O Etruskach i ich stosunku do wiary



O Etruskach i ich stosunku do wiary

Na Etrusków ich sąsiedzi, Grecy i Rzymianie, patrzyli z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony podziwiali ich za waleczność, zdolności handlowe i zaawansowane technicznie rzemiosło, z drugiej strony zaś potępiali ich za organizacje społeczeństwa z pełnoprawną w nim rolą kobiety. Także zamiłowanie Etrusków do biesiad, muzyki i zabaw wzbudzało w nich niekłamaną odrazę. 
Szczególnym przerażeniem napawał ich jednak sceptyczny stosunek Etrusków do Boga i wiary. W gruncie rzeczy uważali ich za bezbożników i to kwalifikowało już ten naród jako barbarzyński.

W wielu elementach przypomina to czasy współczesne w których oligarchie chrześcijańskie, żydowskie, muzułmańskie i prawosławne zwalczają się na noże, ale względem niewierzących jednoczą się nie zwracając uwagi na dzielące je różnice.

Czy jednak Etruskowie byli takimi bezbożnikami to trudno jest to obecnie stwierdzić. Najprawdopodobniej nie, ale ich forma wiary różniła się znacznie od tej która panuje współcześnie. Ich Bóg(owie) byli wprawdzie mocarni ale nie wszechwładni i ponad ich władzą istniało coś znacznie od nich silniejszego, a mianowicie przeznaczenie.


Ta wiara w przeznaczenie powodowała, że Etruskowie przyznawali wielką wagę życiu doczesnemu, a życie pozagrobowe było dla nich niczym innym, jak przedłożeniem ich dotychczasowego bytu.

Dużo więcej nie można też i stwierdzić, ponieważ wprawdzie Rzymianie i Grecy opisali nam ich życie religijne, ale były to obserwacje zewnętrzne i skażone uprzedzeniami konkretnego dziejopisarza.

Sami Etruskowie nie pozostawili po sobie informacji na ten temat i dotychczas mogliśmy się tylko domyślać jaki mieli oni stosunek do Boga.

Odczytanie przeze mnie etruskich napisów otworzyło nam drogę do pozyskanie tej wiedzy bezpośrednio od nich.


Przy bliższej analizie droga ta okazała się niezbyt łatwa, z prostej przyczyny, ponieważ napisy o treści religijnej okazały się być rzadkością.

Potwierdza to tezy starożytnych kronikarzy o tym, że wiara w Boga nie była u Etrusków dominującym elementem ich życia.

Przy dokładniejszych poszukiwaniach trafimy jednak na teksty które mówią nam bezpośrednio coś na ten temat.
Taki właśnie tekst spróbujemy teraz wspólnie przeanalizować.

Na zamieszczonym poniżej rysunku widzimy obraz przedstawiający dwóch uzbrojonych w miecze kontrahentów oraz najwyraźniej postać sędziego który nadzorować będzie ten pojedynek.


Pod rysunkiem postaci znajduje się napis w następującej formie.

Napis ten napisany jest tak zwanym „greckim alfabetem” i wykazuje jednak parę charakterystycznych odstępstw, w formie liter alfabetu etruskiego, często też zdeformowanych, oraz charakterystycznych braków lub zwielokrotnienia liter.

Te cechy tego tekstu są bardzo ważne i bez uwzględnienia intencji autora tej zagadki, nie będziemy mogli go zrozumieć. Ich omówieniem zajmiemy się przy tłumaczeniu poszczególnych wyrazów tego tekstu.

Na początek przeczytajmy ten tekst z lewej na prawą. Jest to ten kierunek w którym najłatwiej rozpoznać jego znaczenie tym bardziej, że użycie greckiego alfabetu sugeruje ten kierunek automatycznie.

Na pierwszy rzut oka rozpoznamy w nim następujące litery:

OLMPERVIŻDOMTOŻONNVEPAMATOTEEN

Tekst ten podzieliłem na następujące słowa:


zauważymy, że w pierwszym wyrazie OLMPER brakuje nam jednej litery a mianowicie litery „I”. Po jej wstawieniu otrzymujemy wyraz „OLIMPER” „Olimpijczycy” w znaczeniu „Bogowie olimpijscy”. Ten brak litery jest bardzo ważny ponieważ sugeruje on konieczność pominięcia jednej litery jeśli będziemy czytać ten napis w odwrotną stronę.

Następny wyraz to „VIŻDOM” i oznacza „widzą”, tak jak w rosyjskim „Вижу”(wiżu) – widzę.

Kolejny to „TOŻ” od polskiego „też”

W następnym mamy do czynienia z ukryciem prawdziwego znaczenia liter poprzez ich sprytne połączenie. Jednak po prawidłowym ich rozłączeniu mamy wyraz „ONI” który jest identyczny z polskim odpowiednikiem.

Dalej mamy kolejne sprytne złożenie liter, które jednak łatwo rozszyfrujemy i otrzymujemy słowo „NEPAMATO”. Rozpoznamy w nim natychmiast nasze „nie zapomną” lub czeskie „nezapomeň”.

Ostatnie słowo jest wprawdzie łatwo rozpoznawalne z kontekstu zdania ale za to graficznie dobrze ukryte. Po pierwsze: litera „T” jest w tym przypadku tak przekręcona, że możemy ja równie dobrze odczytać jako literę „X”. Dlaczego tak jest, zrozumiemy to przy czytani zdania w odwrotnym kierunku.
Poza tym występuje podwojenie litery „E” z tym, że jedna napisana jest alfabetem etruskim a druga greckim co daje nam do zrozumienia, że w tym przypadku może tu chodzić tylko o jedną i te samą literę. Ostatni wyraz znaczy więc „TEN” i odpowiada polskiemu „TEGO”

W całości zdanie to odczytamy jako:

„OLMPER VIŻDOM TOŻ, ONI NEPAMATO TEN”

co po polsku będzie znaczyło:

OLIMPER (Bogowie Olimpijscy) WIDZĄ TO TEŻ, ONI NIE ZAPOMNĄ TEGO

Zdanie to sugeruje, że Bogowie widzą tę walkę na śmierć i życie obu kontrahentów i zarówno przegrany jak i zwycięzca mogą liczyć na ich wspaniałomyślność. Jeden po śmierci, a drugi jeszcze za życia.

Całkiem inna jest wymowa tego tekstu, jeśli przeczytamy go w odwrotną stronę. Poniżej widzimy to, jak trzeba go podzielić na poszczególne wyrazy.


Pierwszym jest słowo „NE” które odpowiada czeskiemu „NE” i polskiemu „NIE”.

W kolejnym wyrazie widzimy dlaczego litera „T” wygląda na kopniętą, ponieważ w tym kierunku ma ona funkcje litery „X” czytanej jako greckie „H”.
Jeśli to uwzględnimy to otrzymujemy wyraz „EHOTA” czyli nasz wyraz „OCHOTA”

Następnym wyrazem jest „NAPEVNO” który rozpoznamy, jeśli zauważymy że pierwsza jego litera jest tak naprawdę nie greckie „M” a etruskie „N” oraz jeśli pominiemy jedną z liter „N”, co sugeruje już jej położenie, ponieważ znajduje się ona już ponad szeregiem zdania, tak jakby miała go opuścić.

Kolejny wyraz to „ŻOTI” który odpowiada najprawdopodobniej polskiemu wyrazowi „GROTY”. Rozpoznamy to po następnym wyrazie, który jest też bardzo sprytnie ukryty. Już jego dwie pierwsze litery ukrywają się w greckim „M”. jeśli tę literę rozbijemy na poszczególne części, to otrzymamy etruskie „N” i „I”.

To samo musimy zrobić też z przy ostatniej literze, greckim „D”. Widzimy to już po tym, że napisana jest ona całkiem inaczej i jest tak naprawdę przekręcona o 90°. Jeśli to uwzględnimy to zauważymy, że składa się ona z dwóch etruskich liter „S” i „I” co razem daje nam wyraz „NOSI”.
Ten wyraz jest identyczny z polskim „NOSI”. Ten z kolei występuje w znanym przysłowiu „żołnierz strzela a Pan Bóg kule nosi”. To przysłowie znali już i starożytni Etruskowie, tylko u nich musiało to się odnosić do strzał z łuku a więc do grotów. Tak więc możemy być tego pewni, że etruskie „ŻOTI” oznacza po polsku „GROTY”.

Kolejny wyraz jest prosty do odczytania i rozpoznajemy go jako „ŻIV” czyli nasze „ŻYJ”.

W ostatnim mamy tylko ten problem że pierwszą jego literę, którą poprzednio odczytaliśmy jako trochę nieudane greckie „R”, tym razem musimy odczytaj jako równie nieudane etruskie „L”. Oraz to że posiadamy tu o jedną literę za dużo a mianowicie „M”. Kolejna pułapka to litera którą odczytaliśmy poprzednio jako zdeformowane „L” a która teraz okazuje się być etruskim „Ś”. Po uwzględnieniu tych wszystkich drobiazgów otrzymujemy słowo „LEPŚO”, czyli polskie „LEPIEJ”

Jako końcowy wynik uzyskamy następujące zdanie:

„NE EHOTA NAPEVNO ŻOTI NOSI, ŻIV LEPŚO”

Po polsku będzie ono oznaczać

„NIE CHĘĆ TWOJA NA PEWNO GROTY NOSI. ŻYJ LEPIEJ”

Tym samym autor tego tekstu sugeruje nam całkiem inne podejście do życia niż w jego pierwszej wersji. 

Ludzie nie powinni się kierować swoimi religijnymi wyobrażeniami i ryzykować swoje życie dla jakiś bliżej nieokreślonych i przez nikogo nie widzianych Bóstw, ale cieszyć się życiem dopóki jest to możliwe.

Jak widzimy to zdanie potwierdza w całej rozciągłości to o co podejrzewali Etrusków Grecy, a mianowicie to że ich wiara w Boga nie była wiarą absolutną ale przepełniona była wątpliwościami i przekonaniem o konieczności korzystania z każdej chwili którą los daje nam do dyspozycji.

To przekonanie znajdziemy też w całym szeregi innych tekstów ale o tym już przy innej okazji.

Cdn.

Co uratowało Europę przed Mongołami




Co uratowało Europę przed Mongołami


Pierwszy najazd mongolski na Europę stanowił kluczowy moment zarówno w historii Europy jak i Polski.

Po latach dzielnicowego podziału Henryk II Pobożny był na najlepszej drodze do zjednoczenia kraju i restytucji władzy królewskiej nad ziemiami jego piastowskich przodków. Jeszcze tylko krok dzielił go od tego celu.
I w tym właśnie decydującym momencie historii, nieoczekiwanie nadciągnęło nad Polskę śmiertelne niebezpieczeństwo. Mongolskie hordy ruszyły na Europę.

Wprawdzie główne uderzenie poszło na Węgry i wszystko wskazywało na to, że kolejnym celem będzie bogata Europa Zachodnie, to jednak również Polska znalazła się w oku tego wojennego cyklonu.

Dla zabezpieczenia głównego kierunku uderzenia, dowódca mongolskich sił, wysłał ich część na północ, aby związać walką Polaków i uniemożliwić im pójście na odsiecz Węgrom i Czechom.

Wprawdzie rycerstwo polskie stanęło do boju, ale na skutek słabości liczebnej, jak i nieadekwatnej do stylu walki Mongołów taktyki, nie miało szans w tym starciu i raz za razem ponosiło ciężkie straty w walkach. Również miasta polskie nie były przygotowane do obrony i jedno miasto za drugim stawało w płomieniach.

Po krótkiej walce padła Małopolska a pozostałe Polakom siły zaczęły gromadzić się przy Henryku Pobożnym, przyszłym królu polskim.

On sam zdawał sobie sprawę, że znaczenia tego momentu historii i wiedział, że jeśli zwycięży w decydującej bitwie, to nikt już nie będzie go w stanie zatrzymać w drodze do królewskiej korony. Oczywiście mógł się też wycofać za mury twierdzy i przeczekać nawałę mongolską, ale wtedy jego aspiracje do korony mógłby pogrzebać, przynajmniej na dłuższy czas.

Henryk Pobożny zdecydował się na bitwę i dalsze jego losy już znamy.

Jego śmierć okazała się bezsensowna i wtrąciła kraj jeszcze głębiej w anarchię rozbicia dzielnicowego i powstrzymała jego odrodzenie o stulecie.

Już w niewiele miesięcy po tym zwycięstwie Mongołowie zaczęli się wycofywać na wschód oddając bez walki zdobyte wcześniej tereny.

Gdyby Henryk Pobożny nie był taki w gorącej wodzie kąpany, to by przeczekał ten czas pod pierzyną i sprawa by się rozeszła po kościach.
Trochę propagandy i po kilku latach z ucieczki przed Mongołami powstałaby legenda o wiekopomnej obronie Legnicy, a on sam mógłby bez przeszkód sięgnąć po koronę, szczególnie że i jego kontrahenci ponieśli ciężkie straty i nie byliby w stanie się jego dążeniom przeciwstawić.

Pomijając w tym wszystkim nasze historyczne nieszczęścia, trzeba się zastanowić nad tym, dlaczego Mongołowie oszczędzili Europe Zachodnią a zrujnowali Polskę i Węgry?

Co spowodowało ich paniczną wprost ucieczkę z Europy?

Na ten temat istnieje cały szereg rożnych spekulacji. Ostatnio pojawiła się nowa teza, a mianowicie taka, że za ucieczkę Mongołów z Europy odpowiedzialna jest pogoda.

Hipotezę te przedstawił Ulf Büntgen ze Szwajcarskiego Instytutu WSL oraz Nicola Di Cosmo z Uniwersytetu w Princeton.


Dokładne badania klimatu w tym okresie wykazały, że lata poprzedzające inwazję Mongołów charakteryzowały się ciepłym i suchym klimatem, sprzyjającym azjatyckim najeźdźcom. Jednak na jesieni 1241 i w roku 1242 zaznacza się nagłe pogorszenie pogody w Europie.
Jesień roku 1241 była tak dżdżysta, że znaczne części Europy Środkowej stały się nieprzejezdne. Nawet konie grzęzy w rozmiękłym terenie i jazda mongolska powoli zaczęła zamieniać się w mongolską piechotę. Ich największa militarna przewaga, czyli szybkość ataku stała się bezużyteczna i groziło im to, że w starciu z opancerzonym rycerstwem, lekkozbrojna jazda zostanie zmieciona.

Na jesieni roku 1241 Europa Zachodnia przygotowywała się na koniec świata. Już w kwietniu tego roku Mongołowie pokonali Polaków i Węgrów i w praktyce Europa Środkowa stała się częścią Imperium. Było tylko kwestią czasu to, kiedy Mongołowie podporządkują sobie te ziemie całkowicie. Teraz przyszła kolej na Niemców i Francuzów. Ale dokładnie w tym momencie, kiedy zagony mongolskie ruszyły na zachód, doszło do całkowitego zaćmienia słonecznego w Europie Środkowej.


Samo zjawisko zaćmienia było już wystarczająco dla ówczesnych ludzi niepokojące, ale tym razem nie skończyło się tylko na optycznej ciekawostce. Zaraz po zaćmieniu słonecznym wystąpiło gwałtowne oziębienie w Europie.

Wzrost Tła Grawitacyjnego na skutek koniunkcji Ziemi, Słońca i Księżyca doprowadził do interferencyjnego wzmocnienia oscylacji podstawowych jednostek przestrzeni oraz zmienił też wszystkie parametry fizyczne otaczającej rzeczywistości, w tym również i stosunki mieszaniny poszczególnych składników atmosfery ziemskiej.
Jednym z najważniejszych jest oczywiście nasycenie atmosfery parą wodną i tej było w tym czasie aż nadto. Wzrost TG spowodował, że miliony ton pary wodnej w masach powietrznych nad Europą uległy przesyceniu i tuż po zaćmieniu doszło do gwałtownych opadów deszczu połączonych z falą chłodów.

Podobne zjawisko obserwowaliśmy przed miesiącem, kiedy to po zaćmieniu Księżyca doszło do przesycenia atmosfery parą wodną i do fali chłodów i opadów trwającej do dziś. Zaćmienie to zakończyło prognozowany przeze mnie okres cieplej i słonecznej pogody w drugiej połowie lata.



W roku 1241 te nieprzeliczone masy wody, o całkiem innych własnościach oscylacji budujących je molekuł, były mało wrażliwe na typowe dla tego okresu roku oscylacje TG i temperatura materii w tym rejonie Ziemi zaczęła spadać.
Ten okres chłodów nie był krótkotrwałym zjawiskiem, ponieważ jednocześnie Ziemia przyjęła specyficzną pozycję względem innych planet Układu Słonecznego. Normalnie rzecz biorąc maksymalne wartości TG osiągane są w dniu 03 stycznia każdego roku, a więc w dniu peryhelium orbity ziemskiej. W zimie roku 1241/1242 maksymalne wartości osiągnięte zostały znacznie wcześniej na skutek specyficznego położeniem Jowisza i Saturna względem Ziemi.


To jednak spowodowało, że od momentu zaćmienia słonecznego w dniu 06.10.1241 wartości TG pozostały na mniej więcej stałym poziomie aż do lutego 1242 roku, aby następnie spaść gwałtownie wraz z wyjściem Ziemi ze zgrupowania planet wokół Jowisza i Saturna. To wiązało się z fala roztopów i powodzi w Europie Środkowej i dodatkowo sparaliżowało działania Mongołów.
W efekcie nie pozostało im nic innego jak pospieszne wycofanie osłabionych i zdemoralizowanych europejską pogodą wojsk na kwatery letnie.

Skoro jednak jesteśmy już przy pogodzie to warto zastanowić się nad tym jaki będzie miała przebieg nadciągająca zima.

Jeśli spojrzymy na aktualny układ planet to zauważymy, że Ziemia właśnie opuściła zgrupowanie planet i w ciągu najbliższych miesięcy będzie samotnie podążać po swojej orbicie, bez możliwości koniunkcji z inną planetą.


Powinno to przynieść stabilną zimową pogodę o typowym przebiegu.
Jedyne z czym trzeba się liczyć to zwiększone opady śniegu, który nie będzie topnieć, oraz zwiększone zalodzenie wód śródlądowych. Oczywiście odwróceniu ulegnie też trend zalodzenia Oceanu Arktycznego i jeśli Amerykanie nie będą robić, tak jak zwykle, machlojek (mam nadzieję, że nowy rząd ukryci te kryminalne praktyki) to zalodzenie to osiągnie w przyszłym roku typowe wieloletnie wartości.

Na szczęście wiosna przyjdzie wcześnie i poprzedzona będzie jednak załamaniami pogody związanymi z zaćmieniem Księżyca w dniu 11.02.2017


oraz zaćmieniem słonecznym w dniu 26.02.2017 i kto wie czy te wydarzenia nie będą połączone z przejściami huraganów nad Europą.


Problemy zaczną się w momencie kiedy Ziemia znajdzie się znowu w strefie zgrupowania planet. Tym razem będzie to związane z wielokrotną (prawie że) koniunkcją planet z udziałem Jowisza, Ziemi, Venus i Merkurego. Okres ten rozpocznie się zaćmieniem Księżyca w dniu 23.03.2017 i osiągnie swoją kulminację w początkach kwietnia.

Oznaczać to będzie gwałtowny spadek temperatury i przesycenie atmosfery parą wodną. Tym razem będzie to miało przebieg katastrofalny i w powiązaniu z gwałtownym topnieniem śniegu w górach może spowodować powódź X-lecia (za X każdy może sobie wstawić taką liczbę, jaka mu się podoba).

Ta prognoza powinna ucieszyć narciarzy i właścicieli wyciągów. Wszyscy pozostali powinni już teraz rozpocząć przygotowania do powodzi i huraganów, licząc się z najgorszym.

Przyczyny problemów z odczytaniem etruskich napisów



Przyczyny problemów z odczytaniem etruskich napisów

Zasadniczym problemem jest zdecydowana niechęć „historyków” do ujawnienia prawdziwego przebiegu historii Europy. Ta grupa socjopatów zdaje sobie doskonale sprawę z tego, że ich egzystencja zależy od potulnego powtarzania germanofilskich kłamstw. Oczywiście wtórują im wszelkiej maści sprzedawczyki od polityków począwszy, a na kulturalnych „elitach” skończywszy.
Nie można się więc temu dziwić, że normalny Polak jest bezradny wobec tego nasilenia propagandy.
Jeszcze przed rozbiorami tak zwani „historycy” mogli sobie gadać, co im tylko ślina na język przyniosła, a i tak ludzie wiedzieli swoje. Dla nich historia nie było tym, co jeden głupek z drugim ponawypisywali w uniwersyteckich podręcznikach, ale to co dowiedzieli się od swoich rodziców, dziadków i pradziadków.
Na skutek wojen, deportacji i rozbiorów ta tradycja rodzinna została zniszczona i młode pokolenie Polaków stoi bezradne wobec nawału kłamstw i wymysłów jakie serwują nam na co dzień media.

Oczywiście w przypadku etruskich napisów jest podobnie i od dziesięcioleci wmawia się nam, że nie można ich odczytać, i to mimo tego, że nasz wielki rodak Tadeusz Wolański odczytał je już przed 200 laty.

Czy te teksty były prawidłowo odczytane, to już jest inna sprawa, ale w każdym razie udowodnił on to, że w tych tekstach jest rozpoznawalne słowiańskie słownictwo.

W międzyczasie, prace wykopaliskowe pozwoliły na zwielokrotnienie ilości dostępnych etruskich tekstów i dzisiaj próby ich rozszyfrowania teoretycznie powinny być o wiele prostsze.

Tak zwana „nauka” nie robi jednak w tym kierunku nic i to z tego względu, ponieważ już dawno nie reprezentuje ona interesów narodów słowiańskich, ale interes ich zaborców. Co gorsza zasada prawdy historycznej wywołuje wśród tego naukowego badziewia tylko sataniczny chichot.

Kiedy przez przypadek zainteresowałem się historią Etrusków to oczywiście przyjąłem, że to co opowiadają ci „polscy historycy” jest prawdziwe i rzeczywiście tych napisów nie można odczytać.

Jakież jednak było moje zdziwienie, kiedy okazało się to banalnie proste (przynajmniej w odniesieniu do niektórych tekstów).
Okazało się, że te napisy nie są nawet specjalnie skompilowane, a co jeszcze bardziej mnie zaskoczyło to to, że język Etrusków jest prawie że identyczny z językami Słowian południowych. Szczególnie bośniacki okazał się językiem blisko spokrewnionym z etruskim i jest kluczem do jego zrozumienia.



Oczywiście nie jest to język identyczny z językami współczesnymi, ale ma on w znacznej części wspólne ze współczesnym słownictwo. Najlepsze było to, że tam gdzie brakuje odpowiednich wyrazów w serbskim czy też w bośniackim, to można je znaleźć w czeskim, polskim albo rosyjskim.

Tak więc widać wyraźnie, że stanowił on jakby mieszankę języków wszystkich Słowian. Co więcej udało mi się udowodnić, że wiele wyrazów z języka Etrusków ma swoją kontynuację we współczesnym języku niemieckim co potwierdza moją tezę, że język niemiecki jest tylko rodzajem zniemczonego języka Słowian. Powstał on na skutek świadomego dopasowania języka tubylczych zachodnich Słowian do mowy Sasów, którzy we wczesnym średniowieczu zaczęli podbijać tereny między Renem a Łabą, przejmując z pomocą kleru, na tym obszarze, władzę.

Na usprawiedliwienie tzw. „naukowców” trzeba jednak stwierdzić to, że Etruskowie nie ułatwili nam specjalnie pracy nad odszyfrowaniem ich języka.

Ja akurat nie miałem z tym większych problemów, ale jeśli jakiś „naukowiec” podchodzi do tego problemu jak do matematyki i uważa że język musi funkcjonować tak jak matematyczny wzór, to oczywiście musi być skazany na klęskę.

W większości przypadków zachowane teksty nie są bowiem prostym przekazem jakiejś informacji, ale stanowią rodzaj zabawy słownej w której dopuszczalne są odstępstwa od standardu zapisywanych liter jeśli ułatwia to tylko konstrukcję takiej zagadki.

Przykładem tego był tekst na lustrze etruskim


w którym litera „D” zapisana była tak, że można ją było czytać aż na trzy rożne sposoby.

Skłoniło mnie to do zastanowienia się nad tym, czy aby inne zachowane napisy nie były w ten sam sposób zaszyfrowane.

I tu okazało się że istotnie, szczególnie proste napisy, składające z pojedynczych wyrazów albo krótkich zdań, są właśnie takimi słownymi zagadkami.

Tak więc te teksty które udało mi się już odczytać muszą mieć jeszcze dodatkowe, „drugie dno”.

Spróbujmy więc sprawdzić czy istotnie coś się za tym kryje.

Oczywiście sprawdziłem to już przedtem i muszę stwierdzić, że nie wszystkie te zdania nadają się do publikacji a więc skoncentrujmy się na tych mało problematycznych.

Pierwszym etruskim zwrotem który udało mi się odczytać był ten:

„MILA DUŚ”


To proste zdanie można jednak czytać również w odwrotnym kierunku i wtedy mamy do czynienia z następującym ciągiem liter „Śudalim”.

Jego znaczenie jest wprawdzie intuicyjnie rozpoznawalne, ale dopiero jeśli znamy trochę rosyjski, to możemy je natychmiast zrozumieć.
Jest to bowiem zlepek dwóch etruskich słów.
Pierwszym jest słowo „Śuda” odpowiadające rosyjskiemu słowo „сюда”, co po polsku znaczy „tutaj”

Drugie słowo jest jednak wymyślnie zaszyfrowane w etruskiej literze „M”, tak jak widać to na tym rysunku.



Widzimy że piszący w przemyślny sposób manipuluje tu kreskami w tej literze tak, aby ukryć to, że składa się ona tak naprawdę aż z trzech rożnych liter. Z etruskiego „U”, „T” i „I”.
W ten sposób możemy tu odczytać wyraz „LIUTI”. Odpowiada on dokładnie słowu „wlać”, które po serbsko-chorwacku zapisujemy jako „ULITI”.

Tak więc za niewinnym przesłaniem pierwotnego napisu „miłej drzemki” ukrywa się przewrotnie żądanie ponownego napełnienia kielicha „Śuda liuti” czyli „Tutaj nalej”.

Kolejnym napisem który odczytałem były słowa „idę chrapać”




I ten daje się czytać w obie strony i odwrotnie daje wyrażenie „Czari vdi” 


Brakuje tu wprawdzie jednej litery „I” ale w takich zabawach jest to dopuszczone.
Wyrazy te są dla nas łatwo zrozumiałe i oznaczają „czary widzę” co przy odpowiednio intensywnym nadużyciu alkoholu nikogo nie powinno dziwić.

Również dłuższe zdania możemy odczytywać w obie strony.
Dla przykładu weźmy zdanie które dotychczas nie analizowaliśmy

Tak wygląda ono w oryginale:



A tak jeśli je podzielimy na wyrazy.


Składa się ono z następujących liter

„ZA NICA SE ZDAM”

Zrozumie chyba je każdy i to po pierwszym przeczytaniu. Należy ono do wielu przykładów sprośności na które pozwalali sobie nasi etruscy bracia i siostry.

Przetłumaczymy je jako zdanie „ZA NIC SIĘ ODDAM”

To samo zdanie daje się odczytać w druga stronę, a więc z prawej na lewą w następujący sposób.


„MAD SESALI I VAŚ

Co przetłumaczymy korzystając ze słownictwa bośniackiego i serbsko-chorwackiego jako

„Szaleni to widzą, a ty?”

Chodzi oczywiście o dwuznaczność tego zdania i to nie tylko w jego znaczeniowej sferze.

Kolejnym przykładem takiej zagadki jest ten napis poniżej na etruskim kielichu.

Na pierwszy rzut oka napis wygląda na niewinny.


Czytamy go jako „LAD” co może mieć związek z imieniem słowiańskiego bóstwa „LADY”

Jeśli dokładniej przyjrzymy się ostatniej literze tego wyrazu „D” to zauważymy, że jej kreski krzyżują i przecinają się tak, że ukrywają przed nami dwie osobne litery a mianowicie „T” i „I”.



Tak więc prawdziwym przesłaniem tego napisu był wyraz „LATI” a więc „NALEJ”

No cóż, Etruskowie mieli po prostu słowiańską duszę, razem z jej drobnymi przywarami i całe szczęście te ostały się również w nas.

Cdn.

Translate

Szukaj na tym blogu