O prawidłowej interpretacji rozbłysków gamma



O prawidłowej interpretacji rozbłysków gamma

W latach 60-tych ubiegłego wieku amerykańskie satelity szpiegowskie zarejestrowały krótkie fazy wzrostu promieniowania gamma. Po początkowej panice, związanej z podejrzewaniem Rosjan o prowadzenie tajnych prób nuklearnych stwierdzono, że impulsy tego promieniowania nie mają swego źródła na Ziemi ale w przestrzeni kosmicznej. Zasadniczy postęp dokonał się w wyniku obserwacji przy pomocy instrumentu BATSE zainstalowanego na teleskopie kosmicznym Comptona.


W rezultacie pomiarów w latach 1991-2000 zarejestrowano bardzo dużo tych rozbłysków co pozwoliło stwierdzić, że zjawisko to występuje średnio raz na dobę oraz że rozmieszczenie rozbłysków na sferze niebieskiej jest absolutnie izotropowe, co wskazuje na to, że nie mogą się one znajdować blisko Ziemi. Co więcej nie mogą one też pochodzić z naszej galaktyki.
Kolejnego przełomu dokonano w roku 1997 przy pomocy satelity BeppoSax


który zarejestrował zjawisko poświaty występującej po rozbłysku gamma w zakresie większych długości fal. W ten sposób otworzyła się przed badaczami możliwość pomierzenia „odległości“ do źródła takiego rozbłysku poprzez pomiar tak zwanego przesunięcia ku podczerwieni.


To co jednak tam pomierzono podniosło to zjawisko do rangi jednej z najbardziej tajemniczych obserwacji astrofizycznych. Zaobserwowano że przesunięcia ku podczerwieni są dla tego zjawiska ekstremalnie duże co oznacza, że obiekty źródłowe były oddalone od Ziemi o miliardy lat świetlnych.

Kolejnym fenomenem było stwierdzenie tego, że rozbłyski takie nie mają jednolitego charakteru, co pozwoliło na wydzielenie dwóch typów rozbłysków. Krótkie o czasie trwania poniżej 2 sekund oraz długie o czasie trwania powyżej 2 sekund.


Również jeśli chodzi o rozkład widma takich rozbłysków różnice są bardzo dobrze widoczne.


Jeśli uwzględnimy oddalenie źródła rozbłysków gamma na podstawie przesunięcia ku podczerwieni oraz przyjmiemy izotropowość emisji promieniowania musimy przyjąć że średnio GRB uwalnia energie w ilości 1053 do 1054 ergów co odpowiada równoważnikowi masy około 1.9 MSloncc2 słońc zamiennych całkowicie w promieniowanie.

Mechanizmy które miałyby do tego prowadzić są fizykom nieznane i z punktu widzenia obowiązujących dogmatów również niemożliwe do wyjaśnienia.

Te wszystkie poprzednio wymienione fakty wzbogaciły naszą wiedzę o zjawisku rozbłysków gamma bardzo znacznie, ale nie przybliżyły nas ani trochę do wyjaśnienia jego natury.
Wprost przeciwnie, czym więcej faktów gromadzono, tym bardziej stawało się ono zagadkowe. Trzeba sobie uświadomić, że ilość energii jaką emituje takie źródło, w ciągu pierwszej sekundy trwania rozbłysku, jest większe niż wszystkich innych źródeł promieniowania w tym czasie, we wszechświecie, razem wziętych. Są to wielkości po prostu niewyobrażalne.

Jak dotąd nie jest znany mechanizm umożliwiający emisję tak intensywnego promieniowania w tak krótkim czasie. Skłoniło to astrofizyków do coraz bardziej karkołomnych hipotez dla ratowania obowiązujących w fizyce paradygmatów.
Podstawową metodą było przyjecie założenia, że źródło promieniowania gamma nie jest izotropowe ale emituje je w formie dwóch wąskich wiązek. Obserwacje coraz silniejszych wybuchów, z coraz dalszych zakątków wszechświata, również i to założenie doprowadziło do absurdu. W międzyczasie fizycy twierdzą, że wiązka wybuchu gamma jest bardziej skolimowana niż ta z najlepszego lasera i fotony promieniowanie przemieszczają się równolegle do siebie niezależnie od drogi jaka przemieszczają. 

Oczywiście takie gadanie ma tylko na celu ratowanie obowiązujących w fizyce durnot. Żaden rozsądny człowiek w coś takiego nie uwierzy. Ale to co myślą rozsądni ludzie interesuje naukowców tyle co zeszłoroczny śnieg. Najważniejsze jest to aby dalej zostać przy korycie.

Te dane które podałem na wstępie są jednak wystarczające do wyprowadzenia hipotezy tłumaczącej to zjawisko zgodnej z innymi obserwacjami wszechświata.
Oczywiście hipoteza taka nie może bazować na obowiązujących w fizyce paradygmatach, z racji ich baśniowej genezy, ale musi się oprzeć o teorię którą przedstawiłem w poprzednich moich pracach.

Moim zdaniem wszystkie zjawiska we wszechświecie muszą przebiegać według tych samych mechanizmów, niezależnie od miejsca i czasu ich wystąpienia. Tak więc zjawiska występujące przy dużych przesunięciach ku podczerwieni muszą mieć podobną genezę jak te występujące w bezpośredniej bliskości naszej galaktyki. Jak dotąd nie ma żadnego powodu do tego, aby przyjąć inne założenie. Ględzenie fizyków o Ciemnej Energii jest po prostu przyznaniem się ich do intelektualnej impotencji i dowodem na bezsensowność ich teorii
Jeśli chcemy zrozumieć rozbłyski gamma to nie możemy wymyślać bytów ponad minimum konieczne dla ich uzasadnienia.

Oznacza to, że bazą zrozumienia wszechświata muszą być teorie kreujące minimalną ilości bytów fizycznych ale dających się złożyć w teorię tłumaczącą „wszystko“.

I taką możliwość daje nam przyjecie zasady, że przestrzeń wszechświata nie jest ciągła, ale zbudowana jest z oscylujących trójwymiarowo podstawowych jednostek, nazwanych przeze mnie wakuolami.
Ten jedyny podstawowy byt fizyczny wystarcza nam do wyjaśnienia wszystkich obserwowanych zjawisk we wszechświecie. Dzięki temu jesteśmy w stanie wyjaśnić wszystkie procesy i prawa fizyczne włącznie z takim fenomenem jak: czym jest tak naprawdę materia i jaka jest jej budowa.




Co więcej, przyjecie nieciągłości przestrzeni pozwala nam również na opracowanie modelu ewolucji wszechświata zgodnego z obserwacjami oraz z naszym przekonaniem, że istnienie wszechświata nie może być procesem jednostkowym i zamkniętym w czasie, innymi słowy nie może być „cudem” ale musi być konsekwencją procesów jak najbardziej podatnych naszej percepcji i naszym zdolnościom poznawczym.


Zgodnie z tym modelem, rozwój wszechświata przebiega w sposób cykliczny pomiędzy dwiema jego formami, wszechświatem zbudowanym z materii oraz wszechświatem z dominacją przestrzeni. Przejście jednej formy w drugą występuje na skutek łączenia się podstawowych jednostek przestrzeni „wakuoli”ze sobą w wyniku czego powstaje materia, lub też rozpadu materii i przejście jej w formę swobodnych wakuoli przestrzeni. To ostatnie zjawisko nazwałem „Wysprzęgleniem Grawitacyjnym“

W trakcie kreacji materii we wszechświecie zaznacza się pewien graniczny punkt w którym ekspansja przestrzeni naszego wszechświata osiąga swoje maximum. Pomimo tego iż pojedyncze jednostki przestrzeni zmuszane są do coraz większej generacja przestrzeni, to na skutek postępującego zmniejszania się ich dostępności w wolnej formie, wszechświat ulega stagnacji aby następnie przejść w fazę kontrakcji.

Ten wzrost generacji przestrzeni przez pojedyncze jej jednostki nie maleje nawet wtedy, kiedy wszechświat przechodzi w fazę kurczenia się. Wprost przeciwnie, w tym momencie następuje nawet przyspieszenie tego procesu.
Oczywiście musi to prowadzić do zmian charakterystyki promieniowania docierającego do instrumentów pomiarowych fizyków.
Po tym wstępie możemy więc przystąpić do analizy obserwacji rozbłysków gamma w aspekcie ich zgodności z moją teorią.

Rozbłyski gamma to wprawdzie nie jedyna, ale jedna z najbardziej tajemniczych zagadek w naszym wszechświecie. Próby zglebienia tej tajemnicy, na podstawie obowiązującego paradygmatu w fizyce prowadza naukowców do absurdalnych wniosków, ktorych akceptacja przez to środowisko wskazuje na powszechnie panującą paranoje wśród jej przedstawicieli.

Niestety w obecnym systemie społecznym preferującym squr....nów i złodziei rowniez nauka została opanowana przez karierowiczów i wszelkiego typu moralnych degeneratów ktorych jedynym życiowym celem jest trzymanie się stołka. Oczywiscie czym wyższą pozycję ma taka miernota tym większa dla niego konieczność otoczenia się jeszcze większymi miernotami niż on sam. 

Doprowadziło to w ostatnich latach do całkowitego upadku nauki nie tylko w Polsce ale i na świecie. Do tego dochodzi jeszcze monopolistyczna pozycja USA w decydowaniu o tym co jest obowiązujące w nauce. Kraj ten wykorzystuje tę pozycję od lat dla niszczenia wszelkiej niezależnej myśli w nauce. Z całą premedytacją i z wykorzystaniem wszystkich dostępnych środków, włącznie z całą gamą przestępczych, państwo to przeciwstawia się postępowi w rozwoju nauki, słusznie obawiając się końca „Pax Americana“.

Nie można się wiec dziwić temu, że rowniez w przypadku rozbłysków gamma, w nauce durnota goni idiotyzmy. Próby wyjaśnienia rozbłysków gamma poprzez fokusację emisji promieniowania w formie dwóch wiązek były właśnie taką metodą obrony bzdur panujących w fizyce. Oczywiscie skończyło się tak jak tego można się było spodziewać na konieczności coraz większej kolimacji tych wiązek i doprowadziło tę teorię do absurdu. Tym razem natura obnażyła bezlitośnie brednie astrofizyków co jednak nie przeszkodziło im w dalszym ich rozpowszechnianiu.

Po prostu w tym zdegenerowanym systemie, w którym jeden squr...yn popiera innego squr....na, prawda nie ma żadnego znaczenia. Chodzi tylko i wyłącznie o kasę i temu podporządkowana jest cala działalność obecnych „elit“ nie tylko naukowych.

Po tej krótkiej dygresji społecznej czas jednak wrócić do meritum. I tu proponuję przypomnieć sobie mój model wszechświata.






Jego zasadniczą ideą było przyjecie cykliczności jego rozwoju. Cykl taki kończy się w momencie kiedy większość podstawowych jednostek przestrzeni zostaje związanych w formie materii. Materia ta nie jest jednak rozłożona równomiernie w przestrzeni ale grupuje się w większe struktury zbudowane z galaktyk. Galaktyki te w miarę upływu czasu przyjmują coraz to bardziej regularne formy, coraz bardziej przypominające swoja struktura siatkę krystaliczną.

Obecnie zbliżamy się do końcowej fazy kształtowania się takiej sieci krystalicznej. Już od dawna zauważono że rozkład materii we wszechświecie nie jest chaotyczny i podlega ścisłym regułom.
Odpowiednie symulacje uzmysławiają nam że proces tworzenia się krystalicznego wszechświata jest już daleko zaawansowany.


W momencie osiągnięcia przez wszechświat takiej idealnej krystalicznej struktury, poziom Tła Grawitacyjnego w węzłach jego sieci krystalicznej wzrasta tak bardzo, że materia nie może w nich więcej istnieć. W jednym mgnieniu oka we wszystkich węzłach dochodzi do jej całkowitego unicestwienia i przemiany materii w fotony czyli swobodnie przemieszczające się jednostki przestrzeni, wakuole.

Oznacza to jednak że w tej fazie cyklu w dostępnej przestrzeni wszechświata liczba jednostek powiększy się lawinowo i każdy z tych nowo powstałych fotonów będzie zmuszony do oscylacji z bardzo dużą częstotliwością.
Częstotliwość ta przewyższała o wiele rzędów tę wielkość jaką obserwujemy u najbardziej energetycznym promieniowania gamma współcześnie.

W warunkach początkowych takiego ekspandującego wszechświata charakterystyka spektrum emitowanego promieniowania nie różniła się jednak niczym od obserwowanego współcześnie jedynie częstotliwości znajdowały się w zakresie który współcześnie nie występuje.
Musimy zdać sobie z tego sprawę że zakres poszczególnych rodzajów promieniowania zależny jest od środowiska w którym doszło do jego emisji i to co na Ziemi emituje promieniowanie powiedzmy w zakresie promieniowania ultrafioletowego, na Marsie będzie emitowane w zakresie światła żółtego albo czerwieni.


Podobnie ma się sprawa w odniesieniu do spektrów światła dalekich galaktyk. Ich emisja miała miejsce w warunkach nam nieznanych i to co do Ziemi dochodzi jako promieniowanie widzialne nie było z cala pewnością emitowane przez źródło w tym zakresie w którym je obserwujemy.

Wynika to z tego że fotony zachowują wprawdzie swoja częstotliwość oscylacji po emisji ale środowisko w którym się przemieszczają ulega bardzo drastycznym zmianom co powoduje że zaburzenia przestrzeni wywołane przemieszczającym się fotonem, a rejestrowane przez nas jako określone fale promieniowania mogą ulegać poważnym zmianom i ten sam foton będzie modulować zaburzenia prowadzące do powstania określonych długości fal elektromagnetycznych w zależności od lokalnych warunków.

W momencie unicestwienia krystalicznego wszechświata i destrukcji znajdującej się w nim materii częstotliwości emitowanych fotonów były eksorbitalnie wysokie. W miarę ekspansji wszechświata poruszające się fotony zaczęły napotykać na swojej drodze wakuole przestrzeni o mniejszej częstotliwości oscylacji niż ich własne. Po przekroczeniu określonego poziomu musiało to prowadzić do przechwycenia takiego fotonu przez wakuole przestrzeni i powstania pierwszych elementów materii.

Były nimi protony.




Jest to też wytłumaczenie tego, dlaczego we wszechświecie nie występuje równowaga pomiędzy materią i antymaterią.

Wynikało to z tego że częstotliwość fotonów biorących udział w tworzeniu pierwszych protonów była niezmienna natomiast częstotliwość wakuoli przestrzeni podlegała szybkiemu obniżaniu co sprzyjało przechwyceniu fotonów przez wakuole przestrzeni. W warunkach odwrotnych utworzyła by się antymateria ale takie warunki we wszechświecie normalnie się nie zdarzają.

Z tego też względu wszechświat z dominacja antymaterii jest niemożliwy.

Dopiero po zakończeniu eksplozywnej fazy generacji przestrzeni wszechświata wystąpiły warunki do tworzenia się elektronów, te bowiem powstają jedynie wtedy, kiedy tworzące je wakuole i fotony maja podobna częstotliwość oscylacji a tym samym podobna wielkość.

Przyczyna dominacji elektronów nad pozytronami jest taka sama jak w przypadku protonów i antyprotonów.

Tak więc w początkowej fazie cyklu rozwoju wszechświata wystąpiło gwałtowne generowanie materii z której szybko powstały pierwsze gwiazdy i galaktyki.

Gwiazdy takie ewoluowały według zasad o ktorych opowiem innym razem a które prowadzą w krótszym lub dłuższym okresie czasu do ich eksplozji w formie supernowej.

W początkowym okresie istnienia gwiazd i galaktyk Tło Grawitacyjne we wszechświecie miało bardzo wysokie wartości co powodowało emisję fotonów o bardzo wysokich częstotliwościach oscylacji.


Do naszych czasów żaden z tych fotonów się nie zachował ale uległy one przechwyceniu przez wakuole przestrzeni i przemianie w materię. Tak że z wszystkich częstotliwości emitowanych przez taką supernową do naszych czasów dotrwały tylko te najbardziej przeczerwienione. Obserwujemy je jako emisję promieniowania gamma, ponieważ te pozostałe jeszcze fotony są w stanie, w warunkach ziemskich, modulować przestrzeń tylko w formie fali promieniowania gamma.

Tym samym dochodzimy do rozwiązania zagadki rozbłysków gamma.

Źródłem ich były wybuchy supernowych we wczesnym okresie istnienia wszechświata. Emitowały one fotony o bardzo dużej częstotliwości które w miarę zmian w otaczającej ich przestrzeni ulegały przemianie w materię. Zanim to jednak nastąpiło modulacje przestrzeni wywołane takim fotonem przechodziły w zakres coraz bardziej przesunięty ku podczerwieni co naukowcy interpretują jako wskaźnik odległości. Oczywiscie to jest piramidalna bzdura. Światło takich dalekich supernowych wielokrotnie zmienia swój charakter w trakcie wędrówki i coraz to inne fotony o coraz niższej częstotliwości oscylacji przejmują rolę inicjowania promieniowania elektromagnetycznego gamma.

Dowodem na taką właśnie interpretację jest długość trwania rozbłysku gamma. Czym większa była częstotliwość TG w momencie emisji, tym mniej fotonów zachowało się do naszych czasów. Wszystkie fotony o początkowo wysokiej częstotliwości oscylacji już dawno zamieniły się w materię i tym samym zakres spektrum ulegał postępującemu zawężeniu. Tak ze obecnie pozostały już fotony z wąskiego zakresu co doskonale jest widoczne na spektralnej analizie takich eksplozji. Grafika powyżej.

Oznacza to że rozbłyski gamma staja się tym krótsze czym starsze jest jego źródło. Rozbłyski długie są młodsze.
Kolejnym wnioskiem jest to że przesuniecie ku podczerwieni nie może być żadnym kryterium w określaniu odległości źródła takiej emisji.

Moja teoria pozwala też wytłumaczyć to, dlaczego rozbłyski te emitują tyle energii. Po prostu w momencie emisji były one jak najzupełniej normalne dla tamtego wszechświata. W międzyczasie uległ on jednak takiej dramatyczniej zmianie że foton z tej emisji wywołuje w naszych współczesnych warunkach o wiele wiesze wrażenie „energetyczności“.

Widzimy więc że interpretacja rzeczywistości nie musi być wcale skomplikowana.
Nie może się ona jednak opierać na bzdurach propagowanych przez „fizyków“.
Ta banda oszustów nie potrafi nic innego jak tylko wyciągać szmal z kieszeni otępiałego ich derwiszowskimi tańcami społeczeństwa.

Starożytna historia Polaków. Piastowie – ostatni Merowingowie



Starożytna historia Polaków. Piastowie – ostatni Merowingowie


Pippin Starszy zachował się w pamięci ludu Polan pod przezwiskiem Popiela, czyli tego który spalił i spopielił świadectwa historii własnego narodu. Dla jego następcy i syna wymyślono inne przezwiska.
Przez mieszkańców Galii nazywany był imieniem Grimoald co po przetłumaczeniu oznacza mniej więcej „Starego Ponuraka”.
Wśród Polan znany był jako Popiel II lub pod imieniem Chościsko.

To ostatnie przezwisko oznaczało miotłę i odnosiło się jakoby do długich włosów jakie miał nosić ten władca.

Oczywiście jest to jednoznaczne kłamstwo katolickiej propagandy.
To przezwisko otrzymał Popiel II z odwrotnych powodów. Z racji przynależności do nowej religii kazał sobie obciąć włosy, czym odcinał się od ariańskiej przeszłości. Wszyscy jego poprzednicy, Merowińscy władcy, nosili starodawnym zwyczajem długie włosy splecione często w warkocz.

Grimoald zerwał z tą tradycją i obciął włosy podkreślając w ten sposób swoją przynależność do katolickiej wiary.
Ten jego wygląd, z krótkimi włosami sterczącymi na głowie do góry, tak bardzo kontrastował ze słowiańskimi przyzwyczajeniami, że otrzymał on od nich przezwisko „miotła”.
Dla innych, niesłowiańskich ludów w królestwie, ważniejsze były jego cechy charakteru i dlatego nazwali go „ponurakiem”.
Nienawiść wśród ludu do osoby Popiela II była tak silna, że katolikom nie udało się tego zmienić nawet przez stulecia indoktrynacji, a więc zgodnie ze sprawdzoną metodą, przerobili kota ogonem i z własnego zwolennika zrobili dzikusa.

Po obaleniu Popiela II, Polanie galijscy jak i Polanie w ich ojczyźnie – Wielkopolsce, pragnęli powrotu do starych zasad funkcjonowania państwa i te mógł najlepiej zapewnić władca pochodzący z prawowitej gałęzi Merowingów, a tym był Dagobert II zwany Piastem, przebywający na wygnaniu na Wyspach Brytyjskich.

Słowo „piastun” można użyć w dwóch znaczeniach. W pierwszym jako osoby wychowującej dziecko, oraz w drugim, jako osoby wychowywanej przez piastuna czyli „Piasta”.
I właśnie z tym drugim znaczeniem mamy do czynienia w przypadku Dagoberta II.
Jest to świadectwo tego że wychował się on bez rodziców i pod kontrolą opiekuna.

Przejecie władzy przez Dagoberta II (Piasta) nie wszędzie zostało przyjęte z poparciem i szczególnie na terenie Galii i obecnych Niemiec doszło do rozruchów i wojny domowej trwającej około 20 lat. W jej wyniku dynastia Pippinidów w osobie Pippna Średniego (Popiela III) odzyskała ponownie władzę nad terenami obecnej Francji i części Niemiec, ale straciła ostatecznie kontrolę nad ojczyzną Polan czyli Wielkopolską oraz terenami Słowian zachodnich czyli Obodrytami i Wieletami (Czechami).
Jego następca Karol (Młot) przyjął słowiański tytuł „Króla”, od którego wywodzi się jego imię oraz imiona większości jego następców (Karolingów).


Ten okres przejścia z arianizmu do katolicyzmu jest naprawdę wybitnie zagmatwany. Czytając dzieje tego okresu nie można się pozbyć wrażenia, że podawane tam daty i postacie nie odpowiadają rzeczywistości i komuś bardzo zależało na tym aby zachachmęcić prawdziwy przebieg dziejów. Każdy musi tak naprawdę zauważyć to, że postacie Pippina Starszego jak i Pippina Średniego są tak naprawdę identyczne i identyczny jest też los ich synów, którzy na dodatek noszą jeszcze to samo imię. Wygląda więc to tak jakby komuś zależało na przedłożeniu czasu trwania Dynastii Karolingów i poszczególni jej władcy zostali umieszczeni w niej dwukrotnie. Ta sama historia powtarza się też i później co nasuwa przypuszczenia że generalnie chronologia historii wczesnego średniowiecza jest fałszywa i w gruncie rzeczy występują w niej 100 do 200 lat które w praktyce nie istniały.

Potomkowie Dagoberta II zrezygnowali przejściowo ze swoich prawowitych roszczeń do władzy nad Galią i ograniczyli ją do terenów ściśle słowiańskich. W czasie wspomnianej wojny domowej, tereny między Renem a Łabą zostały prawie że całkowicie opanowane przez niemieckojęzycznych Sasów pochodzących ze Skandynawii, co w naturalny sposób musiało doprowadzić do podziału królestwa galijskich Polan.

Mimo to pamięć o prawach dynastii Piastów do władzy nad całym dziedzictwem Merowingów nie zanikła i w momencie kiedy dynastia Ottonów wygasała, to jej ostatni przedstawiciel Otto III osobiście zwrócił się do Bolesława Chrobrego, jako bezpośredniego potomka ostatniego władcy Merowingów Dagoberta II, o przejecie władzy nad odnowionym Cesarstwem Rzymskim.

Ta decyzja jest potwierdzona całym szeregiem faktów jednoznacznie wskazujących na wyznaczenie Bolesława jako następcy. Były nimi uroczysta Koronacja wraz z przekazaniem Bolesławowi insygniów najwyższej władzy cesarskiej z których najważniejszą była Włócznia Świętego Maurycego, od czasów Konstantyna Wielkiego symbol najwyższej władzy cesarskiej.

Również opisany powrót cesarza Ottona III do Akwizgranu połączony z otwarciem grobu Karola Wielkiego oraz przekazaniem Bolesławowi złotego tronu tego władcy, są jednoznacznymi dowodami jego rangi jako oficjalnego następcy tronu

W roku 1031 insygnia władzy cesarskiej przekazane Piastom zostały podstępnie wykradzione i wywiezione do Niemiec. To zdarzenie ignorowane i marginalizowane przez „polskich” historyków miało dla losów Europy i Polski centralną rolę ponieważ już na zawsze utrwaliło i umocniło pozycję Sasów na terenach między Łabą i Renem i pozwoliło im stopniowo zniemczyć żyjącą tam większość słowiańską. Na początku XI wieku język niemiecki, czy też to co go poprzedzało, był językiem mniejszościowym używanym przez relatywnie nieliczne skandynawskie plemię Sasów, któremu, tak jak to miało miejsce poprzednio ze Słowianami w Galii, udało się obsadzić centralne pozycje we władzy. Dopiero następne stulecia wytrwalej polityki kolonizacyjnej z inspiracji starotestamentowego kościoła katolickiego, doprowadziły do wykształcenia się narodu niemieckiego.

Gdyby Pastom udało się zachować te insygnia cesarskiej władzy, to wcześniej czy później władza znalazłaby się w ich rękach. Byłaby to po prostu konsekwencją powszechności wiary w to, że władza pochodzi z woli Boga i posiadanie insygniów cesarskich były świadectwem tej właśnie woli, której żaden śmiertelny nie odważyłby się sprzeciwić. Jeśli tak, to wcale nie jest pewne to, czy Niemcy w ogóle by powstały.

O wiele bardziej prawdopodobna jest taka możliwość, że powstałoby słowiańskie mocarstwo łączące wszystkie katolickie kraje Europy w jednym politycznym organizmie pod przywództwem dynastii piastowskiej.

Otto III jako najwyższy przedstawiciel władzy świeckiej i duchowej miał oczywiście dostęp do wszystkich dokumentów poświadczających prawdziwą historię Franków i wiedział doskonale kto ma po nim największe prawa do tronu. Jako ostatni z rodu nie miał też żadnych oporów aby przekazać tę władzę Bolesławowi Chrobremu.

Oczywiście popełnił błąd nie żądając od podległego mu rycerstwa przysięgi wierności dla następcy tronu jeszcze za swego życia. W momencie jego śmierci arystokracja Saska a przede wszystkim oligarchia kościelna sprzeciwiły się przywróceniu do władzy Merowingów i władzę oddały w ręce Henryka II.

Od tego momentu zaczął się też okres masowych niemiecko-katolickich fałszerstw dokumentów i świadectw historycznych dotyczących dziejów Franków, Polski i Niemiec, z kulminacją w postaci kradzieży cesarskich insygniów.

To bezprawne przejecie władzy niezgodne z wolą i testamentem Ottona III było przyczyną rozpoczęcia przez Henryka II wojen z Polską w celu fizycznej eliminacji rodu Piastów.
Jego działania spotkały się z entuzjastycznym poparciem kościoła katolickiego który miał jeszcze świeżo w pamięci to, że Polanie i ich władcy w swojej naturze dalej byli Arianami i że w momencie przejęcia władzy przez Bolesława całemu cesarstwu „groził” powrót do pierwotnej wiary i eliminacja starotestamentowych katolickich elit.

Te dążenia do fizycznej likwidacji Piastów, przez kościół katolicki i władców Niemiec, nigdy nie ustawały i pociągnęły za sobą skrytobójcze morderstwa licznych przedstawicieli tej dynastii, szczególnie tych, którzy mieli szansę na odbudowę jej politycznego znaczenia.

Nie ma więc co się dziwić, że Henryk II za te swoje „zasługi”, czyli za mordowanie naszych przodków, został katolickim świętym.
Prawdziwy przebieg historii tych wydarzeń został oczywiście przez kościół katolicki bezczelnie zafałszowany i tylko ślady prawdziwych wydążeń zachowały się do naszych czasów.

Opisany przeze mnie przebieg historii pozwala nam też na nową interpretację początków katolicyzacji wielkopolskich Polan.

W rzeczywistości nie możemy mówić o przyjęciu chrztu przez Polan, ponieważ ci już od stuleci byli chrześcijanami (tylko w, że tak powiem, wersji light), a jedynie o zmianie przynależności wyznaniowej.

Samo dążenie Mieszka I do przyjęcia starotestamentowej wersji tej religii trzeba rozpatrywać w aspekcie polityki dynastycznej Piastów.

Z końcem IX wieku zaczęły stopniowo wymierać poszczególne gałęzie rodów Pippinidów (Karolingów) i Merowingów. W ciągu następnych ca. 50 lat zarówno Francja jak i Niemcy stanęły przed koniecznością wyboru nowych dynastii władców. Nagle i niespodziewanie ostatni przedstawiciele głównej, męskiej linii Merowingów, czyli Piastowie, znaleźli się w centrum tej batalii o przejecie władzy.

Już Mieszko I włączył się do tej rywalizacji z wielką energią, szukając zwolenników we wschodniej i zachodniej części mocarstwa Franków.
Te wysiłki zdały się nie na wiele, ale spowodowały niepokój u innych pretendentów do tronu i Polanie stali się celem ataków ich przeciwników, szczególnie Sasów.

W walkach tych Mieszko korzystał z poparcia swoich zwolenników wśród arystokracji Franków, którzy stanowili trzon jego książęcej drużyny, i wspomagali go w walce z Sasami o przejecie kontroli nad ziemiami między Odrą a Renem.

Ostatecznie jednak o pominięciu Piastów w sukcesji zadecydowała ich ariańska religia.

To właśnie aspiracje dynastyczne Mieszka I skłoniły go do przejścia na katolicyzm jako religii dominującej tereny ówczesnych Franków.
Ta decyzja była podyktowana chęcią uzyskania poparcia dla jego politycznych dążeń również ze strony kościelnej hierarchii i tym właśnie można wytłumaczyć zagadkowe pismo Mieszka I, nie mające odpowiednika w ówczesnej Europie, w którym zwraca się on do Papieża w Rzymie oddając swoje włości pod jego opiekę.

Użyte tam określenie Dagome iudex jest bezpośrednim nawiązaniem do jego merowińskiego pochodzenia.
Dago było określeniem księcia stosowanym wśród większości słowiańskich plemion w tym oczywiście przez Merowingów oraz tytułem nawiązującym do wcześniejszych władców tej dynastii a szczególnie do założyciela linii piastowskiej Dagoberta II.

Określenie Iudex, mimo że łacińskie, ma również słowiańskie tradycje. Ten tytuł należał do najwyższych w hierarchii społecznej, co wiemy z zapisków dotyczących struktury państwa Langobardów, u których najwyższe tytuły w państwie, w tym tytuł książęcy, były określane terminem „iudices


Termin ten oznaczał osobę upoważnioną do egzekwowania obowiązującego prawa.

Wyrażenie jakie użył skryba w liście Mieszka I do Papieża „Dagome iudex” zostało przekazane potomności nieprawidłowo. W rzeczywistości chodziło o zwrot piszącego w którym oznajmiał on w czyim imieniu jest to pismo napisane.

Dago meus et iudex” - „Książę mój i Pan”

W piśmie tym Mieszko jednoznacznie domaga się od Papieża poparcia oraz przyzwolenia dla swoich planów objęcia tronu władcy Franków, w zamian za akceptację nadrzędności władzy kościelnej. Było to więc rodzajem zapewnienia, że powrót Merowingów na tron nie spowoduje przywrócenia dawnej ariańskiej religii, ale będzie oznaczał powiększenie władzy katolickiego kościoła o nowe, słowiańskie terytoria.

Wśród tych terytoriów, które Mieszko uważał za swoje i które wymienione zostały w tekście, zadziwia nazwa „Alemure”co do której „historycy” nie maja odwagi podać jej prawdziwego znaczenia.
Oczywiście nazwa ta odnosi się do określenia „Alemania” a więc do obecnych terenów Niemiec na północ od rzeki Men.


Jest to więc jednoznaczny dowód tego, że Mieszko miał świadomość przynależności do rodu Merowingów i wykazywał aspiracje do przejęcia ich dziedzictwa.

Jak wiemy, nie na wiele się to zdało i zamiast dobrowolnego przyłączenia, kościół starotestamentowy wybrał wariant krucjaty i nawracania Słowian ogniem i mieczem.

Centralną rolę odegrały tu działania Niemiec a w szczególności następców dynastii Ottonów, jako najbardziej zainteresowanych w zakłamaniu historii i mających największe obawy co do tego, aby na opanowanych przez Sasów terenach nie odrodziła się słowiańska świadomość i tradycja.

Pozostałości tych wydarzeń zaciążyły jednak na historii tych dwóch narodów bardzo znacznie i przybrały formę wzajemnej, głęboko zakorzenionej podejrzliwości i niechęci i to mimo tego, że tak naprawdę jesteśmy zarówno historycznie jak i genetycznie jedną rodziną, a dzielą nas tylko nasze języki i nasze uprzedzenia.

Oczywiście przedstawiona przeze mnie w tym cyklu artykułów, który właśnie dobiegł końca, wersja historii Europy i Polski jest wysoce kontrowersyjna. Ta interpretacja oparta jest jednak na twardych faktach i w przeciwieństwie do innych wersji historycznych wydarzeń daje się łatwo zweryfikować. Podany przeze mnie przebieg wydarzeń zakłada pewną genetyczną ciągłość pomiędzy wymienionymi ludami i postaciami.

Teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie aby sprawdzić prawidłowość tych przypuszczeń poprzez analizy genetyczne DNA szczątków arystokracji z początków średniowiecza i prześledzenia ich wzajemnych pokrewieństw.

Jeśli moje przypuszczenia są słuszne to Merowingowie, Karolingowie i Piastowie są ze sobą bardzo blisko spokrewnieni i tworzy tak naprawdę jedną rodzinę.
Także w przypadku całych ludów znajdziemy bliskie pokrewieństwo między Wandalami z Kartaginy a mieszkańcami Małopolski oraz między średniowiecznymi Wielkopolanami a wczesnośredniowieczną arystokracją we Francji i Niemczech.

Nie jest też wykluczone, że taka genetyczna analiza pozwoli na znalezienie bezpośrednich, żyjących obecnie w Polsce, potomków tych dawnych rodów.

To porównanie jest już obecnie możliwe, ponieważ istnieją ku temu zarówno praktyczne jak i teoretyczne możliwości.

Oczywiście najbardziej spektakularnym dowodem byłoby znalezienie miejsca pochowku rycerzy którzy zginęli w wielkiej bitwie pod Wogastisburgiem czyli pod naszym Wawelem.

Ten dowód musiałby przekonać największych niedowiarków i uciszyć raz na zawsze starotestamentową katolicką propagandę.

A przede wszystkich skłonić w końcu, żyjących w letargu i ogłupiałych tą propagandą Polaków, do myślenia.

Jak łatwo można się domyśleć, tego typu badania nigdy nie zostaną przeprowadzone, przynajmniej do czasu kiedy na polskich uniwersytetach i wśród politycznych elit prym wiodą agenci i idioci kasujący forsę za pierdzenie w stołki i powtarzający, jak katarynka, dawno zdyskredytowane „półprawdy” podsuwane im przez wrogie Polakom siły, dążące do ostatecznego wyniszczenia naszego narodu i jego historycznej świadomości.

Na zakończenie uwaga co do historycznej roli kościoła katolickiego.
Jego postawa nie jest tak jednoznaczna jak by to sugerowały moje artykuły.
Po prostu omawiały one te momenty historyczne w których Kościół Katolicki odegrał w przypadku Polski negatywną rolę.
Jego ocena zmienia się jednak dramatycznie w zależności od tendencji jakie dominują w poszczególnych okresach historycznych.
Kościół katolicki z racji swojej ambiwalentnej natury rozdarty jest między skrajnie odmiennymi prądami wyrosłymi z olbrzymich przeciwieństw moralnych, etycznych i filozoficznych pomiędzy Starym i Nowym Testamentem.

Słowianie bardzo łatwo przejęli posłanie Nowego Testamentu które odpowiadało ich zasadom społecznym i moralnym ale nie akceptowali zasad Starego Testamentu, co musiało prowadzić do konfliktu z jego wyznawcami.

Kościół katolicki wielokrotnie w swojej historii przechodził z jednej skrajności w drugą, pogłębione to było jeszcze tym że liturgia kościelna jest pozostałością po okresie dominacji Arian wśród Chrześcijan i jest na wskroś słowiańska.


To prawdziwe rozdwojenie jaźni, połączone z nielicznymi okresami refleksji nad istotą Przesłania Jezusowego, pozwoliły na przetrwanie naszego narodu w jego mniej lub bardziej ciągłej tradycji historycznej.

Starożytna historia Polaków. Wskrzeszenie z popiołów





Już dawno historyków zajmujących się średniowieczną Europą zastanawiała dziwna zbieżność legend i podań narodów będących językowo bardzo odległymi od siebie. Podobieństwa te próbowano sobie wytłumaczyć wzajemnymi zapożyczeniami takich podań, pomijając możliwość wspólnej historii tych narodów. Nikomu nie chciało się pomieścić w głowie to, że jeszcze przed 1000 lat wiele obecnie tak rożnych narodowości stało bardzo blisko siebie, a nawet było ze sobą identycznych.
Jeśli chodzi o narody Słowian to ta bliskość nie jest podważana i wydaje się być oczywistością, ale czy jest możliwe to, aby np. Polacy i Niemcy mieli wspólną historię?

Trzeba na początku zaznaczyć, że wiele opisów dotyczących początków Królestwa Franków jak i jego dalszej historii nie są traktowane jako legenda, ale zakłada się prawdziwość omawianych w nich zdarzeń i to mimo tego, że większość z nich została spisana dopiero w późnym średniowieczu. W przeciwieństwie do tego podania słowiańskie są traktowane jako absolutnie fikcyjne a wymienione w nich postacie jako wytwór fantazji naszych przodków.

W tym artykule chciałbym zwrócić uwagę na wybitne paralele w opisach zdarzeń dotyczących tych dwóch narodów wskazujących na to, że legendy niemieckie i polskie opisują tak naprawdę te same zdarzenia ale z dwóch rożnych punktów widzenia.

Już w moich poprzednich artykułach wskazałem na to, że dynastia Merowingów rządząca na terenach obecnej Francji i Niemiec miała słowiańskie pochodzenie oraz na to, że struktury władzy państwa Franków były obsadzone przez słowiańskie elity.
Jako przykład możemy podać mityczną postać założyciela tej dynastii - Merowecha. Już samo jego imię świadczy o jego słowiańskości. Od razu można w nim rozpoznać elementy mowy słowiańskiej. Jego imię brzmiało w języku słowiańskim zapewne „Mirowar” czyli „Obrońca Pokoju” i dopiero później zostało przeinaczone. To samo dotyczy imienia żony jego następcy, czyli Childeryka I, której imię zostało nam przekazane w formie Basina, co musimy utożsamiać ze słowiańskim imieniem Bożena.

Z tego powodu jak i z całego szeregu innych, podanych przeze mnie we wcześniejszych artykułach, możemy oczekiwać tego, że ta wspólnota pochodzenia objawi się też we wspólnych elementach historii początków państwowości Franków jak i państwa polskiego.

Źródła państwowości polskiej zaczynają się według legendy od Piasta i jego poprzednika Popiela II.
W gruncie rzeczy mamy w tym podaniu do czynienia z przykładem zamachu stanu i obaleniu rządzącej dynastii przez lud Polan oraz wybrania następcy popieranego przez większość obywateli.

Kim był jednak Piast?

O tej postaci wiemy bardzo niewiele i jedyną przydatną tak naprawdę wskazówką jest jego imię. Najczęściej interpretowane jest ono jako pochodzące od określenia osoby wychowującej powierzone jej dziecko czyli od określenia piastun.
Z tego względu przyjęto, że Piast był najprawdopodobniej wychowawcą syna lub synów ówczesnego władcy Polan Popiela II.
Tylko w ten sposób możemy sobie wytłumaczyć to, że przy wyborze następcy Popiela mógł on zdobyć poparcie społeczeństwa. Było to możliwe tylko w tym wypadku kiedy jego osoba była popularna i znana większości Polan, a jednocześnie znana i ceniona przez elity tego ludu.

Tak więc wersja legendy o biednym Piaście Kołodzieju jest wykluczona.

Oczywiście istnieje jeszcze inna, przemilczana przez historyków interpretacja, ale o tym później.

Instytucja piastuna była wśród władców słowiańskich bardzo rozpowszechniona i stosowana już od pradziejów. Stosowali ja zarówno słowiańscy Spartanie jak i słowiańscy Macedończycy.


Oczywiście czym znaczniejsze było pochodzenie danego młodzieńca tym większe wymagania musiała spełnić osoba piastuna.

W przypadku Aleksandra Wielkiego był nim największy myśliciel i naukowiec czasów starożytnych Arystoteles.

Postać Arystotelesa jest dla nas o tyle ciekawa, bo w jego filozoficznym dorobku pojawiają się elementy typowe dla sposobu funkcjonowania społeczeństw słowiańskich i można przypuszczać, że sam Arystoteles, wbrew temu co nam próbują wmówić historycy, nie był Grekiem, ale najprawdopodobniej był z pochodzenia Macedończykiem lub Trakiem.

O tym świadczy nie tylko to, że jego ojciec był nadwornym lekarzem władcy słowiańskich Macedończyków, Amyntasa III, ale również to, że jego imię najwyraźniej było imieniem albo przezwiskiem słowiańskim.
W tym przypadku składało się ono z członu Ari pochodzącego od wyrazu Aria oznaczającego człowieka szlachetnego. Oraz członu „stotelez” z którym to spotkamy się przy nazewnictwie funkcji dworskich u Słowian.

Ten wyraz to nic innego jak trochę przekręcone określenie „stolnika” w języku słowiańskich „Langobardów” czyli Lombardów o czym pisałem tutaj:


u których dla funkcji stolnika używano określenia „stolezas”.
Razem dawało to określenie „Aristolezas” czyli „szlachetny stolnik” a które Grecy przerobili na Aristoteles. To określenie odpowiada zarówno poważaniu jakim cieszył się u Macedończyków Arystoteles jak i funkcji wychowawcy następcy tronu, czyli Aleksandra Wielkiego.

jeśli tak, to filozofia Arystotelesa daje nam dokładny wgląd w poglądy i przekonania Słowian tamtych czasów. Jego dzieła pozwalają nam zrozumieć to jak funkcjonowała społeczność słowiańska i jakie wartości moralne i etyczne były przez nią wyznawane. Ciekawe jest również to, że Arystoteles wniósł znaczny wkład w dziedzinie opisu i klasyfikacji ustrojów społecznych rożnych społeczeństw i te jego poglądy odzwierciedlają oczywiście jego empiryczne doświadczenia wynikłe z jego słowiańskiego pochodzenia i żywego kontaktu z tradycja społeczną i państwową Słowian.

Funkcja stolnika polegała nie tylko na zarządzaniu dworem władcy ale również na obowiązku wychowania następcy tronu. Również wśród Polan te dwa zadania były częścią obowiązków „piastuna” lub „stolnika”. W przypadku Merowingów funkcja stolnika była określana zlatynizowanym wyrazem Majordomus lub z niemiecka wyrazem Hausmeier. To drugie określenie jest jednak dużo późniejsze.

W moim poprzednim artykule napomknąłem też o postaci Pippina Starszego który pełnił rolę stolnika na dworze króla Dagowara I (Dagoberta I).


Po jego śmierci Pippin zapoczątkował dogłębne zmiany strukturalne w państwie galijskich Polan połączonych z reformami religijnymi oraz ekonomicznymi. Pippin dokonał w praktyce zamachu stanu i przejął władzę Merowingów w swoje ręce, starając się jednocześnie zapewnić swojemu synowi dziedziczenie władzy w królestwie.
Było to tym łatwiejsze ponieważ w wielkiej bitwie pod Wawelem zginęła większość arystokracji galijskich Polan i przez następne dziesięciolecia klasa średnia i arystokracja galijskich Polan straciła swoje polityczne znaczenie i tę pustkę wykorzystał bezwzględnie Pippin dla wprowadzenia w życie swoich planów.

Zmiany te doprowadziły również do napływu osadników z Brytanii oraz Skandynawii a w efekcie do stopniowego wytworzenia się nowych narodów i języków. Reformy Pippina kontynuował następnie jego syn i następca Grimoald odsuwając całkowicie od władzy prawowitego władcę Dagoberta II (którego był opiekunem, zgodnie ze starodawną tradycją), a którego wysłał na zesłanie do Irlandii.

Oczywiście tak daleko idące reformy spotkały się z oporem i musiały spowodować reakcję ze strony Słowian przywiązanych do starych zwyczajów, ariańskiej religii i słowiańskiego języka.
Po latach doprowadziło to do przewrotu i Grimoald został obalony a następnie wtrącony do lochu i najprawdopodobniej zamordowany.

Na pierwszy rzut oka nie widać w tej historii dużych podobieństw do legendy Piasta, ale czy na pewno?

Niewątpliwie Pippin odróżnia się jednoznacznie od innych władców Franków tamtych czasów. W przeciwieństwie do Merowingów żył prawdopodobnie w związkach monogamicznych. To samo można powiedzieć również o jego synu i następcy Grimoaldzie. Świadczy to pośrednio o tym, że byli oni zwolennikami innej formy religii chrześcijańskiej niż Merowingowie, i że jest wysoce prawdopodobne to, że to właśnie oni spróbowali zaszczepić starotestamentowy katolicyzm wśród galijskich Polan.
Historycy twierdzą, że Frankowie od czasów Chlodwiga wyznawali katolicyzm i to właśnie ten władca jako pierwszy zdecydował się przyjąć tę wiarę. Oczywiście jest to bzdura.
Żaden z opisów pierwszych Merowingów, w tym również Chlodwiga, nie potwierdza takiego stanu rzeczy. Zarówno ich zewnętrzny wygląd nie mówiąc już o ich obyczajach nie świadczy o tym, że Merowingowie mogli być katolikami ale o tym, że obowiązującą religia na ich dworze był arianizm. Dopiero Pippin zapoczątkował religijny przewrót, co wiązało się ze zmianami w obyczajach na dworze galijskich Polan.

Oczywiście ze względów propagandowych starotestamentowi katolicy próbowali przedstawić swoją religię jako wywodzącą się bezpośrednio od pierwszych apostołów i odpowiednio musiano też dorobić katolickie pochodzenie dynastiom rządzącym na terenach Francji i Niemiec. Katolicy znani są z tego, że nie maja żadnych skrupułów w „naprawianiu” historii i oczywiście w przypadku Merowingowie ich dzieje zostały też dokumentnie sfałszowane.

Najbardziej paradoksalne w tym wszystkim jest to, że obecny starotestamentowy katolicyzm nie ma powiązań z tradycjami pierwszych chrześcijan ale jest produktem sekty chrześcijańskiej z terenów Wysp Brytyjskich i Irlandii i dopiero Pippin Starszy pozwolił na rozszerzenie  wpływów tej sekty na tereny galijskich Polan, i w miarę ekspansji znaczenia państwa Franków, dalej na pozostałe części Europy w tym również Rzym. Tak naprawdę katolicyzm został wprowadzony przez Pippinidów jako niezbędny ideologiczny element ich gospodarczego systemu opartego na niewolnictwie oraz instrument  ekspansji znaczenia dynastii Karolingów w Europie.
Jako ciekawostkę można podać to, że tak ciężko katoliccy władcy Hiszpanii dopiero w XI wieku zdecydowali się przyjąć u siebie obrządek zwany rzymskim a tak naprawdę brytyjskim.

Mimo zafałszowania historii przez katolicką propagandę, istnieją w tych katolickich podaniach elementy oparte na rzeczywistych zdarzeniach, chociaż przesunięte w czasie i przypisane osobom nie mającymi z nimi nic wspólnego. Takim zdarzeniem jest oczywiście również moment przejęcia katolicyzmu przez władców Franków.

Tak jak to podałem wcześniej, stało się to za przyczyną Pippina Starszego i jego dążenia do wprowadzenia gospodarki niewolniczej w królestwie jako rokującej większe nadzieje na rozwój gospodarczy w społeczeństwie zdziesiątkowanym epidemią dżumy.

Z zachowanych opisów wiemy, że odbyło się to w trakcie oficjalnej ceremonii celebrowanej przez katolickiego biskupa, w trakcie której wygłosił on zdanie którego sens do dzisiaj jest dla historyków zagadką. Biskup zwrócił się do króla Franków (oficjalnie mówi się o Chlodwigu a co jest moim zdaniem niemożliwe i ceremonia ta odbyła się z udziałem Pippina Starszego) z następującymi słowami:

„Skłoń, dumny Sicambrze, twoją skroń i poddaj się łagodnej woli Jezusa Chrystusa. Módl się za to co wcześniej obróciłeś w popiół i spal to co dotychczas czciłeś.”

Interpretacja tego zdania, które wydaje się być dosyć wiernie przekazane potomności przez bezpośrednich świadków tej ceremonii, niesie w sobie cały szereg interpretacyjnych problemów. Już samo określenie króla wyrazem Sicamber jest więcej niż zagadkowe. Oczywiście katolicka propaganda zrobiła z tego słowa pierwotną nazwę plemiona Franków. Moim zdaniem mamy tu do czynienia z odniesieniem do pochodzenia galijskich Polan i ich przynależności do słowiańskiej społeczności ludów scytyjskich.
Znacznie ciekawsze jest jednak druga część zdania.

Wydaje się że mamy tu do czynienia z żądaniem kościoła zaprzestania pochowków całopalnych wśród galijskich Polan jako jednoznacznego znaku zerwania z ariańską przeszłością oraz wezwaniem do akcji palenia wszystkich świadectw dowodzących ariańskiej przeszłości galijskich Polan.

Pippiin spełnił te zadania tak dobrze, że po tych świadectwach nie ostało się nic. Wszystko co choćby w odległy sposób miało przypominać starodawną historię Polan i ich przynależność do religii ariańskiej było przez następne stulecia z fanatyczną wściekłością niszczone przez wyznawców starotestamentowego katolicyzmu. Mimo palenia wszystkiego co słowiańskie i ariańskie, w pamięci ludzkiej ta przeszłość nie uległa zapomnieniu, niestety w sposób szczątkowy i zafałszowany, ponieważ nawet przy manipulowaniu legend kościół katolicki nie pozostał bezczynny i korzystając ze swojego monopolu propagandowego, również tam próbował te legendy tak zmodyfikować aby odpowiadały jego widzeniu historii. Nie bez przyczyny świadectwa legend Polan i Wawelan zostały spisane przez katolików i to tak aby nikt nie wyczuł ich ścisłych powiązań z legendami Francuzów i Niemców.

Oczywiście ta dramatyczna akcja niszczenia przeszłości nie mogła przejść bez reakcji świadków tych czynów i jest to najzupełniej logiczne, ze w świadomości historycznej ludu władca ten zachował się pod przezwiskiem które odpowiadało jego czynom.

To imię brzmiało Popiel.

Czyli ten który spopielił historię własnego narodu.

Oczywiście ludność królestwa Franków, gdzie rożne elementy językowe mieszały się ze sobą jak w tyglu, musiała to słowiańskie przezwisko dostosować do własnej wymowy a na dokładkę brytyjskiej sekcie starotestamentowych katolików też nie pasowała słowiańskość tego władcy a więc postarali się o to aby ten władca przeszedł do historii pod imieniem Pippin.

Translate

Szukaj na tym blogu