Legenda o Czechu, Rusie i Lechu. Śladami Kraka

Legenda o Czechu, Rusie i Lechu. Śladami Kraka


Aby rozwiązać zagadkę legendy o Czechu, Rusie i Lechu i prawidłowo umieścić ją w chronologii wydarzeń historycznych, musimy się po pierwsze zastanowić nad celami strategicznymi głównych aktorów politycznych zmagań o władzę, we wczesnym średniowieczu w Europie.

Z tego co się powszechnie przyjmuje, w VII i VIII w.n.e mieliśmy do czynienia z trzema głównymi graczami na politycznej scenie w Europie.

Najważniejszym graczem było niewątpliwie Bizancjum, którego głównym rywalem był biskup rzymski. Jednocześnie na terenach obecnej Francji zaczęło rosnąć w siłę Imperium Merowingów.

Wspomina się również o Chanatach Awarów i Bułgarów jako ważnych aktorach wydarzeń politycznych tamtych czasów, ale ludy te wymykają się tak naprawdę dokładniejszej analizie.
Wśród „historyków” panuje zadziwiająca jednomyślność co do tego, że ludy te były pochodzenia azjatyckiego i najczęściej są zaliczane do ludów tureckich.

Tylko że z dowodami już trochę gorzej.

Nie ma na to tak naprawdę żadnych przesłanek. Ani nie zachowały się żadne wiarygodne świadectwa pisane, ani też nie potwierdzają tego znaleziska archeologiczne.

Badania genetyczne udowodniły natomiast, że wśród ludności zamieszkującej tereny Bułgarii nie wystąpiła żadna wymiana ludności i w genotypie mieszkańców tych terenów z czasów wczesnego średniowiecza nie występuje żaden azjatycki ślad.

Również u ludności współczesnej ten teoretyczny element azjatycki po prostu nie istnieje i to pomimo 400 letniej osmańskiej okupacji tego kraju. Zarówno Awarowie jak i Turko-Bułgarzy nie pozostawili po sobie żadnych istotnych śladów. Nawet w językach słowiańskich te tureckie elementy z czasów średniowiecza po prostu nie istnieją. Już samo to świadczy o tym, że mamy tu do czynienia z kłamstwami szytymi grubymi nićmi.

Ta niemożność określenia jednoznacznego zasięgu i czasu trwania tych hipotetycznych tworów państwowych nie jest przypadkowa.

Już w tamtych czasach przywódcy polityczni stosowali takie same metody walki propagandowej ze swoimi politycznymi przeciwnikami jak współcześnie i fałszowanie historii należało do standardowych metod tej walki.

Co gorsza to fałszowanie nie ograniczyło się do jednorazowego aktu, ale każde kolejne pokolenie tych czy innych oszustów dopisywało, do tych wcześniejszych, kolejne kłamstwa, doprowadzając historię Europy do stanu zaawansowanej paranoi.

Zarówno Bizantyjczykom jak i Katolikom, no a przede wszystkim władcom krajów Zachodniej Europy zależało na tym aby rzucić złe światło na swoich przeciwników i wybielić własne zbrodnie i potworności.

Jeśli spojrzeć na zasięg terytorialny tych trzech sił w Europie to zauważymy, że zajmowały one raczej obrzeża europejskiego kontynentu, a jego główna masa zdawała się być pozbawiona jakichś znaczniejszych organizmów państwowych.



Czy było to jednak możliwe aby te agresywne polityczne twory zadowoliły się rolą zaścianka Europy?

Czy jest możliwe to, że Imperium Bizantyńskie i Imperium Merowingów dobrowolnie zrezygnowały ze swoich ekspansjonistycznych celów?

Oczywiście te pytania są czysto retoryczne i ta wstrzemięźliwość tych państw wynikała po prostu z ich militarnej słabości i niemożności podporządkowania sobie terytorium Słowian, bo to właśnie oni zamieszkiwali olbrzymią większość europejskiego terytorium.

Jeśli tak, to można uznać za wysoce nieprawdopodobne i tak naprawdę za niemożliwe, aby te słowiańskie plemiona w pojedynkę byłyby w stanie powstrzymać tych agresorów, jeśli rzeczywiście byłyby tak prymitywne i niecywilizowane, jak to już od setek lat próbują nam to wmówić „nasi historycy”.
Ta biała plama na mapach Europy jest rezultatem świadomego fałszowania historii i zacierania faktów istnienia słowiańskiej państwowości w tamtych czasach i to na tyle silnej, że władcy Konstantynopola nie raz i nie dwa utrzymali się przy władzy tylko dlatego, bo wykupywali się u słowiańskich królów tonami złota.

Ten fakt jak i rozliczne klęski zadawane Merowingom i Bizancjum przez Słowian spowodowały, że obie te siły były co do tego zgodne, że pamięć o tych kompromitujących wydarzeniach musi być wymazana z historii Europy, jak i pamięć o ludziach którzy tego dokonali.

Zasadniczym powodem było jednak to, że to Słowianie jako pierwsi w Europie przyjęli elementy chrześcijaństwa do swoich wierzeń, tworząc jego odmianę, którą nazwano Arianizmem.

Dokonała tego, poprzez swoją działalność misjonarską, Maria-Magdalena zakładając centrum religijne w Hemmabergu na terenie Karantanii (Koroszki) w obecnej Austrii.


Tereny te zamieszkiwały już od pradawnych czasów plemiona słowiańskie, ale w rezultacie wzmożonego importu żelaza i bursztynu przez Rzym, obszar ten stał się również miejscem rywalizacji Wandali (Wendów) Polan i Goplan z terenów obecnej Polski, usiłujących przejąć kontrolę dróg handlowych z cesarstwem.



Najprawdopodobniej żadne z tych plemion nie miało dostatecznych sił na zwycięstwo i w rezultacie teren Panonii stał się ciekawym eksperymentem politycznym i gospodarczym, bo każde ze słowiańskich plemion i związków plemiennych utrzymywało na terenie Panonii swoje siły zbrojne, dla zagwarantowania własnych interesów gospodarczych, na zasadzie pokojowej koegzystencji.

Widzimy to doskonale na mapie Panonii z uwzględnieniem zamieszkujących ją plemion i ludów.



Goplanie nazywani są na tej mapie Varcianami co nie sposób inaczej zinterpretować jak Warcianie, a więc alternatywna nazwa dla Goplan.

Wandali znajdziemy pod nazwa Cornacates. W tej nazwie słowiański ślad został zatuszowany poprzez dodanie dwóch liter. Tak naprawdę nazywano ich Cracates a więc Krakusi.

Polanie występują pod nazwą Lachów którą zdeformowano do formy Iesi.

Wieleci i plemiona Lutyckie reprezentowane były przez Latobitów. W tej nazwie wystarczyło zamienić tylko „U” na „A” aby wyprowadzić czytającego na manowce.
Ta nazwa jest jeszcze z tego względu interesująca, bo pozwala nam poznać etymologię nazwy Lutycy.

Pierwotnie nie nazywano ich „Złymi”, czy też jak niektórzy twierdzą „Wilkami”, ale odwrotnością tego znaczenia.

Luto-bici”, a więc ci co „Zło Bijący” lub „Zabójcy Wilków”, w zależności od tego, co przyjmiemy za prawidłowe znaczenie słowa LUTY.

W dalszej części wrócimy jeszcze do tego słowa, bo jest ono szalenie ważne dla rozszyfrowania jeszcze jednej, zasadniczej dla naszego wywodu, zagadki znaczeniowej.

Plemię które widzimy pod nazwą Boii to oczywiście odpowiednik naszego oznaczenia na wojownika „Woj”.

Jak widzimy, nazwy tych starożytnych plemion nie są całkowicie zmyślone, ale na tyle zdeformowane, aby uniknąć jednoznacznych skojarzeń ze Słowianami.

Była to najprostsza metoda fałszowania słowiańskich nazw własnych.

Oprócz tego przekręcano znaczenie imion, fałszowano pochodzenie osób i ludów, przekręcano tok zdarzeń, odwracając całkowicie ich realny przebieg itd itp. Wszystko po to aby unicestwić pamięć o ariańskich Słowianach i o tym, że to właśnie oni dominowali Europę przez całe stulecia i traktowali Rzym, Bizancjum i Franków jako swoich wasali.

Jako ciekawostkę znajdziemy również na tej mapce plemię o nazwie Catari, od której to nazwy pochodzi określenie sekty religijnej Katarów, w której najdłużej przetrwały idee religii ariańskiej i która zdobyła olbrzymie znaczenie w okresie późnego średniowiecza na terenach Europy Zachodniej zamieszkiwanych przez Słowian i ich potomków.

Artykuł w polskiej Wikipedii służy tylko ogłupianiu gawiedzi i nie zasługuje nawet na to, aby go tu przytoczyć, ale już w angielskiej można się dowiedzieć paru ciekawych rzeczy. Szczególnie polecam akapit dotyczący roli kobiet w tej wspólnocie religijnej.


Panonia była więc tak jakby tyglem, w którym pierwsi Chrześcijanie na terenie Europy zetknęli się z ludami słowiańskimi i gdzie na drodze wymiany i wzajemnego przenikania się idei i tradycji wytworzyły się podstawy wszystkich ważnych odłamów chrześcijaństwa w Europie i gdzie obrzędy religijne Chrześcijan przybrały swoją ostateczną formę.

Tu też zaczęły się formować zaczątki feudalnych struktur społecznych oraz wąskie grupy i klany rodzinne, które stopniowo rozszerzyły swoje wpływy na cały ówczesny słowiański świat.

Typowym przykładem był ród Merowingów, który to ze swoich pierwotnych siedzib w Panonii rozprzestrzenił swoją władzę na tereny Europy Zachodniej. Przedstawiciele tego rodu pochodzili z plemienia Lesi należącego do olbrzymiego związku plemiennego nazywającego siebie Polanami i którego przedstawiciele zasiedlali tereny od obecnej Bułgarii poprzez Panonię, obecną Bawarię i Polskę, aż po Ruś.
Warstwy przywódcze Polan a szczególnie przedstawiciele elitarnych jednostek zbrojnych nazywano mianem Lechitów.
Nazwa Lesi stała się następnie pierwowzorem takich określeń jak Polesie, Polachy aby następnie stać się nazwą naszego narodu - Polacy.

W początkach ariańskiego Chrześcijaństwa zdecydowanie najważniejszą rolę odgrywała dynastia rządząca plemieniem Krakusów, określanego też nazwą Wandale lub Wendowie, lub jak przypuszczam nazwą Wawelanie.

Ich władca nazywany był KRAKIEM i to określenie stało się następnie wzorem dla innych nazw określających władców, jak KRAL, KARL, KRÓL.

Po najeździe na Rzym dynastia ta przeniosła się do Afryki Północnej, do Kar(l)taginy (miasto targowe Króla), ale dalej miała olbrzymi wpływ na plemiona słowiańskie Europy Środkowej będąc dalej władzą zwierzchnią wśród ariańskich Słowian, aż do ich ostatecznego upadku.

Po upadku Imperium Wandali a szczególnie po kompromitacji dynastii rzadziej, sytuację wykorzystał ród Merowingów z plemienia Polan, zgłaszając swoje aspiracje do przewodzenia wszystkim Słowianom.

Merowingowie byli zapewne również potomkami Marii Magdaleny i ich aspiracje były jak najbardziej uzasadnione.

Oczywiście samo pochodzenie nie wystarczało i jak to zwykle bywa, dla osiągnięcia tego celu potrzebowali pieniędzy, dużo pieniędzy.

Obszar ich władzy był jednak wyniszczony i wyludniony po epidemiach dżumy i tak naprawdę to straszliwie biedny. Skłoniło to Merowingów do szukania kasy poza granicami ich państwa i napady rabunkowe w granicach Cesarstwa Bizantyjskiego stały się głównym źródłem ich finansowania.

Dla Bizantyjczyków ci agresorzy kojarzyli się z tym co znali już z własnej przeszłości i dla nich ludy z terenów lezących na północ od Alp nad brzegami Morza Północnego to był kraj Abaroi


Tak więc tych agresorów nazwali Awarami i to niezależnie od tego z jakiego plemienia, czy też tworu państwowego, pochodzili. Jak już to wielokrotnie podkreślałem w przeszłości występował powszechny chaos w zastępowaniu litery „W” przez literę „B” i odwrotnie, co do dzisiaj prowadzi do nieporozumień i fałszywej interpretacji przeszłości.

Termin Awarzy nie dotyczył więc jakiegoś mitycznego azjatyckiego plemienia, które opanowało jakoby centrum Europy, ale był zamiennie używany jako ogólne określenie barbarzyńców napadających Cesarstwo od północy.

Dla późniejszych zachodnich historyków było to bardzo wygodne, bo pozwalało ukryć niezbyt pochlebną przeszłość ich panujących dynastii.
To ciągłe zagrożenie napaściami ze strony zachodnich Polan, do których przyłączały się również inne plemiona słowiańskie, skłoniło Cesarza Herakliusza (zresztą potomka Wandali) do szukania wśród swoich rodaków Krakusów pomocy dla osłabienia władzy Merowingów wśród Słowian.

Początkowo doszło do powołania wspólnej rady połączonych sojuszem plemion i ten twór polityczny otrzymał nazwę Samostojnej a więc niezależnego od Merowingów państwa.

Ten sojusz okazał się być bardzo skuteczny i Samostojnej udało się pokonać Merowingów i przegnać ich z terenów Bałkanów i Europy Środkowej, osłaniając w ten sposób Bizancjum przed napaściami.

Autorytet plemienia Krakusów wzrósł przez to na tyle, że uczestnicy sojuszu zdecydowali się na przekazanie władzy w ręce Kraka, przywódcy Krakusów. Było to zresztą koniecznością bo zagrożenie ze strony Merowingów nie uległo zmniejszeniu a wprost przeciwnie zanosiło się na walkę na śmierć i życie i zgodnie ze słowiańskim zwyczajem, w czasach wojny, cala władza przechodziła w ręce jednego wodza.


Również Bizancjum nie żałowało zaszczytów i Krak obsypany został najwyższymi możliwymi nagrodami i tytułami.
Ten czas jedności Słowiańsko-bizantyjskiej nie trwał jednak długo i następcy Herakliusza poczuli się zagrożeni rosnącą siłą Imperium Słowian i w typowy dla Bizantyjczyków sposób rozpoczęli knowania i spiski, wspólnie ze swoimi niedawnymi wrogami.

Co do prawdziwego imienia Kraka, (imię to dotyczyło bowiem tylko jego funkcji Króla), to nic o nim nie wiadomo, ale w dalszej części tekstu spróbujemy wyjaśnić również i tę tajemnicę.

Powstanie tego państwa wiązało się również z rozbudową jego obronności. Krak zainicjował budowę szeregu twierdz. Niektórym nadano nazwę od jego imienia. W ten sposób powstał nie tylko nasz polski Kraków ale również Kraków na terenach Wieletów i Lutyków na zachodzie jak i twierdza Krakra na terenach Bułgarii, na południu Imperium. Tą ostatnią Niemcy w literaturze nazywają identycznie jak nasz Kraków, czyli Krakau.



Z twierdzą Krakra znajdującą się na obrzeżach miasta Pernik wiąże się też bardzo ciekawe znalezisko wczesnośredniowiecznego miecza z napisem na klindze.

Próby rozszyfrowania znaczenia tego napisu są ciekawym przykładem tego, jak państwa słowiańskie są już zinfiltrowane przez zachodnią agenturę i jak pod płaszczykiem wolności badań naukowych rozpowszechnia się w nich wielkogermańską propagandę.

Na te cele idą miliony i wśród „słowiańskich historyków” nie ma prawie takiego, którego nie skusiłyby te srebrniki.

Szczególnie Bułgaria stała się ofiarą tej oszukańczej kampanii i zarówno Niemcy jak i Szwecja nie żałują środków dla opłacania odpowiednich ośrodków propagandowych.

Wystarczy zajrzeć np. na tę stronę internetową oby zorientować się jakie rozmiary przybrała ta kampania.


W sprawie rozszyfrowaniu (w cudzysłowiu) tego napisu „zasłużyła” się szczególnie pani Emilia Dentschewa pracująca na sofijskim uniwersytecie.


Pani Dentschewej udało się jakimś cudem dopatrzeć w tym tekście napisu w języku niemieckojęzycznych Longobardów.

Jak to z tymi Longobardami było naprawdę pisałem już tutaj:


Tak więc przypisywanie im języka niemieckiego jest absolutną bzdurą.
Takie szerzenie bzdur jest jednak w Bułgarii na porządku dziennym i Bułgarzy mają nieszczęście posiadać chyba najbardziej skorumpowane i najbardziej antynarodowe elity ze wszystkich słowiańskich narodów.

Ten kraj, w którym na każdym kroku spotykamy ślady słowiańskiej starożytnej przeszłości i który był centrum słowiańskiej kultury, promieniującej na całą Europę, stał się niestety najzagorzalszym zwolennikiem turbogermańskiej propagandy i utrzymuje nawet za pieniądze podatników specjalny instytut do propagowania tego taniego falsyfikatu jakim jest tzw. „Biblia Gocka” - Wulfila House.

Zajmijmy się jednak konkretnie tym napisem na mieczu z grodu Kraka.

Istnieje tylko niestety jedna fotografia napisu i do tego fatalnej jakości.



Przyczyny tego stanu rzeczy możemy się domyśleć. Chodzi oczywiście o zatarcie jego prawdziwego znaczenia oraz jego słowiańskiego a nawet lechickiego pochodzenia.

Można z dużą pewnością przyjąć, że napis ten jest na pewno starszy niż podaje to np. angielska wikipedia bo występujący tam alfabet jest generalnie alfabetem łacińskim z elementami starosłowiańskiego i nie ma nic wspólnego z cyrylicą. A więc musiał powstać przed upowszechnieniem cyrylicy w Bułgarii.

Sam napis składa się z następujących liter

+IHININIhVILPIDHINIhVILPN+

Obramowany jest z obu stron krzyżami które nie niosą w sobie żadnej wartości informacyjnej a wskazują jedynie, że należał on do chrześcijanina.

Kolejną rzeczą jaką zauważymy to powtarzająca się litera „N” w napisie.

To prowadzi nas do mojego pierwszego odszyfrowanego tekstu słowiańskiego z czasów starożytnych, w którym też spotkaliśmy przypadek szyfru używającego pustych znaczeniowo liter, dla zaszyfrowania rzeczywistego przesłania inskrypcji.

Co ciekawe tekst ten też pochodził z Bułgarii, tak więc musimy z zaskoczeniem stwierdzić, że od czasów Traków aż do Średniowiecza tradycje i sposoby szyfrowania takich tekstów pozostały niezmienne.


Jeśli tak, to wystarczy przyjąć, że litera N oddziela, w większości przypadków, poszczególne wyrazy od siebie i możemy je w ten sposób z tego tekstu wydzielić.
Pozostaje nam tylko znaleźć prawidłowy kierunek zapisu i sprawdzić czy mamy tu do czynienia z językiem słowiańskim.

+IHI   I   IhVILP   IDHI    IhVILP+

Bez problemu zauważymy, że napis musimy czytać z prawej na lewą i że jest on z całą pewnością napisem słowiańskim.

Tym pierwszym wyrazem jest słowo PLIVhI.

Zauważymy też od razu, że występuje ono jeszcze raz w środkowej części zdania. Oczywiście świadczy to o tym, że chodzi tu o grę słowną i że oba wyrazy nie mogą być identyczne znaczeniowo, mimo ich graficznego podobieństwa.

Jeśli przyjrzymy się im jeszcze raz dokładniej to zauważymy, że litera „V” jest w obu wyrazach napisana trochę inaczej.



Łatwo więc jest się domyślić, że w jednej formie musi ona oznaczać „U” a w drugiej nasze „W”.

Jeśli wstawimy te litery prawidłowo i zapiszemy je zgodnie z przyjętym współcześnie kierunkiem, to zdanie to przyjmuje następującą formę.

+PLIUhI IHDI PLIWhI I IHI+

Już w tej formie możemy się stosunkowo łatwo domyśleć jego znaczenia, tylko słowo IHDI zdaje się do niego nie pasować i w istocie jeśli spojrzymy na oryginał, to te cztery litery zostały odczytane nieprawidłowo i w rzeczywistości znajdowały się tam litery MELI.











Uważam też, że tworzą one dwa osobne wyrazy „ME” i „LI”

Teraz możemy przedstawić już ostateczną formę tego zdania

+PLIUhI ME LI PLIWhI I IHI+

oraz przystąpić do wyjaśnienia jego znaczenia.

Pierwszy wyraz „PLIUHI” odpowiada najlepiej czeskiemu lub słowackiemu słowu PLUCHY oznaczającemu kogoś bojaźliwego lub lękliwego. Oczywiście nasz „Płochliwy” wywodzi się też od tego wyrazu.

ME” to oczywiście forma czasu przyszłego czasownika „mieć”.

Szczególnie interesujący i tak naprawdę rewelacyjny w swoim znaczeniu jest wyraz „Li”.

Występuje on do dzisiaj jako archaiczna pozostałość językowa w naszej mowie.
W przeszłości partykuła ta występowała bardzo powszechnie, szczególnie jeśli ktoś chciał się wysłowić w szczególnie wyszukany sposób, oraz w literaturze i poezji.

Możemy przyjąć, że partykuła li nie była częścią trywialnego języka, ale odróżniała pospólstwo od elit Polaków. Zapewne jej geneza sięga czasów Lechitów i Sarmatów.
Użycie tej partykuły w napisie na mieczu świadczy o tym, że zarówno Bułgaria jak i Polska znajdowały się w przeszłości w zasięgu tego samego obszaru kulturowego i tej samej państwowości.

Znaczeniowo „li” odpowiada naszemu „tylko”

Kolejny wyraz „PLIWHI” oznacza Plwocinę i podobną formę znajdziemy np. w czeskim „splivanec” lub rosyjskim „плевок”

Dalej mamy spójnik „I”

I jako ostatnie słowo „IHI”.

Występuje ono jeszcze w języku polskim, ale już tylko w języku potocznym np. w wyrażeniu „śmichy- chichy”. Słowo „IHI” oznaczało więc drwiący śmiech.

W całości to zdanie oznacza po przetłumaczeniu.

Płochliwego (tchórzliwego) oczekują tylko plwociny i śmiech.

lub

Płochliwego (tchórzliwego) czeka tylko oplucie i śmiech.

Napis ten był więc rodzajem ciągłego memento dla posiadacza miecza i ostrzegał go, że tchórzostwo na polu bitwy będzie dla niego w konsekwencji gorsze niż śmierć.

Napis ten wskazuje nam także na olbrzymi wpływ Słowian zachodnich i północnych na historię Bułgarii wczesnego średniowiecza i zaprzecza jednoznacznie zarówno obecności jakichś niemieckojęzycznych plemion i tym bardziej jakichś azjatyckich najeźdźców.

Wprost przeciwnie wskazuje na to, że Bułgaria była integralną częścią środkowoeuropejskiej Słowiańszczyzny i że panujący na tych terenach język był jeszcze bardziej zbliżony do naszego, niż ma to miejsce współcześnie.

CDN.

Prawdziwa historia Czecha, Rusa i Lecha

Prawdziwa historia Czecha, Rusa i Lecha



Historia Słowian, w tym i historia Polski, stała się od jakiegoś czasu tematem wysoce kontrowersyjnych dyskusji pomiędzy zwolennikami nowej oceny prawdziwości propagowanych w przeszłości tez historycznych, a zaciekłymi obrońcami wielkogermańskiej narracji, dominującej naszą historiografię już od stuleci.

Szczególnie te kręgi „polskich elit” identyfikujących się z chrześcijaństwem uważają, że to nowe podejście do historii Słowian równoznaczne jest z blasfemią.

Te działania są tym bardziej niezrozumiałe, bo wszystko wskazuje na to, że również religia katolicka jest produktem słowiańskiej kultury.

To podejście zadziwia, bo przecież odbiera przeciwnikom chrześcijaństwa ich główny argument, ten mianowicie, że religia te jest nam kulturowo obca.

To nowe spojrzenie na przeszłość Europy byłoby niemożliwe, gdyby nie postępy w dziedzinie badań genetycznych.

Wprawdzie i te cierpią straszliwie pod jarzmem wszechobecnej propagandy, ale zanim zaczęto na masową skalę fałszować wyniki badań genetycznych, ujawnione wcześniej dane pokazały nam całkiem inny obraz dziejów Europy i jednoznacznie podważyły ten przebieg historii, który próbowano nam wmówić.

Te odkrycia stawiają nas przed zasadniczym pytaniem czy to, co jest uczone na zajęciach z historii, czy to w szkołach czy też na uczelniach, ma cokolwiek wspólnego z rzeczywistością?

Nie da się ukryć tego, że zbliżamy się nieuchronnie do momentu w którym musimy podjąć decyzję o radykalnym zerwaniu z obowiązującą w historii narracją.

W miarę moich możliwości przyczyniam się do przybliżenia tego terminu ujawniając wołające o pomstę do nieba oszustwa w interpretacji zachowanych w Europie (i nie tylko) zabytków pisanych rożnych ludów.

W moich dociekaniach ujawniłem, że wszystkie kultury starożytne były mniej lub bardziej produktem ludów słowiańskich oraz to, że cywilizacja ludzka narodziła się w Europie, a konkretnie wśród naszych słowiańskich przodków.

To stwierdzenie nie ma nic wspólnego z jakimś megalomańskim szowinizmem czy też chorobliwym nacjonalizmem, ale jest po prostu stwierdzeniem faktu.

Stwierdzenie tego faktu nie stawia nas Słowian w jakiejś szczególnie uprzywilejowanej pozycji względem innych nacji. Niestety musimy zaakceptować również to, że nasi przodkowie nie byli aniołami i jesteśmy również bezpośrednimi spadkobiercami ich, często niewyobrażalnych wprost, wynaturzeń.

W sumie jest to obojętne kto, kiedy i gdzie dokonał takich czy innych czynów.
Zasadniczą sprawą jest to, abyśmy poznali całą prawdę, niezależnie od tego jaka ona jest. Co z tą prawdą uczynimy i jak się do niej ustosunkujemy, to już całkiem inna para kaloszy.

Wszystko jednak wskazuje na to, że nie tylko nie znamy tej prawdy, ale jesteśmy wprost otumanieni olbrzymią ilością fałszerstw i mitomańskich wymysłów tworzonych przez pozbawionych wszelkich moralnych norm psychopatów.

Cała obowiązująca obecnie narracja historyczna opiera się w większości na dokumentach spisanych przez zwykłych oszustów, dla których prawda historyczna nie miała najmniejszego znaczenia.

Wszelkiej maści „Tacyci” czy inne „Biblie Gockie” to mitomańskie farmazony albo w najlepszym przypadku fałszywki, dla wyciągnięcia pieniędzy z kieszeni bogatych idiotów lub spisane na zamówienie skurwysynów próbujących w ten sposób udokumentować swoje prawa do gnębienia podległej im ludności.

Trzeba to jednoznacznie stwierdzić, że w 90% te tak zwane dokumenty pisane, czy też innego typu artefakty, to nic innego jak tylko zwykłe falsyfikaty.

W rzeczywistości zachowały się tylko bardzo nieliczne dokumenty, czy też znaleziska archeologiczne, o których możemy w 100% być pewni tego, że pochodzą rzeczywiście z przypisywanej im epoki i nie są nowożytną podróbką.

Nasze muzea pełne są eksponatów, które nie zasługują nawet na to, aby wylądować w koszu na śmieci.

Szczególnie w średniowieczu i w epoce renesansu na masową skalę fałszowano antyczne teksty, monety i dzieła sztuki. Do tego dochodziło jeszcze to, że tworzono legendy na temat przebiegu historii dostosowane do potrzeb ówczesnych władców.
Te tendencje zachowały się do dziś i do dziś podtrzymywana jest kłamliwa narracja historyczna, której oszukańcze początki sięgają czasów kształtowania się narodów Europy Zachodniej.

W tej dżungli kłamstw i oszustw osaczeni jesteśmy również my Słowianie. Nasza pozycja jest tym gorsza, bo również nasze, pożal się Boże, „elity” podtrzymują z zapałem tę antysłowiańską i antypolską wersję historii Europy.


Z uporem godnym lepszej sprawy „polscy historycy” od pokoleń powtarzają wielkogermańskie brednie i przyczyniają się do utrzymywania narodu w nieświadomości własnych dziejów.

Trzeba przyznać, że nasi przodkowie oddali nam niedźwiedzią przysługę szyfrując swoje zapiski oraz paląc swoich zmarłych. W ten sposób zniszczone zostały dowody ich obecności w Europie i ciągłości zasiedlenia tych terenów przez Słowian.

Oczywiście sprawa nie jest beznadziejna i możliwe jest odczytanie starożytnych inskrypcji, co już wielokrotnie udowodniłem, jak i znalezienie nadających się do badan szczątków naszych przodków, szczególnie jeśli natrafimy na szkielety wojowników poległych w trakcie wojennych działań, czy też na ofiary nieszczęśliwych wypadków.

Niestety takie znaleziska nie są liczne i jeśli już przypadkowo, tak jak np. w przypadku bitwy pod Dołeżą, dojdzie do takiego odkrycia,


to wszechobecna cenzura kładzie swoją łapę na wynikach takich badań genetycznych i opinia publiczna otrzymuje tylko nic nie mówiące popłuczyny zakamuflowane jeszcze nowomową naukowych oszustów.

W rezultacie nie pozostaje nam nic innego, jak zdanie się na odczytywanie opublikowanych wcześniej oryginalnych antycznych inskrypcji. Obecne pokolenie historyków boi się zająć tym tematem, bo po pierwsze nie jest do tego intelektualnie zdolne, a jeśli już znajdzie się jakiś trochę bardziej rozgarnięty, to tchórzy przed bandą kierujących nauką kryminalistów.

Inną możliwością jest nowa interpretacja znanych już od stuleci legend i podań, oraz taki ich dobór, aby te fragmentaryczne informacje jakie zawierają, uporządkować w spójny i konsystentny obraz przebiegu dziejów Europy.

Obecny obraz jest kompletnym chaosem w którym poszczególne wątki historyczne nie pasują do siebie ani trochę. Zarówno chronologia zdarzeń jak i występujących w przeszłości postaci historycznych czy też tworów politycznych to kompletne pomieszanie z poplątaniem.

Również i polska tradycja nie jest pozbawiona tych problemów. Co gorsza zachowane fragmentarycznie ludowe podania są poddawane przez tzw. „polskie elity” w wątpliwość. Tej pasuje tu bardziej niemiecka narracja, bo jest też oczywiście bardziej dochodowa.

W niniejszym tekście postaram się przedstawić w miarę uporządkowaną wersję naszych dziejów z okresu przed „Chrztem Polski”.

Dwie najważniejsze legendy tego okresu to legenda o Kraku i Wandzie oraz legenda o Czechu ,Rusie i Lechu.

O tej pierwszej legendzie już pisałem


Czas zająć się teraz legendą o trzech braciach.

Legenda ta przetrwała do naszych czasów w takiej formie, w jakiej chętnie widziano by początki Słowian.
Jej obecny kształt jest podyktowany turbogermańską ideologią, którą z zapałem podchwyciły nasze sprzedajne „elity”.

Do niemieckiej ideologii pasowało wyśmienicie to, że jakoby założyciele słowiańskich dynastii Europy Środkowej przywędrowali gdzieś ze wschodu i osiedlili się na terenach kompletnie wyludnionych. Taka wersja wpisywała się idealnie do lansowanej przez Niemców tezy, że plemiona protoniemieckie wywędrowały z Europy Środkowej w trakcie „Wędrówki Ludów” i pozostawiły je puste napływającemu z bagien Prypeci słowiańskiemu żywiołowi.

W związku z tym tę legendę, prawie że automatycznie, umieszczamy u zarania dziejów Słowian na terenach Europy Środkowej.

Takie podejście jest oczywiście na wskroś fałszywe bo zasiedlenie Europy Środkowej przez bezpośrednich przodków Słowian nastąpiło już w trakcie ostatniego zlodowacenia lub jeszcze wcześniej i omawiana legenda musi dotyczyć całkiem innej epoki historycznej.


Jeśli zignorujemy te propagandowe brednie, to możemy zredukować tę legendę do paru najistotniejszych faktów.

Pierwszym faktem jest to, że legenda ta potwierdza jedność Słowian Europy Środkowej, wywodząc ich od wspólnej dynastii rządzącej.

Drugim faktem jest to, że obszar władzy tej dynastii uległ rozbiciu na trzy dzielnice z których z czasem wyodrębniły się narody Rosjan, Czechow i Polaków.

Co ciekawe również badania genetyczne potwierdzają to, że nasze narody są ze sobą bardzo blisko spokrewnione i wywodzą się od wspólnych przodków. Również wybitnie bliska jedność językowa jest dowodem na to, że dyferencjacja tych narodów nie może być czasowo odległa i nastąpiła stosunkowo niedawno.

Trzecim elementem jest to, że ten podział wiązał się z założeniem nowych ośrodków władzy, które, w mniej lub bardziej pierwotnym założeniu, przetrwały do dziś.

Aby prawidłowo umieścić chronologie tej legendy, trzeba jeszcze raz powrócić do rozwoju sytuacji politycznej i powstawania nowych ośrodków władzy w Europie Środkowej po upadku Rzymu, a nawet jeszcze wcześniej, do początków ekspansji chrześcijaństwa w Europie.

Po ukrzyżowaniu Jezusa Chrasta (Dęba) jego zwolennicy i uczniowie rozpierzchli się po całym świecie, w obawie o własne życie.



Część z nich, szczególnie ci pochodzący z plemion mówiących słowiańskim dialektem, jak Galilejczycy czy też Nabatejczycy, szukali pomocy u swoich rodaków w Europie Środkowej.



Również ciężarna Maria-Magdalena szukała schronienia w Europie i w tym celu udała się do sanktuarium najwyższego Boga Słowian (i Żydów) Joveia (Jawy) w miejscowości która obecnie nazywa się Hemmaberg.


Tam na terenach słowiańskich nie groziło już jej żadne niebezpieczeństwo.

Wśród Słowian, tak zresztą jak też wśród Żydów, panowało przekonanie, że w czasach zagrożenia nadciągającymi katastrofami Duch Święty wciela się w nowo narodzonego człowieka i obdarza go szczególnymi cechami, aby wybawił wiernych od niebezpieczeństw.

Była to istota religii słowiańskiej w której Bóg miał funkcję obrońcy. To przekonanie było tak silne, że nawet nasze określenie „Wiara” to nic innego jak lekko zmienione słowo oznaczające obronę „Wara”. Do dzisiaj zachowało się ono np. w wyrazie „warować”, „warownia” lub „wartownik”.


Z tej tradycji wywodzą się postacie Lelum i Polelum, Wyrwidęba i Waligóry czy też Heraklesa.


Również i Jezusa uważano za nowe wcielenie Wyrwidęba i odpowiednio do tego nadano mu przydomek Chrast czyli po słowiańsku Dąb.

Zgodnie ze starotestamentową tradycją „Duch Święty” przechodzi również na potomków „Syna Bożego”, tak interpretowano to w stosunku do potomków Króla Dawida.



Nie inaczej było też w przypadku Marii Magdaleny i jej dziecka. Jej działalność misjonarska była na tyle skuteczna, że doprowadziła do powstania modyfikacji religii Słowian i odmiany chrześcijaństwa której po wiekach nadano miano „Arianizm”.

Sama Maria Magdalena uzyskała status świętej i pozycję kultową porównywalną z kultem Jezusa Chrasta. Miejsce jej schronienia w dawnym sanktuarium Jawy, stało się ośrodkiem kultu Marii z dzieciątkiem.
Zgodnie ze słowiańską tradycją potomkowie Chrasta-Jezusa stali się głównymi pretendentami do funkcji wodzów wśród licznych słowiańskich plemion.


Obszary obecnej południowej Austrii, gdzie znalazła schronienie Maria Magdalena, znajdowały się w tamtych czasach pod kontrola pochodzących z terenów obecnej Polski plemion Goplan, Polan i Wawelan(Wandalow) kontrolujących handel bursztynem między Bałtykiem a Rzymem.



To właśnie wśród tych plemion potomkowie Jezusa przejęli władzę. Początkowo największe znaczenie uzyskała dynastia z plemienia Wawelan(Wandalów) i kiedy w IV w p.n.e. konflikty religijne w Cesarstwie przybrały na sile, to właśnie Wawelanie stanęli w obronie uciskanych Arian i rzucili Rzym na kolana.




Ich dominacja nie trwała długo i po upadku afrykańskiego Imperium Wandali(Wawelan), w Europie rozpoczęła się rywalizacja pomiędzy pomniejszymi gałęziami potomków Jezusa. Na zachodzie Europy rosła w silę inna dynastia potomków Chrasta, dynastia Merowingów, zarządca koalicją plemion pod przywództwom Polan.

Z pomocą Bizancjum Wawelanie odbudowali swoją dominującą pozycje w Europie Środkowej. Początkowo rządziła rada złożona z władców plemiennych, a ten twór polityczny nazwano Samostojna. Pierwsze litery stały się następnie imieniem mitycznego przywódcy Słowian Samo.
Po pokonaniu Merowingów władzę przejęła dynastia założona przez Kraka.
Krak rozszerzył swoje panowanie aż po granice z Bizancjum zakładając cały szereg twierdz na południu kraju. Krak dążył też do przejęcia terenów na północy i wschodzie imperium, co doprowadziło do konfliktu z Polanami.


Śmierć Wandy, ostatniej władczyni z rodu Kraka, powtórnie otworzyła drogę Merowingom do rozszerzenia swojej władzy w Europie Środkowej.
Tym razem nastąpiło to pokojowo, bo w międzyczasie na Zachodzie Europy doszło do zamachu stanu i władzę przejęła dynastia Karolingów, którą Polacy nazywają Popielidami .

Można wywnioskować na podstawie legendy o Popielu, że jej przedstawiciele należeli do innego związku plemiennego, do Goplan.

To plemię było już od stuleci głównym rywalem Polan i Wawelan i to właśnie skłoniło Polan i Wawelan do odnowienia starego sojuszu i powołania do władzy potomka dynastii Merowingów Dagowara II (Dagoberta II) zwanego u nas Piastem.

Wbrew legendzie siedzibą Piasta nie były tereny Wielkopolski, ale najprawdopodobniej obszar obecnej południowej Austrii zwany Karantanią.
Na terenach tych zachowało się podanie o tzw. kamieniu książęcym na którym miała się dokonywać koronacja nowo mianowanych władców Słowian.


Obecnie podawany za ten książęcy kamień kawałek antycznej kolumny to oczywiście bzdura. W nazwie tej chodzi o tron kamienny podobny do tronu Karola Wielkiego.
Można być nawet tego pewnym, że tzw. tron Karola Wielkiego jest właśnie tym oryginalnym tronem władców Słowian i że został on zrabowany w czasie kiedy Karantania została podbita przez Franków, albo prawidłowo przez Popielidów, i wywieziony do Katedry w Akwizgranie.


Na tronie tym miał zasiąść Bolesław Chrobry kiedy Otton III zdecydował się na przekazanie władzy nad cesarstwem dynastii Piastów. Był to symboliczny akt powrotu do władzy prawowitej dynastii władców Słowian.


Następcy Dagowara II okazali się być zdolnymi władcami i w przeciągu następnych dziesięcioleci coraz to nowe plemiona słowiańskie przyłączały się do ich Imperium, tak że z czasem ich władza rozciągała się od Bałkanów na południu, Łabę na zachodzie, Skandynawię na północy i europejskie tereny obecnej Rosji na wschodzie.

CDN.

Translate

Szukaj na tym blogu