O
Sarmatach i Kraku, Cześć 5
Wojna
z Persją wyniszczyła Bizancjum, pozbawiając je najbardziej żyznych
i produktywnych prowincji. Jego dalsza egzystencja zawisła na włosku
i zależała od tego, czy cesarstwo odzyska choć część swoich
pierwotnych ziem.
Zarówno
Herakliusz jak i władze kościelne zdawały sobie sprawę z tego, że
można tego dokonać tylko na drodze zbrojnej. Kościół Wschodni
był gotowy do najcięższych wyrzeczeń, bo chodziło tu również o
jego dalszą egzystencję. Tak więc nowa wojna była nieunikniona.
Zasadniczym
problemem było jednak to, że ludność Konstantynopola nie nadawała
się do służby wojskowej. Wprawdzie Bizantyjczycy byli zawsze
gotowi do rozpętania burd z powodu wyścigów rydwanów i wykazywali
się wielkim bohaterstwem w walce dziesięciu na jednego staruszka,
ale jak zobaczyli Persa, to zwiewali z pola bitwy tak, że aż się
za nimi kurzyło.
Pierwsze
lata rządów Herakliusza dowiodły, że z taką armią nie ma on
żadnej szansy na zwycięstwo. Dlatego pokój z Chlotarem II był dla
niego tak bardzo ważny, bo pozwalał mu sięgnąć po najlepszych
wojowników tamtych czasów, swoich rodaków Słowian.
Po
osiągnięciu porozumienia z „Awarami” Wielogoria nie była już
więcej zagrożona i jej rycerstwo mogło się zaciągnąć pod
sztandary Bizancjum.
Tak
na marginesie, to imię władcy „Franków” (Awarów) zostało
przez twórców mitologicznej historii Europy dostosowana do
pożądanej na zachodzie narracji.
Swoim
zwyczajem nie wymyślali oni całkiem czegoś nowego, tylko tak
zmieniali słowiańskie imię, aby jego brzmienie przybrało taką
formę, którą można już było podciągnąć pod niemiecki albo
francuski język.
W
tym przypadku była to dodatkowo wstawiona litera „H”,
oraz fałszywe odczytanie pierwszej litery imienia tego króla.
Oczywiście
zapisana on była pierwotnie w alfabecie starosłowiańskim, miała
więc znaczenie naszego „S”.
Tak
więc imię „CHLOTAR”,
to nic innego jak słowiańskie „SLOTAR”,
a więc po naszemu „ZŁOTY”.
Do dzisiaj u naszych południowych pobratyńców, to imię jest
bardzo popularne w formie „Zlatan” albo „Zlatko”.
Na
wiosnę roku 622 blisko 30000 armia Herakliusza przeprawiła się do
Azji Mniejszej i śladami ich wielkiego słowiańskiego rodaka,
Aleksandra Wielkiego, ruszyła w kierunku Persji.
Ta
symbolika nie była przypadkowa, bo ludzie tamtych czasów pamiętali
jeszcze to, kim był Aleksander i jakie znaczenie miała w historii
jego osoba i jego słowiańskich wojów.
Herakliusz
nawiązywał bezpośrednio do tych zwycięstw, co okazało się też
naprawdę prorocze, bo jego wyprawa i zwycięstwa należały do
największych osiągnięć słowiańskiego oręża w historii.
Trzon
jego armii stanowiła ciężka jazda scytyjska oraz piechota złożona
z lechickich wojów.
Pierwsze
lata kampanii toczyły się ze zmiennym szczęściem i Słowianie
musieli się najpierw nauczyć tego, jak walczyć skutecznie z
Persami.
Okazało
się, że armia perska przewyższa Słowian jakością swojego
uzbrojenia i tylko męstwo wojów zapobiegło klęsce wyprawy.
W
wyniku tych doświadczeń oraz na skutek poczynionych łupów,
stopniowo zmieniało się też uzbrojenie armii Herakliusza.
Słowianie
zaczęli stosować perski pancerz łuskowy, zwiększając przez to
zdolności bojowe jazdy, a piechota uzbrajała się w perskie
pancerze razem z ich charakterystycznymi hełmami.
Nie
było to tylko czyste naśladownictwo, ale polegało ono na
połączeniu najlepszych cech broni perskiej i europejskiej jak np.
pancerza łuskowego z kolczugą.
W
tym miejscu należy nadmienić ciekawostkę, nad którą głowiły
się w Polsce już całe pokolenia historyków.
Taką
mianowicie, jakie związki miała piastowska Polska z Persją?
To
że te związki istniały, co do tego nie ma żadnych wątpliwości.
Świadczy o tym chociażby samo przekonanie polskiej szlachty o ich
irańskich korzeniach.
Szlachta
polska wierzyła, że ich przodkami było mityczne plemię irańskich
(perskich) Sarmatów.
Ta
wiara nie była bezpodstawna.
Już
dawno zauważono, że niektóre szlacheckie herby wykazują duże
podobieństwo do irańskich tamg. Również popularność zbroi
łuskowych wśród Słowian, oraz ich podobieństwo do pancerzy
perskich była trudna do wyjaśnienia.
Jednak
największą zagadką było to, skąd wśród Polaków i Rusinów
pojawiły się hełmy perskie zwane u nas szyszakami.
Na
terenie Polski znaleziono kilka takich hełmów wykonanych bardzo
kunsztownie, ze złoceniami, co implikuje ich reprezentacyjny
charakter.
Wszystko
to wskazuje na perskie powiązania i szlachta tłumaczyła sobie to,
tworząc sarmacki mit swojego pochodzenia.
Ten
mit ma swoje realne podstawy, ale nie takie jakie wyobrażali sobie
nasi przodkowie.
Aby
ten mit zdemaskować, wystarczy zastanowić się nad tym, co oznacza
tak naprawdę słowo „Sarmata”.
Słowo
Sarmata powstało w czasach wyprawy Herakliusza na Persów, kiedy to
łacina była jeszcze językiem urzędowym w Bizancjum i oczywiście
w bizantyjskiej armii.
Słowianie
z Europy Środkowej, w tym i z terenów polskich, służący w armii
bizantyjskiej, zaczęli używać dla określenia „wojownik”,
tłumaczenia tego określenia z języka słowiańskiego na łacinę.
A
po słowiańsku (po polsku) mówi się na wojowników „Zbrojni”
Broń
po łacinie to „ARMA”.
Wyrazowi
„ARMA” dodano po prostu przedrostek „Z” jak w
słowiańskim, który z czasem zastąpiono, z powodu łatwiejszej
wymowy, głoską „S”, oraz dodatkowo końcówkę „ta”
lub „ci”, zgodnie z typowym schematem tworzenia określeń w
języku słowiańskim.
Na
skutek tego powstały określenia „S(Z)armata” (Sarmaci)
jako określenie zbrojnych, a więc tych słowiańskich wojowników,
którzy brali udział w walkach po stronie Bizancjum w Persji.
Wojownicy
ci wrócili do ojczyzny nie tylko z przebogatymi łupami, ale
przynieśli ze sobą również odmienne odzienie, a być może i
zmieniony przez kontakt z Persami sposób widzenia świata.
Ci
wojownicy byli też związani wspólną walka o przeżycie i
utworzyli zamkniętą kastę w obrębie społeczności słowiańskiej.
Wprawdzie dalej byli w większości Leśnymi (Lechitami według
późniejszego nazewnictwa), ale należeli do nich również
współtowarzysze broni, innego plemiennego pochodzenia, w tym z całą
pewnością Wołgarzy jak i Syryjczycy, a może i nawet sami
Persowie, którzy przeszli na stronę Herakliusza.
Ich
autorytet w obrębie słowiańskich społeczności był tak wielki,
że określenie „Sarmata” stawiało ich na szczytowej pozycji w
hierarchii społecznej.
Z
czasem określenie Sarmata zaczęto używać rzadziej, zastępując
je wyrazem Szlachta który to jest tylko skrótem określenia (Z
Lechii).
Utworzyli
oni następnie elitę państwową Wielogorii i to oni właśnie
przenieśli na słowiański grunt militarne osiągnięcia techniki
perskiej, łącznie z szyszakiem czy używaniem zbroi łuskowej.
Ten
typ uzbrojenia okazał się tak skuteczny i praktyczny, że przetrwał
u nas, w mniej lub bardziej zmodyfikowanej formie, aż do 18 wieku.
Oczywiście
przez „polskich” historyków rozpowszechnianie są bzdury na ten
temat, aby ukryć to, że słowiańskie armie pokonały Persów a
następnie powstrzymały Arabów w próbach podboju Europy.
Tak
więc wszystkie powiązania z Persją i wpływ kultur Bliskiego
Wschodu, zaznaczające się we wczesnym średniowieczu, wynikały
tylko i wyłącznie z tego, że liczne rzesze słowiańskich
wojowników przebywały na terenach Bliskiego Wschodu i w trakcie
wieloletnich kampanii wojennych Herakliusza, nauczyły się cenić
osiągnięcia sztuki i techniki perskiej i przeniosły je następnie
do swojej ojczyzny w Europie Środkowej, aby poprzez powielanie tych
wzorów, utrwalić je również u nas.
Kampania
Herakliusza okazała się jednak bardzo trudnym przedsięwzięciem.
Persowie
dysponowali znacznie większą siłą gospodarczą i zdecydowanie
większymi zasobami ludzkimi.
Po
początkowych sukcesach ofensywa Herakliusza utknęła w miejscu.
Na
to czekał właśnie król „Franków” Złotar II.
Prawie
cała armia Bizantyjska była na wschodzie i w Konstantynopolu
pozostała tylko niewielka załoga, absolutnie niezdolna do obrony
miasta przed napaścią.
Złotar
II dostrzegł w tym swoją szansę na ostateczne zwycięstwo nad
Bizancjum.
Bez
żadnych skrupułów złamał porozumienie z Herakliuszem i wezwał
swoich wasali do wysłania wojów na nową wojnę z Bizancjum.
Całe
szczęście dla Herakliusza takie informacje rozchodzą się lotem
błyskawicy, a zebranie armii przez Chlotara II postępowało
opornie. Zanim armia ta podeszła pod mury Konstantynopola upłynęły
miesiące i to dało Herakliuszowi czas na wypracowanie strategii
obronnej.
Powrót
jego armii do Konstantynopola nie wchodził w grę, bo po pierwsze
trwało by to za długo, a po drugie wszystkie jego terytorialne
zdobycze zostałyby zniweczone.
W
tej sytuacji zachował się on jak prawdziwy hazardzista, stawiając
wszystko na jedną kartę.
Herakliusz
zwrócił się z prośbą do sojuszniczych Scytów o wysłanie jazdy
scytyjskiej, którą mieli jeszcze w rezerwie, do Konstantynopola.
Wołgarzy
okazali się absolutnie lojalnymi sprzymierzeńcami i zanim forpoczta
Chlotara II dotarła do Konstantynopola już czekała na nich 12000
scytyjska armia.
Wprawdzie
była to jazda, a więc absolutnie nie wyszkolona do walki w
oblężeniu, ale byli to doskonali łucznicy, zdolni zadać wrogowi
straszliwe straty przy każdej probie szturmu na mury miasta.
Zadziwiające
jest to, że na średniowiecznych miniaturach, przedstawiających
obronę Konstantynopola, widzimy że obrońcy posługiwali się
łukami kompozytowymi, takimi jakimi posługiwali się Scyci, a nie
maszynami miotającymi pociski, jak to było przyjęte w armii
rzymskiej.
Świadczy
to o tym, że pewne, przekazywane z pokolenia na pokolenie
wspomnienia i legendy jeszcze w tym czasie funkcjonowały i dopiero
później propaganda kościelna doprowadziła do zafałszowania tego
wątku historycznego.
O
powodzeniu obrony miasta zadecydowali nie tylko scytyjscy obrońcy,
ale przede wszystkim rozwaga i mądrość dowództwa.
W
kronikach bizantyjskich za obronę miasta odpowiedzialny był
patrycjusz o imieniu „Bonos”
Jak
przebiegała ta obrona, oraz pozostałe informacje o obowiązującym
wśród historyków przebiegu wydarzeń tej wojny, można sobie
doczytać np. w Wikipedii. Oczywiście najlepiej nie w polskiej, bo
ta to jak zwykle pranie mózgów.
My
zajmiemy się tylko tymi aspektami tego wydarzenia, które
zafałszowali historycy i które potwierdzają moją wersję
wydarzeń.
Zacznijmy
więc od dowódcy obrony Konstantynopola Bonusa.
Kim
była tak naprawdę ta postać.
Oczywiście
obowiązująca wersja jego pochodzenia prowadzi nas całkowicie na
manowce.
Proponuję
aby każdy z czytelników spróbował postawić się na miejscu
Herakliusza i zastanowił się, co zrobiłby w jego sytuacji.
Oczywiste
jest to, że tak ważne zadanie, jak obrona stolicy cesarstwa, musi
pozostać w rekach osoby absolutnie lojalnej wobec władcy,
szczególnie jeśli ten przebywa daleko od miejsca wydążeń i nie
ma żadnych możliwości, aby wpłynąć na ich przebieg.
Taka
sytuacja jest pokusą dla każdego, aby przejąc władzę lub
zdradzić cesarza w zamian za korzyści materialne.
Trzeba
sobie zdać sprawę z tego, że Herakliusz nie był cesarzem
powszechnie akceptowanym w Konstantynopolu. Zarówno władze
kościelne jak i ludność miasta zarzucały mu to, że nie zerwał
całkowicie z religią ariańską i że dalej stosował się do
tradycji słowiańskich.
Już
przed jego koronacją kościół bizantyjski zażądał od niego
specjalnej przysięgi wierności, oraz poddania się zwyczajom
bizantyjskim. Jeśli chodzi o odżegnanie się od religii przodków,
to Herakliusz nie miał z tym dużo problemów, ponieważ tak
naprawdę planował i tak czystki wśród duchowieństwa wschodniego
kościoła i jego przebudowę w kierunku zasad religii ariańskiej.
Wojna
z Persją dala mu ku temu dogodny pretekst i pod tym pozorem mógł
uwłaszczyć skarby kościelne i zmusić duchowieństwo do odżegnania
się od życia w przepychu i rozpuście.
Jeśli
chodzi o jego życie prywatne, to tu pozostał bezkompromisowy i
elity bizantyjskie musiały zaakceptować to, że oprócz żony
wywodzącej się z wyższych sfer Konstantynopola, zaraz po koronacji
pojął za żonę kobietę z własnego plemienia o imieniu Maryna.
Wprawdzie
późniejsi dziejopisarze próbowali przedstawić to jako występek i
zarzucali mu to, że ożenił się z bliską kuzynką, ale uważam to
tylko za propagandę. Po prostu kościołowi wschodniemu nie pasowało
to, że w trakcie rządów Herakliusza arianizm mógł się
rozprzestrzenić nie tylko wśród Słowian, ale ogarnął również
masy ludności na całym Bliskim Wschodzie.
Tak
więc widzimy, że sprawa wyboru dowódcy obrony Konstantynopola
decydowała o przetrwaniu władzy Herakliusza.
Z
przebiegu wcześniejszych wydarzeń, wiemy że Herakliusz opierał
się przede wszystkim na własnej rodzinie i tym razem nie mogło
więc być inaczej.
Ponieważ
jego własny syn był jeszcze za młody, a jego brat zaangażowany w
Syrii, Niestek natomiast (jego wujeczny brat) zabezpieczał
europejski front walki, musiał to być inny członek jego rodziny.
Jedynym
który wchodził w grę, był najstarszy żyjący członek jego
rodziny, czyli brat jego ojca, a jednocześnie ojciec Niestka.
Jako
najstarszemu przysługiwał mu tytuł Nestora rodu (Najstary).
To
tłumaczy też, dlaczego jego syna nazywano Niestkiem, bo była to
zdrobniała forma imienia Nestor.
Zapewne
sam Herakliusz zwracał się do niego tak, jak i my zwracamy się do
brata własnego ojca, czyli „wuj”.
I
tak też zostało to zapisane w kronikach Wielogorii.
Tylko
że stosowanym tam alfabetem była cyrylica, a może nawet jej
poprzedniczka, czyli alfabet starosłowiański (etruski), ale już z
niektórymi zmienionymi literami.
Możemy
więc przyjąć, że zapis ten wyglądał tak Вóи (WUJ).
Pierwsza
litera „W” zapisana była jak w cyrylicy, a więc jako
„B”.
Druga
litera zapisana była tak jak obecnie w polskim U-zamknięte.
Natomiast
ostatnia, jako „I” w cyrylicy a więc „и”
Tą
ostatnią, przy przepisywaniu kronik, skryba potraktował jako
odwrócone łacińskie „N” i tak też zapisał.
W
efekcie słowo „WUJ” przybrało w kronikach bizantyjskich
formę „BON” do której rzymskim zwyczajem dodano po
prostu końcówkę „US”.
Tak
więc „Bonus” to nikt inny jak wuj Herakliusza.
Komentarz:
Komentarz:
Ponieważ
Google ciągle cenzuruje moje komentarze, to mam tylko taką
możliwość na odpowiedź.
@
Anonimowy7
kwietnia 2020 23:43
Tak
jak to już w artykule przedstawiłem, określenie Sarmata jest
łacińskim odpowiednikiem słowa Zbrojny. Możliwe, że ma to słowo
znacznie starszą historię, ale możliwe jest też to, że zostało
ono wprowadzone do antycznych tekstów przez średniowiecznych
skrybów.
Problem
polega na tym, że nie istnieją prawie żadne oryginalne antyczne
teksty, poza tymi które zostały spalone w willi z papirusami:
A
te dotychczas odczytane, zadziwiają banalnością tematyki i brakiem
klasyków.
Po
prostu nie można być pewnym tego, czy antyczne teksty pisane są
tak naprawdę antyczne. Tym bardziej dotyczy to historii
średniowiecza.
Tak
na marginesie to ta strona internetowa z Twojego linku stosuje też
takie same metody jak Google, pewnie to też kolejna lewacka
prowokacja.