O ewolucji człowieka



Temat ewolucji wzbudza silne emocje, zbyt mocno jest on bowiem obarczony konfliktami pomiędzy rożnymi światopoglądami i religijnymi preferencjami czytelników.

Obawiam się ze moim kolejnym artykułem nie przyczynie się do uspokojenia nastrojów, ponieważ zarówno zwolennicy jak i przeciwnicy ewolucji nie maja najmniejszego pojęcia o rzeczywistości i są zaślepieni swoim ideologicznym fanatyzmem.

Mechanizmy ewolucji wydaja sie funkcjonować na innych zasadach niż te propagowane przez ewolucjonistów. Z drugiej strony religijni maniacy tez nie maja się z czego cieszyć, ponieważ ewolucja istnieje, i to ona przyczyniła się do powstania człowieka a nie jakaś tam ingerencja jakiegoś tam "Boga".
Co więcej muszę stwierdzić, ze pozycja człowieka w świecie zwierząt nie jest niczym szczególnym. Można by to nawet drastyczniej sformułować. Powstanie człowieka rozumnego nie było poprzedzone żadnym procesem preferującym jego rozumność. Powstanie człowieka to po prostu “wypadek przy pracy”, przypadkowe wyewoluowanie świadomości będące produktem odpadowym selekcji innych cech organizmu, które dla jego przeżycia były o wiele ważniejsze od inteligencji.
Wskazania że ewolucja nie jest jedynie wynikiem zmian genów, ale produktem skomplikowanych zależności pomiędzy różnorodnymi czynnikami, stały się w ostatnich czasach coraz powszechniejsze.


Nie tylko chaperony mogą wpływać na morfologie organizmów ale już sama obecność prostych białek może wpłynąć w zdecydowany sposób na ich wygląd zewnętrzny.

Japońskiemu naukowcowi Masaki Kamakura udało się to w spektakularny sposób udowodnić. W artykule 


przedstawił on eksperyment dotyczący rozwoju ciała matek pszczelich.

Tak jak zapewne większości czytelników się orientuje, matki pszczele i robotnice nie różnią się zestawem swoich genów. Mimo tego pszczoły potrafią z larwy (z podwójnym zestawem chromosomów) do jej 5 dnia życia, wyhodować matkę pszczela tylko przez przestawienie sposobu karmienia tej larwy na mleczko pszczele.


Nie wiedziano jednak jaki czynnik konkretnie jest za to odpowiedzialny.
Badania Kakamury doprowadziły niedawno do identyfikacji tej substancji.
W swoim eksperymencie zbadał on jak długość przechowywania mleczka pszczelego wpływa na rozwój larw pszczelich i stwierdził że czym dłużej takie mleczko było przechowywane tym słabsze było jego działanie na larwy i tym słabiej przyszłe matki wykształcają typowe dla nich cechy morfologiczne.
Oznacza to że stężenie odpowiedzialnego za te zmiany czynnika musi się z upływem czasu zmniejszać i po około 30 dniach przechowywania całkowicie zaniknąć.
Dokładne analizy wykazały że warunek ten spełnia tylko jedna substancja zawarta w mleczku pszczelim a mianowicie białko o nazwie “Royalactin”


Odkrycie to mimo że interesujące nie miało by większego znaczenia gdyby nie to, że Kamakura  nie poprzestał na tym, ale postanowił sprawdzić jak ta substancja działa na rozwój muszki owocowej (Drosophila melanogaster)


Jest to wprawdzie też owad ale nie spokrewniony bezpośrednio z pszczołami i mimo to, poprzez dodatek Royalactinu do pożywienia larw muszki owocowej, doszło do dramatycznych zmian w wyglądzie osobników. Wyrosły one większe, żyły dłużej i złożyły więcej jajeczek niż normalne muszki owocowe.
Dowodzi to, że wygląd zewnętrzny organizmu może się silnie zmienić pod wpływem działania nawet bardzo prostych substancji i nie jest do tego potrzebna genetyczna selekcja czy tez mutacja genów.
Odkrycie Kamakury zaprzecza twierdzeniom oficjalnej nauki że to właśnie geny są odpowiedzialne za morfologie organizmów.

Tak się jednak składa że cala systematyka organizmów żywych opiera się głównie na ich wyglądzie zewnętrznym. Wprawdzie metody genetyczne znajdują coraz częściej zastosowanie, jednak tak naprawdę, nikt nie jest w stanie powiedzieć o ile „genów“ muszą się dane organizmy różnić, aby można je było traktować jako odrębne gatunki.

W ten sposób genetyka stalą się nowoczesnym sposobem „wróżenia z fusów“ któremu nauka oddaje w ekscesywny sposób.
Tacy ludzie jak Kamakura są tutaj niestety nielicznym wyjątkiem. Ich działania pozwalają nam zachować resztki zaufania w sensowność i etyczność współczesnej nauki, ponieważ potrafią oni jeszcze stawiać pod znakiem zapytania rozpowszechniane przez zawodowych oszustów kłamstwa.
Trzeba jednak zauważyć ze tego typu działania  podejmowane są prawie wyłącznie przez naukowców z poza obrębu zachodniej cywilizacji. Nauka zachodnia znajduje się bowiem w fazie głębokiego kryzysu zarówno etycznego jak i ideologicznego i jest sama z siebie niezdolna do procesu samoodnowy, zbyt silnie skorumpowane jest bowiem środowisko naukowców i za daleko zaszła już degeneracja moralna ich przedstawicieli. Do tego dochodzi jeszcze przejecie strategicznych funkcji przez zdewociałych idiotów, których jedynym celem jest zrobienie z nauki narzędzia służącego do rozpowszechniania ich religijnych maniactw. Ta koalicja złożona z oszustów, dewotów i idiotów doprowadziła do rozłożenia nauki a szczególnie fizyki na łopatki.
Eksperyment Kamakury pokazał nam w sposób niepodważalny że rozwój organizmu do osiągnięcia dojrzałości jest sterowany na rożnych płaszczyznach i każda z nich jest w stanie zmienić wygląd tego organizmu w sposób zdecydowany.
Co ciekawe nie każda z tych płaszczyzn jest sterowana zapisem genetycznym. W większości przypadków aktywizacja takiej płaszczyzny następuje na skutek zmian środowiska naturalnego.
Głównym elementem kształtującym to środowisko są zmiany Tła Grawitacyjnego.
To właśnie TG jest motorem powstawania i wymierania gatunków.
Jeśli dojdzie do nagłych zmian warunków fizycznych na poziomie TG, to organizmy zmieniają się w niesamowicie szybkim tempie.
Tego typu zmiany byłyby niemożliwe gdyby ich powstanie było tylko zależne  od mutacji genów ponieważ tempo ich powstawania jest za słabe.
Z tego względu Natura przyjęła inne rozwiązanie i wyposażyła organizmy w mechanizm zmieniający ich morfologie w sposób antycypujący przyszłe zmiany środowiskowe a tym samym sterujący zmianami kierunku przemian morfologii organizmu zapewniający jego przeżycie w zmieniającym się środowisku.

http://pogadanki.salon24.pl/383755,pare-uwag-o-mechanizmach-ewolucji

Nauka musi zdjąć klapki z oczu i zrezygnować z ulubionej tezy ewolucjonistów że to gatunek jest podstawową jednostką zmian ewolucyjnych i zaakceptować że ewolucję nie interesuje coś tak abstrakcyjnego jak gatunek a tylko i wyłącznie indywiduum.
Tak naprawdę ewolucja to przeciwieństwo tego co nauka traktuje jako niepodważalna prawdę. Ewolucja nie jest prezesem aktywnie zmieniającym gatunki w wiecznej ich walce o przeżycie w zmieniającym się bez ustanku środowisku, ale procesem pasywnym, stabilizującym istniejącą morfologię organizmów i próbą jej niezmienionego zachowania pomimo ciągłego nacisku TG zmieniającego wielkość cząsteczek budujących organizm..
Wszystkie procesy ewolucyjne służą jedynie temu aby wygląd organizmu i sposób jego życia pozostał w niezmienionym stanie i przeciwdziałają każdej próbie tych zmian.
Rzeczywiste zmiany inicjowane przez TG zachodzą za szybko i prowadza do tak dużej morfologicznej metamorfozy że ewolucja w klasycznym znaczeniu nie ma na te zmiany żadnego istotnego wpływu.
Konkretnie oznacza to ze organizmy o jednolitym zestawie genów, w rożnych epokach historii ziemi, przyjmują rożny wygląd zewnętrzny.

Ten wniosek zmienia, naturalnie, nasze spojrzenie na wszystkie aspekty rozwoju organizmów, również takie, które dotyczą rozwoju człowieka.

Jeśli ewolucja funkcjonuje inaczej, to jak w takim razie przebiegała ona w przypadku człowieka? Dlaczego i w jaki sposób doszło do wykształcenia u ludzi inteligencji?

Z punktu widzenia natury inwestycja w duży mózg i w inteligencję nie jest dobrym interesem. Nie zwiększa ona szans przeżycia, a wprost przeciwnie, koszty energetyczne są tak duże że w historii życia na ziemi ewolucja nie podjęła nigdy podobnego eksperymentu jak w przypadku ludzi.

Spójrzmy co na ten temat ma do powiedzenia paleontologia.


I rzeczywiście jeśli dokładniej spojrzymy na zawarte tam informacje to musi się każdemu rzucić w oczy specyficzna zależność.
W historii rozwoju rodzajów “Australopithecus” jak i “Homo” daje się zauważyć naprzemienne występowanie delikatnej (gracjalnej) i masywnej (robustnej) budowy ciała znalezionych szkieletów. Różnice te są tak duże że odpowiednie formy zostały zakwalifikowane do osobnych gatunków czy nawet rodzajów.


Z punktu widzenia mojej teorii Tła Grawitacyjnego takie podejście nie ma żadnego uzasadnienia. Różnice te nie są bowiem spowodowane zmianami genetycznymi ale wynikają z reakcji organizmu na zmiany TG a tym samym na zmiany w sfałdowaniu produkowanych przez organizm białek a tym samym wielkość komórek i organów.
Oznacza to że różne formy rodzaju Australopithecus


to w gruncie rzeczy ten sam gatunek, ale nawet tak odmienne jak Paranthropus boisei były tylko specjalną formą australopiteka wykształconą w trakcie kiedy TG przyjęło bardzo niskie wartości.
Ten sam schemat powtarza się także w obrębie rodzaju „Homo“
Masywną formą człowieka archaicznego jest np: Homo erectus a jego odpowiednikiem o delikatnej budowie to „Homo ergaster“. W nowszej historii taką parę tworzą Homo neanderthalensis i Homo sapiens, przy czym ten pierwszy jest typowy dla czasów o niskiej wartości TG co spowodowało wykształcenie wyraźniej zaznaczonych cech morfologicznych.

Moim zdaniem nigdy nie uda się znaleźć pozostałości neandertalczyków i ludzi współczesnych w tej samej warstwie osadów w tym samym miejscu.
Te dwie formy są bowiem tym samym, jedynie co je rożni to czas ich egzystencji i każda z tych form zmieniała swój wygląd w druga jeśli zmiany TG to wymusiły.

Tak więc w czasach o niskiej wartości TG powstają masywne formy ludzkie u których charakterystyczne cechy są bardziej rozwinięte w tym również takie jak mózg. W czasach o dużych wartościach TG budowa szkieletu zmienia się na „gracylna“ a mózg zmniejsza swoja masę, za to rośnie jego pofałdowanie.
W czasach o małych wartościach TG wytwarzają się nie tylko narośla na czaszkach ale w zależności od sensybilizacji chaperonów może dojść na przykład do wydłużenia niektórych kości odnóży. Wydłużenie kości tylnych odnóży zmusiło przodków ludzi do porzucenia nadrzewnego sposobu życia i przyjęcia postawy wyprostowanej. Ta zmiana szla w parze z ochłodzeniem klimatycznym i ekspansja środowiska sawanny i okazała się być bardzo korzystna, ponieważ umożliwiła ona australopitekom opanowanie tej nowej niszy ekologicznej. Tak wiec do tej zmiany zostały one zmuszone ponieważ zmiana budowy szkieletu nie pozwoliła im dalej prowadzić nadrzewny tryb życia.

Korelacje z przykładem zięb Darwina są tutaj zaiste frapujące.

Tego typu wahania powtarzały się wielokrotnie i nic nie wskazywało na to aby możliwa była przemiana do form typowo ludzkich, do momentu pojawienia się Homo ergaster, 


gracylnej formy Homo erectus, 


która swoje odżywianie przestawiła w całości na pokarm mięsny.
Aby uzyskać to bardzo wartościowe pożywienie nie wystarczyło okazyjne zjadanie padliny czy też przypadkowe sukcesy w polowaniu przy pomocy prymitywnych metod.
Homo ergaster wynalazł efektywna metodę polowania na dowolnie wielkie zwierzęta łowne.
Zauważył on ze można upolować każde zwierzę, niezależnie od jego wielkości, jeśli tylko dostatecznie długo zmuszać je do ucieczki i przeszkadzać w każdej probie pobrania pokarmu czy też napoju. Po paru dniach takiej nagonki zwierzęta umierały z wycieczenia.
Homo ergaster miał mianowicie, na skutek dwunożnego poruszania się, zdecydowanie lepszy bilans energetyczny niż jego ofiary. Również współcześnie tego typu polowania są jeszcze praktykowane np. u ludu  San

To polowanie na zabieganie 


było jednak dla myśliwego całkiem niebezpieczne i to nie ze względu na bezpośrednie zagrożenie atakami ofiary ale prawdziwe niebezpieczeństwo groziło mu ze strony przegrzania własnego organizmu i zapaści związanej z degeneracją funkcji mózgu.
Mimo szeregu przystosowań takich jak, utrata owłosienia i liczne gruczoły potowe, to niebezpieczeństwo było bardzo poważne i było najczęstszą przyczyną obumierania komórek mózgowych i śmierci tych prymitywnych myśliwych.
Natura znalazła jednak sposób na zmniejszenie tego niebezpieczeństwa. Poprzez selekcje chaperonów doszło do takiej ich sensybilizacji, że te które były odpowiedzialne za rozwój mózgu, wytwarzały więcej i większe komórki mózgowe, aby straty poniesione w trakcie przegrzania mózgu mogły być wyrównane istniejącymi w mózgu komórkami rezerwowymi tak aby funkcje mózgu mogły być zachowane. Dodatkowo nastąpił przyrost liczby komórek szarej substancji oraz wytworzenie jej wielowarstwowej struktury,


której własności przewodnictw cieplnego były korzystniejsze dla chłodzenia mózgu.
Natura zastosowała tutaj tę zasadę którą okola 200 lat temu sformułował jako pierwszy Charles Babbage.


“Perfekcyjna maszyna musi posiadać równolegle zainstalowanych tyle części zapasowych aby jej funkcjonowanie było zawsze zagwarantowane”.
Czym suchszy i cieplejszy klimat panował na Ziemi tym bardziej problematyczna była ta metoda polowań. Liczba części zapasowych musiała ciągle rosnąć. Kto posiadał za mala masę mózgową ten umierał na wylew krwi do mózgu. Jednocześnie występowała selekcja w kierunku nowej struktury mózgowej. Poza wytworzeniem grubszej warstwy kory mózgowej, nastąpiło głębokie pofałdowanie mózgu sprzyjające bardziej efektywnej wymianie cieplnej.
Forma ludzkiego mózgu jest wiec w gruncie rzeczy przykładem perfekcyjnej chłodnicy.

Powstanie dużego mózgu u człowieka nie miało nic a nic wspólnego z jego inteligencją.
Szare komórki nie miały pierwotni także żadnych intelektualnych funkcji. Ich jedynym celem było tylko efektywne przewodzenie ciepła na zewnątrz organizmu i przeciwdziałanie przegrzaniu tych regionów mózgu, których funkcjonowanie było niezbędne dla jego przeżycia.
Jednocześnie stanowiły one rezerwę na wypadek obumarcia części mózgu i miały za zadanie przejąć ich funkcje w razie ich uszkodzenia.
Mózg człowieka rozwinął się zatem w pełni zanim ludzie nauczyli się go używać w inteligentny sposób. W następnej fazie z niskimi wartościami TG w ten sposób uczulone chaperony reagowały jeszcze silniejszym wzrostem wielkości mózgu i masywne formy ludzkie dysponowały czasami mózgami większymi od współczesnych ludzi.

Mechanizm który tutaj opisałem nie dotyczy tylko archaicznych form ludzkich ale działanie jego zaznacza się również w czasach historycznych. Badania szkieletów ludności europejskiej wykazały cykliczne zmiany w wyglądzie czaszek ludzi na przełomie dziejów.  


Przy czym daje się zauważyć że wytworzenie się czaszki „krótkogłowej“ jest zawsze związane z ociepleniem klimatycznym, co odpowiada wysokim wartościom TG, natomiast zmiana budowy czaszki na długogłowa związana jest z oziębieniem klimatycznym i niskimi wartościami TG.


Nasza chełpliwość jeśli chodzi o wyjątkowość ludzi nie ma żadnego uzasadnienia. To nie nasza inteligencja doprowadziła do wytworzenia dużego mózgu ale odwrotnie to właśnie wytworzenie dużego mózgu (za dużego w stosunku do potrzeb) doprowadziło do tego że z czasem ludzie (przynajmniej niektórzy) nauczyli się go w inteligentny sposób używać.
Dlatego nie może nikogo dziwić to, że nie wszyscy potrafią go używać z sensem, o czym najlepiej świadczą bzdury plecione przez fizyków.

Współczesna nauka i ewolucja maja jedna wspólną cechę. Również nauka próbuje za wszelka cenę zatrzymać wszelki postęp w rozwoju naszej wiedzy i broni się zaciekle przed nowym. Nauka jest jak piramida ale stojąca „do góry nogami“. Dopóki nikt jej nie poruszy palcem wydaje się być niewzruszalna, jednak już każda drobna zmiana spowoduje rozpad jej paradygmatów w drobny mak, po którym nic z niej nie pozostanie jak tylko śmieszność jej paranoicznych idei.

Kara boska



Jeszcze nie tak dawno panowało w nauce powszechne przekonanie, że głębokość trzęsień ziemi jest ograniczona znanymi prawami natury. Po prostu nie wydawało się możliwym to, aby w warunkach skrajnie wysokich ciśnień i temperatury skały z których zbudowana jest skorupa ziemska mogły wykazywać odporność na odkształcenia pod wpływem działających na nie sił. Uważano że są one w tych warunkach zbyt plastyczne aby móc się odkształcić nieplastycznie. Innymi słowy nie wyobrażano sobie tego, aby skały mogły raptownie pęknąć i przemieścić się względem siebie na takich głębokościach.
Oczywiście nasi „naukofcy” nie byli by sobą gdyby nie wymyślili jakiś bzdur aby zamydlić oczy nie podejrzewającym szwindla podatnikom.

Tym razem miało być winne przejście fazowe oliwinu w spinel a tym samym raptowne zmniejszenie objętości skal. Oczywiście to tłumaczenie jest fałszywe ponieważ takie zmniejszenie nie może powodować za sobą reakcji łańcuchowej a wprost przeciwnie, każde przejście fazowe takiego kryształu musi automatycznie prowadzić do zmniejszenia ciśnienia w jego sąsiedztwie a tym samym musi zapobiec przejściom fazowym wszystkich sąsiadujących z nim innych kryształów oliwinu. Wprawdzie zjawisko to zapewne istnieje ale ma w 100% przebieg znacznie łagodniejszy.

Oczywiście tak daleko nie wnika nikt z normalnych podatników i ludzie łykają te łgarstwa „fizyków” jak gęś kluski.

Tak więc po początkowych oporach również sami „naukowcy” zaczęli w te bzdury wierzyć w końcu wierzą też w jeszcze gorsze bzdury „naukowe”, takie jak np. Fizyka Kwantowa albo Teoria Względności, więc jedna mniej czy więcej nie odgrywa już dla nich żadnej praktycznej roli.

Tak więc jak 30.05.2015 doszło do ekstremalnie silnego trzęsienia ziemi, u wybrzeży Japonii, o sile 8,5 i do tego na głębokości 700 km to wszyscy łyknęli tę informacje bez oblizywania.
Nie mam zamiaru omawiać tu „naukowych” wymysłów, jak ktoś chce to nie ma problemu aby się z nimi zapoznać, ale od razu przejdę do omówienia prawidłowej interpretacji tego zjawiska.

Tak zwane głębokie trzęsienia ziemi nie istnieją.

Są tylko wymysłem „fizyków” bo tak im to pasuje do ich teoryjek. W rzeczywistości trzęsienia te są o wiele płytsze i tylko nieznacznie przewyższają swoja głębokością te typowe.
Na rysunku 1 przedstawiłem sytuację w przypadku typowego płytkiego trzęsienia ziemi. 



Widzimy, że hipozentrum znajduje się blisko powierzchni i stosunkowo szybko wstrząsy osiągają teren nad nim położony czyli tak zwane epicentrum trzęsienia. Te same wstrząsy potrzebują jednak o wiele więcej czasu (t1 i t2) aby dotrzeć do innych stacji pomiarowych oddalonych o s1 i s2 od epicentrum.
Jeśli trzęsienie ziemi jest głębokie to oczywiście różnica dojścia wstrząsów do poszczególnych stacji pomiarowych i epicentrum będzie maleć (rysunek2). 



Czym mniejsza ta różnica tym głębiej musiało znajdować się hipozentrum trzęsienia ziemi aby wywołać obserwowany efekt.
To rozumowanie jest jednak tylko wtedy prawidłowe jeśli ognisko trzęsienia ziemi było punktowe.
Ten sam efekt geometryczny uzyskamy jeśli przyjmiemy ze trzęsienie ziemi nie jest zjawiskiem punktowym ale że może objąć ono na raz większy obszar wnętrza ziemi. (rysunek 3).


I tak należy prawidłowo interpretować te obserwacje. Trzęsienia ziemi nie są wcale wywołane jakimiś przesunięciami pakietów skał czy też implozjami w trakcie przejść fazowych. Są one w olbrzymiej większości wynikiem raptownych zmian „siły przyspieszenia ziemskiego” połączonego ze zmianami jej kierunku tak jak opisałem np. tutaj.



Obserwowane nieraz spękania i uskoki w skorupie ziemskiej nie są przyczyna tych trzęsień ale ich bezpośrednim wynikiem. To właśnie te olbrzymie przyspieszenia jakich doznają pakiety skal powodują ich pęknięcia i przemieszczanie się względem siebie. Cala geofizyka jest oparta na fałszywych założeniach, dokładnie odwrotnych od tych które są rzeczywiste. Tak zresztą jak i w innych dziedzinach w których pojawia się słowo „fizyka” albo „nauka” .
Tak jak to już wielokrotnie pisałem trzęsienia ziemi jak i inne zjawiska geofizyczne są wynikiem zmian wartości lokalnego Tła Grawitacyjnego pod wpływem zjawisk kosmicznych, a szczególnie koniunkcji planet i innych ciał niebieskich.
Również w przypadku trzęsień ziemi główną przyczyną są zaćmienia słoneczne. To one właśnie powodują zmiany orientacji wakuoli w obrębie atomów oraz zamrażanie tych orientacji w wyniku wywołanych tym zjawiskiem przejść fazowych minerałów.

http://krysztalowywszechswiat.blogspot.de/2013/06/o-istocie-natury-czesc-druga-zacznijmy.html

http://krysztalowywszechswiat.blogspot.de/2013/06/o-istocie-natury-czesc-trzecia-co-to.html

http://krysztalowywszechswiat.blogspot.de/2013/07/budowa-atomu.html


Tak więc normalne trzęsienie ziemi nigdy nie wystąpi na obszarze na którym nie doszło wcześniej do zaćmienia słonecznego i czym częściej takie zaćmienia na danym obszarze występują tym większe jest zagrożenie tym zjawiskiem.

Konsekwencja tego rozumowania jest to, że musi istnieć taka graniczna wielkość obszaru hipocentrum w której do stacji sejsmologicznych fale trzęsienia ziemi z dwóch przeciwległych końców tego hipocentrum zostaną zarejestrowane jako dwa osobne płytkie trzęsienia ziemi. Oznacza to również ze muszą być nagminnie obserwowane trzęsienia bliźniacze gdzie w tym samym momencie czasu dochodzi do trzęsień ziemi w regionach oddalanych od siebie o dziesiątki czy nawet setki kilometrów. Te oczywiście są traktowane jako niezależne od siebie mimo ze tak naprawdę miały wspólne hipocentrum.
 
Również i w przypadku omawianego trzęsienia ziemi nie było też inaczej.

Aby się o tym przekonać spójrzmy dokładniej na obszar w którym ono wystąpiło (Grafika 4 i 5).



I co rzuca się nam w oczy to to, że na dnie oceanu widoczna jest absolutnie prosta strefa w której dno oceaniczne jest zdeformowane. Co ciekawe strefa ta nie zmienia swego wyglądu i to niezależnie od morfologi dna. Jest to absolutnie niewytłumaczalne na bazie oficjalnej nauki, bo przecież nie możemy zakładać, że na przestrzeni tysięcy kilometrów dno to pozostaje jednorodne. Nie może też istnieć we wnętrzu ziemi żadne zjawisko które na jej powierzchni dałoby podobny efekt. Ale oczywiście istnieją zjawiska poza Ziemią które ten efekt powodują i to bez żadnych problemów. I takim zjawiskiem są koniunkcje ciał niebieskich a w przypadku Ziemi koniunkcje z Księżycem, zwane zaćmieniami Słońca.
Zaćmienia słoneczne maja dramatyczny wpływ na przyrodę na ziemi i to nie tylko ze względu na trzęsienia ziemia ale na wszystkie jej aspekty. Żadne zjawisko na Ziemi nie da się w pełni zrozumieć jeśli nie uwzględnimy koniunkcji ciał niebieskich.


W przypadku litosfery te efekty są szczególnie dobrze zauważalne bo pociągają za sobą nieobliczalne wprost katastrofy.
To głębokie trzęsienie ziemi na południe od Wysp Japońskich pozwala nam jednak na jeszcze dogłębniejsze zrozumienie zachodzących przy tym zjawisk.

Okazuje się bowiem ze obserwowane efekty w formie deformacji dna oceanicznego nie pojawiają się przy każdym pierwszym lepszym zaćmieniu Słońca. Musimy długo szukać aby znaleźć zaćmienie słoneczne które w tym przypadku wywołało obserwowane na dnie oceanicznym deformacje. I w naszym przypadku trzeba się cofnąć aż do roku 768 naszej ery. Wtedy to w dniu 23.03. 768 (Grafika 6) 


miało miejsce zaćmienie Słońca którego przebieg odpowiada prawie że idealnie obserwowanej strefie deformacji dna oceanicznego. Drobne odstępstwa wynikają z tego że strefa przemian fazowych minerałów znajduje się głęboko pod powierzchnią i obserwowane deformacje są jej projekcją na powierzchnię ziemi, a więc są projekcją przebiegu zaćmienia słonecznego na wyimaginowaną powierzchnię warstw skalnych znajdujących się 10 do 20 kilometrów pod powierzchnią oceanu. Dodatkowo trzeba uwzględnić to że grafika zaćmień słonecznych przedstawia przebieg strefy zaćmienia na powierzchni oceanu ale właściwe dno oceaniczne znajduje się 5 kilometrów głębiej.

Dlaczego jednak to zaćmienie wywołało takie skutki skoro inne zaćmienia słoneczne nie pozostawiają po sobie żadnych większych śladów poza huraganami i zaburzeniami pogodowymi.


Odpowiedz jest bardzo prosta. To wyjątkowe działanie tego zaćmienia związane było ze szczególną konstelacja planet Układu Słonecznego w tym czasie. Jeśli spojrzymy na ten układ to widzimy (Grafika 7)


że Ziemia znajdowała się w tym momencie w trakcie koniunkcji z Merkurym a i inne planety były bardzo silnie zgrupowane. Spowodowało to oczywiście ekstremalne wzrosty TG w trakcie zaćmienia i odpowiednio wielkie zmiany we wnętrzu Ziemi.

Nasuwa się oczywiście pytanie czy jeśli to zjawisko jest tak intensywne na Ziemi to czy na innych ciałach niebieskich nie powinniśmy zauważyć tego samego?

Oczywiście na innych ciałach niebieskich zjawisko to zaznacza się jeszcze intensywniej. Już pisałem o tym w notkach an temat Mimasa


oraz w artykule o zjawisku fikołkowania Ziemi



Oczywiście podobne strefy deformacji zauważymy na wszystkich ciałach niebieskich o stałej powierzchni. Wystarczy tylko spojrzeć na zdjęcia Phobosa


czy tez Westy


aby się zorientować, że obserwowane na nich pasy deformacji są identyczne z tymi na dnie ziemskiego oceanu.

Również ostatnie zdjęcia Rosetty też nie pozostawiają żadnych wątpliwości co do tego, że powierzchnia ciał niebieskich nie jest kształtowana przez żadne wymyślone przez półgłówków zderzenia z meteorytami ale jest wynikiem procesów wulkanicznych (ewentualnie kriowulkanicznych) w ich wnętrzu.


Oczywiście i na Ziemi występują identyczne zjawiska jak na kometach i to pod wpływem identycznych przyczyn o czym pisałem tutaj.


Jak więc widzimy ignorancja współczesnej nauki woła wprost o pomstę do nieba. Czyżby kryła się za tym kara boska?

Zbrodnia i kara




Dzień Wszystkich Świętych roku Pańskiego 1755 miał być obchodzony w Lizbonie szczególnie uroczyście. W tym dniu ludność, a w szczególności jego najbogatsi mieszkańcy, dziękowała Bogu za przychylność dla siebie i ich miasta. W ciągu poprzednich 300 lat ten poprzednio zapomniany przez Boga i ludzi zakątek Europy stal się centrum finansowym i jednym z najbogatszych a może i najbogatszym miastem na świecie.
Jej mieszkańcy wierzyli głęboko w to, że swoje bogactwo zawdzięczają opatrzności boskiej i oczywiście nie omieszkali dać wyraz swojej wdzięczności budując niezliczone, przyćmiewające wszystkie inne w Europie, katedry i kościoły. W dniu 01.11.1755 te uroczystości miały zatem być szczególnie spektakularne i ilość ofiar składanych miłościwemu Bogu w formie palonych na stosach innowierców, bezbożników i zwykłych pechowców, miała być rekordowa. Przed każdą katedrą czekał już przygotowany na ofiary stos.  W uroczystych procesjach już od najwcześniejszego ranka mieszkańcy miasta wraz z patrycjatem oraz arystokracją podążali do katedr i kościołów dla odprawienia uroczystej mszy świętej której ukoronowaniem miało być spalenie na stosie tych nieszczęśników.
Zabawa zapowiadała się przednia, dlatego katedry były przepełnione i wielu z podlejszych warstw społecznych nie dostało się nawet do ich wnętrza.

I dokładnie w kulminacyjnym momencie tej ceremonii ziemia zadrżała.


Spazmatyczne wstrząsy zachwiały miastem w posadach. Przerażeni wierni, zamknięci w kościołach jak w pułapce, nie mieli najmniejszych szans na ucieczkę. Szczególnie ci z pierwszych rzędów ław kościelnych, ci najbogatsi i najznaczniejsi, byli skazani na zagładę i ginęli przywaleni świętymi figurami i relikwiami by na koniec zostać pogrzebanymi gruzami walących się murów. Ci z ostatnich rzędów i ci na zewnątrz zdołali uratować się ucieczką, przynajmniej na razie.

Ci co przeżyli pierwsze wstrząsy szukali ratunku z dala od zabudowań, które jedne po drugim zamieniały się w stosy gruzów. Najwięcej uciekinierów zgromadziło się na placu portowym wierząc że tu im już nic nie grozi. Sam Bóg zdawał się mieć litość nad nieszczęśnikami i wody oceanu zaczęły się cofać robiąc więcej miejsca dla ciągle napływających ze wszystkich stron miasta rzesz uciekinierów. Szczególnie, że spadające w kościołach kandelabry i świece stały się zarzewiem licznych pożarów  w całym mieście i kto nie zginał przywalony murami ten musiał obawiać się teraz spalenia żywcem.
Całe miasto zdawało się zamienić w jeden wielki ofiarny stos.

A potem zgromadzeni na placu portowym uciekinierzy zobaczyli na horyzoncie zbliżającą się do wybrzeża białą wstęgę. Czegoś takiego nikt jeszcze tutaj nie widział i nikt z tych ludzi nawet się nie domyślał że to nieubłaganie zbliża się finał ich tragedii w formie rosnącej w oczach monstrualnej  fali.
Sekundę potem było już po nich. Miliardy ton wody zalały miasto i ci co jeszcze żyli, znaleźli śmierć w odmętach oceanu.
I gdy nastała noc, to wraz z nią również miłosierdzie boskie zamknęło oczy nad dolę tych nielicznych co przeżyli. Z nadejściem nocy zgasł też ostatni ogarek człowieczeństwa w duszach ludzkich i ocaleni zamienili ten skrawek Ziemi w piekło.
Pozbawione wszelkich ludzkich cech bestie przemierzały miasto mordując i gwałcąc każdego kto dawał jeszcze znaki życia, i ci co jeszcze posiadali resztki człowieczeństwa modlili się do litościwego Boga o zesłanie rychłej śmierci zanim zostaną żywcem rozszarpani przez oszalałych z rozpaczy szaleńców.

Ci co przeżyli tę noc zobaczyli na własne oczy jak wygląda piekło na Ziemi. Z tego urągającego złotem miasta nie zostało nic poza kupą gruzów i kamieni. 80000 mieszkańców zginęło i z niezliczonych kościołów i katedr nie ostały się żadne w całości.
Ta katastrofa wywarła dramatyczny wpływ na losy Europy i jedno zmieniło się po niej nieodwołalnie, na placach Lizbony nie zapłonął już potem nigdy żaden stos inkwizycji.

Czy to z Bogiem czy też bez niego, los Lizbony rozstrzygną się już o wiele wcześniej.

Tak naprawdę zadecydowały o tym zaćmienia słoneczne które miały miejsce na początku XVIII 


To właśnie wskutek tych zaćmień słonecznych materia w głębi ziemi uległa przemianie i kierunki oscylacji u części wakuoli z których jest ona zbudowana uległy przeorientowaniu a przemiany fazowe minerałów zamroziły je w sieci krystalicznej na stałe. 




 


Spowodowało to jednak, że w obrębie atomów i kryształów dochodziło do interferencji pomiędzy poszczególnymi generacjami takich wakuoli i generowana przez nie przestrzeń ulegała ciągłym zmianom. Dopóki te interferencje przebiegały chaotycznie nie powodowało to żadnych widocznych skutków.
Ale dwa lata przed trzęsieniem doszło do jeszcze jednego zaćmienia słonecznego w tym rejonie Ziemi i wytworzenia kolejnej generacji wakuoli


Przyspieszyło to i wzmocniło niepomiernie efekty interferencji a tym samym zaznaczyło się zjawiskami na które zapewne żyjący wtedy ludzie nie zwrócili uwagi. Kto wie może zauważono tam parę miesięcy wcześniej że plaże atlantyckie pokryły się jak okiem sięgnąć szczątkami głębokomorskich krabów, tak jak to miało miejsce ostatnio w Kalifornii,


albo też nagle z wnętrza ziemi wydostawały się ogniste slupy przypominające błyskawice, mimo że na niebie nie było najmniejszej chmurki.


To zjawisko zachodzi bardzo często przed trzęsieniem ziemi i towarzyszą mu, tak jak w przypadku wylądowań atmosferycznych, efekty akustyczne. O czym pisałem tutaj:


W każdym razie te oznaki uszły uwadze mieszkańców Lizbony i kiedy w dniu 01.11.1755 Ziemia Wenus i Księżyc ustawiły się w jednej linii 


ich los został przypieczętowany. Nagły wzrost wartości Tła Grawitacyjnego pogłębił zjawiska interferencji i na obszarze trzęsienia ziemi doszło do gwałtownych zmian wartości przyspieszenia ziemskiego. W szczytowych momentach wzrastało ono zapewne trzykrotnie aby w następnym mgnieniu oka zmienić swój kierunek na przeciwny. Poza typowym efektem w postaci trzęsienia ziemi, doszło do znacznie większego nieszczęśliwego zbiegu okoliczności. Poszczególne wzrosty i spadki „siły grawitacji” w tym rejonie pociągnęły za sobą cykliczne zmniejszenie się i wzrost objętości wody oceanicznej. Spowodowało to wytworzenie fali stojącej która z każdą następna zmiana kierunku przyspieszenia osiągała coraz wyższą amplitudę. Po kilku sekundach na obszarze kilkudziesięciu kilometrów kwadratowych woda podniosła się na wysokość kilku metrów. To wydaje się wprawdzie niewiele ale ta fala dochodząc do wybrzeża rosła coraz bardziej i na koniec ściana wodna, wznosząca się na wysokość 30 m, runęła na dogorywające po trzęsieniu ziemi miasto.

Nasuwa się oczywiście pytanie czy tego typu zjawisko było jednostkowe i czy w przyszłości może nastąpić podobna katastrofa? Na to pytanie odpowiedz jest tylko jedna. Oczywiście takie katastrofalne trzęsienia ziemi są w tym rejonie zjawiskiem normalnym nie bez przyczyny wszystkie stare osiedla ludzkie znajdowały się na wzniesieniach. Dopiero w ostatnich stuleciach, wraz z rozprzestrzenianiem się zabobonów zwanych nauką, ludzie zapomnieli o doświadczeniach swoich przodków łudząc się że wymyślone przez rożnych szamanów formułki matematyczne gwarantują im pełne bezpieczeństwo.
Jeszcze przed 20 laty ci durnie fizycy przekonywali inżynierów i techników budujących statki i platformy morskie że fale morskie, na skutek znanych „praw fizycznych”, nie mogą być wyższe niż 15 m. Dopiero cały szereg katastrof morskich zmusił praktyków do akceptacji realiów i pogodzenia się z tym, ze przyroda ma w dupie głupoty wygadywane przez fizyków. Niestety nie do wszystkich to dotarło i na miejscu dawnej Lizbony powstało jeszcze większe miasto. I ta nowa Lizbona podzieli los tej starej równie dramatycznie. W tym rejonie katastrofalne trzęsienia ziemi zdarzają się co mniej więcej 300 lat, bo w takim właśnie cyklu powtarzają się tam szczególnie liczne zaćmienia słońca w krótkich odstępach czasu.

Ostatnie takie nagromadzenie zaćmień słonecznych miało miejsce pod koniec ubiegłego wieku.


Wprawdzie tym razem Lizbona miała fuksa ale już za 15 lat sytuacja zrobi się naprawdę gorąca. I w tym też czasie zbliży się 300 rocznica pamiętnego trzęsienia. 


Wszystkie te oznaki wskazują na to, że już niedługo powtórzy się znowu katastrofa w której tym razem zginą setki tysięcy. Taka jest cena tego, że ludzkość, a właściwie jej zdegenerowane elity, nie potrafi wyciągać wniosków z oczywistych i widocznych dla każdego zależności. I tym optymistycznym akcentem kończę, życząc państwu spokojnych następnych Wszystkich Świętych.

Translate

Szukaj na tym blogu