Lądownik
Philae zamilkł tak samo jak i środki masowego przekazu na ten temat.
Niewątpliwie lądowanie na komecie było sukcesem ale mimo wszystko pozostaje
jakiś niedosyt. Czy rzeczywiście musiała się ta misja tak szybko skończyć i czy
zrobiono wszystko aby temu zapobiec?
Na
to pytanie odpowiedz znają najlepiej odpowiedzialni za nią „naukowcy” ale my,
postronni widzowie, musimy ostrożnie podchodzić do tego co nam jest przez nich serwowane.
Mam
niedobre przeczucie, że ci ludzie próbują z siebie zrzucić za tę historię
odpowiedzialność i w tym celu nie stronią też od manipulacji.
Co
więcej, w trakcie tej misji zaszło o wiele więcej ważnych i niespodziewanych
zdarzeń o których naukowcy milczą, a o których opinia publiczna ma prawo się
dowiedzieć. W ogóle polityka informacyjna ESA przypomina tę z czasów
stalinowskich a nie taką jaką można by oczekiwać od cywilizowanych ludzi.
Konferencje prasowe są odwoływane bez uzasadnienia, zdjęcia dostają się do
prasy dzięki przeciekom a te które udostępniane są oficjalnie nie maja żadnej wartości
poznawczej.
Tak
jak by ci „naukowcy” postawili sobie za cel nie rozwiązanie tajemnic tej komety
ale ich utajnienie.
Co
więc wiemy o tym lądowaniu?
Oficjalna
wersja mówi że lądownik uderzył tak silnie w powierzchnię komety, że się od
niej odbił jak piłka i to dwukrotnie zanim znieruchomiał gdzieś w nieznanym
dotychczas miejscu. Pomijając już to że ta wersja nie zgadza się z innymi
danymi z lądowania, o których pisałem w moim komentarzu tutaj:
to
natrafimy w tych informacjach o lądowaniu na inne zagadkowe nieścisłości.
Jako
dowód tej wersji wydarzeń podawane jest zdjęcie z godziny 15:35 przedstawiające
jakoby miejsce lądowania Philae oraz lądownik zaraz po odbiciu się od komety
oraz rzucany przez niego cień na jej powierzchnie
Przeważnie
nikt się nie zastanawia nad tym czy to co nam wciskają naukowcy to prawda.
Jednak w tej sytuacji kiedy widać jak niemiłosiernie prawda jest przez nich
manipulowana trzeba oczywiście podchodzić do tego co mówią z podejrzliwością.
Dlatego
postanowiłem sprawdzić.
W
tym celu poszukałem zdjęcia z takiego samego ujęcia ale wykonanego 5 minut
wcześniej.
Na pierwszy rzut oka rzeczywiście nie widzimy tam
tego rzekomego miejsca lądowania ani smugi pyłu tym lądowaniem wznieconego.
Pozwoliłem
sobie jednak w tym zdjęciu na zmianę jasności i kontrastu
i oto widzimy, że te
struktury które uznano za miejsce lądowania próbnika wraz z wyrzuconym
materiałem już tam zawsze istniały ich nagle pojawienie się wynikało po prostu
ze zmiany pozycji komety względem Słońca oraz pojawienia się cienia
ujawniającego płaskie struktury na jej powierzchni przy podaniu promieni słonecznych prawie że równoległych do powierzchni.
Czy
naukowcy są więc tak ograniczeni aby na to samemu nie wpaść?
Raczej
nie, przynajmniej nie w tym przypadku a więc ta manipulacja została
przeprowadzona z premedytacja. W jakim celu jednak?
Ano
w takim żeby ukryć prawdę o tym że lądowanie próbnika przebiegło zgodnie z
planem. Jednak materiał w którym wylądował próbnik był tak mało zwięzły że nie
spowodowało to wyzwolenia harpunów. Ta sytuacja jest widoczna na zdjęciu 1.
Gdyby rzeczywiście próbnik uderzył tak silnie o kometę że musiałby się od niej
odbić to po pierwsze harpuny na pewno zostałyby wystrzelone a po drugie nie
udało by się go w miejscu lądowania zobaczyć. Podana szybkość próbnika po
odbiciu 38 m/sek oraz upływ czasu pomiędzy lądowaniem 15:34 a zdjęciem 15:35
wykluczają całkowicie szanse jego obecności na tym zdjęciu. Jeśli więc
przyjmiemy że ten obiekt tam widoczny to rzeczywiście próbnik to znaczy że
znajduje się on jeszcze w miejscu lądowania na powierzchni i że dopiero po upływie minut eksplozja
materiału komety w jego otoczeniu wyrzuciła go ponownie w przestrzeń kosmiczna.
Gdyby znajdował się on w przestrzeni na wysokości choćby kilkunastu metrów (co
jest niemożliwe ze względu na upływ czasu) to plaski kat padania promieni nie
pozwoliłby na powstanie jego cienia.
Tak
wiec prawidłowy przebieg wydążeń był taki że lądownik wylądował tak miękko ze
nie odpaliły harpuny. Przeszedł natychmiast w modus roboczy i dokonał
pierwszych zdjęć i pomiarów. Przekaz tych danych był jednak zakłócony wahaniami
częstotliwości nadawania sygnałów po czym niespodziewanie po kilku minutach
został wyrzucony w przestrzeń kosmiczną. W rezultacie wprowadzono cenzurę
informacyjną czekając na rozkazy od służb wywiadowczych i rządów Niemiec i
Francji. Na odgórny rozkaz te dane zostały przed nami ukryte a ogłupiałej
gawiedzi wciśnięto bajeczkę o pingpongowej sondzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz