biedakom ostatni grosz pod pretekstem ratowania klimatu.
O mafijnych matactwach rządu amerykańskiego pisałem w całej serii notek na ten temat przy okazji kanału w jaki dali się wpuścić Polacy w związku z afera „gazu łupkowego“
Notki te znajdą czytelnicy pod ogólnym tytułem „Przepis na złupienie“

Dzisiejszy „sabat czarownic“ jest wiec dobrą okazją do tego żeby przedstawić prawidłową interpretację obserwowanych zmian zawartości CO2 w atmosferze.

Obserwowany wzrost nie ma nic wspólnego z rzeczywistymi zmianami w atmosferze ale jest wynikiem niezrozumienia fizyki przez fizyków co wykorzystują do własnych celów koncerny naftowe windując ceny swoich produktów do niebotycznych rejonów.

Przyczyną wzrostu CO2 w atmosferze jest banalne zjawisko zmiany masy wzorca kilograma oraz nieudolności fizyków w zrozumieniu tego zjawiska.
Zacznijmy jednak od początku.



Jak już wcześniej nadmieniłem niestabilność masy wzorca kilograma jest jednym z bezpośrednich dowodów na niepełność, albo lepiej powiedziawszy, na fałszywość współczesnej fizyki a co za tym idzie na fałszywość nauk przyrodniczych.

Fałszywe koncepcje i teorie fizyczne oddzialywuja w przeróżny sposób na interpretacje obserwacji prowadzonych przez naukowców doprowadzając do tego że wnioski jakie są przez tych naukowców wyciągane w znacznej części odbiegają od rzeczywistości.

Czasami interpretacje te są do tego stopnia fałszywe że sugerują nam dokładnie przeciwieństwo tego co występuje w naturze.

Jedna z bardziej spektakularnych fałszywych interpretacji propagowana przez fizyków to interpretacja pomiarów CO2 w atmosferze.

Sięgnijmy od razu do źródła i przeczytajmy co na ten temat pisze Beck.


Musimy sobie postawić pytanie jak to jest możliwe że historyczne wyniki pomiarów CO2 przy użyciu analizy chemicznej oraz danych uzyskanych na drodze metod fizycznych dają tak rozbieżne od siebie wyniki?
Czy przyczyn należy szukać w malej dokładności metod chemicznych? A może wynika ona po prostu z nie zrozumienia przez naukowców a szczególnie fizyków praw przyrody?

Proponuje prześledzenie tej drugiej ewentualności.

Żeby jednak zrozumieć tok mojego rozumowania proponuje zapoznanie się z moim postem pod tytułem „O przyczynach niestabilności masy wzorca kilograma” Zwracam w nim uwagę na konieczność zerwania z dotychczasowa praktyka ignorowania problemu wzrostu ciężaru wzorca kilograma i jego klonów.


Ten zdawałoby się nieistotny wybryk natury pokazuje nam w sposób niezbity i ostateczny że fizyczne modele współczesnej fizyki mijają się w sposób dramatyczny z rzeczywistością.
Co więcej nie pozostaje to bez wpływu na zdawałoby się tak odległy problem jak przyrost „ilości” CO2 w atmosferze.
Jeśli założymy że przyrostowi CO2 w atmosferze musi odpowiadać odpowiednie zużycie tlenu, to możemy zapytać czy w ogóle zaznaczy się jakaś różnica w ilości tlenu w atmosferze. Dwutlenek węgla należny do najczęstszych gazów śladowych i występuje w ilości ca. 380 ppm (części na milion) to znaczy ca. 0,038% . W porównaniu do niego zawartości tlenu w atmosferze jest ogromna i wynosi ca. 209500 ppm czyli 20,95%.  Jaka ilość tlenu zostanie zużyta w relacji do przyrostu CO2 zależy od rodzaju paliwa i sposobu jego spalania. Ogólnie można powiedzieć ze różnicy 100 ppm CO2 w atmosferze odpowiada odpowiedni spadek tlenu w ilości 110 ppm. W porównaniu do ogólnej ilości tlenu zmiana ta jest prawie niezauważalna. Jeśli ilość CO2 wzrasta o 100ppm to ilość tlenu zmniejsza się odpowiednio z 209500 ppm do 209390 ppm.

Inaczej mówiąc procesy spalania mogą najwyżej zmniejszyć ilość tlenu w atmosferze o nie więcej jak 0,05% jego całkowitej ilości.   

Ponieważ dzienna zmienność ilości tlenu w atmosferze jest większa od podanej nie możemy  de facto zmierzyć jakiekolwiek zmiany i ilość tlenu w atmosferze musi być stała. 
Jeśli jednak porównany nasze teoretyczne rachunki z faktycznymi pomiarami atmosferycznego tlenu przy pomocy standardowych metod pomiarowych to zauważymy coś całkiem odwrotnego.


Co zadziwiające te zmiany przebiegają zarówno na półkoli północnej jak i południowej podobnie zarówno jeśli chodzi o czas wystąpienia minimalnych jak i maksymalnych wartości.
To nie da się jednak w żaden sposób pogodzić z założeniami obowiązującej doktryny w klimatologii.

 Jeśli już na tym prostym przykładzie zauważamy podstawowe sprzeczności w argumentacji nasuwa się natychmiast pytanie czy w ogóle istnieje jakaś zależność miedzy wzrostem wartości pomiarów CO2 w atmosferze a a tendencja zmian temperatury Ziemi.

Jeśli chcemy to sprawdzić to powinniśmy znaleźć metodę która w sposób niezależny od wpływu człowieka pokazała by nam jakie są przyczyny tych zmian. Moim zdaniem tylko pomiar ilości gazów szlachetnych w atmosferze ma potencjał do tej weryfikacji.

Spójrzmy na kolejny Link


Praca ta opisuje czasowe zmiany stosunku argonu i dwutlenku azotu w atmosferze.
Argon należy do gazów szlachetnych i w normalnych warunkach nie bierze udziału w reakcjach chemicznych. Nadaje się wiec doskonale do porównania z CO2. Jeśli oba gazy będą wykazywać podobne wahania ich zawartości w atmosferze to prawdopodobieństwo ze za tym ukrywa się ten sam proces fizyczny jest odpowiednio wysokie.

Pomiary wykazują ze rzeczywiście zawartość tych gazów w atmosferze zmienia się w identyczny sposób. Na podstawie obowiązującej doktryny jest to jednak niemożliwe. A wiec próbuje się zmiany zawartości argonu w atmosferze przedstawić jako wynik zmian temperatury wody w oceanach a co za tym idzie zmiany współczynnika rozpuszczalności tego gazu w wodzie. Innymi słowy obserwujemy dla tych gazów identyczny przebieg zmian, zmiany te są powodowane przez dwa różnorodne procesy.

Joż choćby ze względu na „brzytwę Ockhama” musi się to wydać każdemu podejrzane a szczególnie „fachowcom”. Ci jednak zdają się całkowicie uodpornieni na tego typu wątpliwości i dalej obstają przy antropogenicznych przyczynach wzrostu CO2. 

Przeanalizujmy dokładniej wykres (Figure 1) z tego Linku w celu sprawdzenia naszych przypuszczeń.

Wychodząc z założenia że wymiana gazowa argonu z oceanem sterowana jest przez temperaturę wody musimy wnioskować że wahania ilości argonu powinny być zależne od pory roku  i w kierunku równika w związku z minimalnymi jej wahaniami powinniśmy obserwować ich stopniowe zanikanie.

Po spojrzeniu na wykres stacji pomiarowej na amerykańskich wyspach Samoa (SMO) widzimy wprawdzie na pierwszy rzut oka potwierdzenie tych przypuszczeń, to jednak przy dokładnej analizie widzimy ze wykres jest najwyraźniej manipulowany. Pojedyncze pomiary pokazane tu w formie kropek wahaja się w takim samym zakresie jak w terenach o dużych wahaniach klimatycznych

W typowy dla Klimatologów sposób pomiary te zostały zignorowane a wykres dopasowany do z góry podjętych założeń.

Jeszcze lepiej jest to widoczne dla stacji Barrow na  Alasce gdzie Autor był zmuszony do zdeformowania wykresu aby otrzymać pożądany przebieg.
Nasuwają się pytania dlaczego autor nie uwzględnił więcej stacji pomiarowych w rejonach o zmiennym klimacie i dla czego nie ma żadnego porównania ze stacjami leżącymi w centralnych częściach kontynentów i dla czego wykresy ograniczają się do tak krótkich okresów czasu pomimo ze pomiary te wykonuje się już od dawna. Te pytania maja po ostatnich demaskacjach manipulacji w środowisko klimatologów oczywiście charakter retoryczny ale potwierdzają na jakich zasadach  funkcjonuje klimatologia.

Albo spójrzmy na wyniki pomiarów radonu  Tym razem weźmy publikacje z następującego Linku


Pomiary miały miejsce w latach 2004 do 2007 i pokazują takie same wahania jak w przypadku argonu. i CO2 (patrz Link strona 40)

Albo pomiary Kryptonu85. Ten radioaktywny szlachetny gaz ma krotki okres połowicznego rozpadu (ca. 12 lat) i według naukowców dostaje się do atmosfery wskutek działalności ludzkiej . Jeśli jednak spojrzymy na wykres ilości kryptonu w atmosferze to jego przebieg jest prawie nie do odróżnienia od wykresu CO2 pomimo tego ze wskutek szybkiego rozpadu jego akumulacja w atmosferze jest niemożliwa.

Patrz Link Wykres 3.


Na podstawie tych przykładów można postawić tezę ze wszystkie pomiary gazów cięższych od powietrza będą dawać wykresy o podobnym przebiegu w tych samych okresach czasu.
Maksymalne wartości będą występować w styczniu, minimalne w lipcu. Ten przebieg koresponduje ze zmianami „Stałej Grawitacji” tak samo jak koresponduje ze zmianami długości doby. 

Przyczyn wzrostu ilości CO2 w atmosferze musimy szukać w pierwszym rzędzie w fałszywym zrozumieniu procesów fizycznych przez naukowców a także w ignorowaniu zmian masy międzynarodowego wzorca kilograma. Ponieważ od ponad 100 lat „Stala Grawitacji” wzrasta, zwiększają się tez odpowiednio oscylacje molekuł gazów w atmosferze jak i rośnie masa wzorca kilograma.    

Ilość CO2 w atmosferze jest mierzona metodami chemicznym od roku 1812 ale dopiero od czasu przestawienia tych pomiarów na metody fizyczne zaznacza się ciągła tendencja wzrostu ilości CO2 w atmosferze. Metody te nie zostały tak naprawdę przetestowana na ich prawidłowość. Na podstawie pojedynczych, czasowo ograniczonych serii pomiarów przyjęto po prostu ich prawidłowość nie zważając na to ze metody te są całkowicie zależne od tego czy definicja Masy jest prawidłowa. Od czasu gdy stwierdzono ze nie jest to prawda powinno się już dawno poddać fizykę totalnej przebudowie i zastanowić się czy to co jest przez naukę mierzone i ważone rzeczywiście jest prawidłowo interpretowane.  Te zaniedbania doprowadziły do tego ze Konferencja w Warszawie przejdzie do historii jako przykład kompromitacji Nauki i jej przedstawicieli.
Spróbujmy odpowiedzieć na to pytanie dlaczego pomiary atmosferycznego dwutlenku węgla są fałszywe. cdn.
 

O pochodzeniu życia na Ziemi





Problem powstania życia na Ziemi jest może już ostatnią deską ratunku dla zwolenników "boskiego" wszechświata.

Tym bardziej że tak zwana "nauka" ma poważne trudności z przedstawieniem koncepcji które w racjonalny sposób podałaby przyczyny dla których życie musi zawsze powstać jeśli tylko istnieją dogodne tu temu warunki.

Dlaczego wiec powstało życie na Ziemi?

Próby odpowiedzi na to pytanie spalają na panewce z powodu fałszywych założeń dotyczących pochodzenia samych planet Układu Słonecznego. "Naukowcy" ignorują fakt że podstawowym budulcem planet są chondryty węgliste.


To z połączenia takich chondrytów w chmurze wodorowej powstała materia ziemska.
Patrz moja notka o meteorycie czelabińskim.


Z racji całkiem innych mechanizmów funkcjonowania natury, niż chcą to widzieć „fizycy“, nie może dochodzić, w tak powstałym ciele niebieskim, do drastycznego zwiększenia jego temperatury i całkowitego stopienia, ale materia we wnętrzu takiej planety pozostaje niezdyferencjonowana i zachowuje swoją pierwotną postać.

Ergo, Ziemia w znacznej swojej części składała się z materii w której występowało olbrzymie bogactwo związków organicznych.


Oznacza to jednak że już w zaraniu jej dziejów na jej powierzchni była powszechna dostępność wody jak i związków węglowodorowych w formie gazowej (metanu) jak i ciekłej (ropy naftowej).
W pierwotnym oceanie występowały liczne źródła węglowodorów ciekłych wzbogaconych w najróżniejsze związki organiczne w tym w pochodzące z chondrytów aminokwasy.

W środowisku wodnym węglowodory te emulgowały tworząc niezliczone kropelki ropy oraz pokrywały cienką powloką wszystkie substancje wykazujące się powinowactwem do niej.
A wiec tworzyły protoformy komórek.

W tych warunkach życie musiało powstać i to prawie że równocześnie z powstaniem samej planety. Ono po prostu nie miało innego wyboru.


O zimnej fuzji





Dzisiejszą pogadankę poświęcimy tematowi budzącemu jak rzadko który emocje wśród amatorów jak i profesjonalistów zajmujących się fizyką. Temat zimnej fuzji gości regularnie na łamach prasy światowej i jeszcze częściej na forach internetowych wszystkich krajów świata.

Nie mam zamiaru zajmować się tym co napisano na ten temat ponieważ w większości są to, delikatnie mówiąc, niepotwierdzone pogłoski, ale chciałbym zająć się pytaniem czy generalnie coś takiego jak zimna fuzja jest możliwe i jakie warunki musiałyby być spełnione dla osiagnięcia tego celu.
Na początek muszę jednak zaznaczyć że koncepcja budowy materii lansowana przez fizyków jest fałszywa. O tym jak zbudowane są atomy i na jakiej zasadzie przebiegają reakcje atomowe przedstawiłem w szeregu notek do ktorych podaje poniżej link.




Z mojej teorii można wyciągnąć też wnioski co do przyczyn błędów jakie popełniają fizycy przy próbach przeprowadzenia syntezy atomów wodoru.
Obrana przez nich droga nie może prowadzić do sukcesu ponieważ samo podwyższenie temperatury nie jest decydujące o tym czy atom deuteru będzie w stanie połączyć się ze swobodną wakuolą przestrzeni czy też nie. Warunkiem zasadniczym jaki musi być spełniony dla tego typu reakcji jest różnica w częstotliwości oscylacji obu komponentów. To co dzieje się w tokamakach czy też w innych urządzeniach służących temu celowi nie spełnia tego podstawowego warunku. W urządzeniach służących tym celom następuje równomierny wzrost oscylacji wakuol wszystkich komponentów a więc proporcje stanu wyjściowego pozostają niezmienione poza przeniesieniem ich na inny, wyższy, poziom wewnętrznego Tła Grawitacyjnego. 

Przypadkowo fizycy podjęli kroki we właściwym kierunku stosując domieszkę azotu do plazmy wodorowej, co ułatwiło proces transformacji deuteru do helu. Atomy azotu z racji swojej masy działają jak lokalne spowalniacze częstotliwości oscylacji atomów wodoru i tym samym zwiększają skuteczność tego przejścia. 

Radykalnym rozwiązaniem jest jednak podejście całkiem inne polegające na wprowadzeniu do super-gorącej plazmy tokamaka iniekcji jak najzimniejszych atomów wodoru. W tym przypadku doprowadzamy do kontaktu materii o różnej wielkosci budujących ją wakuoli i to jest właśnie warunek podstawowy dla ich połączenia.

Powodzenie tej operacji będzie zależne od doboru optymalnych warunków wyjściowych. Możliwe że reakcje te nie potrzebują wcale tak ekstremalnych temperatur jakie panują w tokamakach. 
W rezultacie uzyskamy stan odpowiadający syntezie jądrowej ale w znacznie niższych temperaturach.

Oczywiście dążenia fizyków w kierunku realizacji syntezy termojądrowej są całkowicie chybione z tego prostego powodu że jądra atomowe nie istnieją oraz dlatego też, że istnieją o wiele prostsze metody pozyskiwania energii i to w nieograniczonych ilościach. Metody te opracowałem w ramach proponowanej przeze mnie teorii.

O kraterze i mołdawitach.



Nördlinger Ries to nazwa kolistej struktury która zaznacza się w morfologii terenu wokół miasta Nördlingen w rejonie Niemiec zwanym Szwabską Jurą. Struktura ta nie jest jedyną w tym rejonie i w odległości ok. 40 kilometrów znajduje się druga, ale znacznie mniejsza, o nazwie Steinheimer Becken.


Nördlinger Ries ma średnicę liczącą około 25 km a Steinheimer Beken około  3,5 km.
Podobieństwo tych struktur każe przypuszczać, że obie mają taką samą genezę powstania.
Przez długi czas wiązano ją z działalnością wulkaniczną.
Inna teoria przedstawiona przez Ernsta Wernera (1904) widziała przyczyny powstania tej struktury geologicznej w upadku olbrzymiego meteorytu. Szczególnie że obserwacje astronomiczne pokazały, że ciała niebieskie w Układzie Słonecznym usiane są kraterami, niekiedy o monstrualnych rozmiarach. Tylko nieliczne są na pierwszy rzut oka rozpoznawalne jako wulkany. W większości maja one charakter olbrzymich kalder bez typowych cech działalności wulkanicznej. Oczywiście zauważono że najwieksze kratery na Księżycu są wypełnione zastygłą lawą ale tą nie wiązano z procesami we wnętrzu Księżyca ale już relatywnie wcześnie przyjęto że stopienie skał i wytworzenie lawy było wynikiem zderzeń z olbrzymimi meteorytami i związanego z tym stopienia się skał w rejonie zderzenia.
Oczywiście stosunkowo wcześnie też zaczęto przypuszczać, że Ziemia też musiała podlegać takiemu samemu bombardowaniu i na Ziemi powinny znajdować się takie same struktury jak na Księżycu. Z racji obecności atmosfery i hydrosfery nie mogły być one tak długotrwałe i procesy erozji już dawno powinny zniszczyć ślady takich najstarszych zderzeń.
Przypuszczano jednak że młodsze zderzenia z asteroidami powinny być jeszcze widoczne i zachować się w morfologii Ziemi.
Jednym ze zwolenników tej teorii był Eugene Shoemaker. W latach 50 i 60 ubiegłego wieku nie znano jeszcze zbyt wiele takich struktur i napotkano na duże trudności przy potwierdzeniu tej tezy. W poszukiwaniu potencjalnych kraterów meteorytowych uwadze Shoemakera nie uszedł też Nördlinger Ries.
Struktura ta idealnie pasowała do jego idei, głównie ze względu na jej pokaźną wielkość oraz brak wyraźnych cech skal wylewnych na jej obszarze.
Shoemakerowi sprzyjało również to że teza o meteorytowym pochodzeniu tego krateru pasowała do celów propagandowych polityki amerykańskiej nastawionej na zdobycie poparcia społeczeństw zachodnich dla planów podboju kosmosu.
Shoemaker und Chao przybyli do Europy ze z góry ustalonym celem udowodnienia swoich idei. Nie interesowały ich w ogóle fakty związane z geologia tego terenu i wszystko co nie pasowało do ich koncepcji ignorowali kompletnie. A było tych faktów co nie miara. Shoemaker mógł je tylko dlatego zignorować bo dysponował informacjami o Coezycie i Stiszowicie, dwóch wysokociśnieniowych formach kwarcu, które zostały wytworzone sztucznie krotko przed tym w laboratoriach i które mogły powstać, według ówczesnych teorii, tylko w trakcie zderzeń z olbrzymimi meteorytami. Oraz asem w rękawie w postaci zdecydowanego poparcia CIA.
Identyfikacja tych dwóch form kwarcu trwała krótko i Shoemaker i Chao ogłosili publicznie ich tezę o meteorytowym pochodzeniu tego krateru. Dzięki poparciu CIA i propagandowej nagonce w mediach teza ta została natychmiast rozpowszechniona i dzięki dyskretnym naciskom znalazła poparcie w ówczesnych kręgach opiniotwórczych.
Argumenty przeciwko tej tezie zostały oczywiście zignorowane a co gorsza nikt nie ważył się podjąć próby jej weryfikacji.
Tak jak to już w nauce nagminne, raz rozpowszechniona bzdura nie da się więcej zatrzymać. Każdy powołuje się na badania poprzedników i nikomu nie przychodzi do głowy (albo nie chce przyjść) że mogą być one fałszywe a nawet sfałszowane. I tak też było z Coezytem i Stiszowitem.
Nikt ich nigdy nie widział ale każdy powtarzał że widział je podobnież szwagier sąsiada.
Konia z rzędem temu kto poda dowody znalezienia obu tych minerałów w Nordlinger Ries i udowodni że mają one pochodzenie meteorytowe.
Od czasu Shoemaker i Chao nikt takiego dowodu nie przedstawił, nikt też nie miał odwagi przyznać że ich tam po prostu nie ma. Obecność tych minerałów w skalach Nördlinger Ries to oszustwo jakiego dopuścili się Shoemaker i Chao aby nadać ich tezom znamiona wiarygodności. Te wierutne kłamstwa są od tego czasu powtarzane przez pokolenia debili mamroczących coś o Impakcie bez cienia pojęcia o czym mówią.
Bajeczka jaką wymyślili Shoemaker i Chao przebiegać miała według następującego scenariusza. Upadek meteorytu miał nastąpić przed około 14,6 ± 0,2 miliona laty. Odpowiednie datowania uzyskano metoda radiometryczną. Meteoryt nadleciał z kierunku …..(wstawić dowolny kierunek według upodobania) z prędkością ….....(wstawić od 15 do 60 km /sek) i nachyleni względem terenu …....(wstawić od 13 do 30°). Meteoryt miał średnicę około ….(wstawić od 300 do 2000 m) i wagę … (obliczyć sobie samemu przyjmując ciężar właściwy od 0,7 do 8,0 g/cm³)
W wyniku uderzenia zostały wyrzucone w powietrze 150 km³ materiału z głębokości do 1000 m oraz przemieszczone około 2000 km³. Siła uderzenia miała odpowiadać wielokrotności 100 000 bomb atomowych z Hiroszimy a w centralnym regionie temperatury miały osiągnąć 20000°C. Materiał wyrzucony został w promieniu 70 km od centrum a niektóre tektyty czyli nasze mołdawity nawet na odległość 450 km od epicentrum.jeszcze 2000 lat po uderzeni masy skalne miały mieć temperaturę powyżej 100°C.
Oczywiście opisy w literaturze skutków tego impaktu są o wiele barwniejsze i nie oszczędzają w efektach dramatycznych dla uwiarygodnienia tych bajek.
Cała ta koncepcja upadku meteorytu bazuje:
1.     na niepotwierdzonej (sfałszowanej) obserwacji że w skalach związanych ze strukturą geologiczną Nördlinger Ries występują wysokociśnieniowe odmiany kwarcu Coezyt i Stiszowit
2.     na obecności stopionych minerałów tworzących plackowate wkładki w Suevitach z naturalnego szkła
3.     na znaleziskach mołdawitów w Czechach i powiązania ich występowania z Nördlinger Ries
4.     na znalezieniu deformacji wskazujących na działanie wysokich ciśnień w skalach np: tak zwane belemnity z Ries
5.     na negatywnych obserwacjach jak np.: nieobecności skal wylewnych
6.     na nie znalezieniu komina łączącego krater z hipotetycznym zbiornikiem magmy
7.     rowniez rozmiary krateru przewyższają wszystko co naukowcy uważają za możliwe, oczywiście jeśli przyjąć ze to co uważają naukowcy może być jakimś argumentem.

W następnym odcinku przeanalizujemy te punkty ze szczególnym uwzględnieniem zagadnienia występowania odmian wysokociśnieniowych kwarców oraz pochodzenia mołdawitów.

Translate

Szukaj na tym blogu