Nasza krew

Nasza krew


Genetyka stała się w ostatnich latach najbardziej perspektywicznym narzędziem umożliwiającym rozwiązanie wielu tajemnic jakimi osnuta jest historia ludzkości.

Już pierwsze wyniki tych badań postawiły pod znakiem zapytania tę wersję historii, która lansowana jest na zachodzie i wskazały na całkiem inny jej przebieg.

Niestety po pierwszych niespodziankach nie trzeba było długo czekać na reakcję grup dążących do utrzymania za wszelką cenę obowiązujących w nauce łgarstw.

Co ciekawe okazało się, że również w państwach słowiańskich te wrogie nam siły mają decydujący wpływ na kształtowanie opinii społecznej, jak również na propagowanie antysłowiańskiej interpretacji naszej historii i to zarówno w szkołach jak i na uczelniach, nie mówiąc już o masowych mediach.

Doprowadziło to do tego, że główny wysiłek naukowców skierowany jest na zatuszowanie istotnych informacji (poprzez stosowanie obłąkańczej metodologi badań, a kiedy to zawodzi również z pomocą zwykłego oszustwa), zamiast na wyjaśnienie rzeczywistych powiązań i związków jakie można odczytać w naszych genach.

Jednym z najważniejszych sposobów na prześledzenie pokrewieństwa ludzi, a tym samym na prześledzenie przemian ludnościowych, ekspansji i zaniku poszczególnych grup ludzkich, jest badanie haplogrup męskich Y-DNA, ponieważ w sposób jednoznaczny wskazują one na ciągłość reprodukcyjną (lub jej brak) pomiędzy współczesną i zamierzchłą ludnością.

Kiedy się okazało, że te badania wskazują na Słowian jako twórców cywilizacji, natychmiast zaprzestano publikacji na ten temat i to na całym świecie. Również „naukowcy” z krajów słowiańskich uczestniczą czynnie w tym bojkocie.

Przez jakichś czas ograniczano się więc tylko do badań żeńskich haplogrup, ale kiedy i te zaczęły wskazywać na ten sam przebieg historii, to i te badania podlegają coraz ściślejszej cenzurze.


Gdybyśmy mieli wśród naszych genetyków i historyków osoby wychowane w narodowej tradycji, a nie samych agentów, lewackich oszołomów i zaprzańców, to te działania zachodu na nic by się nie zdały, bo bylibyśmy w stanie bez problemów obalić te ich kłamstwa. Niestety agentura opanowała „polskie uczelnie” całkowicie i największych wrogów naszego narodu nie trzeba wcale szukać za granicą, oni usadowili się już dawno na czele polskiego społeczeństwa i tworzą nasze tzw. „polskie elity”.

Wbrew pozorom tematyka ta nie ma tylko ściśle naukowego znaczenia, ale jest podstawowym elementem w brutalnej walce jaka właśnie toczona jest o przywództwo nad rządami dusz.

Od wyników tej walki zależy również nasza osobista wolność i materialny dobrobyt.

Nam Słowianom przypisano w tej walce rolę przegranych i wmówiono nam, że jako potomkowie niewolników jesteśmy (pod)ludźmi niższej kategorii nadającymi się co najwyżej do roboty na zmywaku.

Duma narodowa, poczucie przynależności do ciągłości pokoleń oraz odpowiedzialność za własne czyny, względem naszych przodków i poprzedników, jest niesamowicie ważnym elementem w utrzymaniu etycznej i moralnej postawy narodu.

To te właśnie cechy są fundamentem na którym bazuje sukces kulturowy czy też ekonomiczny każdej grupy ludnościowej

Ten który wie, że jego przodkowie dokonali wspaniałych czynów i współkształtowali ludzką cywilizację, ten będzie starał się dorównać swoim przodkom i dołoży wszelkich wysiłków, aby w „ich oczach” zasłużyć na miano godziwego Polaka i prawego potomka. W takim społeczeństwie psychologiczny próg gotowości do dokonywania rzeczy niegodziwych jest szczególnie wysoki, co z kolei jest podstawowym warunkiem dla jego harmonijnego rozwoju i dostatniego i szczęśliwego życia jego członków.

Duma z własnych przodków i z własnej historii czyni takie społeczeństwo niewrażliwym na wszelkiego typu czy to lewacką, czy to ciemnogrodzką indoktrynację i pozwala zachować potrzebne dla jego przetrwania reguły i wartości.

Odrzucenie natomiast naszej przeszłości i brak zainteresowania czynami i przemyśleniami naszych przodków czyni nas bezbronnymi w konfrontacji z przebiegłą propagandą nastawioną na odebranie nam naszej wolności.

Niestety świadomość tego jest w naszym narodzie szczątkowa i mniej lub bardziej biernie tańczymy nasz „chocholi taniec” dalej.

O tej słabości narodów słowiańskich wiedzą też ich przeciwnicy i nie ustają w wysiłkach aby wykorzenić w nas wszelkie narodowe tradycje i poczucie dumy z bycia Polakami.

Ludowość i przywiązanie do tradycji i obrzędów jest wyszydzana i dezawuowana, wszelkiego typu zboczenia i perwersje przedstawiane są natomiast jako nowoczesne i godne naśladownictwa.

W tej sytuacji olbrzymia odpowiedzialność spoczywa na narodowych elitach, bo to one właśnie powinny (jest to ich psi obowiązek) stać się zaporą przed wszechobecną indoktrynacją naszych społeczeństw. Niestety naród nasz nie ma w tych elitach żadnego oparcia, z tej prostej przyczyny, bo te prostytuują się już od dawna w imię własnych partykularnych korzyści i Polskę i Polaków mają po prostu w dupie, a polskość traktują jako nienormalność.

W tej sytuacji tym większą odpowiedzialność muszą wziąć na swoje barki zwykli obywatele.

Oczywiście rozumiem, że nikt nie ma na to czasu ani ochoty użerać się z jakimiś skurwysynami publikującymi w mediach wszelkiej maści antypolskie i antysłowiańskie paszkwile, ale jest to tylko krótkowzroczne myślenie. Wcześniej lub później nasza bierność musi się obrócić przeciwko nam.

Jawna działalność zdrajców i sprzedawczyków szkalujących naszą historię i szydzących z naszych przodków, musi spotkać się z otwartym protestem większości obywateli. Czas wreszcie otworzyć usta i aktywnie zwalczać te kłamstwa i oszczerstwa.

Czas też wziąć się za te pseudonaukowe „koryfeje” na uniwersytetach propagujące antypolonizm pod płaszczykiem wolności nauki i wypieprzyć to badziewie z polskich uczelni na zbity pysk. Swoje kłamstwa mogą sobie dalej rozpowszechniać u swoich sponsorów na zachodzie.

Trzeba też radykalnie zacząć zwalczać korupcję w środowiskach naukowych, jak i wśród wpływowych przedstawicieli świata kultury, pod płaszczykiem wręczania zagranicznych nagród i stypendiów dla tych, co wykazują szczególnie antysłowiańską i antynarodową postawę.

Szanse na zachowanie naszej polskości mamy duże, ponieważ wszystko wskazuje na to, że nasza historia jest faktycznie ofiarą gigantycznego spisku międzynarodowych korporacji.

Tu i tam ujawniane są coraz to liczniejsze fakty o naszej przeszłości i te będą nieustannie wzmacniać nasze poczucie wartości i wiarę w samych siebie. Ten proces nie sposób zatrzymać i jak to mówi ludowe przysłowie, prawda zawsze wypłynie na wierzch.

Również w genetyce nie da się prawdy na dłuższą metę zataić, fałszując i manipulując wyniki badań, szczególnie że nie tylko one wskazują nam na prawdziwy przebieg naszej historii.

Prawda o naszym pochodzeniu zapisana jest w naszej krwi i to w dosłownym tego słowa znaczeniu.

O grupach krwi każdy coś już niecoś słyszał, ale nie każdy zadał sobie zapewne pytanie, co nasza krew może nam powiedzieć o naszym pochodzeniu.

Jeśli jednak głębiej się zastanowić, to rozkład grup krwi musi zawierać też cały szereg interesujących informacji dotyczących zarówno terenu powstania jak i sposobu ich rozprzestrzenienia.

Zacznijmy od krótkiego omówienia tego zagadnienia, ograniczając się do suchych faktów.

Na początek spójrzmy na rozkład częstości występowania poszczególnych grup krwi na Ziemi.





Źródło tych map znajduje się pod tym linkiem:


Co do grupy AB to nie znalazłem mapy z rozkładem częstości jej występowania. Można się domyśleć, że nie bez powodu.

Jednak już to co widzimy, pozwala nam na wyciągniecie interesujących wniosków.

Nie sposób nie zauważyć, że z grubsza możemy podzielić Europę na dwa obszary. W Europie Zachodniej dominują grupy krwi 0 i A, natomiast grupa krwi B jest relatywnie rzadka. W Europie Środkowej i Wschodniej wzrasta częstość występowania grupy krwi B, a maleje częstość występowania nosicieli grupy 0.

Zauważymy też lokalne maksyma grupy krwi A w centralnej Rosji oraz minimum występowania grupy krwi 0 na olbrzymim obszarze od Europy środkowej do północnych Indii i Chin.

Ciekawe jest również to, że mieszkańcy obu Ameryk byli w przeszłości w olbrzymiej większości nosicielami grupy krwi 0, o czym świadczy jej absolutna dominacja w Ameryce Południowej i Środkowej.

Ponieważ Ameryka została zasiedlona w okresie wcześniejszym niż 20000 lat, to możemy z tego wnioskować, że grupa krwi 0 była w tym czasie dominującą na świecie, a może nawet jedyną grupą krwi u ludzi.

Z rozkładu częstości grup krwi A i B możemy jednocześnie wywnioskować, że początkowo grupa krwi A musiała się wykształcić w Europie i była charakterystyczna dla pierwotnej jej ludności, zajmującej się łowiectwem i pasterstwem. Potwierdzone jest to w tym przypadku tym, że maksyma częstości grupy krwi A występują na obszarach Skandynawii, wśród Basków oraz w Alpach i Karpatach, a więc na tych obszarach na których gospodarka łowiecko-pasterska utrzymała się najdłużej, i gdzie ludność tubylcza mogła skutecznie odizolować się od reszty Europy.

Co było jednak przyczyną tego, że to najpierw w Europie wykształciła się grupa krwi A i dlaczego zdominowała ona przy końcu ostatniego zlodowacenia jej ludność.

Na ten temat brakowało logicznego wytłumaczenia, szczególnie że wbrew oczywistym faktom ciągle podawano (i czyni się to nadal) fałszywe informacje o drodze rozprzestrzeniania się grup krwi po świecie.

Jednak w ostatnim czasie ukazało się parę prac, które rzucają nowe światło na to zagadnienie i przy okazji potwierdzają wiele tez, które przedstawiłem w moich wcześniejszych artykułach.

Z taką właśnie pracą możemy się zapoznać w poniższym linku.


W skrócie chodzi w niej o bardzo interesującą statystykę zgonów pacjentów po wypadkach, w zależności od tego, jaką posiadali grupę krwi.

Z tej statystyki wynika jednoznacznie, że największe szanse przeżycia mają pacjenci o grupie krwi A, B i AB.

Po dokładniejszych analizach wyjaśniono też, dlaczego właśnie ta grupa pacjentów przeżywa najczęściej. Okazało się mianowicie, że osoby z grupą krwi A, B i AB wykazują zwiększoną krzepliwość krwi. Nawet w wyniku ciężkich ran, połączonych z masową utratą krwi, ich organizm jest w stanie zahamować ten upływ, zanim stanie się on groźny dla jego przeżycia.

Oczywiście nasuwa się więc pytanie, dlaczego ten aspekt był w Europie tak ważny, że doprowadziło to do powstania tych właśnie grup krwi i to w tak wczesnym okresie historii.

Wyjaśnienie jest bardzo proste i podałem je już dawno w poniższych artykule:


Wskazałem w nim na specyficzny układ lądolodu ostatniego zlodowacenia w stosunku do terenów górzystych południa Europy oraz na to, że zmuszało to stada wędrującej zwierzyny do przemieszczania się zgodnie z porami roku ze wschodu na zachód Europy i odwrotnie, właśnie przez ten wolny od lodów korytarz.

To przemieszczanie się było praktycznie możliwe tylko w tym wąskim pasie terenu i o ten właśnie obszar musiały się toczyć zacięte walki pomiędzy poszczególnymi grupami łowców.

Z racji takich wędrówek stad, przez ten stosunkowo wąski teren, ta grupa łowców która zdołała go po ciężkich bojach opanować miała też największe szanse na nieograniczony dostęp do pożywienia i na przeżycie w walce o byt.

Oznaczało to jednak również konieczność obrony tego strategicznie ważnego obszaru i ciągłe zagrożenie ze strony rywalizujących hord.

W tej rywalizacji ostateczny sukces odnieśli nasi przodkowie z haplogrupą R1 oraz z grupą krwi A.

To właśnie ta specyficzna mutacja dala im przewagę nad innymi łowcami, bo w trakcie ciągłych walk to właśnie członkowie tej społeczności mieli największe szanse na przeżycie, nawet po otrzymaniu najstraszniejszych ran.

Oczywiście, również i w tym przypadku pojawiły się też minusy. Taka zwiększona krzepliwość krwi oznaczała bowiem częstsze przypadki wylewów krwi go mózgu i choroby układu krążenia. W tamtych czasach było to jednak bez znaczenia, ponieważ średnia długość życia ludzi i tak była krotka. Co innego teraz, przy obecnej długości życia choroby te stanowią poważny problem zdrowotny.

W okresie największego zasięgu lodowca ostatniego zlodowacenia i najniższego spadku temperatur, kiedy życie w przesmyku pomiędzy Karpatami i czołem lodowca stało się niemożliwe, morderczy klimat podzielił nosicieli R1 w Europie na dwie podgrupy. Na zachodzie Europy wykształciła się populacja R1b, na wschodzie zaś populacja R1a.

Cześć ludności zajmującej najdalsze tereny wschodniego zasięgu populacji R1 zatraciła przy tym kontakt z pozostałymi grupami Prasłowian i szukając terenów o znośniejszym klimacie wywędrowała początkowo na Daleki Wschód a następnie aż do Ameryki. Na ich miejsce napłynęła na terany Syberii ludność azjatycka.



Populacja R1b nie była jednak całkowicie odizolowana na swoich terenach, ponieważ wąska cieśnina Gibraltarska pozwalała tej ludności stosunkowo łatwo przeniknąć do północnej Afryki i odwrotnie. Również ludność afrykańska miała możliwość przemieszczania się na teren kontynentu europejskiego. Te kontakty zaznaczyły się z jednej strony szybką ewolucją języka ale i nie pozostały bez wpływu na wygląd zewnętrzny tych ludzi, na skutek domieszki genów Afrykańczyków, tak że z czasem zaczęły dominować w tej populacji czarne włosy i brązowe oczy.


Doszło też do powstania przystosowań w populacji R1b do ubogich w zwierzynę łowną terenów. Takim przystosowaniem było pojawienie się w populacji R1b osób o czynniku Rh- we krwi.

Czy było to spowodowane domieszką genów Afrykańczyków, czy też efektem spontanicznej mutacji, na to nie ma jeszcze jednoznacznej odpowiedzi.

To przystosowanie spowodowało jednak znaczne ograniczenie przyrostu naturalnego wśród społeczności o znacznym odsetku osób z czynnikiem Rh- we krwi i ułatwiało tym samym jej przeżycie w warunkach ograniczonego dostępu do pożywienia.

Kiedy najzimniejsza faza zlodowacenia dobiegła końca, tereny Niżu Polskiego stały się znowu obszarem wędrówki stad zwierzyny łownej i na nowo rozpoczęła się rywalizacja o władzę nad nimi.

Zdecydowanie liczniejsza ludność o haplogrupie R1a rozpoczęła na powrót ekspansję terytorialną, zarówno w kierunku zachodnim jak i wschodnim. Również liczebność ludności R1b zaczęła wzrastać i w poszukiwaniu terenów łowieckich rozpoczęła ona wędrówki na wschód.

Wprawdzie tereny te były już zajęte przez Prasłowian, ale cofające się czoło lodowca utrudniało żyjącym tam plemionom kontrolę tych terenów i część takich prób zakończyła się sukcesem.

Wielokrotnie mniejsze czy też większe grupy R1b przedzierały się przez wąskie gardło Niziny Polskiej i gubiły się na olbrzymich przestrzeniach euroazjatyckiego stepu. Szczątki ludzi o haplogrupie R1b są więc znajdowane również daleko na wschodzie, gdzie udało się im przetrwać jako genetycznie wyizolowane grupy.

Również u współczesnej ludności Rosji zaznacza się ich obecność. To właśnie potomkowie ludności R1b tworzą wyspy zwiększonej liczebności osób o rudych włosach na terenach obecnej Rosji.

Ekspansja ludności R1a na wschód i do Azji napotkała niespodziewanie na przeciwności. I te nie były związane z oporem żyjących tam tubylców, co bardziej z genetyczną nieodpornością naszych przodków na choroby i infekcje.

Jako ludy północy R1a nigdy nie byli konfrontowani z dużym zagrożeniem epidemiami chorób.

Klimat nie sprzyjał ich rozprzestrzenieniu i zdrowy sposób życia i dostatek żywności zabezpieczał ich przed infekcjami.

Do dzisiaj ludzie o grupie krwi A wykazują zadziwiająco słabą odporność na szereg chorób takich jak ospa, cholera czy też dżuma. W przeszłości ta cecha była jeszcze bardziej rozpowszechniona niż obecnie. Ich system immunologiczny słabo radzi sobie z zarazkami i nawet zwykle infekcje żołądkowe stanowią dla tych osób śmiertelne zagrożenie. Potwierdzenie tego znajdziemy w poniższej pracy, która jest kolejnym ważnym elementem potwierdzającym moje tezy.


Tak więc ludzie R1a przeżyli podobną sytuację jak Indianie w konfrontacji z europejskimi konkwistadorami, tylko że odwrotnie.

Wędrując na wschód zarażali się od tubylców występującymi tam chorobami i mimo zarówno fizycznej jak i technologicznej przewagi nie udało się tym Prasłowianom wyprzeć z tych terenów ludności tubylczej.

Musiały upłynąć kolejne setki lat, zanim na wschodniej granicy R1a powstało przystosowanie zwiększające ich odporność na choroby układu trawiennego i dżumę.

Na zamieszczonej mapce widzimy to w formie pasa największej częstości występowania grupy krwi B od Oceanu Lodowatego aż po Indie.

To właśnie powstanie grupy krwi B było decydującym aspektem umożliwiającym inwazję R1a w kierunki Indii i Chin.

Przez następne tysiąclecia sytuacja pozostawała stabilną. Zachód Europy zamieszkiwała ludność przeważnie R1b o grupie krwi A i o znacznym procencie Rh-. Środkową Europę i Bałkany zamieszkiwała ludność R1a i I również z grupą krwi A, ale o zdecydowanej przewadze Rh+, natomiast Europę wschodnią zamieszkiwali R1a z przewagą grupy krwi B oraz Rh+.

Upadek Rzymu doprowadził jednak do nowego przetasowania kart.



Ciągnące się wojny Bizantyjczyków z Persami i wzmożony import towarów luksusowych z Indii, a więc częstsze kontakty z ludami wschodu, pociągnęły za sobą również pojawienie się w Europie chorób przedtem nieznanych.

Dżuma Justyniana, tak jak niewiele innych epidemii w historii ludzkości, zmieniła losy świata i zapoczątkowała proces upadku kultury słowiańskiej i znaczenia tego ludu w Europie.



Zniszczyła ona nie tylko Imperium Wandali, ale uciekające przed nią niedobitki zaniosły tę chorobę również do swojej dawnej ojczyzny. Przez okres następnych 200 lat przewalały się przez Europę kolejne fale epidemii, dziesiątkując jej ludność.

Szczególne Słowianie z obecnych terenów Polski ucierpieli od tej choroby najbardziej i to tak, że nawet w znaleziskach archeologicznych zaznacza się wyraźny upadek technologiczny wytwarzanych wyrobów jak i drastyczne zmniejszenia gęstości zaludnienia.

Doprowadziło to co bardziej zacietrzewionych turbogermanów do odgrzebania, już zdawałoby się martwej hitlerowskiej propagandy o istnieniu tak zwanej pustki osadniczej na tych terenach.

Jak widać faszystowska ideologia ma na „polskich” uczelniach liczne grono zwolenników.

Oczywiście badania genetyczne potwierdziły, że te tezy są wyssane z palca i że tereny obecnej Polski zamieszkuje cały czas ta sama ludność.

Nie można jednak zaprzeczyć temu, że doszło też do lokalnych ludnościowych przetasowań. Dotyczyły one jednak w większości tylko elit rządzących i wyższych warstw społecznych. Tak np. Słowianie Europy wschodniej wykorzystali okras epidemii dżumy dla zasiedlenia opustoszałych terenów i plemiona Wołgarów osiedliły się np. na terenach obecnej Bułgarii.


Generalnie też wzrosła częstość występowania grupy krwi B w Europie, bo tylko ona zapewniała szanse przeżycia w przypadku epidemii dżumy. Wraz z tym wzrostem doszło też do powstania nowej grupy krwi AB.

Widzimy więc, że nie tylko genetyka i badania haplogrup męskich dają nam szanse na odtworzenie naszej historii, ale również tak zdawałoby się nieciekawa sprawa jak rozkład grup krwi potwierdza w całej rozciągłości przedstawiony przeze mnie obraz wydarzeń historycznych i dopełnia go o nowe, wcześniej niezauważone aspekty.

Bóg mieszka w Silicon Valley

Bóg mieszka w Silicon Valley


Ta kalifornijska dolina kojarzy się większości z badaniami nad najnowszymi technologiami w elektronice. Tymczasem prawie że niezauważalnie dla zwykłych zjadaczy chleba, dokonuje się tam proces przestawiania się na inne dziedziny badań, przede wszystkim biotechnologii.

Wynika to z tego, że założyciele wielu firm, z początkowego okresu boomu technologicznego, są w międzyczasie wielokrotnymi miliarderami i niestety już z kopą lat na karku.

Zmienia to oczywiście priorytety w życiu tych ludzi i z każdym upływającym rokiem konfrontuje ich z perspektywą nieuniknionego rozstania się z tą drobną fortunką.

Jako ludzie czynu nie czekają oni biernie na wypełnienie się ich losu, ale podejmują to wyzwanie, stawiając siebie na równi z Bogiem.

Chcą osiągnąć to, co dotychczas obiecywała nam tylko religia i jej komiwojażerzy, czyli kler.

Innymi słowy, chcą zapewnić sobie „życie wieczne” i to nie tylko w jego duchowym znaczeniu, ale jak najbardziej fizycznie.

Takie koryfeje technologii cyfrowych jak Peter Thiel, założyciel PayPal'u i w międzyczasie główny inwestor firmy Unity Biotechnology, czy też Mark Zuckerberg, który zainwestował 600 000 000 dolarów w firmy pracujące nad „Longevity”, czy też Google, który wpompował już okrągły miliard w działalność firmy California Life Company, liczą nie tylko na to, że uda się im osobiście uciec przed kosą, ale inwestują te pieniądze w przekonaniu, że może się to stać w przyszłości źródłem bajecznych dochodów.

W swoich poszukiwaniach wiele z tych firm nie wykazuje się specjalną oryginalnością i sięga często do idei z tysiącletnią tradycją.

Oczywiście te idee są uzupełniane o wiedzę ostatnich lat i często okazują się one niezwykle płodne.

Tak np. naukowcy uniwersytetów Stanford i Harvard zainspirowali się legendami o wampirach i przeprowadzili szereg spektakularnych eksperymentów z łączeniem krwiobiegów starych i młodych organizmów, obserwując w rezultacie znaczne, odmładzające efekty u organizmów starych.

Te badania są teoretycznie tylko w fazie eksperymentów, ale w internecie kursują od jakiegoś czasu pogłoski, że powszechnie znane finansowe moguły już od dawna żyją na kroplówce i litrami dają sobie przetaczać krew od dzieci. Opublikowane rezultaty badań nadają tym plotkom jednak całkiem inny ciężar prawdopodobieństwa.

Najbardziej perspektywiczne badania prowadzone są od dwóch lat przez firmę Unity Biotechnology, która stawia na odmładzanie organizmów poprzez likwidację tych komórek, które ze starości zatraciły swoją funkcję i stały się dla organizmu niebezpiecznym balastem. Na te badania Jeff Bezos, założyciel Amazona, przeznaczył z własnych funduszy 120 000 000 dolarów.

Pozwolę sobie nadmienić, że idea tego typu terapii jest mojego autorstwa i już w 2013 roku zwróciłem na to uwagę, publikując na Blogerze artykuł o możliwościach przedłużenia ludzkiego życia ma bazie mojej „Teorii Wszystkiego”.


Oczywiście zaproponowane przeze mnie metody są o wiele prostsze i dostępne dla każdego człowieka, a nie tylko dla miliarderów z Silicon Valley.

Już przed laty otworzyła się więc i w Polsce możliwość badań i to z wieloletnim wyprzedzeniem w stosunku do Amerykanów.

Ta zaprzepaszczona okazja potwierdza jeszcze raz, jak skandalicznie skostniałe są struktury tzw. „polskiej nauki” i jak niezbędne jest zrobienie w szeregach polskich naukowców „stalinowskiej czystki”.

To badziewie na polskich uczelniach jest tylko balastem w rozwoju wolnej myśli i prawdziwym nowotworem na ciele narodu. Czas przepędzić to diabelskie nasienie do czorta.

Gocki toast.




Na stronie „Rudaweb” przeczytałem ciekawy artykuł w którym autor próbuje rozwiązać zagadkę zdania zapisanego w języku Gotów,


zachowanego w wierszu „De conviviis barbaris” łacińskiego poety z czasów upadku Imperium Wandali.


Z początku zamierzałem mój komentarz umieścić w nowej rubryce „Za płotem” w której mam zamiar w sposób krytyczny promować ciekawe artykuły o tematyce słowiańskiej na innych stronach internetowych.

Komentarz ten rozrósł się jednak tak bardzo, że zdecydowałem się przedstawić go w formie samodzielnego artykułu.

Co do rozwiązania jakie proponuje autor nie będę się wypowiadał, bo każdy może sobie sam wyrobić własne zdanie po przeczytaniu powyższego linku.

Warto jednak zwrócić uwagę na to, że istnieją różne możliwości interpretacyjne, co zresztą dowiedli Niemcy przerabiając to zdanie po swojemu.

Najważniejsze moim zdaniem jest jednak to, aby proponowane rozwiązanie pasowało do opisanej sytuacji jak i prezentowało sobą logiczną i spójną myśl.

Łaciński poeta opisuje swoje przeżycia z knajpy w której ucztują właśnie „barbarzyńscy” Goci.

Oczywiście jego możliwości zrozumienia brzmienia obcego mu języka są ograniczone i w opisanym cytacie zadziwia tak czy owak to, że zacytował to zdanie wyjątkowo wiernie.

Zgadzam się z autorem w tym, że Goci byli narodem słowiańskim, z tym że umieściłbym ich pochodzenie na terenach przybałtyckich.

Jeśli więc chcemy to zdanie rozszyfrować to możemy to tylko wtedy dokonać, jeśli przyjmiemy język polski lub generalnie języki słowiańskie jako bazę naszych poszukiwań.

Po pierwsze musimy jednak zacząć od opisu sytuacji i zastanowić się, w którym momencie nasz rzymski poeta mógł na tyle zainteresować się tym co dzieje się przy sąsiednim stoliku, aby treść wypowiedzianego przez gockiego gościa zdania utkwiła mu aż tak dobrze w pamięci.

Zacznijmy od zwyczajów słowiańskich przy biesiadzie.

Wprawdzie nasze polskie tradycje biesiadne upadły (inne niestety też) i coraz częściej zachowujemy się przy stole jak w chlewie, ale jeszcze całkiem niedawno byłoby nie do wyobrażenia to, aby wypić trunek bez poprzedzającego go toastu. Toasty te były tematycznie bardzo różnorodne ale ideą przewodnią było zachęcenie biesiadników do zabawy i do beztroskiego oddawania się pijaństwu.

To właśnie ten obraz wstających od stołu słowiańskich biesiadników, z uniesionym do góry kielichem, wypowiadających krótkie zdanie po którym jego towarzysze z aplauzem wychylali trunek, musiał zainteresować rzymskiego poetę na tyle, że postanowił on włączyć jedno z wypowiedzianych zdań do swego wiersza.

Tak więc szukając rozwiązania zagadki musimy brać pod uwagę zdania o tematyce toastu biesiadnego oraz o formie, w której żonglowanie słowami i ich znaczeniami dodaje toastowi dodatkowego polotu.

Zgadzam się z autorem, że pierwsze trzy słowa „inter citz Gothicum” są łacińskie. Z tym że drugi wyraz jest oczywiście formą czasownika „cire” oznaczającego „zawołać”, który w 3 osobie liczby pojedynczej zapisujemy jako „cit.”. Litera „z” jest zapewne wskazowką na liczbę mnogą.

Ten początek zdania tłumaczymy więc jako „wśród (wołających) wiwatujących Gotów

Właściwe zdanie zostało zapisane jako „SCAPIAMADRIAIADRINCAM

Zauważymy, że zestaw liter „DRI” powtarza się w zdaniu dwa razy, wskazuje więc na typową wśród toastów żonglerkę znaczeniami słów.

Zasadniczym problemem jest wydzielenie pierwszego wyrazu oraz znalezienia myśli przewodniej toastu.

W tym przypadku nie jest to nawet trudne, bo ten pierwszy wyraz brzmi dla nas prawie współcześnie.

Jest nim słowo „SCAPIA” w którym rozpoznajemy łatwo odpowiednik polskiego słowa „SKĄPY” .

Kolejny wyraz to „MA” a więc trzecia osoba liczby pojedynczej odmiany czasownika „mieć”.

Kolejny wyraz składa się z trzech już wymienionych liter „DRI”. Jego znaczenie znajdziemy jeśli zastanowimy się co też takiego może mieć skąpiec więcej, w porównaniu z innym ludźmi. Oczywiście ma on od nich więcej pieniędzy.

To prowadzi nas bezpośrednio do systemu monetarnego starożytnego Rzymu w czasach upadku Imperium Wandali.

Najważniejszą monetą obiegową tamtych czasów były tzw. tremisses.


Moneta ta miała wartość jednej trzeciej najbardziej wartościowej monety rzymskiej czyli solida. Była ona bita nie tylko przez władców bizantyjskich ale też przez władców ludów „barbarzyńskich” i otrzymała u tych ludów zapewne własną nazwę będącą bezpośrednim tłumaczeniem nazwy rzymskiej, a tę tłumaczymy jako „jedna trzecia jednostki”. Zapewne potocznie nazywano ją po prostu „Trzy”. Cyfra trzy jest u większości ludów słowiańskich określana słowem „TRI”.

I tak właśnie prawidłowo brzmiało słowo wypowiedziane przez ucztującego Gota.

W trakcie wieków ten cytat ulegał zmianom w celu dopasowania go do imperialnej ideologii niemieckiej a ta uważała Gotów za swoich przodków a więc i zachowane teksty musiały przyjąć formy zbliżone do nowo utworzonego języka niemieckiego.

Oczywiście język niemiecki jest tylko kreolską formą języka słowiańskiego, w której to zmiany są często tylko powierzchowne i ze słowiańskiego „tri” zrobiono niemieckie „drei”.

Dalej w zdaniu mamy spójnik „A” odpowiadający dokładnie polskiej formie, zarówno w znaczeniu jak i w wyglądzie, oraz zaimek osobowy „IA” odpowiadający polskiemu „JA”.

Kolejne słowo jest również przykładem manipulacji motywowanej imperialnymi ciągotami Niemców.

W tym starożytnym zdaniu zmieniono ten wyraz tak by przypominał on natychmiast „germańskie drinken” czyli po polsku „pić”.

W rzeczywistości rozpoznamy tam oczywiście znaczenie związane z piciem, ale odnosi się ono do polskiego wyrazu „TRUNEK”. I tu właśnie turbogermańska propaganda próbuje odwrócić „kota ogonem” i wyprowadza etymologię wyrazu „trunek” od niemieckiego „trinken”, ale jest to oczywiste zmyślenie.

Słowo „trunek”, jak i jego pochodne, są oczywiście typowo słowiańskie i ostały się w niemieckim w trakcie kształtowania się tego języka w średniowieczu.

Słowiański trunek odnosi się do napitku alkoholowego. We wczesnym średniowieczu ludność zaniechała picia zwykłej wody po tym jak rozliczne epidemie zdziesiątkowały jej mieszkańców. W praktyce pito tylko napoje alkoholowe, jak piwo lub wino, bo tylko one pozbawione były bakterii chorobotwórczych, i nie ma co się dziwić temu, że dla tworzącego się właśnie języka niemieckiego słowo „trunek" było jednoznaczne ze słowem pić i zajęło jego miejsce w nowo tworzonym języku.

Za ten stan rzeczy, że tak często przy podawaniu etymologii słowiańskich wyrazów przyjmuje się, że pochodzą one z języka niemieckiego, odpowiedzialni są po cześci również nadgorliwi Słowianie.

Słowianskie „elity” do dzisiaj nie wierzą w to, że ich kultura i język są w Europie pierwotne i były bazą dla wszystkich innych języków. W przeszłosci rezygnowano więc chetnie ze swoich własnych prastarych określeń na rzecz neologizmów, aby tylko odseparować się od Niemców. Oczywiście ze strony niemieckiej zrobiono wszystko, aby ten proces jeszcze wzmocnić.

Najwyższa pora skończyć z tym poddańczym myśleniem i zwrócić naszej mowie również prastare polskie określenia zawłaszczone przez język niemiecki.

Całe szczęście w przypadku słowa „trunek”, możemy jeszcze do dzisiaj cieszyć się jego obecnością i używać go, wprawdzie coraz rzadziej, również w mowie potocznej.

Tak więc z wymienionych powyżej powodów ostatnie litery „DRINCAM” możemy rozłożyć na dwa osobne wyrazy „Trink sam”.

Możliwe że rzymski poeta zwrócił się do ucztujących Gotów z prośba o zapisanie tego zdania.

Ci jednak używali alfabetu starosłowiańskiego, jaki znamy już z tłumaczeń tekstów etruskich, a w tym alfabecie znak „C” odpowiada, tak jak do dzisiaj w cyrylicy, naszej literze „S”.

Dlatego jestem skłonny przypuszczać, że znak „C” ma tu podwójne znaczenie i w pierwszym został użyty jako litera „K” w słowie „Trink” lub po naszemu „trunk”, a w drugim jako „S” w słowie „sam

Tak więc w efekcie zdanie

SCAPIAMADRIAIADRINCAM

Możemy rozdzielić na pojedyncze wyrazy jako

SCAPIA MA DRI A IA DRINK CAM

oraz rozszyfrować jako:

SCAPI MA TRI A IA TRINK SAM

i przetłumaczyć po polsku jako

Skąpy ma pieniądze a ja (za to) piję sobie

Otrzymane zdanie pasuje nie tylko perfekcyjnie do sytuacji, ale posiada również specyficzny dla toastów charakter, w którym wznoszący toast stara się zaskoczyć współbiesiadników szczególnie wyszukaną i dowcipną jego formą.

Dodatkowo mogliśmy się po raz kolejny przekonać, że język niemiecki nie jest wcale samodzielnym językiem ale tworem sztucznym, w którym słowiańskie rdzenie uległy takiemu zniekształceniu, aby bezpośrednie podobieństwa nie rzucały się obserwatorowi w oczy. Reszta to tylko wytrwała i kłamliwa propaganda „Turbogermanów”.

Oczywiście byłoby niesprawiedliwie odbierać Niemcom całkowicie prawa do schedy po Gotach.

Oczywiście również Niemcy tak jak i Polacy czy Rosjanie są ich bezpośrednimi potomkami. Z tym, że Niemcy muszą zaakceptować swoje słowiańskie pochodzenie i zaprzestać rozpowszechniania kłamstw o egzystencji w starożytności jakichś niemieckojęzycznych Germanów.


W starożytności, w Europie poza zasięgiem administracyjnym Rzymu i Bizancjum, mówiono tylko po słowiańsku, a na obszarze samego Imperium jedynie elity mówiły po łacinie czy też po grecku.


Po części również u tych elit języki te miały funkcję „lingua franca” i czy to u Spartan


czy też u Macedończyków


nie mówiąc już o Etruskach


ludność posługiwała się cały czas swoją słowiańską mową.

Jedynie wśród niektórych plemion Wysp Brytyjskich i wśród Basków zachowała się mowa o innym korzeniach językowych, choć i tam wpływ słowiańskiego był bardzo duży.



To właśnie na wyspach Brytyjskich i w Irlandii ukształtowała się sekta chrześcijańska z której wykształcił się współczesny katolicyzm i wraz z jego rozpowszechnieniem przez Saksończyków, doprowadziła do wykorzenienia mowy słowiańskiej wśród Niemców, Hiszpanów, Francuzów czy też Skandynawów.

Ten proces nie jest zakończony i również współcześnie obserwujemy wysiłki w celu poróżnienia narodów słowiańskich między sobą i wykorzenienia w nich poczucia wspólnoty oraz zdewastowania ich moralnych wartości. Nie bez powodu propaguje się faszyzm wśród Ukraińców i Chorwatów, czy też psychopatyczną rusofobię i antysemityzm wśród Polaków.

Ostateczny cel zniszczenia naszej odrębności nie został wprawdzie jeszcze osiągnięty, ale patrząc na debilizm „naszych elit” i ich moralną degrengoladę, nie mam wątpliwości, że to tylko kwestia czasu.



Uzupełnienie z dnia 24.07.2018.

Wokół zdania:

Słowo „trunek”, jak i jego pochodne, są oczywiście typowo słowiańskie i ostały się w niemieckim w trakcie kształtowania się tego języka w średniowieczu”,

rozwinęła się dyskusja w której zarówno RudaWeb jak i Czesław Białczyński podważają słowiańską etymologię tego słowa, powołując się przy tym na niemiecką Wikipedię.

Cytowanie niemieckich źródeł i to do tego wybitnie tendencyjnych i w oczywisty sposób fałszywych, uważam za problematyczne, dlatego postaram się tu w skrócie przedstawić prawidłową etymologię tego słowa.

Jak już wspomniałem w moim komentarzu, słowo trunek należy do grupy znaczeniowej do której zaliczam też słowo tryskać, po czesku střik.

Ich powstanie wiąże się jednoznacznie z rozpowszechnioną wśród Słowian praktyką produkcji i konsumpcji piwa. Wokół spożywania tego napitku ukształtowały się już przed tysiącleciami określone zwyczaje i rytuały.

Rytuały te przetrwały aż do dziś i w każdej chwili możemy się przekonać, jak odbywa się taka popijawa, wystarczy tylko pójść do najbliższej knajpy.

Wprawdzie zwyczaj wygłaszania toastów zredukował się w Polsce do symbolicznego „Na zdrowie”, to w przeszłości miał on zdecydowanie pierwszoplanowe znaczenie, jak to widzimy na przykładzie cytowanego łacińskiego wiersza, jak i wiemy to z opisów uczt szlacheckich sprzed tak naprawdę niewielu przecież lat.

Poza wygłaszaniem toastu, powszechnym zwyczajem wśród Słowian, ale również wśród Niemców, jest stukniecie się kuflami z piwem wszystkich uczestników popijawy.



Oczywiście również dla tej czynności Słowianie musieli znaleźć swoją nazwę i nie mogło być też inaczej jak to, że poszukali tej nazwy wśród znanych już im znaczeń opisujących podobne czynności.

Takim nierzucającym się skojarzeniem jest stukanie się głowami dwóch baranów lub muflonów między sobą.



Samiec barana to po staropolsku „TRYK” a stukanie się baranów głowami to czasownik „TRYKAĆ”.

Tak więc było to najzupełniej zrozumiale, że nasi przodkowie właśnie w tym słowie poszukali wzorca dla określenia stuknięcia się dzbanami piwa.

Oczywiście tak jak to w językach słowiańskich powszechnie przyjęte, najprostszym sposobem tworzenia nowych wyrazów było uzupełnienie danego rdzenia o dodatkową zgłoskę.

Dla czynności stuknięcia się była to spółgłoska „N” i ze słowa „TRIK” powstało słowo „TRINK” a dla zjawiska wylewania się piwa z dzbanów, w trakcie tego, słowo „TRISK” które w polskim znamy np. w formie słowa „(WY)TRYSK” lub słowa „TRYSKAĆ”. Logiczne jest również i to, że dla napitku o takich tryskających własnościach też wymyślono określenie z tej grupy znaczeniowej i tym w języku polskim było słowo „TRUNK” unowocześnione później do słowa „TRUNEK

Ta etymologia jest tak jednoznaczna i przekonywująca, że zajmowanie się niemieckimi interpretacjami uważam za czystą stratę czasu.

Translate

Szukaj na tym blogu