To
co się dzieje z Nagroda Nobla sprawia, że jej fundator zapewne przekręcił się w
grobie i to nie jeden raz .
Komitet
Nagrody Nobla w którym zasiadają obecnie sami agenci i sklerotycy pozwolił
sobie na kolejny kabaretowy numer. Po szamanach nagrodzonych w zeszłym roku za
odkrycie nieistniejącej cząstki Higgs'a,
w
tym roku nagrodę dostali inni oszuści za odkrycie nieistniejącej masy,
nieistniejącej cząstki zwanej „Neutrino”. Jak przystało na dobry kabaret,
cząstka ta zachowuje się jak kapelusz iluzjonisty i w zależności od tego jak
nasi szamani sobie to życzą zmienia się raz w „króliczki” a raz w „gołąbki”
Idiotyzm
połączony z korupcją i moralną degrengoladą doprowadził do kolejnego dna tej
kabaretowej instytucji jaką się stal „Komitet Nagrody Nobla”.
Jest
to tragedią naszych czasów, że intencje fundatora zostały tak zdeptane i
sprofanowane przez bandę oszustów i kryminalistów określających siebie mianem
naukowców.
Jak
jest naprawdę z tym Neutrino pisałem już przed laty i w mojej ocenie nic od
tego czasu się nie zmieniło poza tym, że „fizyka” zeszła już całkiem na dziady
(mimo ze już wtenczas wydawało się mi że i tak jest na dnie) i stała się
karykaturą nauki.
Dla
uzupełnienia również parę linków które wyjaśniają jak naprawdę zbudowana jest
materia i dlaczego neutrina nie są potrzebne aby wyjaśnić budowę atomów.
Tutaj
mój tekst dla przypomnienia:
29.11.2011 I.C
Bajeczka o neutrino
Przed paru
tygodniami światową prasę obiegła informacja o tym, że w trakcie eksperymentu
OPERA zmierzono prędkość neutrin i ta okazała się być większą od prędkości
światła.
Oczywiście
zaraz zaczęto spekulować na temat konsekwencji tego pomiaru dla istniejących
teorii fizycznych jednak pominięto najważniejsza z nich. Ten pomiar pokazuje
nam namacalnie że fizyka jest tylko zbiorem mitów i nie ma nic wspolnego z
rzeczywistością.
Neutrina są jednym z nich, są jedną z
tysiąca i jednej baśni z których składa się współczesna fizyka.
Jeśli
spojrzymy na początki mitu neutrina to przyczyny tego nieporozumienia należny
szukać w obserwacji tak zwanego rozpadu beta.
Chociaż właściwie
przyczyny leża jeszcze głębiej. Początki tej katastrofalnie fałszywej
interpretacji natury leżą w niczym nie uzasadnionym założeniu fizyków (i
generalnie naukowców), że naturę można opisać i zrozumieć przy pomocy
matematycznie sformułowanych praw.
To założenie jest fałszywe.
Jednak gdy
w roku 1911 Lise Meitner i Otto Hahn stwierdzili że energia emitowanych
elektronów w rozpadzie beta
ma ciągłe
spektrum, to założenie to było już tak utwierdzone w głowach fizyków, że nie
próbowano nawet szukać alternatywnych rozwiązań.
Żeby
utrzymać fikcje matematyczności fizyki nie znaleziono innego rozwiązania jak
kreacja nowej bajeczki w fizyce o nazwie neutrino.
Raz
wymyślona, cząstka ta zmieniła losy rozwoju nauki a w szczególności fizyki,
zamieniając je w ezoteryczny bełkot.
Pech
chciał że w przypadku szczególnych eksperymentów faktycznie zaobserwowano
spontaniczne tworzenie się cząstek z „niczego“. Również i w tym przypadku nie
próbowano szukać rozwiązań alternatywnych tylko przyjęto to, jako dowód
istnienia neutrino.
W ten
sposób z błędów i fałszywych interpretacji natury powstał nowy dział fizyki o
nazwie „fizyka cząstek elementarnych“, z jej nieprzeliczoną liczbą cząstek i
„dings-bums“ przenoszących oddziaływania, której jedynym osiągnięciem było
uniemożliwienie nam zrozumienia rzeczywistości.
Spójrzmy
wiec dokładniej na to jak to było w ogóle możliwe, że natura została tak fałszywie
zinterpretowana.
Zostańmy
przy przykładzie pomiaru prędkości nieistniejącego neutrino.
Żeby
„otrzymać“ te „neutrina“ posłużono się grafitowym targetem na który skierowano
wiązkę protonów, w wyniku czego powstały cząsteczki "rozpadające" się
następnie na „neutrino mionowe“ i „miony“.
Urządzenie
jest tak zorientowane aby „mionowe neutrina“ poruszały się w kierunku
laboratorium w Gran-Sasso we Włoszech.
Pozostałe
cząstki powstające w tym procesie są wychwytywane przez tarczę
żelazno-grafitową przepuszczającą miony i neutrina mionowe bez przeszkód.
Po
przejściu przez tarczę mierzona jest liczba mionów i na tej podstawie obliczona
zostaje liczba postulowanych neutrin opuszczających tarczę. Miony ulegają
następnie absorpcji w skalach a w laboratorium Gran-Sasso naukowcy oczekują z
napięciem czy detektory zarejestrują zmiany wskazujące na obecność „wiązki
neutrin“
Co ciekawe
te zmiany w detektorze są obserwowane tylko nie w tym czasie który jest
przewidywany teorią.Dwie rzeczy powinny nas w tej historii zastanowić.
Po
pierwsze liczba mionów musi być w sposób ciągły mierzona. Wskazuje to na to, że
wytwarzanie wiązki mionów o stałych parametrach nie jest możliwe.
Po drugie
w detektorze obserwacja zjawisk przypisywanych neutrinom występuje również
wtedy kiedy wiązka z Cern nie jest aktywna.
W
rzeczywistości nie wykonuje się tutaj żadnego bezpośredniego pomiaru neutrin.
Naukowcy porównują tylko krzywą liczby wytworzonych mionów z krzywą otrzymaną z
pomiaru aktywności detektora i odpowiednie wychylenia tych krzywych są ze sobą
porównywane jeśli odpowiadają wyliczonemu z teorii czasowi przyjścia neutrin do
detektora. I to porównanie wskazuje że jeśli przyjąć tutaj istnienie kauzalnego
związku to neutrina muszą się poruszać z prędkością ponad świetlną.
Zadziwiające
jest tylko to, że nikogo nie interesuje to że liczba wytworzonych mionów w
jednostce czasu nie jest stała mimo że energia wiązki protonowej jest łatwa do
kontrolowania.
Fizycy pogodzili się z tą sytuacja
traktując ją jako dopust boży.
Również
jeśli chodzi o detekcję neutrin nie mogło ujść uwadze fizyków że liczba rejestrowanych
zjawisk nie ma większego związku z eksperymentem OPERA w Cernie i musi mieć
inne przyczyny.Szczególnie że już od dawna jest zanany tak zwany efekt Casimira
polegający
na powstawaniu wirtualnych cząstek w próżni.
Co w
takim razie łatwiejszego jak założenie, że to co możliwe jest w próżni, również
w innym medium musi objawić się spontanicznym tworzeniem cząstek i fotonów z tą
różnicą że ich istnienie nie jest w tym środowisku tylko wirtualne ale musi
przybrać formę realną.
Ta
możliwość została przez fizyków zignorowana na korzyść hipotezy neutrina i co
za tym idzie doprowadziła do kompletnego zafałszowania rzeczywistości.
Jak
widzimy, w tej historii występuje cały szereg nieścisłości które fizycy po
prostu przemilczają i ignorują tylko po to żeby ich fałszywy obraz natury nie
zobaczyć takim jaki on w swej istocie jest, a mianowicie lustrzanym labiryntem.
Jak w takim
razie powinno się te niby obserwacje neutrin zinterpretować. Czy istnieje inna
możliwość opisu rzeczywistości bez uciekania się do metafizycznych i
ezoterycznych konstrukcji współczesnej fizyki?
Ta
możliwość oczywiście istnieje i chcę ją w tym artykule krótko naszkicować.
W tym
celu muszę postawić postulat że tak naprawdę to nie istnieje materia w tym
znaczeniu w jakim występuje ona we współczesnej fizyce.
Wszystko ale to wszystko w naturze jest
wynikiem obecności jednego tylko elementu.
Tym
elementem jest podstawowa jednostka przestrzeni. Można ja sobie wyobrazić jako
trójwymiarowo oscylującą komórkę, która zmienia swoją wielkość w jednym z
wymiarów cyklicznie pomiędzy maksymalną i minimalną wartością.
Inspirowany
tym przybliżeniem nadałem tej jednostce nazwę „Wakuoli“.
Z takich
to jednostek jest zbudowane wszystko co możemy zarejestrować przy pomocy
naszych zmysłów i urządzeń badawczych. Każdy rodzaj cząstek i każdy rodzaj
oddziaływań pomiędzy nimi zawdzięczamy istnieniu wakuol.
Rzeczywistość nie jest skomplikowana,
przeciwnie jest zadziwiająco prosta.
To że jej
nie rozumiemy i wydaje nam się tak skomplikowana „zawdzięczamy“
ludziom którzy w swojej arogancji i zarozumiałości doprowadzili nas do
tego stanu, a mianowicie fizykom.
Z
postulatu tego, że przestrzeń składa się z miriadów podstawowych jednostek
można wyciągnąć wnioski na jakich zasadach funkcjonuje nasz wszechświat. W tym
celu wystarczy tylko przeanalizować jakie wzajemne oddziaływania mogą się
pomiędzy tymi wakuolami wytworzyć i jakie formy ich egzystencji są możliwe.
Najprostszą forma przemiany jakiej może
ulec wakuola jest jej zamiana w foton.
Tych
których interesują konsekwencje tej zamiany odsyłam do mojego artykułu
wyjaśniającego efekt EPR
Tak jak w
tym artykule naszkicowałem, to co nazywamy atomami powstaje z przechwycenia
przez wakuolę innych wakuol. Czym więcej wakuol znajduje się w tak powstałej
wspólnej jednostce przestrzeni tym cięższy jest w ten sposób powstały atom.
Ten efekt
masy wynika z przyspieszających efektów pojawiających się w trakcie ekspansji
przechwyconych przez atom wakuol. To znaczy że tworzenie i rozpad atomów polega
na przyłączeniu lub też odłączeniu kolejnych wakuol. W takim razie rozpad
promieniotwórczy możemy z dużym przybliżeniem porównać do procesu „parowania“
wakuol ze wspólnej przestrzeni. Wraz ze wzrostem „temperatury“ atomu wzrasta
tez prawdopodobieństwo że pojedyncze wakuole w wyniku otrzymania impulsu od
innych wakuol zostaną z tej wspólnej przestrzeni wyrzucone i wyemitowane jako
wysokoenergetyczny foton. „Temperatura“ atomu, inaczej mówiąc intensywność
oscylacji wakuoli wewnątrz wspólnej przestrzeni zależna jest od oscylacji
wakuoli swobodnych tworzących przestrzeń poza ciałem materialnym.
To pole oscylacji przestrzeni nazwałem
„Tłem Grawitacyjnym“
Z
założenia że materia powstaje z połączenia pojedynczych elementarnych jednostek
przestrzeni możemy wyciągnąć wniosek, że wartość Tła Grawitacyjnego musi zależeć
od wzajemnego położenia ciał materialnych, w formie planet i gwiazd, względem
siebie.
Ciało
materialne (na przykład planeta) jest w stanie zmienić charakterystykę TG w
swoim otoczeniu ale jednocześnie podlega tak samo modulacjom oscylacji
przestrzeni innych ciał materialnych. Na skutek tego powstaje skomplikowany
wzór z obszarów w których te oscylacje podlegają albo konstruktywnej albo
destruktywnej interferencji. W przybliżeniu odpowiada on przebiegom wzorów
interferencyjnych przy rozchodzeniu się fal dźwiękowych. Odpowiedni przykład
możemy zobaczyć np. W tym linku:
Ziemia
porusza się w polu tych interferencji i podlega ciągłym zmianom wartości tła
grawitacyjnego.
W wyniku
relatywnie malej wielkości tych obszarów o mniej więcej stałej wartości TG oraz
poruszania się Ziemi po orbicie z prędkością 30 km/sek. zmiany TG nie są
normalnie przez nas zauważalne. Tylko przy pomiarach które przebiegają bardzo
szybko zmiany te mogą być (muszą) przez fizyków zarejestrowane, najczęściej
jednak są przez nich traktowane jako błąd pomiarowy i wyłączane ze statystyk
czy tez wyliczeń. W ten sposób zgromadziliśmy już wszystkie elementy naszej
mozaiki. Pozostaje nam tylko je odpowiednio razem złożyć aby udowodnić że
fizyka jest największa mistyfikacja w historii nauki.
Aby
złożyć nasza mozaikę do kupy zacznijmy od centralnego problemu, czyli od
rozpadu beta.
Głównym
twierdzeniem przyjętego w fizyce rozwiązania jest to, ze emitowane elektrony
nie posiadają określonej energii kinetycznej ale ich energie tworzą ciągłą
krzywą rozkładu.
Do roku
1930 rozpatrywano rozpad beta w ramach fizyki klasycznej jako problem dwóch
ciał, ponieważ jako produkt rozpadu można było zaobserwować tylko emitowany
elektron.
Jednak
dokładne obserwacje kierunków poruszania się produktów rozpadu wskazywały
na to, że to założenie musi być fałszywe, ponieważ inaczej prawo zachowania
pędu było by nie spełnione. Wyjście z tego ślepego zaułka znalazł fizyk
Wolfgang Pauli
proponując
istnienie dodatkowej cząsteczki elementarnej. Cząstka ta, jako zmienny
parametr, miała za zadanie przejąć taką wartość pędu i energii, aby prawa
zachowania pędu i energii pozostały w mocy. W gruncie rzeczy było to
oszustwo aby uratować obowiązujące teorie fizyczne. Metoda ta stała się od
tego czasu szczególnie modna przyczyniając się do tego ze „Brzytwa Ockhama“ w
fizyce to tylko kawałek zardzewiałego żelastwa.
W ten to sposób z magicznego cylindra
fizyki wyciągnięto królika o nazwie Neutrino.
Jednak
gdy w roku 1956 fizykom ubzdurało się że udowodnili faktycznie istnienie
neutrino, przestały się dla nich liczyć jakiekolwiek hamulce etyczne.
Prawie że
co miesiąc meldowali odkrycie nowych cząstek elementarnych i nowych ich
własności tak że wkrótce zabrakło im idei na wymyślanie nowych nazw tych
cząstek i „dings-bums“ przenoszących oddziaływania. W rezultacie w tym gąszczu
nazw i własności nie można już dostrzec jakiegokolwiek sensu. Nie ma to jednak
żadnego znaczenia dopóki głupi plebs wierzy i płaci. Cala sprawa nie
przybrała by jednak takiego obrotu gdyby odpowiedzialni za ten ambaras trochę
dokładniej przyjrzeli się krzywej rozkładu energii elektronów.
Jeśli to
zrobimy, to nie ujdzie naszej uwadze, że krzywa ta ma trochę dziwny wygląd. Nie
da się ukryć że tak naprawdę to nie można mówić w tym przypadku o ciągłym
rozkładzie widma elektronów.
Ten rozkład jest najwyraźniej asymetryczny.
Tak samo
jak to obserwujemy w spektrum słońca
czy tez
na wykresie promieniowania ciała doskonale czarnego
Oczywiście
ta problematyka nie uszła uwadze fizyków na początku XX wieku i była
intensywnie dyskutowana.Dyskusje nad tak zwana „katastrofą ultrafioletową“
były
początkowo bardzo gorące ale wraz ze zwycięstwem bajkowych poglądów fizyków
kwantowych zostały wyparte ze świadomości środowiska naukowego.
Dla
każdego musi być jednak oczywiste że po jednej stronie odpowiedniej krzywej
rozkładu energii elektronów występuje niedomiar elektronów z takimi wartościami
energii, że uniemożliwia to przyjecie przez krzywą formy symetrycznej.
Nasuwa
się wiec pytanie co stało się z tymi elektronami.
To
pytanie powinien tak naprawdę stawiać sobie każdy fizyk. Ci wolą jednak
pieprzyć o wszystkim innym i wymyślać jakieś bzdurne wzory, gdzie polowa
parametrów można dowolnie manipulować, zamiast odważyć się wziąć byka za rogi i
w końcu wymyślić coś sensownego. Przebieg tej krzywej możemy najprościej
wyjaśnić jeśli przyjmiemy, że po jej lewej stronie brakuje po prostu elektronów
niosących odpowiednia energie. Inną możliwością która wynika z mojego
rozumienia fizyki jest przyjecie że te elektrony po prostu nie powstają.
I tu
powróćmy do proponowanego przeze mnie modelu atomu.
Jak już
wielokrotnie podkreślałem atomy składają się, w prawdziwym tego słowa
znaczeniu, z „niczego“ ponieważ tworzące je elementy są podstawowymi elementami
przestrzeni.To znaczy że nasze wyobrażenia na temat materii są fałszywe i w
trakcie poszukiwań najmniejszych cząstek z których zbudowana jest materia nie
znajdziemy niczego innego jak tylko „nic“ czyli przestrzeń.
Odłączenie jednej wakuoli od atomu jest
równoznaczne z emisja fotonu promieniowania gamma.
Na skutek
wysokiej częstotliwości oscylacji tej przemieszczającej się wakuoli droga jej
ekspansji lub kontrakcji jest krótsza niż odpowiednia wielkość dla normalnej
wakuoli przestrzeni. Powoduje to że nasza wyemitowana wakuola czyli foton
promieniowania gamma nie ma szans opuszczenia wakuoli przestrzeni zanim ta
zmieni swój kierunek oscylacji. Foton ten zostaje pochwycony przez wakuolę
przestrzeni i tworzy z nią razem najprostsza cząsteczkę elementarną czyli
elektron.
W jakim
kierunku będzie się ta nowo powstała cząstka poruszać i jaką „energią“ będzie
ona dysponować nie jest wiec związane z zachowaniem atomu emitującego foton,
tylko od kierunku i fazy ekspansji lub kontrakcji składowych wakuol. Wynik ten
można wiec traktować jako efekt złożenia wektorów ruchu obu wakuol.
W takim
razie wakuole które będą emitowane z dostatecznie wysoką frekwencja w każdym
przypadku połączą się z wakuola przestrzeni tworząc elektrony. Na naszym
wykresie tworzą one krzywą po prawej stronie maksimum.Los wszystkich
pozostałych fotonów gamma zależny jest od fazy i kierunku ruchu wakuoli
przestrzeni na które natrafiły. Jeśli odpowiednie wartości na to zezwalają
tworzą się elektrony, jeśli nie, nasza wyemitowana wakuola pozostaje dalej
fotonem i jest przez nas obserwowana jako foton promieniowania gamma.To samo
dotyczy naturalnie wszystkich innych rodzajów promieniowania w których mamy do
czynienia z podobnie asymetrycznym wykresem widma energii.
Tak wiec generalnie musimy stwierdzić że
coś takiego jak promieniowanie beta w gruncie rzeczy nie istnieje, ponieważ nie
występuje pierwotna emisja elektronów ale tylko emisja fotonów o wysokiej
frekwencji oscylacji.
Tylko
jeśli rozpatrzymy promieniowanie beta razem z współwystępującym promieniowaniem
gamma i przedstawimy je na wspólnym wykresie otrzymamy pożądany przez nas
normalny rozkład energii.
W tym momencie musi być właściwie dla
każdego jasne, że tak zwane neutrina to kolejna fatamorgana w fizyce.One nie
istnieją.
Neutrino jest produktem wiary fizyków że w
naturze istnieją prawa które można by sformułować na drodze matematycznych
równań.
Takie
prawa po prostu nie istnieją i dla tego fizycy są zmuszeni do uciekania się do
takich paranoicznych konstrukcji jak neutrina.
Ach,
zanim zapomnę, to co fizycy w tym eksperymencie obserwują nie ma nic wspólnego
z jakimiś cząstkami tylko z wahaniami wartości Tła Grawitacyjnego a tym samym z
wahaniami efektywności wytwarzania „mionów“ i spontanicznego tworzenia się
fotonów w detektorze.
Pomiędzy
tymi zjawiskami nie występuję żaden bezpośredni kauzalny związek tylko słabo
zaznaczona korelacja wynikająca z poruszania się kuli ziemskiej po jej orbicie.