Starożytna historia Polaków. Przyczyny „Wędrówki ludów”




"KHM Wien VIIb 105 - Vandalic goldfoil jewelry, c. 300 AD"

Kościół chrześcijański w Cesarstwie Rzymskim zawdzięczał swój sukces w pierwszej mierze przymierzu z rządzącą władzą. Ta konformistyczna postawa względem silnych i bogatych została oczywiście wynagrodzona przez administrację rzymską, w formie niszczenia konkurencji ze strony innych sekt. Od soboru w Nicei rozpoczął się proces prześladowania wszystkich innych wyznań które stały w konkurencji do rozrastającego się coraz bardziej kościoła oficjalnego. Cesarze rzymscy docenili wcześnie to oddanie kapłanów chrześcijańskich, w propagowaniu „boskości” władców, jako podstawowy element stabilizacji wewnętrznej w cesarstwie.
Przywódcy kościoła chrześcijańskiego nie robili tego jednak za darmo. Za ślepe poparcie dla władzy cesarza domagali się dla siebie monopolistycznej władzy nad rządem dusz. Nie można się więc dziwić temu, że w miarę upływu czasu kolejni cesarze rzymscy stopniowo ograniczali zakres swobód obywatelskich i coraz to nowe represje uderzały w prawdziwych albo wyimaginowanych innowierców.
Wbrew pozorom, głównym przeciwnikiem kościoła nie byli wcale prawdziwi poganie, ale inne sekty chrześcijańskie interpretujące przesłanie Jezusa w różny od oficjalnego sposób.
Głównym przeciwnikiem oficjalnego kościoła jak i władzy cesarskiej stał się Arianizm w wydaniu słowiańskim i to nie ze względu na przesłanie religijne, co ze względu na poglądy polityczno-ekonomiczne jakie wyznawali zwolennicy tej religii.
Krytyczna postawa względem władzy centralnej oraz w stosunku do możnowładców i wszelkiego typu krezusów i lichwiarzy, motywowała szczególną nienawiść kościoła oficjalnego jak i cesarza.
Polityka dociskania śruby Arianom w formie szykan, deportacji, konfiskaty mienia a później nawet w formie masowych pogromów, uderzyła w pierwszym rzędzie Słowian żyjących w granicach cesarstwa. Szczególnie mocno odczuły to plemiona zwane w literaturze germanofilskiej „Gotami” a będący w rzeczywistości słowiańskimi Trakami zwanymi przez współczesnych im Greków Getami.


Plemiona Getow zostały pokonane w II w. przez Rzymian, których celem stało się wyplenienie języka i kultury słowiańskiej w tym narodzie. Te wysiłki okazały się tylko częściowo skuteczne i po dwóch wiekach zaborów Getom udało się wybić na niepodległość uzyskując autonomię na zamieszkałych przez nich terenach.
Pomocną okazała się ich wczesna chrystianizacja w wierze ariańskiej co dodatkowo pobudziło odrodzenie się ich narodowej dumy i poczucia przynależności do kultury słowiańskiej. Represje cesarza Walensa, podjudzane przez wrogich Arianom chrześcijan skupionych przy żłobie na dworze cesarskim, doprowadziły do wybuchu pierwszej wielkiej konfrontacji militarnej pomiędzy słowiańskimi arianami, skupionymi wokół plemiona Getow, a Cesarstwem Rzymskim. Ta konfrontacja skończyła się jedną z największych klęsk armii rzymskiej jakiej doznała ona w całej swojej historii.


W bitwie pod Adrianopolem Słowianie wycieli w pień całą armię rzymską w liczbie około 40000 żołnierzy łącznie z dowództwem oraz cesarzem Walensem na czele.
Zwycięstwo to nie zostało w pełni wykorzystane i Cesarstwo Rzymskie trwało dalej pod rządami Teodozjusza. Stabilizacja jego rządów polegała jednak głównie na dalszym szerzeniu nienawiści do Słowian i ich dalszej eksterminacji, za co zresztą otrzymał nadany mu przez późniejszych katolików tytuł „Wielki”.


W tym czasie dokonał się też podział Słowian południowych na wschodnich, żyjących poza jurysdykcją cesarstwa w rejonie naddunajskim, i zachodnich żyjących w obrębie cesarstwa w Moesii północnej czyli na terenach obecnej Chorwacji i Słowenii. Obie te grupy występują w germanofilskiej literaturze pod sfingowanymi nazwami Ostrogotów i Wizygotów.
Jednocześnie na plan pierwszy historii wkroczyły też inne plemiona słowiańskie żyjące na obecnych terenach Polski, Słowacji i Czech. Do tych plemion należeli Wandale i Alanie. Przynajmniej tak nazywani są oni w literaturze. Ich właściwe nazwy były inne, ale greccy i rzymscy dziejopisarze mieli jak zwykle problemy z zapisaniem tak obcego dla nich języka pełnego takich egzotycznych zgłosek jak „Ł”, „Ż” „Ę i Ą”, nie mówiąc już o „SZ” i „CZ”.
Dla nich mowa ta brzmiała kompletnie inaczej i nie ma co się dziwić, że rozumieli ją tak jak widzimy to w ich zapiskach.

O tym że Wandale byli Słowianami, o tym wiedziano już od wieków. Zarówno sami Polacy jak i Niemcy nie mieli co do tego żadnych wątpliwości, że Polacy wywodzą się od plemienia Wandali.


Tak na marginesie, używanie przez „polskich” historyków nazw „Wandalowie” i „Alanowie” jest przykładem prymitywnej manipulacji czytelników mającej na celu odciągniecie jego uwagi od skojarzeń ze znanymi mu nazwani słowiańskich plemion jak np. „Polanie” i sugerowania mu obcości (niemieckości) tych nazw. Jest to przykład subtelnej ale powszechnej indoktrynacji społeczeństwa polskiego w celu zabicia w nim poczucia przynależności do wspólnoty słowiańskiej.

Przekonanie o wandalskich korzeniach Polaków to tylko częściowa prawda, ponieważ naród polski powstał ze stopienia się dwóch głównych pierwiastków plemiennych którymi byli Wandale i Alanie. Ci ostatni zamieszkiwali tereny obecnej Wielkopolski i możemy utożsamiać ich w pełni z ich potomkami nazywającymi siebie Polanami. Oczywiście również Alanie używali  nazwy „Polanie” ale zapewne już w starożytności z greckiego „Π” zrobiono pomyłkowo albo z premedytacją „A” i ta zafałszowana nazwa straszy teraz w podręcznikach historii.

Wandale zawdzięczają swoje imię takiej samej podmianie. Ich pierwotna siedzibą była Małopolska ze stolicą na Wawelu. I od nazwy tej siedziby pochodziła też nazwa całego plemienia która nazywało siebie zapewne Wawele ewentualnie Wawelanie, z którą to nazwą Grecy mieli jeszcze większe problemy, ponieważ zgłoska „W” w ich alfabecie nie występowała i musieli ją zapisać w inny sposób, co prowadziło do takiej „tfurczosci literackiej” jak poniżej

Οανδαλοί, Βανδλοι, Βανδίλοι

Wandale i Alanie czyli Wawele i Polanie stosunkowo wcześnie przejęli arianizm (patrz zdjęcie powyżej) i prześladowania ich współwyznawców nie mogły przejść wśród nich niezauważone.

Szczególnie po edykcie Teodozjusza Wielkiego zakazującym używania w trakcie ceremonii religijnych wody święconej , kadzidła, i pokarmu, a wiec typowych ofiar składanych przez Słowian w trakcie ceremonii religijnych (a co udowodniłem w artykule tłumaczącym tekst macedońskich Słowian z III w. przed naszą erą, a który to obrządek w pełni przejęli Arianie i zaadoptowali dla potrzeb religii chrześcijańskiej)


to również oni poczuli się w obowiązku przystąpienia do sojusz sił słowiańskich.

Dlaczego mimo cesarskich zakazów ten słowiański obrządek zachował się we współczesnych kościołach chrześcijańskich do dziś, opowiem w dalszej części moich wywodów.

Ale już wcześniej, w trakcie bitwy pod Adrianopolem, udział wzięły również odziały Wandali i Alanów. Szczególnie ich ciężka jazda, porównywalna zarówno uzbrojeniem jak i sposobem walki do późniejszej husarii, przyczyniła się do tak druzgocącego zwycięstwa Słowian. Kiedy jednak Getowie nie wykorzystali tego sukcesu dla sprawy ogólnosłowiańskiej a zadowolili się odrębnym układem z cesarzem Teodozjuszem, Wandale i Alanie podjęli własne plany militarne.

Ich celem stał się Rzym.

Jak Pluton obnażył karykaturalną śmieszność współczesnej „nauki”




Na ten moment czekali „naukowcy” prawie dwa dziesięciolecia i kiedy pierwsze zdjęcia Plutona dotarły na Ziemię większość z nich cieszyła się zapewne ogromnie. Ale już po krótkim czasie te ich okrzyki radości stanęły im w gardle i zamieniły się w przejmujący skowyt.
To co na tych zdjęciach zobaczyli miało w sobie potencjał rozsadzający fundamenty współczesnej nauki i obnażający bezlitośnie jej ezoteryczną naturę.

Tego naprawdę nikt się nie spodziewał. Pluton miał być, według wyobrażeń tych zadufanych w sobie mistrzów w biciu piany, martwym ciałem niebieskim zastygłym w swojej obecnej formie od miliardów lat. Tymczasem to co zobaczyli przerosło wyobrażenia największych fantastów.

Okazało się mianowicie że powierzchnia tego ciała niebieskiego należy do jednych z najmłodszych w naszym układzie słonecznym i do jednych z najbardziej urozmaiconych . Co jednak dobiło tych ignorantów najbardziej to to, że Pluton posiada atmosferę i to całkiem porządną, zróżnicowaną na wiele stref, w tym na takie w których znajduje się mgła, a więc rozproszone substancje w formie ciekłej albo stałej. Atmosfera ta rozciąga się w przestrzeń kosmiczną o wiele bardziej niż atmosfera ziemska i jest na tyle gęsta ze powstające w niej wiatry kształtują w znacznym stopniu morfologię tego ciała niebieskiego. Te fakty są nieubłagane i pokazują niezbicie, że cała współczesna fizyka to stek idiotycznych bzdur a jej przedstawiciele to zwykli debile.

Ta ocena jest z pewnością bezlitosna, ale niestety jedynie możliwa. Nie ma co się dalej czarować i trzeba twardo spojrzeć prawdzie w oczy, że współczesna nauka to nic innego jak taki stechnicyzowany szamanizm a prace naukowe to tylko inny rodzaj zaklinania deszczu i tańców szamańskich. Trzeba też pozbyć się złudzeń co do intelektualnego poziomu przedstawicieli tej pseodonauki. Ci ludzie to po prostu idioci.

Dlaczego tak jest, powinien każdy z wykształceniem podstawowym, od razu zauważyć czytając doniesienia o Plutonie. Dla tych, którzy jednak za bardzo wciągnęli się w ezoteryczny sposób widzenia rzeczywistości propagowany przez „naukę”, kilka slow wytłumaczenia dlaczego te odkrycia są takie ważne.

Wśród tak zwanych „naukowców” panuje przekonanie, że procesy „geofizyczne” napędzane są energia pochodzącą z okresu tworzenia się ciał niebieskich oraz w wyniku produkcji ciepła w rezultacie rozpadu pierwiastków promieniotwórczych.
Oczywiście dochodzi do tego, w marginalnych przypadkach, tworzenie ciepła w wyniku „sił pływowych”, oraz w wyniku bezpośredniego dopływu energii słonecznej.
Sytuacja Plutona jest o tyle specyficzna, że żadne z tych źródeł nie może wchodzić w grę jako „dostawca energii” dla napędu tak złożonych procesów powierzchnio-twórczych jakie obserwujemy na tym ciele niebieskim, co potwierdza jednocześnie że te „naukowe” założenia to gówno prawda.

Pluton, ze względu na swoja wielkość, już miliardy lat temu powinien stracić swoje ciepło z okresu tworzenia się i kontrakcji. Nie inaczej jeśli chodzi o ciepło powstałe z procesów rozpadu promieniotwórczego. Również tutaj zasoby takich pierwiastków powinny się wyczerpać przed miliardami lat i planeta ta powinna od co najmniej 4 miliardów lat być martwą i zastygłą w swoim rozwoju pustynią.

Również ruchy pływowe nie mogą wchodzić w grę z racji wielkości Plutona i jego satelity Charona, co za tym idzie, ze względu na minimalna wielkość „siły grawitacyjnej”.
O wpływie słońca nie ma co nawet mówić, bo to jest tak odlegle, że nie rożni się prawie, na nieboskłonie Plutona, od innych gwiazd.
Tymczasem zdjęcia Plutona pokazują nam całkiem inną powierzchnię, z górami 


których pochodzenie jest niewiadome, z wulkanami będącymi w stanie aktywności przed stosunkowo krótkim okresem czasu, z morzami pokrytymi powloką lodową podzieloną na olbrzymie kry, 



jak i z aktywnymi lądolodami z wyraźnie widocznymi formacjami skalnymi wskazującymi na aktywny ruch tych lodowców.
Do tego dochodzi atmosfera na tyle gęsta, że wiatry w niej powstałe tworzą na Plutonie  olbrzymie pola wydm.

Najważniejszą obserwacją jest jednak to, że powierzchnia Plutona jest ekstremalnie różnorodna. Występują na niej obszary stare pokryte kraterami przeplatane obszarami młodymi powstałymi prawie że „wczoraj”. Ta mozaika form morfologicznych wyklucza automatycznie to, że procesy powierzchnio-twórcze maja swoje źródło we wnętrzu Plutona a wskazuje jednoznacznie na to, że muszą one znajdować się poza nim.

Oczywiście współczesna „nauka” stoi całkiem bezradna przed tym problemem, jak na marginesie, przed wszystkimi innymi zagadkami natury, i dlatego wypowiedzi tzw. „naukowców” pełne są beznadziejnych bzdur wołających o pomstę do nieba.

Dlatego jest już najwyższy czas na to, aby skończyć z tym „naukowym” bełkotem i przyjąć    modele tłumaczące te zjawiska w sposób logiczny i całościowy oraz zaprowadzić trochę porządku w tym ezoterycznym grajdołku jakim stała się współczesna „nauka”.

Taki model rzeczywistości propaguję już od lat i model ten jest w stanie wykazać, że zjawiska na Plutonie maja naprawdę banalne przyczyny,

Wszechświat i nasza rzeczywistość nie jest wcale skomplikowana, to tyko ci szamani „naukowcy” próbują z niej zrobić jakiś ezoteryczny Węzeł Gordyjski aby na ignorancji przeciętnego obywatela zbijać sobie kabzę.

Nauka tu mafijno-kryminalna organizacja pasożytująca na społeczeństwie.

Tak jak już powiedziałem, za tymi zagadkami Plutona kryją się naprawdę prozaiczne przyczyny których źródłem jest specyfika orbity tego ciała niebieskiego względem planety Neptun.

Jest to jeden z rzadszych przypadków w naszym Układzie Słonecznym gdzie orbity dwóch ciał niebieskich przecinają się wzajemnie, a po uwzględnieniu wielkości tych ciał, jedyny tego rodzaju przypadek.


Ma to oczywiście niebagatelny wpływ na przebieg wartości Tła Grawitacyjnego w trakcie koniunkcji tych ciał niebieskich, a te ze względu na trajektorie tych ciał mogą przybrać ekstremalne wartości.

Wprawdzie rzadko, ale w skali trwania Układu Słonecznego już niezliczone razy, dochodziło do sytuacji w której Neptun i Pluton znajdowały się relatywnie blisko siebie.
Grafika 2 przedstawia strefy w których dochodzi do Koniunkcji tych planet prowadzących do ekstremalnych wzrostów wartości TG.


Oczywiście ten wzrost nie prowadził by do takich rezultatów gdyby nie obecność księżyca Charona. Sama koniunkcja Neptuna i Plutona jest rozciągnięta w czasie i trwa miesiące co powoduje relatywnie jednolity wzrost TG i stopniowe dopasowanie się materii Plutona do zwiększonych wartości oscylacji przestrzeni. Obecność Charona w tym układzie ciał niebieskich, poruszającego się po ciasnej orbicie wokół Plutona, powoduje że ten powolny wzrost TG zamienia się w cały szereg następujących po sobie gwałtownych wzrostów i ekstremalnych spadków wartości TG w miarę tworzenia się potrójnej koniunkcji pomiędzy Neptunem Charonem i Plutonem.
I nie jest tu przeszkodą to, że te ciała niebieskie nigdy nie znajdują się idealnie w jednej linii.

Dokładny opis przyczyn można znaleźć tutaj


Te potrójne koniunkcje prowadzą do powstania zjawisk które opisałem już wielokrotnie dlatego ograniczę się do przytoczenia tu paru przykładów moich artykułów na ten temat.





Najważniejszym efektem jest to, że zmienia się też gwałtownie temperatura materii, zarówno na powierzchni jak i we wnętrzu Plutona. Temperatura, jako pewna stała skala fizyczna, jest fikcją. Wartości jakie pokazują instrumenty mierzące temperaturę są pozbawione jakiejkolwiek wartości. Tylko w momencie kalibracji termometr pokazuje nam jakąś względną realną wartość. W innym miejscu i w innym czasie te wartości rejestrowane przez przyrządy do pomiaru temperatury są bezwartościowe. To zjawisko wykorzystuje mafia squ..now podających się za obrońców środowiska naturalnego a w rzeczywistości będących częścią  mafijnych struktur dążących do zniewolenia społeczeństw dla osiągnięcia korzyści materialnych. O czym pisałem tutaj.





Oczywiście specyfika orbity Neptuna i Plutona tłumaczy nam również przyczyny dla których strefa najmłodszych struktur morfologicznych przyjęła kształt serca na powierzchni Plutona. Jak widzimy to na grafice 2 do największych zbliżeń Neptuna i Plutona może dojść w 2 miejscach ich orbit a mianowicie w takich w których się one nawzajem przecinają, w rzucie biegunowym Układu Słonecznego. Oczywiście z racji nachylenia orbity Plutona do ekliptyki nie może dojść do zderzenia tych ciał niebieskich. W tych właśnie punktach potrójne koniunkcje Neptuna Charona i Plutona projektowane są na ten sam obszar powierzchni Plutona która znajduje się na przecięciu linii łączącej te trzy ciała niebieskie. W efekcie powstaje elipso-podobna strefa w której dochodzi do intensywnych procesów morfologicznych łącznie z tworzeniem się morz, wulkanów oraz pól lawowych.

Oczywiście z racji innego nachylenia orbity Charona w trakcie Koniunkcji w każdym z tych punktów osobno, zmienia się również lekko obszar gdzie ta koniunkcja jest rzutowana na powierzchnię Plutona, stad powstaje druga elipsa lekko przesunięta względem pierwszej, ale łącząca się z nią na większości obszaru. Powoduje to powstanie tej sercowatej struktury .
Również ich różnorodna jasność jest łatwa do wyjaśnienia. Tego typu koniunkcje zdążają się zapewne w odstępach milionów lat. Przy czym występują one zamiennie raz w punkcie 1 a następnie w punkcie 2 ich orbity. Oznacza to ze obszar oddziaływania koniunkcji wcześniejszej podlegał w międzyczasie oddziaływaniu niskich wartości TG jakie panują na tym ciele niebieskim w okresie pomiędzy takimi koniunkcjami (Patrz grafika 2).




Oczywiście z racji układu orbit Plutona i Neptuna musi wynikać również to, że na Plutonie musi się znajdować jeszcze jedna strefa o młodej morfologii. Ponieważ również w strefie oznaczonej na Grafice 2 kolorem różowym musi dochodzić do, wprawdzie słabszych, ale za to częstszych koniunkcji tych trzech ciał niebieskich. Ta trzecia strefa młodej morfologii  znajduje się zapewne po drugiej niewidocznej jeszcze stronie Plutona i obejmuje jego równikowy rejon. Możliwe ze dalsze zdjęcia Plutona ujawnia nam jej obecność.

W każdym razie obserwacje Plutona pokazały kolejny raz, że mafia „naukowców” nie ma nic do zaoferowania ludzkości poza ciągłym robieniem z nas idiotów dających się skubać z kasy na rzecz tych wyrafinowanych oszustów.

Starożytna historia Polaków. Między legendą a prawdą





Legenda o Kraku należy do najstarszych związanych z kulturą polską i do takich podań od których nie oczekujemy specjalnie tego, że oparte są one na rzeczywistych zdarzeniach. Jednak i w tym przypadku znajdziemy tam całą masę wskazówek które rzucają fascynujący obraz na początki powstania państwa polskiego i polskiej tożsamości narodowej.
Aby zgłębić znaczenie tej opowieści konieczne jest zrozumienie tego przesłania, i to zrozumienie zależy oczywiście od tego czy potrafimy zrozumieć słownictwo jakie w tym przesłaniu występuje. Znajdziemy tam cały szereg określeń i nazw własnych które przyjmujemy jako dopust boży, nie zastanawiając się nawet nad tym, czy te nazwy nie wskazują nam na prawdziwe źródła naszej historii i nie opowiadają nam zdarzeń które są w stanie zmienić dokumentnie nasze wyobrażenia o przeszłości Polaków.

Oczywiście analiza całego podania wykracza poza zakres tematyki którą mam zamiar przedstawić, a która koncentruje się na wyjaśnieniu przebiegu wydarzeń wczesnego średniowiecza i roli Słowian jaką w tej historii odegrali.

Legenda o Kraku okazała się być ku temu szalenie pomocną, ponieważ pozwala na wyjaśnienie paru znaczeń wyrazów koniecznych do zrozumienia wydarzeń późniejszych.

Zastanówmy się więc nad tym co oznaczają takie słowa jak KRAK i WAWEL i jakie było ich pierwotne znaczenie?
Oczywiście na pierwszy rzut oka pytanie jest trochę dziwne bo przecież są to imiona własne  władcy oraz jego siedziby.
Jednak w przeszłości imiona własne nie były zbitką abstrakcyjnych liter ale niosły ze sobą również informację dotyczącą cech ich nosiciela.

Jakie jest więc znaczenie słowa Wawel?

W Wikipedii znajdziemy następujące wytłumaczenie:


Ja w mojej interpretacji chciałbym się oprzeć na znaczeniu tego wzgórza dla ówczesnych ludzi. Otóż logika nakazuje nam przyjęcie takiego rozwiązania w którym nazwa wiązałaby się z funkcją danej rzeczy. Wzgórze Wawel jest niewątpliwie predestynowane do zamieszkania przez ludzi, co czynili oni już od czasów prehistorycznych. Wyniesione ponad nadbrzeżną równinę rzeki Wisły, kontrolowało jej przebieg na znacznym obszarze, stwarzając mieszkańcom nie tylko optymalne możliwości obrony, ale dawało też doskonalą możliwość obserwacji ciągnących opodal stad reniferów i mamutów.


Tak więc już od czasów zlodowacenia było ono zamieszkałe przez ludzi. Znaczenie tego wzgórza było tym większe, że stanowiło ono też jedno z ważniejszych w rejonie źródeł pozyskiwania krzemienia do produkcji narzędzi kamiennych. W jurajskich wapieniach, wychodzących na powierzchnię terenu właśnie na Wawelu, znajdowały się bogate złoża tego surowca i przyciągały one z pewnością myśliwych nawet z dalszych okolic w celu jego pozyskiwania.
Zapewne w trakcie stuleci wyczerpały się złoża powierzchniowe z najlepszym surowcem i pierwotni Słowianie zmuszeni zostali do przystąpienia do podziemnej eksploatacji tych zasobów.
Po tym okresie ostały się liczne jamy i jaskinie na wzgórzu które w większości jednak zostały później niestety zniszczone przez eksploatację skal wapiennych dla celów budowlanych.

Ten okres wykorzystywania wzgórza do eksploatacji krzemienia ostał się jednak w pamięci ludzkiej w formie nazwy jaką temu wzgórzu nadali.

Nazwa ta ma bardzo stare korzenie i wywodzi się od określenia jam kopanych przez niedźwiedzie w celu przezimowania. Takie jamy, nieraz całkiem dużych rozmiarów, określane są od pradziejów mianem „Gawra”. Takie samo określenie na wykopy powstałe w trakcie szukania krzemienia używali też pierwotni łowcy, z tym że w pierwotnym języku słowiańskim samogłoski używano relatywnie rzadko ( tak jak to jest jeszcze obecnie powszechne praktykowane w czeskim czy też serbsko-chorwackim, czy w wymarłych już językach sumeryjskim i hetyckim), a więc słowo to wymawiano jako  „Gawr” ewentualnie „Gwr”. W trakcie dalszej ewolucji języka wprowadzono samogłoski „a”i „e” tworząc słowo  „Gawer” z którego wyprowadzono słowo oznaczające zarówno samą jamę jak i osobę kopiącą takie jamy krzemienne w postaci słowa „Gawel”. Słowo to jest powszechnie znane do dziś w formie  imienia Gaweł, tak popularnego na górniczym Śląsku a oznaczającym kopacza (górnika).

Słowo Gawel stało się następnie źródłem słowotwórczym dla nazewnictwa wzgórza wawelskiego które powstało przez zastąpienie litery „G” przez „W”. Nastąpiło to zapewne na skutek połączenia się dwóch słów, mianowicie słowa „Wielo”, oznaczającego w języku starosłowiańskim dziedziczną własność przywódcy plemienia lub państwa, oraz słowa „Gawel” czyli odpowiednika współczesnej jamy albo „kopalni”. W efekcie ludzie zaczęli używać skrótu na określanie tego wzgórza w formie nazwy „Wawel”.

Trochę inną ewolucję przeszło słowo „Gawr” u naszych słowiańskich sąsiadów z zachodu .
Tam słowo „Gawr” zmieniło swoje brzmienie poprzez zastąpienie litery „G” literą „H”. W wyniku czego powstało słowo „HAWR”. To słowo dało początek innemu staropolskiemu określeniu na górnika czyli „Hawerz” i we współczesnym potocznym języku polskim występuje dalej, lekko zmienione, jako określenie na ciężką pracę czyli „harować”. Natomiast określenie jamy wykopanej przez Hawerów to zapewne „Hawer” stąd prosta droga do słowa Hawel, tak popularnego w języku czeskim a mającego takie samo znaczenie jak polski Gaweł.
Ciekawe że w dialektach języka niemieckiego np. bawarskim albo z alpejskich rejonów Austrii, słowo „Hawara” oznacza najlepszego kumpla a to z kolei występuje współcześnie jako określenie współtowarzysza pracy górniczej.

Oczywiście kontrola nad zasobami krzemienia w tym rejonie była główną przyczyną dla ukształtowania się pierwotnej władzy plemiennej nad Wawelem. Kto kontrolował to wzgórze kontrolował też produkcję broni krzemiennej oraz w późniejszym okresie produkcję soli w pobliskiej Wieliczce. Również nazwa tej miejscowości wskazuje na bardzo dawne korzenie centralnej władzy, ponieważ słowo „Wielo”, jak już to nadmieniłem powyżej, oznaczało prywatną własność władców słowiańskich. 
Wieliczka była więc dziedziczną własnością władców na Wawelu i ta tradycja własności  Wieliczki ostała się do czasów Rzeczpospolitej.

Jednym z pierwszych władców Polaków, o którym zachowała się relacja w podaniach, jest Krak.
Również i w przypadku tego imienia panuje wśród „naukowców” poplątanie z pomieszaniem, wynikające z panicznej obawy przed tym, aby nie wskazać na rzeczywisty źródłosłów tego imienia.

Imię KRAK wywodzi się od pierwotnego określenia KRK czyli kark. W swoim pierwotnym brzmieniu występuje ono jeszcze w języku czeskim i słowackim.
W języku pierwotnych Słowian na terenach Polski zaznaczyła się tendencja do zastępowania, tak chętnie używanego przez Słowian, bezpośredniego połączenia spółgłosek przez wstawienie odpowiedniej samogłoski i stąd właśnie ewolucja słowa Krk do Krak.

Imię to oznaczało więc kogoś stojącego na czele struktury społecznej. To znaczenie ostało się do dziś i do dziś chętnie używa się określenia „Głowa państwa” jako nazwy dla prezydentów czy szefów rządów. Nie inaczej było więc w przeszłości przy czym ciekawe jest to, że pierwotni Słowianie wybrali słowo KRK (czyli kark) jako następną po głowie cześć ciała na określenie swoich przywódców.
Ta obserwacja jest bardzo ważna ponieważ wskazuje na to, że w strukturze społecznej tych plemion przywódca nie był władcą absolutnym ale był pośrednikiem spełniającym wolę siły wyższej. Możemy przyjąć że tą siłą było bóstwo LADA o czym pisałem już tutaj.


Tak jak w przypadku słowa Wawel gdzie doszło do pełnego zlania się dwóch słów w celu stworzenia nowego określenia, również w przypadku słowa KRAK jego ewolucja nie została na tym znaczeniu zakończona. Przywódca Słowian nazywany był pierwotnie określeniem „Krk u Lady”, jako ten który niesie przesłanie najwyższej władzy dla prostego ludu.

Oczywiście i w tym przypadku wystąpiła tendencja do uproszczenia nazewnictwa i stworzenia zlepku tych wyrazów „Krk u Lady” co zaowocowało powstaniem wyrażenia „KRÓL”.

Otwiera to przed nami nowe możliwości interpretacji historii Europy. Słowo Krak nie było więc imieniem własnym pierwszego przywódcy wawelskich Słowian ale oznaczało funkcję całej dynastii takich przywódców. czyli oznaczało osobę Króla i było więc używane w stosunku do wszystkich władców tego ludu i rozciągało się na cały okres jego istnienia.

Oznaczało to jednak że przywódca narodu czy plemiona słowiańskiego nie mógł rozporządzać pełnią władzy nad podległą mu ludnością ale był traktowany jako pierwszy wśród równych primus inter pares”. To przekonanie u Słowian ostało się bardzo długo i mimo wielowiekowej katolickiej indoktrynacji starającej się wmówić ludziom „boskość” ich przywódców, polska szlachta i rycerstwo traktowała królów polskich jako równych sobie. 

Taka organizacja społeczeństwa była jego największą siłą, ponieważ każdy członek tego społeczeństwa czuł się współodpowiedzialnym za dobro całości. Nie bez przyczyny wzrost i upadek znaczenia Polski jest ścisłe związany z ewolucją roli przywódców państwa w stosunku do współobywateli. Największe czasy świetności przypadają na okres największych swobód religijnych i największej siły prostej szlachty. 

Wzmocnienie roli magnatów i kościoła katolickiego w państwie kosztem szlachty było wyrokiem śmierci dla Polski, bo było jednocześnie zdradą jej fundamentalnych zasad na których zbudowana była jej państwowość.

Translate

Szukaj na tym blogu