Zwróćmy
honor Kadłubkowi. Cześć 7
Nasz
dziejopisarz Wincenty Kadłubek zostawił nam jeden z najstarszych
zachowanych opisów dziejów Polski sięgający aż do legendarnych
czasów pierwszych twórców słowiańskiej państwowości.
O
to, czy można by nazwać ich Polakami, o to można by spierać się
w nieskończoność. Najprawdopodobniej to pytanie jest fałszywie
postawione, ponieważ 1500 lat temu Słowiańszczyzna przeżyła
okres integracji i ujednolicenia zarówno w dziedzinie języka, jak i
obyczajów, czy też religii. Słowianie tamtych czasów są w takim
samym stopniu Polakami, Rosjanami, Czechami czy też Serbami.
W
istocie jedność Słowian bazuje na bardzo silnych wspólnych
fundamentach, niestety po części już zniszczonych przez wrogie nam
moce.
Było
to rezultatem tego, że plemiona słowiańskie w Europie, utworzyły
na początku średniowiecza, dwa wielkie organizmy państwowe.
Jednym
było państwo Merowingów na zachodzie Europy, z centrum
administracyjnym w Avaris, w środkowej Francji, a drugim państwo,
które historycy nie chcą uznać za realne, a które ukryto pod
rożnymi nazwami, aby tym bardziej namieszać ludziom w głowach.
W
Polsce to państwo jest najbardziej popularne pod nazwą Wielkiej
Lechii, ale istnieją również inne nazwy jak Biała Chorbacja, czy
też Państwo Starobułgarskie albo Chanat Bułgarski.
Szczególnie
historycy niemieccy, ale niestety również i „polscy” starają
się nam wmówić, że w pierwszej połowie 7 wieku n.e. tereny
Europy centralnej to była kompletna dzicz, którą właśnie
zasiedliły przybyłe z bagien prypeckich hordy barbarzyńskich
Słowian.
Ale
dziwnym trafem, mimo że udało im się zasiedlić w 5 minut cała
środkową Europe, bez śladu oporu ze strony istniejących jakoby
silnych ośrodków państwowych, to mimo to te hordy Słowian nie
potrafiły stanowić same o sobie, ale cały czas były pod
panowaniem jakichś enigmatycznych azjatyckich Awarów lub Bułgarów.
Poza
tym te słowiańskie hordy „podludzi”, jako niezdolne do żadnych
cywilizacyjnych osiągnięć, stanowiły tylko obiekt handlu
niewolnikami, bo tylko do takiej roli się nadawały. Taki to właśnie
obraz próbują nam wmówić „polscy historycy” opłacani z
naszych podatków.
Niemcy
idą w tym kierunku szczególnie daleko, wspierani oczywiście
również przez „naszych” naukowych Judaszy i publikują np.
takie śmieszne mapki jak ta poniżej.
Pokazany
jest na niej zasięg terytorialny ośrodków państwowych w Europie,
w połowie 7 wieku naszej ery.
Tam
gdzie żyją Słowianie nie ma nic, po prostu polityczna pustka.
Wprawdzie
pojawiają się tam te mgliste twory chanatów Awarskiego i
Bułgarskiego, ale tylko schematycznie, ponieważ nikt nie wie jak je
ze sobą sensownie umieścić i jaki zasięg terytorialny miały te
hipotetyczne państwa.
Jakoś
nikt z tych jajarzy nie przejmuje się tym, że takie imperium jak
Bizancjum, zostało w tym czasie zepchnięte prawie do morza i tylko
z wielkim trudem utrzymywało swoje szczątkowe obszary w Europie.
Czy
jest możliwe to, że to najbardziej w tym czasie cywilizacyjnie
rozwinięte państwo w Europie dałoby się bez oporu zepchnąć aż
do morza.
I
czy jest możliwe to, że mogły tego dokonać absolutnie
niezorganizowane masy słowiańskich dzikusów, które zeszły
właśnie z prypeckich drzew.
Te
pytania są oczywiście politycznie niepożądane i nikt też nie
odważa się ich zadawać. Szczególnie „polscy historycy”
wyróżniają się pod tym względem negatywnie, kuląc ogon pod
siebie jak zbite kundle i bojąc się własnego cienia przy
podejmowaniu tej tematyki.
Doczekaliśmy
się niestety takich czasów w których słowa „elity polskie” to
synonim tchórzy i zdrajców narodu.
Na
tym tle, tego bezprzykładnego moralnego upadku, postać Kadłubka
wyrasta nam do rangi olbrzyma.
Pomimo,
że był członkiem niezbyt przyjaznego Polakom Kościoła
Katolickiego odważył się wystąpić przeciwko trwającej w tym
czasie kampanii fałszowania dziejów Europy i spisał podania
historyczne, tak jak były one przekazywane w Polsce przez prosty
lud, z pokolenia na pokolenie.
Te
podania nie można oczywiście porównać do współczesnych
opracowań historycznych, ale nie dajmy się oszukać, również we
współczesnej historii aż roi się od Smoków Wawelskich, jak
widzimy to na przykładzie broni „masowego rażenia” w Iraku.
Nasza
współczesna historia jest też fałszowana na bieżąco i to na
naszych własnych oczach.
W
przeciwieństwie do współczesnych oszustów i manipulatorów,
Kadłubek pozostawił nam swoją wersję historii w takiej formie, w
jakiej relacjonowano podania historyczne w tamtych czasach, a więc w
formie baśniowej.
Mimo,
że ubrane w mitologiczne szaty, relacje te zawierają wszystkie te
elementy, które pozwalają nam na umiejscowienie ich w ramach
realnych zdarzeń historycznych.
Te
podania nigdy nie stały się w Polsce bazą do ugruntowania naszej
historycznej samoświadomości (poza okresem I Rzeczpospolitej).
Po
części było to spowodowane sprzeciwem niektórych ugrupowań
katolickiego kleru, ale jeszcze bardziej na skutek konfliktu z
obowiązującymi historycznymi narracjami krajów ościennych.
Na
te zasadnicze trudności nałożyła się dodatkowo zdrada naszych
intelektualnych elit, dla których „polskość to nienormalność”
i nie dotyczy to tylko ich obecnego pokolenia, ale te zdradzieckie
tradycje sięgają już stuleci wstecz.
Relacja
Kadłubka w legendzie o Kraku i Smoku Wawelskim pozostawiła nam
liczne szczegóły, które są tak specyficzne, że możemy je łatwo
powiązać z konkretnymi zdarzeniami historycznymi.
Spróbujmy
zrobić listę tych istotnych faktów.
- Opis Kadłubka zaczyna się od walk Słowian z Rzymianami.
- W wyniku tych walk Słowianie zdobywają szereg miast rzymskich i ustanawiają tam swoich namiestników.
- W tym czasie władza Słowian objęła również obszar Panonii
- Pokój nie trwał jednak długo i plemię Gallów podjęło próbę podboju słowiańskich terenów.
- Zwaśnione wcześniej plemiona słowiańskie zwołują ogólny wiec i wybierają na swojego władcę Grakha.
- Grakh rządzi mądrze i i nowe państwo przeżywa okres rozkwitu i dobrobytu.
- Jednak nie trwa to długo i staje się ono ofiarą napaści strasznego smoka który wymusza na państwie Grakha daniny
- Grakh wysyła swoich synów Kraka II i Lecha II, aby wspólnie zabili smoka i uwolnili państwo z jego władzy. Sam przebywa w tym czasie z dala od miejsca wydarzeń.
- Synowie zabijają smoka uciekając się do podstępu.
- Jednak młodszy syn, rządny władzy, zabija starszego brata, a po powrocie oznajmia, że zginał on bohatersko w walce ze smokiem
- Po śmierci Grakha przejmuje jego tron. Jego władza nie trwała jednak długo i po ujawnieniu zbrodni zostaje wygnany z kraju.
- Lud decyduje przekazać władzę w ręce córki Kraka Wandy.
Jeśli
porównamy te kadłubkowe fakty z moimi poprzednimi artykułami, jak
i z niektórymi twierdzeniami historyków dotyczących tej epoki, to
zauważymy, że jego opis jest zadziwiająco prawdziwy i relacjonuje
nam realny przebieg zdarzeń historycznych.
Tereny
Panonii były rzeczywiście obszarem predestynowanym do tego, aby tam
właśnie wykształciły się zarówno idee religii ariańskiej, jak
i powstały ośrodki silnej władzy rodowej, zbudowanej na
fundamencie poszczególnych słowiańskich plemion i ośrodków
władzy z terenów od Atlantyku po Ural.
Panonia
była szczególnie ważnym terenem dla Słowian, bo przez nią
prowadziły najważniejsze szlaki handlowe łączące wszystkie
rejony Europy.
Kto
rządził Panonią, rządził również sercem Europy i był w stanie
kontrolować wszystkich swoich rywali i czerpać nieprzebrane zyski z
handlu z Rzymem i Bizancjum.
Możemy
więc być tego pewni, że to właśnie tam panowały najlepsze
warunki do powstania idei zjednoczenia Słowian, jak i istniały
potrzebne ku temu fundamenty ekonomiczne.
Panonia
dysponowała odpowiednimi środkami materialnymi, aby utrzymać
struktury państwowe i oprzeć je na dostatecznie licznej zawodowej
armii.
Dowodem
jest chociażby to, że z początkiem 7 wieku obserwujemy zdecydowaną
ekspansję Słowian w kierunku Półwyspu Bałkańskiego i przejęcie
przez nich po ciężkich walkach wszystkich ważniejszych ośrodków
miejskich poza Konstantynopolem i Salonikami.
Kadłubek
opisując te walki Słowian (Polaków) z Rzymianami nie umieszcza je
bynajmniej w fałszywych wymiarach czasowych, to jego współcześni
interpretatorzy próbują wcisnąć go w fałszywe ramy.
Słowianie,
podlegający w tym czasie władzy Merowingów, faktycznie podjęli
walkę z Rzymem (w tym czasie mieszkańcy Konstantynopola czuli się
Rzymianami a i struktury państwowe były jeszcze na wskroś
rzymskie) i byli o krok od zniszczenia tego państwa.
Dopiero
ponowne wkroczenie na arenę polityczną Europy dynastii wandalskich
Horaklidów spowodowało to, że ekspansja Merowingów została
zatrzymana.
Opis
walk Słowian z Gallami jest właśnie dowodem walk tych wielkich
rodów o władzę. Nasi przodkowie stanęli w tej walce po stronie
Herakliusza i jego rodu.
W
legendach które przytacza Kadłubek mowa jest o walce z Gallami, z
tym że historycy próbują to interpretować dosłownie. Kadłubek
nazywa natomiast Gallami tych, którzy żyli na obszarach przez nich
zasiedlanych a więc na terenach obecnej Francji.
Tak
nazywamy ten obszar i my, mimo że jego obecni mieszkańcy nie mają
już z Gallami wiele wspólnego.
W
rzeczywistości chodziło więc tu o walkę Wielkiej Lechii z
państwem Merowingów.
Naprawdę
interesujący jest natomiast wątek walki synów Kraka ze smokiem i o
przejecie władzy w królestwie.
W
tym opisie widzimy, że w przeciągu wieków nastąpiło zlanie się
elementów historii Wielkiej Lechii i jej władcy Kraka z losem
Herakliusza i jego synów.
Historia
walki o władzę synów Herakliusza odpowiada dokładnie opisowi
rywalizacji synów Kraka.
Najstarszy
syn Herakliusza Konstantyn III został faktycznie zamordowany przez
swojego brata Heraklonasa (w dosłownym tłumaczeniu Noszącego Góry,
w więc po naszemu Harnasia) a ten z kolei po bardzo krótkim okresie
władzy został obalony przez armię, złożoną w tym czasie prawie
wyłącznie ze słowiańskich wojowników i wygnany z kraju.
Na
tej podstawie możemy przyjąć, że postać Kraka zawiera wiele
elementów z życiorysu Herakliusza i te dwie postacie,
bizantyjskiego Cesarza i jego wujecznego brata Niestka, są w tej
legendzie nie do odróżnienia.
Najważniejszym
tego dowodem jest również to, jakie imię nadal Kadłubek temu
legendarnemu władcy.
Nazywa
go Grakch co współcześni historycy wykorzystali do lansowania
powiązań z rzymskim senatorem i reformatorem państwa Grakchusem.
Tę
interpretację chętnie podjęli „polscy historycy” bo pozwalało
to na dyskredytację Kadłubka, jako godnego zaufania dziejopisarza.
Kadłubek
był jednak po prostu uczciwy i swoją relację starał się nam
przekazać w takiej formie, w jakiej była ona przekazywana z
pokolenia na pokolenie.
Nie
obeszło się tu niestety bez błędów i Kadłubek nie zauważył
tego, że te opowieści są znacznie bardziej skomplikowane.
Po
prostu nie wpadł na to, że mamy tu do czynienia z dwoma herosami
(harnasiami) z których jeden to Krak, władca Słowian, a drugi to
Herakliusza władca Rzymu (Bizancjum).
I
ten ostatni był już tylko z pochodzenia Słowianinem. Już od wielu
pokoleń ród Horaklidów zasymilował się w społeczności
rzymskiej i był dla Słowian, pomimo zachowania języka i zwyczajów,
prawie tak samo obcy jak inni cesarze bizantyjscy.
Słowianie
nazywali go po prostu Grekiem i pod takim imieniem przetrwał
on w polskich legendach.
Kadłubek
słuchając tych opowieści nie potrafił, albo też nie chciał,
oddzielić te postacie od siebie i wybrał drogę połączenia nie
tylko ich losów ale i imion, nadając legendarnemu władcy Słowian
imię Grakch, które to można zinterpretować równie dobrze jako
Krak, albo Grek.
Śmierć
Herakliusza, a następnie brutalna walko o władzę między jego
synami, zachwiała sojuszem słowiańsko-bizantyjskim do głębi. Tym
bardziej, że w sporze z Awarami, Słowianie nagle nie mogli już
liczyć na bezwarunkowe wsparcie Bizancjum. Po prostu to za bardzo
było zajęte własnymi sprawami i nadciągającą inwazją Arabów.
Najprawdopodobniej
krotko przed śmiercią Herakliusza, zmarł też jego brat wujeczny
Niestek (Krak). Krak nie pozostawił po sobie żadnego żyjącego
męskiego potomka i przywódcy poszczególnych plemion z sojusz
Wielogorii byli skłonni przekazać władzę synowi Herakliusza
Konstantynowi III.
Gdyby
do tego doszło, to doszło by też do ostatecznego połączenia się
Bizancjum i Wielkiej Lechii, ale historia potoczyła się inaczej.
Co
ciekawe istnieją również inne źródła potwierdzające taki
przebieg tych wydarzeń uzupełniając je jeszcze o dodatkowe
szczegóły.
W
kronice Fredegara pojawia się wątek ucieczki 9000 Bułgarów do
Dagoberta I, oraz masakry tych uchodźców, w wyniku czego prawie
wszyscy zostają wymordowani, a tylko ich przywódcy Alciocusowi,
wraz z około 700 wojami, udaje się zbiec pod opiekę wendyjskiego
księcia. Wprawdzie interpretuje się tę historię tak, że miała
ona mieć miejsce w roku 631 n.e (nie ma na to jednak żadnych
dowodów), ale o wiele prawdopodobniejsze jest to, że przydarzylo
się to 10 lat później i że uciekinierem był młodszy syn Kraka
(Herakliusza).
W
kronice Fredegara otrzymał on imię Alciocusa, ale w innej kronice
Historia Langobardorum pojawia
się podobna postać bułgarskiego uciekiniera o imieniu Alzeco który
wraz z 700 wojownikami przybył do Italii w poszukiwaniu schronienia
przed prześladowaniami. Również i tu występują trudności z jej
datowaniem i ocenia się (bez żadnych dowodów na to), że nastąpiło
to w latach 662/3.
Oczywiście oba imiona są
zniekształcone poprzez dodanie litery „A” na początku, co było
ulubionym trikiem aby zatrzeć słowiańskość historycznych imion.
Drugim trikiem było
przestawienie liter „E” i „Z”.
Jeśli jednak zapiszemy to
imię tak jak się należy, to otrzymujemy imię „LEZCO” „LEZKO”
a więc Leszek, czyli prawie że identyczne z imieniem syna Kraka
Lecha w legendzie spisanej przez Kadłubka.
Zresztą i dzisiaj imiona Lech
i Leszek uważane są powszechnie za synonimy.
Ta legenda znajduje twarde
potwierdzenie w faktach. Po pierwsze we Włoszech do dziś istnieją
wioski i miejscowości których mieszkańców nazywa się Bulgari, a
nazwisko Bulgari jest we Włoszech bardzo częste.
Równie ciekawe jest to, że
faktycznie na terenie Klasztoru St. Florian znaleziono w
średniowieczu masowy grób ze szczątkami okolo 6000 zabitych
których już wtedy kojarzono z zabitymi z rozkazu Dagowara
uciekinierami.
Krwawe
porachunki między synami Herakliusza wykluczyły jednak ewentualność
połączenia się Bizancjum z Wielogoria. Do tego doszło również
to, że w Konstantynopolu władzę przejęła frakcja oligarchów
przeciwnych połączeniu tych państw. Również duchowieństwo
Kościoła Wschodniego zwietrzyło znowu szanse pozbycia się
kontroli władzy świeckiej i powrotu do dawnych nieograniczonych
wpływów i bogactwa.
Tym
samym ta szansa uległa zmarnowaniu i Wielogorii nie pozostało nic
innego jak ostateczne zerwanie tego sojusz i ustanowienie własnego
niezależnego państwa Samostojnej.
Sejm
słowiański zdecydował się na oddanie władzy w ręce jedynej
córki Niestka, Wandy.
Wprawdzie
wśród Słowian nie było to niczym nowym i córki miały prawa
dziedziczenia władzy, w przypadku braku potomka męskiego (te zasady
ostały się aż do czasów piastowskich), ale już w krajach
ościennych spotkało się to z kompletnym niezrozumieniem.
Szczególnie
Awarowie poczuli się uprawnieni do zmiany tego stanu rzeczy i po
latach pokoju nad Wielogoria zaczęły się zbierać ciemne chmury
wojny.
Ówczesny
król Awarów Dagowor I postawił Wielogorii ultimatum żądając
małżeństwa między nim a Wandą, oraz całkowitego włączenia
Wielogorii do jego państwa.
Te
żądanie było nie do przyjęcia i Słowianie zdecydowali się na
walkę.
Legenda
o Wandzie, która nie chciała Niemca, jest o tyle ciekawa, bo
wskazuje na to, że w tym czasie przywódcze elity Słowian
zamieszkujących tereny na zachód od Renu zatraciły już kontakt z
macierzą i w znacznej części zasymilowały się z ludnością
tubylczą, tak że dla Słowian ich język stawał się coraz mniej
zrozumiały.
Trzeba
jednak przyjąć, że jeszcze wieki po tych zdarzeniach, część
arystokracji francuskiej, niemieckiej i angielskiej mówiła biegle
po słowiańsku i identyfikowała się z naszą kulturą, jak to
udowodniłem odczytując inskrypcje na kolumnie Tristana i Izoldy.
Do
zapoznania się z opisem konfliktu z Dagoworem I odsyłam do mojego
starszego artykułu.
Oczywiście
czasy tego konfliktu zostały zapamiętane nie tylko w polskich
podaniach ludowych, ale również wśród Słowian zachodnich (tych
którzy ulegli w następnych wiekach zniemczeniu) zostawiły one
swoje ślady.
Opis
tych zdarzeń został jednak w przeciągu wieków przeinaczony na
potrzeby niemieckiej narracji historycznej. Mimo to poszczególne
elementy tych opowieści są niesamowicie ze sobą zbieżne i co
ciekawe potwierdzają poszlaki, że legendarna bitwa pod
Wogastiburgiem miała miejsce u podnóża Wawelu.
Mam
tu na myśli legendę o Notburdze, obecną jeszcze w kręgach kultury
niemieckiej
W
skrócie opowiada ona o córce Dagoberta I (Dagowora I) którą
ojciec chciał zmusić do małżeństwa z władcą słowiańskim
Samo.
Notburha
ukryła się pieczarze nad brzegiem rzeki Neckar, ale król Dagobert
wytropił ją w tej kryjówce i silą chciał ją zaciągnąć przed
ołtarze. Notburga chwyciła się drewnianego krzyża i błagała
Boga o pomoc.
Jej
prośby zostały wysłuchane i Dagobert wyrwał jej z ciała rękę i
przerażony swym uczynkiem uciekł z miejsca wypadku.
Notburdze
pomogły żyjące w jaskini węże (smoki), które przyniosły jej
lecznicze zioła dzięki czemu ręka znowu zrosła się z ciałem.
Jak
widzimy historia Wandy jest tu opowiedziana na opak, tak aby pasowało
to do niemieckich preferencji historycznych.
Widzimy
jednak, że zasadnicze elementy tych opowieści są ze sobą zgodne,
co jeszcze bardziej podkreśla realność stojących za tymi
opowieściami zdarzeń historycznych.
Po
śmierci Wandy z racji braku legalnych pretendentów do tronu
Wielogoria stanęła przed wyborem powrotu do dawnego systemu
politycznego i do ciągłych walk pomiędzy poszczególnymi
plemionami, a koniecznością wyboru nowej dynastii panującej, o
czym w następnym odcinku.
Kiedy
zacząłem interesować się tematami historycznymi, to stosunkowo
szybko zdałem sobie sprawę z tego, że tak zwane świadectwa pisane
nie zasługują w najmniejszym stopniu na to miano.
Historia
Europy okazała się być jedną wielką manipulacją, gdzie jeden
oszust powołuje się na oszustwa drugiego i nawzajem.
Pomimo
to bazując na odczytanych przeze mnie tekstach antycznych, uważanych
do tej pory jako niemożliwe do odczytania, udało mi się wypracować
pewien spoisty schemat przebiegu zdarzeń historycznych, a w
szczególności tych dotyczących Słowian.
Zniechęcony
powszechnością fałszerstw, tak zwanych źródeł pisanych
przyjąłem, że również relacje naszych dziejopisarzy są też
tylko taką manipulacją, tym bardziej że tak zwani „polscy
historycy” wmawiają nam to już od dziesięcioleci.
Jakież
więc było moje zdziwienie, kiedy dokładniej zapoznałem się z
zawartością relacji Kadłubka. Okazało się, że mój schemat
przebiegu wydarzeń we wczesnym średniowieczu znajduje pełne
potwierdzenie w tym co przekazał nam Kadłubek.
Jest
to dla mnie absolutnym dowodem tego, że moje dociekania pozwoliły w
istocie na odnalezienie prawidłowego tropu naszej historii
No
ale to jeszcze nie koniec i już w następnych artykułach czekają
na nas kolejne niespodzianki i zaskakujące zwroty w interpretacji
naszej historii.
CDN.