Znaleziono skały z czasów
początków istnienia Ziemi
Ostatnio mieliśmy okazję
zapoznać się z ciekawą nowinką z zakresu geologii. Wiadomość ta
przemknęła przez media bez specjalnego rozgłosu i to mimo tego, że
jej znaczenie trudno jest wprost przecenić.
Zacznijmy od artykułu:
Opisuje on wynik badań
chemizmu fragmentów głębinowych skał znalezionych w obrębie lawy
wyrzuconej z wnętrza Ziemi w trakcie erupcji wulkanicznych na
wyspach Hawajskich, na Islandii i na wyspach Samoa.
Omawiane skały mają,
zgodnie z opisaną metodologią, 4,5 mld lat.
Jest to wiek wprost
niewyobrażalny, bo według obowiązujących teorii powstały one już
60 mln lat po sformowaniu się Ziemi i od tamtej pory nie uległy
żadnym dalszym znaczącym przeobrażeniom.
Opisane fragmenty skały
zawierały minerały z grupy krzemianów w których wykryto obecność
izotopu wolframu 182.
Ta obecność tego izotopu
jest jednak bardzo problematyczna ponieważ, zgodnie z obowiązującym
modelem budowy Ziemi, nie powinien on się w skalach wulkanicznych
płyt oceanicznych w ogóle znajdować.
Jedyna możliwość jego
powstania i uwiezienia w sieci krystalicznej tych krzemianów
związania jest z rozpadem radioaktywnym Hafnu 182 w wyniku czego
tworzy się wolfram 182.
Problem w tym, że Hafn
182 mógł egzystować na Ziemi tylko w ciągu pierwszych 60 mln lat
jej istnienia ponieważ po takim właśnie okresie ulega on całkowitemu
przeobrażeniu w izotop wolframu 182.
Oznacza to jednak, że
zbadane krzemiany, a wraz z nimi również skały w których
występują, muszą być starsze niż 4,5 mld lat.
Ale tu stoimy przed
zasadniczym problemem. Dotychczas uważano płyty oceaniczne za
produkt wielokrotnego recyklingu starszych oceanicznych skal i w
związku z tym musiały być one już wielokrotnie przetapiane i
mieszane na nowo.
Tymczasem wynik pomiarów jest jednoznaczny.
Tymczasem wynik pomiarów jest jednoznaczny.
Znaleziono skały które
od 4,5 mld lat nic o swoim nieuchronnym losie nie wiedziały i oparły się
wszelkim próbom modernizacji i unowocześnienia. Co gorsza nie są
one rzadkością i znaleziono je w wielu miejscach, co dowodzi że
ich występowanie jest powszechne.
Oczywiście nasi pożal
się Boże naukowcy znaleźli karkołomne wyjście z tej zagmatwanej
sytuacji wymyślając sobie, że wulkany płyt oceanicznych zasilane
są magmą z głębokości ponad 2900 km a więc z granicy
postulowanego jądra Ziemi i to właśnie z tej głębokości zostają
porwane fragmenty skał otaczających zbiornik magmy i wyniesione na
jej powierzchnię.
Kto chce niech wierzy, ale
trzeba być już ciężko poszkodowanym na umyśle, aby te bzdury
przyjąć za dobrą monetę.
Oczywiście prawda jest
taka, że wnętrze Ziemi jest w znacznej części niezmienione i
poniżej 10 do 20 km występują skały stanowiące pierwotną
materię z której powstała Ziemia, a więc są identyczne z
materiałem współczesnych meteorytów i komet i odpowiadają tak
zwanym meteorytom węglowym.
Przemiany skał
ograniczają się tylko do bardzo cienkiej górnej ich części w
której to, na skutek procesów o których już wielokrotnie pisałem,
dochodzi do interferencyjnego ogrzania się i ich stopienia.
Omówione powyżej
wulkaniczne wyspy nie są wcale związane z obszarami tzw. Hotspotów
ale
są obszarami nad którymi
dochodzi koncentracji częstotliwości zaćmień Słonecznych.
Hawaje mają np. od 3 do 5
razy większą częstotliwość wystąpienia tego zjawiska niż np.
Polska i dlatego właśnie dochodzi tam do podgrzanie skał we wnętrzu
Ziemi aż do ich upłynnienia, a tym samym do zjawisk wulkanicznych.
Obserwowane przesuwanie się centrum tej aktywności, jak na przykład
na Hawajach, nie wynika wcale z wędrówek jakichś wyimaginowanych
płyt oceanicznych, ale jest prostą konsekwencją tego, że
projekcja zaćmień słonecznych na powierzchni Ziemi ulega z czasem
przesunięci, w miarę tego jak zmieniają się parametry orbity
Ziemi.
Hawaje są najlepszym
zresztą przykładem prawidłowości tej interpretacji ponieważ
właśnie tam obserwujemy bardzo ciekawe zjawisko zmiany kierunku
przesuwania się tej aktywności.
Przed około 65 mln lat
doszło do dramatycznej zmiany kierunku tworzenia się wysp. Taka
zmiana kierunku nie pasuje oczywiście do tzw. modelu tektoniki płyt.
Jak zwykle nasi, pożal się Boże, „naukowcy” zmuszeni zostali
do bezczelnych zmyśleń aby to uzasadnić i od tego czasu tak zwane
Hotspoty zapitalają jak pokręcone po całej Ziemi razem z tymi
wyimaginowanymi płytami. Wprawdzie matematycznie istnieje możliwość
wyliczenia nakładania się tych wymyślonych kierunków ruchu tak,
że można otrzymać widoczny dla każdego przebieg łańcucha tych
wysp, ale oczywiście dalej nikt nie ma pojęcia jak takie zmiany
można uzasadnić.
Nasi „genialni naukowcy”
maja nas po prostu w dupie i nawet im się nie śni to, aby wysilić
się na jakąś w miarę logiczną teorię uzasadniającą ich
brednie.
Oczywiście, jak i we
wszystkich innych przypadkach, za opisanymi problemami stoi
nieudolność rozróżniania przez tzw „naukę” przyczyn od
skutków.
Ziemia z racji
powtarzającego się nieustanie zjawiska fikołkowania i zamiany
położenia biegunów między sobą (tzw. przebiegunowania) jest
narażona na niestabilność położenia jej osi względem
płaszczyzny obrotów wokół Słońca.
Przed „65” milionami
lat taki fikołek „nie wyszedł” tak jak trzeba i nagle zmieniło
się nachylenie tej osi a tym samym drastycznie zmienił się klimat
na Ziemi. Oczywiście zmienił się również tym samym sposób
projekcji zaćmień słonecznych na powierzchni Ziemi i kierunek
tworzenia się nowych wysp uległ zmianie.
Przy okazji wyginęły też
dinozaury, ale to już całkiem inna para butów.