Serek po etrusku



Serek po etrusku

Poprzednie moje artykuły wykazały, że Etruskowie posługiwali się słowiańską mową.

Jeszcze raz mogliśmy się przekonać, że „nie święci garnki lepią” i poleganie na nauce i na jej skorumpowanych przedstawicielach jest najlepszą metodą na to, aby zostać ciemnym jak tabaka w rogu do końca swojego życia.

No właśnie, a propos garnki. Również na naczyniach ceramicznych napisy znajdowane są dosyć licznie. Często są one o wiele dłuższe niż te, jakie udało się nam dotychczas odcyfrować, a tym samym waga ich jako dowodu na słowiańskość Etrusków jest znacznie poważniejsza.

Odcyfrowanie pojedynczych słów można jeszcze, przy odpowiednio dużej dozie złej woli, zakwalifikować jako przypadek.

W przypadku całych zdań jest to jednak już kompletnie niewiarygodne i na takie tłumaczenie ze strony „naszych” zakłamanych historyków mało kto da się złapać.

Oczywiście trudności w odczytaniu takich dłuższych tekstów powinny być odpowiednio większe, ale ku mojemu zdziwieniu i w tym przypadku idzie to jak po maśle, no poza paroma przypadkami o których opowiem w następnym artykule.

Przejdźmy więc do konkretów.

Na początek zajmiemy się garnkiem którego napis jest dla nas tak znajomy jakby napisany został nie 2500 lat temu, ale wczoraj.



Sam napis zapisany jest tak jak i zdecydowana większość Etruskich napisów od prawej do lewej. i tak jak w innych przypadkach zasadniczym problemem jest wyodrębnienie poszczególnych wyrazów. Jedyną trudnością jaką w tym zdaniu spotkamy jest jego pierwszy wyraz.

Czytany pd prawej da nam słowo „MINI”. Oczywiście z kontekstu można się łatwo domyśleć co ono znaczy, ale wśród języków słowiańskich nie znajdziemy dokładnie pasującego odpowiednika. Dopiero w języku litewskim trafimy na podobne brzmiący wyraz „IMTI” który w tym języku oznaczy słowo „wziąć”.

Oczywiście w językach słowiańskich słowo to też występuje i nawet jest bardzo podobne do etruskiego, ale kolejność sylab została w nim zapisana odwrotnie. np. w rosyjskim „приними
a więc „prinimi” - „weź”.
Przyczyny tego odwrócenia sylab są teraz niemożliwe do prześledzenia, ale proces tworzenia języków z zasady nie jest procesem podlegającym jakimś ścisłym regułom i większość przemian ma charakter przypadkowy i chaotyczny.

Dalej powinno pójść nam trochę łatwiej.

Kolejne słówko to „us”
najwyraźniej pełni ono tu funkcję zaimka zwrotnego i powinno się je czytać razem z czasownikiem „wziąć”, co daje nam wyrażenie „weź sobie

Następny wyraz wygląda tak:
i składa się z liter „I”, „L” i „E” a więc tworzy słowo „ile”. Tu nie ma co tłumaczyć bo jest ono identyczne z polskim odpowiednikiem.

Dalej mam słówko składające się z liter „M” i „U” a więc „mu” - „jemu”, „tobie”.
Kolejne słowo zostało, na tej kopii inskrypcji, fałszywie zapisane. W oryginale wygląda następująco:


ale po prawidłowym odczytaniu już tak:


Składa się ono z liter „D”, „U”, „SZ” i litery „A”. Przeczytane razem daje nam słowo „DUSZA” i jak widzimy tego też nie musimy tłumaczyć. Brzmi tak jak po polsku.

Ostatnim słowem jest:
Słowo to składa się z liter „N”, „I”, „C” i „E” i czytamy je jako „nice”. Tak od razu nie odgadniemy jego znaczenia, ale jak poszukamy w bośniackim albo serbsko-chorwackim to stwierdzimy, że znaczy ono „dobry” albo „miły”. Oczywiście znaczeniowy odpowiednik występuje również w języku polskim np. w przysłowiu „nie rób komuś tego, co tobie nie miłe”, gdzie „miłe” występuje znaczeniu „chcieć”.

Tak więc zdanie to okazuje się bardzo łatwe do przetłumaczenia i występuje w języku polskim do dziś w formie:

Weź sobie ile twoja dusza zapragnie (chce)

W tym momencie powinny nam zadzwonić wszystkie dzwonki ostrzegawcze, ponieważ trafiliśmy na słowo którego pojęcie ma dla religii chrześcijańskiej zasadnicze znaczenie - „dusza”.
Jeszcze nie czas się na ten temat rozpisywać ale obiecuję, że do tego wrócimy i to w kontekście który trafi nas jak piorun z jasnego nieba.


W następnej inskrypcji mamy do czynienia z interesującym przypadkiem, ponieważ tekst ten jest napisany od lewej do prawej a więc odwrotnie niż to widzieliśmy dotychczas.



Rozpoznajemy to po tym, bo pierwsze już słowo jest dla nas absolutnie swojskie.

Słowo to, to oczywiście „MLEKO”, z małym zastrzeżeniem, a mianowicie z takim, że na końcu tego wyrazu występuje litera „S”. Z dalszego kontekstu wnioskuję ,że nie chodzi w tym przypadku o świeże mleko, ale o mleko zsiadłe, które przez Etrusków nazywane było „mlakas”.

Na potwierdzenie podam przykład innego napisu gdzie możemy odczytać tylko jego część i gdzie występuje słowo „mleko”



Zachowana część zdania brzmi „weź (napij się) łyk mleka”. Oczywiście zdanie to czytamy od lewej do prawej.

Kolejny wyraz to słowo „ŻELA” a oznaczające w językach południowosłowiańskich „czerpać” lub „zaczerpnąć”



dalej mamy słowo które w tym napisie zostało odczytane nieprawidłowo



powinno być natomiast tak „a neka


Słowo to znaczy wśród Słowian południowych „ A TROCHĘ”

Dalej mamy

„MIELE” które to słowo oznacza miód. Tak jak w języku bułgarskim. Zapewne słowo to używali Trakowie i Macedończycy i od nich trafiło ono dalej do greki w formie „MILE”.



Ostatnim słowem jest „I LANA”

W oryginalnej formie lekko zafałszowane


a po korekturze wygląda tak 



Możemy przetłumaczyć je jako wyrażenie „przez płótno”, bo tak właśnie nazywane jest płótno lniane w językach naszych południowych braci „LANA”.


Tym samym udało nam się odczytać najstarszy przepis na serek z miodem którym raczyli się Etruskowie .






„Zaczerp z dzbana kwaśne mleko i dodaj trochę miodu, a następnie przecedź przez płótno”

Oczywiście zastrzegam sobie wszystkie prawa do tego przepisu i kto chce spróbować jak taki serek smakuje musi uzyskać ode mnie zgodę na jego zrobienie i to przez złożenie podania wraz z podpisem od rodziców.

Wracając do pierwszego zdania ciekawe jest to, że w tym zdaniu występują zaimki które współcześnie są przez tak zwanych językoznawców tępione, jak „se” czy też „mu”. Jest to przykład tego mechanizmu który doprowadził do rozdzielenia się i dyferencjacji języków słowiańskich. Dopóki nie było żadnych idiotów którzy wmówili sobie prawo decydowania o wyglądzie i funkcjach języka, dopóty mógł on zachować formy znane od tysiącleci. Dopiero sztuczna jego regulacja i indoktrynacja ludności doprowadziła do tego, że języki te rozeszły się w swoim brzmieniu tak bardzo od siebie.


Jeszcze 1000 lat temu Polacy, Rosjanie, Serbowie czy też wymarłe już języki Słowian z terytorium Włoch, Francji, Hiszpanii czy też Niemiec brzmiały prawie tak samo i ludzie tych krajów mogli się ze sobą swobodnie porozumiewać. Dopiero katolicka indoktrynacja i dzielenie wspólnego narodu na strefy wpływów przez rządnych władzy sq.. ów i ..uji


http://krysztalowywszechswiat.blogspot.de/2016/04/ortograficzna-amigowka.html 

doprowadziło do takiego wielkiego zróżnicowania jakie obserwujemy dziś. To co nie udało się ani Rzymianom ani Grekom czyli wykorzenienie Słowian i pozbawienie ich własnego języka udało się w większości przypadków kościołowi katolickiemu i prawosławnemu.

Następnymi będziemy my Polacy.

Następne dowody na słowiańskie pochodzenie Etrusków



Następne dowody na słowiańskie pochodzenie Etrusków

Zajmując się historią Etrusków nie sposób nie być konfrontowanym z napisami pozostawionymi przez ten lud. Nigdy nie odważyłem się na próbę odcyfrowania tych komicznie wyglądających napisów, ponieważ wydawało się to niemożliwe. Tak przynajmniej twierdzili „fahofcy” historycy.

Kiedy jednak przypadkowo natrafiłem na inskrypcję na hełmie etruskim znalezionym w miejscowości Negova to okazało się, że zrozumienie tego tekstu nie sprawiało najmniejszych trudności, jeśli oczywiście przyjąć prawidłowe założenie co do pokrewieństwa tego języka z językami współczesnymi.



W moim przypadku ustalenie tego pokrewieństwa było proste, ponieważ wynikało ono z przedstawionej przeze mnie interpretacji faktów historycznych dotyczących okresu przejścia z epoki brązu do żelaza.


Przyjecie założenia, że etruski należy do grupy języków słowiańskich okazało się być bardzo płodne i pozwoliło mi na odczytanie tego napisu „w tri miga”.

Oczywiście ten sukces prosił się wprost o potwierdzenie w formie odczytania kolejnych napisów pozostawionych nam przez Etrusków.

Pierwszym, ale nie największym, problemem było ich znalezienie.
Podstawowym było jednak wyszukanie najlepszej metody ich odczytania.
Tak na poczekaniu nie udało mi się tego zrobić i napisy zdawały się nie mieć jakiegokolwiek sensu.

Zdecydowałem się więc na dokonanie pewnej selekcji tych napisów eliminując te które były zbyt długie, jak i te które mogły dotyczyć spraw prawnych lub religijnych, ponieważ używane tam pojęcia są nam nieznane i możliwości podejmowania poszczególnych tematów takiego tekstu wprost nieskończone.

Istnieje jednak całkiem niemała grupa napisów co do których możemy się domyślać (bez rozumienia poszczególnych wyrazów), czego się można po nich spodziewać. I od takich właśnie napisów postanowiłem zacząć.

Dodatkową zaletą było to, że przy ich odczytywaniu nie musiałem się trzymać sztywnych reguł dotyczących wymowy poszczególnych liter etruskiego alfabetu.

Było to z tego względu ważne, bo tak naprawdę to nie wiadomo czy przyjęte przez „naukowców” zasady odczytywania tego alfabetu są prawidłowe. Wystarczy że tylko kilka znaków jest zinterpretowanych fałszywie i już nie można zrozumieć żadnego zdania.

Trzeba uwzględnić też i to, że od czasów odkryć naszego wielkiego rodaka Tadeusza Wolańskiego było wiadomo, że etruski może być spokrewniony z językami słowiańskimi i wszystkie wysiłki „nauki” zachodniej oraz jej agentury w Polsce były skierowane na zamazywanie tych podobieństw, nawet kosztem niemożności odczytania tego języka. Nie jest więc niczym zaskakującym to, że zapewne część liter alfabetu etruskiego świadomie jest przez tych „naukofców” zafałszowana aby uniemożliwić powiązanie tego języka ze Słowianami.

Tak więc studiowanie „osiągnięć” nauki w tym zakresie mogłem sobie darować, co niewątpliwie znacznie przyspieszyło osiągniecie rezultatów.

Pozostało więc znalezienie tekstów spełniających najlepiej zadane warunki.

Zdecydowałem że najlepiej spełniają je teksty znajdowane na przedmiotach codziennego użytku. Szczególnie zaś interesująco prezentowały się te, jakie znaleziono na czarach i kielichach do napitków.

Jak przystało na prawdziwych Słowian Etruskowie nie wylewali za kołnierz i jeśli już zdecydowali się na uwiecznienie na kielichu jakiegoś zdania to musiało ono dotyczyć tego właśnie hobby.

Tak więc wyszukałem parę przykładów takich napisów, które teraz po kolei rozszyfrujemy. Jak będziecie się mogli Państwo sami przekonać odczytanie ich okazało się dziecinnie proste.
Co ciekawe nagle, poprzez zrozumienie tych napisów, ten lud staje się nam bliski i zażyły, tak jakby te trzy tysiące lat historii nagle przestały istnieć.

Przejdźmy więc do przykładów:



Na pierwszym rysunku widzimy napis z ciągłym szeregiem liter. Po krótkiej analizie zauważymy, że był on napisany od prawej do lewej. Tak jak współcześnie w hebrajskim.
Zasadniczym problemem jest w tym przypadku wyodrębnienie poszczególnych wyrazów. Tak się szczęśliwie składa, że akurat w tym przypadku nie sprawia to najmniejszych trudności.

Pierwszym wyraz wygląda tak:


Zapisany alfabetem polskim od lewej do prawej wyraz ten prezentuje się nam następująco: „mila” i jest identyczny z naszym wyrazem „miły” wypowiedzianym z charakterystyczna końcówką typowa dla Słowian południowych.

Drugi wyraz to „Dus(z).


Od razu rzuciło mi się w oczy jego podobieństwo do niemieckiego „duseln” a oznaczającego po polsku drzemanie. Okazuje się, że i w językach słowiańskich ten wyraz jest rozpowszechniony i np. w języku czeskim występuje jako „doze”. Jego obecność w języku niemieckim wynika z tego, że większość wyrazów tego języka ma słowiańskie pochodzenie i jest zaadoptowana ze słownictwa tych Słowian którzy jeszcze 500 lat temu przeważali wśród ludności na terenach między Renem a Łabą.
Dopiero rozpowszechnienie pisma i druku zmieniły te stosunki dramatycznie, no i oczywiście polityka rządzących kast dla których Słowianie zawsze już byli śmiertelnym zagrożeniem.

Tak więc podaną inskrypcję „mila duz” musimy odczytać jako „milej drzemki” lub „miłego snu”. Napis ten jest dla nas, rzecz jasna, jak najbardziej logiczny. Była to delikatna sugestia ze strony gospodarzy, dla  napitego jak bąk biesiadnika, do pójścia spać.

Kolejna inskrypcja wygląda następująco.


Zapisana została też na dnie czary. Tak jak poprzednia, jest ona napisana bez podziału na wyrazy i również od prawej do lewej.

Już samo określenie kierunku pisania zbliża nas do prawidłowego rozwiązania, ponieważ czytając te litery od prawej potrafimy natychmiast wyodrębnić pierwszy wyraz z ciągu.


Tym wyrazem jest „idu”. Oczywiście i w tym przypadku rozumiemy jego znaczenie natychmiast i interpretujemy je bez problemów jako „idę”.

Gdzie jednak miał iść ten nasz moczymorda. Oczywiście, tak jak w poprzednim przypadku, do łóżka.

Kolejny wyraz nie ma jednak jednoznacznej analogii w języku polskim.

Całe szczęście w języku potocznym istnieje jednak określenie które zdaje się pasować jak ulał.

Często mówi się na osoby chrapiące że „orał aż się ściany trzęsą” i to jest  właśnie rozwiązanie zagadki

Słowo „irać” (orać), bo tak musi być ono czytane, oznacza gwarowe określenie chrapania i cały napis trzeba więc przetłumaczyć jako „idę chrapać”.

Oczywiście nie są to jedyne przykłady takich napisów na dnie czar i kielichów i jak się można domyśleć ich znaczenie jest identyczne.

W następnym odcinku spróbujemy zmierzyć się z dłuższymi napisami o bardziej skomplikowanej treści. Wstępnie muszę stwierdzić że ich odczytanie nie sprawi nam większych trudności.

Cdn.

O nieudolności fizyki w pomiarze temperatury

Myślę że po tym co już na temat funkcjonowania natury napisałem każdemu zajarzyło że obecna fizyka nie ma najmniejszego pojęcia o rzeczywistości.
Gdziekolwiek spojrzymy widzimy że fizyka to po prostu paranoiczny bełkot propagowany dla osiagniecia materialnych korzyści.

Że to jest w ogóle możliwe nie powinno nikogo dziwić ponieważ każdy z nas już od dziecka był poddany praniu mózgu w systemie manipulacji społeczeństwa zwanym nauczaniem fizyki. Lata cale wmawiano nam że fizyka to szczyt intelektualnych osiągnięć naszej cywilizacji a matematyczny bełkot miał nas zastraszyć i zdemoralizować.
Ten system funkcjonuje bardzo dobrze i nikomu nie przyszło do głowy że jest dokładnie odwrotnie i fizyka to intelektualne dno.
Bezczelne kłamstwa fizyków twierdzących, że nauka ta jest obiektywna i sprawdzalna działają tylko dlatego ze nikt nie próbuje tych ich kłamstw zweryfikować.
Proponuje Państwu teraz mały eksperyment myślowy który was przekona do jakiego stopnia dajemy się tym szarlatanom robić w balona.

Fizycy twierdza ze potrafią opisać rzeczywistość ponieważ dysponują metodami dającymi im możliwość pomiaru jej cech. Metody te są jakoby absolutnie obiektywne i funkcjonują zawsze i w każdej okoliczności.

Jedna z takich metod jest pomiar temperatury. Szczególnego znaczenia metoda ta nabrała współcześnie, ponieważ pomiar temperatury atmosfery ziemskiej stal się baza powstania nowej grupy „zbawców ludzkości”, która pod płaszczykiem jej ochrony przed katastrofa klimatyczna próbuje tęże ludzkość po prostu ograbić i zniewolić.

Klimatologia znajduje się tutaj w szczególnie głupiej sytuacji ponieważ obiekt jej badan czyli klimat Ziemi weryfikuje natychmiast wszelkiego typu prognozy i teorie jej przedstawicieli. Inne dziedziny „wiedzy” jak na przykład Astrofizyka czy też Kosmologia są w szczęśliwszej sytuacji i oczywiste bzdury mogą być przez cale dziesięciolecia prezentowane dla mniej lub bardziej obojętnej społeczności jako „Wiedza”
Mimo to, jest to doprawdy niesamowite że Klimatolodzy (w większości z wykształcenia fizycy) nie zauważyli tego że pomiary atmosfery są fałszywe i że za tym musi się ukrywać fundamentalny problem, szczególnie że nie dotyczy to tylko CO2 ale i pomiarach temperatury atmosfery udało im się doprowadzi do absurdu.
Żeby to udowodnić sięgnijmy do przebiegu pomiarów temperatury prowadzonych przez MeteoSwiss.

Widzimy tu próbę korektury „złych pomiarów temperatury“ na podstawie obowiązujących teorii w fizyce.
Że te wyobrażenia fizyków są nieskończenie odlegle od rzeczywistości poznajemy już po tym że na skutek tej homogenizacji pojawia się tu trend wzrostu temperatury który w pierwotnych pomiarach prawie się nie zaznaczał.
Musimy sobie jednak postawić pytanie czy tego typu ingerencja odzwierciedla realna sytuacje czy tez świadczy to o nie zrozumieniu natury przez współczesną naukę.
W następnym linku w komentarzu pod numerem 37 znajdujemy wyjaśnienie ze strony Meteoswiss w którym podane są przyczyny przeprowadzonej homogenizacji.

„Po pierwsze w pierwszym okresie omawianych pomiarów to znaczy do roku 1900 były w użyciu termometry u których przyjęto występowanie stopniowego kurczenia się zbiorniczka na rtęć co w efekcie prowadziło do wzrostu pomiarów temperatury o 0,5 do 1,0 stopnia Celsjusza. Te zmiany zostały skorygowane przez odpowiednie obniżenie pomierzonych temperatur.”
„Po drugie od lat 70-tych wiele stacji pomiarowych uległo automatyzacji. Pomiary które od tego czasu dokonywano przy użyciu termometrów wentylowanych wykazują mniejszy wpływ promieni słonecznych co doprowadziło do systematycznego zaniżania pomierzonych temperatur szczególnie w okresie letnim.”

Czy odpowiedzialni za te zmiany fizycy rzeczywiście rozumieli to co czynią? Co do tego mam poważne wątpliwości.
W pierwszym okresie korektury to znaczy do roku 1900 (przyjmuję jednak że termometry rtęciowe były o wiele dłużej w użyciu) zaobserwowano że w przeciągu lat i dziesięcioleci termometry nie pokazywały prawidłowej temperatury. Stwierdzono że w trakcie kalibracji termometrów punkt topnienia lodu nie pokrywał się ze wskazaniami punktu zerowego skali. W tamtych czasach kalibrowano termometry przy pomocy porównania punktów przejść fazowych wody, a wiec punktu zamarzania i jej wrzenia ze wskazaniami termometru. Zauważono że z upływem czasu termometry pokazują za wysoką temperaturę. Przyjęto bez zastanowienia się nad prawidłowością tego założenia że zbiorniczki z rtęcią ulegają z czasem kurczeniu.
W rzeczywistości widzimy tutaj przykład tego samego procesu który w tym samym czasie doprowadził do wzrostu masy międzynarodowego wzorca kilograma(patrz mój post „O przyczynach niestabilności masy wzorca kilograma”). Proces ten polegał na wzroście amplitudy oscylacji przestrzeni który to objawia się dla nas w pierwszym rzędzie we wzroście „Stałej Grawitacji” Wzrost oscylacji Tła Grawitacyjnego powoduje odpowiedni wzrost oscylacji cząstek elementarnych. W przypadku ciał w stanie gazowym lub ciekłym objawia się to wzrostem objętości tych ciał. Wzrost ten jest normalnie mało zauważalny a jeśli nawet to przypisywano to błędom pomiarowym. W przypadku pomiarów temperatury zmian tych nie można było ignorować ponieważ wzmacniające działanie kapilary pokazywało te zmiany w sposób oczywisty.
Tak więc Temperatura do roku 1900 podlegała rożnym zmianom przeważnie wzrostowi ale dopiero generalna homogenizacja danych i obniżenie odczytów temperatury o 1 stopień Celsjusza doprowadziły do powstania sztucznego trendu wzrostowego.
W drugim przypadku zauważono coś podobnego ale jak zwykle u fizyków zinterpretowano te zmiany dokładnie odwrotnie niż to się powinno zrobić.
W nowoczesnych stacjach meteorologicznych nie używa się już termometrów bazujących na zwiększaniu objętości cieczy ale wykorzystuje się tak zwane termometry oporowe umożliwiające automatyzację pomiarów.
Termometr rezystancyjny jest to przyrząd pomiarowy służący do pomiaru temperatury wykorzystujący zmianę oporu pod wpływem zmian temperatury. Najczęściej są wykorzystywane oporniki platynowe.
Przyrządy te są kalibrowane przy użyciu metod pośrednich to znaczy  poprzez porównanie z czujnikiem wzorcowym
W tym celu używa się specjalnych termometrów o dużej dokładności które z kolei są kalibrowane przez porównanie z wzorcem narodowym.
Ta metoda miała zagwarantować prawidłowość pomiaru temperatury, doprowadziła jednak paradoksalnie do tego że w pomiarach długookresowych pojawił się fałszywy trend wzrostu temperatury atmosfery.
Że coś tu nie gra powinno się właściwie fachowcom rzucić natychmiast w oczy ale w skutek autystycznego sposobu myślenia „Naukowców“ i niezdolności do samokrytycznego spojrzenia na obowiązujące teorie fizyczne wybrano oczywiście najbardziej fałszywa alternatywę.
„Naukowcom” był oczywiście znany fakt że platynowe termometry oporowe wykazują zjawisko histerezy polegające na tym że zależność oporu od temperatury ulega zmianie jeśli czujnik poddamy mechanicznemu naciskowi. To znaczy drobna zmiana struktury sieci krystalicznej objawia się natychmiast zmianą wskazań temperatury. Jeśli wiec zauważono że termometry oporowe wykazują generalny trend we wskazywaniu zmian temperatury to normalny człowiek przyjmie że te zmiany dotyczą w takim samym stopni wzorzec narodowy. To nie dotyczy jednak fizyków. Ich myślenie (oczywiście jeśli założymy hipotetycznie że fizyk w ogóle potrafi myśleć) podlega całkiem innym zasadom.
Na te oczywiste nieścisłości z własnymi teoriami zareagowali w typowy dla nich sposób ogłaszając normy mierników międzynarodowych i narodowych za święte i wieczyste.
Coś takiego jak niezmienna wartość jednostki pomiarowej jest w naszym wszechświecie niemożliwa. Wraz ze zmianami TG zmienia się zależność oporu wzorca narodowego od temperatury i do tego w stopniu o wiele większym niż większości pozostałych termometrów.
Przyczyna tego jest taka że materiał który użyto do wyprodukowania wzorca był odlany w czasie kiedy „Stala Grawitacji” miała relatywnie niską wartość. W trakcie stygnięcia odlewu atomy platyny zostały słabiej ze sobą związane niż to miało miejsce w trakcie produkcji późniejszych termometrów z blachy walcowanej.
W efekcie atomy sieci krystalicznej wzorca narodowego reagowały silniej na dalszy wzrost amplitudy oscylacji TG. Oznacza to że wzorzec narodowy reaguje też silniej na wzrost temperatury i wykazuje wyższy opór niż pozostałe termometry oporowe u których atomy zostały silniej ze sobą związane.
To oznacza że większość termometrów będzie z czasem wskazywać niższa temperaturę w porównaniu z wzorcem narodowym.
W trakcie kalibrowania wprowadzano wprawdzie odpowiednie poprawki do pomiarów ale po jakimś czasie te różnice pojawiały się na nowo i na nowo ulegały też zmianie wyniki pomiarów temperatury atmosfery.
Co doprowadziło znowu do kolejnej homogenizacji i podwyższenia wyników pomiarów temperatury o 1°C.
I tak to w przeciągu 40 lat ciągłych homogenizacji , kalibrowania i statystycznych hocków klocków doprowadzono do tego ze mamy nagle rekordowe pomiary temperatury atmosfery i wirtualna katastrofę klimatyczna.
Istnieją dwie rzeczy o których mogę powiedzieć że są nieskończone: wszechświat i głupota fizyków, przy czym jeśli chodzi o wszechświat to nie jestem tego jeszcze tak całkiem pewien. 

Translate

Szukaj na tym blogu