Tajemnicze napisy na etruskich tabliczkach z Pyrgi odczytane

Tajemnicze napisy na etruskich tabliczkach z Pyrgi odczytane

Wokół Etrusków narosło wiele legend i opowieści. W większości nie są one podparte dowodami, ale za to naszpikowane propagandą ich ówczesnych przeciwników politycznych Rzymian.

Wprawdzie Etruskowie pozostawili nam również świadectwa pisane, ale jak dotychczas historykom nie udało się zmusić je do mówienia, aby opowiedziały nam prawdziwe dzieje tego ludu.

Podjęto już wprawdzie niezliczone próby rozszyfrowania etruskich tekstów, ale te próby w większości są podyktowane propagandowymi celami państw uczestniczących w rozgrywkach o dominację polityczną na świecie, stąd dochodzenie prawdy jest tylko marginalnym celem historyków.

Spośród tych postaci które poświeciły swoje życie próbom zgłębienia tajemnic tego narodu nie zabrakło również Polaków. Nasz wielki rodak Tadeusz Wolański jako pierwszy znalazł prawdziwy słowiański trop, ale niestety jego odkrycia nie pasowały do celów propagandowych historyków państw zachodnim jak i naszych skundlonych elit i szybko poszły w zapomnienie.

Spowodowało to jednak, że zasłona przeinaczeń i fałszerstw, w odniesieniu do Etrusków, stała się jeszcze bardziej nieprzenikliwa.

W międzyczasie panuje w kręgach historyków (niestety również wśród tych mieniących się Polakami), rodzaj niepisanej umowy, aby przedstawiać ten naród jako samoistny kręg kulturowy, który pojawił się nie wiadomo skąd i zanikł nie pozostawiając po sobie niczego, poza paroma ruinami i wkładem do dorobku kulturalnego Rzymian.

W całym szeregu artykułów przedstawiłem już rozliczne przykłady sposobu prawidłowego odczytania etruskich inskrypcji, tak jak i innych słowiańskich tekstów czasów antycznych.


Nie są one zapisane w bezpośredni sposób, ale zgodnie z panującym w tamtych czasach zwyczajem, teksty te zostały zaszyfrowane i dla ich prawidłowej interpretacji konieczne jest złamanie użytego przez autora szyfru.

To odkrycie jest wskazówką co do sposobu zapisywania tekstów przez inne antyczne kultury. 

Najprawdopodobniej zarówno teksty egipskie jak i hetyckie czy też babilońskie były szyfrowane w podobny sposób i przyjęta powszechnie zasada, że te ludy nie używały w zapisie samogłosek może być katastrofalnym uproszczeniem i teksty te są przez historyków zarówno fałszywie odczytywane jak i fałszywie interpretowane.
Teza ta wymaga jednak osobnej weryfikacji, ponieważ może zmienić nasze widzenie starożytnych kultur diametralnie.

Poczynając od najłatwiejszych i najkrótszych, powoli zmierzaliśmy do coraz dłuższych i bardziej skomplikowanych tekstów, po drodze rozszyfrowując znaczenie poszczególnych znaków literowych etruskiego alfabetu.




itd.

Pozwoliło mit to w końcu podjąć wyzwanie najcięższego kalibru, jakim jest niewątpliwie inskrypcja na złotych tabliczkach z Pyrgi.



Całe szczęście szyfr użyty przez Etrusków nie jest specjalnie skomplikowany i mógł go złamać prawie że każdy niezależnie myślący człowiek.

Zasadnicza trudność polega na tym, że trzeba najpierw było odkryć to, czego dotyczy tematyka tego tekstu, jak i przyjąć prawidłowe założenie co do języka w jakim został on napisany.

Dotychczasowe próby odczytania etruskich tekstów spaliły na panewce, bo ci którzy podejmowali ten trud, wykluczali z góry języki słowiańskie z tej analizy.

Oczywiście fanatyczne próby znalezienia jakichś powiązań, czy to z językami semickimi, czy też z grupą języków antycznej Europy, nie przyniosły żadnych rezultatów.

Wprawdzie półki bibliotek uginają się pod ciężarem prac, podających mniej lub bardziej prawdopodobne tłumaczenia, ale wszystkie one nie wykraczają poza granicę zwykłych bredni.

Jeśli natomiast posłużymy się językiem słowiańskim, to prawie że bez wysiłku jesteśmy w stanie te teksty odcyfrować i zrozumieć ich przykaz.

Po rozpoznaniu początku tekstu, do czego przyczyniła się wyryta na tabliczce strzałka, oraz po stwierdzeniu, że występujące w tekście punkty trzeba zastąpić pasującymi w to miejsce literami, mogłem odczytać pierwsze jego zdanie.


Po uzupełnieniu brakujących liter przyjęło ono następującą formę:


Po zamianie etruskich liter na litery polskiego alfabetu otrzymaliśmy następujące zdanie:

       DA(SZ)        KMU              LUGA                A        SAINE(SZ)        LI(SZ)AIE(SZ)

Zdanie to możemy przetłumaczyć jako:

    Dasz       jemu(choremu)     ługu                      a    zanikniesz(zlikwidujesz)    liszaje.

Odczytanie tego pierwszego zdania ułatwiło niesamowicie deszyfrację kolejnych zdań, bo było wskazówką co do tematyki poruszanej w tym tekście.

W przypadku tabliczek z Pyrgi okazało się, że tekst ten miał znaczenie praktyczne i był rodzajem podręcznika dla lekarzy lub osób trudniących się leczeniem chorych.

Jest to zbiór recept i przepisów na sporządzanie leków i terapii w przypadku leczenia powszechnie występujących wśród ludzi dolegliwości.

Kolejne zdanie potwierdziło to przypuszczenie w pełni:




Po zmianie kierunku zapisu na współczesny zdanie to wygląda następująco:

 

W zdaniu tym oprócz prostej zamiany punktów na litery zauważymy jeszcze jeden sposób kodowania tekstu, a mianowicie taki, że jeśli litera „S” zapisana jest w kanciastej formie, to dwie litery poprzedzające trzeba zamienić miejscami.


Po uwzględnieniu tych reguł zdanie to wygląda następująco:

Teraz możemy podstawić litery polskiego alfabetu i otrzymujemy następujący tekst:

        MA            DEH           ZMINATI                   UŻ        DESZ      Z            NASA

      PALA               TLELE             ŹELA

Ten tekst rozumiemy bez najmniejszych problemów i możemy przetłumaczyć na zdanie:

     Ma           oddech          zmieniony                  i     cieknie mu (deszcz)    z       nosa
      pal                  tlące                   zioła”

Kolejne zdanie jest kontynuacją poprzedniej terapii


Poniżej widzimy ten tekst z wydzielonymi już poszczególnymi wyrazami i zapisany z lewej na prawą.


Tekst ten musimy uzupełnić o brakujące litery i zamienić odpowiednie litery zgodnie z odkrytą przez nas zasadą.




      ZALIT                  KŻEN                   A                DATIS                           ANEŻA
       ZLATSZE                               Z(S)ALIVE                        LATIE”

Zdanie to nie wymaga wprawdzie tłumaczenia na polski, ale dla zasady podaję je poniżej:

      zalej                      chrzan                   i                   dodaj                       anyżu,
        zlaną                                     zalewę                        wypij

Kolejne zdanie jest przepisem leczenia infekcji układu oddechowego o symptomach zapalenia gardła.




Po wydzieleniu poszczególnych słów i zapisaniu zdania z lewej na prawą otrzymujemy następującą formę zdania:


teraz musimy wstawić prawidłowe litery w miejsce kropek oraz przestawić te litery miejscami które zostały zapisana przed literą w formie ostrego „S”


Stosując polski alfabet brzmi ono następująco:
  
         MA         IZE          TUDA            ŻDUK        I         LISZAIE,             SESAN
         JEŻ            A                DELU        TEŻ               ZALIT            A          SŻEDE

Również i w tym przypadku znaczenie tekstu jest zrozumiale. Dla porządku tłumaczenie po polsku.

       Ma      jeszcze       do tego     (oddech świszczący)      i     liszaje,             sezam
        jedz             a        część (jego)       też             zalej(wodą)              i           zjedz”

W kolejnym zdaniu oczekiwałem kontynuacji leczenia chorób układu oddechowego, a tymczasem zdanie to dotyczy czegoś całkiem innego.




Po wydzieleniu poszczególnych wyrazów przyjęło ono formę:


Natomiast po rozszyfrowaniu wyglądało to już tak:


Również i w tym przypadku tekst jest prawie że natychmiast zrozumiały, poza paroma wyrazami które nie występują już w polskiej mowie.

         MA        TŻASZU             OBŻAT               ŹINU,              MIES            UDUT
          A         ZAINE            SZLUS,          LAŹI               ŻANA              I          LESZI
        IEI           DA               BEO

Mimo to daje się łatwo przetłumaczyć.

      Ma          czaszka               obrzęk                 siny,                 mięso               utłucz
        aż          zaniknie           śluz,               włosy      ogol(na głowie)         i              leż 
    je(mięso)    tam gdzie      boli

Na tym przerwałem tłumaczenie tej strony, bo w deszyfracji pojawiły się nieoczekiwane trudności.



Jak widzimy górna część tabliczki jest silnie zgnieciona i część liter jest nierozpoznawalna.

Aby dokonać prawidłowego tłumaczenia trzeba by poddać tę część tabliczki drobiazgowym badaniom przy użyciu najnowocześniejszych metod, aby rozpoznać kształt liter. Niestety możemy polegać tylko na mniej lub bardziej prawidłowych obserwacjach i rysunkach dostępnych w internecie, a te zostały dobrane tak, aby pasowało to do propagowanej przez danych autorów wersji tłumaczenia.

Postaram się mimo to przedstawić prawidłową formę tego tekstu.

Najpierw podzielmy go na wyrazy i napiszmy tak jak do tego jesteśmy przyzwyczajeni.


Oczywiście w zniszczonym miejscu nie jesteśmy w stanie odcyfrować wygląd liter



Dlatego ta część tekstu nie da się precyzyjnie odczytać. Z kontekstu możemy jednak się domyśleć które litery pasują najlepiej i wstawić je w odpowiednie miejsca.



W pierwszym wyrazie wstawiamy „M” i otrzymujemy czasownik „MA

Kolejnym jest przysłówek „TU”.

Dalej natrafiamy na słowo którego znaczenie wprawdzie łatwo odgadnąć, i gdzie łatwo domyśleć się, że chodzi o literę odpowiadającą polskiemu „CZ”, ale jak zapisywali ją Etruskowie, tego dotychczas nie odkryliśmy.

Całe szczęście w zdaniu poprzedzającym mieliśmy już wskazówkę, jak taka litera powinna wyglądać, ale ta wskazówka umknęła jakoś naszej uwadze.

Wyraz „TŻASZU” odpowiada polskiemu „czaszka”, a więc Etruskowie używali, tak samo jak my, zbitki liter do zapisu zgłoski „CZ”, ale z użyciem liter „T” i „Ż

Po wstawieniu zamiast kropki otrzymujemy słowo „OTŻKE” (OCZKE) odpowiadające naszemu „OCZY” lub bardziej zbliżonemu zdrobnieniu „OCZKA”.

W następnym wyrazie w miejsce brakującej litery najbardziej pasuje „I” co daje nam w rezultacie słowo „MIAŻA”.

Wyjaśnienie znaczenia tego słowa jest trudne, bo współczesne odpowiedniki zmieniły trochę swoją formę. Całe szczęście natrafiłem na informacje, które pozwolą nam odgadnąć jego znaczenie.

Słowo to ma ten sam źródłosłów co nasze słowo miazga np. w określeniu „zbić kogoś na miazgę”.
We współczesnym serbskim „mezga” lub „mezgati” oznacza sok wypływający z drzew na wiosnę.

Natomiast w słowniku Żebrowskiego z roku 1637 „mieżdżyć się” oznacza „ślinić się”.

Pozwala nam to przyjąć, że etruskie „MIAŻA” oznaczało po prostu wypływającą ciecz. Oczywiście nie mogły to być łzy, ale musiało dotyczyć to stanu chorobowego oczu.

Tak więc jedynym prawidłowym rozwiązaniem jest określenie „zaropiałe oczy”.

W kolejnym słowie „IME

łatwo rozpoznamy podobieństwo do rosyjskiego „имать” „mieć”, co pozwala nam na przetłumaczenie jako polskie „weź”.

Następny wyraz jest bardzo ciekawy, bo potwierdza nasze wcześniejsze spostrzeżenia dotyczące formy głoski „CZ”.

Zauważymy tu duży odstęp pomiędzy literami „O” i „Ż”, ale co ciekawe nie występuje tam kropka. Możemy się domyśleć, że twórca tabliczek chciał tu nam zasugerować konieczność wstawienia brakującej litery, a jednocześnie wskazywał na to, że ta litera nie ma takiej samej rangi jak inne zaznaczone kropami i że musi być ona czytana w połączeniu z literą sąsiednią.

To pozwalało czytającemu szybko znaleźć pasujący odpowiednik, bo w grę wchodziły tylko te głoski, które zapisywano przy użyciu dwóch liter, a więc w naszym przypadku „T” i „Ż”.

Jeśli to zrobimy, to słowo to odczytujemy jako „OTŻED” czyli po polsku „oczed”.

Znaczenie tego wyrazu może być dwojakie.

Albo oznacza on „OCET”, co zresztą pasuje znakomicie do terapii zaropienia oczu i jest do dzisiaj praktykowane przez medycynę ludową, albo jest to nazwa zioła które używano w leczeniu chorób oczu. Najlepiej pasuje tu oczywiście zioło nazywane potocznie po polsku świetlikiem.

Oczywiście aby to rozstrzygnąć należałoby wyjaśnić czy w przeszłości, albo we współczesnych gwarach słowiańskich, to zioło występuje pod nazwą „oczed” lub „oczet”.

Kolejne słowo to „TŻA

Wprawdzie i tutaj występują razem obie litery „T” i „Ż” ale tym razem trzeba czytać je osobno, co daje nam słowo „TRZYJ”.

Dalej mamy słowo „LAIN”.

Nie trzeba być specjalnie spostrzegawczym aby dostrzec tu odpowiednik naszego słowa „LEN”. W językach południowosłowiańskich słowo to występuje jako „LAN”.

W niemieckim len to Lein, ale w wymowie brzmi to jak „LAIN”.

Dalej mamy pojedynczą literę „U”, występującą w takim samym znaczeniu jak w języku polskim czyli „przy” lub „wokół”.

Kolejne słowo czytamy jako „EKE

Odpowiada ono polskiemu „OKU

Koleje jest identyczne z polskim spójnikiem „I”,

a dalej słowo, którego litery zostały prawie że całkowicie zniszczone.

Z kontekstu zdania wynika, że obowiązująca interpretacja tych liter jest fałszywa i zamiast wyrazu „TA(SZ)A” powinny być to litery T, A, K, (SZ) i E.

Słowo TAK(SZ)E jest odpowiednikiem polskiego „TAKŻE” lub rosyjskiego „также

Ostatnim słowem w tym zdaniu jest slowo „(SZ)ZA” odpowiadające trybowi rozkazującemu czasownika żreć – (żryj). Współcześnie jego znaczenie jest pejoratywne i normalnie powiedzielibyśmy „zjedz

Na tym kończy się pierwsze zdanie, które w oryginale powinno przyjąć taka formę,
a które odczytamy jako:

      MA             TU             OCZKE               MIAZA         IME           OCZED

           TŻA              LAIN            U         EKE        I      TASZE          SZZA

i tłumaczymy jako:

MA               TU         OCZY                 ROPIEJĄCE           WEŹ                 OCET,
     TRZYJ               LEN               U               OKA        I         TAKŻE             ZJEDZ

Reszta tego napisu należy już do kolejnego zdania zapisanego tylko częściowo.

Pierwszym słowem jest „MA

Następne czytamy jako „DECH”. Zresztą omawialiśmy już ten wyraz przy okazji tłumaczenia drugiego zdania w tym tekście.

Kolejny wyraz ma kropkę na początku, a więc musimy ją zastąpić odpowiednią literą. Dźwiękowo najlepiej pasuje „K” lub „T”. Jeśli wstawimy „K” to otrzymamy słowo „KSASI” odpowiadające naszemu „KASZLACY” „lub „KSZTUSZACY”.

Jeśli „T” to możemy szukać odpowiednika w łacińskim „TUSSI” oznaczającym też kaszel.

To podobieństwo podkreśla jeszcze raz to, że łacina wywodzi się z języka słowiańskiego






W kolejnym wyrazie musimy wstawić literę „D” otrzymując słowa „DA” oznaczające to samo co w polskim.

Dalej mamy słowo „IM” oznaczające „JEMU”.

W ostatnim wstawiamy literę „L” w miejsce kropki otrzymując słowo „TLATI”, od razu zrozumiale jako „TLACY”.

Teraz możemy przedstawić tę część zdania w prawidłowej postaci.



       MA               DECH                KSASI              DA               IM                   TLATI

oraz podać prawidłowe tłumaczenie:

       MA             ODDECH     KASZLĄCY            DAJ          JEMU           TLĄCY....


Na tym zakończyliśmy tłumaczenie pierwszej tabliczki z Pyrgi.
CDN.

O wpływie koniunkcji ciał niebieskich na wulkanizm


O wpływie koniunkcji ciał niebieskich na wulkanizm

O wpływie tym pisałem już wielokrotnie i wskazałem na istotną zależność pomiędzy faktem wystąpienia zaćmienia słonecznego a erupcjami wulkanicznymi.




Moim zdaniem, to właśnie zjawisko wystąpienia koniunkcji ciał niebieskich (zaćmienie słoneczne jest najbardziej znaną formą takich koniunkcji) decyduje o sile i częstości występowania zjawisk geofizycznych na Ziemi, w tym również wybuchów wulkanicznych.

Ta zasada jest odrzucana przez współczesną naukę z przyczyn dogmatycznych.

Po prostu przyznanie się do istnienia tej zależności jest równoznaczne z przyznaniem się do kompletnego fiaska wszystkich teorii naukowych obowiązujących w fizyce od dziesiątków lat.

Z wiadomych względów taka zmiana paradygmatu w nauce jest niemożliwa, bo implikuje pytanie, za co płaciliśmy tej bandzie darmozjadów przez ostatnie dziesięciolecia.

Jak dotychczas naukowcom udaje się skutecznie wprowadzać w błąd opinię publiczną i tylko nieliczni przeczuwają, że są robieni przez nich w ciula.

W trakcie prowadzenia mojego bloga przedstawiłem już dziesiątki przykładów konieczności istnienia Tła Grawitacyjnego jako zasadniczego elementu kształtującego naszą rzeczywistość, a i niezależne badania wskazują coraz częściej na niezbędność jego występowania.

Niestety na skutek kryminalnego wprost bojkotu realiów przez naukę, jedyna szansa zmiany tej sytuacji odbędzie się kosztem tysięcy ofiar kolejnej straszliwej katastrofy, której jednoznaczne powiązanie z koniunkcjami ciał niebieskich wstrząśnie opinią publiczną tak bardzo, że ta zacznie się domagać głów winnych tej sytuacji. I te głowy które się potoczą będą należeć (i to najzupełniej słusznie) w pierwszej kolejności do naukowców.

Póki co, mnożą się jednak informacje o słuszności mojej teorii i natłok tych argumentów zbliża nas do momentu ostatecznego obalenia obowiązujących w „nauce” kłamstw.

Również w przypadku wulkanizmu pojawiło się kolejne takie doniesienie.

Pomimo, że przedstawiłem już bardzo liczne przykłady powiązań wybuchów wulkanów na Ziemi z zaćmieniami słonecznymi, moja argumentacja przemówiła tylko do nielicznych. Wśród lewackich naukowców panuje dalej samozadowolenie i błogi nastrój taplania się w bogactwie wypracowanym przez niedoinformowany „motłoch”.

Ta sytuacja jest tylko dlatego możliwa, ponieważ powiązania pomiędzy wulkanizmem i koniunkcjami ciał niebieskich nie są trywialnej natury i wymagają selektywnej analizy obserwowanych faktów. Do tego dochodzi też rozciągłość tych dwóch zjawisk w czasie, co powoduje, że ich wzajemna korelacja jest przez środowisko naukowców ignorowana, lub też jest przez nie, z przyczyn ideologicznych, całkowicie odrzucana.

Problem ze znalezieniem tej korelacji wynika z tego, że obecność olbrzymiego księżyca w układzie Ziemia – Księżyc powoduje też wyjątkowo liczną częstotliwość zjawisk geofizycznych na Ziemi i duże trudności w znalezieniu statystycznie niepodważalnej zależności tych zjawisk (szczególnie jeśli tak postawione pytanie jest z dogmatycznych względów odrzucane).

Całe szczęście zjawisko wulkanizmu nie jest ograniczone tylko do Ziemi, ale występuje powszechnie w Układzie Słonecznym i to czasami w niewyobrażalnie wysokim nasileniu.


Takim ciałem niebieskim, na którym wulkanizm jest szczególnie intensywny, jest wewnętrzny księżyc Jowisza o nazwie Io, należący do grupy tzw. księżyców galileuszowych.

O tym, że na tym księżycu występują wulkany i że ich wybuchy przewyższają intensywnością wszystko to co obserwujemy na Ziemi, o tym wiedziano już od dawna.

Jak dotychczas nikomu nie chciało się przeprowadzić dokładniejszej analizy wybuchów wulkanicznych na Io i dlatego nie zdawano sobie z tego sprawy, że ta analiza może ujawnić naprawdę spektakularne fakty.

Jednak znaleźli się tacy, którzy postanowili sprawdzić jak to jest z tymi wulkanami na Io dokładnie.

Grupa naukowców skupiona wokół Katherine de Kleer z California Institute of Technology przeprowadziła właśnie tego typu badania, korzystając nie tylko z danych przesłanych na Ziemię w trakcie przelotów sond Voyager, Cassini i Galileo, ale również zebranych w trakcie długoletnich obserwacji teleskopami na podczerwień z obserwatoriów Keck- i Gemini North na Hawajach.


Wyniki tych obserwacji są absolutnie spektakularne.

Zauważono między innymi fakty, których wytłumaczenie nie da się w żaden sposób uzasadnić obowiązującymi w nauce teoriami.

Symptomatyczne w tym wszystkim jest to, że pani Katherine de Kleer zajmuje się niszową dziedziną badań, a mianowicie geologią planetarną i tylko zapewne z tego względu nikt nie spodziewał się tego, że jej badania mogą być tak przełomowe.

Gdyby to wiedziano wcześniej, albo gdyby pani Katherine de Kleer wygadała się przedwcześnie o wynikach tych obserwacji, to już dawno cofnięto by jej finansowanie tych badań i zabroniono dostęp do teleskopów.
Pod tym względem rządząca nauką mafia degeneratów nie ma najmniejszych skrupułów.

Dobrze jednak, że cenzura tym razem zawiodła, bo wyniki jej badań potwierdzają moją teorię Tła Grawitacyjnego w całej rozciągłości i wiszą jak miecz Damoklesa nad głowami oszukańczej mafii fizyków, astrofizyków i astronomów.

Można być tego pewnym, że ta banda spróbuje najpierw zignorować te fakty w nadziei, że sprawa przycichnie i że dalej będą mogli kręcić te swoje przestępcze lody.

Przejdźmy jednak do konkretów.

W wyniku tych obserwacji zauważono dwie zadziwiające rzeczy związane z wybuchami wulkanów na Io.

Po pierwsze wybuchy te nie są rozłożone równomiernie w czasie, ale wykazują zdecydowaną cykliczność i to taką, że nie sposób jest jej zaprzeczyć, nie narażając się na śmieszność.

Jest to oczywiście absolutna niespodzianka, bo zaprzecza temu, że wulkanizm jest skutkiem „sił pływowych” inicjowanych „grawitacją” Jowisza. Te mianowicie nie podlegają żadnej cykliczności, przynajmniej nie w takim zakresie, bo nie może być mowy o tym, aby „siła grawitacji” Jowisza podlegała jakimś wahaniom.

Kolejna niespodzianka jest jeszcze bardziej niesamowita. Okazuje się bowiem, że siła wybuchów wulkanów też nie podlega przypadkowi.

Najbardziej energetyczne wybuchy wulkanów występują na ciemnej, w stosunku do Jowisza, stronie tego księżyca. Przypomnę tylko, że tak samo jak nasz Księżyc w stosunku do Ziemi, Io zwrócona jest zawsze tą samą stroną do Jowisza.


No ale to już jest prawdziwa bomba, bo jeśli rzeczywiście grawitacja Jowisza ma coś wspólnego z wulkanizmem, to dlaczego do czorta jest on silniejszy tam, gdzie ta „siła” jest zdecydowanie mniejsza, bo maleje ona przecież z kwadratem odległości.

Dodatkowego smaczku nadaje tej zagadce to, że te różnice dotyczą tylko siły wybuchów wulkanów na obu półkolach Io.

Jeśli chodzi o absolutną ilość wulkanów, to jest ona dla obu półkul identyczna.

Trzeba podkreślić że Pani Katherine de Kleer uczciwie przyznaje się do tego, że nie jest w stanie wyjaśnić tych zagadek, i nie ma pojęcia jak wytłumaczyć ich występowanie na Io.

Gdyby to byli fizycy, to dawno by wymyślili jakieś porąbane matematyczne formułki i próbowaliby zrobić z nas durni wmawiając nam ich rzekomą prawdziwość.

Oczywiście wytłumaczenie tych zagadek na bazie obowiązujących teorii w fizyce to zwykła strata czasu. Takiego wytłumaczenia po prostu nie ma.

Spójrzmy jednak na to, co mówi na ten temat moja „Teoria Wszystkiego”.

Zacznijmy od cykliczności wybuchów wulkanów. W tym celu skorzystajmy z grafiki przedstawianej w pracy Pani Katherine de Kleer oraz jej współpracowników.


Zauważymy, że okresy wzmożonej aktywności wulkanicznej występują co mniej więcej półtorej roku, ale przebieg tej aktywności nie jest identyczny.
Zgodnie z moją teorią możemy oczekiwać, że wybuchy wulkaniczne muszą występować w trakcie koniunkcji Io z pozostałymi księżycami glileuszowymi.

Taka możliwość nie pasuje jednak do cyklu wybuchów wulkanów na Io, ponieważ ten cykl jest zdecydowanie za długi.

Gdzie w takim razie szukać rozwiązania?

Oczywiście najlepiej zacząć od sprawdzenia tego, jak wyglądał Układ Słoneczny w trakcie maksimum aktywności wulkanicznej na Io.

Na przedstawionej powyżej grafice możemy wydzielić te okresy wzmożonej aktywności wulkanicznej i porównać z układem planet w US.
Jeszcze lepiej jest to widoczne jeśli porównamy największe wybuchy wulkaniczne z ułożeniem planet w Układzie Słonecznym.

W tym celu posłużmy się tabelą takich wybuchów przedstawioną w tej pracy:



W roku 2013 takim wielkim wybuchem była eksplozja Rarog Petera w dniu 15.08.2013. A teraz zobaczmy jak wyglądał tego dnia Układ Słoneczny.


Kolejny większy wybuch to Kurdalegon 04.05.2015 oraz pasujący do niego układ planet:



następny to UP 254W z dnia 10.05.2018



Wszystkie te wybuchy mają jedną wspólną cechę, a mianowicie tę, że wystąpiły one w krótkim przedziale czasu trwania koniunkcji Jowisza z planetami wewnętrznymi tzn. z Ziemią, Marsem, Venus i Merkurym, lub też z wieloma planetami jednocześnie. Szczególnie te podwójne koniunkcje generowały wyjątkowo intensywne wybuchy wulkanów.

Mamy tu więc do czynienia z jednoznacznym dowodem wpływu Tła Grawitacyjnego na zjawisko wulkanizmu. Możemy jednak przyjąć, że efekt ten dotyczy wszystkich zjawisk geofizycznych, czy to na Ziemi, czy też na innych planetach Układu Słonecznego.



Możemy też wnioskować z obserwowanego przebiegu wybuchów, że czym bardziej precyzyjny układ planet w trakcie koniunkcji, oraz czym większa liczba uczestniczących w koniunkcji komponentów, tym gwałtowniejszy przebieg będą miały zjawiska wulkaniczne.


Oczywiście ta obserwacja tłumaczy również dwie pozostałe zagadki wulkanizmu na Io.

To, że największe wybuchy następują po ciemnej w stosunku do Jowisza stronie Io jest jak najbardziej zrozumiale, ponieważ ta właśnie strona Księżyca zwrócona jest w stronę planet wewnętrznych US uczestniczących w koniunkcji.

Rożnica siły wybuchów na obu półkolach wynika z tego, że ta półkola która jest bliżej źródła modulacji TG czyli Marsa, Ziemi i Venus doznaje największych wahań jego wartości i generuje w trakcie tego najwięcej „energii”.

To samo zjawisko obserwujemy na Słońcu w trakcie generowania plam słonecznych i ich wybuchów, o czym pisałem tutaj


Oczywiście sama materia nie stanowi znacznej przeszkody dla rozprzestrzeniania się modulacji TG i dokładnie na przedłużeniu linii łączącej uczestników takiej koniunkcji, ale już na półkuli bliższej Jowiszowi, dochodzi do takich samych wybuchów wulkanicznych, tylko że zdecydowanie słabszych. Ponieważ punkty przecięcia linii koniunkcji planetarnych obejmują ciągle te same obszary księżyca, to powstają tam wulkany o powtarzających się okresach aktywności.

Takie same punkty znajdują się również na Ziemi i tworzą obszary nazywane przez geologów „Hotspots”.


Oczywiście przyczyny występowania takich obszarów są przez nich kompletnie fałszywie interpretowane, ponieważ nie maja zielonego pojęcia jak naprawdę funkcjonuje nasz wszechświat.


Skąd zresztą mieliby mieć takie pojęcie, skoro fizycy wmawiają nam kompletnie idiotyczny obraz rzeczywistości.

W rzeczywistości „Hotspoty” są punktami przecięcia linii koniunkcji Ziemi, z planetami wewnętrznymi oraz Księżycem, z powierzchnią Ziemi. Z racji regularnej powtarzalności tych zjawisk, związanej z mechaniką Układu Słonecznego, punkty przecięcia linii koniunkcji znajdują się zawsze na tych samych obszarach jej powierzchni.

Wypada jeszcze wyjaśnić najciekawszą zależność zaobserwowaną na Io. Otóż wulkan Loki Patera wybucha regularnie jak w zegarku co 465 dni.

Taki sam regularny cykl występuje w trakcie koniunkcji Jowisza z Ziemią oraz Marsem. Co 465 dni występuje naprzemiennie koniunkcja Jowisza albo z Marsem albo z Ziemią.








Na ten regularny cykl nakładają się jeszcze dodatkowo koniunkcje księżyców galileuszowych i do największych wybuchów wulkanów na Io dochodzi wtedy, kiedy ustawiają się one na jednej linii z trwającą właśnie koniunkcją z jedną lub wieloma planetami wewnętrznymi US.


Ponieważ okres wzrostów i spadków Tła Grawitacyjnego związany z koniunkcją planet jest stosunkowo długi, to w tym czasie dochodzi do wielokrotnych koniunkcji księżyców galileuszowych skoordynowanych z koniunkcją główną i każdy taki okres powoduje gwałtowne wzmożenie wulkanizmu na Io.

Na zakończenie wypada wyciągnąć parę wniosków jeśli chodzi o znaczenie tego zjawiska dla naszej planety.

Najważniejszy i dla mnie szczególnie odkrywczy wniosek to taki, że nie tylko zaćmienia słoneczne mają wpływ na zjawiska geofizyczne na Ziemi, ale przede wszystkim takie zaćmienia które występują w trakcie koniunkcji z innymi planetami Układu Słonecznego.

Trzeba też przyjąć, że wpływ Jowisza jest mniejszy niż to przypuszczałem i główny nacisk należy zwrócić na najbliższe nam planety.

Oczywiście układy koniunkcji planet u udziałem Jowisza i Saturna są również inicjatorami zjawisk geofizycznych na Ziemi, ale w tym przypadku raczej w momencie równoczesnego zaćmienia Księżyca lub co najmniej jego pełni.

Te wnioski pozwalają nam też na przedstawienie prognozy wybuchów wulkanów, trzęsień ziemi czy też katastrofalnych zjawisk atmosferycznych.

Najbliższym takim terminem to tranzyt Merkurego w dniu 11.11.2019.



Całe szczęście Księżyc będzie się znajdował w pełni, w związku z czym po przeciwnej stronie Ziemi w momencie koniunkcji i nie spowoduje znacznego wzmocnienia modulacji TG. Przy odwrotnym układzie, wystąpienie katastrofalnych zjawisk geofizycznych byłoby jak w banku.

11.08.1999 roku nie mieliśmy takiego szczęścia i również Wenus znalazła się pomiędzy Ziemią Księżycem i Słońcem. 



To zaćmienie spowodowało w ciągu następnych miesięcy i lat katastrofalne zniszczenia, poczynając od trzęsienia ziemi w Turcji 17.08.1999, a na trzęsieniu ziemi na Sumatrze w dniu 26.12.2004 kończąc. To ostatnie nie miałoby tak katastrofalnych skutków, gdyby obszar ten nie był wcześniej wystawiony na oscylacje TG związane z tranzytem Wenus w dniu 06.06.2004.



Podobnych zjawisk możemy się niestety spodziewać i to już wkrótce.

W przyszłym roku wystąpi szczególne nasilenie niekorzystnych, z naszego punktu widzenia, koniunkcji planet połączonych z zaćmieniami Księżyca i Słońca.

Już zaćmienie księżyca w dniu 05.06.2020 będzie problematyczne, bo wystąpi jednocześnie z koniunkcją Wenus.
Niebezpieczne jest również to, że uczestniczące w koniunkcji ciała niebieskie znajdować się będą w płaszczyźnie ekliptyki.



Kolejne zaćmienie Słońca w dniu 21.06.2020 może być jeszcze groźniejsze, bo połączone jest z potężnym zgrupowaniem prawie wszystkich planet Układu Słonecznego.



To samo dotyczy kolejnego zaćmienia Księżyca z dnia 05.07.2020.



Przy odrobinie pecha każde z tych kolejnych koniunkcji będzie działać wzmacniająco na oscylacje TG na Ziemi i inicjować katastrofalny przebieg zjawisk geofizycznych.

Katastrofalnie dla Ziemi zapowiada się też termin 10.06.2021. 



W tym dniu wystąpią jednocześnie zaćmienie słoneczne jak i koniunkcja Merkurego i Ziemi. Najbardziej prawdopodobne jest wystąpienie wybuchów wulkanów na Kamczatce jak i trzęsienia ziemi w tym rejonie.

Źle zapowiada się też zaćmienie Słońca w dniu 29.03.2025, kiedy to równocześnie dojdzie, do tak ciasnego położenia Ziemi, Venus i Merkurego, że możemy mówić prawie o ich koniunkcji.



W przyszłości radzę sprawdzać dokładnie położenia planet US w momencie zaćmień czy to Słońca czy to Księżyca. Pomoże to nam przewidzieć szczególnie katastrofalne zjawiska geofizyczne na Ziemi i pozwoli nam na odpowiednie przygotowania dla złagodzenia ich wpływu.

Jak katastrofalne rezultaty mają koniunkcje ciał niebieskich dla Ziemi, przedstawiłem już w całym szeregu artykułów na ten temat.

Dla przypomnienia parę szczególnie spektakularnych wybuchów wulkanicznych.

Oczywiście nie sposób pominąć największego wybuchu wulkanu w czasach nowożytnych czyli wybuchu wulkanu Tambora.

Zainicjowało go zaćmienie słoneczne w dniu 04.04.1810. 



Generacja magmy została jeszcze bardziej wzmocniona przez zaćmienie słoneczne w dniu 07.08.1812 ponieważ przypadło ono jednocześnie z koniunkcją pomiędzy Ziemią a Wenus oraz nastąpiło w momencie w którym wulkan Tambora wystawiony był bezpośrednio na ten wpływ.










Koniunkcja ta doprowadziła do pierwszych wybuchów tego wulkanu które jednak nie przerwały generacji lawy w komorze wulkanicznej aż do momentu jej całkowitego opróżnienia. Główny wybuch natomiast zainicjował prozaiczny nów Księżyca w dniu 09.04.1815.

Kolejny wybuch wulkanu, o którym nie możemy zapomnieć, to wybuch Krakatau w dniu 27.08.1883. Bezpośrednią przyczyną był gwałtowny wzrost TG na Ziemi spowodowany symetrycznym ustawieniem planet wewnętrznych w formie krzyża.



Oczywiście aby doszło do takiego wybuchu potrzebne jest wcześniejsze inicjujące zjawisko kosmiczne, które spowoduje generację magmy we wnętrzu Ziemi.

To zjawisko łatwo jest ustalić. Było nim zaćmienie Słońca w dniu 12.12.1871.



Zdecydowane przyspieszenie generacji magmy nastąpiło jednak w wyniku tranzytu Wenus w dniu 06.12.1882. 

Pól roku później ilość magmy w zbiorniku wzrosła tak bardzo, że pierwsze silniejsze zaburzenie TG na Ziemi, w tym przypadku wspomniany powyżej układ planet, doprowadziło do wybuchu.

Jeśli sięgniemy dalej wstecz to trafimy na przykład na wybuch Wezuwiusza w w dniu 16.12.1631.

Zainicjowal go wczesniejszy tranzyt Merkurego w dniu 07.11.1631, który odegrał tu szczególnie ważną role, ponieważ wystąpił on jednocześnie z zaćmieniem Księżyca oraz koniunkcją z udziałem Saturna.



Takie nagromadzenie ciał niebieskich w jednej linii musiało spowodować gwałtowne zmiany TG, w tym i wzmożoną generację magmy we wnętrzu Wezuwiusza.

Sam zaś wybuch był wynikiem tranzytu Wenus w dniu 07.12.1631

Skoro jesteśmy przy Wezuwiuszu to nie sposób pominąć najbardziej znanego wybuchu z dnia 24.08.79.


Początków trzeba szukać w wystąpieniu zaćmienia słonecznego w dniu 05.01.75 




a może jeszcze wcześniej w tranzycie Wenus z dnia 23.05.60 który przebiegał szczególnie spektakularnie, bo połączony był z jednoczesną koniunkcją Ziemi i Marsa oraz Księżyca, który znajdował się właśnie w pełni.



Koniunkcja ta spowodowała gwałtowną generację magmy w komorze magmowej Wezuwiusza, a następnie jego wybuch, w momencie kolejnej zmiany wartości TG w trakcie zgrupowania się większości planet US w jednej linii.

Ostatni przykład który zamierzam przedstawić to wybuch wulkanu St. Helens w USA w dniu 18.05.1980.

Generację magmy w wulkanie zapoczątkowało zaćmienie słoneczne z dnia 26.02.1979 które objęło dokładnie teren przyszłego wybuchu. 

 

Tragedią było to, że zaćmienie to odbyło się w trakcie szczególnie symetrycznego rozłożenia planet w US.



To spowodowało, że generacja magmy w wulkanie była szczególnie intensywna i już po roku doprowadziła do jego wybuchu. Sam wybuch był tym razem zainicjowany wyjściem Ziemi ze zgrupowania planet



co pociągnęło za sobą gwałtowny spadek TG oraz uwolnienie się z lawy w komorze magmowej setek tysięcy ton fluidów i reakcję jak przy otwarciu butelki szampana.


W krótkim czasie został wyrzucony z wulkanu ponad kilometr sześcienny materiału skalnego.

Oczywiście te przykłady można by mnożyć w nieskończoność, ale dalsze ich przytaczanie nie zmieni niczego w tym, że udało się nam, tym razem jednoznacznie, udowodnić przyczynę tak ważnego zjawiska przyrodniczego jakim są wybuchy wulkanów.

Translate

Szukaj na tym blogu