Krak, odnowiciel Wielkiej Lechii.
Cześć trzecia
Z czasów tworzenia się państwowości Słowian
zachowało się tylko niewiele dokumentów, a i te które jeszcze się
ostały mają podejrzane pochodzenie i niewiele wspólnego z prawdą.
Szczególnie czasy po upadku Rzymu, a przed powstaniem
oficjalnej polskiej państwowości, wyłaniają się nam tylko w
nieostrych zarysach z mgły zapomnienia.
Wydawałoby się, że jesteśmy całkowicie zdani tylko
na kościelne świadectwa pisane, z których większość jest tak
przekłamana, że nie warto nawet ich tu przytaczać.
Sytuacja nie jest jednak tak całkiem beznadziejna.
Całe szczęście ci „poprawiacze historii” nie
wyssali wszystkiego z palca. Swoje manipulacje historią ograniczyli
w większości przypadków tylko do kilku metod i to nawet
niespecjalnie wyszukanych.
Tak więc, przy odrobinie wysiłku, jesteśmy w stanie
wyłuskać w tej masie bzdur również ziarna prawdy.
Również w przypadku Kraka i czasów tworzenia się
Imperium Słowian, jesteśmy w stanie oddzielić ziarno od plew i
odtworzyć przynajmniej niektóre fakty z przebiegu tamtych wydarzeń.
Zajmując się tym tematem z zaskoczeniem zauważyłem,
że istnieją też całkiem liczne świadectwa innej natury.
Nie tylko teksty pisane mogą naprowadzić nas na
ścieżkę prawdy, ale wiele wskazówek historycznych znajdziemy,
jeśli przyjrzymy się chociażby tak prozaicznej sprawie, jak nazwy
geograficzne, czy też przykładom obyczajów ludowych na obszarze
gdzie rozgrywały się ówczesne wydarzenia o historycznym znaczeniu.
Również oryginalne teksty pisane ze znalezisk
archeologicznych, mogą się stać nieocenionym skarbem, w dążeniu
do poznania prawdy o naszej przeszłości.
To pomoże nam również w rekonstrukcji zdarzeń
historycznych w Panonii w 7 i 8 w.n.e.
Poza omawianą już poprzednio mapką z nazwami plemion
zamieszkujących Panonię w trakcie rzymskiego panowania,
postanowiłem sprawdzić jak wygląda aktualne nazewnictwo
geograficzne tych terenów, szczególnie w sąsiedztwie centrum
kultowego Hemmaberg.
Ten pobieżny przegląd mapy ujawnił, że moje
przypuszczenia, co do przebiegu historii tego obszaru, znajdują
potwierdzenie również w nazwach geograficznych.
W bezpośredniej bliskości Hemmabergu znajdziemy takie
toponimy i ononimy jak Magdalensberg (Góra Magdaleny), Heiligengrab
(Święty Grób) czy też Jauntal (dolina Jawy).
Oczywiście w przeciągu wieków wiele innych nazw
zostało tak zdeformowanych, że obecnie w niczym nie przypominają
słowiańskich pierwowzorów, ale przy odpowiednim wysiłku można by
je zapewne jeszcze odtworzyć.
Czasami, tam gdzie Austriacy nie czuli się zagrożeni w
swojej tożsamości, przetrwały zadziwiające pozostałości kultury
słowiańskiej, w prawie że niezmienionej postaci.
Ku mojemu zaskoczeniu również w Austrii znalazłem bezpośrednie dowody istnienia historycznego Kraka.
Na południowych stokach Alp, osłonięta jak murem od
południa rzeką Mur, znajduje się Hochebene Krakau, czyli Wyżyna
Kraka.
Już sama nazwa jest zastanawiająca, tym bardziej, że
to nie koniec i w tym regionie znajdziemy dodatkowo cały szereg
miejscowości z imieniem Krak w nazwie.
Jeszcze bardziej fascynujące jest to, że wśród
ludności tego regionu zachowały się również naprawdę zagadkowe
zwyczaje. Do nich należy np. festyn, odbywający się w co drugie
zapusty, którego kulminacyjnym punktem jest taniec mężczyzn
ubranych w ekstremalnie wysokie spiczaste czapy. Tańczący tworzą
kolo, tak jak to powszechne wśród Słowian.
Ale skąd te nietypowe czapy na głowach?
Skąd pochodzi wzór takiego nakrycia głowy?
I w ogóle, dlaczego ten region wziął swoją nazwę od
imienia Kraka?
I to nie koniec tych znaków zapytania. W czasie
Wielkanocy praktykowany jest tam zwyczaj procesji, na czele której
niesiona jest olbrzymia figura, którą przezwano Samsonem.
Pytanie tylko, co ma Samson wspólnego z Wielkąnocą i
do tego jeszcze w jakiejś tam zapadłej austriackiej dziurze.
Zanim odpowiemy na to pytania, musimy sobie postawić
zasadnicze pytanie dotyczące możliwości istnienia w tamtej epoce
Imperium Słowiańskiego.
Jak to jest możliwe, że nie zachowały się na ten
temat liczne doniesienia i świadectwa pisane?
Otóż to pytanie jest niestety fałszywie postawione.
Oczywiście zachowały się całkiem liczne świadectwa na istnienie Imperium Lechii,
tylko że my niestety nie jesteśmy w
stanie ich właściwie skojarzyć, bo dajemy się wyprowadzić w pole
za pomocą prymitywnego triku.
Po prostu zarówno świadectwa z kręgów katolickich
jak i prawosławnych podają zafałszowane fakty historyczne.
Nasze imperium Słowiańskie ukryto nadając mu nazwę Chanatu Bułgarskiego,
a z jego władców zrobiono jakichś
azjatyckich watażków i dzikusów, którzy dopiero w kontakcie z
dobrodziejstwami chrześcijańskiej kultury ulegli ucywilizowaniu.
Te kłamstwa są łatwe do obalenia i już dawno powinno
się to stać, tylko kto to ma zrobić, jeśli historycy z krajów
słowiańskich to banda gnojków, pozbawionych czci i honoru.
Zastanówmy się nad samą nazwą Bułgaria. Czy jest to
rzeczywiście autentyczna nazwa tego państwa?
Wiemy, że w tamtych czasach istniało również plemię
Wołgarów i że musiało ono mieć również kontakt z Bizancjum,
tak więc stosunkowo łatwo można było zamienić literę „W” na
„B”, co było zresztą w tamtych czasach nagminne i zrobić z
tego plemienia Bułgarów.
Tylko jak udało się przetransportować tożsamość
bałkańskich Bułgarów na tych ze stepów wschodnioeuropejskich?
Ten zabieg nie był aż taki trudny jeśli się
rozszyfruje to, jak tak naprawdę nazywano środkowoeuropejskie
Imperium Słowian.
Spróbujmy znaleźć tę nazwę.
Bez specjalnych problemów zauważymy, że nazwa
Bułgaria jest złożeniem dwóch wyrazów „Buł” i Garia. W
innych językach „ł” oczywiście nie występuje i jest
zastąpione literą „L”
O ile drugi z tych wyrazów rozpoznajemy stosunkowo
łatwo jako „Goria” a więc nasze „Góra”, o tyle pierwszy z
nich jest trochę trudniejszy do odtworzenia.
Z pomocą przychodzi nam to, że już wiemy jak
manipulowano i przekręcano nazwy słowiańskie, i jedną z
najważniejszych metod była manipulacja literami „W” i „B”,
które dowolnie ze sobą zamieniano, w zależności od tego, który
rezultat lepiej zniekształcał słowiański pierwowzór.
W tym przypadku było oczywiście tak samo i w
oryginalnym brzemieniu była to litera W.
Jeśli
do tego zauważymy, że Turcy pierwotnie nazywali Bułgarię słowem
Bılgariya (a ci w końcu powinni
wiedzieć, jak to było kiedyś naprawdę, w końcu okupowali
Bułgarię 400 lat) to
z początkowego „BUL” powstaje słowo „WIL”, które jest
najwyraźniej skrótem słowa „WIELE”.
Tak więc widzimy, że twórcy Imperium Słowian nadali temu państwu pierwotnie nazwę „Wielogoria”.
Najwyraźniej chodziło tu o podkreślenie tego, że
powstało on z dobrowolnego połączenia się ze sobą wielu plemion
i grup plemiennych w celu wspólnej obrony wolności.
Taka interpretacja znajduje również potwierdzenie w
literaturze, a również w podaniach słowiańskich pokutują takie
określenia jakichś bliżej nie sprecyzowanych państw jak np.
„Biała Chorbacja” czy też „Wielka Lechia”.
Oba te określenia dotyczą tego samego, a mianowicie są
nazwami tego samego tworu państwowego jakim była „Wielogoria”
Oczywiście „Biała Chorbacja” powstała na bazie
tego samego triku, o którym wspomniałem poprzednio. Po prostu w
nazwie Wielogoria zamieniono pierwsza literę „W” na „B”,
otrzymując południowosłowiańskie słowo „Bielo” - „Biała”,
a słowo „Goria” zastąpiono południowosłowiańskim
odpowiednikiem określenia „Góra” - „Chora”.
Określenie „Wielka Lechia” ma trochę inną genezę.
Oczywiście słowo „Wielka” pochodzi z fałszywej interpretacji
słowa „Wielo”.
„Lechia” natomiast..... Ale zacznijmy jednak
lepiej od początku.
Na początku 7 w.n.e. Bizancjum znalazło się w
rozpaczliwie ciężkiej sytuacji militarnej. W Azji Mniejszej odnowił
się konflikt z Imperium Perskim, w którym Konstantynopol raz za
razem ponosił coraz to dotkliwsze porażki. Natomiast w Europie
utworzył się drugi front walki z rosnącym w siłę Imperium
Merowingów.
Bizancjum nie miało szansy na utrzymanie swoich
terytoriów, w tej walce na dwa fronty i wystąpiła konieczność
przejęcia władzy przez zdolnego i walecznego władcę o wybitnych
militarnych zdolnościach.
I takiego władcę można było znaleźć tylko wśród
tych, którzy najlepiej znali się na rzemiośle wojennym i tymi byli
niewątpliwie potomkowie Wandalów z Kartaginy.
Kiedy upadło Imperium Wandali
to oczywiście nie
wszyscy pokonani ponieśli śmierć w walce. Większość przeżyła,
w tym również ich władca. Cesarz Justynian wiedział, że
zwycięstwo w bitwie nie przyniesie trwałego pokoju, w tej nowej
prowincji, szczególnie że część Wandali dalej prowadziła wojnę
podjazdową z najeźdźcą.
Rozwiązaniem tego problemu, było wcielenie wszystkich
mężczyzn z plemienia Wandali do armii cesarstwa i deportacja ich
rodzin do różnych zakątków Imperium.
Wodzowie i oficerowie otrzymali natomiast, dochodowe
synekury i równie wysokie stanowiska w armii.
Wandale byli wspaniałymi żołnierzami i wkrótce
zajęli znaczące pozycje w administracji Imperium.
Szczególnych zaszczytów doznała rodzina Herakliusza.
Byli oni bezpośrednimi potomkami ostatniego władcy Wandali w
Kartaginie, Gelimera.
Jego obowiązujące wśród „historyków” imię to
oczywiście turbogermański durnowaty wymysł.
Jeśli spojrzymy na monetę z jego wizerunkiem i
zapisanym imieniem, to jest to oczywiście imię na wskroś
słowiańskie.
Zapisane jest starosłowiańskim alfabetem i oznacza
dosłownie „SILAMIR”, a więc „Siła pokoju”, albo
zgodnie z intencją „Silny pokojem”.
Potomkowie Siłomira awansowali w hierarchii imperialnej
bardzo wysoko i kiedy okazało się, że tereny dawnego państwa
Wandali ciągle wstrząsane są nowymi powstaniami i rozruchami,
Horaklidzi stali się zwierzchnikami tej prowincji z ramienia
cesarstwa i doprowadzili szybko do uciszenia zamieszek.
Imię Herakliusza jest też wskazówką co do
pochodzenia tej rodziny.
Jeśli przypomnimy sobie mapę Panonii z poprzedniego
odcinka, to zauważymy tam również plemię Hercuniates.
Po naszemu nazywano ich zapewne Harnasie.
To plemię należało do licznej grupy bitnych plemion
góralskich, zamieszkujących tereny lasów i puszcz Europy
Środkowej.
Kiedy Bizancjum znalazło się na skraju unicestwienia,
nie było lepszego kandydata na nowego przywódcę w państwie, jak
potomek Siłomira z rodu Horakleza (Waligóry).
Jego pochodzenie gwarantowało to, że w obronie
Bizancjum stanęli najlepsi wojownicy czasów antycznych –
Słowianie. Jedyni którzy byli w stanie sprostać w polu armii
perskiej.
Na nowego Cesarza wyznaczył go jego ojciec, ale
Horaklez nie był sam i za nim stała murem jego cała rodzina.
Jego brat, jego wuj, jak i jego brat wujeczny, otrzymali
najważniejsze funkcje w państwie i wywiązali się ze swoich
obowiązków doskonale, lojalnie służąc nowemu cesarzowi.
Horaklez musiał nie tylko powstrzymać Persów, ale
jednocześnie musiał na wszelki sposób zapobiec połączeniu sił
perskich i frankijskich.
W początkowych latach jego rządów stał już o krok
od klęski, kiedy doszło do takiego sojuszu. Bizancjum uratowała
przed unicestwieniem tylko zaplata gigantycznej kontrybucji.
Ta klęska była dla niego dobrą nauczką.
Herakliusz (Waligóra) zrozumiał, że jedynym sposobem
wyrwania Bizancjum z tych kleszczy, będzie wywołanie powstania
przeciwko Merowingom, wśród Słowian Europy Środkowej.
Wśród tych ostatnich, już od dawna rosło
niezadowolenie z rządów Merowingów oraz z coraz silniejszego
ograniczenia ich praw i wolności przez ten reżim i ludność z
utęsknieniem wspominała czasy rządów królów wandalskich.
Brakowało tylko iskry, aby wywołać wybuch i z tego
zdawał sobie doskonale sprawę władca Bizancjum, bo jako Słowianin
i potomek wandalskich królów, miał zapewne doskonały wgląd w
rozwój wydarzeń w ojczyźnie swoich przodków.
Dzięki własnym zdolnościom dyplomatycznym jak i
zapewne bajońskim sumom na łapówki dla niezdecydowanych, udało mu
się przekonać plemiona słowiańskie, od Poloponezu po
wybrzeża Bałtyku i od Renu po Wołgę aby przysłali swoich
przedstawicieli, do odbycia wspólnych obrad nad powołaniem sojuszu.
Jako miejsce obrad, tego pierwszego słowiańskiego
sejmu, wybrano centralny punkt tego obszaru i tym była rozległa
równina, którą obecnie nazywamy Krakauerebene (Równina Kraka).
Ten obszar był również z tego względu tak ważny, bo jego teren
zamieszkiwało plemię Lesich. Do dzisiaj, mieszkańców tego rejonu,
Austriacy nazywają Lessach, co ma oznaczać „leśnych ludzi”.
Od tej nazwy wywodzą się takie nasze nazwy jak
„Leszek” „Lech” i „Lach”. Tereny tego plemienia
rozciągały się aż do obecnej Bawarii i dlatego znajdziemy tam
taką nazwę rzeki jak np. Lech.
Członkowie tego plemienia należeli do najbardziej
bitnych i najbardziej oddanych pradawnej dynastii Horaklezow.
Najprawdopodobniej gdzieś na wiosnę roku 619 na Wyżynę
Kraka zaczęły ściągać zbrojne drużyny i starszyzna rożnych
plemion słowiańskich z całej Europy Środkowej.
Szczególną sensację wzbudziła jazda scytyjska, w
fantastycznie barwnych strojach z niesamowicie wysokimi nakryciami
głowy w kształcie stożkowej czapy. Nie mniej fascynujące były
też tabory i czeladź tej egzotycznej armii.
Jak wyglądał taki scytyjski rycerz możemy zobaczyć
np. u Białczyńskiego
Szczególnie zdjęcie rekonstrukcji scytyjskiego księcia
jest tu wielce wymowne.
Na tubylcach Scytowie wywarli piorunujące wrażenie i
jeszcze 1400 lat później ich potomkowie przypominają o tym
wydarzeniu na swoich festynach.
Również cesarz Herakliusz przybył osobiście na sejm,
aby dopilnować taki jego przebieg, jaki zaplanował.
W rękawie miał jeszcze dodatkowego asa.
Towarzyszył mu jego brat wujeczny Nicetas.
Oczywiście i to imię to propagandowa mistyfikacja.
Jego imię brzmiało po słowiańsku zapewne Niestek, a więc
zdrobniała forma imienia Nestor.
W trakcie obrad, Herakliuszowi zaproponował plemionom
góralskim, odnowienie dawnego Imperium Wandali oraz ustanowienia
jako przywódcy, potomka ich ostatnich władców, swojego kuzyna
Niestka.
Miało to zachęcić również inne plemiona, spoza tego
związku, szczególnie nadwołżańskich Scytów, do włączenia się
do nowego sojusz.
W ramach ogólnej euforii po tej decyzji, Scytowie nie
tylko zdecydowali się na przystąpienie do sojuszu, który nazwano
Samostojna, ale uznali Niestka za swojego nadrzędnego przywódcę,
czego symbolicznym dopełnieniem było przywdzianie przez Niestka
scytyjskiego hełmu królewskiego.
Było to kolejne epokowe wydarzenie i ludność tubylcza
przypominała sobie je co roku, w formie uroczystej procesji z figurą
przywódcy Sam(o)s(t)o(j)n(ej),
nazywanego od momentu tej koronacji Krakiem.
Oczywiście z czasem kiedy zaczęto zwalczać pamięć o
Imperium Słowian i zakłamywać związane z tym fakty, zamieniano
imię Samostojnej na Samsona, a czas i Kościół Katolicki dokonały
reszty i mieszkańcy Wyżyny Kraka dalej świętują swoje festyny,
nie zdając sobie nawet sprawy z tego, dlaczego i ku czyjej pamięci.
Najpierw stracili swoją świadomość historyczną, a
później również swoją ojczystą mowę.
CDN