Tajemnica pochodzenia Etrusków



Tajemnica pochodzenia Etrusków


Zacznijmy od początku, czyli do bitwy nad rzeką Dołężą w której to plemiona z terenów obecnej Polski pod przywództwem Ślężan pokonały plemię Sorbów znad Łaby.


Reperkusje tej bitwy były dla całego ówczesnego świata dramatyczne. Z początku nic tego nie zapowiadało, w końcu była to tylko wewnętrzna sprawa Słowian, ale już wkrótce zmieniło się to diametralnie, kiedy okazało się, że Ślężanie nie poprzestali tylko na podporządkowaniu sobie Sorbów ale aktywnie przystąpili do kolonizacji zasiedlanych przez nich terytoriów od gór Rudaw po centralne tereny obecnych Niemiec.
Widzimy to na przykładzie tzw. „Kultury Łużyckiej”, która właśnie w tym samym czasie poszerzyła swój zasięg na tereny dorzecza Łaby.


Spowodowało to wyparcie pierwotnej ludności w kierunku Skandynawii oraz na południe, w kierunku półwyspu Apenińskiego.

Uchodząca przed naciskiem Ślężan ludność, sama z kolei wypierała stojące na jej drodze plemiona lub zmuszała je do całkowitej asymilacji.
Sukcesy w podboju Italii spowodowały z kolei dodatkowy napływ osadników słowiańskich i to o różnorodnym pochodzeniu plemiennym. Nie dziwota też że część ludności z kręgu kulturowego Ślężan zamiast osiedlić się na podbitych terenach Sorbów podążyła za zwyciężonymi przyłączając się do ich podbojów w Italii.

Ślady tego są bardzo dobrze zachowane w wykopaliskach z obszaru Półwyspu Apenińskiego gdzie zaznacza się całkowita wymiana ludności i kultury materialnej od końca XIII wieku p.n.e.
To właśnie na te czasy przypada też okres formowania się kultury Etrusków, która w późniejszych wiekach wywarła tak zasadniczy wpływ na rozwój europejskiej cywilizacji.
Samo pochodzenie tego narodu już w starożytności było zagadką. Na ten temat powstała niezliczona liczba hipotez. Już jednak bardzo wcześnie powstały teorie łączące Etrusków ze słowiańskim etosem.

Nie trzeba być specjalnie spostrzegawczym aby zauważyć to, że nazwy własne miast etruskich jak i sama nazwa Etruria wywodzą się jednoznacznie z języka słowiańskiego. Na załączonej mapie widzimy właśnie te miasta.



I mamy natychmiast wrażenie, że rozpoznajemy w tych nazwach ich słowiańską melodykę. Jeśli coś na ten temat poszukamy w literaturze to, to wrażenie zamienia się natychmiast w całkowitą pewność.

Naród ten był nazywany różnymi nazwami. Rzymianie nazywali ich Etrusci lub  Tusci, natomiast Grecy Τυρσηνοί Tyrsenoi.

Nazwa grecka wydaje się być bardziej pierwotna i ujawnia główny człon tego słowa i tym jest słowo “TUR”. Etruskowie byli więc narodem tura i to pokazuje ich bezpośredni związek z historią ucieczki Sorbów po klęsce nad rzeką Dołężą.

Sami Etruskowie nazywali siebie Rasna, przynajmniej tak przekazali nam to Rzymianie. Oczywiście pokręcili wszystko jak zwykle. Etruskowie używali w tym przypadku określenia „Rożni”. czyli ludzie z rogami Turów na głowie.


Zapytani więc przez obcych kim są, odpowiadali „od tura” lub „rożni, rożenni” 

Od lat prowadzone są analizy genetyczne mające na celu ujawnienie pokrewieństwa tego ludu z innymi ludami Europy, i w każdym przypadku tak zwani naukowcy (czytaj agenci propagandy) porównują te geny z wszystkimi możliwymi ludźmi (pewnie nawet z Chińczykami) ale zdecydowanie sprzeciwiają się porównaniu ich z genami Słowian. Ci agenci wiedzą doskonale  jaki byłby tego rezultat.

Jak funkcjonują tego typu machloje i do czego zdolna jest ta mafia gangsterów przekonał się nasz wielki rodak i genialny badacz historii Słowian, Tadeusz Wolański.

Jego życiorys i to, w jaki sposób jego badania sabotowane są przez tych sq...now naukowców jest przykładem niesamowitego wprost q..twa jakie panuje w nauce narodów słowiańskich. To że naukowcy zachodni łżą jak psy to można jeszcze zrozumieć, w końcu są przekonani o własnej wyjątkowości i bronią przed demaskacją mity spajające te narody w całość. To że naukowcy polscy im wtórują, jest jednak prawdziwą hańbą.

Tadeusz Wolański już przed 200 laty udowodnił że język Etrusków był językiem słowiańskim. To odkrycie uzyskało pełne potwierdzenie w wyniku moich dociekań nad językiem Traków i Macedończyków, narodów blisko spokrewnionego z Etruskami.



Odczytanie przeze mnie szeregu inskrypcji trackich udowodniło, ponad wszelką wątpliwość, ich słowiańskie pochodzenie i zadało kłam tym wszystkim wymysłom które od setek lat fałszują naszą historię.

Wracając do Etrusków, również w nazwach ich miast znajdziemy reminiscencje ich pochodzenia znad rzeki Łaby i od ich praojców Sorbów.

Spójrzmy na parę przykładów.

Miasto Cortona zwane też Curtun w czasach rzymskich miało trochę inną nazwę. Rzymianie nazywali je Corito (Koryto!!!).

Clevsin nazywany był przez nich Clusium. W oryginalnym brzmieniu miasto to ma identyczną końcówkę wyrazu jak setki i tysiące polskich miejscowości „sin”.

Rdzeniem jest zapewne słowo „kleć” od którego pochodzą takie określenia jak „klatka” czy też „klecić” „pleść” i w dalszym znaczeniu słowo „chlew” którym to określano chatę lub prymitywny dom. Co ciekawe z okresu poprzedzającego założenie tego miasta, z tak zwanej kultury Villanowa w jego okolicach znaleziono urny w kształcie chaty ze ścianami z plecionki przykrytych trzcinowym dachem, co skłoniło wielu do zaprzeczenia ciągłości zasiedlenia tego rejonu, jakoby z braku tradycji budowy domów z kamienia. Moja analiza nazwy tego miasta wydaje się jednak tę ciągłość potwierdzać, ponieważ jego nazwa może mieć związek z tą szczególną formą urn popielnicowych w których mieszkańcy umieszczali spalone szczątki swoich zmarłych. Oczywiście nie trzeba nadmieniać że taki obrządek pogrzebowy jest również typowo słowiański.

Miejscowość Velch lub Velc jest o tyle interesująca, że i w tym przypadku jesteśmy skonfrontowani z określeniem „tur”, tym razem pod nazwą bogini tego miasta o nazwie Turan.

Kolejna miejscowość to Tarquinia która Etruskowie nazywali Tarchuna (najprawdopodobniej jednak Turchuna) by w wiekach późniejszych przyjąć nazwę Corneto, a to pochodzi od łacińskiego słowa cornus oznaczającego rogi. A więc i tu natrafiamy na symbol turzych rogów.

Miasto Aritim pasuje o tyle do naszych wywodów, bo na jego terenie znajduje się wzgórze o nazwie San Cornelio, w więc „wzgórze świętych rogów”

Vetluna to kolejne miasto etruskie na terenie którego znaleziono grobowce w kształcie kopców (kurhanów), bogato wyposażone w dary, w tym w figurę człowieka z rogami na głowie. 



W innych tego typu grobowcach znaleziono urny w kształcie domów tak jak na tym zdjęciu



jak i brązową figurę statku ze zwierzętami na pokładzie.



Do ty znalezisk wrócimy jeszcze w dalszej części naszej pogadanki.

No i żeby tę historię z rogami zakończyć, przejdźmy do etruskiego miasta Perusna w którego nazwie rozpoznamy natychmiast określenie dla słowiańskiego boga Peruna. Tak na marginesie należy tego boga kojarzyć z plemionami z rejonu centralnej Polski co potwierdza złożoność pochodzenia Etrusków i kształtowania się tego narodu jako rezultat stopienia się wielu słowiańskich (i nie tylko) nacji.

Kolejnym miastem jest Velzna jedno z najważniejszych centrów religijnych w którym czczono słowiańskiego Welesa.

Velathri powstało z połączenia się kilku wcześniejszych miejscowości etruskich. Jak łatwo się domyśleć było ich trzy i powstałe w ten sposób miasto przyjęło nazwę „Wielka trójka”

Pupluna była jedynym miastem Etruskim położonym bezpośrednio na wybrzeżu i najważniejszym ich portem. Nazwa pochodzi oczywiście od słowa „popłyna” oznaczającego właśnie port.

Miasto Caisra to współczesne Cerveteri. Inne zapiski wskazują na nazwę Cheri lub Cisra. Jego współczesna nazwa prowadzi nas jednak do tej wymowy jakiej naprawdę używali Etruskowie.
Cerveteri przypomina nam bardzo nasze słowo czerwona. Rdzeń „czer” odnosi się do tego koloru i od niego właśnie pochodziła nazwa tego miasta. Dodatkowym elementem potwierdzającym to rozumowanie jest to, że miasto Cheri było centrum handlu rudą żelaza w czasach starożytnych a ta, jak wiadomo, ma przeważnie kolor czerwony i jest używana powszechnie jako barwnik. Zapewne mieszkańcy tego miasta wykorzystywali ten barwnik do malowania domów i miasto to było w dosłownym znaczeniu tego słowa czerwone.

Weji z kolei są miejscem w którym znaleziono etruską statuę nazywaną „Apollem z Wieji” Postać ta ma włosy splecione w warkocze



tak jak na wizerunkach ludów morza lub jak to już znamy z wizerunków góralskich harnasi.




Wracając do tematu, z zapisków egipskich wiemy, że ta pierwsza fala inwazorów nie zatrzymała się w Italii ale rozlała się dalej w kierunku południowym, sięgając aż do Afryki.
Część Sorbów zasiedliła również wyspy na morzu Śródziemnym i od nich zapewne pochodzi nazwa wyspy Sardynia. Osadnicy osiągnęli Afrykę w rejonie obecnej Tunezji i założyli tam swoją kolonię ze stolicą w Kartaginie (Karthago).

Z tą nazwą wiążą się ciekawe skojarzenia ale o tym następnym razem.

Karthago stało się bazą wypadową dla wypraw Sorbów i ich sojuszników do Egiptu o czym świadczy Stela Merenptaha.
Wyprawy te zakończyły się klęską Sorbów i położyły kres ich dalszym planom inwazyjnym. W dalszych latach Sorbowie tylko sporadycznie przyłączali się do inwazji innych ludów słowiańskich.
Ich rolę przejęły plemiona z terenów polskich. Ale o tym w następnym odcinku.

Cdn.

Cudze chwalicie, Swego nie znacie



Stella Merenptaha okazuje się być prawdziwą skarbnicą nazw własnych plemion należących do Ludów Morza. Wprawdzie nazwy te są zniekształcone poprzez brak odpowiednich samogłosek oraz niemożliwość oddania w piśmie egipskim brzmienia spółgłosek w nim niewystępujących, ale mimo to pozwala nam na szukanie powiązań ze znanymi z późniejszych źródeł nazwami. W przeszłości, w tych poszukiwaniach ograniczano się tylko do obszarów rejonu Morza Śródziemnego i to tam szukano pochodzenia możliwych najeźdźców Egiptu.
Jak jednak wykazałem to już wcześniej, w rzeczywistości ludy te należały do słowiańskiej grupy językowej i pochodziły z tych rejonów Europy gdzie również i dzisiaj żyją narody słowiańskie.


Jak dotychczas udało się nam zidentyfikować Łabian,


których wcześniejsi historycy utożsamiali z Libijczykami.
Ale na steli Merenptaha (stela z Athribis) oraz na inskrypcji w świątyni Karnak z czasów tego samego faraona występują jeszcze dodatkowe określenia Ludów Morza.

Do tych określeń należą:

Šardana (Šrdn) (Sza(e)rdana)
Šekeleš (Šqlš) (Szekelesz)
Aqi-waša,
Lukka
Turiša (Twrš)
Mešweš (Mšwš) (Meszwesz)
Tjehenu
Tjemehu.

W literaturze znajdziemy wiele prób powiązania tych nazw z przeróżnymi regionami Europy południowej. Wszystkie te próby mają tę wadę, że brakuje im jakiejś wspólnej i logicznej konstrukcji wyjaśniającej takie właśnie a nie inne zestawienie tych plemion. Oznacza to, że nie wystarczy znalezienie nazw przypominających te użyte przez Merenptaha, ale trzeba też znaleźć między nimi logiczny związek.

Spróbujmy więc znaleźć taki związek w tym zestawie nazw.

Całe szczęście, mamy już pierwszy punkt zaczepienia w postaci plemienia Łabian oraz związanej z tym wskazówki co do ojczyzny tych wojowników.

Jeśli tak, to logicznym wnioskiem będzie taki, że te nazwy własne plemion muszą się odnosić do tego samego rejonu Europy. Z nowszej historii wiemy, że w tym rejonie występował cały szereg plemion słowiańskich. Zapisy nazw tych plemion powstały znacznie później, ale moim zdaniem w tej części Europy występowała ciągłość osadnicza od co najmniej 7000 tys lat i zarówno toponimy jak i hydronimy wskazują na to, że możemy taką ciągłość przyjąć również dla określeń przynależności plemiennej zamieszkujących te tereny ludzi.

W przedstawionej liście zwraca jednak uwagę przede wszystkim to, że jest ona tak liczna. Trzeba sobie więc postawić pytanie czy każdej nazwie przypisane jest osobne, uczestniczące w inwazji plemię, czy też mamy tu do czynienia z przypadkiem w którym członkowie poszczególnych plemion używali, dla określenia swojej przynależności plemiennej, równolegle kilku określeń. Taka sytuacja nie jest odosobniona i również współcześnie dość powszechna.

Jeśli tak, to lista ta może być znacznie krótsza i te same plemiona mogą występować tu pod rożnymi nazwami.

Wskazówką mogą być dwie charakterystyczne nazwy: Turiša i Mešweš.

W obu nazwach doszukamy się określeń dla przedstawicieli świata zwierząt.

Jak łatwo zauważyć nazwa Turiša odnosi się do tura co pozwala nam stwierdzić że to od niego plemię to wywodziło swoje pochodzenie i nazywało siebie najprawdopodobniej „tura syn” co zostało przez Egipcjan skrócone do określenia Turiša.
W Polsce wizerunek tura jest często używany w heraldyce. Również na terenach obecnych Niemiec wizerunek tura znajdziemy na herbach np. landu Meklemburg-Vorpommern, czyli na dawnych terenach słowiańskiego plemienia Obodrytów.
Co ciekawe na wizerunkach Ludów Morza, ze świątyni Medinet Habu, znajdziemy liczne postacie wojowników noszących hełmy przyozdobione rogami byków lub też właśnie turów.


Ci wojownicy określani są nazwą Šardana którą też znajdziemy na naszej liście. Tak więc nasuwa się nieodparcie wniosek, że w obu przypadkach chodzi o ten sam lud. Sama nazwa Šardana (Šordn)


musi więc występować również w zapisie późniejszych słowiańskich plemion żyjących w dorzeczu Łaby. I w istocie znalezienie takiego plemienia nie jest trudne i chodzi tu o współczesnych Sorbów. Ich obecne tereny zamieszkania ograniczają się do niewielkich terenów na obszarze obecnej Saksonii i Brandenburgii, ale ich pierwotne siedziby były zapewne znacznie bardziej rozlegle i obejmowały być może całe dorzecze Łaby.

Określenie Mešweš wydaje się być również pochodzenia słowiańskiego. Zasób spółgłosek w języku starożytnych Egipcjan był dość ograniczony i ich pismo nie mogło oddać wszystkich dźwięków mowy słowiańskiej. Z tego powodu dźwięki nie występujące w mowie Egipcjan zapisywane były często tymi samymi znakami. Oznacza to, że czytając nazwy własne „Ludów Morza” spotkamy znaki które w istocie odnoszą się do rożnych spółgłosek. Konkretnie oznacza to, że Egipcjanie nie potrafili zapisać „drz” „dź” „sz” i „cz” osobnymi znakami.
W tym konkretnym przypadku w nazwie Mešweš znak odpowiadający polskiemu „Sz” został użyty aby oddać dźwięk nieznany dla Egipcjan i jak łatwo się domyśleć musi się tu rozchodzić o dźwięk „”. Jeśli tak, to wyraz ten przybiera całkiem inny wydźwięk i musi być czytany jako Medźwedź , a to brzmi jak połączenie określenia niedźwiedź z języka polskiego i np. sorbskiego.

Jak jednak możemy zidentyfikować plemię „Niedźwiedzi” na reliefach ze świątyni Medinet Habu, jeśli występuje ono tam pod innym określeniem?

Zadanie nie jest aż tak bardzo trudne. Pierwotne plemiona używały często dla ozdoby rożne elementy pozyskiwane z zabitych niedźwiedzi, np. kły lub pazury no i oczywiście skórę tych zwierząt. Do dzisiaj w armii brytyjskiej regimenty gwardii królewskiej używają do przykrycia głowy czapy niedźwiedzie.

A więc na wizerunkach ze świątyni Medinet Habu musimy tylko poszukać wojowników noszących skórzane czapy i zobaczyć pod jaką nazwą oni tam występują.

I w istocie to rozumowanie okazało się prawidłowe i wśród przedstawionych tam postaci występują również takie.


Wojownik ten jest jednak opisany jako należący do plemienia Šekeleš.

Tę nazwę nie możemy w prosty sposób przypisać jakiemuś plemieniu z dorzecza Łaby, do tego brakuje nam istotnych przesłanek. Całe szczęście pozostaje nam jeszcze wątek niedźwiedzia i ten prowadzi nas na tereny graniczące z dorzeczem Łaby, a mianowicie na Śląsk.

Śląsk należy do najważniejszych terenów osadniczych w okresie epoki Brązu w Europie.
Wynikało to przede wszystkich z jego bogactwa w kruszce, metale i kamienie szlachetne. Te bogactwa przyciągały tam osadników już od najdawniejszych czasów, szczególnie że tereny te przez wiele tysiącleci należały też do najlepszych terenów łowieckich w Europie.


W związku z tym już bardzo wcześnie, z końcem epoki lodowcowej, doszło tam do wykształcenia się pierwszych form plemiennych wraz z podziałem społeczeństwa na kasty i grupy.

Ekspansja Słowian południowych na północ, wzdłuż Renu i Łaby spowodowała to, że tereny Sląska znalazły się od początku w głównym nurcie rozwoju cywilizacyjnego w Europie. Prowadziło to też do dalszego zróżnicowania społeczeństwa i wytworzenia się ośrodka władzy z jej centrum na górze Ślęża.

Historia Ślęży jako religijnego i politycznego centrum Śląska jest traktowana przez historyków po macoszemu. Jest prawdziwym skandalem to, że teren ten, o tak wielkiej ilości prawdziwych archeologicznych skarbów z rzeźbami i monumentami z epoki kamiennej, możliwe że z jednymi z najstarszych dzieł sztuki na świecie, jest ogółowi społeczeństwa prawie że nie znany. Wszyscy słyszeli coś tam o Stonehenge


ale mało kto wie, że na Ślęży znajdował się ośrodek kultowy o nieporównywalnie większym znaczeniu niż ten na peryferiach Europy.
Co więcej, z niezrozumiałych dla mnie względów władze państwowe wydają miliony na finansowanie wykopalisk archeologicznych gdzieś na zadupiu Egiptu czy Sudanu a nie mają ani grosza na to, żeby eksponować i ochronić tak wspaniałe zabytki własnych przodków na Ślęży od zniszczenia.
Jednym słowem na Ślęży znaleziono rożnego rodzaju rzeźby skalne z których najważniejsze są posagi niedźwiedzi. 


W dbającym o własne interesy kraju już dawno stałyby one w klimatyzowanych budynkach, w gablotach ze szkła pancernego, w Polsce wegetują w klatkach przeżartych rdzą, będąc narażone na zniszczenie żywiołami natury i ludzkiej głupoty.


Te posagi świadczą o tym, że Ślęża była centrum religijnym Słowian, którego głównym elementem był kult niedźwiedzia.

Upoważnia nas to do tego, aby powiązać Ludy Morza opisane jako Šekeleš i Mešweš z kultem niedźwiedzia na gorze Ślęża.

Oznacza to również, że za nazwą Šekeleš, którą to nazwę Egipcjanie zapisali tylko literami „šklš”, musi się ukrywać nazwa Ślęża.

Tak na marginesie również nazwa Ślęża jest przez historyków fałszywie interpretowana. Kto na własne oczy widział tę górę, ten od razu zrozumie jakie pierwszorzędne znaczenie miała ona dla bezpieczeństwa mieszkającej na tych terenach ludności. Po pierwsze, ta stojąca samotnie na równinie góra stanowiła znakomite miejsce dla obrony mieszkańców przed najeźdźcami. Z braku archeologicznych badań rola ta jest jeszcze słabo poznana, ale ślady murów kamiennych i konstrukcji ziemnych świadczą o tym jednoznacznie.
Po drugie góra ta dawała możliwość szybkiego informowania mieszkańców nawet na znaczne odległości o zagrożeniu i konieczności obrony.
To właśnie tej funkcji góra ta zawdzięcza swoją nazwę.

Każdy musi to tak naprawdę zauważyć, że nazwa Ślęża to zbitka dwóch słów „Ślę żar”.

Stanowiła więc ona, że tak powiem, „latarnię morską” na której szczycie palące się ogniska umożliwiały przekazanie wiadomości na odległość dziesiątków kilometrów wokół tej góry. Ten efektywny sposób komunikacji był czynnikiem dającym przewagę Ślężanom w konfliktach z agresorami i przyczynił się do przejęcia dominującej roli w tej części Europy.

Ta rola wzrosła jeszcze bardziej wraz z odkryciem i rozpowszechnieniem przez Słowian południowych technik metalurgicznych w Europie i na świecie.

Szczególnie odkrycie metod produkcji brązu czyli stopu miedzi z cyną doprowadziło do dalszego wzrostu dobrobytu i znaczenia Ślężan. Na ich terenach znajdowały się bowiem jedyne, znane wówczas w Europie, złoża cyny tak potrzebnej w produkcji brązu i kontrola nad tymi złożami stała się głównym źródłem rosnącego znaczenia tego plemienia w Europie Środkowej, a tym samym w całym antycznym świecie.
W starożytności ten metal był cenniejszy niż złoto i kto kontrolował jego zasoby ten kontrolował też produkcję broni i narzędzi.

Dodatkowym czynnikiem przyczyniającym się do wzrostu znaczenia Ślężan i ich  dobrobytu był fakt, że przez ich tereny przebiegały też szlaki po których transportowano jantar na południe aż do Egiptu.

To rosnące znaczenie Ślężan napotkało oczywiście na opór głównych ich konkurentów, czyli plemion z dorzecza Łaby.

Plemiona z rejonu dorzecza Łaby wywodziły się genetycznie od ludności związanej z kulturą Vinča i w związku z tym należały do najbardziej rozwiniętych cywilizacyjnie w ówczesnej Europie.

Jednocześnie ich siedziby na skrzyżowaniu tras łączących północ i południe oraz wschód i zachód Europy pozwalały im na kontrolę handlu na kontynencie.

Kontrolę tę można było utrzymać tylko dzięki sile militarnej. Nie dziwota więc, że na terenach ujścia Łaby i na półwyspie Jutlandzkim znajdują się najliczniejsze znaleziska mieczy wykonanych z brązu.


Ta siła militarna kusiła jednak do przejmowania kontroli nad dalszymi rejonami, szczególnie na trasie szlaków handlowych. Tak było i w tym przypadku i  Łabianie coraz bardziej poszerzali zasięg własnej dominacji, szczególnie w kierunku na południe (w kierunku Półwyspu Apenińskiego) oraz na północ (w kierunku Skandynawii).

Gdzieś w połowie 13 wieku p.n.e doszło jednak do konfrontacji ze Słowianami zgrupowanymi wokół państwa Ślężan. Poszło oczywiście o pieniądze i o wpływy nad handlem cyną i jantarem.

Dopiero ostatnio okazało się jak dramatycznie ta konfrontacja przebiegała i do jak wielkiego konfliktu zbrojnego to doprowadziło.

W dolinie rzeki Tollense (po słowiańsku Dołęży) na terenie landu Meklemburg-Vorpommern (po naszemu Przedpomorze), znaleziono pozostałości po bitwie z epoki Brązu której wielkość wprawiła historyków w osłupienie.
Zamiast spodziewanych dzikusów z maczugami, znaleziono pozostałości po  zawodowej armii o skomplikowanej strukturze i w pełni wyposażonej w najnowocześniejsze znane w ówczesnym świecie uzbrojenie. Do tego liczba wojowników biorących udział w tej bitwie spowodowała w archeologii szok.


To właśnie tam doszło do decydującej konfrontacji Łabian ze Ślężanami o panowanie nad Europą środkową. Dowodem na to są przecieki o rezultatach analiz genetycznych szczątków znalezionych tam wojowników jak i materialne pozostałości.

Jak na razie Niemcy trzymają te dane w tajemnicy, licząc na to, że spośród 170 szkieletów do przebadania znajda w końcu jeden który będzie można przypisać wyimaginowanym „Germanom”. Musieli jednak przyznać, że jak na razie geny tych wojowników przypominają najbardziej geny Polaków.

Wszystko więc wskazuje na to, że doszło tam do bitwy pomiędzy słowiańskimi Łabianami, wspieranymi przez sojuszników z Italii i Skandynawii oraz słowiańskimi Ślężanami i ich sojusznikami z terenów obecnej Polski.

Bitwa ta była najprawdopodobniej największą w ówczesnym świecie i spowodowała dramatyczne przetasowania w historii ówczesnej Europy. Spowodowała ona załamanie zastałych struktur politycznych i zburzyła ład nie tylko w rejonie dorzecza Łaby.

W pamięci ludzkiej bitwa ta ostała się w formie poematów i eposów przekazywanych z pokolenia na pokolenie i opiewających czyny przodków. Wraz ze słowiańskimi plemionami, opowieści te zawędrowały na Bałkany i zostały wykorzystane przez Homira w jego eposie „Iliada”.


Zwycięstwo Ślężan otworzyło drogę dla plemion słowiańskich z terenów Polski do podboju południowej Europy i Bliskiego Wschodu i zapoczątkowało szereg zmian które w efekcie doprowadziły do końca epoki Brązu.

W ten sposób znaleźliśmy nie tylko rozwiązanie pochodzenia Ludów Morza ale również zrozumieliśmy przyczyny które spowodowały tę dramatyczna wędrówkę ludów.

To właśnie to zwycięstwo nad rzeką Dołężą oraz związane z tym fantastyczne łupy które wpadły w ręce zwycięzców spowodowały, że również inne plemiona z terenów polskich zapragnęły partycypacji w tym bogactwie i podążyły śladami Ślężan. Ale o tym w następnym odcinku.

Cdn.

Schnąć na deszczu



Schnąć na deszczu

Ostatnio zwróciłem uwagę na to, że propagowana przeze mnie „Teoria Wszystkiego” dopuszcza możliwość mechanicznej regulacji częstotliwości fal elektromagnetycznych.


Zjawisko to może mieć bardzo ważne znaczenia praktyczne, co udowadniają nam organizmy żywe wykorzystując je powszechnie w swoich procesach metabolicznych.


Oczywiście można być tego pewnym, że te przykłady które podałem są tylko czubkiem góry lodowej i zastosowania tego zjawiska są o wiele bardziej powszechne. Wymaga to jednak większego nacisku na badania mechanicznych procesów w organizmach żywych w skali mikro.
Takie badania są oczywiście robione i to od dawna, ale ich interpretacje są kompletnie fałszywe i uniemożliwiają rozpoznanie i zrozumienie tego zjawiska.

W ogóle jeśli chodzi o zrozumienie otaczającej nas rzeczywistości to „nauka” w tym temacie zawiodła kompletnie i gdyby nie inżynierowie i ci z naukowców którzy kierują się tylko praktycznymi zastosowaniami danych eksperymentalnych, a teorie mają w …, to dalej siedzielibyśmy na „drzewach”.
Nawet jeśli już uda się naukowcom trafić, jak ślepej kurze ziarno, na coś interesującego, to interpretują to w sposób, że ręce opadają.

Ostatnio pojawiła się taka właśnie informacja.


Naukowcy z grupy kierowanej przez Satish Nune z Pacific Northwest National Laboratory (PNNL) w Richland zauważyli, w trakcie prac przy tworzeni mikroskopijnej wielkości pręcików z atomowego węgla, ciekawe zjawisko. Materiał zbudowany z takich pręcików tracił w wilgotnym środowisko na wadze, jeśli natomiast otoczenie stawało się suchsze to jego waga rosła.

Analizując ten materiał pod mikroskopem zauważyli oni interesujące zjawisko dla którego nie potrafili znaleźć wytłumaczenia. Otóż jeśli takie pręciki grupowały się w formie promieniście rozchodzącego się pęczka, to pomiędzy poszczególnymi pręcikami węgla zaczynała kondensować para wodna. Po jakimś czasie wytwarzała się kropla wody a „napięcie powierzchniowe” przyciągało te pręciki ku sobie, tak że menisk wklęsły zamieniał się w wypukły.

To co dalej następowało wprawiło tych naukowców w osłupienie. Nagle i niespodziewanie kropla ta znikała. W jednorazowym akcie pseudo-eksplozji, zamieniała się ona w parę wodną. Tak jak to widzimy na zamieszczonym rysunku.



Oczywiście nasi „naukowcy” nie mają pojęcia co tu biega i wymyślili sobie jakiś rodzaj kawitacji . Jak i dlaczego pozostanie na zawsze ich tajemnicą. W każdym razie wszyscy są zadowoleni i nikt nie próbuje nawet zadać pytania

DLACZEGO?

Tak jak i w innych działach fizyki wymyśla się jakąś nazwę i nie ma potrzeby dalszych uzasadnień. Fizyka składa się tak naprawdę w całości z tego typu „wyjaśnień rzeczywistości”.

Oczywiście również i w tym przypadku istnieje realne wytłumaczenie tego zjawiska i wynika ono bezpośrednio z przedstawionego przeze mnie mechanizmu zmiany częstotliwości promieniowania w ramach odpowiednio ukształtowanych nanostruktur.

Łatwo można zauważyć, że opisane w artykule pęczki węglowych pręcików przyjmują po wypełnieniu wodą taką formę jak postulowana przeze mnie stożkowata form zmieniająca częstotliwość światła. Powierzchnie graniczną takiego stożka tworzy w tym przypadku sama kropla wody a wpadające do tej kropli promieniowanie świetlne zmuszone jest do zmiany częstotliwości własnej w kierunku ultrafioletu. Przy zwiększającej się częstotliwości światła ulega ono jednak łatwiejszej absorpcji przez molekuły wody oraz interferencyjnym oddziaływaniom z oscylacjami samych pręcików nanowęglowych.

W początkowym okresie oscylacje tych pręcików są chaotyczne jednak szybko następuje ich synchronizacja co powoduje skokowy przyrost temperatury.



Samo przejście z fazy ciekłej do gazowej ma więc w tym przypadku związek z wystąpieniem pozytywnych interferencji oscylacji nanopręcików i podgrzaniem wody pomiędzy nimi powyżej temperatury wrzenia. Ponieważ następuje to błyskawicznie, błyskawicznie też dochodzi do wyparowania wody pomiędzy pręcikami.

Oczywiście z kawitacją nie ma to nic wspólnego.


Translate

Szukaj na tym blogu