Zagadki Wenus





Mało która planeta przysparza „naukowcom” tyle problemów z wytłumaczeniem jej właściwości co Wenus. Mimo że prawie identyczna z Ziemia, rożni się od niej dramatycznie. Te różnice pogłębia dodatkowo to, że współczesna „nauka” nie rozumie zasad funkcjonowania natury i interpretuje obserwacje dotyczące Wenus w sposób zaiste kuriozalny. Wenus stała się na skutek fałszywego jej opisu przez  „naukowców” prawdziwym dziwolągiem. Spróbujmy więc wspólnie zastanowić się trochę nad zagadkowymi własnościami tej planety i wyjaśnić je w sposób racjonalny.

A tych zagadek jest naprawdę co niemiara. Już sama rotacja tej planety zadziwia swoją niezwykłością. Nie dość że czas obrotu wokół osi jest dłuższy niż czas obiegu tej planety wokół Słońca, to, jeszcze kierunek rotacji jest odwrotny niż u wszystkich dużych planet poza Uranem. Co jeszcze dziwniejsze czas obrotu Wenus wokół osi jest skorelowany z rokiem ziemskim i na dwa obroty Ziemi wokół Słońca, Wenus obraca się trzy razy wokół własnej osi. „Nauka” nie jest w stanie wytłumaczyć racjonalnie tych zjawisk na podstawie obowiązujących w niej praw i mydli nam oczy  jakimiś bajkami o apokaliptycznych zderzeniach Wenus z błąkającymi się po Układzie Słonecznym planetami. Oczywiście tego typu bajki możemy spokojnie zakwalifikować tam gdzie ich prawdziwe miejsce, czyli do krainy fikcji.

Zamiast „naukowych” halucynacji spróbujmy wyjaśnić najpierw dlaczego Wenus obraca się tak wolno?
Przyczyny tego są stosunkowo młode i maja swoje źródło w zdarzeniach które zaszły przed około 250 mln lat. W tym czasie Układ Słoneczny (U.S.) przeszedł fazę gwałtownych i chaotycznych zmian związanych z katastrofalnym przyrostem wartości Tła Grawitacyjnego (TG) w obszarze jego przemieszczania się w obrębie Drogi Mlecznej. Dokładniej opiszę to w którymś z kolejnych artykułów. Zmiany te były na tyle gwałtowne, że spowodowały nie tylko poważne zmiany w budowie U.S., ale sięgnęły do najniższych szczebli budowy materii powodując to, że wielkość atomów materii uległa dramatycznemu zmniejszeniu, szczególnie w tych związkach chemicznych które przechodziły właśnie przemiany fazowe.


http://krysztalowywszechswiat.blogspot.de/2013/06/o-istocie-natury-czesc-pierwsza.html
http://krysztalowywszechswiat.blogspot.de/2013/06/o-istocie-natury-czesc-druga-zacznijmy.html
http://krysztalowywszechswiat.blogspot.de/2013/06/o-istocie-natury-czesc-trzecia-co-to.html


 

Zmiany te objęły oczywiście zarówno Wenus jak i Ziemię, ale konsekwencje tego były dla każdej z tych planet całkowicie odmienne.

W pierwszej fazie zmiany te przebiegały na tych planetach identycznie i na obu rozpoczęła się faza dopasowywania ich wielkości do nowej wartości TG. W efekcie zmniejszyły one swoja wielkość drastycznie i ich średnice zredukowały się o ca. połowę. Proces ten postępował od powierzchni planet w kierunku ich wnętrza. Nie następowało to jednak równomiernie, ale w formie lokalnych przemian fazowych minerałów we wnętrzu Ziemi oraz podniesienia się temperatury skal przypowierzchniowych i ich stopieniu. W efekcie doszło, zarówno na Wenus jak i na Ziemi, do ekstremalnego wzrostu aktywności wulkanicznej i topiące się we wnętrzu tych planet skały zalewały ich powierzchnię pokrywając je wielokilometrowymi warstwami lawy.
Zarówno na Ziemi jak i na Wenus występowały w tym czasie oceany. Pyły wulkaniczne produkowane w niewyobrażalnych wprost ilościach przez wylewy wulkaniczne osadzały się w tych oceanach na ich dnie doznając, w trakcie procesów wietrzenia przy udziale wody, zmian mineralogicznych. Efektem wietrzenia pyłów wulkanicznych przy udziale wody morskiej jest powstawanie minerałów z grup zeolitów oraz bentonitów.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Zeolity

Cechą tych minerałów jest zdolność wiązania w swojej strukturze krystalicznej dużych ilości wody
Zeolity potrafią związać masę wody w skrajnych przypadkach odpowiadającą połowie ich ciężaru a bentonity nawet znacznie więcej, przy czym u bentonitów może wystąpić nawet 6-krotne powiększanie się objętości takiego związku.
Jeśli uwzględnimy apokaliptyczną wprost intensywność wybuchów wulkanicznych oraz ilość produkowanych przy tym popiołów wulkanicznych to można przyjąć, że oceany na Wenus uległy likwidacji, ich tereny wypełnione zostały osadami bentonitowo-zeolitowymi zalewającymi przy tej okazji również tereny lądowe tak że na powierzchnie wystawały tylko najwyższe góry.

Ruch obrotowy Wenus został, w wyniku powiększenia jej średnicy i zaniku drastycznych różnic topograficznych na jej powierzchni, wyhamowany. I tak jak u tancerki po rozłożeniu ramion, Wenus zaprzestała się obracać. Dla zrozumienia przyczyn ruchu obrotowego planet odsyłam czytelników do mojego artykułu pod tym linkiem.

http://krysztalowywszechswiat.blogspot.de/2014/12/tajemnice-ukadu-sonecznego-dlaczego.html

Zanik ruchu obrotowego Wenus spowodował to, że w tej nowej sytuacji o jej obrocie nie decydowały już różnice w przyspieszeniach materii poszczególnych elementów topograficznych, ale decydującą role zaczęły odgrywać inne efekty, powodujące regularne zmiany wartości TG, na które wystawiona była ta planeta. I do takich regularnych efektów należą przede wszystkim koniunkcje tej planety z Ziemią.

Z racji wzajemnego stosunku czasu obrotu tych planet wokół Słońca, na dwa obroty Ziemi wokół naszej gwiazdy centralnej przypadają prawie trzy obroty planety Wenus. Oznacza to, że dochodzi też do trzech koniunkcji pomiędzy Ziemią i Wenus, a tym samym trzykrotnego wzrostu wielkosci TG.
Ten wzrost nie jest oczywiście równomierny i obszary na jej powierzchni znajdujące się najbliżej Ziemi są najbardziej wystawione na te wzrosty
W rezultacie pojawia się składowa rotacyjna TG dążąca do nadania Wenus ruchu obrotowego skoordynowanego z czasem zachodzenia takich koniunkcji. Natura dąży do tego aby obszar wystawiony najpierw na wzrosty TG zachował ten stan przez cały czas wzajemnego mijania się planet.





Jeszcze lepiej jest to widoczne jeśli porównamy okres pomiędzy kolejnymi najbliższymi koniunkcjami Wenus i Ziemi trwającym około 584 dni, a czasem trwania dnia wenusjańskiego dla obserwatora znajdującego się na powierzchni planety. Z racji wstecznej rotacji planety Wenus, dzień, czyli okres pomiędzy kolejnymi wschodami Słońca, jest krótszy niż dzień astronomiczny i wynosi 116.75 ziemskich dni. Pomiędzy kolejnymi koniunkcjami tych planet mieszczą się dokładnie  5 dni wenusjańskich. Oznacza to ze koniunkcje Ziemi i Wenus przypadają zawsze w momencie w którym ten sam obszar powierzchni Wenus jest zwrócony w kierunku Ziemi.  Konsekwencją tego jest to, że zjawiska wulkaniczne (będące zawsze rezultatem koniunkcji z innymi planetami) muszą się koncentrować tylko na pojedynczych obszarach tej planety. I faktycznie obejmują one głownie dwa rejony. Pierwszym jest rejon Aphrodite Terra w sferze równikowej planety,


powstały w rezultacie koniunkcji z Ziemia, a drugim Ishtar Terra powstałym na skutek koniunkcji z Merkurym.



Na zakończenie jeszcze uwaga tłumacząca odmienność przebiegu odpowiednich procesów na Ziemi. Różnice te wynikały głownie z tego, że posiada ona w przeciwieństwie do Wenus masywnego satelitę. Na skutek obecności Księżyca częstotliwość Koniunkcji związanych z tym ciałem niebieskim jest niewspółmiernie większa co powodowało że tworzące się skały bentonitowe i zeolitowe ulegały bardzo częstym procesom spontanicznego podgrzania i traciły związaną w nich wodę. W efekcie tylko w permie na Ziemi wystąpiło drastyczne zmniejszenie się ilości wody w oceanach ale nigdy nie doszło na Ziemi do całkowitego ich zaniku. Oczywiscie proces tworzenia się magmy pociągał za sobą również przemiany mineralogiczne i tworzenie się skał które nie mogły już więcej wiązać wody w sobie. A tym samym pozwoliło to zachować na Ziemi ciągłość uwarunkowań geofizycznych. Możliwe że życie na Wenus zanikło przed 250 mln lat, ale jeszcze bardziej prawdopodobne jest to że przetrwało i Wenus jest planeta na której rozwinęło się wysoko zorganizowane życie wykraczające poza poziom bakterii i jednokomórkowców, o czym pisałem już tutaj:

http://pogadanki.salon24.pl/388120,zycie-na-wenus

http://pogadanki.salon24.pl/392354,zycie-na-wenus-2

Gdyby nie durnota fizyków to życie na Wenus już dawno zostało by odkryte. Niestety ich porąbane teorie uniemożliwiły technikom takie przystosowanie sond lądujących na Wenus aby dłużej były w stanie przetrzymać panujące tam warunki. Miejmy nadzieję że następne pokolenie będzie miało trochę więcej oleju w głowie.




Jak ze Słowian zrobiono Germanów






Dla przeciętnego Europejczyka słowo Germanie kojarzy mu się z Niemcami, ewentualnie ze Skandynawami czy też Anglikami. To powiązanie jest w świadomości Europejczyków głęboko zakorzenione. Natomiast każda próba powiązania Germanów ze Słowianami jest powszechnie odbierana jako kłamstwo, gorzej nawet, to graniczy już z bluźnierstwem.

Całe generacje „historyków“, również tych z krajów słowiańskich, zadbały o to, aby nikomu nie przyszło do głowy wątpić w realność tego związku.

Moje dociekania nad językiem Traków oraz odczytanie ich inskrypcji, wskazują jednak na to, że historia słowiańszczyzny w Europie jest o tysiące lat starsza od tej propagowanej przez „naukę“


Już od dawna podejrzewano to, że pierwotna siedziba „Indoeuropejczyków“ znajdowała się gdzieś w Europie północno-wschodniej, a więc tam gdzie obecnie mieszkają Słowianie. Oczywiście według oficjalnej „nauki” było jednak wykluczone to, aby powiązać Słowian z początkiem ludów europejskich. Dla „naukowców”, i to obojętnie jakie proweniencji, Słowianie muszą pełnić tylko marginalną rolę w historii Europy i wszystko inne jest po prostu niedopuszczalne.
Szczególnie Niemcy wybitnie zasłużyli się w propagowaniu takiego widzenia roli Słowian, starając się tak interpretować fakty, aby negowały one istnienie Słowian w Europie przed 6 wiekiem naszej ery. Aby to dodatkowo uzasadnić propagowana jest na zachodzie, a szczególnie w Niemczech, przy powszechnej aprobacie „polskich historyków”, teza o wędrówce ludów i wejściu Słowian na tereny opuszczone przez żyjących tam poprzednio niemieckojęzycznych Germanów.

Odczytanie przeze mnie trackich inskrypcji oraz udowodnienie tego, że język grecki jak i inne języki epoki Brązu, należą do języków słowiańskich, obala dotychczasowe tezy „historyków“ na całej linii.

Dopiero teraz poszczególne elementy tej łamigłówki jaką jest dyferencjacja języków indoeuropejskich, a szczególnie odkrycia genetycznego cech ludności Europy, dają się wreszcie zinterpretować w ramach całościowej i spójnej historii Europy.

Tam gdzie widziano plemiona i ludy należące do etosu germańskiego, a w najlepszym przypadku do celtyckiego, musimy teraz rozpoznać Słowian

Języki indoeuropejskie nie są wiec produktem stopniowej dyferencjacji jakiejś pierwotnej indoeuropejskiej mowy i równoległego kształtowania się rożnych gałęzi językowych, ale wynikają z przeobrażeń języka słowiańskiego, na obrzeżach terytorium zasiedlanego przez Słowian, w rezultacie kontaktów i zapożyczeń z języków sąsiednich. To nowe widzenie oznacza że nie można na podstawie wzajemnego podobieństwa języków wysuwać wniosku co do czasu rozejścia się ich drogi rozwojowej. Innym słowy oznacza to również, że większość europejskich indoeuropejskich języków, poza słowiańskimi, jest bardzo młodych i powstały najczęściej dopiero na drodze wprowadzenia pisma.

W takim razie musimy też na nowo postawić pytanie jak powstały języki germańskie i jak doszło do powstania tzw. Germanów a szczególnie Niemców.

Na początek zacznijmy więc od definicji słowa „Germanie”. Co na ten temat piszą sami Niemcy?


Podaje się tam następujący źródłosłów tego określenia:

Albo słowo to pochodzi od germańskiego określenia oszczepu „Ger“ lub też łacińskiego określenia  germānus“ prawdziwy, ewentualnie „gairm” krzyk lub też od slowa „gair”' - sąsiad.

Inni niemieccy autorzy nie pitolą się tam wiele i obstają przy tym, że słowo Germanie jest germańskie i kropka.

Oczywiście prawdziwe znaczenie tego słowa jest przemilczane ponieważ pokazuje ono, że nie występuje w nim nic co wskazywałoby na językową przynależność ludów określanych tym mianem, a jest jedynie wskazówką na geograficzną granicę udzielającą te ludy od Celtów.

Słowo „Germanie“ zostało przejęte przez Rzymian od Celtów i w języku celtyckim „GER“ oznacza położenie koło czegoś lub przy czymś.
Słowo „MAN“ jest celtyckim określeniem rzeki Men. Po niemiecku nazywa się ona do dzisiaj „Main“. Po łacinie nazywano ją Moenus lub też Moenis.  Na początku naszej ery rzeka ta stanowiła granicę zasiedlenia terenów pomiędzy Celtami i Słowianami. Jest więc najzupełniej zrozumiałe to, że nadali oni ludom mieszkającym na północ i wschód od tej rzeki nazwę „Germanie“ co w ich języku oznaczało „Ludzie znad rzeki Man“.
W tym znaczeni nazwa „Germanie“ nie mówi nam nic na temat przynależności etnicznej ludów określanych tym imieniem.

Oczywiście ci teoretyczni przodkowie Niemców byli określani też innymi imionami.

Np. Rzymianie określali te ludy mianem Alamani. Również i w tym przypadku interpretacja  proniemieckiej frakcji historyków woła o pomstę do nieba.
Podaje się że źródłosłówiem tego określenia jest zwrot „alle Männer“. Przy czym jakoś to nikomu nie przeszkadza, że takie określenie nie ma zbyt wiele sensu i bazuje na współczesnym niemieckim języku literackim.
Fonetycznie istnieje tu jakieś tak nawet podobieństwo, ale na tej zasadzie to i można znaleźć podobieństwo z każdym językiem na kuli ziemskiej. Poza zwykłym brzmieniem konieczne jest również to, aby takie określenie miało sens.

I rozwiązanie tego dylematu jest oczywiście jak zwykle banalnie proste. Słowo Alamanie jest zwykłym tłumaczeniem określenia „Germanie“ na łacinę.

Słowo „ALA“ oznacza, w trakcie formowania się legionu rzymskiego do boju, jego skrzydło czyli jego cześć brzegową.

Oczywiście druga cześć wyrazu w tym określeniu oznacza także rzekę Men ponieważ ta nazywana była po łacinie (Moenus lub tez Moenis). Tym samym słowo Alamanie określało ludność żyjącą nad brzegiem rzeki Moenis.

Jak w takim razie przedstawia się sprawa ze starszymi określeniami ludów na północ od Dunaju i wschód od Renu do których zgłaszają pretensje Niemcy twierdząc że wywodzą się one z języków germańskich.

Jak to jest właściwie z takimi określeniami jak Teutoni i Kimbrowie?. Mają te określenia rzeczywiście coś wspólnego z Niemcami.

Oczywiście i w tym przypadku nie znajdziemy takich powiązań. Słowo Kimbrowie (Cymbrowie) nie ma żadnych korzeni w językach germańskich ale jest czysto celtyckiego pochodzenia. Współcześnie znajdziemy tylko jedno określenie o podobnym pochodzeniu i związane ono jest z nazwą rejonu geograficznego Wysp Brytyjskich zwanego Cumbrią i od dawna zamieszkałego przez Celtów.

Słowo Teutoni ma także najprawdopodobniej celtycko-słowiańskie korzenie. Słowo „Tuath“ oznaczało w języku celtyckim naród ewentualnie plemię. Słowo „Tin“ może się wywodzić od określenia metalu cyny albo też od słowiańskiego określenia ostrokołu chroniącego osady Słowian.

To właśnie słowo „TIN“ TYN“ lub „CIN“ buduje końcówkę określeń miejscowości w językach słowiańskich i występuje w nich bardzo powszechnie. Poza tym znaczeniem słowo to zanikło i nazwy miast i osad są jego ostatnimi reliktami.

Ciekawe że w dziełach antycznych autorów określenie ludów Kimbrów i Teutonów występuje zawsze razem co by wskazywało na to, że dotyczy ono nie dwóch rożnych plemion ale jest rozbudowaną nazwą jakiegoś celtyckiego ludu z Wysp Brytyjskich który nazywano „Kimbrami, ludem za palisadą“.

Poza tym użycie słowiańskiego słowa „TYN“ wskazuje na ścisłe powiązania językowe ludów celtyckich ze Słowianami.

Jeśli w takim razie nie udało się nam znaleźć powiązań starszych nazw ludów z terenów obecnych Niemiec z Germanami to może istnieją przy młodszych nazwach takie związki.
Weźmy dla przykładu takie określenie jak Szwabi. Współcześnie wiążemy je jednoznacznie z Germanami. W starożytności Rzymianie określali Germanów również nazwą Suevów występujących też pod mianem Suebów. Od tego określenia pochodzić ma nazwa współczesnych Szwabów.


To co wypisuje na ten temat polska Wikipedia to po prostu skandal.

Dla każdego musi to być natychmiast widoczne że kombinacja liter „UE“ wykorzystana była przez starożytnych dla oddania brzmienia słowiańskiej zgłoski „Ł“. Oznacza to, że po podstawieniu jej do określenia „Suevia“ otrzymamy słowo Sławia a mieszkańcy tej krainy musimy w takim razie nazwać Sławami czyli inaczej Słowianami. Również źródła antyczne podają, że wiele najróżniejszych plemion z terenów „Germanii“ identyfikowało się z nazwą „Suevus”. Wskazuje to na to, że ludy te i plemiona miały świadomość wspólnoty językowej i że już w początkach naszej ery, a zapewne i dużo wcześniej, czuły się one przynależne do wspólnoty słowiańskiej.

A więc znowu nasze wysiłki znalezienia powiązania Germanów z Niemcami spełzły na niczym.
Jeśli więc nie udało się to nam z imieniem własnym Niemców to może uda się to nam z imionami wybitnych osobistości które współcześnie zalicza się do kultury germańskiej.

Weźmy dla przykładu najwybitniejszego Niemca wszystkich czasów, prawdziwe uosobienie wszystkich germańskich cnót – Arminiusa. Tego który pokonał Rzymian i pozwolił na zachowanie wolności wszystkim Germanom czasów antycznych. Czy był on rzeczywiście protoplastą Niemców?

To że był Germanem, co do tego nie mam żadnych wątpliwości, tylko jak to już udowodniłem, tak nazywali Rzymianie wszystkich barbarzyńców mieszkających na północ od Menu.

Spróbujmy wiec zrozumieć jaki jest źródłosłów słowa Arminius. I tutaj odkryjemy że druga cześć słowa, czyli „MINIUS“, odpowiada jednoznacznie rzymskiemu określeniu rzeki Men czyli Moenus. Litery „ARMI” pochodzą zapewne od łacińskiego słowa „ARMIS” co znaczyło „silnie uzbrojony” albo „Chrobry” czyli waleczny. I tak przypadkowo wylądowaliśmy przy znaczeniu imienia plemienia do którego należał Arminius czyli Cherusków które wywodziło się zapewne od określenia „Chrobry” a to jako niewymawialne po łacinie zostało odpowiednio „ucywilizowane” do Cherusci.
Tak więc i tu przy imieniu Armenius znowu jesteśmy przy łacinie i ani śladu języka niemieckiego ani niczego co mogło by go nawet przypominać. Za to w rodzinie naszego bohatera bez problemu znajdziemy słowiańskie imiona. Jego ojciec nazywał się Sigimerus i to imię jest jednoznacznie imieniem słowiańskim i brzmiało w oryginale zapewne Sędomir albo podobnie. Jego wuj miał na imię Inguiomerus i tu również nie można nie zauważyć podobieństw ze słowiańskimi imionami kończącymi się na „MIR”
Tak na marginesie w tekstach źródłowych znajdziemy dziesiątki imion tak zwanych „Germanów” których źródłosłów jest jednoznacznie słowiański ponieważ kończą się one w typowy dla Słowian sposób na „MIR” albo „WIT”. W tym celu wystarczy przejrzeć tylko listę władców plemion „germańskich”, aby przekonać się samemu, jak nasi „historycy” robią nas Słowian w balona propagując wielkogermańską propagandę.

Jeśli więc ślad niemiecki nie da się potwierdzić w starożytnej historii to gdzie wytworzył się ten język i w jaki sposób rozprzestrzenił się on po Europie.

Moim zdaniem Niemcy czy też ogólnie niemieckojęzyczni Germanie pojawiają się w Europie dopiero z upadkiem Rzymu i wykształcenie się tego języka przypada na okres wczesnego Średniowiecza. Podbój Rzymu przez plemiona Słowiańskie oraz ich emigracja w kierunku Italii i Hiszpanii oraz utrata Galii przez Rzym otworzyły plemionom skandynawskim możliwość opuszczenia ich dotychczasowych siedzib i opanowania terenów u ujścia Renu. To właśnie na teranie Skandynawii doszło do wytworzenia się pierwotnego niemieckiego języka, po tym jak Juliusz Cezar zdobył Galię, w wyniku czego doszło do masowej emigracji celtyckich plemion z terenów obecnej Francji ale również z terenów na południe od Dunaju. W ciągu niewielu lat tereny te opustoszały a ludność ich wywędrowała do Skandynawii gdzie w tym czasie żyli ich pobratymcy Celtowie razem ze Słowianami.

Te opuszczające Galię plemiona celtyckie były już w znacznej części zromanizowane i zabrały ze sobą na tę wędrówkę słownictwo łacińskie i greckie. W połączeniu ze słowiańskim językiem oraz przy udziale słownictwa ludów azjatyckich zamieszkujących północną Skandynawię rozpoczął się proces tworzenia języka niemieckiego.
Swój sukces zawdzięcza on jednak w pierwszym rzędzie religii chrześcijańskiej. To właśnie władze kościoła katolickiego widziały w języku niemieckim narzędzie do złamania oporu Słowian przed ekspansją obcej im religii i kultury. Eksterminacja Słowian i ich języka była główną bronią chrześcijan w podboju i podporządkowaniu sobie i swoim interesom żywiołu słowiańskiego. Jeszcze większe znaczenie przypadło jednak tym którzy doprowadzili do zafałszowania historii Europy i zatarcia w niej wszystkich śladów Słowian. To właśnie chrześcijanie nie omieszkali użyć wszystkich środków do tego, aby zabić kulturę słowiańską nawet za cenę fizycznej eksterminacji Słowian przy pomocy każdej dostępnej metody. Kiedy to się udało pozostało wmówienie im że nie posiadali nigdy żadnej znaczącej kultury i że w ogóle to wywodzą się od niewolników i tylko im, germańsko-języcznym chrześcijanom, zawdzięczają to że mogą zaliczyć się do (pod)ludzi.

Niestety ta wersja historii znajduje poparcie również wśród „słowiańskojęzycznych historyków“.

Przez fałszowanie świadectw pisanych i niszczenie dowodów oraz monopol kościoła na kształtowanie świadomości historycznej, Słowianie zostali okradzeni z ich własnej historii.
Rozprzestrzenienie się języków germańskich w Europie było jednym z elementów wojny jaką prowadził kościół od samego swojego zarania ze słowiańskim kręgiem kulturowym, wojny która trwa do dziś i której uczestnikami jesteśmy ma wszyscy. Wystarczy tylko spojrzeć na to co się dzieje w polskich szkołach albo na to jak bezczelnie ograbia się nas Polaków z naszego języka wszczepiając do niego coraz więcej obcych mu określeń aby nie mieć wątpliwości że jest to najważniejsza walka jaką toczy nasz naród on początku swojego istnienia. Jest to wojna o zachowanie naszej własnej, polskiej tożsamości.

Translate

Szukaj na tym blogu