O zegarach wszechświata



Współczesna astrofizyka posługuje się w opisie wszechświata pojęciami wyrosłymi na bazie obowiązujących w fizyce dogmatów. Prowadzi to oczywiście do całego szeregu paradoksów i przekłamań. Szczytowym „osiągnięciem“ jest z pewnością taka bzdura jak “ciemna materia” której bezsens jest wprost wyjątkowy. Ten poziom bezsensu możemy tylko porównać z innymi dyrdymałami w postaci standardowego modelu budowy materii. Obie bajeczki są po prostu nie do przebicia. Ale i inne konstrukcje fizyków są też nieźle dojechane. Jedną z nich jest wytłumaczenie zasady funkcjonowania pulsarów. Z obowiązującym modelem pulsarów możemy zapoznać się tutaj:
W skrócie przypomina on “latarnię morską” której wiązka promieniowania radiowego omiata Ziemię z regularnością przewyższającą zegary atomowe.
Wszystko byłoby dobrze gdyby nie fakt, że model ten nie zgadza się z realiami. Istnieją dramatyczne powody do tego by go w całości odrzucić. Mimo to fizycy bezczelnie ignorują słabości tego modelu głównie z tej przyczyny, że inaczej musieliby postawić pod znakiem zapytania ich ulubioną bajeczkę w postaci “Teorii Względności” i przyznać, że ich “nauka” jest niczym innym jak durnowatym stekiem bzdur.
Prawda jest jednak nieubłagana i pokazuje że astrofizyka nie jest w stanie utrzymać realności proponowanego przez nią modelu budowy wszechświata.
Zatrzymajmy się na krótko przy przyczynach dla ktorych model “latarni morskiej” pulsarów nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Pierwszą i zasadniczą przyczyną jego nierealności jest fakt, że oprócz pulsarów wysyłających sygnał w postaci promieniowania radiowego z częstotliwością rzędu sekund, istnieją liczne przykłady pulsarów o częstotliwości sygnału rzędu 1500 Hz, a zapewne i wyższej. To znaczy że taki pulsar obraca się 1500 razy w ciągu sekundy wokół własnej osi.
Nawet jeśli przyjmiemy absurdalne gęstości materii takiego pulsara i odpowiednio niewielki jego promień, musimy skonstatować, że prędkości poruszania się objektów na jego powierzchni muszą być  zbliżone do prędkości światła. Oczywiście jeśli przyjmiemy że fizyka klasyczna obowiązuje, to ciało takie nie ma żadnej szansy na istnienie. Te ekstremalne prędkości obrotów nie jest w stanie wytrzymać żadna materia, nawet taka jaką wymyślili sobie fizycy dla ich gwiazd neutronowych. Problem ten jest po prostu ignorowany przez fizyków, ale inne problemy związane z pulsarami wcale nie są mniejsze.
Odwrotnie; czasami, w ciągu ekstremalnie krótkiego czasu, odpowiadającego dwóm kolejnym sygnałom, sygnał ten po prostu zanika. Na upartego można by było znaleźć rozwiązanie tego problemu w obrębie modelu “latarni morskiej”, ale to nie koniec i następne są jeszcze poważniejsze. Pierwszym z nich jest to, że pulsary przedstawiane są w sposób wyidealizowany. W rzeczywistości dochodzi w nich jednak do częstych zmian częstotliwości emisji sygnału. W jaki sposób gwiazda neutronowa wytrzymuje przyśpieszenia powstałe na skutek zmian prędkości rotacji, na to pytanie fizycy nie próbują nawet odpowiedzieć. W tym przypadku kompletnie nabierają wody w usta. Drugim jest to, że pulsary skokowo zmieniają siłę emitowanego sygnału o rzędy wielkości.
Tylko te podane przeze mnie przykłady pokazują, że obowiązujący model pulsarów jest kompletnie durnowaty, ale jak już mogliśmy się przekonać na innych przykładach, nie jest to wyjątek w fizyce.
Cała fizyka jest durna.
Oczywiście moja krytyka fizyki nie byłaby sprawiedliwą gdybym nie mógł zaproponować rozwiązania lepszego, to znaczy zgodnego z obserwacją, od modelu “latarni morskiej”.
I taki właśnie model przedstawię poniżej.
Zanim przejdziemy do szczegółów parę  faktów związanych z pulsarami które astrofizyka zawzięcie ignoruje.
Podstawowym warunkiem istnienia pulsarów jest ich położenie w naszej galaktyce. Na pierwszy rzut oka nie różni się ono specjalnie od typowego rozkładu gwiazd Drogi Mlecznej. Oczywiście to wrażanie jest mylące. Pulsary znajdziemy zawsze w centralnym obrębie szczególnie gęstego zgrupowania gwiazd. Tego typu zgrupowania nazywane są gromadami.
To w obrębie takich właśnie gromad gwiazd znajdują się nasze pulsary. Ta zależność nie jest oczywiście przypadkowa. Tak jak to już wielokrotnie tłumaczyłem gwiazdy, a ogólnie ciała niebieskie, modulują pole Tła Grawitacyjnego w ich sąsiedztwie. Czyli są w stanie regulować częstotliwość oscylacji pojedynczych elementarnych jednostek przestrzeni.
Obserwując wszechświat przy pomocy naszych przyrządów nie możemy nie zauważyć, że mimo swojej ogromnej różnorodności materia w tym wszechświecie buduje zadziwiająco podobne struktury i ma tendencję do grupowania się. Również w obrębie naszej galaktyki gwiazdy nie są rozmieszczone równomiernie ale mają tendencję do tworzenia struktur w formie gromad. W obrębie tych z kolei zaznacza się skłonność do przyjmowania różnorodnych stopni zagęszczenia gwiazd. Zgodnie z moją teorią struktury grupujące gwiazdy dążą do przyjęcia jak najbardziej regularnego rozłożenia gwiazd. Wykazują więc dążność do przyjęcia formy przestrzennej kryształu w którym poszczególne gwiazdy starają się przyjąć pozycję w węzłach jego sieci. Są to równocześnie te obszary w których występuje szczególnie silny wzrost częstotliwości oscylacji TG. Odpowiednio do tego zmieniają się również własności oscylacji materii takiej gwiazdy.  
Nie dość że atomy tej materii zmniejszają dramatycznie swoją wielkość to jeszcze dochodzi do ekstremalnie precyzyjnej koordynacji ich oscylacji. Czym bardziej regularna jest budowa gromady kulistej tym dobitniejsze jest również zwiększenie częstotliwości oscylacji przestrzeni w jej centrum. Oznacza to jednak że istnieje ekstremalna różnica potencjału częstotliwości oscylacji przestrzeni pomiędzy centrum gromady a jej obrzeżem, nie mówiąc o innych obszarach Drogi Mlecznej. Innymi słowy istnieje ekstremalna różnica w generowaniu przestrzeni przez wakuole pulsara i wakuole otoczenia.
W pierwszym rzędzie ma to wpływ na charakterystykę promieniowania wysyłanego przez pulsary w centrum takiej gromady kulistej. Ta cześć spektrum z której pochodzą fotony światła widzialnego, emitowanego przez pulsar, nie może dotrzeć do nas w pierwotnej formie. Fotony te po wyemitowaniu przez gwiazdę gwałtownie zwiększają objętość generowanej przez nie przestrzeni (czyli zwiększają swoją wielkość) na drodze z centrum gromady kulistej i ich częstotliwość ulega dramatycznemu przesunięciu ku podczerwieni, takiemu że światło to odbieramy jako promieniowanie radiowe. Odpowiednio do tego, wysyłane przez tę gwiazdę promieniowanie gamma osiąga Ziemię w formie światła widzialnego.
Jak jednak dochodzi do tego, że to promieniowanie pulsuje z tak dużą częstotliwością.
Oczywiście nie ma to nic wspólnego z rotacją takiej gwiazdy, a wynika z tego, że dramatyczne zmniejszenie jej wielkości umożliwia budującym ją atomom daleko idącą koordynację ich oscylacji. Razem ze stymulującymi modulacjami TG od innych gwiazd gromady powoduje to to, że gwiazda taka przechodzi w stan samo-rezonansu i zaczyna modulować TG ze stałą częstotliwością. Czyli zachowuje się identycznie jak atomy cezu w zegarze atomowym, powijając oczywiście skalę zjawiska.
Odpowiednio do tego zmienia się też częstotliwość maximum emitowanego przez nią promieniowania. Wprawdzie gwiazda emituje fotony w sposób ciągły, ale wielkość tych fotonów zmienia się w sposób skokowy. Odpowiednio do tego zmienia się intensywność sygnału jaki odbiera urządzenie odbiorcze nastawione na wąski zakres odbioru.
Przedstawiony model pozwala na pozbycie się wszystkich wspomnianych na początku paradoksów.
1.         Częstotliwość sygnału pulsara nie stanowi żadnego problemu, ponieważ nie jest ona związana z jego obrotem.
2.         Zanik sygnału pulsara wynika z tego, że na skutek zmiany konfiguracji gwiazd w gromadzie kulistej, znajduje się on nagle poza strefą węzła sieci krystalicznej gromady i emitowane przez niego fotony nie doznają więcej tak znacznego przesunięcia ku podczerwieni.
3.         Zmiany częstotliwości pulsacji wynikałyby również ze zmiany konfiguracji gromady kulistej co prowadziłoby do zmiany częstotliwości modulacji wprowadzających pulsar w rezonans.
4.         Zmiana intensywności sygnału wynikałaby z tych samych powodów co w punkcie 3 lub też ewentualnie z położenia osi rotacji pulsara względem Ziemi. Można przyjąć że intensywność emisji promieniowania pulsara nie jest jednorodna ale szczególnie intensywna w osi biegunów magnetycznych. Tak więc to szczególne zjawisko byłoby rzeczywiście wytłumaczalne przy pomocy modelu “latarni morskiej”
Oczywiście przedstawiony mechanizm nie ogranicza się tylko do pulsarów ale ma dramatyczne znaczenie dla wyjaśnienia całego szeregu obserwacji astrofizycznych i zmienia diametralnie nasze widzenie wszechświata.
Ale o tym może innym razem.
Na zakończenie jeszcze uwaga o tym jakie wnioski narzucają się przy interpretacji mojego modelu pulsarów.
Po pierwsze: czym większa gromada gwiazd tym większa szansa na wystąpienie w niej pulsarów. W małych gromadach będą one przyjmować położenie w centralnej ich części, w dużych i bardziej regularnych również z dala od centrum. Ich ilość będzie również zależna od wielkości i regularności gromady. W małych można się tylko spodziewać pojedynczych pulsarów, z wyjątkiem gromad o szczególnie regularnej strukturze. W dużych i regularnych możliwe jest wystąpienie wielu pulsarów na raz. Przy czym jeśli przedstawimy ich położenie przestrzennie w obrębie gromady to zauważymy, że połączenie ich liniami prostymi da nam obraz brył foremnych a szczególnie tak zwanych brył platońskich.
Również jeśli chodzi o częstotliwość pulsarów wystąpią podobne zależności. Wraz ze wzrostem regularności struktury gromady kulistej będzie wzrastać takt jego pulsacji a maleć wraz z odległością od centrum takiej gromady.
Jak widzimy możliwości weryfikacji mojej teorii są bardzo proste i wykażą jej całkowitą zgodność z obserwacjami. 

O podcinaniu gałęzi na której siedzi „fizyka“





Dzisiaj chcę przedstawić eksperyment fizyczny który ma potencjał do tego aby poruszyć fizykę w posadach i w formie bardziej rozwiniętej jest moim kandydatem do przyszłej nagrody Nobla. Eksperyment ten jest jeszcze o tyle dla nas ciekawym, że jednym z współautorów pracy jest Polak.


Podam w skrócie o co chodzi w tym eksperymencie zanim przejdziemy do jego interpretacji oraz jego konsekwencji dla całej współczesnej fizyki.

Zacznijmy do Einsteina.

Fundamentem na którym bazuje Ogólna Teoria Względności jest założenie że upływ czasu jest zależny od grawitacji albo lepiej powiedziawszy od deformacji czasoprzestrzeni pod jej wpływem.
Oznacza to że wraz ze zmianą „siły ciążenia“ musi zmienić się upływ czasu. Taki sam wpływ będzie to miało na częstotliwość fotonów zmierzających do centrum grawitacyjnego.
To założenie zostało eksperymentalnie potwierdzone w formie spektakularnego eksperymentu Rebki i Puonda o czym pisałem tutaj:


Z założeń OTW wynika że szybkość upływu czasu zależna jest od potencjału grawitacyjnego i czym większa relatywna wartość potencjału tym wolniej musi on upływać. To założenie było tak spektakularne że jak tylko pojawiły się możliwości precyzyjnego pomiaru czasu przy pomocy zegarów atomowych to podjęto wielokrotne próby jego sprawdzenia.
Jeden z takich eksperymentów dokonała grupa naukowców uniwersytetu w Marylandzie.


I w efekcie potwierdziła założenia teoretyczne. Czy wyniki rzeczywiście tak dobrze pasowały do teorii Einsteina czy też zostały do niej dopasowane nie ma, w tym momencie, aż tak dużego znaczenia.
Osobiście jestem pewien że naukowcy z Marylendu manipulowali wynikami odrzucając te które odbiegały od teorii, uznając je za błąd pomiarowy. Tak robi się już od dawna w fizyce naginając rzeczywistość do teorii.
Najważniejsze jest jednak nie to czy uzyskano tu zgodność z teorią Einsteina ale samo potwierdzenie tego że zegary pokazują rożny czas w zależności od wysokości nad poziomem morza.
Oczywiście można te obserwacje interpretować tak jak tego chce OTW ale można też postawić sobie pytanie czy aby fizycy nie mieszają tutaj pojęć i przyjmują to co jest wynikiem jakiegoś procesu za jego przyczynę.

Zasadniczy problem polega na tym że tak naprawdę nie potrafimy mierzyć upływu czasu. Co gorsza tak naprawdę nie wiemy nawet co to takiego jest ten czas. Mimo to fizycy maja czelność twierdzić że to wiedzą i próbują wmówić ludziom że znane są im procesy pozwalające ten upływ czasu mierzyć.
Oczywiście jest to bezczelne kłamstwo. Tak naprawdę żadne urządzenie pomiarowe nie pokazuje nam upływu czasu ale bazuje na określonym cyklicznym zjawisku.
To że takie zjawisko występuje nie oznacza jednak w żadnym wypadku tego, że poszczególne cykle tego zjawiska są identyczne, i moim zdaniem taka identyczność jest niemożliwa.

W przypadku zegarów atomowych wykorzystuje się zjawisko rezonansu przy pobieraniu i wypromieniowaniu energii przez atomy cezu-133. Częstotliwość zachodzenia tego zjawiska uznano za stale i przyjęto za wzór do definicji sekundy.


Oczywiście to założenie jest fałszywe i wynika z tego że zmiany tej częstotliwości są spowodowane ogólnymi zmianami parametrów fizycznych na Ziemi i zaznaczają się również w zmianie częstotliwości oscylacji wzorców służących do kalibracji zegarów atomowych.

Jest to banalna oczywistość którą musi wziąć pod uwagę każdy kto uważa się za naukowca. Niestety tacy nie istnieją we współczesnej nauce. Ta została już dawno opanowana przez szarlatanów.

Myślę że to na razie wystarczy jako wstęp, szczególnie że tematem notki nie są problemy związane z definicją sekundy.

W każdym razie autorzy cytowanej na początku pracy postawili sobie za cel wykorzystanie efektu przyspieszenia „upływu czasu“ wraz ze wzrostem wysokości nad poziomem morza dla określenia różnic wysokości dwóch punktów w odległości 2000km od siebie. Według autorów udało im się tego pomiaru dokonać z dokładnością do 4 mm.

Jest to bardzo ważne osiągniecie ponieważ otwierają się przed nami możliwości, po pierwsze obserwacji zmienności tej pomierzonej wartości z upływem czasu jak i wpływu innych zjawisk astrofizycznych na dokładność pomiaru tej różnicy. Konkretnie oznacza to że zaobserwuje się roczny cykl zmian we wzajemnej wysokości tych punktów jak i 28 dniowe oscylacje związane z fazami Księżyca. Co więcej również zmiany związane z koniunkcjami Ziemi z innymi planetami, szczególnie z Merkurym, Venus, Marsem i Jowiszem będą się objawiać w przejściowych różnicach w pomiarach tej wysokości.

Najważniejsze jest jednak to, że uzyskaliśmy alternatywę dla pomiaru całej geoidy kuli ziemskiej w stosunku do pomiarów satelitarnych.

Te ostatnie bazują bowiem na fałszywych założeniach teorii grawitacji Newtona i na przyjęciu fałszywych równań matematycznych opisujących trajektorię ciał niebieskich. W ramach teorii Newtona -Keplera satelity poruszają się po torach eliptycznych. To założenie zostało opisane wzorem prawa Powszechnego Ciążenia. Do dzisiaj prawo to stanowi fundament do obliczania trajektorii satelitów i prowadzi do tego że uzyskane z tych obliczeń dane dotyczące kształtu Ziemi pokazują jej fałszywy obraz. 


Ziemia wcale nie jest jakimś burakiem jak tego chcą fizycy ale ma kształt o wiele bardziej regularny. Ponieważ nie było alternatywy dla przyjętych założeń albo lepiej powiedziawszy fizycy nie dopuszczali do takich alternatyw, Ziemia przedstawiana jest z garbem w rejonie Islandii i dziurą głęboką na 200 m w rejonie Oceanu Indyjskiego.

Oczywiście to jest kompletna bzdura wynikająca z interpolacji błędów w obliczeniach trajektorii satelitów na powierzchnię planety.
W rzeczywistosci trajektoria satelitów i ciał niebieskich nie jest elipsą ale złożeniem drogi po okręgu w pobliżu absyd oraz wycinków elipsy pomiędzy nimi. W praktyce różnica w stosunku do elipsy jest minimalna ale różnica światopoglądowa nie mogłaby być już większą.
Dotychczas udawało się fizykom maskować tę różnicę przy pomocy statystycznych machlojek i bezczelnych oszustw manipulując parametrami pomiarowymi używanymi we wzorach. W efekcie prowadzi to do powstania takich poronionych konstrukcji jak na zdjęciu.

Opisane doświadczenie daje nam po raz pierwszy możliwość skartowania Ziemi w całości posługując się zegarami atomowymi oraz zasadami trygonometrii. Efektem tego skartowania będzie stwierdzenie nieistnienia żadnych deformacji w kształcie Ziemi i demaskacja dotychczasowej fizyki.

Czy do tego dojdzie śmiem wątpić. Fizycy do banda kryminalistów która całą swoją inteligencję używa do okłamywania społeczeństwa i wyciągania od niego pieniędzy które pod przykrywką badań naukowych wędrują do kieszeni tych oszustów.

Tak więc jest to najprawdopodobniej ostatni artykuł tego młodego polskiego naukowca. Przykre to ale jego szanse przebicia się w tym skorumpowanym bagnie są żadne. Tak więc polscy fizycy mogą spać spokojnie, nagroda Nobla im nie grozi i mogą dalej brać pieniądze za rozpowszechnianie bredni.

Tak a propos jeśli kogoś to moje wytłumaczenie nie zadowala i dalej nie rozumie dlaczego obserwujemy przyspieszenie częstotliwości oscylacji zegara atomowego wraz ze wzrostem wysokości nad poziomem morza to tutaj jeszcze raz szczegółowe wytłumaczenie „dla baranów“.

Atom cezu, tak jak każdy inny atom materii, zbudowany jest ze związku oscylujących podstawowych jednostek przestrzeni, wakuoli. Wszystkie te wakuole są tak jakby schwytane w pułapkę z której bardzo ciężko im się wydostać. W pułapce tej jest bardzo ciasno i żeby dalej móc oscylować, poszczególne wakuole muszą dopasować swoje własne oscylacje do oscylacji wszystkich innych wakuoli w tym związku. Nie wszystkie takie związki mają taką możliwość i zdarza się że takie dopasowanie nie jest możliwe. Powoduje to, że nie może tam dojść do równowagi i wakuole przeszkadzają sobie wzajemnie w oscylacjach. Prowadzi to do zjawiska interferencji w wyniku czego jedna z takich wakuol wykonuje tak wielką pojedynczą oscylację że uwalnia się z tego związku i zamienia się w foton.
Jest to zjawisko rozpadu promieniotwórczego.
Nie jest to jednak jedyna taka możliwość. Wakuola u której zaznaczyła się taka ekstremalnie duża oscylacja może pozostać w związku z innymi jeśli uda się jej przekazać impuls oscylacji na wakuolę budującą przestrzeń w bezpośredniej bliskości atomu. W wyniku przekazania tego impulsu zmniejszają się jej oscylacje, za to wakuola przestrzeni zostaje zamieniona w foton, którego emisję obserwujemy w formie promieniowania. Na tym drugim zjawisku bazują zegary atomowe ale nie tylko. Również wszystkie źródła światła widzialnego od żarówki do Słońca funkcjonują na tej samej zasadzie.

Zegar atomowy jest urządzeniem którego celem jest niedopuszczenie do tego aby atomy cezu  przyjęły stan równowagi. Poprzez ciągłe dostarczanie energii z zewnątrz zaburzana jest równowaga oscylacji wakuol atomu cezu i w "regularnych" odstępach czasu dochodzi do „kopnięcia“ przez ten atom wakuoli przestrzeni.
Jednocześnie wielkość oscylacji pojedynczej wakuoli w atomie zależna jest od wielkosci TG w danym miejscu a to rośnie w miarę zbliżania się do centrum grawitacyjnego. To znaczy, czym bliżej środka Ziemi tym z większą częstotliwością oscylują wakuole w atomach materii. To znaczy również, że są one mniej wrażliwe na zmiany TG oraz na zaburzenia zewnętrzne na przykład w formie dostarczanej „energii“. To znaczy, czym bliżej środka Ziemi tym rzadziej dochodzi do takiego zwiększenia oscylacji pojedynczej wakuoli w atomie, że ta jest zmuszona do przekazania impulsu na wakuolę przestrzeni. Tym samym częstotliwość zegara jest niska.

Co innego jeśli umieścimy taki zegar wysoko nad poziomem morza. W tym miejscu częstotliwość oscylacji TG jest niska i atomy cezu zwiększają swoja wielkość. W tej formie są one bardziej podatne na zjawiska interferencji i bardziej skłonne do wykonywania szczególnie silnych oscylacji. Zwiększa to oczywiście prawdopodobieństwo na przekazanie impulsu na wakuolę w otaczającej przestrzeni i częstotliwość takiego zegara rośnie.

Oczywiście przestawione wytłumaczenie niesie w sobie również możliwość weryfikacji mojej teorii. Musimy bowiem przyjąć że ta wrażliwość atomów cezu musi z czasem maleć ponieważ w miarę upływu czasu coraz więcej atomów przyjmie taką konfigurację że ich czułość na dostarczaną energię zmaleje i zmaleje tym samym skłonność do zjawisk interferencyjnych. Nie ma co się dziwić że wszystkie te eksperymenty z „uplywem czasu“ „potwierdzające“ OTW są tak krótkotrwałe, ponieważ tylko w specyficznych warunkach potwierdzają one tę teorię. Już po kilku dniach zmiany własności atomów są tak duże że trzeba przerwać doświadczenie aby się nie wydało to że ta cała „fizyka“ to bzdura. OTW nie opisuje świata realnego, opisuje rzeczywistość która nie istnieje. Dlatego też fizyka ma tak wielkie kłopoty z wytłumaczeniem zjawisk i dlaczego ucieka od tej odpowiedzialności w stronę bezsensownej matematyki.
Współcześni fizycy to tak naprawdę zdrajcy idei kopernikańskiej i kryptoptolemeusze. Są czystym zaprzeczeniem definicji naukowca i ucieleśnieniem togo co określamy mianem szarlatana.




Kiedy Raj zamieni się w Piekło



Przenieście się Państwo siłą Waszej wyobraźni do miejsca które mogłoby być Rajem. Do pagórków leśnych i do zielonych pól, szeroko rozciągniętych nad malowniczo położonym jeziorem, malowanych wszystkimi kolorami uprawianych na nich upraw.
Wśród takich pól, rozrzucone jak kopy siana, stały białe domy tubylczej ludności, tym bielsze że odbite od intensywnej zieleni tropikalnych drzew pobliskiej dżungli.

Domki te i osiedla były niewielkie ale zadbane i ludność pędziła w nich życie w miarę dostatnie uprawiając rolę i hodując zwierzęta domowe.

Chciałoby się powiedzieć że znaleźliśmy się na Wyspach Szczęśliwych.

Ale ta sielanka skończyła się raptownie w nocy dnia 21.08.1986.

Następnego ranka nad brzegami jeziora nie było żadnej istoty żywej. Wśród pól i lasów panowała śmiertelna niczym nie zmącona cisza. Tysiące ludzkich ciał zaścielało wsie i osiedla położone nad jeziorem. Ciszy tej nie zmąciło ani szczekanie psów ani odgłosy innych zwierząt. Wszystkie istoty żywe były martwe.

Cóż takiego wydążyło się nad jeziorem Nyos w Kamerunie? Czymże zasłużyli sobie ci ludzie na taką straszną śmierć?


Opis katastrofy i uzasadnienia podawane przez „naukowców“ możemy sobie darować. Ci jak zwykle pitolą coś trzy po trzy.
Zajmijmy się ważniejszą sprawą. Co było przyczyną tego że w jeziorze Nyos doszło do uwolnienia CO2 właśnie w tym momencie. I co ważniejsze, dlaczego to uwolnienie miało charakter eksplozywny.

Generalnie możemy się zgodzić z tezą że przyczyną katastrofy było uwolnienie CO2 z głębi jeziora. Jednak odpowiedz ta, mimo że prawidłowa, nie jest wyczerpująca. Istnieje zasadnicza trudność w przyjęciu oficjalnej wersji wydarzeń, ponieważ w przypadku jeziora nie mamy do czynienia z zamkniętym zbiornikiem przesyconym CO2 ale jezioro ma ciągły kontakt z atmosferą i mimo swojej głębokości istnieje ciągła wymiana gazów.

Dlaczego nie zaobserwowano żadnych sygnałów zbliżającej się katastrofy i dlaczego lokalnie nie dochodziło do ograniczonego przesycenia i dlaczego nie objawiło to się wcześniej małymi erupcjami CO2?

Na te pytania „nauka“ nie potrafi odpowiedzieć. Co więcej odpowiedz ta nie jest nawet pożądana.
Parę frazesów zaprawionych nowomową wystarcza do uspokojenia "motłochu" i własnego sumienia "naukowców".
Ale katastrofa nad brzegami Nyos ujawniła nam przypadkowo śmiercionośny mechanizm mający potencjał do wyniszczenia całego życia na Ziemi.

Jest już najwyższy czas ku temu abyśmy zaakceptowali tę prawdę, że nie istnieje na Ziemi i we Wszechświecie nic co moglibyśmy uznać za stałe i niezmienne. W naszym wszechświecie nie możemy zdefiniować żadnej jednostki fizycznej która by odpowiadała zawsze swojej definicji. Nie możemy zdefiniować ani metra, ani kilograma ani żadnej innej jednostki tak, aby była ona w czasie niezmienna.
Oczywiście dotyczy to także ciśnienia.


Zarówno ciśnienie atmosferyczne jak i ciśnienie hydrostatyczne są zależne od zmiennosci Tła Grawitacyjnego a wiec od lokalnego pola zmiennosci oscylacji podstawowych jednostek przestrzeni. Ciśnienie powietrza, mimo że zmienne, wydaje się być czymś nie podlegającym nagłym skokom. Tymczasem w rzeczywistosci zmiany ciśnienia a tym samym zmiany temperatury mogą być ekstremalnie silne. Znane są przypadki spadku temperatury o kilkadziesiąt stopni w ciągu kilku minut, co możemy tylko wytłumaczyć adiabatyczną przemianą związaną z ekstremalnym spadkiem ciśnienia atmosferycznego.

Również w naszym codziennym życiu podlegamy takim silnym zmianom ciśnienia. O tym że one występują nie zdajemy sobie sprawy, ponieważ maja one charakter oscylacyjny i skoki ciśnienia występują wielokrotnie w ciągu sekundy. Tylko dlatego że instrumenty pomiarowe cechują się wysoką bezwładnością udaje się te zmiany zatuszować.
Również w większej skali czasowej występują zmiany ciśnienia atmosferycznego nie mające nic wspólnego ze zmianami pogodowymi ale wywołane bezpośrednio zmianami Tła Grawitacyjnego, o czym pisałem już wielokrotnie np. tutaj:


Zwróciłem też uwagę na to, że główną przyczyną takich zmian lokalnego TG są zaćmienia słoneczne.
Jako potwierdzenie mojej tezy może służyć notka w której ostrzegam przed oczekującymi ludzkość kataklizmami po zaćmieniu slonca w dniu 13.11.2012


Przewidywania moje sprawdziły się co do joty i nikt przy zdrowych zmysłach nie może więcej wątpić w moją teorię. Ale każdy potrafiący zliczyć do dwóch musi wątpić w to co nam wmawia  współczesna fizyka.

Tak więc zmiany TG są głównym źródłem nagłych wahań warunków środowiskowych na Ziemi i powodują gwałtowne zmiany parametrów fizycznych które te środowiska opisują.
Zdolność do rozpuszczania się gazów w wodzie jest takim właśnie parametrem zależnym od TG.

Jeśli wyobrazimy sobie cząsteczki wody jako zbiór kuleczek w jakiejś przykładowej objętości to zauważymy, że nie cała taka objętość jest tymi kuleczkami wypełniona. Pomiędzy nimi znajduje się jeszcze swobodna przestrzeń w której znajdują miejsce atomy mające pasującą wielkość.




Zjawiska rozpuszczania się gazów i innych substancji w wodzie oznacza dążność natury do maksymalnego wypełnienia objętości materią.
Oczywiście to co obserwujemy na rysunku 1 jest tylko odbiciem jednostkowej sytuacji panującej w trakcie pojedynczej oscylacji przestrzeni naszego wszechświata. W przypadku następnego ujęcia kolejnej oscylacji przestrzeni, zmieni się nie tylko położenie poszczególnych molekuł w danej objętości, co przede wszystkim ich wielkość.




Zauważymy natychmiast że, przykladowo, te wszystkie molekuły uległy zwiększeniu ale stopień tego przyrostu jest dla rożnych substancji specyficzny. Każda z substancji zmienia swoją wielkość w sposób indywidualny. Na rysunku 2 widzimy że zmieniły się też proporcje rozpuszczonych w danej objętości substancji. I tak substancja oznaczona kolorem ciemnoniebieskim zwiększyła swoją wielkość tak znacznie, że w danej objętości znalazło się miejsce tylko dla jednej takiej cząstki. Co innego substancja oznaczona kolorem czerwonym jej wzrost był proporcjonalnie mniejszy i bardziej dopasowany do wytwarzających się pustek pomiędzy cząsteczkami wody, a to oznacza że rozpuszczalność tej substancji wzrosła.

Podobne zjawisko występuje również w atmosferze ziemskiej gdzie stosunek gazów w niej występujących zależny jest od wielkosci budujących ją molekuł.

Ważną rolę w regulacji składu atmosfery ziemskiej odgrywa ocean który spełnia funkcję bufora dostarczającego gazy do atmosfery i pobierającego je w zależności od aktualnej wartości TG.

Tak więc pomiędzy oceanem i atmosferą ziemską panuje dynamiczna równowaga regulowana zmiennością TG.

Również w przypadku jeziora Nyos mieliśmy do czynienia z takim samym mechanizmem.

Korzenie tej tragedii sięgają jednak parę lat wcześniej kiedy to w dniu 04.12.1983 w centralnej Afryce wystąpiło zaćmienie słońca.


Było ono jednak tak usytuowane, że strefa zwiększonych wartości TG skupiona została jak w ognisku soczewki bezpośrednio w głębi ziemi pod jeziorem Nyos. Spowodowało to dramatyczne zmiany w oscylacji wakuol budujących materię w tym rejonie.
Wakuole te zostały wytracone z normalnego rytmu oscylacji i zaczęły na siebie wzajemnie oddziaływać, co prowadziło do zjawisk konstruktywnej i destruktywnej interferencji między nimi.

Stopniowo powodowało to przeniesienie tych zaburzeń na oscylacje sieci krystalicznej występniejszych tam substancji budujących skały podłoża a to oznaczało powolny wzrost temperatury tych skal.  Oczywiście nie pozostało to bez wpływu na wielkość i oscylacje molekuł znajdujących się w jeziorze Nyos. Stopniowo zaznaczył się ich wzrost i stosunek rozpuszczonych w wodzie substancji ulegał ciągłym zmianom. Spowodowało to również, że rozpuszczony w wodzie dwutlenek węgla osiągnął poziom całkowitego nasycenia. Równowaga gazowa wód jeziora została zaburzona i osiągnęła poziom w którym nawet niewielkie zmiany oznaczały jej całkowite zniszczenie. Mieliśmy tu do czynienia z sytuacją którą dobrze ilustruje waga szalkowa. Jeśli waga ta jest w stanie równowagi to wystarczy nawet minimalny ciężar aby tę równowagę zburzyć.

Gdyby to zaburzenie miało charakter lokalny, skutki tego byłyby zapewne nie tak drastyczne. Jednak w dniu 21.09.1986 wystąpiły na Ziemi globalne zmiany Tła Grawitacyjnego spowodowane niespodziewaną (przynajmniej dla "naukowców") burzą magnetyczną. Odpowiednią informację zamieściłem na rysunku 3. 



Jak możemy się doczytać burza ta była całkowitym zaskoczeniem i nie pasowała do żadnych obserwacji aktywności słonecznej.

Moim zdaniem nie była też z nią związana. Przyczyn należy szukać w silnym zgrupowaniu się planet Układu Słonecznego w tym czasie, co doprowadziło do lokalnych interferencji oscylacji przestrzeni modulowanych przez te planety (Rys. 4).
                                                                                                               


Jedna z takich stref objęła również swoim zasięgiem Ziemię i zmieniła wielkosci parametrów fizycznych panujących na Ziemi w ciągu ułamka sekundy. Te zmiany objęły niestety również obszar jeziora Nyos i w ciągu tego mgnienia oka zmieniła się też wielkość molekuł wody w jeziorze. Ta chwiejna równowaga rozpuszczonych w niej gazów uległa natychmiastowemu zniszczeniu i miliony ton CO2 pozbawione zostały możliwości pozostania w stanie rozpuszczonym w wodach jeziora. W mgnieniu oka gaz wytworzył bąbelki i rozpoczął swą śmiercionośną wędrówkę ku powierzchni jeziora. W tym momencie losy mieszkańców terenów nadbrzeżnych były już przesądzone.
Jeśli komuś się wydaje że tragedia w jeziorze Nyos nas nie dotyczy i była odosobnionym przypadkiem to niestety myli się dramatycznie. Wszyscy ludzie na Ziemi żyją tak naprawdę nad brzegiem jeziora „Nyos“.
W głębi światowego oceanu czeka na nas najwieksze niebezpieczeństwo jakie tylko zagraża ludzkości w postaci 40000 Gt CO2 rozpuszczonego w wodach oceanu (patrz Rys. 5).




Ten dwutlenek węgla czeka tylko na moment w którym nastąpi kolejny drastyczny wzrost TG np. kiedy wszystkie planety ustawią się w jednej linii. W tym momencie dojdzie do tak dramatycznych zmian wielkosci TG na Ziemi że nie tylko zmieni się skład jej atmosfery, tak jak to już miało miejsce w mikroskali w Londynie,


ale spowoduje to uwolnienie tysięcy GT CO2 z głębi oceanu. Spowoduje to śmiertelny wzrost zawartości CO2 w powietrzu i śmierć prawie wszystkich wyższych form życia. Na Ziemi nastąpi kolejne wielkie wymieranie.

Nie będzie to pierwszy i nie ostatni taki przypadek na Ziemi. Również dinozaury padły ofiarą właśnie takiego globalnego uwolnienia CO2 z wód wszechoceanu a przy następnym takim przypadku wyginie ludzkość.

Geneza meteorytów i komet



Przed paroma miesiącami, po tym jak na Ziemię spadł „meteoryt“ czelabiński, napisałem notkę w której przedstawiłem tezę, że to co określamy jako meteoryty i komety są w rzeczywistości fragmentami materii słonecznej, z głębszych warstw Słońca, wyrzuconymi w przestrzeń kosmiczną w trakcie erupcji słonecznych.


Wbrew temu co bredzą fizycy, Słońce wcale nie jest kulą materii składającej się z wodoru i helu z paru nieistotnymi domieszkami, ale w rzeczywistości zbudowane jest z materii stałej a wodór i hel tworzą tylko głęboki ocean pokrywający całą powierzchnię słońca. Tylko w trakcie erupcji słonecznych, które są niczym innym jak olbrzymimi wybuchami wulkanów, zdarza się że w produktach takiego wybuchu znajdzie się również materia stała. Fragment takiej materii wyrzuconej ze słońca spadł właśnie w Czelabińsku na Ziemię.

Ta inna teoria budowy Słońca tłumaczy też różnicę pomiędzy gazowymi olbrzymami Układu Słonecznego a niewielkimi skalistymi planetami wewnętrznymi.

Planety gazowe czyli Jupiter, Saturn, Uran i Neptun utworzyły się w pierwszej fazie w której powstało też nasze Słońce. Znajdowały się one początkowo znacznie bliżej Słońca niż obecnie. Powodowało to jednak, w przypadku ich koniunkcji, olbrzymie erupcje na Słońcu, przewyższające wszystko to co dotychczas mogliśmy zaobserwować. Wskutek tego że ocean wodoru i helu był jeszcze bardzo płytki. Erupcje te wyrzuciły ze słońca tak wielkie ilości materii stałej, że mogły się utworzyć planety wewnętrzne z Ziemią na czele.

Jednocześnie powstałe w trakcie erupcji fotony promieniowania gamma łączyły się z wakuolami przestrzeni tworząc wodór i hel które następnie zasilały pierwszą generację planet w ten gaz oraz nasze młode Słońce spadając na ich powierzchnię.

Erupcje te oraz zmiany Tła Grawitacyjnego w trakcie koniunkcji planet olbrzymów doprowadzały też regularnie do stopniowego rozluźnienia ich orbit i przesunięcia tych planet na peryferie Układu Słonecznego.

Był to też początek tworzenia się planet wewnętrznych. Ponieważ ten proces postępuje dalej możemy się w dalszej perspektywie czasu spodziewać dalszej migracji tych planet oraz dalszego wzrostu planet wewnętrznych, połączone z wytworzeniem się nowej planety między Marsem a Jowiszem.

Moja teoria została właśnie potwierdzona w wyniku badan resztek meteorytu czelabińskiego.


Badania te potwierdzają jednoznacznie że wszystkie meteoryty i komety pochodzą bezpośrednio ze Słońca i powstały na skutek erupcji słonecznych.


Translate

Szukaj na tym blogu