Krak, odnowiciel Wielkiej Lechii. Cześć trzecia

Krak, odnowiciel Wielkiej Lechii.

Cześć trzecia

Z czasów tworzenia się państwowości Słowian zachowało się tylko niewiele dokumentów, a i te które jeszcze się ostały mają podejrzane pochodzenie i niewiele wspólnego z prawdą.

Szczególnie czasy po upadku Rzymu, a przed powstaniem oficjalnej polskiej państwowości, wyłaniają się nam tylko w nieostrych zarysach z mgły zapomnienia.

Wydawałoby się, że jesteśmy całkowicie zdani tylko na kościelne świadectwa pisane, z których większość jest tak przekłamana, że nie warto nawet ich tu przytaczać.

Sytuacja nie jest jednak tak całkiem beznadziejna.

Całe szczęście ci „poprawiacze historii” nie wyssali wszystkiego z palca. Swoje manipulacje historią ograniczyli w większości przypadków tylko do kilku metod i to nawet niespecjalnie wyszukanych.

Tak więc, przy odrobinie wysiłku, jesteśmy w stanie wyłuskać w tej masie bzdur również ziarna prawdy.

Również w przypadku Kraka i czasów tworzenia się Imperium Słowian, jesteśmy w stanie oddzielić ziarno od plew i odtworzyć przynajmniej niektóre fakty z przebiegu tamtych wydarzeń.

Zajmując się tym tematem z zaskoczeniem zauważyłem, że istnieją też całkiem liczne świadectwa innej natury.

Nie tylko teksty pisane mogą naprowadzić nas na ścieżkę prawdy, ale wiele wskazówek historycznych znajdziemy, jeśli przyjrzymy się chociażby tak prozaicznej sprawie, jak nazwy geograficzne, czy też przykładom obyczajów ludowych na obszarze gdzie rozgrywały się ówczesne wydarzenia o historycznym znaczeniu.

Również oryginalne teksty pisane ze znalezisk archeologicznych, mogą się stać nieocenionym skarbem, w dążeniu do poznania prawdy o naszej przeszłości.

To pomoże nam również w rekonstrukcji zdarzeń historycznych w Panonii w 7 i 8 w.n.e.

Poza omawianą już poprzednio mapką z nazwami plemion zamieszkujących Panonię w trakcie rzymskiego panowania, postanowiłem sprawdzić jak wygląda aktualne nazewnictwo geograficzne tych terenów, szczególnie w sąsiedztwie centrum kultowego Hemmaberg.

Ten pobieżny przegląd mapy ujawnił, że moje przypuszczenia, co do przebiegu historii tego obszaru, znajdują potwierdzenie również w nazwach geograficznych.

W bezpośredniej bliskości Hemmabergu znajdziemy takie toponimy i ononimy jak Magdalensberg (Góra Magdaleny), Heiligengrab (Święty Grób) czy też Jauntal (dolina Jawy).

Oczywiście w przeciągu wieków wiele innych nazw zostało tak zdeformowanych, że obecnie w niczym nie przypominają słowiańskich pierwowzorów, ale przy odpowiednim wysiłku można by je zapewne jeszcze odtworzyć.

Czasami, tam gdzie Austriacy nie czuli się zagrożeni w swojej tożsamości, przetrwały zadziwiające pozostałości kultury słowiańskiej, w prawie że niezmienionej postaci.

Ku mojemu zaskoczeniu również w Austrii znalazłem bezpośrednie dowody istnienia historycznego Kraka.


Na południowych stokach Alp, osłonięta jak murem od południa rzeką Mur, znajduje się Hochebene Krakau, czyli Wyżyna Kraka.

Już sama nazwa jest zastanawiająca, tym bardziej, że to nie koniec i w tym regionie znajdziemy dodatkowo cały szereg miejscowości z imieniem Krak w nazwie.

Jeszcze bardziej fascynujące jest to, że wśród ludności tego regionu zachowały się również naprawdę zagadkowe zwyczaje. Do nich należy np. festyn, odbywający się w co drugie zapusty, którego kulminacyjnym punktem jest taniec mężczyzn ubranych w ekstremalnie wysokie spiczaste czapy. Tańczący tworzą kolo, tak jak to powszechne wśród Słowian.

Ale skąd te nietypowe czapy na głowach?
Skąd pochodzi wzór takiego nakrycia głowy?
I w ogóle, dlaczego ten region wziął swoją nazwę od imienia Kraka?

I to nie koniec tych znaków zapytania. W czasie Wielkanocy praktykowany jest tam zwyczaj procesji, na czele której niesiona jest olbrzymia figura, którą przezwano Samsonem.
Pytanie tylko, co ma Samson wspólnego z Wielkąnocą i do tego jeszcze w jakiejś tam zapadłej austriackiej dziurze.

Zanim odpowiemy na to pytania, musimy sobie postawić zasadnicze pytanie dotyczące możliwości istnienia w tamtej epoce Imperium Słowiańskiego.

Jak to jest możliwe, że nie zachowały się na ten temat liczne doniesienia i świadectwa pisane?

Otóż to pytanie jest niestety fałszywie postawione.

Oczywiście zachowały się całkiem liczne świadectwa na istnienie Imperium Lechii, 

tylko że my niestety nie jesteśmy w stanie ich właściwie skojarzyć, bo dajemy się wyprowadzić w pole za pomocą prymitywnego triku.

Po prostu zarówno świadectwa z kręgów katolickich jak i prawosławnych podają zafałszowane fakty historyczne.

Nasze imperium Słowiańskie ukryto nadając mu nazwę Chanatu Bułgarskiego,


a z jego władców zrobiono jakichś azjatyckich watażków i dzikusów, którzy dopiero w kontakcie z dobrodziejstwami chrześcijańskiej kultury ulegli ucywilizowaniu.

Te kłamstwa są łatwe do obalenia i już dawno powinno się to stać, tylko kto to ma zrobić, jeśli historycy z krajów słowiańskich to banda gnojków, pozbawionych czci i honoru.

Zastanówmy się nad samą nazwą Bułgaria. Czy jest to rzeczywiście autentyczna nazwa tego państwa?

Wiemy, że w tamtych czasach istniało również plemię Wołgarów i że musiało ono mieć również kontakt z Bizancjum, tak więc stosunkowo łatwo można było zamienić literę „W” na „B”, co było zresztą w tamtych czasach nagminne i zrobić z tego plemienia Bułgarów.
Tylko jak udało się przetransportować tożsamość bałkańskich Bułgarów na tych ze stepów wschodnioeuropejskich?

Ten zabieg nie był aż taki trudny jeśli się rozszyfruje to, jak tak naprawdę nazywano środkowoeuropejskie Imperium Słowian.

Spróbujmy znaleźć tę nazwę.

Bez specjalnych problemów zauważymy, że nazwa Bułgaria jest złożeniem dwóch wyrazów „Buł” i Garia. W innych językach „ł” oczywiście nie występuje i jest zastąpione literą „L”

O ile drugi z tych wyrazów rozpoznajemy stosunkowo łatwo jako „Goria” a więc nasze „Góra”, o tyle pierwszy z nich jest trochę trudniejszy do odtworzenia.

Z pomocą przychodzi nam to, że już wiemy jak manipulowano i przekręcano nazwy słowiańskie, i jedną z najważniejszych metod była manipulacja literami „W” i „B”, które dowolnie ze sobą zamieniano, w zależności od tego, który rezultat lepiej zniekształcał słowiański pierwowzór.

W tym przypadku było oczywiście tak samo i w oryginalnym brzemieniu była to litera W.
Jeśli do tego zauważymy, że Turcy pierwotnie nazywali Bułgarię słowem Bılgariya (a ci w końcu powinni wiedzieć, jak to było kiedyś naprawdę, w końcu okupowali Bułgarię 400 lat) to z początkowego „BUL” powstaje słowo „WIL”, które jest najwyraźniej skrótem słowa „WIELE”.

Tak więc widzimy, że twórcy Imperium Słowian nadali temu państwu pierwotnie nazwę „Wielogoria”.


Najwyraźniej chodziło tu o podkreślenie tego, że powstało on z dobrowolnego połączenia się ze sobą wielu plemion i grup plemiennych w celu wspólnej obrony wolności.

Taka interpretacja znajduje również potwierdzenie w literaturze, a również w podaniach słowiańskich pokutują takie określenia jakichś bliżej nie sprecyzowanych państw jak np. „Biała Chorbacja” czy też „Wielka Lechia”.

Oba te określenia dotyczą tego samego, a mianowicie są nazwami tego samego tworu państwowego jakim była „Wielogoria

Oczywiście „Biała Chorbacja” powstała na bazie tego samego triku, o którym wspomniałem poprzednio. Po prostu w nazwie Wielogoria zamieniono pierwsza literę „W” na „B”, otrzymując południowosłowiańskie słowo „Bielo” - „Biała”, a słowo „Goria” zastąpiono południowosłowiańskim odpowiednikiem określenia „Góra” - „Chora”.

Określenie „Wielka Lechia” ma trochę inną genezę. 


Oczywiście słowo „Wielka” pochodzi z fałszywej interpretacji słowa „Wielo”.

Lechia” natomiast..... Ale zacznijmy jednak lepiej od początku.

Na początku 7 w.n.e. Bizancjum znalazło się w rozpaczliwie ciężkiej sytuacji militarnej. W Azji Mniejszej odnowił się konflikt z Imperium Perskim, w którym Konstantynopol raz za razem ponosił coraz to dotkliwsze porażki. Natomiast w Europie utworzył się drugi front walki z rosnącym w siłę Imperium Merowingów.

Bizancjum nie miało szansy na utrzymanie swoich terytoriów, w tej walce na dwa fronty i wystąpiła konieczność przejęcia władzy przez zdolnego i walecznego władcę o wybitnych militarnych zdolnościach.
I takiego władcę można było znaleźć tylko wśród tych, którzy najlepiej znali się na rzemiośle wojennym i tymi byli niewątpliwie potomkowie Wandalów z Kartaginy.


Kiedy upadło Imperium Wandali 

to oczywiście nie wszyscy pokonani ponieśli śmierć w walce. Większość przeżyła, w tym również ich władca. Cesarz Justynian wiedział, że zwycięstwo w bitwie nie przyniesie trwałego pokoju, w tej nowej prowincji, szczególnie że część Wandali dalej prowadziła wojnę podjazdową z najeźdźcą.


Rozwiązaniem tego problemu, było wcielenie wszystkich mężczyzn z plemienia Wandali do armii cesarstwa i deportacja ich rodzin do różnych zakątków Imperium.
Wodzowie i oficerowie otrzymali natomiast, dochodowe synekury i równie wysokie stanowiska w armii.

Wandale byli wspaniałymi żołnierzami i wkrótce zajęli znaczące pozycje w administracji Imperium.

Szczególnych zaszczytów doznała rodzina Herakliusza. Byli oni bezpośrednimi potomkami ostatniego władcy Wandali w Kartaginie, Gelimera.


Jego obowiązujące wśród „historyków” imię to oczywiście turbogermański durnowaty wymysł.

Jeśli spojrzymy na monetę z jego wizerunkiem i zapisanym imieniem, to jest to oczywiście imię na wskroś słowiańskie.

Zapisane jest starosłowiańskim alfabetem i oznacza dosłownie „SILAMIR”, a więc „Siła pokoju”, albo zgodnie z intencją „Silny pokojem”.



Potomkowie Siłomira awansowali w hierarchii imperialnej bardzo wysoko i kiedy okazało się, że tereny dawnego państwa Wandali ciągle wstrząsane są nowymi powstaniami i rozruchami, Horaklidzi stali się zwierzchnikami tej prowincji z ramienia cesarstwa i doprowadzili szybko do uciszenia zamieszek.

Imię Herakliusza jest też wskazówką co do pochodzenia tej rodziny.

Jeśli przypomnimy sobie mapę Panonii z poprzedniego odcinka, to zauważymy tam również plemię Hercuniates.



Po naszemu nazywano ich zapewne Harnasie.


To plemię należało do licznej grupy bitnych plemion góralskich, zamieszkujących tereny lasów i puszcz Europy Środkowej.


Kiedy Bizancjum znalazło się na skraju unicestwienia, nie było lepszego kandydata na nowego przywódcę w państwie, jak potomek Siłomira z rodu Horakleza (Waligóry).

Jego pochodzenie gwarantowało to, że w obronie Bizancjum stanęli najlepsi wojownicy czasów antycznych – Słowianie. Jedyni którzy byli w stanie sprostać w polu armii perskiej.

Na nowego Cesarza wyznaczył go jego ojciec, ale Horaklez nie był sam i za nim stała murem jego cała rodzina.

Jego brat, jego wuj, jak i jego brat wujeczny, otrzymali najważniejsze funkcje w państwie i wywiązali się ze swoich obowiązków doskonale, lojalnie służąc nowemu cesarzowi.


Horaklez musiał nie tylko powstrzymać Persów, ale jednocześnie musiał na wszelki sposób zapobiec połączeniu sił perskich i frankijskich.

W początkowych latach jego rządów stał już o krok od klęski, kiedy doszło do takiego sojuszu. Bizancjum uratowała przed unicestwieniem tylko zaplata gigantycznej kontrybucji.

Ta klęska była dla niego dobrą nauczką.

Herakliusz (Waligóra) zrozumiał, że jedynym sposobem wyrwania Bizancjum z tych kleszczy, będzie wywołanie powstania przeciwko Merowingom, wśród Słowian Europy Środkowej.

Wśród tych ostatnich, już od dawna rosło niezadowolenie z rządów Merowingów oraz z coraz silniejszego ograniczenia ich praw i wolności przez ten reżim i ludność z utęsknieniem wspominała czasy rządów królów wandalskich.

Brakowało tylko iskry, aby wywołać wybuch i z tego zdawał sobie doskonale sprawę władca Bizancjum, bo jako Słowianin i potomek wandalskich królów, miał zapewne doskonały wgląd w rozwój wydarzeń w ojczyźnie swoich przodków.

Dzięki własnym zdolnościom dyplomatycznym jak i zapewne bajońskim sumom na łapówki dla niezdecydowanych, udało mu się przekonać plemiona słowiańskie, od Poloponezu po wybrzeża Bałtyku i od Renu po Wołgę aby przysłali swoich przedstawicieli, do odbycia wspólnych obrad nad powołaniem sojuszu.

Jako miejsce obrad, tego pierwszego słowiańskiego sejmu, wybrano centralny punkt tego obszaru i tym była rozległa równina, którą obecnie nazywamy Krakauerebene (Równina Kraka). Ten obszar był również z tego względu tak ważny, bo jego teren zamieszkiwało plemię Lesich. Do dzisiaj, mieszkańców tego rejonu, Austriacy nazywają Lessach, co ma oznaczać „leśnych ludzi”.

Od tej nazwy wywodzą się takie nasze nazwy jak „Leszek” „Lech” i „Lach”. Tereny tego plemienia rozciągały się aż do obecnej Bawarii i dlatego znajdziemy tam taką nazwę rzeki jak np. Lech.

Członkowie tego plemienia należeli do najbardziej bitnych i najbardziej oddanych pradawnej dynastii Horaklezow.


Najprawdopodobniej gdzieś na wiosnę roku 619 na Wyżynę Kraka zaczęły ściągać zbrojne drużyny i starszyzna rożnych plemion słowiańskich z całej Europy Środkowej.

Szczególną sensację wzbudziła jazda scytyjska, w fantastycznie barwnych strojach z niesamowicie wysokimi nakryciami głowy w kształcie stożkowej czapy. Nie mniej fascynujące były też tabory i czeladź tej egzotycznej armii.

Jak wyglądał taki scytyjski rycerz możemy zobaczyć np. u Białczyńskiego


Szczególnie zdjęcie rekonstrukcji scytyjskiego księcia jest tu wielce wymowne.



Na tubylcach Scytowie wywarli piorunujące wrażenie i jeszcze 1400 lat później ich potomkowie przypominają o tym wydarzeniu na swoich festynach.



Również cesarz Herakliusz przybył osobiście na sejm, aby dopilnować taki jego przebieg, jaki zaplanował.

W rękawie miał jeszcze dodatkowego asa.

Towarzyszył mu jego brat wujeczny Nicetas.

Oczywiście i to imię to propagandowa mistyfikacja. Jego imię brzmiało po słowiańsku zapewne Niestek, a więc zdrobniała forma imienia Nestor.

W trakcie obrad, Herakliuszowi zaproponował plemionom góralskim, odnowienie dawnego Imperium Wandali oraz ustanowienia jako przywódcy, potomka ich ostatnich władców, swojego kuzyna Niestka.

Miało to zachęcić również inne plemiona, spoza tego związku, szczególnie nadwołżańskich Scytów, do włączenia się do nowego sojusz.

W ramach ogólnej euforii po tej decyzji, Scytowie nie tylko zdecydowali się na przystąpienie do sojuszu, który nazwano Samostojna, ale uznali Niestka za swojego nadrzędnego przywódcę, czego symbolicznym dopełnieniem było przywdzianie przez Niestka scytyjskiego hełmu królewskiego.

Było to kolejne epokowe wydarzenie i ludność tubylcza przypominała sobie je co roku, w formie uroczystej procesji z figurą przywódcy Sam(o)s(t)o(j)n(ej), nazywanego od momentu tej koronacji Krakiem.



Oczywiście z czasem kiedy zaczęto zwalczać pamięć o Imperium Słowian i zakłamywać związane z tym fakty, zamieniano imię Samostojnej na Samsona, a czas i Kościół Katolicki dokonały reszty i mieszkańcy Wyżyny Kraka dalej świętują swoje festyny, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, dlaczego i ku czyjej pamięci.
Najpierw stracili swoją świadomość historyczną, a później również swoją ojczystą mowę.

CDN

Legenda o Czechu, Rusie i Lechu. Śladami Kraka

Legenda o Czechu, Rusie i Lechu. Śladami Kraka


Aby rozwiązać zagadkę legendy o Czechu, Rusie i Lechu i prawidłowo umieścić ją w chronologii wydarzeń historycznych, musimy się po pierwsze zastanowić nad celami strategicznymi głównych aktorów politycznych zmagań o władzę, we wczesnym średniowieczu w Europie.

Z tego co się powszechnie przyjmuje, w VII i VIII w.n.e mieliśmy do czynienia z trzema głównymi graczami na politycznej scenie w Europie.

Najważniejszym graczem było niewątpliwie Bizancjum, którego głównym rywalem był biskup rzymski. Jednocześnie na terenach obecnej Francji zaczęło rosnąć w siłę Imperium Merowingów.

Wspomina się również o Chanatach Awarów i Bułgarów jako ważnych aktorach wydarzeń politycznych tamtych czasów, ale ludy te wymykają się tak naprawdę dokładniejszej analizie.
Wśród „historyków” panuje zadziwiająca jednomyślność co do tego, że ludy te były pochodzenia azjatyckiego i najczęściej są zaliczane do ludów tureckich.

Tylko że z dowodami już trochę gorzej.

Nie ma na to tak naprawdę żadnych przesłanek. Ani nie zachowały się żadne wiarygodne świadectwa pisane, ani też nie potwierdzają tego znaleziska archeologiczne.

Badania genetyczne udowodniły natomiast, że wśród ludności zamieszkującej tereny Bułgarii nie wystąpiła żadna wymiana ludności i w genotypie mieszkańców tych terenów z czasów wczesnego średniowiecza nie występuje żaden azjatycki ślad.

Również u ludności współczesnej ten teoretyczny element azjatycki po prostu nie istnieje i to pomimo 400 letniej osmańskiej okupacji tego kraju. Zarówno Awarowie jak i Turko-Bułgarzy nie pozostawili po sobie żadnych istotnych śladów. Nawet w językach słowiańskich te tureckie elementy z czasów średniowiecza po prostu nie istnieją. Już samo to świadczy o tym, że mamy tu do czynienia z kłamstwami szytymi grubymi nićmi.

Ta niemożność określenia jednoznacznego zasięgu i czasu trwania tych hipotetycznych tworów państwowych nie jest przypadkowa.

Już w tamtych czasach przywódcy polityczni stosowali takie same metody walki propagandowej ze swoimi politycznymi przeciwnikami jak współcześnie i fałszowanie historii należało do standardowych metod tej walki.

Co gorsza to fałszowanie nie ograniczyło się do jednorazowego aktu, ale każde kolejne pokolenie tych czy innych oszustów dopisywało, do tych wcześniejszych, kolejne kłamstwa, doprowadzając historię Europy do stanu zaawansowanej paranoi.

Zarówno Bizantyjczykom jak i Katolikom, no a przede wszystkim władcom krajów Zachodniej Europy zależało na tym aby rzucić złe światło na swoich przeciwników i wybielić własne zbrodnie i potworności.

Jeśli spojrzeć na zasięg terytorialny tych trzech sił w Europie to zauważymy, że zajmowały one raczej obrzeża europejskiego kontynentu, a jego główna masa zdawała się być pozbawiona jakichś znaczniejszych organizmów państwowych.



Czy było to jednak możliwe aby te agresywne polityczne twory zadowoliły się rolą zaścianka Europy?

Czy jest możliwe to, że Imperium Bizantyńskie i Imperium Merowingów dobrowolnie zrezygnowały ze swoich ekspansjonistycznych celów?

Oczywiście te pytania są czysto retoryczne i ta wstrzemięźliwość tych państw wynikała po prostu z ich militarnej słabości i niemożności podporządkowania sobie terytorium Słowian, bo to właśnie oni zamieszkiwali olbrzymią większość europejskiego terytorium.

Jeśli tak, to można uznać za wysoce nieprawdopodobne i tak naprawdę za niemożliwe, aby te słowiańskie plemiona w pojedynkę byłyby w stanie powstrzymać tych agresorów, jeśli rzeczywiście byłyby tak prymitywne i niecywilizowane, jak to już od setek lat próbują nam to wmówić „nasi historycy”.
Ta biała plama na mapach Europy jest rezultatem świadomego fałszowania historii i zacierania faktów istnienia słowiańskiej państwowości w tamtych czasach i to na tyle silnej, że władcy Konstantynopola nie raz i nie dwa utrzymali się przy władzy tylko dlatego, bo wykupywali się u słowiańskich królów tonami złota.

Ten fakt jak i rozliczne klęski zadawane Merowingom i Bizancjum przez Słowian spowodowały, że obie te siły były co do tego zgodne, że pamięć o tych kompromitujących wydarzeniach musi być wymazana z historii Europy, jak i pamięć o ludziach którzy tego dokonali.

Zasadniczym powodem było jednak to, że to Słowianie jako pierwsi w Europie przyjęli elementy chrześcijaństwa do swoich wierzeń, tworząc jego odmianę, którą nazwano Arianizmem.

Dokonała tego, poprzez swoją działalność misjonarską, Maria-Magdalena zakładając centrum religijne w Hemmabergu na terenie Karantanii (Koroszki) w obecnej Austrii.


Tereny te zamieszkiwały już od pradawnych czasów plemiona słowiańskie, ale w rezultacie wzmożonego importu żelaza i bursztynu przez Rzym, obszar ten stał się również miejscem rywalizacji Wandali (Wendów) Polan i Goplan z terenów obecnej Polski, usiłujących przejąć kontrolę dróg handlowych z cesarstwem.



Najprawdopodobniej żadne z tych plemion nie miało dostatecznych sił na zwycięstwo i w rezultacie teren Panonii stał się ciekawym eksperymentem politycznym i gospodarczym, bo każde ze słowiańskich plemion i związków plemiennych utrzymywało na terenie Panonii swoje siły zbrojne, dla zagwarantowania własnych interesów gospodarczych, na zasadzie pokojowej koegzystencji.

Widzimy to doskonale na mapie Panonii z uwzględnieniem zamieszkujących ją plemion i ludów.



Goplanie nazywani są na tej mapie Varcianami co nie sposób inaczej zinterpretować jak Warcianie, a więc alternatywna nazwa dla Goplan.

Wandali znajdziemy pod nazwa Cornacates. W tej nazwie słowiański ślad został zatuszowany poprzez dodanie dwóch liter. Tak naprawdę nazywano ich Cracates a więc Krakusi.

Polanie występują pod nazwą Lachów którą zdeformowano do formy Iesi.

Wieleci i plemiona Lutyckie reprezentowane były przez Latobitów. W tej nazwie wystarczyło zamienić tylko „U” na „A” aby wyprowadzić czytającego na manowce.
Ta nazwa jest jeszcze z tego względu interesująca, bo pozwala nam poznać etymologię nazwy Lutycy.

Pierwotnie nie nazywano ich „Złymi”, czy też jak niektórzy twierdzą „Wilkami”, ale odwrotnością tego znaczenia.

Luto-bici”, a więc ci co „Zło Bijący” lub „Zabójcy Wilków”, w zależności od tego, co przyjmiemy za prawidłowe znaczenie słowa LUTY.

W dalszej części wrócimy jeszcze do tego słowa, bo jest ono szalenie ważne dla rozszyfrowania jeszcze jednej, zasadniczej dla naszego wywodu, zagadki znaczeniowej.

Plemię które widzimy pod nazwą Boii to oczywiście odpowiednik naszego oznaczenia na wojownika „Woj”.

Jak widzimy, nazwy tych starożytnych plemion nie są całkowicie zmyślone, ale na tyle zdeformowane, aby uniknąć jednoznacznych skojarzeń ze Słowianami.

Była to najprostsza metoda fałszowania słowiańskich nazw własnych.

Oprócz tego przekręcano znaczenie imion, fałszowano pochodzenie osób i ludów, przekręcano tok zdarzeń, odwracając całkowicie ich realny przebieg itd itp. Wszystko po to aby unicestwić pamięć o ariańskich Słowianach i o tym, że to właśnie oni dominowali Europę przez całe stulecia i traktowali Rzym, Bizancjum i Franków jako swoich wasali.

Jako ciekawostkę znajdziemy również na tej mapce plemię o nazwie Catari, od której to nazwy pochodzi określenie sekty religijnej Katarów, w której najdłużej przetrwały idee religii ariańskiej i która zdobyła olbrzymie znaczenie w okresie późnego średniowiecza na terenach Europy Zachodniej zamieszkiwanych przez Słowian i ich potomków.

Artykuł w polskiej Wikipedii służy tylko ogłupianiu gawiedzi i nie zasługuje nawet na to, aby go tu przytoczyć, ale już w angielskiej można się dowiedzieć paru ciekawych rzeczy. Szczególnie polecam akapit dotyczący roli kobiet w tej wspólnocie religijnej.


Panonia była więc tak jakby tyglem, w którym pierwsi Chrześcijanie na terenie Europy zetknęli się z ludami słowiańskimi i gdzie na drodze wymiany i wzajemnego przenikania się idei i tradycji wytworzyły się podstawy wszystkich ważnych odłamów chrześcijaństwa w Europie i gdzie obrzędy religijne Chrześcijan przybrały swoją ostateczną formę.

Tu też zaczęły się formować zaczątki feudalnych struktur społecznych oraz wąskie grupy i klany rodzinne, które stopniowo rozszerzyły swoje wpływy na cały ówczesny słowiański świat.

Typowym przykładem był ród Merowingów, który to ze swoich pierwotnych siedzib w Panonii rozprzestrzenił swoją władzę na tereny Europy Zachodniej. Przedstawiciele tego rodu pochodzili z plemienia Lesi należącego do olbrzymiego związku plemiennego nazywającego siebie Polanami i którego przedstawiciele zasiedlali tereny od obecnej Bułgarii poprzez Panonię, obecną Bawarię i Polskę, aż po Ruś.
Warstwy przywódcze Polan a szczególnie przedstawiciele elitarnych jednostek zbrojnych nazywano mianem Lechitów.
Nazwa Lesi stała się następnie pierwowzorem takich określeń jak Polesie, Polachy aby następnie stać się nazwą naszego narodu - Polacy.

W początkach ariańskiego Chrześcijaństwa zdecydowanie najważniejszą rolę odgrywała dynastia rządząca plemieniem Krakusów, określanego też nazwą Wandale lub Wendowie, lub jak przypuszczam nazwą Wawelanie.

Ich władca nazywany był KRAKIEM i to określenie stało się następnie wzorem dla innych nazw określających władców, jak KRAL, KARL, KRÓL.

Po najeździe na Rzym dynastia ta przeniosła się do Afryki Północnej, do Kar(l)taginy (miasto targowe Króla), ale dalej miała olbrzymi wpływ na plemiona słowiańskie Europy Środkowej będąc dalej władzą zwierzchnią wśród ariańskich Słowian, aż do ich ostatecznego upadku.

Po upadku Imperium Wandali a szczególnie po kompromitacji dynastii rzadziej, sytuację wykorzystał ród Merowingów z plemienia Polan, zgłaszając swoje aspiracje do przewodzenia wszystkim Słowianom.

Merowingowie byli zapewne również potomkami Marii Magdaleny i ich aspiracje były jak najbardziej uzasadnione.

Oczywiście samo pochodzenie nie wystarczało i jak to zwykle bywa, dla osiągnięcia tego celu potrzebowali pieniędzy, dużo pieniędzy.

Obszar ich władzy był jednak wyniszczony i wyludniony po epidemiach dżumy i tak naprawdę to straszliwie biedny. Skłoniło to Merowingów do szukania kasy poza granicami ich państwa i napady rabunkowe w granicach Cesarstwa Bizantyjskiego stały się głównym źródłem ich finansowania.

Dla Bizantyjczyków ci agresorzy kojarzyli się z tym co znali już z własnej przeszłości i dla nich ludy z terenów lezących na północ od Alp nad brzegami Morza Północnego to był kraj Abaroi


Tak więc tych agresorów nazwali Awarami i to niezależnie od tego z jakiego plemienia, czy też tworu państwowego, pochodzili. Jak już to wielokrotnie podkreślałem w przeszłości występował powszechny chaos w zastępowaniu litery „W” przez literę „B” i odwrotnie, co do dzisiaj prowadzi do nieporozumień i fałszywej interpretacji przeszłości.

Termin Awarzy nie dotyczył więc jakiegoś mitycznego azjatyckiego plemienia, które opanowało jakoby centrum Europy, ale był zamiennie używany jako ogólne określenie barbarzyńców napadających Cesarstwo od północy.

Dla późniejszych zachodnich historyków było to bardzo wygodne, bo pozwalało ukryć niezbyt pochlebną przeszłość ich panujących dynastii.
To ciągłe zagrożenie napaściami ze strony zachodnich Polan, do których przyłączały się również inne plemiona słowiańskie, skłoniło Cesarza Herakliusza (zresztą potomka Wandali) do szukania wśród swoich rodaków Krakusów pomocy dla osłabienia władzy Merowingów wśród Słowian.

Początkowo doszło do powołania wspólnej rady połączonych sojuszem plemion i ten twór polityczny otrzymał nazwę Samostojnej a więc niezależnego od Merowingów państwa.

Ten sojusz okazał się być bardzo skuteczny i Samostojnej udało się pokonać Merowingów i przegnać ich z terenów Bałkanów i Europy Środkowej, osłaniając w ten sposób Bizancjum przed napaściami.

Autorytet plemienia Krakusów wzrósł przez to na tyle, że uczestnicy sojuszu zdecydowali się na przekazanie władzy w ręce Kraka, przywódcy Krakusów. Było to zresztą koniecznością bo zagrożenie ze strony Merowingów nie uległo zmniejszeniu a wprost przeciwnie zanosiło się na walkę na śmierć i życie i zgodnie ze słowiańskim zwyczajem, w czasach wojny, cala władza przechodziła w ręce jednego wodza.


Również Bizancjum nie żałowało zaszczytów i Krak obsypany został najwyższymi możliwymi nagrodami i tytułami.
Ten czas jedności Słowiańsko-bizantyjskiej nie trwał jednak długo i następcy Herakliusza poczuli się zagrożeni rosnącą siłą Imperium Słowian i w typowy dla Bizantyjczyków sposób rozpoczęli knowania i spiski, wspólnie ze swoimi niedawnymi wrogami.

Co do prawdziwego imienia Kraka, (imię to dotyczyło bowiem tylko jego funkcji Króla), to nic o nim nie wiadomo, ale w dalszej części tekstu spróbujemy wyjaśnić również i tę tajemnicę.

Powstanie tego państwa wiązało się również z rozbudową jego obronności. Krak zainicjował budowę szeregu twierdz. Niektórym nadano nazwę od jego imienia. W ten sposób powstał nie tylko nasz polski Kraków ale również Kraków na terenach Wieletów i Lutyków na zachodzie jak i twierdza Krakra na terenach Bułgarii, na południu Imperium. Tą ostatnią Niemcy w literaturze nazywają identycznie jak nasz Kraków, czyli Krakau.



Z twierdzą Krakra znajdującą się na obrzeżach miasta Pernik wiąże się też bardzo ciekawe znalezisko wczesnośredniowiecznego miecza z napisem na klindze.

Próby rozszyfrowania znaczenia tego napisu są ciekawym przykładem tego, jak państwa słowiańskie są już zinfiltrowane przez zachodnią agenturę i jak pod płaszczykiem wolności badań naukowych rozpowszechnia się w nich wielkogermańską propagandę.

Na te cele idą miliony i wśród „słowiańskich historyków” nie ma prawie takiego, którego nie skusiłyby te srebrniki.

Szczególnie Bułgaria stała się ofiarą tej oszukańczej kampanii i zarówno Niemcy jak i Szwecja nie żałują środków dla opłacania odpowiednich ośrodków propagandowych.

Wystarczy zajrzeć np. na tę stronę internetową oby zorientować się jakie rozmiary przybrała ta kampania.


W sprawie rozszyfrowaniu (w cudzysłowiu) tego napisu „zasłużyła” się szczególnie pani Emilia Dentschewa pracująca na sofijskim uniwersytecie.


Pani Dentschewej udało się jakimś cudem dopatrzeć w tym tekście napisu w języku niemieckojęzycznych Longobardów.

Jak to z tymi Longobardami było naprawdę pisałem już tutaj:


Tak więc przypisywanie im języka niemieckiego jest absolutną bzdurą.
Takie szerzenie bzdur jest jednak w Bułgarii na porządku dziennym i Bułgarzy mają nieszczęście posiadać chyba najbardziej skorumpowane i najbardziej antynarodowe elity ze wszystkich słowiańskich narodów.

Ten kraj, w którym na każdym kroku spotykamy ślady słowiańskiej starożytnej przeszłości i który był centrum słowiańskiej kultury, promieniującej na całą Europę, stał się niestety najzagorzalszym zwolennikiem turbogermańskiej propagandy i utrzymuje nawet za pieniądze podatników specjalny instytut do propagowania tego taniego falsyfikatu jakim jest tzw. „Biblia Gocka” - Wulfila House.

Zajmijmy się jednak konkretnie tym napisem na mieczu z grodu Kraka.

Istnieje tylko niestety jedna fotografia napisu i do tego fatalnej jakości.



Przyczyny tego stanu rzeczy możemy się domyśleć. Chodzi oczywiście o zatarcie jego prawdziwego znaczenia oraz jego słowiańskiego a nawet lechickiego pochodzenia.

Można z dużą pewnością przyjąć, że napis ten jest na pewno starszy niż podaje to np. angielska wikipedia bo występujący tam alfabet jest generalnie alfabetem łacińskim z elementami starosłowiańskiego i nie ma nic wspólnego z cyrylicą. A więc musiał powstać przed upowszechnieniem cyrylicy w Bułgarii.

Sam napis składa się z następujących liter

+IHININIhVILPIDHINIhVILPN+

Obramowany jest z obu stron krzyżami które nie niosą w sobie żadnej wartości informacyjnej a wskazują jedynie, że należał on do chrześcijanina.

Kolejną rzeczą jaką zauważymy to powtarzająca się litera „N” w napisie.

To prowadzi nas do mojego pierwszego odszyfrowanego tekstu słowiańskiego z czasów starożytnych, w którym też spotkaliśmy przypadek szyfru używającego pustych znaczeniowo liter, dla zaszyfrowania rzeczywistego przesłania inskrypcji.

Co ciekawe tekst ten też pochodził z Bułgarii, tak więc musimy z zaskoczeniem stwierdzić, że od czasów Traków aż do Średniowiecza tradycje i sposoby szyfrowania takich tekstów pozostały niezmienne.


Jeśli tak, to wystarczy przyjąć, że litera N oddziela, w większości przypadków, poszczególne wyrazy od siebie i możemy je w ten sposób z tego tekstu wydzielić.
Pozostaje nam tylko znaleźć prawidłowy kierunek zapisu i sprawdzić czy mamy tu do czynienia z językiem słowiańskim.

+IHI   I   IhVILP   IDHI    IhVILP+

Bez problemu zauważymy, że napis musimy czytać z prawej na lewą i że jest on z całą pewnością napisem słowiańskim.

Tym pierwszym wyrazem jest słowo PLIVhI.

Zauważymy też od razu, że występuje ono jeszcze raz w środkowej części zdania. Oczywiście świadczy to o tym, że chodzi tu o grę słowną i że oba wyrazy nie mogą być identyczne znaczeniowo, mimo ich graficznego podobieństwa.

Jeśli przyjrzymy się im jeszcze raz dokładniej to zauważymy, że litera „V” jest w obu wyrazach napisana trochę inaczej.



Łatwo więc jest się domyślić, że w jednej formie musi ona oznaczać „U” a w drugiej nasze „W”.

Jeśli wstawimy te litery prawidłowo i zapiszemy je zgodnie z przyjętym współcześnie kierunkiem, to zdanie to przyjmuje następującą formę.

+PLIUhI IHDI PLIWhI I IHI+

Już w tej formie możemy się stosunkowo łatwo domyśleć jego znaczenia, tylko słowo IHDI zdaje się do niego nie pasować i w istocie jeśli spojrzymy na oryginał, to te cztery litery zostały odczytane nieprawidłowo i w rzeczywistości znajdowały się tam litery MELI.











Uważam też, że tworzą one dwa osobne wyrazy „ME” i „LI”

Teraz możemy przedstawić już ostateczną formę tego zdania

+PLIUhI ME LI PLIWhI I IHI+

oraz przystąpić do wyjaśnienia jego znaczenia.

Pierwszy wyraz „PLIUHI” odpowiada najlepiej czeskiemu lub słowackiemu słowu PLUCHY oznaczającemu kogoś bojaźliwego lub lękliwego. Oczywiście nasz „Płochliwy” wywodzi się też od tego wyrazu.

ME” to oczywiście forma czasu przyszłego czasownika „mieć”.

Szczególnie interesujący i tak naprawdę rewelacyjny w swoim znaczeniu jest wyraz „Li”.

Występuje on do dzisiaj jako archaiczna pozostałość językowa w naszej mowie.
W przeszłości partykuła ta występowała bardzo powszechnie, szczególnie jeśli ktoś chciał się wysłowić w szczególnie wyszukany sposób, oraz w literaturze i poezji.

Możemy przyjąć, że partykuła li nie była częścią trywialnego języka, ale odróżniała pospólstwo od elit Polaków. Zapewne jej geneza sięga czasów Lechitów i Sarmatów.
Użycie tej partykuły w napisie na mieczu świadczy o tym, że zarówno Bułgaria jak i Polska znajdowały się w przeszłości w zasięgu tego samego obszaru kulturowego i tej samej państwowości.

Znaczeniowo „li” odpowiada naszemu „tylko”

Kolejny wyraz „PLIWHI” oznacza Plwocinę i podobną formę znajdziemy np. w czeskim „splivanec” lub rosyjskim „плевок”

Dalej mamy spójnik „I”

I jako ostatnie słowo „IHI”.

Występuje ono jeszcze w języku polskim, ale już tylko w języku potocznym np. w wyrażeniu „śmichy- chichy”. Słowo „IHI” oznaczało więc drwiący śmiech.

W całości to zdanie oznacza po przetłumaczeniu.

Płochliwego (tchórzliwego) oczekują tylko plwociny i śmiech.

lub

Płochliwego (tchórzliwego) czeka tylko oplucie i śmiech.

Napis ten był więc rodzajem ciągłego memento dla posiadacza miecza i ostrzegał go, że tchórzostwo na polu bitwy będzie dla niego w konsekwencji gorsze niż śmierć.

Napis ten wskazuje nam także na olbrzymi wpływ Słowian zachodnich i północnych na historię Bułgarii wczesnego średniowiecza i zaprzecza jednoznacznie zarówno obecności jakichś niemieckojęzycznych plemion i tym bardziej jakichś azjatyckich najeźdźców.

Wprost przeciwnie wskazuje na to, że Bułgaria była integralną częścią środkowoeuropejskiej Słowiańszczyzny i że panujący na tych terenach język był jeszcze bardziej zbliżony do naszego, niż ma to miejsce współcześnie.

CDN.

Translate

Szukaj na tym blogu