Prognoza pogody dla Słońca. Ciąg dalszy




W mojej poprzedniej notce dotyczącej weryfikacji mojej prognozy aktywności słonecznej udowodniłem jak perfekcyjnie korelują wybuchy na Słońcu z koniunkcjami planet. W moich starszych notkach opisałem też mechanizmy fizyczne które są odpowiedzialne za te erupcje. Oczywiście moja metoda prognozowania aktywności słonecznej dotyczyła raczej bardziej gwałtownych jej przejawów.

 Z obserwacji wiemy jednak że aktywność ta nie jest ograniczona, tylko i wyłącznie, do okresów koniunkcji planet, ale zaznacza się, wprawdzie na niskim poziomie,  także w okresach pomiędzy tymi koniunkcjami. Oczywiście jeśli przedstawiony przeze mnie mechanizm jest prawidłowy to musi się on objawiać we wszystkich formach aktywności słonecznej.  Jeśli tak, to również aktywność słoneczna pomiędzy koniunkcjami musi mieć swoje źródło w tym samym mechanizmie
.
Obecna struktura planet w Układzie Słonecznym dała nam możliwość  znalezienia rozwiązania tej zagadki. Układ planet jest bowiem tak specyficzny że te o największym wpływie na Słońce grupują się w stosunkowo wąskim przedziale przestrzeni. Miało to tę zaletę że zaburzenia przez nie wywołane dają się doskonale zidentyfikować  szczególnie że na Słońcu w tym samym czasie występowała tylko jedna poważna grupa  plam słonecznych która mogla reagować na zmiany poziomu Tła Grawitacyjnego na powierzchni Słońca. Grupie tej nadano numer 1944.

Spójrzmy więc na to co działo się na Słońcu po zakończeniu ostatniej serii koniunkcji.


Widzimy że aktywność słoneczna spadła początkowo do wartości minimalnych, ale w dniu 11.01.2014 doszło do jej nieznacznego podniesienia, na tyle że można to bez problemów zaobserwować.
Co było przyczyną tego wzrostu?
Dla rozwiązania tej zagadki musimy spojrzeć najpierw na położenie planet w tym dniu.


A następnie na obraz Słońca, z rozłożeniem plam słonecznych na jego powierzchni, widziany z Ziemi.


Zauważymy że w dniu 11.01.2014 plama słoneczna o numerze 1944 zwrócona była dokładnie w kierunku Marsa. Ponieważ Słońce obraca się stosunkowo szybko wokół własnej osi, to takie położenie plamy względem Marsa trwało zaledwie kilkanaście godzin i po zakończeniu tej mini koniunkcji aktywność słoneczna wróciła do poziomu zerowego.
Podobną sytuację obserwowaliśmy w dniu 14.01.2014 w którym to doszło do nagłego wzrostu aktywności słonecznej.


Tym razem plama 1944 znalazła się prawie że poza zakresem obserwowanym z Ziemi znikając poza krawędź tarczy słonecznej.


Nie przeszkadza na to jednak w obserwacji że dokładnie w tym momencie plama ta zwrócona była dokładnie w kierunku Saturna i że to właśnie przyrost TG związany z tym położeniem spowodował ten przejściowy wzrost jej aktywności.



Podsumowując. Obecny rozkład planet pozwolił nam na obserwacje tego, że za aktywność słoneczną na poziomie podstawowym odpowiedzialne są zmiany TG wynikłe z ustawienia się plam słonecznych dokładnie w linii łączącej je z poszczególnymi planetami.  Wzdłuż tej linii występują zmiany we właściwościach oscylacji przestrzeni a konkretnie, występuje wzrost częstotliwości tych oscylacji, co w momencie wejścia takiej plamy w tę strefę prowadzi do momentalnego wzrostu częstotliwości oscylacji materii plamy słonecznej a tym samym do spodku masy tej materii. Powoduje to natychmiastowe ruchy izostatyczne i przemieszczenie się tej materii w kierunku powierzchni Słońca. Musi to oczywiście prowadzić do, mniej lub bardziej wykształconych, wybuchów „wulkanicznych” na Słońcu a tym samym do krótkotrwałego wzrostu aktywności.  

Aktualna prognoza pogody na Słońcu

Przez ostatnie tygodnie i miesiące na Słońcu nie działo się nic szczególnego. Chociaż może trochę przesadzam. Właśnie to że aktywność była tak niska jest właśnie tym co czyni tę sytuację szczególną. Słońce osiągnęło, albo lepiej powiedziawszy, powinno osiągnąć szczyt swojej aktywności w obecnym cyklu. Tymczasem w ciągu ostatnich miesięcy nic się nie działo. Wprawdzie liczba plam słonecznych lekko wzrosła ale za to częstotliwość silnych wybuchów na słońcu była minimalna.


Spójrzmy jak to wyglądało w połowie grudnia.


Oraz porównajmy to z położeniem planet w Układzie Słonecznym.
Na pierwszy rzut oka widać że układ ten nie sprzyjał powstaniu silnych wybuchów na Słońcu. Nie mieliśmy bowiem do czynienia z żadnymi koniunkcjami planet.


Sytuacja zaczęła się powoli zmieniać od 20.12.2013. Po jednej stronie Słońca mamy do czynienia ze zgrupowaniem Jowisza Wenus i Ziemi a po drugiej z Merkurym który po kolei wchodzi w koniunkcje z tymi trzema planetami.


Odpowiednio aktywność słoneczna wzrosła i doszło do szeregu dużych wybuchów na Słońcu.


Od Nowego Roku sytuacja uległa dalszemu zaostrzeni w związku z koniunkcjami pomiędzy Jowiszem i Ziemia, Jowiszem i Wenus oraz pomiędzy Ziemia i Wenus.


W odpowiedzi siła wybuchów na Słońcu rośnie



I osiągnie swoje maksimum w momencie dwóch ostatnich koniunkcji a to znaczy że już najpóźniej za dwa dni oczekuje nas ciężka erupcja na Słońcu, z tymi konsekwencjami dla Ziemi o ktorych już wielokrotnie pisałem.

Moja prognoza pogody potwierdzona

Zbliża się koniec roku a więc jest okazja zrobienia częściowego bilansu mojej prognozy pogody na rok 2013 jaką przedstawiłem w tej notce.


Zasadniczym elementy tej prognozy było przewidywanie dodatniej anomalii temperaturowej w początkach listopada.
Oczywiście tak jak przewidywałem prognoza ta sprawdziła się w pełni i temperatury w listopadzie w Polsce należały do rekordowych.


Nawet w odniesieniu do całej kuli ziemskiej prognoza ta okazała się być prawidłowa.


Oczywiście każdy możne się przekonać sam, że moja prognoza na Boże Narodzenie też była strzałem w dziesiątkę.
Jeśli dalszy jej przebieg się sprawdzi to radze już teraz ciepło się ubrać. Od polowy stycznia skończą się jaja a zaczną schody.
A więc szczęśliwego Bożego Narodzenia i wszystkiego najlepszego w Nowym Roku.

O realnych podstawach astrologii



Astrologia już od wieków nie jest uważana za naukę, mimo że w swoim rozwoju to właśnie astrologia zbudowała fundamenty na ktorych bazie powstały obecne nauki przyrodnicze. Ale w międzyczasie drogi nauki i astrologii rozeszły się nieodwołalnie. Astrologia odrzuciła metodykę naukową w której podstawową role odgrywa weryfikacja stawianych tez na bazie eksperymentów, a nauki przyrodnicze skarlały w swoim rozwoju do matematycznego marginesu.

W obu przypadkach prowadziło to w ślepą uliczkę. W przypadku astrologii do ezoterycznego bełkotu a w przypadku nauki do bełkotu ale opisanego wzorami matematycznymi.

Co ciekawe wśród normalnych ludzi wiara w astrologię zamiast maleć to zdaje się rosnąć. Nie wynika to bynajmniej z jej sukcesów, co raczej ze słabości nauki, która coraz bardzie manewruje się poza zakres zainteresowania masy społeczeństwa. Czym dłuższe matematyczne wzory opisujące teorie fizyczne tym mniej mogą nam coś z tego fizycy wytłumaczyć po naszemu. Nie dziwota więc że ludzie uciekają do świata w którym można jeszcze zrozumieć jego naturę i taką właśnie możliwość daje im astrologia. Oczywiście ta ucieczka jest złudną ponieważ również ta dziedzina kultury ludzkiej opanowana jest przez oszustów. Dzięki wysiłkom naukowców w astrologię nikt już tak naprawdę nie wierzy, w tym rowniez sami astrolodzy, a szkoda, bo u jej podstaw leżą procesy które faktycznie mają olbrzymi wplyw na nasze życie.
Wbrew temu co twierdzi nauka, wpływ planet na nasze życie jest przeogromny. Jest on nawet większy niż to się wydaje samym astrologom i nie zaczyna się to w momencie naszego przyjścia na świat ale okazało się że już znacznie wcześniej. Nasze losy rozstrzygają się w znacznej części już w momencie poczęcia.

O tym że wiele aspektów zdrowotnych u ludzi zależne jest od tego w którym miesiącu się urodzili jest już znane od dawna. Oczywiście nauka wykluczyła a priori że może mieć to coś wspólnego z wpływem planet albo położeniem Ziemi w Układzie Słonecznym znajdując inne wytłumaczenia jakoby bardziej „racjonalne“, chociażby status społeczny matek czy też ich poziom wyżywienia.

Najnowsze badania które opublikowane zostały tutaj:


zostały tak przeprowadzone że wykluczyły w całości wplyw tych efektów, badając różnice pomiędzy dziećmi tej samej matki i to nie pod względem czasu ich urodzenia ale właśnie czasu poczęcia.
Wyniki tych badan są frapujące i w ramach obowiązujących teorii nie do wytłumaczenia.

Okazuje się bowiem że dzieci poczęte w miesiącach od stycznia do maja wykazują mniejsza wagę po porodzie a szczególnie te majowe.
Z kolei dzieci poczęte w okresie letnim a wiec od czerwca od września wykazują się większą wagą w momencie urodzenia.

Autorzy badań próbują to zjawisko powiązać z okresem występowania zachorowań na grypę, co wprawdzie tłumaczyło by mniejsza wagę dzieci poczętych w maju ale w żadnym przypadku tych styczniowych. Co gorsza autorzy nie są w stanie przedstawić dowodów na wystąpienie tej choroby u matek i wyeliminować te przypadki ze statystyki. Wydaje się więc, że ta próba wytłumaczenia jest fałszywa i musi istnieć generalny mechanizm tłumaczący taki właśnie rozkład wagi noworodków.

Oczywiście mechanizm ten istnieje i jest związany z rocznym cyklem wahań poziomu Tła Grawitacyjnego na Ziemi.

O tym ze TG ma decydujący wplyw na przebieg procesów biologicznych pisałem ju wielokrotnie poruszając tematykę ewolucji i genetyki np. Tutaj:


Zasady tam opisane możemy teraz zastosować do przypadku różnic w wadze noworodków i stwierdzimy że wytłumaczenie to jest banalnie proste.

Styczeń jest miesiącem w którym Ziemia znajduje się najbliżej Słońca a to oznacza ze poziom TG jest rowniez wysoki. Oczywiście zależne jest to od szeregu innych czynników ale statystycznie rzecz biorąc położenie Ziemi na orbicie jest w tym przypadku decydujące. Oznacza to rowniez że atomy materii muszą generować mniejszą przestrzeń a tym samy molekuły z nich zbudowane będą mniejsze i co ważniejsze rowniez lżejsze niż w innych okresach roku. Z kolei w lipcu Ziemia znajduje się najdalej od słońca co powoduje że atomy zwiększają swoja wielkość a tym samym większe są też nowo tworzone molekuły wykazując tez przy okazji większą wagę.

Nie może to pozostać bez wpływu na wielkość komórek płodu rozwijającego się w tym czasie Pomiędzy styczniem a majem komórki te są mniejsze i lżejsze co nieuchronnie musi prowadzić do lżejszych i mniejszych noworodków szczególnie że te mniejsze molekuły pozostają wzorcem dla nowo tworzonych molekuł w procesie podziału komórkowego dla tego organizmu w trakcie całego jego życia w formie tak zwanych komórek macierzystych.

Odwrotnie ma się sprawa z dziećmi poczętymi w okresie letnim. W tym czasie tworzące się komórki są większe i prowadza do większych i cięższych noworodków.

Oczywiście możemy się też postarać odpowiedzieć na pytanie dlaczego dzieci majowe wykazują szczególnie slaby rozwój połączony z przedwczesnym porodem. Wynika to zapewne z tego że u nich zaznacza się szczególnie silnie przejście pomiędzy dwoma fazami wartości TG co musi prowadzić zapewne do zaburzeń w rozwoju embrionu ponieważ podziały komórkowe prowadza do wytworzenia całego szeregu molekuł o rożnej wielkosci. Tendencja rosnąca w pierwszych dwóch miesiącach rozwoju płodowego zostaje zastąpiona tendencja malejącą w miesiącach kolejnych co prowadzi do sprzeczności pomiędzy wzorcami molekuł DNA ulegającymi podziałowi a rzeczywistymi wielkościami tych molekuł co prowadzi do zaburzeń i słabego wykorzystania substancji odżywczych. Przedwczesny poród wynikałby w tym przypadku z przyspieszenia upływu "czasu" w trakcie podziału komórkowego.

To co tak silnie zaznacza się w trakcie rocznych zmian TG musi się zaznaczyć o wiele silniej w trakcie innych cyklów tych zmian i prowadzić do jeszcze większych różnic, tym razem międzypokoleniowych. I zmiany te są zauważalne rowniez w badaniach archeologicznych, o czym pisałem tutaj.


Oczywiście zmiany te nie ograniczają się tylko to kwestii wagi noworodków ale dotyczą również innych cech organizmów żywych np. sprawności umysłowej u ludzi. To że w historii obserwujemy okresy upadku cywilizacyjnego oraz wspaniale przykłady renesansu cywilizacji, często inicjowane przez jedno pokolenie gigantów ludzkiego intelektu, nie jest oczywiście przypadkiem. Również zdolności intelektualne ludzi zależne są od epoki w której przyszło im żyć. W czasach o wysokiej wartości TG rowniez mozg ludzki jest mniejszy i inaczej ukształtowany dając ludzi niezbyt rozgarniętych, intelektualnie poniżej średniej, za to skłonnych do ekstremizmu społecznego, awanturnictwa i hedonizmu. Wynika to zapewne z dobrych warunków egzystencji jednostki której przetrwanie nie jest tak silnie związane z reszta społeczności. Czasy te kończą się, w momencie gwałtownego spadku TG, wojnami i ogólnym upadkiem cywilizacji oraz wymarciem mniej lub bardziej naturalnym poprzedniego typy człowieka.
W czasach o niskiej wartości TG rodzą się ludzie o wysokiej inteligencji i silnych więzach społecznych ale ciężkie warunki klimatyczne uniemożliwiają tym ludziom postęp materialny. Zamiast tego jest to czas największych osiągnięć w dziedzinie nauki, sztuki i ogólnie rozumianej kultury. Przejście do okresu wzrostu TG powoduje gwałtowny czasami eksplozywny rozwoju cywilizacji w ktorych społeczeństwa rozwijają się harmonijnie osiągając w tym rozwoju prawdziwe szczyty.

A jak to jest obecnie? Nie trudno zgadnąć, wystarczy tylko spojrzeć na to co się dzieje w nauce.

Rekord minusowych temperatur pobity?


Przynajmniej tak twierdzą Amerykanie. I jak wiemy z doświadczenia, na informacjach Amerykanów nie ma co polegać. Ot po prostu trochę Show jest dobre w biznesie, a współczesna nauka jest niczym innym jak jarmarczną odmianą Show businessu.

Spektakularne rekordy które fabrykują naukowcy, szczególnie ci z kręgów anglo-saskich, są podstawowym numerem dla uciechy gawiedzi.



Robienie z ludzi idiotów jest tym łatwiejsze że naukowcy nie potrafią nawet zdefiniować tego czym jest tak naprawdę temperatura, nie wspominając już o tym w jaki sposób ja obiektywnie zmierzyć.

Oczywiście ich wysiłki (jeśli w ogóle można w ich przypadku mówić o wysiłku) nie maja żadnych szans powodzenia, ponieważ dla temperatury nie istnieje absolutna skala pomiaru.



To co sugerują nam fizycy, pitoląc coś o zerze absolutnym, to oczywiście chore mrzonki. Absolutna skala temperatur nie istnieje. Dokładniej opisałem to w tym artykule.






Również zmiana metody pomiaru prowadzi do dramatycznego zafałszowania pomierzonych wyników.

Temperatury mierzone przy użyciu rożnych instrumentów są ze sobą nieporównywalne, szczególnie jeśli używa się tak dramatycznie rożnych systemów jak w przypadku obecnego rekordu.

Pomiary na stacji „Wostok“ dokonane były przy użyciu konwencjonalnych termometrów w stacji meteorologicznej a wiec ca. 2 metry nad powierzchnią ziemi. Obecny rekord został pomierzony pośrednio za pomocą satelity.

Zapomnijmy więc o rekordach i zastanówmy się dlaczego satelita "Landsat" pomierzył tak niską temperaturę właśnie w tym czasie.



W tym celu muszę jeszcze raz przypomnieć w jaki sposób dochodzi do tego, że molekuły materii wykazują jakąś temperaturę.



Temperatura jest odzwierciedleniem ruchu własnego molekuły. Inaczej mówiąc pojedyncze molekuły materii nie są czymś statycznym ale wykazują olbrzymią dynamikę oscylując i przemieszczając się w przestrzeni, przynajmniej te w formie gazowej. To co fizycy rozumieją przez temperaturę to zmiana tych własności na skutek stymulacji tych oscylacji na poziomie makro. Istnieje jednak dodatkowy mechanizm wprawiania w drgania molekuł wynikający z oscylacji budujących te molekuły atomów, a wiec że tak powiem w skali mikro. I oscylacje tego typu wynikają ze zmian własności przestrzeni. Innymi słowy są limitowane oscylacjami wszystkich podstawowych elementów budujących tę przestrzeń. Te oscylacyjne własności przestrzeni powodują zmiany w generacji przestrzeni przez pojedyncze jej jednostki a tym samym zmianę wielkosci atomów. Generacja przestrzeni przez atom jest też rodzajem oscylacji co oznacza, że ruch oscylacyjny atomu musi wpływać na zachowanie całej molekuły.



Spójrzmy jak to wygląda na przykładzie oscylacji molekuł wody.






Łatwo zauważyć że zmniejszenie oscylacji pojedynczych atomów musi prowadzić do zmniejszenia oscylacji samej molekuły. A to oznacza spadek jej temperatury.

Tego typu zmiany powinny prowadzić do olbrzymiego rozrzutu temperatur materii. Na szczęście dla nas natura funkcjonuje na takich zasadach, że zmiany pojedynczego parametru w systemie pociągają za sobą zmiany w wartościach wszystkich innych wielkosci fizycznych.

Oznacza to że zmniejszenie generacji przestrzeni przez pojedynczy atom (a tym samym wzrost częstotliwości oscylacji) musi prowadzić również do zmniejszenia wielkosci samej molekuły która staje się tym samym znowu bardziej podatna na oscylacje atomów. Proces ten wymaga jednak przejścia fazowego w molekule czyli nowej jej organizacji a to nie następuje natychmiast. Tak wiec przy nagłych zmianach charakteru oscylacji przestrzeni (Tła Grawitacyjnego) musi dochodzić do raptownych i krótkotrwałych zmian temperatury materii.



I tę właśnie zasadę możemy doskonale prześledzić na przykładzie tych pomiarów na Antarktydzie.

Spójrzmy dokładniej co na temat tych rekordowych temperatur pisano w internecie.






jak to już wyjaśniłem takie rekordowe temperatury mogą się zdążyć tylko w przypadku gwałtownych zmian poziomu Tła Grawitacyjnego w Układzie Słonecznym w stosunku do lokalnego jego  poziomu na Ziemi.

Dokładne zasady wyjaśnione są tutaj.






A więc aby znaleźć przyczyny tych rekordowych temperatur wystarczy tylko sprawdzić jaki poziom TG panował w czasie pomiaru. A ten był zależny od położenia planet w Układzie Słonecznym.

No i jak się tego mogliśmy spodziewać w dniu 10.08.2010 położenie planet było wyjątkowe.







Również z tego względu że jednocześnie też mieliśmy nów czyli koniunkcje Księżyca i Ziemi.



Sytuacja była więc następująca. Ziemia znalazła się w strefie w której panowały wysokie wartości TG ze względu na zgrupowanie się planet po jednej stronie Słońca. Jednocześnie doszło do dodatkowego podwyższenia TG ze względu na koniunkcję Ziemi i Księżyca. I jakby tego było jeszcze mało to dodatkowo Ziemia została trafiona bezpośrednio przez wybuch na Słońcu który miał miejsce trzy dni wcześniej a obłok plazmy osiągnął Ziemie właśnie 10.08.2010.






A więc w przestrzeni wokółziemskiej znalazły się olbrzymie ilości plazmy ze słońca obniżając dodatkowo możliwości generacji przestrzeni przez wakuole. Po prostu w tej samej objętości znalazło się o wiele więcej wakuol niż normalnie, utrudniając ekspansje sobie nawzajem . W efekcie doszło do drastycznego wzrostu częstotliwości oscylacji atomów materii na Ziemi w tym oczywiście i na Antarktydzie.

Przy niezmienionej wielkosci molekuł, a te nie miały czasu i możliwości na przejścia fazowe, musiało dojść do drastycznego spadku ich oscylacji, ponieważ mniejsze różnice w wielkościach atomów pomiędzy ich maksymalną i minimalną ekspansją zmniejszając ich wplyw na ruch samej molekuly. I to zostało zarejestrowane jako drastyczny spadek temperatury.



Oczywiście aż się prosi sprawdzić jaka sytuacja panowała przy innych rekordowych temperaturach na Antarktydzie.



Jaka więc była sytuacja w czasie gdy na stacji „Wostok“ padł rekord zimna?

Zauważymy że tym razem przyczyny były nieco inne.







Tym razem Ziemia znajdowała się przez dłuższy czas w obrębie zgrupowania planet po jednej stronie Słońca i przeszła cały szereg koniunkcji w tym rowniez z największymi planetami, Jowiszem i Saturnem. Musiało to doprowadzić do zmian fazowych w molekułach gazu i pary wodnej oraz oczywiście wody podającej w formie śniegu na Antarktydzie. Bardzo wysoki poziom TG w miesiącach poprzedzających ten rekord doprowadził do tego że wzrosły znacznie opady śniegu na Antarktydzie rowniez z tego wzgledu że punkt zamarzania wody uległ przesunięciu w gore skali temperatur. Sprzyjało to łatwiejszemu przejściu pary wodnej w stan stały a tym samym obfitym opadom śniegu. Tym samym Antarktyda pokryta była warstwa materii o wysokiej częstotliwości oscylacji własnych. Materia ta nie była wiec w stanie efektywnie pobudzać molekuły gazów z atmosfery do ruchu co już samo z siebie było przyczyną spadku temperatury. Kiedy jednak Ziemia wyszła ze zgrupowania planet i samotnie znalazła się po "drugiej stronie" Słońca w jej otoczeni doszło do gwałtownego zmniejszenia poziomu TG i tym samym zmniejszenia czynnika pobudzającego molekuły do ruchu. W efekcie doszło do drastycznego spadku temperatur i to nie tylko na powierzchni lodu ale nawet 2 m nad nim gdzie normalnie rzecz biorąc temperatury są zawsze wyższe (na Antarktydzie oczywiście).

Innym rekordem jest temperatura zanotowana bezpośrednio na biegunie południowym .Padł on w dniu 11.06.2012






i był spowodowany tranzytem Wenus co w powiązaniu z jednoczesna koniunkcja Marsa i Saturna doprowadziło do nagłego wzrostu TG na Ziemi.







Oczywiście masy tak oziębionego powietrza nie powstały bezpośrednio na biegunie południowym ale przywędrowały tam z kilku dniowym opóźnieniem z terenów, na ktorych w tym roku zarejestrowano nowy rekord.



Reasumując możemy wiec stwierdzić że zmiany temperatur na Ziemi są w znacznym stopniu rezultatem zmian poziomu TG w Układzie Słonecznym w rezultacie zmian konfiguracji planet. I to właśnie te konfiguracje decydują o zmianach klimatycznych na Ziemi.

Translate

Szukaj na tym blogu