O podcinaniu gałęzi na której siedzi „fizyka“





Dzisiaj chcę przedstawić eksperyment fizyczny który ma potencjał do tego aby poruszyć fizykę w posadach i w formie bardziej rozwiniętej jest moim kandydatem do przyszłej nagrody Nobla. Eksperyment ten jest jeszcze o tyle dla nas ciekawym, że jednym z współautorów pracy jest Polak.


Podam w skrócie o co chodzi w tym eksperymencie zanim przejdziemy do jego interpretacji oraz jego konsekwencji dla całej współczesnej fizyki.

Zacznijmy do Einsteina.

Fundamentem na którym bazuje Ogólna Teoria Względności jest założenie że upływ czasu jest zależny od grawitacji albo lepiej powiedziawszy od deformacji czasoprzestrzeni pod jej wpływem.
Oznacza to że wraz ze zmianą „siły ciążenia“ musi zmienić się upływ czasu. Taki sam wpływ będzie to miało na częstotliwość fotonów zmierzających do centrum grawitacyjnego.
To założenie zostało eksperymentalnie potwierdzone w formie spektakularnego eksperymentu Rebki i Puonda o czym pisałem tutaj:


Z założeń OTW wynika że szybkość upływu czasu zależna jest od potencjału grawitacyjnego i czym większa relatywna wartość potencjału tym wolniej musi on upływać. To założenie było tak spektakularne że jak tylko pojawiły się możliwości precyzyjnego pomiaru czasu przy pomocy zegarów atomowych to podjęto wielokrotne próby jego sprawdzenia.
Jeden z takich eksperymentów dokonała grupa naukowców uniwersytetu w Marylandzie.


I w efekcie potwierdziła założenia teoretyczne. Czy wyniki rzeczywiście tak dobrze pasowały do teorii Einsteina czy też zostały do niej dopasowane nie ma, w tym momencie, aż tak dużego znaczenia.
Osobiście jestem pewien że naukowcy z Marylendu manipulowali wynikami odrzucając te które odbiegały od teorii, uznając je za błąd pomiarowy. Tak robi się już od dawna w fizyce naginając rzeczywistość do teorii.
Najważniejsze jest jednak nie to czy uzyskano tu zgodność z teorią Einsteina ale samo potwierdzenie tego że zegary pokazują rożny czas w zależności od wysokości nad poziomem morza.
Oczywiście można te obserwacje interpretować tak jak tego chce OTW ale można też postawić sobie pytanie czy aby fizycy nie mieszają tutaj pojęć i przyjmują to co jest wynikiem jakiegoś procesu za jego przyczynę.

Zasadniczy problem polega na tym że tak naprawdę nie potrafimy mierzyć upływu czasu. Co gorsza tak naprawdę nie wiemy nawet co to takiego jest ten czas. Mimo to fizycy maja czelność twierdzić że to wiedzą i próbują wmówić ludziom że znane są im procesy pozwalające ten upływ czasu mierzyć.
Oczywiście jest to bezczelne kłamstwo. Tak naprawdę żadne urządzenie pomiarowe nie pokazuje nam upływu czasu ale bazuje na określonym cyklicznym zjawisku.
To że takie zjawisko występuje nie oznacza jednak w żadnym wypadku tego, że poszczególne cykle tego zjawiska są identyczne, i moim zdaniem taka identyczność jest niemożliwa.

W przypadku zegarów atomowych wykorzystuje się zjawisko rezonansu przy pobieraniu i wypromieniowaniu energii przez atomy cezu-133. Częstotliwość zachodzenia tego zjawiska uznano za stale i przyjęto za wzór do definicji sekundy.


Oczywiście to założenie jest fałszywe i wynika z tego że zmiany tej częstotliwości są spowodowane ogólnymi zmianami parametrów fizycznych na Ziemi i zaznaczają się również w zmianie częstotliwości oscylacji wzorców służących do kalibracji zegarów atomowych.

Jest to banalna oczywistość którą musi wziąć pod uwagę każdy kto uważa się za naukowca. Niestety tacy nie istnieją we współczesnej nauce. Ta została już dawno opanowana przez szarlatanów.

Myślę że to na razie wystarczy jako wstęp, szczególnie że tematem notki nie są problemy związane z definicją sekundy.

W każdym razie autorzy cytowanej na początku pracy postawili sobie za cel wykorzystanie efektu przyspieszenia „upływu czasu“ wraz ze wzrostem wysokości nad poziomem morza dla określenia różnic wysokości dwóch punktów w odległości 2000km od siebie. Według autorów udało im się tego pomiaru dokonać z dokładnością do 4 mm.

Jest to bardzo ważne osiągniecie ponieważ otwierają się przed nami możliwości, po pierwsze obserwacji zmienności tej pomierzonej wartości z upływem czasu jak i wpływu innych zjawisk astrofizycznych na dokładność pomiaru tej różnicy. Konkretnie oznacza to że zaobserwuje się roczny cykl zmian we wzajemnej wysokości tych punktów jak i 28 dniowe oscylacje związane z fazami Księżyca. Co więcej również zmiany związane z koniunkcjami Ziemi z innymi planetami, szczególnie z Merkurym, Venus, Marsem i Jowiszem będą się objawiać w przejściowych różnicach w pomiarach tej wysokości.

Najważniejsze jest jednak to, że uzyskaliśmy alternatywę dla pomiaru całej geoidy kuli ziemskiej w stosunku do pomiarów satelitarnych.

Te ostatnie bazują bowiem na fałszywych założeniach teorii grawitacji Newtona i na przyjęciu fałszywych równań matematycznych opisujących trajektorię ciał niebieskich. W ramach teorii Newtona -Keplera satelity poruszają się po torach eliptycznych. To założenie zostało opisane wzorem prawa Powszechnego Ciążenia. Do dzisiaj prawo to stanowi fundament do obliczania trajektorii satelitów i prowadzi do tego że uzyskane z tych obliczeń dane dotyczące kształtu Ziemi pokazują jej fałszywy obraz. 


Ziemia wcale nie jest jakimś burakiem jak tego chcą fizycy ale ma kształt o wiele bardziej regularny. Ponieważ nie było alternatywy dla przyjętych założeń albo lepiej powiedziawszy fizycy nie dopuszczali do takich alternatyw, Ziemia przedstawiana jest z garbem w rejonie Islandii i dziurą głęboką na 200 m w rejonie Oceanu Indyjskiego.

Oczywiście to jest kompletna bzdura wynikająca z interpolacji błędów w obliczeniach trajektorii satelitów na powierzchnię planety.
W rzeczywistosci trajektoria satelitów i ciał niebieskich nie jest elipsą ale złożeniem drogi po okręgu w pobliżu absyd oraz wycinków elipsy pomiędzy nimi. W praktyce różnica w stosunku do elipsy jest minimalna ale różnica światopoglądowa nie mogłaby być już większą.
Dotychczas udawało się fizykom maskować tę różnicę przy pomocy statystycznych machlojek i bezczelnych oszustw manipulując parametrami pomiarowymi używanymi we wzorach. W efekcie prowadzi to do powstania takich poronionych konstrukcji jak na zdjęciu.

Opisane doświadczenie daje nam po raz pierwszy możliwość skartowania Ziemi w całości posługując się zegarami atomowymi oraz zasadami trygonometrii. Efektem tego skartowania będzie stwierdzenie nieistnienia żadnych deformacji w kształcie Ziemi i demaskacja dotychczasowej fizyki.

Czy do tego dojdzie śmiem wątpić. Fizycy do banda kryminalistów która całą swoją inteligencję używa do okłamywania społeczeństwa i wyciągania od niego pieniędzy które pod przykrywką badań naukowych wędrują do kieszeni tych oszustów.

Tak więc jest to najprawdopodobniej ostatni artykuł tego młodego polskiego naukowca. Przykre to ale jego szanse przebicia się w tym skorumpowanym bagnie są żadne. Tak więc polscy fizycy mogą spać spokojnie, nagroda Nobla im nie grozi i mogą dalej brać pieniądze za rozpowszechnianie bredni.

Tak a propos jeśli kogoś to moje wytłumaczenie nie zadowala i dalej nie rozumie dlaczego obserwujemy przyspieszenie częstotliwości oscylacji zegara atomowego wraz ze wzrostem wysokości nad poziomem morza to tutaj jeszcze raz szczegółowe wytłumaczenie „dla baranów“.

Atom cezu, tak jak każdy inny atom materii, zbudowany jest ze związku oscylujących podstawowych jednostek przestrzeni, wakuoli. Wszystkie te wakuole są tak jakby schwytane w pułapkę z której bardzo ciężko im się wydostać. W pułapce tej jest bardzo ciasno i żeby dalej móc oscylować, poszczególne wakuole muszą dopasować swoje własne oscylacje do oscylacji wszystkich innych wakuoli w tym związku. Nie wszystkie takie związki mają taką możliwość i zdarza się że takie dopasowanie nie jest możliwe. Powoduje to, że nie może tam dojść do równowagi i wakuole przeszkadzają sobie wzajemnie w oscylacjach. Prowadzi to do zjawiska interferencji w wyniku czego jedna z takich wakuol wykonuje tak wielką pojedynczą oscylację że uwalnia się z tego związku i zamienia się w foton.
Jest to zjawisko rozpadu promieniotwórczego.
Nie jest to jednak jedyna taka możliwość. Wakuola u której zaznaczyła się taka ekstremalnie duża oscylacja może pozostać w związku z innymi jeśli uda się jej przekazać impuls oscylacji na wakuolę budującą przestrzeń w bezpośredniej bliskości atomu. W wyniku przekazania tego impulsu zmniejszają się jej oscylacje, za to wakuola przestrzeni zostaje zamieniona w foton, którego emisję obserwujemy w formie promieniowania. Na tym drugim zjawisku bazują zegary atomowe ale nie tylko. Również wszystkie źródła światła widzialnego od żarówki do Słońca funkcjonują na tej samej zasadzie.

Zegar atomowy jest urządzeniem którego celem jest niedopuszczenie do tego aby atomy cezu  przyjęły stan równowagi. Poprzez ciągłe dostarczanie energii z zewnątrz zaburzana jest równowaga oscylacji wakuol atomu cezu i w "regularnych" odstępach czasu dochodzi do „kopnięcia“ przez ten atom wakuoli przestrzeni.
Jednocześnie wielkość oscylacji pojedynczej wakuoli w atomie zależna jest od wielkosci TG w danym miejscu a to rośnie w miarę zbliżania się do centrum grawitacyjnego. To znaczy, czym bliżej środka Ziemi tym z większą częstotliwością oscylują wakuole w atomach materii. To znaczy również, że są one mniej wrażliwe na zmiany TG oraz na zaburzenia zewnętrzne na przykład w formie dostarczanej „energii“. To znaczy, czym bliżej środka Ziemi tym rzadziej dochodzi do takiego zwiększenia oscylacji pojedynczej wakuoli w atomie, że ta jest zmuszona do przekazania impulsu na wakuolę przestrzeni. Tym samym częstotliwość zegara jest niska.

Co innego jeśli umieścimy taki zegar wysoko nad poziomem morza. W tym miejscu częstotliwość oscylacji TG jest niska i atomy cezu zwiększają swoja wielkość. W tej formie są one bardziej podatne na zjawiska interferencji i bardziej skłonne do wykonywania szczególnie silnych oscylacji. Zwiększa to oczywiście prawdopodobieństwo na przekazanie impulsu na wakuolę w otaczającej przestrzeni i częstotliwość takiego zegara rośnie.

Oczywiście przestawione wytłumaczenie niesie w sobie również możliwość weryfikacji mojej teorii. Musimy bowiem przyjąć że ta wrażliwość atomów cezu musi z czasem maleć ponieważ w miarę upływu czasu coraz więcej atomów przyjmie taką konfigurację że ich czułość na dostarczaną energię zmaleje i zmaleje tym samym skłonność do zjawisk interferencyjnych. Nie ma co się dziwić że wszystkie te eksperymenty z „uplywem czasu“ „potwierdzające“ OTW są tak krótkotrwałe, ponieważ tylko w specyficznych warunkach potwierdzają one tę teorię. Już po kilku dniach zmiany własności atomów są tak duże że trzeba przerwać doświadczenie aby się nie wydało to że ta cała „fizyka“ to bzdura. OTW nie opisuje świata realnego, opisuje rzeczywistość która nie istnieje. Dlatego też fizyka ma tak wielkie kłopoty z wytłumaczeniem zjawisk i dlaczego ucieka od tej odpowiedzialności w stronę bezsensownej matematyki.
Współcześni fizycy to tak naprawdę zdrajcy idei kopernikańskiej i kryptoptolemeusze. Są czystym zaprzeczeniem definicji naukowca i ucieleśnieniem togo co określamy mianem szarlatana.




Kiedy Raj zamieni się w Piekło



Przenieście się Państwo siłą Waszej wyobraźni do miejsca które mogłoby być Rajem. Do pagórków leśnych i do zielonych pól, szeroko rozciągniętych nad malowniczo położonym jeziorem, malowanych wszystkimi kolorami uprawianych na nich upraw.
Wśród takich pól, rozrzucone jak kopy siana, stały białe domy tubylczej ludności, tym bielsze że odbite od intensywnej zieleni tropikalnych drzew pobliskiej dżungli.

Domki te i osiedla były niewielkie ale zadbane i ludność pędziła w nich życie w miarę dostatnie uprawiając rolę i hodując zwierzęta domowe.

Chciałoby się powiedzieć że znaleźliśmy się na Wyspach Szczęśliwych.

Ale ta sielanka skończyła się raptownie w nocy dnia 21.08.1986.

Następnego ranka nad brzegami jeziora nie było żadnej istoty żywej. Wśród pól i lasów panowała śmiertelna niczym nie zmącona cisza. Tysiące ludzkich ciał zaścielało wsie i osiedla położone nad jeziorem. Ciszy tej nie zmąciło ani szczekanie psów ani odgłosy innych zwierząt. Wszystkie istoty żywe były martwe.

Cóż takiego wydążyło się nad jeziorem Nyos w Kamerunie? Czymże zasłużyli sobie ci ludzie na taką straszną śmierć?


Opis katastrofy i uzasadnienia podawane przez „naukowców“ możemy sobie darować. Ci jak zwykle pitolą coś trzy po trzy.
Zajmijmy się ważniejszą sprawą. Co było przyczyną tego że w jeziorze Nyos doszło do uwolnienia CO2 właśnie w tym momencie. I co ważniejsze, dlaczego to uwolnienie miało charakter eksplozywny.

Generalnie możemy się zgodzić z tezą że przyczyną katastrofy było uwolnienie CO2 z głębi jeziora. Jednak odpowiedz ta, mimo że prawidłowa, nie jest wyczerpująca. Istnieje zasadnicza trudność w przyjęciu oficjalnej wersji wydarzeń, ponieważ w przypadku jeziora nie mamy do czynienia z zamkniętym zbiornikiem przesyconym CO2 ale jezioro ma ciągły kontakt z atmosferą i mimo swojej głębokości istnieje ciągła wymiana gazów.

Dlaczego nie zaobserwowano żadnych sygnałów zbliżającej się katastrofy i dlaczego lokalnie nie dochodziło do ograniczonego przesycenia i dlaczego nie objawiło to się wcześniej małymi erupcjami CO2?

Na te pytania „nauka“ nie potrafi odpowiedzieć. Co więcej odpowiedz ta nie jest nawet pożądana.
Parę frazesów zaprawionych nowomową wystarcza do uspokojenia "motłochu" i własnego sumienia "naukowców".
Ale katastrofa nad brzegami Nyos ujawniła nam przypadkowo śmiercionośny mechanizm mający potencjał do wyniszczenia całego życia na Ziemi.

Jest już najwyższy czas ku temu abyśmy zaakceptowali tę prawdę, że nie istnieje na Ziemi i we Wszechświecie nic co moglibyśmy uznać za stałe i niezmienne. W naszym wszechświecie nie możemy zdefiniować żadnej jednostki fizycznej która by odpowiadała zawsze swojej definicji. Nie możemy zdefiniować ani metra, ani kilograma ani żadnej innej jednostki tak, aby była ona w czasie niezmienna.
Oczywiście dotyczy to także ciśnienia.


Zarówno ciśnienie atmosferyczne jak i ciśnienie hydrostatyczne są zależne od zmiennosci Tła Grawitacyjnego a wiec od lokalnego pola zmiennosci oscylacji podstawowych jednostek przestrzeni. Ciśnienie powietrza, mimo że zmienne, wydaje się być czymś nie podlegającym nagłym skokom. Tymczasem w rzeczywistosci zmiany ciśnienia a tym samym zmiany temperatury mogą być ekstremalnie silne. Znane są przypadki spadku temperatury o kilkadziesiąt stopni w ciągu kilku minut, co możemy tylko wytłumaczyć adiabatyczną przemianą związaną z ekstremalnym spadkiem ciśnienia atmosferycznego.

Również w naszym codziennym życiu podlegamy takim silnym zmianom ciśnienia. O tym że one występują nie zdajemy sobie sprawy, ponieważ maja one charakter oscylacyjny i skoki ciśnienia występują wielokrotnie w ciągu sekundy. Tylko dlatego że instrumenty pomiarowe cechują się wysoką bezwładnością udaje się te zmiany zatuszować.
Również w większej skali czasowej występują zmiany ciśnienia atmosferycznego nie mające nic wspólnego ze zmianami pogodowymi ale wywołane bezpośrednio zmianami Tła Grawitacyjnego, o czym pisałem już wielokrotnie np. tutaj:


Zwróciłem też uwagę na to, że główną przyczyną takich zmian lokalnego TG są zaćmienia słoneczne.
Jako potwierdzenie mojej tezy może służyć notka w której ostrzegam przed oczekującymi ludzkość kataklizmami po zaćmieniu slonca w dniu 13.11.2012


Przewidywania moje sprawdziły się co do joty i nikt przy zdrowych zmysłach nie może więcej wątpić w moją teorię. Ale każdy potrafiący zliczyć do dwóch musi wątpić w to co nam wmawia  współczesna fizyka.

Tak więc zmiany TG są głównym źródłem nagłych wahań warunków środowiskowych na Ziemi i powodują gwałtowne zmiany parametrów fizycznych które te środowiska opisują.
Zdolność do rozpuszczania się gazów w wodzie jest takim właśnie parametrem zależnym od TG.

Jeśli wyobrazimy sobie cząsteczki wody jako zbiór kuleczek w jakiejś przykładowej objętości to zauważymy, że nie cała taka objętość jest tymi kuleczkami wypełniona. Pomiędzy nimi znajduje się jeszcze swobodna przestrzeń w której znajdują miejsce atomy mające pasującą wielkość.




Zjawiska rozpuszczania się gazów i innych substancji w wodzie oznacza dążność natury do maksymalnego wypełnienia objętości materią.
Oczywiście to co obserwujemy na rysunku 1 jest tylko odbiciem jednostkowej sytuacji panującej w trakcie pojedynczej oscylacji przestrzeni naszego wszechświata. W przypadku następnego ujęcia kolejnej oscylacji przestrzeni, zmieni się nie tylko położenie poszczególnych molekuł w danej objętości, co przede wszystkim ich wielkość.




Zauważymy natychmiast że, przykladowo, te wszystkie molekuły uległy zwiększeniu ale stopień tego przyrostu jest dla rożnych substancji specyficzny. Każda z substancji zmienia swoją wielkość w sposób indywidualny. Na rysunku 2 widzimy że zmieniły się też proporcje rozpuszczonych w danej objętości substancji. I tak substancja oznaczona kolorem ciemnoniebieskim zwiększyła swoją wielkość tak znacznie, że w danej objętości znalazło się miejsce tylko dla jednej takiej cząstki. Co innego substancja oznaczona kolorem czerwonym jej wzrost był proporcjonalnie mniejszy i bardziej dopasowany do wytwarzających się pustek pomiędzy cząsteczkami wody, a to oznacza że rozpuszczalność tej substancji wzrosła.

Podobne zjawisko występuje również w atmosferze ziemskiej gdzie stosunek gazów w niej występujących zależny jest od wielkosci budujących ją molekuł.

Ważną rolę w regulacji składu atmosfery ziemskiej odgrywa ocean który spełnia funkcję bufora dostarczającego gazy do atmosfery i pobierającego je w zależności od aktualnej wartości TG.

Tak więc pomiędzy oceanem i atmosferą ziemską panuje dynamiczna równowaga regulowana zmiennością TG.

Również w przypadku jeziora Nyos mieliśmy do czynienia z takim samym mechanizmem.

Korzenie tej tragedii sięgają jednak parę lat wcześniej kiedy to w dniu 04.12.1983 w centralnej Afryce wystąpiło zaćmienie słońca.


Było ono jednak tak usytuowane, że strefa zwiększonych wartości TG skupiona została jak w ognisku soczewki bezpośrednio w głębi ziemi pod jeziorem Nyos. Spowodowało to dramatyczne zmiany w oscylacji wakuol budujących materię w tym rejonie.
Wakuole te zostały wytracone z normalnego rytmu oscylacji i zaczęły na siebie wzajemnie oddziaływać, co prowadziło do zjawisk konstruktywnej i destruktywnej interferencji między nimi.

Stopniowo powodowało to przeniesienie tych zaburzeń na oscylacje sieci krystalicznej występniejszych tam substancji budujących skały podłoża a to oznaczało powolny wzrost temperatury tych skal.  Oczywiście nie pozostało to bez wpływu na wielkość i oscylacje molekuł znajdujących się w jeziorze Nyos. Stopniowo zaznaczył się ich wzrost i stosunek rozpuszczonych w wodzie substancji ulegał ciągłym zmianom. Spowodowało to również, że rozpuszczony w wodzie dwutlenek węgla osiągnął poziom całkowitego nasycenia. Równowaga gazowa wód jeziora została zaburzona i osiągnęła poziom w którym nawet niewielkie zmiany oznaczały jej całkowite zniszczenie. Mieliśmy tu do czynienia z sytuacją którą dobrze ilustruje waga szalkowa. Jeśli waga ta jest w stanie równowagi to wystarczy nawet minimalny ciężar aby tę równowagę zburzyć.

Gdyby to zaburzenie miało charakter lokalny, skutki tego byłyby zapewne nie tak drastyczne. Jednak w dniu 21.09.1986 wystąpiły na Ziemi globalne zmiany Tła Grawitacyjnego spowodowane niespodziewaną (przynajmniej dla "naukowców") burzą magnetyczną. Odpowiednią informację zamieściłem na rysunku 3. 



Jak możemy się doczytać burza ta była całkowitym zaskoczeniem i nie pasowała do żadnych obserwacji aktywności słonecznej.

Moim zdaniem nie była też z nią związana. Przyczyn należy szukać w silnym zgrupowaniu się planet Układu Słonecznego w tym czasie, co doprowadziło do lokalnych interferencji oscylacji przestrzeni modulowanych przez te planety (Rys. 4).
                                                                                                               


Jedna z takich stref objęła również swoim zasięgiem Ziemię i zmieniła wielkosci parametrów fizycznych panujących na Ziemi w ciągu ułamka sekundy. Te zmiany objęły niestety również obszar jeziora Nyos i w ciągu tego mgnienia oka zmieniła się też wielkość molekuł wody w jeziorze. Ta chwiejna równowaga rozpuszczonych w niej gazów uległa natychmiastowemu zniszczeniu i miliony ton CO2 pozbawione zostały możliwości pozostania w stanie rozpuszczonym w wodach jeziora. W mgnieniu oka gaz wytworzył bąbelki i rozpoczął swą śmiercionośną wędrówkę ku powierzchni jeziora. W tym momencie losy mieszkańców terenów nadbrzeżnych były już przesądzone.
Jeśli komuś się wydaje że tragedia w jeziorze Nyos nas nie dotyczy i była odosobnionym przypadkiem to niestety myli się dramatycznie. Wszyscy ludzie na Ziemi żyją tak naprawdę nad brzegiem jeziora „Nyos“.
W głębi światowego oceanu czeka na nas najwieksze niebezpieczeństwo jakie tylko zagraża ludzkości w postaci 40000 Gt CO2 rozpuszczonego w wodach oceanu (patrz Rys. 5).




Ten dwutlenek węgla czeka tylko na moment w którym nastąpi kolejny drastyczny wzrost TG np. kiedy wszystkie planety ustawią się w jednej linii. W tym momencie dojdzie do tak dramatycznych zmian wielkosci TG na Ziemi że nie tylko zmieni się skład jej atmosfery, tak jak to już miało miejsce w mikroskali w Londynie,


ale spowoduje to uwolnienie tysięcy GT CO2 z głębi oceanu. Spowoduje to śmiertelny wzrost zawartości CO2 w powietrzu i śmierć prawie wszystkich wyższych form życia. Na Ziemi nastąpi kolejne wielkie wymieranie.

Nie będzie to pierwszy i nie ostatni taki przypadek na Ziemi. Również dinozaury padły ofiarą właśnie takiego globalnego uwolnienia CO2 z wód wszechoceanu a przy następnym takim przypadku wyginie ludzkość.

Geneza meteorytów i komet



Przed paroma miesiącami, po tym jak na Ziemię spadł „meteoryt“ czelabiński, napisałem notkę w której przedstawiłem tezę, że to co określamy jako meteoryty i komety są w rzeczywistości fragmentami materii słonecznej, z głębszych warstw Słońca, wyrzuconymi w przestrzeń kosmiczną w trakcie erupcji słonecznych.


Wbrew temu co bredzą fizycy, Słońce wcale nie jest kulą materii składającej się z wodoru i helu z paru nieistotnymi domieszkami, ale w rzeczywistości zbudowane jest z materii stałej a wodór i hel tworzą tylko głęboki ocean pokrywający całą powierzchnię słońca. Tylko w trakcie erupcji słonecznych, które są niczym innym jak olbrzymimi wybuchami wulkanów, zdarza się że w produktach takiego wybuchu znajdzie się również materia stała. Fragment takiej materii wyrzuconej ze słońca spadł właśnie w Czelabińsku na Ziemię.

Ta inna teoria budowy Słońca tłumaczy też różnicę pomiędzy gazowymi olbrzymami Układu Słonecznego a niewielkimi skalistymi planetami wewnętrznymi.

Planety gazowe czyli Jupiter, Saturn, Uran i Neptun utworzyły się w pierwszej fazie w której powstało też nasze Słońce. Znajdowały się one początkowo znacznie bliżej Słońca niż obecnie. Powodowało to jednak, w przypadku ich koniunkcji, olbrzymie erupcje na Słońcu, przewyższające wszystko to co dotychczas mogliśmy zaobserwować. Wskutek tego że ocean wodoru i helu był jeszcze bardzo płytki. Erupcje te wyrzuciły ze słońca tak wielkie ilości materii stałej, że mogły się utworzyć planety wewnętrzne z Ziemią na czele.

Jednocześnie powstałe w trakcie erupcji fotony promieniowania gamma łączyły się z wakuolami przestrzeni tworząc wodór i hel które następnie zasilały pierwszą generację planet w ten gaz oraz nasze młode Słońce spadając na ich powierzchnię.

Erupcje te oraz zmiany Tła Grawitacyjnego w trakcie koniunkcji planet olbrzymów doprowadzały też regularnie do stopniowego rozluźnienia ich orbit i przesunięcia tych planet na peryferie Układu Słonecznego.

Był to też początek tworzenia się planet wewnętrznych. Ponieważ ten proces postępuje dalej możemy się w dalszej perspektywie czasu spodziewać dalszej migracji tych planet oraz dalszego wzrostu planet wewnętrznych, połączone z wytworzeniem się nowej planety między Marsem a Jowiszem.

Moja teoria została właśnie potwierdzona w wyniku badan resztek meteorytu czelabińskiego.


Badania te potwierdzają jednoznacznie że wszystkie meteoryty i komety pochodzą bezpośrednio ze Słońca i powstały na skutek erupcji słonecznych.


Dlaczego umieramy?

To pytanie stawia sobie ludzkość od zarania jej dziejów, i dalej pozostaje ono bez odpowiedzi. Również w naszych czasach, tak zwanej technicznej rewolucji, człowiek stoi kompletnie bezradny przed tą największą zagadką natury.
Nauka, która zdaje się znać na wszystko odpowiedź (przynajmniej coś takiego próbują nam wmówić „naukowcy“), milczy na ten temat zawzięcie, wiedząc doskonale, że jej teorie są kompletnie bezradne wobec misterium śmierci.

Tam gdzie racjonalność i logika nie waży się stawić czoła temu wyzwaniu natury, tam otwiera się pole dla demonów ciemnogrodu i fanatyzmu religijnego.

Co gorsza również sami „naukowcy są jego awangardą.

W żadnej innej dziedzinie nauki ilość fanatyków religijnych nie jest tak duża jak w fizyce. Doprowadziło to niestety nie tylko do przemilczania najważniejszych pytań i problemów stojących przed ludzkością, ale otworzyło również na oścież bramy dla wszelkiego typu sekciarskich maniaków.
Nauka nie jest już obrończynią idei oświeceniowej, ale stała się strażniczką religijnego fundamentalizmu.

Umysłowa tępota, ograniczoność poglądów, zaściankowość , moralny prymitywizm nie są więcej czymś wstydliwym. Wprost przeciwnie, tępota triumfuje. Czym bardziej chamski i prymitywny charakter delikwenta tym większe jego szanse że stanie się on idolem mas.

Do tego upadku w największej części przyczyniła się nauka, sama stając się wzorcem dla innych.
Oszustwo i brednie, tak powszechne w nauce, uzyskały status społecznie akceptowanej normy.
Oczywiście nie wszystko jest jeszcze stracone. Sukcesy ciemnogrodu są początkiem procesu który skończy się jego klęską. Czy to się „naukowcom“ podoba czy też nie, ich kłamstwa maja tylko ograniczone szanse na przetrwanie i również fascynacja głupotą i prymitywizmem, której oddaje się społeczeństwo, szybko przeminie i rzeczywiste wartkości wrócą do łask, tak jak to już miało miejsce wielokrotnie w historii.

Postępu ludzkości nie można powstrzymać, nawet jeśli jej elity postawiły sobie to za główny cel ich działań.

To, że na tak wiele pytań nie znajdujemy odpowiedzi, nie wynika z jakiejś szczególnej złośliwości natury, czy też z niezdolności naszego umysłu do ogarnięcia złożoności wszechświata, ale jest rezultatem świadomej manipulacji ze strony naukowców, broniących za wszelką cenę swoich partykularnych interesów.
Oczywiście na pytanie dlaczego umieramy, jak i na każde inne, musi istnieć racjonalna i wynikająca z istoty natury odpowiedź.

Odpowiedź tę możemy znaleźć tylko wtedy, gdy uda się nam rozpoznać zasady na jakich funkcjonuje wszechświat.
Fizyka nie jest w stanie rozpoznać tych zasad, bo przyjęte przez fizyków fundamentalne założenia dotyczące istoty natury są fałszywe. Podstawowym takim założeniem jest jej matematyczność.

Jeśli zastanowimy się nawet krótko nad obojętnym równaniem fizycznym opisującym dowolne „prawo natury“, to musimy zauważyć, że zawiera ono zawsze parametry które nie możemy obiektywnie zdefiniować, jako tak zwane stałe fizyczne. Co więcej wszystkie inne parametry takiego wzoru mają charakter wolnych parametrów, którymi możemy dowolnie manipulować, ograniczeni jedynie wynikiem ostatecznym, ewentualnie tym, jaki wynik chcemy otrzymać. Wartość poznawcza tych wzorów jest równa zeru i sprowadza się do zwykłej numerologii.

Jeśli już w obrębie swoich fundamentów fizyka wykazuje takie zasadnicze błędy, to w jaki sposób można od niej oczekiwać tego, że jest ona w stanie odpowiedzieć na jakiekolwiek pytanie dotyczące prawdziwej natury naszej rzeczywistości.

Dlatego fizyka ograniczyła się do badania takich obszarów rzeczywistości, w których bezpośrednia niezależna weryfikacja jest niemożliwa.

Oczywiście bredzenie coś o „Wielkim Wybuchu“ czy też „Czarnej Dziurze“ jest nieweryfikowalne. W takiej dziedzinie nikomu nie grozi ryzyko demaskacji jako oszusta i szalbierza.

Co innego jeśli trzeba się wypowiedzieć na temat obserwacji zjawisk dla każdego dostępnych i weryfikowalnych. Przy takich tematach „fizycy“ nabierają wody w ustach wiedząc doskonale że ich brednie ukarzą się każdemu w pełnej okazałości swojej bezsensowności.
Nie może więc dziwić nikogo to, że nauka unika takich pytań dotyczących natury gdzie jej klęska w ich wyjaśnieniu jest już od początku pewna.

Śmierć jest jednym z nich.

Żaden z działów nauk przyrodniczych nie próbuje nawet zmierzyć swoich sil z tym pytaniem. Fizycy przerzucają je na biologów, ci z kolei na genetyków i wspólnie razem liczą na to, że społeczeństwo zadowoli się odpowiedzią religijnych oszustów a ich zostawi w spokoju i pozwoli sobie dalej wciągać pieniądze z kieszeni.

Opracowując moja teorię zastanawiałem się od początku nad granicami jej zastosowania i świadomie podejmowałem tematy na których fizycy połamali sobie zęby.
Okazało się, że moja teoria radzi sobie z tymi zagadkami bez problemów, co więcej zdaje się funkcjonować także poza granicami ścisłej fizyki.

Okazuje się, że takie nauki przyrodnicze jak biologia, geologia, archeologia itd. dają się lepiej zrozumieć jeśli na problemy tych nauk patrzymy pod kątem ich fizycznych podstaw.

Stąd zapewne ten pomysł, aby zająć się też tematyką śmierci.

Jeśli odrzucimy brednie religijne i potraktujemy wszechświat jako byt podporządkowany ogólnie obowiązującym regułom, to musimy też przyjąć, że u podłoża śmierci organizmów muszą istnieć te same reguły, które obowiązują w innych zjawiskach przyrodniczych.

Nie ma po prostu podstaw do tego aby przyjąć jakąś szczególną rolę śmierci w naturze.

Dodatkowym argumentem jest jej powszechność wśród organizmów. Niezależnie od tego jakie one są, w ostatecznym rezultacie wszystkie organizmy muszą umrzeć.

Dla istoty obdarzonej inteligencją jest to perspektywa nie do zniesienia. Nic nie motywuje ludzi tak bardzo jak perspektywa śmierci i nic nie jest dla nich tak przerażające jak świadomość ograniczoności własnej egzystencji.

Logicznym wydaje się więc przyjęcie założenia, że u podstaw śmierci organizmów musi się ukrywać zjawisko o bardzo podstawowym znaczeniu, tak podstawowym, że organizmy podlegają mu bez żadnych wyjątków.
Moja teoria pozwala na rozpoznanie tego mechanizmu, ponieważ wskazuje że podstawowym czynnikiem regulującym procesy we wszechświecie jest Tło Grawitacyjne.

Tak więc TG musi być czynnikiem odpowiedzialnym za śmierć organizmów. Ale w jaki sposób?

Odpowiedz na to pytanie nie nastręcza nam specjalnych trudności. Podstawową cechą materii ożywionej jest jej wysoka złożoność. Procesy zachodzące w organizmie są bardzo skomplikowanie i nie występują w sposób od siebie niezależny ale odwrotnie, każda nawet najdrobniejsza zmiana musi się odbić na organizmie w całej jego złożoności.

Z przedstawionego przeze mnie opisu działania TG we wcześniejszych moich notkach wynika jednoznacznie, że zmiany wielkości TG muszą wpływać na wszystkie parametry materii, w tym na wielkość atomów i molekuł. Oznacza to jednak, że organizm w trakcie jego egzystencji jest konfrontowany ze zmianami w wielkości budujących go substancji.

Problem ten nie jest poważny, jeśli organizm znajduje się w fazie wzrostu. W fazie tej następuje ciągły proces tworzenia nowych komórek i organizm jest w stanie dostosować wielkość budujących go substancji do aktualnej wielkości TG. W każdym procesie podziału komórki dochodzi do przebudowy budujących ją substancji i do procesu dostosowania.

Co innego kiedy organizm osiągnie swoją optymalną wielkość. Od tego momentu konieczność podziału komórek stopniowo zanika. Oczywiście proces wymiany komórek nie ustaje całkowicie, ale w porównaniu z okresem wzrostu jest on zdecydowanie powolniejszy. Jednocześnie jednak TG nie pozostaje na stałym poziomie, ale zmienia się w dalszym ciągu. Substancje które organizm otrzymuje w procesie odżywiania lub które syntetyzuje samodzielnie, zmieniają jednak swoją wielkość wraz ze zmianami TG. Zmiany te są bardzo drastyczne.

Z racji tego, że zmiany te obejmują całą naturę, w tym wzorce których używamy do porównywania wielkości jednostek fizycznych, zmiany te są bardzo trudne do zauważenia, mimo że mogą być naprawdę wielkie.
Tak więc komórki organizmu są coraz częściej konfrontowane z substancjami, których wielkość nie pasuje do tych elementów systemu, które powinny je wykorzystać.

Jeśli porównamy to z zamkiem i kluczem to zamek wprawdzie istnieje, ale klucz który mógłby go otworzyć urósł w międzyczasie tak znacznie, że już do niego nie pasuje. 

Czym organizm starszy, tym częściej znajdujemy w organizmie zamki do których nie pasuje już żaden klucz. Zjawisko to nie pozostaje bez wpływu na inne procesy w organizmie. Organizm z racji swojej złożoności jest zależny w swoim bycie od prawidłowości zachodzących w nim procesów. Czym więcej znajduje się w nim zamków do których nie pasuje żaden klucz, tym bardziej zaburzone są procesy od tego zamka zależne.

Po przekroczeniu pewnej krytycznej ilości, niepasujących do zamka kluczy, stają się one nie tylko dla tego organizmu niepotrzebne, ale stają się nawet dla niego szkodliwe. Samą swoją obecnością blokują one bowiem szansę na przeprowadzenie odpowiedniej syntezy białek, bez których z kolei nie zostaną odpowiednio zaktywizowane geny DNA.

Po osiągnięciu tej granicy organizm jest skazany na zagładę. Jedna po drugiej zanikają w nim potrzebne dla jego egzystencji funkcje i organizm umiera.
To co dotychczas napisałem jest zapewne dla religijnych ludzi zachętą dla pozostania przy swojej wierze. Jak by nie było obiecuje ona im „życie wieczne“

Ja niestety nie mogę im tego obiecać.

Nasze życie zawsze pozostanie ograniczone, ale nie znaczy to, że musi być ono takie krótkie jak teraz. 

Moja teoria otwiera również w tym wypadku drogę do znacznego przedłożenia życia ludzi.
Z fizycznego punktu widzenia istnieją ku temu przeróżne możliwości.
Pierwszą z nich jest wybranie miejsca do życia gdzie TG nie ulega drastycznym zmianom. Tu niestety nie mamy jeszcze zbyt dużego wyboru. Oznaczałoby to bowiem że musielibyśmy żyć na planecie innej niż Ziemia bez Księżyca i innych planet w systemie słonecznym . A najlepiej z dala od wszelkich źródeł modulacji TG.

Dobrym miejscem byłby statek międzygwiezdny. Na nim życie ludzi mogłoby trwać tysiące lat.
Pytaniem jest czy tego typu życie byłoby tego warte? Zapewne niewielu ludzi zdecydowałoby się na coś takiego.

Drugim sposobem jest wybranie miejsca zamieszkania gdzie wahania TG są tak duże, że zawsze znajdzie się taka możliwość aby klucze pasowały choćby do niektórych tylko zamków. A więc miejsc o szczególnie dużych wahaniach TG.
Na Ziemi znam tylko dwa takie miejsca.

Po pierwsze są to góry. Jeśli ktoś mieszka w górach i często zmuszony jest do pokonywania dużych różnic wysokości to jednocześnie jest wystawiony na znaczne zmiany wielkości TG, to bowiem zmienia swoja wielkość w zależności od odległości od centrum Ziemi. Nie jest wiec przypadkiem ze mieszkańcy gór należą do ludzi szczególnie długowiecznych. Warunkiem jest jednak to, że zmieniają oni często miejsce swojego pobytu z dolnych do wysokich partii gór. U ludzi tych organizm syntetyzuje substancje o rożnej wielkości, tak że prawie zawsze istnieje szansa ich użyteczności dla zadanych im procesów.

Po drugie są to wyspy, najlepiej o koncentrycznym kształcie albo wybrzeża o szczególnie intensywnych i regularnym falowaniu. Fale oceanu symulują bowiem wahania TG. Czym bardziej regularne i czym o większej amplitudzie tym większe prawdopodobieństwo ich wpływu na oscylacje znajdującej się w ich zasięgu materii, a tym samym na poziom lokalnej wielkości TG.

Zarówno w wyniku konstruktywnej jak i destruktywnej interferencji dochodzi tam do dużych wahań wielkości TG, a tym samym do dużych zmian wielkości syntetyzowanych tam molekuł. W efekcie organizmy ludzi żyjących na wyspach mają duże szanse na zaspokojenie swoich potrzeb na substancje o wymaganej właśnie dla nich wielkości. Nie oznacza to jednak, że nie ma tam dużego ryzyka, wystarczy bowiem dłuższy okres spokojnego morza a zmienność ta zanika i starsze organizmy, z racji małej elastyczności, w szybkim tempie wpadają w spirale prowadzącą bezpośrednio do ich śmierci. Oczywiście nie muszę chyba dodawać że wyspy są szczególnie wyróżnionym rejonem w którym spotykamy się ze znaczna ilością ludzi długowiecznych.

Oczywiście te naturalne sposoby przedłużania życia znajdą w przyszłości konkurencję ze strony metod do których drogę wskazuje moja teoria.

Aby "żyć wiecznie" organizm ludzki nie może przejść w stadium stagnacji. Tylko jeśli uda się nam utrzymać go w fazie ciągłego wzrostu, tylko wtedy jest on w stanie dostosować się do zmian TG.

Oczywiście nie oznacza to, że ludzie maja pozostać w stanie embrionalnym.

Tajemnicą „wiecznego życia“, mimo całej paradoksalności tego stwierdzenia, jest sama śmierć.

Ale nie organizmu jako całości, ale śmierć budujących go komórek.

Organizm ludzki posiada wysokie zdolności regeneracji budujących go organów. W każdej sekundzie życia umierają w nim tysiące komórek i w ich miejsce powstają tysiące nowych. Tylko kiedy ta wymiana ustaje, następuje proces prowadzący do jego śmierci.

Oznacza to, że najprostszą metodą przedłużenia życia u ludzi będzie systematyczne zmuszanie budujących go komórek do włączania programu samounicestwienia. Dodatkową zaletą tego będzie drastyczne zmniejszenie się częstości chorób organizmu, w wyniku jego niewydolności oraz zmniejszenie przypadków raka, którego źródłem są starsze komórki z zaburzonymi procesami metabolizmu.

Nie musi się to odbywać tylko na drodze farmakologicznej czy też przez napromieniowanie. Wystarczy zapewne, że ludzie podejmować będą regularnie wyniszczające ich organizm głodówki, zmuszające organizm do odbudowy organów wewnętrznych. Oznaczałoby to wprowadzenie sztucznych faz degradacji i wzrostu organizmu, pozwalających na dostosowanie się większości budujących go komórek do wielkości TG.
Oczywiście nie radzę nikomu podejmowania takich głodówek na własną rękę.

Aby znaleźć efektywne metody na ich przeprowadzenie konieczne jest sprawdzenie mojej tezy w warunkach laboratoryjnych. Metoda ta jest zbyt ryzykowna, bez znajomości niebezpieczeństw z nią związanych, ale przy właściwym użyciu dostępna dla każdego.

Tak więc religijni maniacy muszą się trochę przestawić. "Życie wieczne" po śmierci nie będzie już tak atrakcyjne w perspektywie życia prawie że wiecznego na Ziemi. Ta perspektywa nie jest wcale tak bardzo odległa, oczywiście jeśli uda się przełamać opory w środowisku lekarzy i biologów którzy na śmierci, to znaczy na obietnicy walki z nią, zarabiają miliony.

Miejmy nadzieję, że problematyką tą zajmą się osoby niezależne od tej mafii cmentarnych hien i przetestują odpowiadające mojemu modelowi metody przedłużające ludzkie życie.

Translate

Szukaj na tym blogu