O przyczynach zmian klimatycznych




Jak to jest z trafnością prognozy pogody to każdy już miał z tym własne doświadczenia i wie, że już prognoza na następny dzień jest obarczona dużą niepewnością. A co tu mówić dopiero o prognozie długoterminowej.
Nasi „naukowcy” nie mają jednak oporów w stawianiu prognoz długoterminowych wiedząc dobrze, że czym dłuższa taka prognoza tym dla nich bezpieczniejsza. Szczególnie ulubione są prognozy na koniec XXI w.

W tych prognozach co rusz próbuje jeden z drugim przelicytować innych wizją, a to stopienia lodu w Arktyce, albo przynajmniej lodowców alpejskich, a jak nie to chociażby wzrostem poziomu oceanu wraz z obrazem topiących się dzieciątek na wyspach Polinezji lub Malediwach.

Jednym słowem zabawa jest przednia szczególnie, że czym czarniejsze te wizje, tym przelewy na prywatne konta od koncernów naftowych większe, a do końca wieku i tak żaden z tych „wizjonerów” nie dożyje, a więc porutę będą mieli z tego powodu tylko ich następcy.

Tak naprawdę jednak „naukowcy” nie mają zielonego pojęcia o mechanizmach pogodowych na Ziemi i ich prognozy nie są warte nawet tego papieru na których zostały spisane. Cała klimatologia jest czystym wróżeniem z fusów i nie pomogą tu żadne podpierania się matematyką, superkomputerami czy też statystyką.

Klimatologia nie jest nauką, to czysta ezoteryka. 

Jest to spowodowane tym, że współczesna nauka oparta jest na zasadach niezgodnych z rzeczywistością i tym samym nie jest w stanie wytłumaczyć prawidłowo żadnego zjawiska w naturze.

Nie ma co się tu oszukiwać, nauka to oszustwo opakowane w matematyczne kłamstwa i chronione propagandą współczesnych „elit”.
Pogoda na Ziemi zależna jest od całkiem innych przyczyn, niż to próbują wmówić nam „naukowcy”. 

W moich wcześniejszych artykułach przedstawiłem mechanizmy które prowadzą do zmian pogodowych wraz z przykładami prognoz opartych na tych mechanizmach.




Oczywiście natura nie daje się tak łatwo opisać przy pomocy prostych zależności i zawsze ma dla nas w zanadrzu jakieś niespodzianki.
Szczególnie, że dostęp do danych nie jest prosty i nie zawsze mogę znaleźć to co mógłbym wykorzystać dla poparcia moich tez.
Niedawno jednak trafiłem nieprzypadkowo na stronę internetową z danymi, które nadawały się idealnie do analizy długoterminowych prognoz.


W artykule tym znajduje się cały szereg wykresów przedstawiających anomalne wartości temperatury dla terenów Polski w okresie od 1781 roku do dziś.
Oczywiście analiza jaką przedstawię nie jest specjalnie wyszukana, nie było to też moim celem. Generalnie podchodzę nieufnie do statystyki, bo w większości przypadków zamiast zbliżyć nas do prawdy, gmatwa ją jeszcze bardziej.
W tym przypadku jednak uzyskałem dostęp do danych w formie tabelarycznej, a to otworzyło możliwość graficznej analizy tych danych. 

Zanim do tego przejdziemy muszę zwrócić uwagę na parę szczegółów które wskazują na to, że dane z tych wykresów nie odpowiadają całkowicie prawdzie. Po pierwsze oś rzędnych na wykresach jest w rożny sposób wyskalowana w poszczególnych miesiącach, w celu jak sądzę zatajenia niespójności tych danych. 
Od razu można zauważyć że anomalie w miesiącach zimowych są o rząd wielkości większe niż w letnich. Po drugie czym starsze anomalie tym ich wartość wydaje się większa.
Oba te zjawiska związane są z błędami systemowymi wynikającymi albo ze zmian w kalibracji termometrów i przyjęcia fałszywych zasad tej kalibracji, 


albo z użycia specjalnych algorytmów do homogenizacji danych w celu udowodnienia wzrostu temperatury na Ziemi. 


Oczywiście oprócz błędów systemowych można w tych danych zaobserwować zależności które wymagają dodatkowego mechanizmu powodującego ich powstanie. Aby to wyjaśnić musimy jednak najpierw zapoznać się z tymi danymi, najlepiej w formie zwykłej tabeli.

Poniżej widzimy tę właśnie tabelę z wartościami dla poszczególnych miesięcy i lat.
Aby znaleźć jednak w niej pewne regularności trzeba wprowadzić kryteria selekcji danych. 










W moich założeniach przyjąłem, że dla znalezienia takich regularności i dla wyjaśnienia ich przyczyn, najlepiej nadaje się analiza wystąpienia 10 największych dodatnich i ujemnych anomalii w danym miesiącu.
Moją analizę ograniczyłem do lat 1781 -2000 ponieważ nowsze dane są absolutnie niewiarygodne i zafałszowane przez naukowców, ze względów o których już wspomniałem poprzednio (patrz linki).

Zgodnie z obecnie obowiązującymi zasadami w fizyce takie rozmieszczenie anomalii w omawianym okresie powinno być najzupełniej przypadkowe i nie powinniśmy obserwować żadnych zależności a tym bardziej regularności, nie tylko pomiędzy poszczególnymi miesiącami, ale też pomiędzy poszczególnymi latami. O dziwo jest dokładnie odwrotnie i po zaznaczeniu tych ekstremalnych anomalii zauważymy, że nie mają one bynajmniej chaotycznego rozkładu, ale grupują się dość jednoznacznie w szczególnych okresach historii pomiarów.

Co szczególnie rzuca się w oczy to, to że anomalie chodzą parami i co ciekawe zarówno w tym samym roku jak i w latach następujących po sobie.


Zastanawiające jest również to, że w tym samym roku, w następujących po sobie miesiącach, grupują się w większości takie same anomalie a więc albo dodatnie albo ujemne. W następujących po sobie latach takiej zależności nie ma i w danym miesiącu mogą wystąpić zarówno dodatnie jak i ujemne anomalie.
Jeśli jednak przyjmiemy za prawdziwą tezę o chaotyczności zjawisk pogodowych, to taka zależność anomalii od siebie jest niemożliwa. Widźmy jednak jej realne istnienie, a to znaczy, że musi istnieć nadrzędny proces, niezależny od zjawisk pogodowych na Ziemi.

O wiele bardzie fascynujące jest jednak to, że anomalie nie rozkładają się w analizowanym okresie przypadkowo, ale pojawiają się w pewnych latach szczególnie często. Aby to lepiej uwidocznić zobaczmy tę samą tabelę, ale z zaznaczonymi 5 największymi dodatnimi i ujemnymi anomaliami w danym miesiącu. Widoczne są okresy w których prawdopodobieństwo wystąpienia anomalnych temperatur jest szczególnie duże. Okresy te zostały zaznaczone odpowiednio w tabeli. 









Oczywiście znalezienie przyczyn takiego zgrupowania się anomalii w ramach obowiązującej nauki jest niemożliwe. Jeśli jednak sięgniemy do mojego modelu rzeczywistości to te zależności przestaną być dla nas tajemnicze. Wystarczy tylko spojrzeć jaki rozkład planet w Układzie Słonecznym panował w okresie grupowania się anomalii, aby zauważyć tu ścisłe zależności. 

Wszystkie te okresy korespondują z ciasnym zgrupowaniem największych planet US, a więc Jowisza Saturna Urana i Neptuna.

Takie zgrupowanie się planet jest warunkiem podstawowym dla wystąpienia anomalii i to zarówno dodatnich jak i ujemnych.
Poniżej przedstawiam schemat układ największych planet dla teoretycznego okresu wystąpienia częstych anomalii pogodowych.
Schemat ten jest wyidealizowanym przybliżeniem i ma jedynie na celu uwidocznienia mechanizmu zmiany wartości Tła Grawitacyjnego w US.
W rzeczywistości istnieje wprost nieskończona liczba odstępstw od tego schematu które łączy jednak zasada grupowania się planet.


Grafika 1 przedstawia stan wyjściowy cyklu. W stanie tym rozłożenie planet w US jest równomierne, w związku z tym poziom TG w US przyjmuje wartości minimalne i zależne jedynie od odległości od Słońca.
Przykładem jest początek cyklu w roku 1796.


W fazie drugiej dochodzi do coraz większej nierównowagi w rozkładzie największych planet i do ich pojedynczych koniunkcji.


W fazie trzeciej następuje zgrupowanie co najmniej 3 dużych planet i wzrost różnic pomiędzy fazami konstruktywnej i destruktywnej interferencji przestrzeni.


W fazie czwartej dochodzi do Koniunkcji wszystkich dużych planet US i do maksymalnego wzrostu TG w tym rejonie. 


Odmianą tej fazy jest np. Koniunkcja z roku 1990


w której Jowisz ustawiony był jednak naprzeciw trzech pozostałych planet.

Całe szczęście do takiej idealnej koniunkcji, jak w przykładzie 4, dochodzi niezmiernie rzadko a jeśli już, to jej rezultatem są katastrofy geofizyczne na Ziemi, często połączone z tak dramatycznymi zmianami (np. z fazami wymierania fauny i flory na Ziemi), że stanowią one granicę kolejnych okresów geologicznych.




Ściema z falami grawitacyjnymi



Ściema z falami grawitacyjnymi



Wszystkie media pełne są informacji o wiekopomnym odkryciu. Podobnież już Nobel w kieszeni. Achy i ochy na każdym kroku i fizycy rozpływają się w zachwytach nad znalezieniem dowodu istnienia fal grawitacyjnych oraz nad własną genialnością.
Wreszcie po latach cięgów i krytyki znalazło się coś co można by uznać za potwierdzenie ich bzdurnej fizyki.

Ale jak to baca powiadają: „ten się śmieje, kto się śmieje ostatni” i w tym przypadku będzie fizykom nie do śmiechu.

Tak głupio się bowiem składa, że udowodnili właśnie to, że ich fizyka to bzdura do potęgi.


Gdyby byli trochę inteligentniejsi to by przemilczeli rejestrację tego sygnału, ponieważ udowadnia on nie ich, ale moją teorię budowy natury.



O 5:50:45 UTC w dniu 14.09.2015 zarejestrowano bowiem nie jakieś przejście fal grawitacyjnych wywołanych zderzeniem „czarnych dziur” ale zjawisko interferencyjnego wzmocnienia Tła Grawitacyjnego na skutek koniunkcji ciał niebieskich. W tym przypadku doszło do koniunkcji Ziemi i Księżyca czyli do zaćmienia słonecznego.






Główny efekt interferencyjny nie wystąpił jednak w momencie zaćmienia ale dzień po nim, ponieważ zaćmienie to wystąpiło w powiązaniu ze zgrupowaniem dodatkowych dwóch planet, Wenus i Merkurego.




To właśnie wzajemne nakładanie się tak wielu źródeł oscylacji przestrzeni było za ten efekt odpowiedzialne. Oczywiście zarejestrowano inne sygnały w tym samym okresie, ale te woleli fizycy zataić, aby ich matactwa nie były tak wyraźnie widoczne.

Konsekwencje tego zgrupowania planet i zaćmienia słonecznego były dla mieszkańców Ziemi tragiczne.

Dwa dni później doszło do bardzo ciężkiego trzęsienia ziemi w Chile.



A już miesiąc wcześniej rozpoczęła się fala upałów w Europie z temperaturami przekraczającymi 40°C. I dokładnie w dniu zaćmienia rozpoczęła się seria orkanów i burz połączonych z niesamowitymi opadami atmosferycznymi


tak jak to już wielokrotnie, przy innych okazjach, prawidłowo przewidywałem.

Po kolejnej koniunkcji Ziemi i Księżyca


w połowie października powstał najcięższy huragan jaki kiedykolwiek zarejestrowano w obszarze Pacyfiku.

Tak więc fizycy powinni przestać wreszcie pieprzyć te głupoty, bo to już naprawdę wstyd i hańba.


Żywią y bronią








Żywią y bronią

Przejście od gospodarki łowieckiej do pasterskiej, jakie miało miejsce po zakończeniu ostatniego zlodowacenia, było wprawdzie epokowym wydarzeniem, ale nie wymagało tak znacznego skoku technologicznego, jaki był niezbędny dla powstania gospodarki rolnej.
Historycy, a przynajmniej ich nowożytni przedstawiciele, propagują uporczywie bliskowschodnią wersję początków rolnictwa tak, aby ich teorie były zgodne z narracją Starego Testamentu.
Oczywiście również i w tym rejonie świata doszło do poważnych zmian cywilizacyjnych i do powstania nowych, nieznanych wcześniej form życia społecznego.

Ale czy doszło tam po raz pierwszy do decydujących odkryć prowadzących do rolnictwa i powstania cywilizacji?

To pytanie jak dotychczas nie zostało jeszcze przez nikogo wyartykułowane, zbyt silne są schematy myślenia zaszczepione w głowach historyków, przyzwyczajonych od pokoleń do powtarzania tej samej biblijnej legendy.

Jeśli nie na Bliskim Wschodzie, to gdzie i przez kogo zostały wykonane te decydujące kroki?

Moim zdaniem prawdziwymi twórcami cywilizacji opartej na rolnictwie była ludność, która zarówno językowo jak i kulturowo należy do naszych bezpośrednich przodków, a którą bez wątpienia zaliczyć możemy do Słowian.

Ta teza wydaje się być herezją, ma jednak całkiem silne podstawy oparte na faktach.

Gospodarka rolnicza to nie tylko wykorzystywanie roślin, jako bazy pokarmowej danego społeczeństwa, ale opracowanie całego systemu działań skierowanych na świadomą kontrolę wszystkich procesów, w tym również procesów życiowych roślin, w celu optymalnego ich wykorzystania. Oznacza to również, że z rolnictwem wiąże się nie tylko opracowanie specyficznych technologi, dostosowanych do potrzeb poszczególnych gatunków roślin, ale również aktywny udział człowieka w kształtowaniu cech genetycznych roślin i zwierząt, w pożądanym przez niego kierunku.
Nie mniej ważnym aspektem jest dostosowanie środowiska naturalnego do potrzeb rolnictwa, włącznie ze zmianami stosunków wodnych jak i glebowych.

Zatrzymajmy się krotko przy tym ostatnim punkcie.

Działalność rolnicza jest w większości związana z degradacją środowiska naturalnego i niszczeniem gleb. Przynajmniej takie rolnictwo znamy współcześnie.
W przeszłości istniały inne typy gospodarki rolnej, dążące nie tylko do zachowania istniejących już warunków uprawy roślin, ale nastawione na ciągłe ich polepszanie.
Pozostałości takiej gospodarki znajdziemy w Ameryce Południowej pod postacią szczególnie żyznej gleby zwanej „terra pretą”. Gleba ta fascynuje swoimi własnościami nie tylko rolników ale również „normalnych zjadaczy chleba” Mniej znane jest to, że również w pobliżu starodawnych siedzib Słowian znaleziono gleby o cechach identycznych z terra pretą.


Zasadniczą cechą tych gleb jest szczególnie duży udział pierwiastka węgla pochodzącego głownie z węgla drzewnego. To właśnie ten atomowy węgiel w formie podobnej do węgla aktywowanego decyduje o jej wyjątkowej żyzności. Terra preta jest nazywana również „tropikalnym czarnoziemem” i to nie bez podstaw. Również czarnoziem, zaliczany do najżyźniejszych gleb na Ziemi, zawdzięcza to bardzo wysokiemu udziałowi węgla aktywowanego w swojej masie i zdolności do magazynowania zarówno substancji odżywczych jak i wody.

Skoro terra preta jest bezdyskusyjnie uznawana za efekt działalności pierwotnych mieszkańców Amazonii, oraz czarnoziemy z rejonu Niemiec za produkt gospodarki rolnej mieszkających tam Słowian, to nie inaczej musimy zinterpretować też obecność tych czarnoziemów na terenach Polski jak i obecnej Ukrainy i południowej Rosji. Również powstanie czarnoziemów na tych terenach było związane ze świadomą działalnością naszych słowiańskich przodków. Z badań tych gleb wiadomo jednak, że nie mogły one powstać w ciągu ostatnich, powiedzmy 3 tysięcy lat, ale są rezultatem procesów które zaczęły się z ustąpieniem ostatniego zlodowacenia. Już wtedy musiały zatem zaistnieć warunki sprzyjające temu, aby ludzie podjęli trud kształtowania tego typu gleb.

Jeśli się zastanowić nad tym, jak wyglądała Europa Środkowowschodnia przed 9000 tys lat, to zauważamy przede wszystkim to, że tereny te były zdecydowanie cieplejsze niż współcześnie. Temperatury w Europie w okresie tzw. Optimum Atlantyckiego były o około 2°C wyższe i odpowiednio strefy klimatyczne były też przesunięte o wiele bardziej na północ.


Mimo to, w pasie stepów ciągnących się od południa Polski aż do południa azjatyckiej części Rosji, szata roślinna nie uległa zasadniczo zmianie i dalej zdecydowanie dominowały tam trawy. Mimo polepszenia warunków dla rozprzestrzeniania się lasów, ich ekspansja nastąpiła raczej w kierunku południowym na tereny Azji Mniejszej i Lewantu.

Co było przyczyną takiego efektu? Oczywiście przyczynili się do tego ówcześni Słowianie. W tym czasie dokonały się pierwsze rewolucyjne przemiany tych społeczeństw polegające na przejściu z gospodarki łowieckiej do hodowli zwierząt. Przejście to było bardzo powolne i stopniowo mieszkańcy tych terenów zwiększali swoją ingerencję w przebieg procesów w naturze.

Pierwszym takim elementem była budowa wałów zwanych na terenach polskich Wałami Ślaskimi a na terenach Ukrainy znanych pod nazwą Wałów Żmijowych. Ich celem była kontrola nad wędrówkami zwierząt łownych, początkowo renów a później koni, turów i żubrów.


Z czasem zauważono, że sama budowa wałów ziemnych nie wystarczała do zapewnienia sukcesów łowieckich, ponieważ stada zwierząt omijały te wały, wybierając bezpieczne trasy wędrówek. Zauważono jednak również to, że trasy te zależały przede wszystkim od dostępu zielonego pokarmu i zwierzęta wybierały przede wszystkim taki szlak, który przebiegał przez świeżo zazielenione stepy.

Te z kolei występowały tam, gdzie wczesnowiosenne burze spowodowały pożary wyschniętych zeszłorocznych traw. Na tych terenach roślinność miała do dyspozycji sole mineralne ze spalonych organicznych resztek a czarna barwa gleby, powstała od zwęglonych resztek roślinnych, szczególnie efektywnie pomagała w przechwyceniu najsłabszych nawet promieni słonecznych. Miejsca pożarów rozgrzewały się w tych warunkach szybciej i do wyższej temperatury niż obszary sąsiednie i odpowiednio też szybciej rozpoczynała się na tych terenach wegetacja roślin.

Ta obserwacja spowodowała, że plemiona słowiańskie świadomie, w okresie wczesnej wiosny, podpalały na wielką skalę trawy, aby w ten sposób kierować stada zwierząt łownych do przygotowanych wcześniej pułapek. Ten zwyczaj jeszcze do niedawna był szeroko rozpowszechniony we wszystkich społeczeństwach słowiańskich i podpalanie wiosennego ognia należało do najważniejszych słowiańskich świąt. 

Była to więc czynność rytualna i powtarzana rokrocznie nawet wtedy, kiedy jej rzeczywisty sens związany z polowaniem, przestał obowiązywać. Mimo to zachowały się istotne elementy tego jak odbywało się to podpalanie stepu. Można się domyśleć, że ta poprzedniczka gospodarki żarowej nie polegała tylko na ślepym podpalaniu stepu, ale była celowym działaniem które polegało na kontroli rozprzestrzeniania się ognia. W tym celu używano pochodnie na dragach oraz kubły z wodą, aby zapobiec niekontrolowanemu rozprzestrzenianiu się pożaru. Te same elementy znalazły swoje miejsce w rytualnym witaniu wiosny u Słowian. Pochodnie zamieniły się w podpalanie Marzanny oraz skoki przez płonące ogniska a polewanie wodą w Śmigus-dyngus.

Kiedy stada zwierząt wędrownych zaczęły zanikać, zwyczaj podpalania stepów istniał dalej i tak w przeciągu tysięcy lat zaczęła się zmieniać charakterystyka gleby na tych terenach. Po każdym takim pożarze gleba ta wzbogacała się nie tylko w drobne składniki mineralne z popiołu, co przede wszystkim w zwęglony materiał roślinny nadający jej czarną barwę.

Wraz ze zmianami we własnościach tych gleb zaczęła się zmieniać też szata roślinna stepu. Trawy przystosowane do gleb ubogich i kwaśnych, typowych dla czasów zlodowacenia, ustąpiły pod naporem traw lepiej przystosowanych do warunków gospodarki żarowej. I do takich traw należały również te które są przodkami uprawnych zbóż. 

W warunkach corocznych pożarów, na olbrzymich terenach stepowych, przewagę zaczęły zdobywać trawy, które wykazywały małe zapotrzebowanie na związki azotowe w glebie. Te bowiem ulegały spaleniu w pożarze i ulatniały się do atmosfery. Bardzo szybko tereny te zostały opanowane przez dzikich przodków pszenicy, jak np. Triticum dicoccoides, które charakteryzuje się słabym zapotrzebowaniem na azot. W tych warunkach doszło też do spontanicznego zmieszańcowania różnych gatunków dzikich pszenic i traw i do powstania prymitywnych form pszenicy samopszy i płaskurki.

Nasi przodkowie nie przyglądali się tym zmianom biernie, tylko aktywnie próbowali wpłynąć na zasięg i cechy gatunków rosnących traw, dążąc do takiego ich doboru, aby ich rozwój był jak najszybszy oraz przyrosty masy zielonej jak największe. Zwiększało to szansę wyboru przez stada wędrownych zwierząt takiej trasy, która będzie prowadzić przez ich teren łowny.

I to właśnie z tej przyczyny prymitywne odmiany pszenicy charakteryzują się skróconym okresem wegetacji. Zwraca na to uwagę poniższy artykuł


w którym autor nadmienia obecność specjalnego genu u prymitywnych pszenic o nazwie NAM-B1 a który hamuje dojrzewanie ziarna a tym samym skraca okres wegetacyjny. Gen ten nie występuje u współczesnych odmian pszenicy, ale jeszcze w XIX wieku był bardzo rozpowszechniony u odmian uprawianych w środkowej i północnej Europie.
I tu trzeba wspomnieć o tym, że wszystkie prymitywne pszenice są o wiele bardziej odporne na złe warunki środowiskowe niż współczesne odmiany pszenicy właściwej.

Jeśli jednak przyjąć, że ich miejscem udomowienia był Bliski Wschód, to mamy poważny problem z uzasadnieniem tego, dlaczego wybrano do udomowienia akurat te odmiany zbóż o tak dużej odporności na zimno i krótkim okresie wegetacji oraz tolerancji na brak azotu. Te trzy cechy nie były w tym rejonie do niczego potrzebne. Do dzisiaj istnieją tam gatunki dzikich pszenic które nadają się do udomowienia lepiej i które są optymalnie do tego klimatu dostosowane.

Jeśli tak, to możliwy jest tylko jeden logiczny wniosek a mianowicie taki, że krótki okres wegetacji, w połączeniu z odpornością na niskie temperatury oraz tolerancją na niską zawartość azotu w glebie, świadczą jednoznacznie o tym, że udomowienie zbóż nie nastąpiło na Bliskim Wschodzie.

To że właśnie tam występują dzikie odmiany pszenicy, spokrewnionej z samopszą i płaskurką, wynika tylko i wyłącznie z tego, że zasięg ich wegetacji współcześnie przesunął się zdecydowanie na południe, po tym jak skończyło się Optimum Atlantyckie i temperatury w Europie zdecydowanie spadły. Gatunki te zachowały jednak swoje pierwotne cechy, mimo że ani odporność na brak azotu, ani skrócony okres dojrzewania, nie są im w tych warunkach do niczego potrzebne.

Nie jest wykluczone, że już w tym początkowym czasie gospodarki żarowej ludzie aktywnie próbowali rozmnażać te gatunki traw które najlepiej odpowiadały ich wymogom skierowanych na przyciągniecie stad zwierząt łownych i można się domyśleć, że dzikie i półdzikie odmiany pszenicy spełniały te warunki najlepiej.

Wystarczyło jednak, że wśród wędrownych stad pojawiła się zaraza, albo zmieniły one trasy swoich wędrówek, aby ludność tych terenów znalazła się na skraju biologicznego wymarcia.
W przeciągu tysięcy lat takiej gospodarki stepy te wprawdzie zamieniły się w wysoko efektywny system produkcji masy roślinnej i mięsa, ale też uległy zubożeniu gatunkowemu i oprócz trawy i przeżuwaczy nie było tam nic innego. Taka gospodarka doprowadziła te społeczności do skrajnej specjalizacji i do kompletnej zależności od wędrówek zwierząt łownych.

W przypadku ich braku nie pozostawało im nic innego jak przysłowiowo „żreć trawę”.

To właśnie takie ciągle powtarzające się okresy głodu zmusiły tych ludzi do poszukiwania alternatywnego źródła pożywienia i w tym przypadku nie mieli oni po prostu żadnego innego wyboru jak przestawienie swojego wyżywienia na nasiona zbóż.

To przestawienie przyszło im tym łatwiej, ponieważ w międzyczasie na tych terenach wykształciła się niesamowicie żyzna gleba w formie czarnoziemu, co gwarantowało rekordowe zbiory ziarna, przewyższające zdecydowanie ilościowo to co dawała im gospodarka łowiecka. Jednocześnie nadwyżki produkcyjne powodowały, że również hodowla udomowionych zwierząt stała się realną alternatywą. 

Ta nowa szansa została przez naszych przodków w pełni wykorzystana i społeczności te zaczęły się dynamicznie rozwijać. W ciągu następnych kilkuset lat, po przestawieniu się na nowy typ gospodarki, doszło tam do prawdziwej eksplozji demograficznej i liczebność Słowian zaczęła dramatycznie rosnąć, tak bardzo, że zabrakło dla wszystkich miejsca na stepach.

Był to decydujący moment w historii Europy i świata, kiedy Słowianie ruszyli na podbój Europy, Bliskiego Wschodu i Azji. Za tym nie stała już tylko ich zwykła liczebność, ale ich nowa i wysoce efektywna gospodarka, w połączeniu z odziedziczonymi po przodkach umiejętnościami prowadzenia wojen, oraz technologiczna przewaga nad resztą ówczesnych społeczności.

I wraz ze Słowianami rozprzestrzeniło się w Europe i na Bliskim Wschodzie rolnictwo.


Translate

Szukaj na tym blogu