Pierwsze oznaki nadciągającej apokalipsy

Pierwsze oznaki nadciągającej apokalipsy

Przedwczoraj miało miejsce poważne trzęsienie ziemi w Grecji.
Wprawdzie to żadna niespodzianka, ponieważ Grecja należy do najbardziej aktywnych sejsmicznie rejonów na Ziemi, ale siła tego trzęsienia odbiegała znacznie od typowych dla tego rejonu wartości.

Oczywiście przyczyn musimy szukać nie na Ziemi ale w szczególnym przebiegu zjawisk kosmicznych. Tym razem przyczyną było specyficzne położenie planet w Układzie Słonecznym.



Takie symetryczne ustawienie planet połączone z koniunkcją Ziemi i Marsa musiało prowadzić do przejściowego wzrostu tła grawitacyjnego na Ziemi i do całego szeregu efektów geofizycznych.
Wzmożona oscylacja podstawowych jednostek przestrzeni zmieniła też stosunek mieszaniny gazów w atmosferze i doprowadziła przede wszystkim do zmniejszenia pojemności atmosfery w stosunku do pary wodnej. W konsekwencji doszło do całego szeregu katastrofalnych opadów atmosferycznych, czy to w formie nawałnicowych deszczów, czy też niespotykanych opadów śniegu. Generalnie nastąpiły też lokalne silne spadki temperatury, również w tych częściach świata w których aktualnie panuje lato.

Jeśli ktoś nie wierzy, to może sobie sprawdzić meldunki pogodowe z ostatnich dni. Lista tych katastrofalnych zjawisk jest zbyt długa aby ją tu szczegółowo przytaczać.

Oczywiście ten wzrost TG musiał się też odbić na aktywności sejsmicznej na Ziemi. Ta aktywność jest jednak często ściśle związana z położeniem Księżyca względem Ziemi i Słońca, oraz w stosunku do innych planet US.

Obecnie mamy do czynienia z sytuacja w której nie tylko planety tworzą symetryczną konstelację, ale i Księżyc zaczyna przyjmować pozycję coraz bardziej zbliżoną do linii łączącej Ziemię ze Słońcem.

Połączenie tych dwóch aspektów prowadzi do tego, że ta aktywność geofizyczna na Ziemi będzie jeszcze dalej wzrastać. Najbliższe maksimum wystąpi 23.07.2017 kiedy to Księżyc znajdzie się w nowiu i gdzie wystąpi szczególne niebezpieczeństwo katastrofalnych zjawisk geofizycznych.

Jednak szczególną uwagę trzeba zwrócić na przypadający 21.08.2017 kolejny nów. Tym razem będzie on połączony z całkowitym zaćmieniem Słońca i to nie wróży nam nic dobrego. 

 

Przebieg tego zaćmienia obejmuje również dwa newralgiczne punkty na kuli ziemskiej.
Pierwszym jest kaldera Yellowstone a drugim wulkany w północnej części Oregonu w USA.



W obu przypadkach może dojść do aktywizacji zjawisk wulkanicznych.

Wprawdzie wybuch nie nastąpi natychmiast, bo proces generacji magmy po zaćmieniu słonecznym wymaga czasu, ale już po upływie 6 do 12 miesięcy może się to skończyć wybuchem wulkanu.

Obszar przypacyficzny Ameryki Północnej reaguje szczególnie intensywnie na zaćmienia słoneczne i często kończą się one albo wybuchami wulkanów albo wielkimi trzęsieniami ziemi.

Jako przykład może nam posłużyć zaćmienie słońca z roku 1979.



Wtedy to objęło ono również prawie że idealnie również rejon wulkanu Mount St. Hellens w stanie Waszyngton, a więc w bezpośrednim sąsiedztwie tego rejonu zaćmienia które będziemy mieli za miesiąc.


Zaćmienie z roku 1979 spowodowało to, że we wnętrzu Ziemi na głębokości około 5 do 10 km rozpoczął się proces samoistnego podgrzewania się skał.

Zasady tego procesu oraz sposoby jego wykorzystania podałem tutaj.



Już niewiele miesięcy później doszło do wielkiego wybuchu wulkanu, który spowodował wprost niewyobrażalne szkody. Całe szczęście okolica jest niezamieszkała i liczba ofiar była niewielka.

Tym razem rejon zaćmienia słonecznego leży bardziej na południe i szczególnie zagrożenie czeka nas ze strony wulkanów Mount Hood i Mount Jefferson.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Mount_Hood


Wprawdzie Mount Jefferson uważany jest za wygasły, ale w tym rejonie świata jest to mało prawdopodobne. Wprost przeciwnie, nie jest wykluczone to, że może tam powstać nowy wulkan i to w rejonie dotychczas nieznanym z działalności wulkanicznej.

Oczywiście nie można też zapominać o trzęsieniach ziemi. Również i one mogą przybrać po takim zaćmieniu katastrofalne rozmiary.

Zjawiska atmosferyczne, jakie nas jeszcze oczekują, to w porównaniu małe piwo, choć seria tornad w USA może poczynić większe szkody niż największy wybuch wulkanu.

Wracając do kaldery w Yellowstone, wprawdzie możliwy jest przejściowy wzrost objawów aktywności wulkanicznej, ale na wielki wybuch trzeba jeszcze poczekać.

Rejon Yellowstone jest dlatego tak niebezpieczny, ponieważ tam właśnie dochodzi do szczególnego nasilenia się częstotliwości zaćmień słonecznych. Jest to jeden z tych rejonów świata w których występują one najczęściej.

Aby doszło jednak do wielkiego wybuchu musi być spełnionych cały szereg warunków. Pojedyncze zaćmienie słońca nie wystarczy i w krótkim odcinku czasu musi wystąpić ich co najmniej kilka. Do tego muszą one mieć miejsce w czasie kiedy planety Układu Słonecznego grupują się szczególnie ciasno i tworzą symetryczne geometryczne formy.

Takie warunki spełnione zostaną dopiero pod koniec XXVIII wieku.

W latach 2891 do 2898 dojdzie do 3 zaćmień słonecznych które obejma rejon kaldery Yellowstone.



Szczególne znaczenie będzie miało zaćmienie w roku 2896 ponieważ w trakcie tego zaćmienia konstelacja planet będzie naprawdę wyjątkowa.



Jeśli po tym zaćmieniu rozpocznie się proces generacji magmy, to następne zaćmienie w roku 2898 może być już zapalnikiem kolejnego wybuchu.


Wprawdzie nie będziemy mieli możliwości sprawdzenia tej prognozy, co najwyżej nasi potomkowie, ale mechanizm w niej opisany jest ważny dla wszystkich rejonów Ziemi. Tak więc warto obserwować takie konstelacje planet oraz miejsca o szczególnej koncentracji zaćmień słonecznych, bo to pozwoli nam na przewidzenie szczególnie niebezpiecznych okresów oraz wyznaczenia rejonów Ziemi o największym prawdopodobieństwie wystąpienia katastrofalnych zjawisk.

Jest to mimo to olbrzymi postęp w stosunku do błądzenia po omacku i walenia głową w ścianę, którą to metodę preferuje „nauka”.

W każdym razie najbliższe miesiące nie oszczędzą nam przykrych niespodzianek.

Uzupełnienie 09.08.2017

Już niewiele godzin po koniunkcji Księżyca i Ziemi względem Słońca, mamy tę sytuację którą przewidziałem, a więc wzrost aktywności sejsmicznej na Ziemi. W Europie przejawia się to znaczną liczbą małych trzęsień ziemi w rożnych jej regionach oraz silną aktywnością sejsmiczną w Turcji.



W Chinach doszło zaś do dwóch bardzo dużych trzęsień ziemi z licznymi ofiarami śmiertelnymi. Zagrożenie utrzyma się na wysokim poziomie jeszcze przez parę dni po czym zmaleje znacznie, aby ponownie wzrosnąć, w miarę zbliżania się terminu kolejnej koniunkcji w dniu 21.08.2017.



Uzupełnienie z dnia 05.09.2017

Tak jak przewidywałem, w przypadku omawianego w artykule zaćmienia słonecznego, oczekiwany wzrost aktywności geofizycznej nie dał na siebie długo czekać.

Oprócz jednoznacznego przyrostu częstotliwości jak i siły anomalii pogodowych


zauważymy też wyraźny wzrost aktywności sejsmicznej w rejonie oddziaływania zaćmienia słonecznego.
Najbardziej spektakularnym jest seria trzęsień ziemi w stania Idaho w USA w bezpośredniej bliskości krateru Yellowstone. W międzyczasie doszło tom już do setek trzęsień ziemi z których największe osiągnęło siłę 5,3 w skali Richtera.


Jest to największe trzęsienie ziemi w północno-zachodnim rejonie USA od trzech lat i jak widać z załączonej tabeli jedno z najcięższych w historii.


Jeśli chodzi o sam krater w Yellowston to ostatnia znaczna aktywność sejsmiczna miała tam miejsce przed 41 laty kiedy to wystąpiła tam seria trzęsień ziemi o sile do 5,5 w skali Richtera w dniu 08.12.1978. 


Bezpośredni impuls spowodował specyficzny układ planet z udziałem Ziemi



Przyczyną było jednak nadchodzące całkowite zaćmienie słoneczne w dniu 26.02.1979 które już miesiące wcześniej zaznaczyło się wzrostem wartości TG na Ziemi.



Najsilniejsza seria trzęsień ziemia w Yelowstone miała miejsce w roku 1959. I tutaj przyczyną był również specyficzny układ planet parę dni wcześniej


A bezpośrednią przyczyną zaćmienie słoneczne które miało zajść w dniu 02.10.1959 roku a którego oddziaływanie zaznaczyło się już znacznie wcześniej w tym rejonie.



Szczególnie spektakularne jest to, że właśnie w dniu 18.08.1959 roku miała miejsce też pełnia księżyca a więc tak jakby próba generalna przed zbliżającym się zaćmieniem słonecznym.



Możemy więc wnioskować, że również ostatni wzrost aktywności sejsmicznej w kraterze Yellowstone przebiega zgodnie ze schematem z roku 1978 czy też 1959, z tym że tym razem możliwe maksimum jeszcze nas najprawdopodobniej oczekuje. Jak na razie aktywność sejsmiczna była wprawdzie duża ale siła trzęsień niespecjalnie. Dlatego możliwy jest taki rozwój wypadków w którym to maksimum jeszcze nas oczekuje i to w ciągu najbliższym paru miesięcy.

Najbliższym dobrym terminem jest np. 19.10.2017 z ciekawym układem planet o dużym potencjale na wzrost TG. Tym bardziej ze w tym dniu mamy też nów i Księżyc znajdzie się pomiędzy Ziemią i Słońcem.


 

Jak nasi praoćcowie Troję dobywali. Cześć druga

Jak nasi praoćcowie Troję dobywali. Cześć druga


W trakcie naszych poszukiwań prawdy o pochodzeniu Słowian wielokrotnie spotykaliśmy się już z tym, że ich władcy z upodobaniem prezentowali siebie jako gwarantów i strażników pokoju.
Podkreślali to również w sposób symboliczny przyjmując tytuł lub imię, gdzie ten cel był jednoznacznie widoczny dla wszystkich poddanych.

Już przywódczyni przodków Polaków biorących udział w exodusie z Egiptu „Mirjam” - „Pokojem Jestem” przyjęła imię podkreślające główny cel jej władzy.


Oczywiście same deklaracje nie wystarczają i aby zapewnić pokój konieczna była pomoc oddanych jej wojów.
Wśród Żydów rolę tę przejęli Lewici -Lechici, czyli potomkowie Lecha (Achillesa). W opisie biblijnym przedstawieni są oni jako szczególnie oddana władcy gwardia przyboczna. Ich ślepe wypełnianie każdego rozkazu władcy, nawet wtedy kiedy wiązało się to ze szczególną brutalnością i bezwzględnością, przypomina nam jednoznacznie to, w jaki sposób Homir opisał Myrmidonów. W gruncie rzeczy mamy tu do czynienia z tym samym ludem i z tym samym systemem pełnienia władzy.

Co ciekawe również w późniejszych wiekach spotykamy się z kontynuacją tego systemu politycznego, a kto wie czy też nie z kontynuacja tej samej dynastii władców.

Zwróćmy uwagę na to, że również władcy Polan (Merowingowie) którzy rozciągnęli zasięg swego imperium aż do Atlantyku i Hiszpanii uważali za swojego przodka przywódcę o imieniu Merowech.


Imię Merowech składa się z dwóch członów, „Mero” który to jest lekko zmienionym słowiańskim określeniem „pokoju” (Mir, miro), oraz słowa „wech” które jednoznacznie wywodzi się od staropolskiego słowa „wacha” oznaczającego „stać na straży”, „czuwać”.

Tak więc protoplasta Merowingów powołuje się na te same atrybuty władzy u Słowian co Mirjam czy też Achilles, czyli na jego prawo czuwania nad pokojem i porządkiem w państwie, a jeśli to konieczne, również do jego wymuszania siłą wśród poddanych.

Zresztą wśród Merowingów, których to nazwa ma identyczne korzenie co i określenie Myrmidoni, deklarowanie przez władcę chęci zapewnienia pokoju nie było wyjątkiem.

Wśród władców tej dynastii znajdziemy również takiego o imieniu Chlodomer.


Imię to nawiązuje do tej samej myśli przewodniej co już omówionej poprzednio.
Również i tu znajdziemy składnik „MIR” w formie końcówki „MER”.

Oczywiście bardzo ciekawe jest to, z czego wywodzi się pierwsza część tego imienia - „Chlodo”.

Jak łatwo się domyśleć jest to zniekształcone słowiańskie słowo „WLADA(r)” czyli „władca”.

Pierwotnie imię „Chlodomer” wymawiano z rosyjska jako „Wladimir” lub po polsku „Władymir”, czyli „Władca Pokoju”.

Nie jest również skomplikowane wyjaśnienie przyczyn deformacji tego imienia przez dziejopisarzy z Europy zachodniej.

Pomijając oczywiście świadome fałszowanie historii w celach propagowania ideologii następców Merowingów – Popielidów, posługujących się starotestamentowym katolicyzmem, w przeciwieństwie do ariańskich Merowingów, ważną rolę odegrały błędy (świadome czy też nie) przy tłumaczeniu słowiańskich kronik pisanych alfabetem zbliżonym do etruskiego lub obecnej cyrylicy, na łacinę.


Jak pamiętamy np. z tych artykułów



etruska litera „H” zapisywana była podobnie jak łacińskie duże „H” z tym, że była ona zamknięta zarówno z dołu jaki z góry.

W czasach upadku Cesarstwa Rzymskiego i przejęcia dominacji przez Cesarstwo Bizantyjskie uległ też zmianie alfabet używany w korespondencji. Szczególnie u Słowian zaczął dominować alfabet będący forma przejściową z alfabetu etruskiego do cyrylicy. W tym alfabecie etruskie „H” miało jednak całkiem inne znaczenie i odpowiadało literze „B” czytanej jako „W”. Litera ta zapisana w formie kanciastej była jednak identyczna z etruskim „H”

W ten sposób katoliccy mnisi mogli w dyskretny sposób zmienić znaczenie imienia „Wladimir” na „Chlodomer”, odcinając jednocześnie Merowingów od ich słowiańskich korzeni.

Przez następne wieki ta taktyka świeciła prawdziwe triumfy, doprowadzając w efekcie do wykształcenia się nowych języków, a przede wszystkim do wynarodowienia Słowian Europy Zachodniej od Szwecji przez Anglię, Niemcy do Francji i Hiszpanii.

We Włoszech to wynarodowienie jeszcze trwa i w odciętych od świata apenińskich wioskach żyje jeszcze garstka starców posługujących się mową słowiańską do dziś.


Inna grupa Słowian we Włoszech używa do określenia samych siebie nazwy, która nieodparcie przywodzi nam skojarzenia z Etruskami.


Samych Etrusków określano w starożytności imieniem „Rasna”.
Wbrew naukowej propagandzie naród ten przetrwał więc do dziś i jego potomkowie żyją jeszcze we Włoszech, z tym że okradzeni ze świadomości swojej pradawnej historii.

Nie podaję tu linków do polskiej Wikipedii bo czytanie tam tych wypocin to czysta strata czasu. Jest to nic innego jak tyko chamska propaganda w połączeniu z łgarstwami dla mieszania Polakom w głowach.
Oczywiście w angielskiej nie jest lepiej, ale przynajmniej w ilości podanych faktów jest to już różnica klasy.

W nawiązaniu do Myrmidonów warto wspomnieć też i o innej ciekawostce. Jak przekazano w Iliadzie, gwardia przyboczna Achillesa odróżniała się od innych wojowników tym, że występowała nie tylko jednolicie uzbrojona, ale także jej zbroja utrzymana była jednolicie w kolorze czarnym. Było to, że tak powiem, symbolem rozpoznawczym tej elitarnej jednostki zbrojnej, która stała do dyspozycji władcy aby tłumić wszelkie próby rozruchów i rokoszu wewnątrz państwa.

Struktura imperium słowiańskiego była całkiem inna niż to znamy wśród innych państw tamtej epoki, a nawet współcześnie. Nie była ona scentralizowana i zdominowana przez jeden etos kulturowy i religijny ale była zlepkiem wszystkich możliwych prądów społecznych zjednoczonych osobą władcy oraz przynależnością do wspólnego języka i wspólnych norm moralnych i etycznych. Tym samy sprzyjała niestety konfliktom zbrojnym wewnątrz państwa.

Aby jednak zabezpieczyć się od typowych dla takiego systemu ruchów odśrodkowych, naczelny władca Słowian dysponował środkami wymuszania ładu społecznego wśród swoich poddanych w formie elitarnej jednostki wojskowej, jaką w starożytności stanowili Myrmidonowie, a która w późniejszych czasach zastąpiona została przez drużynę królewską składającą się z najznaczniejszych i najlepiej wyszkolonych rycerzy.

Co ciekawe, przynależność do drużyny królewskiej jeszcze długo związana była symbolicznie z kolorem czarnym. Również nasz narodowy bohater „Zawisza Czarny” nawiązywał swoim wyglądem do tej samej tradycji z której wywodzili się Myrmidonowie, propagując waleczność i prawość w powiązaniu z absolutnym oddaniem władcy państwa.

Niestety nie można zapomnieć tego, że tradycja ta została w brutalny sposób pogwałcona, kiedy to hitlerowcy w swojej szalonej ideologii uzurpowali sobie słowiańską symbolikę słońca w formie swastyki, ale również w formie czarnego koloru umundurowania, dla swoich elitarnych psychopatów z gestapo.

Jest to rzeczywiście paradoksem historii, że potomkowie Słowian – Niemcy, wykształcili tę ekstremalnie anty-słowiańską ideologię, kradnąc jednocześnie Słowianom ich pradawną symbolikę.

No ale co tu się dziwić, również współczesne „polskie” pseudoelity prowadzą identyczną antysłowiańską i antynarodową działalność, zakłamując naszą historię w zapartego.

Również Krzyżacy posługiwali się tą samą symboliką sięgając do tych samych pradawnych słowiańskich wzorców. W swoim początkowym okresie istnienia Krzyżacy byli też w znacznym stopniu zdominowani przez Słowian. Ale o tym może innym razem.

Wracając do Achillesa ciekawe jest również to, że jego kult był obecny u wszystkich ludów, o których możemy przypuszczać, że swoje pochodzenie wywodziły one od Słowian Europy Środkowej.
Musimy jednak uwzględnić tu przenikanie z równie rozpowszechnionym kultem Lele i Polele.

Symptomatyczne jest również to, że jego kult nie ograniczał się do Grecji ale wprost przeciwnie, najważniejsze miejsca kultowe znajdowały się na peryferiach wpływów greckich, w północnym rejonie Morza Czarnego, między innymi na wyspie Leuke


oraz pomiędzy ujściem Dniestru i Dniepru do tego morza.

Jeśli spojrzymy na mapę zasięgu kultury łużyckiej, która to z pewnością reprezentuje pierwowzór „Imperium Lechii”, to właśnie w wymienionym rejonie osiągnęła ona swój największy południowo-wschodni zasięg.


Oczywiście musimy tego typu mapki traktować z lekkim przymrużeniem oka. Historycy mają niestety w zwyczaju kreować z byle powodu coraz to nowe kultury i coraz to nowe społeczności na bazie tego, że jakiemuś naszemu przodkowi akurat przy lepieniu jakiś garnek nie wyszedł.

W rzeczywistości w Europie istniała ciągłość kulturowa, a to co próbuje się nam wmówić jako zmiany ludnościowe i kolejne fale podbojów i napływu obcej ludności jest niczym innym jak zwykłą zmianą mody.

W tamtych czasach zmiany takie nie odbywały się w takim zawrotnym tempie jak współcześnie i zmiany gustu mieszkańców następowały w znacznie dłuższych odcinkach czasowych, ale to nie jest jeszcze powód do tego, aby zaraz wymyślać jakieś nowe kultury.

Jest to, tak na marginesie, kolejny przykład tego, do jakiego stopnia zdegenerowany jest współczesny system nauki.

W znakomitej większości przypadków o zmianie kultury nie może być nawet mowy. Jedyne co się zmienia to ambicje kolejnych historyków do wykreowania nowego pola do ich grafomańskich wypocin.

Oczywiście to, że te ośrodki kultowe Achillesa (Lecha) były ograniczone do wybrzeża Morza Czarnego można spokojnie między bajki włożyć. To ograniczenie jest niczym innym jak tylko ograniczeniem w głowach „naszych historyków”.

Kult Achillesa istniał oczywiście na całym terenie wpływu kultury łużyckiej (Imperium Lechickiego). Ten kult musiał się tam jednak manifestować w innej formie materialnej, chociażby dlatego że na tych terenach powszechnym w użyciu było głównie drewno i kamienne ośrodki kultowe należą do rzadkości. Jego „nieobecność” wynika też z niechęci archeologów do rozpoznawania takich związków i odpowiednie interpretacje znalezisk są tak konstruowane, aby te związki zatuszować i zakłamać.

Związki te są widoczne nawet jeszcze współcześnie. Nie przypadkowo bowiem, w centrum obszaru zajmowanego kiedyś przez Kulturę Łużycką zachował się lud którego mowa nazywana jest językiem Lachów.
Wprawdzie w polskiej Wikipedii język ten nazywany jest językiem laskim, ale tak jak to już widzieliśmy na dziesiątkach i setkach innych przykładów, naród polski poddawany jest również współcześnie nieustanej propagandzie, nastawionej na zafałszowanie znaczeń i powiązań historycznych faktów. W Wikipedii angielskiej określenie tego języka nie pozostawia żadnych niedomówień.


Możemy więc przypuszczać, że to właśnie ten rejon stanowił centrum polityczne Słowian i że tu na granicy Słowacji, Czech i Polski znajdowała się pradawna siedziba władców lechickich w tym również i Achillesa (Lecha).

Za dodatkową poszlakę może nam posłużyć częstotliwość występowania Haplogrupy R1a wśród mieszkańców Europy oraz obszaru o największej różnorodności poszczególnych podtypów tej haplogrupy.



Ta wskazuje właśnie na ten przygraniczny region jako pierwotne miejsce występowania nosicieli tej haplogrupy a tym samym jako ojczyznę wszystkich Słowian.

Podane przeze mnie przykłady i ich interpretacje są tylko czubkiem góry lodowej tego, jakie jeszcze inne, nowe możliwości kryją się przy analizie Iliady i jej bohaterów. W przyszłości wrócimy do tego tematu zapewne nie raz i mam wrażenie, że za każdym razem zadziwi nas to, jak inaczej można spojrzeć na zapisane tam fakty i jak przewrotnie-kłamliwa jest naukowa propaganda.

Mimo oczywistych słowiańskich powiązań w Iliadzie, całe pokolenia badaczy i czytelników nie ważyły się spojrzeć na to dzieło jako świadectwo historii Słowian.

Los dał nam teraz niepowtarzalną szansę, aby zmienić to dokumentnie i zerwać z tą kłamliwą narracją przeszłości.

Złoty Róg” mamy znowu w naszych rękach, ale czy wyrwiemy się z marazmu „Chocholego Tańca” narzuconego nam przez „polskie elity”, to zależy tylko od naszego sumienia i szacunku względem samych siebie i naszych własnych przodków.

Jak nasi praoćcowie Troję dobywali. Cześć pierwsza

Jak nasi praoćcowie Troję dobywali. Cześć pierwsza




Kiedy przed laty udało mi się odszyfrować starożytny tracki napis, który okazał się być spisany w języku słowiańskim, to zmusiło mnie to do konkluzji, że nasze dotychczasowe widzenie starożytności jest całkowicie fałszywe i tak naprawdę czasy antyczne były okresem dominacji ludów słowiańskich.

Oczywiście oznaczało to również, że wiele największych osiągnięć kulturalnych tamtych czasów było tak naprawdę dziełem naszych przodków.

Dotyczyło to tym samym, a może przede wszystkim, również najważniejszego osiągnięcia literackiego czasów starożytnych - Iliady.

Już dawno autorstwo Homera poddawane było w wątpliwość. Zarówno obszerność tematyki jak i szczegółowość opisów, pasujących doskonale do epoki brązu, wykluczały jego autorstwo.

Jest więc absolutnie pewne to, że autorami (autorem) pierwotnej wersji tej epopei byli zapewne ludzie którzy, albo sami brali udział w tych wydarzeniach, albo znali relacje z ich przebiegu z opisów swoich bezpośrednich przodków.

W artykule o trackich inskrypcjach udowodniłem, że Trakowie byli Słowianami, jednocześnie z Iliady dowiadujemy się, że byli oni też politycznie ściśle związani z Troją.


Analiza użytych w Iliadzie imion Trojan i ich sojuszników zmusza nas do przyjęcia tezy, że również sami Trojanie musieli być Słowianami.

Kim byli jednak przeciwnicy Trojan?

Oczywiście pytanie takie wydaje się dość niestosowne, bo przecież całe pokolenia żyły i umierały w przekonaniu, że Achilles, Menelaos, Nestor i inni byli „prawdziwymi” Grekami. Sam zapewne umarłbym w takim przekonaniu, gdybym przez przypadek nie spróbował odczytać trackich napisów.

W obliczu jednak rewolucyjnych faktów związanych z odczytaniem przeze mnie starożytnych tekstów trackich, macedońskich, etruskich a nawet nabatejskich i filistyńskich z Bliskiego Wschodu, które wszystkie okazały się być spisane w słowiańskiej mowie, trzeba również i te zadawnione przesądy postawić pod znakiem zapytania.




Czy jest to możliwe aby język grecki był tylko dość późnym wymysłem greckich handlarzy a cała tak zwana starożytna Grecja tylko specyficzną formą kultury słowiańskiej?

Oczywiście takie pytanie jest mniej lub bardziej retoryczne. W natłoku faktów nie mamy prawie że żadnego innego wyboru, jak przyjęcie za pewnik tego, że starożytni Grecy to Słowianie.

Tym bardziej, że również moje analizy podań i mitów „greckich” stawiają samoistną egzystencję tego narodu we wczesnej starożytności pod wielkim znakiem zapytania.

Okazuje się bowiem, że wiele tych mitów, o zdawałoby się jednoznacznie greckich źródłach, opisuje przygody bohaterów o jednoznacznie słowiańskich nazwiskach.



Kluczowym momentem stało się dla mnie jednak odczytanie napisu na etruskim lustrze.


Okazało się bowiem, że występujące w Iliadzie imię Kalchas jest przekazane przez Homira fałszywie i tak naprawdę imię to musimy odczytać jako Żaklak, czyli musimy je odczytywać w odwrotna stronę stosując alfabet starosłowiański. Do tego alfabetu zaliczam też alfabet etruski.

Jeśli jednak imię Kalchas jest tylko zwykłym nieporozumieniem i w rzeczywistości mamy tu do czynienia z imieniem Żaklak, o słowiańskim źródłosłowiu, to musimy również postawić pod znakiem zapytania prawidłowość użycia innych imion w tym eposie.

Jest to kolejny dowód na to, że Homir nie był autorem Iliady oraz na to, że on, lub też jeden z jego poprzedników, korzystał z zapisanej wersji Iliady, ale w obcym dla nich alfabecie.

Możliwe, że tekst ten zapisany był zamiennie systemem oracza. To znaczy jedna linijka tekstu zapisana była z lewej na prawą a linijka kolejna z prawej na lewą. Ten system zapisu był powszechnie używany we wczesnej starożytności i miał tę zaletę, że nie można było takiego napisu uzupełnić, po jakimś czasie, o kolejne litery czy też dodatkowe wyrazy. Innymi słowy sfałszować. Istniały jednak zapewne wyjątki od tej reguły przy zapisie np. imion własnych albo cyfr i te należało czytać tylko w jednym kierunku. Musiało to oczywiście prowadzić u czytelników, nie obeznanych z tymi zasadami, do fałszywego odczytywania poszczególnych imion.

Jeśli Homir korzystał z tekstu który wprawdzie rozumiał, bo władał mową słowiańską, ale nie znal wszystkich szczegółów gramatyki tego zapisu, to mogło się zdarzyć, że odczytał on nieświadomie imię Żaklak jako Kalchas.

Jeśli zdarzyło się mu to w tym przypadku, to nie mamy też żadnych gwarancji na to, że i w innych przypadkach nie było podobnie.

Z tego względu musimy rozpatrywać imiona bohaterów Iliady z uwzględnieniem możliwości takiej podmiany.

Oczywiście w znacznej części przypadków imiona te występują w słowiańskiej formie, jak np. Menelaos gdzie „Mene” to po bośniacku „mój” a „laos” to nasz polski „los”, czy Nestor gdzie rozpoznamy okreslenie „naj story” (najstarszy).

Istnieje jednak również grupa imion, które opierają się skutecznie takiej prostej interpretacji. Najważniejsze należy oczywiście do głównego bohatera Iliady - Achillesa.

Problemy z genezą tego imienia mamy zresztą nie tylko na bazie języków słowiańskich, ale również w obrębie języka greckiego jego pochodzenie nie jest wyjaśnione. Co niektóre propozycje źródłosłowia tego imienia, proponowane przez historyków i lingwistów, wołają wręcz o pomstę do nieba.

Dzięki precedensowi z imieniem Kalchas/ Żaklak otrzymaliśmy jednak narzędzie do rozwiązania zagadki również i tego typu imion.

Achilles nie jest jedyną formą tego imienia. Inną jest np. forma Achilleus.
Jak widzimy różnią się one tylko końcówką. Obie są wskazówką na to, że końcówki rzeczowników i nazw własnych w języku greckim są wtórne i nie niosą w sobie żadnej wartości znaczeniowej, ale spełniają tylko funkcje gramatyczne. Potwierdzone jest to również tym, że Homir często posługiwał się uproszczoną formą Achil.

Tę formę trzeba uznać za pierwotną.

Jeśli jednak imię Achil odczytamy odwrotnie to otrzymamy słowo Licha.
To imię nieodparcie nasuwa nam skojarzenia z polskim imieniem Lecha.

Czyżby więc postać Achillesa byłaby identyczna z postacią legendarnego władcy Imperium Lechii.

To odkrycie, że imię Achillesa brzmiało w istocie Lech, skłoniło mnie do spojrzenia na tę postać w szerszej perspektywie.

Jeśli bowiem jest to prawdą, to w przekazach powiązanych z tym bohaterem musimy znaleźć o wiele więcej poszlak na jego słowiańskość.

Ich znalezienie nie było wcale trudne.

Już samo jego pochodzenie jest symptomatyczne. Ojcem Achila (Lecha) miał być Peleus. Oczywiście nie sposób nie zauważyć tego, że jest to tylko lekko zmienione imię słowiańskiego herosa-bliźniaka Polele.

Legenda podaje również, że wychowany został przez Centaura Chirona. Oczywiście w postaci centaura musimy rozpoznać scytyjskiego jeźdźca,
Scytów jednak musimy utożsamiać z etosem słowiańskim. Pełnili oni funkcje obrońców społeczności słowiańskich przed zewnętrznym zagrożeniem. Symptomatyczne potwierdzenie tej tezy znajdziemy w języku słoweńskim gdzie określenie „ščitnik” oznacza wartownik i w sposób jednoznaczny musi się nam kojarzyć ze słowem „Scyt”

Synem Achila był Noeptolemos którego znano również pod imieniem Pyrrhos.

I w tym przypadku mamy do czynienia z nieprawidłowym kierunkiem odczytu tego imienia przez późniejszych kronikarzy.
Jego właściwe imię musiało brzmieć Hrryp (HRYBry) w więc odważny – Chrobry. W bośniackim dialekcie słowo „odważny” to „hrabar”.

Achilles ruszył na podbój Troi na czele rycerzy swojego plemienia.
Plemię to nazywano Myrmidonami.


Wbrew tym oczywistym wymysłom które spreparowali już starożytni dla wytłumaczenia nazwy tego plemienia, nazwa ta pochodzi jednoznaczne z języka słowiańskiego.

Wyraz ten możemy podzielić na trzy składniki - „Myr”, „mi” i „done”.

W pierwszym członie rozpoznamy nasze słowo „MIR” czyli pokój.

Mi” tłumaczymy jako zaimek „Nam” i występuje w bośniackim w identycznej formie.

Done” zaś znajdziemy w dialekcie bośniackim w którym oznacza ono słowo „uczyniliśmy

Tak więc plemię to nazywano „Pokój nam czyniący” lub po prostu „Pokój czyniący”

Nazwa ta jest niezmiernie ciekawa, bo w powiązaniu z rodem Achillesa oraz w aspekcie znanych nam późniejszych faktów historycznych, pozwala nam na wyciągniecie dalekoidących wniosków co do ciągłości systemu władzy politycznej wśród Słowian i specyficznego systemu społecznego charakterystycznego tylko dla tych społeczności.

CDN

Skąd się biorą dziury w ….Ziemi

Skąd się biorą dziury w ….Ziemi

Czasami zdarzają się odkrycia specjalnych fenomenów na Ziemi, które zadziwiają swoim pojawieniem się, również ekspertów.
Jeszcze bardziej zadziwiające jest jednak to, że ci „eksperci” nie są w stanie przełamać swoich torów myślenia i poszukać rozwiązań wykraczających poza zakres ich codzienności. Prowadzi to z konieczności do bardzo fragmentarycznego spojrzenia na naszą rzeczywistość i nie pozwala dostrzec tego, że zjawiska we wszechświecie podlegają wspólnym mechanizmom.

Tak ma się też sprawa z przypadkiem odkrycia zagadkowej dziury w ziemi na półwyspie Jamał.


Oczywiście tak jak się można było tego spodziewać nasi „eksperci” natychmiast wiedzieli co jest grane. Oczywiście erupcja ta była związana z eksploatacją gazu ziemnego.

Ale czy na pewno?

To pytanie nie miałoby uzasadnienia gdyby nie fakt, że również gdzie indziej tego typu dziury w podłożu nie należą do rzadkości. Co więcej, nie należą one też do rzadkości na innych ciałach niebieskich Układu Słonecznego. 

Równie sensacyjnie prasa donosiła, jakiś czas temu, o tajemniczej dziurze na Marsie, a której wygląd jest prawie że identyczny z tą z Syberii.


Co więcej również na Marsie takie dziury to normalka i można przytoczyć cały szereg przykładów podobnych dziur.



I jakby tego było mało takie same dziury stały się przedmiotem zainteresowania NASA, ale dla odmiany na Księżycu



Gołym okiem widać identyczność formy tych dziur, czy to na Ziemi, czy też na Księżycu, albo na Marsie.

Czy jest to możliwe, aby identyczne formy morfologiczne na tak rożnych ciałach niebieskich powstały na zasadzie rożnych mechanizmów działania?

Oczywiście wykluczyć się to nie da, ale o wiele bardziej logiczne musi się nam wydać takie rozwiązanie, w którym dziury te powstają według identycznego schematu.

I oczywiście nasza intuicja nas nie myli. We wszystkich tych przypadkach mamy do czynienia z identycznym mechanizmem w którym niebagatelną rolę odgrywają koniunkcje ciał niebieskich.

Jeszcze ważniejsze jest jednak to, że „skaliste“ ciała niebieskie układu słonecznego nie różnią się w niczym w swojej wewnętrznej budowie od komet, i odpowiadają zbiorowi zespolonych fragmentów materii słonecznej powstałych w trakcie erupcji na naszej gwieździe. Fragmenty te odpowiadają swoim składem chondrytom i zbudowane są znacznej części z wody, wodoru i węgla.


Tego typu mieszanina jest oczywiście bardzo podatna na przejścia fazowe inicjowane poprzez koniunkcje planet. W efekcie dochodzi do lokalnego podwyższenia temperatury podłoża i uwolnienia związanych ze skałami gazów i cieczy. To uwolnienie może przybrać formę eksplozji i w zależności od uzyskanych temperatur zakończyć się wybuchem wulkanicznym albo eksplozją pary wodnej czy też erupcją wodno-gazową.



Również w przypadku Marsa związek obecności tej dziury ze ścieżką przejścia zaćmienia słońca na tej planecie jest nie do podważenia i jest dokładnie widoczny na zdjęci w formie pasmowego obniżenia terenu.



A jak było na półwyspie Jamał?



Również tam stosunkowo niedawno miało miejsce zaćmienie Słońca które dokładnie objęło teren krateru.


I również tam doszło do przemian fazowych w gruncie w wyniku czego wytworzyły się rożne generacje wakuoli budujących materię o rożnych własnościach oscylacji własnych.

http://krysztalowywszechswiat.blogspot.de/2013/08/zagadka-enceladusa.html

Po latach wzajemnej synchronizacji tych oscylacji doszło do takiego podwyższenia temperatury wiecznej zmarzliny że ta uległa stopieniu i uwolniła znajdujący się w niej metan.

Efektem była gwałtowna erupcja gazu i gorącego szlamu z wnętrza Ziemi.


Taki sam przebieg mają też erupcje na Marsie i Księżycu. Również na tych ciałach niebieskich występuje pod powierzchnią warstwa wiecznej zmarzliny w której gromadzi się pierwotny metan powstały w reakcji wodoru i węgla znajdującego się w chondrytowym wnętrzu tych ciał niebieskich.
Oczywiście ten sam mechanizm funkcjonuje również na dużych głębokościach pod powierzchnią i prowadzi do inicjacji procesów wulkanicznych.

Jeśli przeprowadzimy dokładne poszukiwania na trasie wyżej wymienionego zaćmienia słonecznego w obrębie strefy wiecznej zmarzliny to zauważymy że cała ta trasa usiana jest podobnymi dziurami wypełnionymi wodą i powstałymi bezpośrednio po zaistnieniu takiego zaćmienia. Przy pomocy dokładnych pomiarów geodezyjnych jest też możliwe wykazanie tego, że na całym obszarze wystąpienia zaćmienia słonecznego nastąpiło sygnifikantne obniżenie wysokości tego terenu w stosunku do otoczenia a wynikające z podobnych efektów ale w znacznie mniejszej skali intensywności.

Oczywiście również Polska może być potencjalnym obszarem wystąpienia podobnych efektów, szczególnie że wieczna zmarzlina na terenach Suwalszczyzny jest całkiem znacznie rozprzestrzeniona.

Reasumując - wiedza przyrodnicza fizyków znajduje się na poziomie odpowiadającym średniowiecznym alchemikom i nie zapowiada się że będzie lepiej.


Translate

Szukaj na tym blogu