Ludzie i góry

Ludzie i góry

Od lat ostrzegam przed niebezpieczeństwami wspinaczek wysokogórskich. Wprawdzie takie ostrzeżenie wydaje się być trywialne, w końcu o tych niebezpieczeństwach nikogo nie trzeba przekonywać, ale w tym przypadku chodzi o niebezpieczeństwo któremu w żaden sposób nie można przeciwdziałać, a którego jedyną możliwością zażegnania jest rezygnacja po prostu ze wspinaczki w określonym przedziale czasu.


Zmuszające do zastanowienia jest to, że mój wcześniejszy artykuł dotyczył tej samej góry i takiego samego rodzaju śmierci jaki spotkał kolejnych alpinistów.

Tym razem los nie miał zmiłowania nad dwoma Niemcami. Zginęli zamarzając w drodze na szczyt góry Mont Blanc.


Szczególnie wstrząsające jest to, że ta tragedia była tak łatwa do uniknięcia. Wystarczyło tylko zrezygnować ze wspinaczki w trakcie zaćmienia Księżyca w dniu 07.08.2017 i pewnie nic by się nie stało. A tak ci dwaj alpiniści zamarzli w oka mgnieniu na skutek katastrofalnego spadku temperatury, również bezpośrednio we wnętrzu ich organizmów, kiedy Ziemia i Księżyc ustawiły się w jednej linii względem Słońca w trakcie ostatniego zaćmienia Księżyca. Do tej tragedii doszło tylko dlatego, bo moje ostrzeżenia przez tzw. oficjalną „naukę” są w kryminalny wprost sposób ignorowane.

Nie można też winy zrzucić na przypadkowy zbieg okoliczności, ponieważ nie mamy tu do czynienia z amatorami, ale z dobrze przygotowanymi i wyposażonymi fachowcami, dla których przetrwanie nocy, nawet tej najzimniejszej, w biwaku na ścianie nie stanowiło żadnego problemu. Szczególnie teraz w środku lata, gdzie na Mont Blanc ekstremalne temperatury w normalnej sytuacji są wykluczone.
Tylko że tym razem nie była to normalna sytuacja i koniunkcja Ziemi i Księżyca zmieniła wszystko.

Jeśli ktoś mi zarzuci, że przecież Niemcy nie czytali z pewnością tego artykułu i nie mogli o tym wiedzieć, to nie ma oczywiście racji. Od tego są przecież odpowiednie państwowe służby jak i samo środowisko alpinistyczne. Nie chce mi się wierzyć, że żadnemu alpiniście moje ostrzeżenia nie obiły się o uszy, szczególnie, że publikowałem je również po niemiecku i to wielokrotnie.

Cała moralna odpowiedzialność za tę śmierć spoczywa więc na tych, którzy kasując ciężkie pieniądze, piastując odpowiedzialne funkcje, nie zrobili nic w tym celu, aby co najmniej sprawdzić moje ostrzeżenia pod względem ich statystycznej prawidłowości i nie rozpropagowali wiedzy o tych zagrożeniach w środowisku alpinistycznym.

Niestety głupota ludzka nie zna granic w warunkach kiedy degeneracja „elit” sięga szczytów.

Słowianie prawdziwymi założycielami Rzymu. Cześć druga

Słowianie prawdziwymi założycielami Rzymu. Cześć druga



Powtórna analiza rysunku zwróciła moją uwagę na orientację położenia poszczególnych zdań. Nie sposób było nie zauważyć, że te zdania zachodzą na siebie, co z pewnością nie jest przypadkowe.

Szczególnie w górnej części omawianego zdania zauważamy pewną ciekawostkę. Mianowicie w zdaniu sąsiednim, mniej więcej na wysokości początku omawianego przez nas zdania, występuje oddzielająca kreska. Tak jak to zaznaczyłem na rysunku.



Jednoznacznie narzuca nam to skojarzenie, że ta kreska nie ma w tym przypadku tylko znaczenia litery, ale musi oznaczać również coś innego.
Można się łatwo domyśleć, że chodzi tu o to, że oddziela ona te litery w zdaniu, które należy przypisać również do zdania sąsiedniego. Tak więc początek omawianego zdania jest całkiem gdzie indziej, niż przyjęliśmy to na wstępie.



Teraz możemy już bez problemów odczytać pierwszy wyraz, czytając z lewej na prawą.
Tym wyrazem jest słowo „IOVEI”.

Przy czym litera „V” czytana jest tu nie jako „U”,tak jak to sugeruje Wikipedia, ale jest jednym z przykładów łacińskiego znaku literowego w tym tekście i odpowiada naszemu „W”.

Tak więc słowo to czytamy jako „IOWEI” a zapewne w intencji autora jako „JOWEI” .

W pierwszym momencie nic nam ono nie mówi, ale jeśli pogrzebać trochę głębiej wśród etruskich napisów, to natkniemy się na to słowo wielokrotnie, co pozwala nam na jego jednoznaczną identyfikację.

Widzimy je np. na tym etruskim lustrze.



Na podstawie formy samego rysunku, jak i odczytanych imion prezentowanych tam postaci, musimy wnioskować, że „IOVEI” oznacza najwyższe bóstwo panteonu Rzymian - Jowisza.

Co ciekawe imię tego boga po polsku jest prawie że identyczne z wersją etruską, ale inne niż forma przyjęta przez Rzymian w czasach późniejszych. To brzmiało bowiem Jupiter.

Dalszy kierunek odczytywania tego napisu jest taki, jak to zaznaczyłem na rysunku poniżej.



Kolejny wyraz to słowo „ŻIOI”.

Rozpoznamy ten wyraz dopiero wtedy, kiedy ostatni znak rozłożymy na litery składowe.



Ta ligatura składa się więc z liter „I” oraz „S”.

Słowo to jest bardzo podobne do polskiego słowa „żyje” podobnie zresztą jak i do bośniackiego „živio” czy tez rosyjskiego „жил”, i takie właśnie znaczenie przypiszemy mu w tym przypadku.

Następny wyraz wygląda tak:



Pierwsza jego litera jest częścią omawianej już wcześniej ligatury i oznacza po polsku literę „S”. Następną jest typowa litera „I”.
Kolejna litera przypomina swoim kształtem raczej etruską literę „R”, jednak w tym przypadku mamy do czynienia z kolejnym znakiem literowym będącym pierwowzorem alfabetu łacińskiego i oznaczającym literę „B”.

W całości słowo to odczytujemy jako „SIBA” i jest ono odpowiednikiem naszego „sobie” lub też w pozostałych słowiańskich językach „себе” lub „sebe”.

Następny wyraz jest już bardziej skomplikowany. Zaskakuje on nas już swoją pierwszą literą, której wygląd jest nam nieznany i bardzo nietypowy.



Na innym rysunku tego zabytku litera ta jest przedstawiona trochę inaczej i wtedy wyraz ten wygląda tak

Ponieważ brak jest innych odpowiedników tej litery to muśmy przyjąć, że jest to kolejna zaszyfrowana ligatura lub też otrzymała ona tak specyficzną farmę, aby można ją było odczytać na wiele rożnych sposobów.

Z podobnym przykładem mieliśmy już możliwość zapoznać się tutaj.


Moim zdaniem jest to skrzyżowanie etruskiej litery „K” z etruską literą „E”. 



W tym konkretnym przypadku musimy ją odczytać jako „K”.



Ostatnia litera w wyrazie wygląda tak

i odpowiada naszej literze „G”. Forma jaką tu widzimy jest jednak znana nam już z alfabetów greckiego i fenickiego.

Tak więc omawiane słowo czytamy jako „KAG” i jest ono prawie że identyczne z rosyjskim „как” oznaczającym po polsku „JAK

Kolejne dwie litery to typowa etruska litera „I” i litera „A”.



W tym przypadku odpowiadają one zwrotowi „jak i ja”.
Taką samą formę znajdziemy w rosyjskim zwrocie „и я” ale również w dialekcie bośniackim. Jednak wprost identyczne wyrażenie znajdziemy w gwarach języka niemieckiego, szczególnie w Bawarii i Austrii gdzie występuje ono w tym samym znaczeniu co u Etrusków.

Jest to jeden z licznych przypadków ścisłych związków pomiędzy językiem Słowian i współczesnym językiem niemieckim, który to olbrzymią większość swojego słownictwa zawdzięcza zapożyczeniom z tego właśnie języka, a które to zapożyczenia w sposób przewrotny przedstawiane są przez „lingwistów i historyków” jako przebiegające w odwrotną stronę, czyli z języka niemieckiego do języków słowiańskich.


Zresztą w dalszej części tłumaczeń tego antycznego tekstu spotkamy się z dalszymi tego typu przykładami.
Dalej mamy słowo „ize



Tłumaczymy je jako „tylko że”. Odpowiedniki znajdziemy w rosyjskim w formie „лишь” lub też w czeskim jako „jen to, že”. Bardzo skróconą formą jest nasze staropolskie „LI

Jako kolejny rozpoznajemy zwrot „tio tego” który tłumaczymy na „to jego”.



Dalej przychodzi słowo „IŻIO” które w tym przypadku jest tylko inną formą rzeczownika „ŻYCIE” ale tym razem można je interpretować dwojako. W jednym znaczeniu pozytywnie, jako „żywot”, lub też w lekko pejoratywnym znaczeniu jako „żyt” lub „wegetacja”.

Dlaczego tak jest widzimy dopiero wtedy, jak się przyjrzymy kolejnemu wyrazowi. Jest nim słowo „widet”.

Pierwszy znak to ligatura składająca się z liter „V” i „I”.



Następne to typowo etruskie „E” i „T”. Słowo to oznacza oczywiście polskie „widzieć”.



Słowo „widzieć” występuje tutaj jednak w rożnym znaczeniu, w zależności od swojej pozycji względem kolejnych wyrazów.

Tak na przykład w w połączeniu ze słowem „za”, które występuje zaraz po nim, może mieć znaczenie „przewidzieć”, i to jest, że tak powiem, oficjalna wersja tego zdania.



Co bardziej inteligentni etruscy czytelnicy tego tekstu czytali je jednak jako „zavidet”, a wtedy jego znaczenie w językach południowosłowiańskich zmienia się diametralnie. Tak wymówione słowo oznacza bowiem „zazdrość” lub „zawiść”.



Żeby tego było jeszcze mało, autor połączył je z jeszcze jednym znaczeniem. Tym razem musimy zwrócić uwagę na to, że rozpatrywany ciąg liter, również w swojej końcowej części, zazębia się ze zdaniem sąsiednim. Po dłuższej analizie doszedłem do wniosku, że mamy tu do czynienia z tą samą sytuacją jak na początku zdania, co podkreśla jeszcze dodatkowo symetrię jego budowy.

Zaznaczone jest to również nienaturalnie wydłużoną literą „T” która w tym przypadku pełni tę samą oddzielającą rolę jak oddzielająca kreska na początku zdania.



Tak więc cztery ostatnie litery sąsiedniego zdania należą również do zdania przez nas omawianego i nadają mu całkiem inny sens.

Dokładnie mówiąc są to trzy ostatnie znaki. Jeden z nich jest jednak znowu ligaturą i składa się z dwóch osobnych liter.



Słowo to tłumaczymy jako „togi” i oznacza ono w pierwszym swoim znaczeniu wyraz „smutek”.
Przykłady użycia tego słowa znajdziemy w bośniackim jako „tuga” lub macedońskim jako „taga”.

Właściwym tłumaczeniem omawianego zdania zajmiemy się w następnym odcinku, ale żeby nie było to nudne (prawie wszystkie potrzebne elementy już poznaliśmy) oczekuje nas jeszcze jedna i to naprawdę duża niespodzianka. Tym razem uchylimy rąbka zasłony nad inną stroną życia Etrusków.

Umówimy przykład „zbereźnej” natury naszych przodków. Tej cechy o której już wielokrotnie napomknąłem, a o której dotychczas niewiele jeszcze napisałem, no może oprócz artykułu o pedalstwie wśród Etrusków.


CDN

Słowianie prawdziwymi założycielami Rzymu

Słowianie prawdziwymi założycielami Rzymu



Ta teza jest tak naprawdę zwykłą oczywistością, ponieważ legenda założycielska Rzymu jest tylko w niewielkim stopniu zmodyfikowanym słowiańskim podaniem o Lele i Polele czyli o Waligórze i Wyrwidębie.



Na tym jednak nie koniec, ponieważ imię założyciela Rzymu Romulusa jest również słowiańskiego pochodzenia.


Tak jak to już wielokrotnie udowodniłem, teksty starożytnych Słowian były zapisywane zarówno z lewej na prawą jak z prawej na lewą. Często można je było odczytać w obie strony jednocześnie, ponieważ stanowiły one rodzaj rebusu lub zagadki słownej.

U starożytnych kronikarzy korzystających z tych zapisków prowadziło to do częstych nieporozumień dotyczących zapisanych tam imion, co kończyło się ich zafałszowaniem, jak to rozpoznaliśmy już w przypadku Achillesa, czyli tak naprawdę Lecha



czy też jak w przypadku Kalchasa.


Rdzeniem imienia Romulus jest słowo Romu. I w tym przypadku zostało ono przekazane nam jako czytane w nieprawidłową stronę.

W rzeczywistości powinniśmy je odczytać jako „UMOR” a to znaczy, na przykład w języku staropolskim, „”umór” - „śmierć”. W języku słoweńskim dokładnie to samo słowo oznacza „zabójstwo” i to prowadzi nas do źródłosłowia imienia Romulus.

Zgodnie z legendą w trakcie zakładania Rzymu Romulus zabił swojego brata Remusa. 

Na pamiątkę tego zdarzenia był więc nazywany przez mu współczesnych „Zabójcą” czyli po słoweńsku „MORILEC”. 


Poprzez odwrotne przeczytanie trzech pierwszych liter wyszedł z tego „ROMILEC” przerobiony następnie do Romulusa.

Ta teza jest wprawdzie samoprzekonywująca ale istnieją oczywiście i twardsze argumenty na potwierdzenie słowiańskiego pochodzenia Rzymian.

W znalezieniu tych argumentów pomogli mi moi czytelnicy, którzy zwrócili moją uwagę na tzw. „Inskrypcję Duenos”.


W polskiej Wikipedii nie znajdziemy żadnego artykułu na ten temat, ale to może i dobrze, bo pewnie składałby się on z samych turbogermańskich bredni.

Napis ten jest podawany jako najstarszy przykład łaciny. 


Wygląda jednak na to, że głównym argumentem jest miejsce jego znalezienia, a mianowicie na Kwirynale, czyli w centrum antycznego Rzymu. Zarówno miejsce jego znalezienia jak jak i wiek znaleziska wskazują na to, że był on dziełem ludu założycielskiego miasta Rzymu.

Po zapoznaniu się z najważniejszymi faktami, temat ten okazał się bardzo interesujący i warty poświęcenia czasu, tym bardziej, że perspektywa znalezienia powiązań Rzymu ze Słowianami otwierała przed nami fantastyczne możliwości nowej interpretacji historii starożytnej, nadając nowe tchnienie już dawno odrzuconym przez tzw. "naukofcuw” podaniom o pochodzeniu Polaków i rzymskich korzeniach polskich szlacheckich rodów.

Na wstępie chcę uprzedzić, że to co wypisuje na ten temat Wikipedia to oczywiste bzdury i radzę po przeczytaniu najlepiej to wszystko natychmiast zapomnieć, poza może suchymi faktami dotyczącymi samego znaleziska.

Wszystkie podawane tam interpretacje, dotyczące tego napisu, to po prostu puste wymysły.

Napis ten jest oczywiście napisem w języku słowiańskim z użyciem alfabetu etruskiego (starosłowiańskiego)

Musze tu przyznać, że alfabet ten rożni się jednak w szczegółach od typowo etruskiego i wskazuje na pewne naleciałości, co do których na razie nie będę się tu rozpisywał, a których znaczenie wykracza daleko poza zwykłe lingwistyczne dywagacje.

Wprawdzie większość liter jest nam już znana, z innych omówionych już wcześniej napisów, ale istnieje jednak kilka bardzo znaczących odstępstw które wskazują na to, że podobieństwa do łaciny nie są bynajmniej przypadkowe. W trakcie omawiania tłumaczeń zajmiemy się tym bardziej szczegółowo.

Żeby jednak nie było aż tak prosto, to tekst ten jest po części zaszyfrowany, a po części stanowi grę słowną, gdzie poprzez małą zmianę sposobu czytania pojedynczych wyrazów, otrzymuje się całkiem inne znaczenie danego zdania.

Z tymi słownymi zabawami spotkaliśmy się w zdaniach, które można było odczytać w obie strony np. tutaj




Tym razem mamy tu do czynienia z jeszcze bardziej wyszukanym sposobem, który na początku sprawił mi dość dużo problemów, zanim rozpoznałem zasady tej zabawy.

Sam napis składa się z trzech osobnych części (zdań) nie powiązanych znaczeniowo ze sobą, ale połączonych wspólną ideą konieczności weryfikacji zawartości prawdy w twierdzeniach, które na pierwszy rzut oka wydają się nam niepodważalne. Można by powiedzieć, że chodzi tu o tzw. „mądrości ludowe” ale sposób formułowania tematyki zdań jak i sama technika ich zaszyfrowania klasyfikują autora jako wysoce inteligentnego myśliciela o filozoficznym zacięciu.



Zacznijmy od zdania które sprawiło mi najwięcej kłopotów.



Pierwotnie próbowałem je odczytać tak jak jest to zaznaczone na rysunku. Wprawdzie istnieje tu możliwość wydzielenia pojedynczych wyrazów ale ich wzajemne połączenie w sensowne zdanie wydawało się niemożliwe.
Dlatego zdecydowałem się na ponowną analizę rysunku.

Cdn.

Pierwsze oznaki nadciągającej apokalipsy

Pierwsze oznaki nadciągającej apokalipsy

Przedwczoraj miało miejsce poważne trzęsienie ziemi w Grecji.
Wprawdzie to żadna niespodzianka, ponieważ Grecja należy do najbardziej aktywnych sejsmicznie rejonów na Ziemi, ale siła tego trzęsienia odbiegała znacznie od typowych dla tego rejonu wartości.

Oczywiście przyczyn musimy szukać nie na Ziemi ale w szczególnym przebiegu zjawisk kosmicznych. Tym razem przyczyną było specyficzne położenie planet w Układzie Słonecznym.



Takie symetryczne ustawienie planet połączone z koniunkcją Ziemi i Marsa musiało prowadzić do przejściowego wzrostu tła grawitacyjnego na Ziemi i do całego szeregu efektów geofizycznych.
Wzmożona oscylacja podstawowych jednostek przestrzeni zmieniła też stosunek mieszaniny gazów w atmosferze i doprowadziła przede wszystkim do zmniejszenia pojemności atmosfery w stosunku do pary wodnej. W konsekwencji doszło do całego szeregu katastrofalnych opadów atmosferycznych, czy to w formie nawałnicowych deszczów, czy też niespotykanych opadów śniegu. Generalnie nastąpiły też lokalne silne spadki temperatury, również w tych częściach świata w których aktualnie panuje lato.

Jeśli ktoś nie wierzy, to może sobie sprawdzić meldunki pogodowe z ostatnich dni. Lista tych katastrofalnych zjawisk jest zbyt długa aby ją tu szczegółowo przytaczać.

Oczywiście ten wzrost TG musiał się też odbić na aktywności sejsmicznej na Ziemi. Ta aktywność jest jednak często ściśle związana z położeniem Księżyca względem Ziemi i Słońca, oraz w stosunku do innych planet US.

Obecnie mamy do czynienia z sytuacja w której nie tylko planety tworzą symetryczną konstelację, ale i Księżyc zaczyna przyjmować pozycję coraz bardziej zbliżoną do linii łączącej Ziemię ze Słońcem.

Połączenie tych dwóch aspektów prowadzi do tego, że ta aktywność geofizyczna na Ziemi będzie jeszcze dalej wzrastać. Najbliższe maksimum wystąpi 23.07.2017 kiedy to Księżyc znajdzie się w nowiu i gdzie wystąpi szczególne niebezpieczeństwo katastrofalnych zjawisk geofizycznych.

Jednak szczególną uwagę trzeba zwrócić na przypadający 21.08.2017 kolejny nów. Tym razem będzie on połączony z całkowitym zaćmieniem Słońca i to nie wróży nam nic dobrego. 

 

Przebieg tego zaćmienia obejmuje również dwa newralgiczne punkty na kuli ziemskiej.
Pierwszym jest kaldera Yellowstone a drugim wulkany w północnej części Oregonu w USA.



W obu przypadkach może dojść do aktywizacji zjawisk wulkanicznych.

Wprawdzie wybuch nie nastąpi natychmiast, bo proces generacji magmy po zaćmieniu słonecznym wymaga czasu, ale już po upływie 6 do 12 miesięcy może się to skończyć wybuchem wulkanu.

Obszar przypacyficzny Ameryki Północnej reaguje szczególnie intensywnie na zaćmienia słoneczne i często kończą się one albo wybuchami wulkanów albo wielkimi trzęsieniami ziemi.

Jako przykład może nam posłużyć zaćmienie słońca z roku 1979.



Wtedy to objęło ono również prawie że idealnie również rejon wulkanu Mount St. Hellens w stanie Waszyngton, a więc w bezpośrednim sąsiedztwie tego rejonu zaćmienia które będziemy mieli za miesiąc.


Zaćmienie z roku 1979 spowodowało to, że we wnętrzu Ziemi na głębokości około 5 do 10 km rozpoczął się proces samoistnego podgrzewania się skał.

Zasady tego procesu oraz sposoby jego wykorzystania podałem tutaj.



Już niewiele miesięcy później doszło do wielkiego wybuchu wulkanu, który spowodował wprost niewyobrażalne szkody. Całe szczęście okolica jest niezamieszkała i liczba ofiar była niewielka.

Tym razem rejon zaćmienia słonecznego leży bardziej na południe i szczególnie zagrożenie czeka nas ze strony wulkanów Mount Hood i Mount Jefferson.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Mount_Hood


Wprawdzie Mount Jefferson uważany jest za wygasły, ale w tym rejonie świata jest to mało prawdopodobne. Wprost przeciwnie, nie jest wykluczone to, że może tam powstać nowy wulkan i to w rejonie dotychczas nieznanym z działalności wulkanicznej.

Oczywiście nie można też zapominać o trzęsieniach ziemi. Również i one mogą przybrać po takim zaćmieniu katastrofalne rozmiary.

Zjawiska atmosferyczne, jakie nas jeszcze oczekują, to w porównaniu małe piwo, choć seria tornad w USA może poczynić większe szkody niż największy wybuch wulkanu.

Wracając do kaldery w Yellowstone, wprawdzie możliwy jest przejściowy wzrost objawów aktywności wulkanicznej, ale na wielki wybuch trzeba jeszcze poczekać.

Rejon Yellowstone jest dlatego tak niebezpieczny, ponieważ tam właśnie dochodzi do szczególnego nasilenia się częstotliwości zaćmień słonecznych. Jest to jeden z tych rejonów świata w których występują one najczęściej.

Aby doszło jednak do wielkiego wybuchu musi być spełnionych cały szereg warunków. Pojedyncze zaćmienie słońca nie wystarczy i w krótkim odcinku czasu musi wystąpić ich co najmniej kilka. Do tego muszą one mieć miejsce w czasie kiedy planety Układu Słonecznego grupują się szczególnie ciasno i tworzą symetryczne geometryczne formy.

Takie warunki spełnione zostaną dopiero pod koniec XXVIII wieku.

W latach 2891 do 2898 dojdzie do 3 zaćmień słonecznych które obejma rejon kaldery Yellowstone.



Szczególne znaczenie będzie miało zaćmienie w roku 2896 ponieważ w trakcie tego zaćmienia konstelacja planet będzie naprawdę wyjątkowa.



Jeśli po tym zaćmieniu rozpocznie się proces generacji magmy, to następne zaćmienie w roku 2898 może być już zapalnikiem kolejnego wybuchu.


Wprawdzie nie będziemy mieli możliwości sprawdzenia tej prognozy, co najwyżej nasi potomkowie, ale mechanizm w niej opisany jest ważny dla wszystkich rejonów Ziemi. Tak więc warto obserwować takie konstelacje planet oraz miejsca o szczególnej koncentracji zaćmień słonecznych, bo to pozwoli nam na przewidzenie szczególnie niebezpiecznych okresów oraz wyznaczenia rejonów Ziemi o największym prawdopodobieństwie wystąpienia katastrofalnych zjawisk.

Jest to mimo to olbrzymi postęp w stosunku do błądzenia po omacku i walenia głową w ścianę, którą to metodę preferuje „nauka”.

W każdym razie najbliższe miesiące nie oszczędzą nam przykrych niespodzianek.

Uzupełnienie 09.08.2017

Już niewiele godzin po koniunkcji Księżyca i Ziemi względem Słońca, mamy tę sytuację którą przewidziałem, a więc wzrost aktywności sejsmicznej na Ziemi. W Europie przejawia się to znaczną liczbą małych trzęsień ziemi w rożnych jej regionach oraz silną aktywnością sejsmiczną w Turcji.



W Chinach doszło zaś do dwóch bardzo dużych trzęsień ziemi z licznymi ofiarami śmiertelnymi. Zagrożenie utrzyma się na wysokim poziomie jeszcze przez parę dni po czym zmaleje znacznie, aby ponownie wzrosnąć, w miarę zbliżania się terminu kolejnej koniunkcji w dniu 21.08.2017.



Uzupełnienie z dnia 05.09.2017

Tak jak przewidywałem, w przypadku omawianego w artykule zaćmienia słonecznego, oczekiwany wzrost aktywności geofizycznej nie dał na siebie długo czekać.

Oprócz jednoznacznego przyrostu częstotliwości jak i siły anomalii pogodowych


zauważymy też wyraźny wzrost aktywności sejsmicznej w rejonie oddziaływania zaćmienia słonecznego.
Najbardziej spektakularnym jest seria trzęsień ziemi w stania Idaho w USA w bezpośredniej bliskości krateru Yellowstone. W międzyczasie doszło tom już do setek trzęsień ziemi z których największe osiągnęło siłę 5,3 w skali Richtera.


Jest to największe trzęsienie ziemi w północno-zachodnim rejonie USA od trzech lat i jak widać z załączonej tabeli jedno z najcięższych w historii.


Jeśli chodzi o sam krater w Yellowston to ostatnia znaczna aktywność sejsmiczna miała tam miejsce przed 41 laty kiedy to wystąpiła tam seria trzęsień ziemi o sile do 5,5 w skali Richtera w dniu 08.12.1978. 


Bezpośredni impuls spowodował specyficzny układ planet z udziałem Ziemi



Przyczyną było jednak nadchodzące całkowite zaćmienie słoneczne w dniu 26.02.1979 które już miesiące wcześniej zaznaczyło się wzrostem wartości TG na Ziemi.



Najsilniejsza seria trzęsień ziemia w Yelowstone miała miejsce w roku 1959. I tutaj przyczyną był również specyficzny układ planet parę dni wcześniej


A bezpośrednią przyczyną zaćmienie słoneczne które miało zajść w dniu 02.10.1959 roku a którego oddziaływanie zaznaczyło się już znacznie wcześniej w tym rejonie.



Szczególnie spektakularne jest to, że właśnie w dniu 18.08.1959 roku miała miejsce też pełnia księżyca a więc tak jakby próba generalna przed zbliżającym się zaćmieniem słonecznym.



Możemy więc wnioskować, że również ostatni wzrost aktywności sejsmicznej w kraterze Yellowstone przebiega zgodnie ze schematem z roku 1978 czy też 1959, z tym że tym razem możliwe maksimum jeszcze nas najprawdopodobniej oczekuje. Jak na razie aktywność sejsmiczna była wprawdzie duża ale siła trzęsień niespecjalnie. Dlatego możliwy jest taki rozwój wypadków w którym to maksimum jeszcze nas oczekuje i to w ciągu najbliższym paru miesięcy.

Najbliższym dobrym terminem jest np. 19.10.2017 z ciekawym układem planet o dużym potencjale na wzrost TG. Tym bardziej ze w tym dniu mamy też nów i Księżyc znajdzie się pomiędzy Ziemią i Słońcem.


 

Jak nasi praoćcowie Troję dobywali. Cześć druga

Jak nasi praoćcowie Troję dobywali. Cześć druga


W trakcie naszych poszukiwań prawdy o pochodzeniu Słowian wielokrotnie spotykaliśmy się już z tym, że ich władcy z upodobaniem prezentowali siebie jako gwarantów i strażników pokoju.
Podkreślali to również w sposób symboliczny przyjmując tytuł lub imię, gdzie ten cel był jednoznacznie widoczny dla wszystkich poddanych.

Już przywódczyni przodków Polaków biorących udział w exodusie z Egiptu „Mirjam” - „Pokojem Jestem” przyjęła imię podkreślające główny cel jej władzy.


Oczywiście same deklaracje nie wystarczają i aby zapewnić pokój konieczna była pomoc oddanych jej wojów.
Wśród Żydów rolę tę przejęli Lewici -Lechici, czyli potomkowie Lecha (Achillesa). W opisie biblijnym przedstawieni są oni jako szczególnie oddana władcy gwardia przyboczna. Ich ślepe wypełnianie każdego rozkazu władcy, nawet wtedy kiedy wiązało się to ze szczególną brutalnością i bezwzględnością, przypomina nam jednoznacznie to, w jaki sposób Homir opisał Myrmidonów. W gruncie rzeczy mamy tu do czynienia z tym samym ludem i z tym samym systemem pełnienia władzy.

Co ciekawe również w późniejszych wiekach spotykamy się z kontynuacją tego systemu politycznego, a kto wie czy też nie z kontynuacja tej samej dynastii władców.

Zwróćmy uwagę na to, że również władcy Polan (Merowingowie) którzy rozciągnęli zasięg swego imperium aż do Atlantyku i Hiszpanii uważali za swojego przodka przywódcę o imieniu Merowech.


Imię Merowech składa się z dwóch członów, „Mero” który to jest lekko zmienionym słowiańskim określeniem „pokoju” (Mir, miro), oraz słowa „wech” które jednoznacznie wywodzi się od staropolskiego słowa „wacha” oznaczającego „stać na straży”, „czuwać”.

Tak więc protoplasta Merowingów powołuje się na te same atrybuty władzy u Słowian co Mirjam czy też Achilles, czyli na jego prawo czuwania nad pokojem i porządkiem w państwie, a jeśli to konieczne, również do jego wymuszania siłą wśród poddanych.

Zresztą wśród Merowingów, których to nazwa ma identyczne korzenie co i określenie Myrmidoni, deklarowanie przez władcę chęci zapewnienia pokoju nie było wyjątkiem.

Wśród władców tej dynastii znajdziemy również takiego o imieniu Chlodomer.


Imię to nawiązuje do tej samej myśli przewodniej co już omówionej poprzednio.
Również i tu znajdziemy składnik „MIR” w formie końcówki „MER”.

Oczywiście bardzo ciekawe jest to, z czego wywodzi się pierwsza część tego imienia - „Chlodo”.

Jak łatwo się domyśleć jest to zniekształcone słowiańskie słowo „WLADA(r)” czyli „władca”.

Pierwotnie imię „Chlodomer” wymawiano z rosyjska jako „Wladimir” lub po polsku „Władymir”, czyli „Władca Pokoju”.

Nie jest również skomplikowane wyjaśnienie przyczyn deformacji tego imienia przez dziejopisarzy z Europy zachodniej.

Pomijając oczywiście świadome fałszowanie historii w celach propagowania ideologii następców Merowingów – Popielidów, posługujących się starotestamentowym katolicyzmem, w przeciwieństwie do ariańskich Merowingów, ważną rolę odegrały błędy (świadome czy też nie) przy tłumaczeniu słowiańskich kronik pisanych alfabetem zbliżonym do etruskiego lub obecnej cyrylicy, na łacinę.


Jak pamiętamy np. z tych artykułów



etruska litera „H” zapisywana była podobnie jak łacińskie duże „H” z tym, że była ona zamknięta zarówno z dołu jaki z góry.

W czasach upadku Cesarstwa Rzymskiego i przejęcia dominacji przez Cesarstwo Bizantyjskie uległ też zmianie alfabet używany w korespondencji. Szczególnie u Słowian zaczął dominować alfabet będący forma przejściową z alfabetu etruskiego do cyrylicy. W tym alfabecie etruskie „H” miało jednak całkiem inne znaczenie i odpowiadało literze „B” czytanej jako „W”. Litera ta zapisana w formie kanciastej była jednak identyczna z etruskim „H”

W ten sposób katoliccy mnisi mogli w dyskretny sposób zmienić znaczenie imienia „Wladimir” na „Chlodomer”, odcinając jednocześnie Merowingów od ich słowiańskich korzeni.

Przez następne wieki ta taktyka świeciła prawdziwe triumfy, doprowadzając w efekcie do wykształcenia się nowych języków, a przede wszystkim do wynarodowienia Słowian Europy Zachodniej od Szwecji przez Anglię, Niemcy do Francji i Hiszpanii.

We Włoszech to wynarodowienie jeszcze trwa i w odciętych od świata apenińskich wioskach żyje jeszcze garstka starców posługujących się mową słowiańską do dziś.


Inna grupa Słowian we Włoszech używa do określenia samych siebie nazwy, która nieodparcie przywodzi nam skojarzenia z Etruskami.


Samych Etrusków określano w starożytności imieniem „Rasna”.
Wbrew naukowej propagandzie naród ten przetrwał więc do dziś i jego potomkowie żyją jeszcze we Włoszech, z tym że okradzeni ze świadomości swojej pradawnej historii.

Nie podaję tu linków do polskiej Wikipedii bo czytanie tam tych wypocin to czysta strata czasu. Jest to nic innego jak tyko chamska propaganda w połączeniu z łgarstwami dla mieszania Polakom w głowach.
Oczywiście w angielskiej nie jest lepiej, ale przynajmniej w ilości podanych faktów jest to już różnica klasy.

W nawiązaniu do Myrmidonów warto wspomnieć też i o innej ciekawostce. Jak przekazano w Iliadzie, gwardia przyboczna Achillesa odróżniała się od innych wojowników tym, że występowała nie tylko jednolicie uzbrojona, ale także jej zbroja utrzymana była jednolicie w kolorze czarnym. Było to, że tak powiem, symbolem rozpoznawczym tej elitarnej jednostki zbrojnej, która stała do dyspozycji władcy aby tłumić wszelkie próby rozruchów i rokoszu wewnątrz państwa.

Struktura imperium słowiańskiego była całkiem inna niż to znamy wśród innych państw tamtej epoki, a nawet współcześnie. Nie była ona scentralizowana i zdominowana przez jeden etos kulturowy i religijny ale była zlepkiem wszystkich możliwych prądów społecznych zjednoczonych osobą władcy oraz przynależnością do wspólnego języka i wspólnych norm moralnych i etycznych. Tym samy sprzyjała niestety konfliktom zbrojnym wewnątrz państwa.

Aby jednak zabezpieczyć się od typowych dla takiego systemu ruchów odśrodkowych, naczelny władca Słowian dysponował środkami wymuszania ładu społecznego wśród swoich poddanych w formie elitarnej jednostki wojskowej, jaką w starożytności stanowili Myrmidonowie, a która w późniejszych czasach zastąpiona została przez drużynę królewską składającą się z najznaczniejszych i najlepiej wyszkolonych rycerzy.

Co ciekawe, przynależność do drużyny królewskiej jeszcze długo związana była symbolicznie z kolorem czarnym. Również nasz narodowy bohater „Zawisza Czarny” nawiązywał swoim wyglądem do tej samej tradycji z której wywodzili się Myrmidonowie, propagując waleczność i prawość w powiązaniu z absolutnym oddaniem władcy państwa.

Niestety nie można zapomnieć tego, że tradycja ta została w brutalny sposób pogwałcona, kiedy to hitlerowcy w swojej szalonej ideologii uzurpowali sobie słowiańską symbolikę słońca w formie swastyki, ale również w formie czarnego koloru umundurowania, dla swoich elitarnych psychopatów z gestapo.

Jest to rzeczywiście paradoksem historii, że potomkowie Słowian – Niemcy, wykształcili tę ekstremalnie anty-słowiańską ideologię, kradnąc jednocześnie Słowianom ich pradawną symbolikę.

No ale co tu się dziwić, również współczesne „polskie” pseudoelity prowadzą identyczną antysłowiańską i antynarodową działalność, zakłamując naszą historię w zapartego.

Również Krzyżacy posługiwali się tą samą symboliką sięgając do tych samych pradawnych słowiańskich wzorców. W swoim początkowym okresie istnienia Krzyżacy byli też w znacznym stopniu zdominowani przez Słowian. Ale o tym może innym razem.

Wracając do Achillesa ciekawe jest również to, że jego kult był obecny u wszystkich ludów, o których możemy przypuszczać, że swoje pochodzenie wywodziły one od Słowian Europy Środkowej.
Musimy jednak uwzględnić tu przenikanie z równie rozpowszechnionym kultem Lele i Polele.

Symptomatyczne jest również to, że jego kult nie ograniczał się do Grecji ale wprost przeciwnie, najważniejsze miejsca kultowe znajdowały się na peryferiach wpływów greckich, w północnym rejonie Morza Czarnego, między innymi na wyspie Leuke


oraz pomiędzy ujściem Dniestru i Dniepru do tego morza.

Jeśli spojrzymy na mapę zasięgu kultury łużyckiej, która to z pewnością reprezentuje pierwowzór „Imperium Lechii”, to właśnie w wymienionym rejonie osiągnęła ona swój największy południowo-wschodni zasięg.


Oczywiście musimy tego typu mapki traktować z lekkim przymrużeniem oka. Historycy mają niestety w zwyczaju kreować z byle powodu coraz to nowe kultury i coraz to nowe społeczności na bazie tego, że jakiemuś naszemu przodkowi akurat przy lepieniu jakiś garnek nie wyszedł.

W rzeczywistości w Europie istniała ciągłość kulturowa, a to co próbuje się nam wmówić jako zmiany ludnościowe i kolejne fale podbojów i napływu obcej ludności jest niczym innym jak zwykłą zmianą mody.

W tamtych czasach zmiany takie nie odbywały się w takim zawrotnym tempie jak współcześnie i zmiany gustu mieszkańców następowały w znacznie dłuższych odcinkach czasowych, ale to nie jest jeszcze powód do tego, aby zaraz wymyślać jakieś nowe kultury.

Jest to, tak na marginesie, kolejny przykład tego, do jakiego stopnia zdegenerowany jest współczesny system nauki.

W znakomitej większości przypadków o zmianie kultury nie może być nawet mowy. Jedyne co się zmienia to ambicje kolejnych historyków do wykreowania nowego pola do ich grafomańskich wypocin.

Oczywiście to, że te ośrodki kultowe Achillesa (Lecha) były ograniczone do wybrzeża Morza Czarnego można spokojnie między bajki włożyć. To ograniczenie jest niczym innym jak tylko ograniczeniem w głowach „naszych historyków”.

Kult Achillesa istniał oczywiście na całym terenie wpływu kultury łużyckiej (Imperium Lechickiego). Ten kult musiał się tam jednak manifestować w innej formie materialnej, chociażby dlatego że na tych terenach powszechnym w użyciu było głównie drewno i kamienne ośrodki kultowe należą do rzadkości. Jego „nieobecność” wynika też z niechęci archeologów do rozpoznawania takich związków i odpowiednie interpretacje znalezisk są tak konstruowane, aby te związki zatuszować i zakłamać.

Związki te są widoczne nawet jeszcze współcześnie. Nie przypadkowo bowiem, w centrum obszaru zajmowanego kiedyś przez Kulturę Łużycką zachował się lud którego mowa nazywana jest językiem Lachów.
Wprawdzie w polskiej Wikipedii język ten nazywany jest językiem laskim, ale tak jak to już widzieliśmy na dziesiątkach i setkach innych przykładów, naród polski poddawany jest również współcześnie nieustanej propagandzie, nastawionej na zafałszowanie znaczeń i powiązań historycznych faktów. W Wikipedii angielskiej określenie tego języka nie pozostawia żadnych niedomówień.


Możemy więc przypuszczać, że to właśnie ten rejon stanowił centrum polityczne Słowian i że tu na granicy Słowacji, Czech i Polski znajdowała się pradawna siedziba władców lechickich w tym również i Achillesa (Lecha).

Za dodatkową poszlakę może nam posłużyć częstotliwość występowania Haplogrupy R1a wśród mieszkańców Europy oraz obszaru o największej różnorodności poszczególnych podtypów tej haplogrupy.



Ta wskazuje właśnie na ten przygraniczny region jako pierwotne miejsce występowania nosicieli tej haplogrupy a tym samym jako ojczyznę wszystkich Słowian.

Podane przeze mnie przykłady i ich interpretacje są tylko czubkiem góry lodowej tego, jakie jeszcze inne, nowe możliwości kryją się przy analizie Iliady i jej bohaterów. W przyszłości wrócimy do tego tematu zapewne nie raz i mam wrażenie, że za każdym razem zadziwi nas to, jak inaczej można spojrzeć na zapisane tam fakty i jak przewrotnie-kłamliwa jest naukowa propaganda.

Mimo oczywistych słowiańskich powiązań w Iliadzie, całe pokolenia badaczy i czytelników nie ważyły się spojrzeć na to dzieło jako świadectwo historii Słowian.

Los dał nam teraz niepowtarzalną szansę, aby zmienić to dokumentnie i zerwać z tą kłamliwą narracją przeszłości.

Złoty Róg” mamy znowu w naszych rękach, ale czy wyrwiemy się z marazmu „Chocholego Tańca” narzuconego nam przez „polskie elity”, to zależy tylko od naszego sumienia i szacunku względem samych siebie i naszych własnych przodków.

Translate

Szukaj na tym blogu