Zobaczyć Neapol i umrzeć



Zobaczyć Neapol i umrzeć

To powiedzenie stało się synonimem realizacji celu życia po osiągnięciu którego, dalsza egzystencja pozbawiona już była dalszego sensu.
Źródła jej nie są znane, ale zapewne sięgają czasów antycznych, a sama sentencja przyjmuje po łacinie całkiem zgrabną rymowaną formę.

Vedi Napoli e poi muori

Tłumacząc inskrypcje etruskie trafiłem na ślad który pozwala nam na znalezienie prawdziwych źródeł tej sentencji i te mają, jakże by inaczej, słowiańskie korzenie.

Zacznijmy od etruskiego napisu. Ten prezentuje się nam w następującej postaci:


Bez specjalnych problemów jesteśmy w stanie odczytać pierwszy wyraz pisany z lewej na prawą i z góry do dołu.

Tym wyrazem jest słowo Elunda.

Tak się składa że w języku polskim nie ma żadnych problemów z jego identyfikacją. Nie jest to zapewne przypadek, ponieważ we wszystkich słowiańskich językach jest ono identyczne. W językach zachodnich i co ciekawe w greckim rożni się jednak tak, że rozpoznanie jego znaczenia byłoby utrudnione, szczególnie jeśli uwzględnić „dawniejsze” jego formy.

Słowo to oznacza oczywiście miasto na Krecie które założyli Słowianie z terenów polskich, po podboju kultury minojskiej i po upadku Troi.




W literaturze podaje się, że starożytna Elunda nazywała się podobnież „Olous”. Jak się okazuje, nie jest to oczywiście tak całkiem prawdziwe i Etruskowie znali je pod tą samą nazwą pod jaką występuje w językach współczesnych Słowian.


Drugim przypadkiem było to, że ta miejscowość jest mi znana i przed laty szukałem, pełen ciekawości, śladów zabudowań tego miasta na dnie zatoki, spacerując po tamie łączącej obecna Eloundę z wyspą trędowatych Spinalongą.
Tak więc skojarzenie tego miasta z odczytanym w inskrypcji słowem nie było dla mnie problemem.
Zwiedzając Kretę już wtedy zafascynowała mnie historia Elundy, którą zatopiło morze w wyniku olbrzymiego trzęsienia ziemi w rezultacie czego, cała wyspa Kreta została ruszona w posadach i przechyliła się tak znacznie, że wybrzeża na wschodzie wyspy pochłonęło morze a zachodnie zostały wyniesione wiele metrów do góry. Ślady tego trzęsienia są widoczne wszędzie na wyspie i w niektórych miejscach zachodniej Krety dawna linia brzegowa jest widoczna w postaci wyerodowanych przez morze skał wysoko ponad obecnym poziomem morza

Ta katastrofa musiała być, dla starożytnych ludów w basenie Morza Śródziemnego, czymś wprost niesamowicie zatrważającym i spowodowała wśród nich szok trwający całe generacje.

Pamięć o tym zachowała się również wśród Etrusków, o czym mówi nam przedstawiony powyżej przykład.

Oczywiście dotyczy to tylko wymienionego już wcześniej kierunku zapisu. Tak jak w innych przykładach etruskich napisów, również i w tym przypadku, mamy do czynienia z rebusem i zdanie to możemy przeczytać na wiele rożnych sposobów. Świadectwem jest charakterystyczny kształt litery „D”



z którym spotkaliśmy się już przy tłumaczeniu innych etruskich inskrypcji.





Napis ten możemy podzielić na następujące wyrazy.



Przy czym konieczne są jeszcze małe zmiany w postaci rozdzielenia połączonych ze sobą liter, czy też poprawienia tych zdeformowanych.
Tak jak widzimy to tutaj.


W rezultacie otrzymujemy następujący napis:

ELUNDA OVIDALA ONDA SŻESZ

Elunda jest nazwą miasta na Krecie.

OVIDALA to oczywiście po polsku ZOBACZYŁA. Znaczenie tego wyrazu jest jeszcze bardziej widoczne, jeśli porównamy to z rosyjskim zobaczyć увидеть (uwidiet).

Słowo ONDA oznacza po bośniacku WTEDY, WÒWCZAS, NASTEPNIE.

Słowo SŻESZ ma oczywiście swój odpowiednik w polskim wyrazie sczezł.
Sczezł jest już trochę zapomnianym odpowiednikiem „umrzeć” „zginąć”.


Tak więc etruski napis oznaczał:

Zobaczyć Elundę i umrzeć.

Dlaczego jednak współcześnie powiedzenie to odnosi się do Neapolu.
Winny jest oczywiście wybuch Wezuwiusza w dniu 24 sierpnia roku 79 n.e.

Ta katastrofa w której zginął Pliniusz Starszy i setki albo nawet tysiące mieszkańców okolicznych miejscowości, przyćmiła swoim ogromem i liczbą ofiar dawną katastrofę zatopienia Elundy.
Tylko opisane wyżej powiedzenie przetrwało, ale w odniesieniu do wybuchu Wezuwiusza oraz miasta, które jako jedyne w okolicy przetrwało ten wybuch.

Oczywiście treść tego napisu pozwala nam na przybliżone określenie jego wieku, ponieważ zatopienie Elundy nastąpiło gdzieś w IV w. p.n.e.
Jeśli uwzględnimy to, że przyczyną tak potężnego trzęsienia ziemi mogło być tylko zaćmienie Słońca, to można tę datę jeszcze bardziej zawęzić do lat 360 do 320 p.n.e.

Wtedy to miała miejsce wyjątkowa seria całkowitych zaćmień słonecznych obejmujących dokładnie Kretę.




Tak wielka ich koncentracja, w tak krótkim czasie, była oczywiście czymś niezmiernie rzadkim i musiała pociągnąć za sobą również wyjątkowo silne trzęsienie ziemi.

W ten sposób widzimy na tym przykładzie to, że wiedza nie może ograniczać się do wąskiego zakresu jakiejś specjalizacji, ale musi obejmować najszersze możliwe spektrum, aby prawidłowo kojarzyć ze sobą fakty i wyciągać z nich prawidłowe wnioski.

Pietą achillesową obecnych „elit” jest ich specjalizacja, robiąca z tych ludzi niebezpiecznych dla otoczenia dewiatów.

Terraforming na Marsie i Wenus



Terraforming na Marsie i Wenus

Wizja zasiedlenia planet wewnętrznych Układu Słonecznego przez ludzi jest tematyką niezliczonej wprost ilości powieści, filmów i opowiadań. Również wśród tak zwanych „naukowców” tematyka ta zyskuje na znaczeniu, od kiedy amerykański miliarder Musk zapowiedział kolonizację Marsa.
Popularność tej idei wśród szerokich mas (młodszej części) społeczeństwa ma swoją przyczynę w naturalnej skłonności ludzi, jaką jest ciekawość poznania. To właśnie ten niezaspokojony pęd do sięgania poza horyzont znanego nam już świata, jest podstawowym motorem rozwoju cywilizacyjnego.

Nie ma się więc co dziwić, że fascynacja tym tematem jest duża i przykład Muska dowodzi, że staje się on również popularny wśród ludzi z kasą, co nie pozostało niezauważone przez tzw. „naukowców” którzy, jakże by było inaczej, ciągną do tej tematyki jak muchy do gówna, licząc na to, że im się też coś skapnie.

Wbrew pozorom zasiedlenie Marsa czy Wenus nie wiąże się tylko z rozwiązaniem problemów technicznych takiego przedsięwzięcia. O wiele ważniejsze są aspekty moralne i etyczne.

Zasadniczym pytaniem, na które powinniśmy odpowiedzieć, jest takie, czy dany kolonista ma prawo decydować o tym, w jakim środowisku wychowa się jego potomstwo. Nie jest bowiem absolutnie pewno to, że to potomstwo zachowa cechy które klasyfikują je jako ludzi, w pełnym znaczenia tego słowa.

Nie jest bowiem wykluczone, że rozmnażanie się organizmów ziemskich w warunkach fizycznych panujących na Marsie, może doprowadzić do uaktywnienia mechanizmów ewolucyjnych, o których nie mamy obecnie pojęcia i których skutki mogą doprowadzić do powstania form ludzkich, dla których określenie „potwor” będzie tylko słabym przybliżeniem.

Przykładem może być obserwacja, o której już pisałem, gdzie udało się wyhodować roślinę z nasiona znajdującego się od 10 tys. lat w wiecznej zmarzlinie. Mimo że gatunek ten jest znany do dziś, okazało się, że morfologiczna forma tej rośliny rożni się od obecnej znacznie. Gdyby nie to, że jej pochodzenie jest znane, uznano by ją za osobny gatunek.


Jest to przykład tego jakie dramatyczne zmiany następują już przy słabych zmianach Tła Grawitacyjnego, a co dopiero tu mówić o różnicach jakie występują między Marsem a Ziemią.

Taka debata nie będzie zapewne mniej kontrowersyjna, niż debata na temat aborcji czy też eutanazji.

Inną kwestią jest to, czy ludzkość ma moralne prawo zasiedlania innych planet bez absolutnej pewności tego, czy na tych planetach nie egzystują lokalne formy życia.
Nawet dla chrześcijan sprawa nie jest bynajmniej prosta, bo w Biblii stoi jak byk, że ludzie maja zasiedlać Ziemię, ale o Marsie i Wenus ani słowa. Z tego trzeba wyciągnąć wniosek, że dla chrześcijan zasiedlanie innych planet jest z religijnych względów zabronione.

Oczywiście te aspekty terraformingu można jeszcze dalej zgłębiać i jest to praca na dziesięciolecia. Zapewne każde następne pokolenie będzie musiało się z tym tematem samo zmierzyć i każde będzie zmuszone do znalezienia odpowiedzi zgodnej z jego sumieniem.

W moich rozważaniach te wątpliwości nie będą odgrywały jednak żadnej roli, ponieważ chcę przedstawić tu tylko techniczny aspekt takiej ewentualności.

Aby jednak ten temat przybliżyć zacznijmy od artykułu prezentującego  nową teorię „naukową”.


Chodzi tu o zagadkowe struktury obserwowane na wielu ciałach niebieskich w Układzie Słonecznym, ale szczególnie dobrze widoczne na księżycu Marsa Fobosie

Są to linie i ciągi „kraterów” ułożonych jak pod sznurek i przecinających ten księżyc siecią równoległych do siebie ciągów tak, że księżyc ten wygląda jak pocięty na plasterki.



tym razem te naukowe przy... geniusze wymyśliły sobie, że te struktury są rezultatem zderzeń z innymi ciałami niebieskimi w rezultacie czego, spadające na Fobosa szczątki utworzą tego typu struktury. Trzeba być równie inteligentnym jak nasi „naukowcy” aby uwierzy w to bzdurne wytłumaczenie. Jego bezsens widzimy już chociażby po tym, że taka seria „kraterów” tworząca jedną linię nie mogłaby się składać z elementów o tej samej wielkości i co ważniejsze musiałyby one częściej nakładać się jedne na drugie. Tymczasem jest jak jest, co każdy może sobie to sam na zdjęciach zobaczyć.

Wytłumaczenie tych struktur jest oczywiście, tak jak to już podałem, związane z koniunkcjami Marsa Jowisza i Słońca, ewentualnie przy dodatkowym udziale Deimosa, w efekcie czego w pasie zaćmienia wytwarzają się w głębi gruntu ośrodki w których dochodzi do postępowego rozgrzania materii na skutek interferencji pomiędzy rożnymi generacjami wakuoli, z których z kolei składają się atomy naszej materii.


Prowadzi to do wybuchów powstałej na tej drodze pary wodnej i do tworzenia serii eksplozywnych wulkanów.



Mechanizm ten jest powszechny i występuje również na Ziemi o czym pisałem tutaj


Pozwala on nam na przedstawienie prawidłowych technicznych aspektów terraformingu. W przeciwieństwie do tych, opisywanych w dotychczasowych publikacjach na ten temat, a bazujących na fałszywym i niezgodnym z obowiązującymi we wszechświecie mechanizmami, założeniach.

W moich publikacjach na temat fizyki i mechanizmów kosmosu przedstawiłem prawidłową interpretacje dostępnych nam obserwacji.

Zgodnie z moim modelem wszechświata i zasadami jego funkcjonowania, o zjawiskach na Ziemi czy też jakimkolwiek innym ciele niebieskim decyduje charakterystyka oscylacji przestrzeni w której się ono porusza.

Te oscylacje przestrzeni zależne są z kolei od zjawisk interferencyjnych między modulatorami częstotliwości tych oscylacji. I takim modulatorami są nagromadzenia materii w każdej dowolnej formie. Oczywiście czym większe takie nagromadzenie materii, tym większy jej wpływ na charakterystykę zmian częstotliwości oscylacji przestrzeni.

Logicznym wnioskiem jest to, że koniunkcje ciał niebieskich z udziałem Ziemi muszą mieć podstawowy wpływ na przebieg procesów geofizycznych.

I faktycznie udało mi się udowodnić, że to właśnie to zjawisko odpowiedzialne jest za większość zachodzących na Ziemi procesów, od pogody począwszy a na trzęsieniach ziemi i wybuchach wulkanów skończywszy.
Globalne zmiany wartości oscylacji podstawowych jednostek przestrzeni, zwane przeze mnie Tłem Grawitacyjnym, są przyczyna wielkoskalowych procesów prowadzących do wyodrębnienia epok geologicznych.

Zmiany TG są również odpowiedzialne za to, że Ziemia jako jedyne miejsce w Układzie Słonecznym, była zdolna do wykształcenia wysoce skomplikowanych organizmów żywych, z człowiekiem na czele.

Wynika to z tego, że posiada ona, proporcjonalnie do swojej wielkości, największy księżyc wśród wszystkich planet. Regularne koniunkcje z Księżycem powodują, że Ziemia ma najintensywniejszy przebieg procesów geofizycznych z wszystkich planet, i to ten właśnie intensywny proces tworzenia trzęsień ziemi, wybuchów wulkanów, ruchów izostatycznych, procesów pogodowych itd. stabilizuje własności środowiskowe naszej planety, dostosowując je do aktualnie panujących wartości TG.

W przypadku kiedy zmiany TG powodują, że np. proces zamarzania wody (według obowiązującej aktualnie skali) zachodziłby już przy 10°C to odpowiednio szybko przebiegające zmiany własności ziemskiej materii, stymulowane koniunkcjami z Księżycem, stabilizują nasze środowisko tak, że wszystkie inne parametry tego środowiska dostosowują się do tych nowych warunków i na pierwszy rzut oka na Ziemi pozostaje wszystko prawie że bez zmian.

Ten mechanizm nie występuje niestety na naszych dwóch sąsiednich planetach i globalne zmiany TG w Układzie Słonecznym powodują na nich olbrzymie i do tego trwale zmiany ich parametrów środowiskowych, a tym samym uniemożliwiło to powstanie na tych planetach wyższych form organizmów żywych.
Czy zapobiegło to rozwojowi życia w ogóle, to pokaże dopiero przyszłość:

O tych zjawiskach pisałem już wielokrotnie i zainteresowani mogą się tu zapoznać z obszerniejszymi opisami:


Tak więc proces dostosowania warunków środowiskowych na Marsie i Venus do potrzeb życia organicznego okazuje się być relatywnie prosty. Obie te planety potrzebują dla stabilizacji parametrów środowiskowych odpowiednio duże księżyce. Już sama ich zwykła obecność wystarczy do tego, aby zamienić Mars i Wenus w planety optymalnie przystosowane dla organizmów żywych.

W przypadku Marsa oznacza to konieczność wprowadzenia na jego orbitę asteroidów, które i tak znajdują się już w zasięgu jego wpływu (planetoidy przecinające orbitę Marsa oraz planetoidy trojańskie) i połączenia ich z księżycami tej planety Deimosem i Fobosem, zwiększając ich masę. Dodatkowo konieczna jest taka zmiana parametrów orbit tych księżyców, aby możliwie często dochodziło do Koniunkcji pomiędzy nimi a Marsem i Słońcem.

Spowoduje to, że intensywność procesów geologicznych Marsa gwałtownie wzrośnie. Wzrośnie szczególnie aktywność wulkaniczna i ta przyczyni się do tego, że materia Marsa na jego powierzchni przyjmie takie parametry, które będą dostosowane do aktualnych wartości TG w otaczającej go przestrzeni.

Takie dostosowanie spowoduje, że również panująca na Marsie wieczna zmarzlina przejdzie w stan płynny i oceany marsjańskie ulegną odnowieniu. W dalszej perspektywie doprowadzi to oczywiście do ekspansji (wzrostu wielkości) tej planety oraz do wzrostu jej masy ponieważ nowe związki atomów będą miały o wiele większą wielkość w porównaniu z obecnie istniejącymi.
Zaczątki tego procesu obserwujemy już w postaci Dolin Marinera, największego systemu kanionów w Układzie Słonecznym, powstałym na skutek pękania skorupy Marsa pod wpływem przyrostu objętości materii w jego wnętrzu. Proces ten ulegnie jednak dramatycznemu przyspieszeniu i doprowadzi to do powstania tektoniki porównywalnej z tą na Ziemi oraz do utworzenia kontynentów i oceanów, jeśli uda się zwiększyć masę księżyców Marsa.

Zarówno Mars jak Wenus i Ziemia, przeszły przed około 250 mln laty okres dramatycznego wzrostu globalnych wartości TG w Układzie Słonecznym. Było to związane z obrotem US wokół centrum naszej galaktyki oraz z tym, że znalazła się ona wówczas najbliżej tego centrum będąc jednocześnie dokładnie w płaszczyźnie rotacji naszej Drogi Mlecznej. Odpowiadało to tym zjawiskom jakie zachodzą w obrębie US ale oczywiście w nieporównywalnie większej skali.
Skutki tego procesu były dramatyczne i spowodowały (żeby się nie rozdrabniać) również gwałtowne zmiany parametrów orbit planet US jak i również zmiany własności budującej je materii.

Generalnie doprowadziło to do gwałtownego zmniejszenia się wielkości atomów i zbudowanych z nich molekuł i cząstek oraz do tego, że zarówno Ziemia jak i Mars i Wenus zmniejszyły gwałtownie swoją wielkość.

Najprawdopodobniej w okresie końca Permu Ziemia była o jedną trzecią mniejsza niż obecnie, a warunki środowiskowe były absolutnie nieporównywalne do obecnych i dla życia nie do zniesienia. Tylko dzięki obecności Księżyca nie doszło do totalnej katastrofy i kompletnego zaniku złożonych organizmów żywych. Dzięki tworzeniu się nowych skal wulkanicznych o dostosowanych do TG właściwościami, lokalnie warunki środowiskowe sprzyjające życiu zostały zachowane i życie przetrwało, a Ziemia po milionach lat stopniowo powróciła do swojej pierwotnej wielkości.

Inaczej miało się to z Marsem gdzie jego materia dalej jest zastygła w takiej formie, w jakiej utworzyła się przed 250 mln lat.


Tylko tam gdzie ciągłe koniunkcje z księżycami napędzają procesy fizyczne tej planety np. w rejonie Dolin Marinera, tylko tam mogło dojść do odnowienia się materii i do jej dostosowania się do nowych wartości TG. Co doprowadziło do rozerwania skorupy Marsa na skutek wzrostu objętości materii w jego wnętrzu. Powoduje to też, że w tym rejonie występuje największe prawdopodobieństwo na znalezienie śladów organizmów żywych.

Na pozostałych obszarach pod cienką warstewką zwietrzeliny egzystują skały których własności oscylacyjne budujących je atomów pozostały niezmienne, uniemożliwiając na tych obszarach uwolnienie atmosfery i wody w fazie płynnej i gazowej.


Tylko przyspieszenie tych zmian poprzez budowę odpowiednio wielkiego księżyca lub księżyców daje szanse na takie zmiany na Marsie, które zrobią z niego planetę zdolną utrzymać na swojej powierzchni zarówno atmosferę jak i hydrosferę.

Nie inaczej ma się sprawa również i z Wenus, o czym pisałem np. tutaj.

http://pogadanki.salon24.pl/388120,zycie-na-wenus

http://pogadanki.salon24.pl/392354,zycie-na-wenus-2

Również Wenus jest planetą która potencjalnie jest w stanie stać się dla człowieka zamieszkała. Niestety wskutek braku księżyca, planeta ta zachowała na swojej powierzchni te warunki środowiskowe jakie panowały na niej przed 250 mln lat. I te są dla człowieka zabójcze, ponieważ własności budującej ją materii są nieporównywalne z tym co znamy.


W przypadku Wenus jedynym realnym sposobem zmiany jej środowiska jest wprowadzenie na jej orbitę odpowiednio wielkiego księżyca. Najlepiej nadawała by się do tego pierwsza planeta US, Merkury.

Niestety nie istnieją po temu obecnie żadne techniczne przesłanki, tak więc realnym sposobem było by wyłapywanie komet i meteorów przecinających orbitę Wenus i stopniowe budowanie jej nowego księżyca.
Ta metoda jest jednak tak skomplikowana i długotrwała że nie rokuję jej żadnych szans na szybkie urzeczywistnienie.

Wygląda na to, że Wenus nie da się nam tak łatwo podbić.
Cóż kobieta.



Translate

Szukaj na tym blogu