Jak upadnie nasza cywilizacja
Na
niebezpieczeństwa związane z klęskami żywiołowymi zwracałem już
uwagę wielokrotnie.
Rozliczne
niebezpieczeństwa jakie natura stawia naszej cywilizacji są przez
obecne pokolenia kompletnie ignorowane. Mam nawet wrażenie, że
podświadomy strach przed ewentualnością globalnej katastrofy
prowadzi do tego, że obecne elity władzy wypierają te
niebezpieczeństwa ze swojej świadomości, również z tego względu,
bo generalnie mają pierdla przed podjęciem odpowiedzialności za
własne czyny.
Stąd z otwartymi oczyma, jak stado lemingów, zmierzamy do przepaści
mimo
tego, że tak naprawdę, wprawdzie tym katastrofom nie jesteśmy w
stanie przeciwdziałać, ale jesteśmy w stanie (co najmniej)
poczynić przygotowania dla ich złagodzenia.
Omawiając
wpływ moich teorii dotyczących funkcjonowania wszechświata
zwróciłem również uwagę na to, że przebieg procesów fizycznych
w naszym Układzie Słonecznym zależy w pierwszej kolejności od
wartości zmian tzw. Tła Grawitacyjnego, które to z kolei jest
modulowane przez wzajemną pozycję ciał niebieskich. Oczywiście
istnieją również mechanizmy w skali naszej galaktyki, ale ten
wpływ omówię przy innej okazji.
Również aktywność słoneczna zależy całkowicie od wzajemnego położenia planet względem Słońca.
Dokładniej omówiłem to np. tutaj.
Dzięki
mojej teorii jesteśmy w stanie z dużą precyzją przewidzieć
przyszłe wybuchy na Słońcu, a co najważniejsze przewidzieć te,
których wpływ na Ziemię może być absolutnie katastrofalny.
Dotychczas
nasza rodzima gwiazda okazała nam duże miłosierdzie i oszczędziła
nam prawdziwej katastrofy.
Już parę razy minęła ona nas jednak dosłownie o włos i nie można się dalej zdawać tylko na szczęście.
Największa
znana nam burza słoneczna w czasach współczesnych dotknęła
Ziemię w roku 1859. Całe szczęście ówczesna cywilizacja była
dopiero na samym początku wykorzystywania elektryczności i szkody
jakie ta burza wywołała były niewielkie.
Ta sama burza teraz spowodowałaby kompletny krach naszej cywilizacji.
W
ciągu kilku zaledwie minut przestałoby funkcjonować wszystko to co ma
cokolwiek wspólnego z elektrycznością lub elektroniką.
To znaczy nie funkcjonowało by nic!!!!!!l
Najgorsze
jest to, że tak naprawdę nie wiemy czy burza i roku 1859 to
maksymalne możliwości naszego Słońca w tej dziedzinie.
Logika
każe nam przyjąć, że tak nie jest.
Okres
w którym ludzkość obserwuje takie wybuchy na Słońcu jest tak
naprawdę bardzo krotki i byłoby co najmniej dziwne to, gdybyśmy w
tak krótkim czasie zetknęli się już z maksymalna siłą takich
wybuchów.
Wprost
przeciwnie, logika nakazuje nam przyjecie założenia, że ten
wybuch, w najlepszym przypadku, należał do takich lekko ponad
średnią.
To
znaczy, że musiały w przeszłości zaistnieć wybuchy znacznie, ale
to znacznie silniejsze.
I
znalezieniem takich właśnie wybuchów zajęła się grupa naukowców
skupionych wokół Timofeja
Sukhodolova z Institute for Atmospheric and Climate Sciencew z Zurychu
Poddali
oni analizie cały szereg prób pobranych z pojedynczych przyrostów
rocznych drzew, aby pomierzyć zawartość w nich izotopu Berylu
Be10.
Zawartość
tego izotopu w materii organicznej zależy bezpośrednio od
aktywności słonecznej oraz od intensywności promieniowania
ultrafioletowego docierającego do Ziemi.
Analiza
ta jest o tyle wartościowa ponieważ dotychczas nikt nie zadał
sobie wysiłku, aby zrobić te badania o tak dobrej rozdzielczości.
Większość tzw. „naukowców” idzie na łatwiznę i analizuje
materiał z przyrostów wieloletnich, co oczywiście nie pozwala ani
na określenie siły wybuchów na Słońcu, ani na dokładne ich
datowanie.
W tym przypadku jednak udało się zaobserwować to, że szczególnie wielki wybuch na Słońcu musiał wystąpić na przełomie lat 774/775 naszej ery.
Wzrost
zawartości berylu w próbkach był tak znaczny, że aby te wartości
osiągnąć, to wybuch na Słońcu musiał być około 50 razy
silniejszy niż ten zaobserwowany przez Carringtona.
Gdyby
ten wybuch wystąpił teraz, to jego efekty przeszły by nasze
najgorsze obawy i spowodowałyby takie zniszczenia w infrastrukturze,
że nasza cywilizacja zostałaby zdmuchnięta (w dosłownym tego
słowa znaczeniu) z powierzchni Ziemi.
Oczywiście
wyniki tej pracy naukowej są interpretowane na bazie obowiązujących
w nauce teorii i z tego względu ich znaczenie jest marginalne.
Jeśli
jednak spojrzeć na nie z punktu widzenia mojej „Teorii
Wszystkiego“ to oczywiście sprawa wygląda całkiem inaczej,
ponieważ dzięki niej jesteśmy w stanie dokładnie zrekonstruować
sytuację która do tej katastrofy doprowadziła, a tym samym
jesteśmy w stanie interpolować ją w przyszłość i dokładnie
wydzielić te okresy czasu, które dla naszej cywilizacji mogą
okazać się śmiertelnie niebezpieczne.
Zgodnie
z moją teorią za ten wybuch słoneczny musiała odpowiadać
szczególnie rzadka koniunkcja planet w naszym Układzie Słonecznym.
Ponieważ
datowanie wzrostu ilości izotopu berylu jest bardzo dokładne,
możemy ograniczyć nasze poszukiwania do przełomu lat 774/775.
I faktycznie w dniu 03.01.775 wystąpiła niezwykle rzadka koniunkcja planet.
W
dniu tym wszystkie planety wewnętrzne utworzyły dwie podwójne
koniunkcje. Zarówno Ziemia i Wenus jak i Mars i Merkury ustawiły
się tak, że stały w jednej linii względem Słońca.
Dodatkowo
Księżyc zbliżał się w tym czasie do nowiu i w tym przypadku
możemy mówić nawet o potrójnej koniunkcji ciał niebieskich, tym
bardziej że miesiąc wcześniej wystąpiło częściowe zaćmienie
słoneczne, tak więc Księżyc znajdował się jeszcze prawie że
idealnie między Ziemią a Wenus. Dodatkowo ważne było również
to, że Ziemia trzeciego dnia stycznia każdego roku przyjmuje najbliższą pozycję
względem Słońca.
Jakby
tego było jeszcze mało to planety te znajdowały się w tym czasie
na prawie że idealnej wspólnej płaszczyźnie, do której dołączył
się również Jowisz oraz skupiły się po jednej stronie Słońca, destabilizując dodatkowo przebieg procesów heliofizycznych w jego wnętrzu.
Widzimy
więc, że wystąpiły idealne wprost warunki do wystąpienia interferencji
oscylacji przestrzeni i do, następujących szybko po sobie, gwałtownych wzrostów i spadków wartości Tła Grawitacyjnego. A więc również
idealne warunki do wywołania szczególnie silnych erupcji
słonecznych.
http://krysztalowywszechswiat.blogspot.de/2013/06/o-istocie-natury-czesc-pierwsza.html
http://krysztalowywszechswiat.blogspot.de/2013/06/o-istocie-natury-czesc-druga-zacznijmy.html
http://krysztalowywszechswiat.blogspot.de/2013/06/o-istocie-natury-czesc-trzecia-co-to.html
http://krysztalowywszechswiat.blogspot.de/2013/07/budowa-atomu.html
http://krysztalowywszechswiat.blogspot.de/2013/06/o-istocie-natury-czesc-druga-zacznijmy.html
http://krysztalowywszechswiat.blogspot.de/2013/06/o-istocie-natury-czesc-trzecia-co-to.html
http://krysztalowywszechswiat.blogspot.de/2013/07/budowa-atomu.html
Oczywiście oznacza to również, że powtórzenie się takiego układu planet jest jednoznacznym sygnałem alarmowym.
Prawdopodobieństwo
śmiertelnego dla naszej cywilizacji wybuchu słonecznego rośnie w
tym momencie dramatycznie i wyszukanie takich właśnie koniunkcji
planet w najbliższych dziesięcioleciach może być decydującym
elementem w tym czy nasza cywilizacja przetrwa.
Wszyscy
musimy sobie teraz postawić pytanie, śladem szekspirowskiego
Hamleta, to be or not to be.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz