Piast — władca wszystkich Słowian. Cześć 9


Piast — władca wszystkich Słowian. Cześć 9


Współczesne środowisko historyków o patriotycznym nastawieniu, jeśli takowe w ogóle istnieje (przynajmniej ja takiego nie zauważyłem, a wprost przeciwnie, rzadko widzi się takie nagromadzenie zdrajców i zaprzańców jak wśród nich), powinno przyjąć za swoje najważniejsze zadanie znalezienie szczątków najstarszych, jeszcze przedkatolickich przedstawicieli rodu Piastów oraz miejsca pochowków Kraka, Wandy oraz wojów, którzy zginęli w trakcie wielkiej bitwy pod Wogastiburgiem (Wawelem).


Równie ciekawym zadaniem jest odnalezienie grobów innych przedstawicieli rodów królewskich tamtych czasów, szczególnie oczywiście rodu Dulo, bo tak określany jest ród pierwszych władców Bułgarii.

Pozwoliłoby to wykluczyć jego azjatyckie pochodzenie, a przede wszystkim znaleźć powiązania między poszczególnymi królewskimi rodami europejskich państw.

Moim zdaniem nazwa rodu Dulo jest jednoznacznym potwierdzeniem tego, że jego protoplastą był Dagowor II.

Jeśli przyjmiemy, że imię Dagowor zapisywano pierwotnie w alfabecie starosłowiańskim (etruskim), to możemy łatwo zauważyć, że litera „G” w etruskim odróżniała się od „L” jedynie tym, że była jej odwróceniem.
Mogło to łatwo prowadzić do mniej lub bardziej przypadkowej podmiany tych liter.

Tak więc możemy spokojnie przyjąć, że nazwa tego rodu to pierwsze cztery litery imienia jego założyciela Dagowora II.

Oczywiście w tym miejscu nie da się po prostu przeoczyć powiązań z piastowskim władcą Mieszkiem.

W jego powszechnie znanym i zagadkowym w swoich intencjach liście do Papierza (czy jest to tekst autentyczny, czy też kościelna fałszywka, dla umocnienia roli kościoła w Polsce, jest w tym przypadku absolutnie drugorzędne) władca Polski nazywany jest tytułem Dago.


Nie można wprost znaleźć innego wytłumaczenia dla tego tytułu jak to, że Mieszko czuł się potomkiem Dagowara II i powoływał się w nim na swoja przynależność do rodu Dago, lub jak to pisali bizantyjczycy Dulo, oraz to, że ta jego przynależność była powszechnie akceptowana, ponieważ fałszerz tego dokumentu zastosował ten tytuł i tym samym to potwierdzał.

Jeśli chodzi o doczesne szczątki Kubrata, to od lat 80 ubiegłego wieku rozpowszechniło się przekonanie, że znajdują się one w grobowcu? z bardzo bogatymi darami znalezionym na Ukrainie w 1912 roku. Wprawdzie żadnych śladów pochówku nie odnaleziono, ale za to wyroby ze złota o ciężarze 21 kilogramów i 50 kilo srebra.

Nazwano go skarbem z Pereszczepiny.


Skarb ten pochodzi z końca 7 lub z początku 8 wieku i pasuje tym samym do okresu życia Dagowora II.

Jednak jest to mało prawdopodobne, że ten znamienity władca został pochowany gdzieś tam w jakiejś ukraińskiej dziurze.

Przyczyny zakopania skarbu już i tak nie poznamy w stu procentach, ale możemy domyśleć się, że charyzma Piasta wśród poddanych była tak wielka, że ci uczcili jego pamięć w całym imperium, organizując w poszczególnych prowincjach jego symboliczne pochowki.

Jest to też być może przyczyna tego, że Kopiec Kraka pod Wawelem nie zawierał żadnych szczątków ludzkich. Widocznie ludność Małopolski, będącej jednym z województw Imperium, uczciła śmierć władcy organizując budowę okazałego kopca.

Trzeba więc przyjąć, że również i w tym przypadku właściwe dary pogrzebowe leżą jeszcze zakopane u podnóża kopca i jeśli chcemy je odkryć, to trzeba by zniwelować teren na którym się on znajduje, bo tylko w ten sposób istnieje szansa na znalezienie tego skarbu.

Pozwoliłoby to na dokładniejsze określenie znaczenia Wawela w strukturach państwowych Wielkiej Lechii oraz odpowiedzenia na pytanie, czy kopiec ten został poświęcony Herakliuszowi, jego wujecznemu bratu Niestkowi, czy też jest młodszy i należał już do założyciela dynastii piastowskiej – Dagowora II.

W przypadku skarbu z Pereszczepiny możemy się przyjrzeć temu, jakie wyroby wchodzą w jego skład i czy znajdziemy tam wskazówki co do jego pochodzenia.

Wśród wyrobów ze złota wyróżnia się szczególnie pierścień z zagadkowym monogramem.


Graficznym założeniem tego monogramu jest symbol krzyża, co świadczy o tym, że jego właściciel był chrześcijaninem. W swoim założeniu jest on identyczny np. do monogramu Karola Wielkiego.



Z tym, że monogram Karola Wielkiego był o 100 lat młodszy, a więc można powiedzieć, że frankońscy Popielidzi orientowali się w tym przypadki na wschodnioeuropejskich wzorcach.

W roku 1983 niejaki Werner Seibt doszukał się w tym monogramie imienia Kubrat i od tego czasu uważa się, że skarb ten jest częścią pochowku tego władcy.

Sprawdźmy jednak co na tym pierścieniu tak naprawdę zostało zapisane.

Litery, jakie na tym pierścieniu widzimy odbiegają drobnymi szczegółami od standardu zapisywania takich liter. Te różnice są minimalne, ale na tyle widoczne, aby ten który taki pierścień otrzymał, mógł natychmiast dostrzec to, że ma tu do czynienia ze znakami graficznymi, które można odczytać w rożny sposób.

Jeśli do tego dojdzie również to, że elity tamtych czasów znały biegle wszystkie alfabety powszechnie używane w Europie, to możliwość interpretacji takich znaków wzrasta niepomiernie.

Spróbujmy więc odczytać, co na tym pierścieniu jest zapisane i odkryć, w jakim języku dokonany został ten zapis.

Nie ukrywam, że od razu przyjąłem, że tym językiem jest słowiański, ponieważ wszystkie moje doświadczenia i próby odczytania tekstów antycznych wskazują na największe tego prawdopodobieństwo.

Zacznijmy od powiększenia zdjęcia tego monogramu na pierścieniu.


Od razu zauważymy, że co najmniej trzy znaki graficzne składają się tak naprawdę z dwóch rożnych znaków, które można interpretować równie dobrze w całości, jak i przyjąć za literę tylko jeden z jego elementów składowych.



Jest to taki sam system kodowania, jaki poznaliśmy już u Traków, Etrusków, Nabatejczyków, czy też stwierdziliśmy na kolumnie Tristana na Wyspach Brytyjskich.


We wszystkich tych przypadkach mieliśmy do czynienia z mową słowiańską, a więc i w tym przypadku nie mogło być inaczej.

Odczytanie musimy zacząć od tego znaku graficznego, który najsilniej zwraca na siebie naszą uwagę, np. w ten sposób, że jest najbardziej rozbudowany, a więc w tym przypadku od górnego elementu.

Na poniższym zdjęciu widzimy poszczególne znaki literowe pierwszego wyrazu.



Z uwagi na chrześcijański charakter tego pierścienia możemy przyjąć, że zawiera on w sobie również inne elementy odnoszące się do tej religii.

W tym przypadku zapis powtarza ten sam ruch, jaki dokonuje ręka wiernego w trakcie modlitwy, wykonując znak krzyża.



Widzimy, że oprócz samej sztuki szyfrowania wiadomości, twórca tego pierścienia przywiązał znaczna wagę do tego, aby nadać odczytaniu tego tekstu pewną symetrię i mistyczne znaczenie, poprzez tworzenie przez poszczególne wyrazy religijnej symboliki.

Jeśli zrobimy to z wydzielonymi literami, to otrzymujemy znaczenie pierwszego wyrazu, którym jest KUBR.

Tak zapewne nazywał siebie sam Piast.


Dalej mamy litery czytane w przeciwnym kierunku od ruchu wskazówek zegara.



Wyraz zaczyna się literą „K”.

Dalej mamy literę „R” czytaną tak jak w cyrylicy.

Po niej następuje litera „V”, którą czytamy tak jak łacińskie „U”.

A wyraz kończy się literą „L” którą można wyodrębnić z ligatury po prawej stronie krzyża.

Poszukiwanym wyrazem jest słowo „KRUL”.

Oczywiście chodzi tu o naszego „Króla”, a więc udowadnia, że już w 7 wieku naszej ery Słowianie stosowali ten tytuł dla nazwania swoich władców, a tym samym potwierdza istnienie państwowości słowiańskiej obejmującej całą słowiańszczyznę, poza jej zachodnioeuropejskim brzegiem rządzonym przez słowiańskich Popielidów.

Kolejny wyraz grupuje znaki w pionowej gałęzi krzyża, a więc dla lepszego zrozumienia przedstawię go pojedynczymi literami.

Zaczyna się literą „T


Dalej jest litera „V” tym razem czytana jak nasze „W


Kolejna to stylizowane „O


A na końcu litera „I


Razem daje to wyraz „TWOI” odpowiadający naszemu „twój”.

Następnie mamy spójnik „I” występujący w ligaturze po lewej stronie krzyża. 

 

Następny wyraz zaczyna się literą „B” po prawej stronie krzyża, po której przychodzi litera „R”, czytana jak w cyrylicy, po jego lewej stronie.

Kolejna jest stylizowana litera „A”. Ten sposób pisania litery A jest w tamtych czasach powszechny i występuje często w tekstach Arian pochodzących z Bliskiego Wschodu.

Wyraz zakończony jest litera „T” w centrum krzyża.



Tekst w całości czytamy jako.

KUBR KRUL TWOI I BRAT

I tłumaczymy jako:


Kubr, król twój i brat

Napis ten zmienia oczywiście nasze wyobrażenia co do właściciela tego pierścienia, ponieważ sam król Kubr, z racji intencji tego napisu, nie wchodzi w grę, jako jego pierwotny posiadacz.

Co wchodzi w grę, to taka możliwość, że był on pierścieniem, który otrzymywał namiestnika króla (wojewoda) w każdej z prowincji jego państwa i który uprawniał go do decyzji w jego imieniu.

Do dzisiaj zachował się odpowiednik tej symboliki w formie pierścienia papieża, który otrzymuje biskup Rzymu, jak symbol jego władzy nad wiernymi, a który po jego śmierci musi zostać zniszczony.

Tak samo postępowano w przypadku królów Wielogorii. Po śmierci władcy, wojewodowie składali bogate dary, razem z insygniami władzy otrzymanymi od zmarłego króla, do jego symbolicznego grobu, jako akt zrzeczenia się władzy i jednoczesnego hołdu dla zmarłego.

Taka interpretacja niesie w sobie również i tę możliwość, że obrzęd ten był powszechny w królestwie Wielkiej Lechii i zapewne oczekują na odkrycie jeszcze dalsze tego typu skarby.

Ponieważ tereny obecnej Ukrainy nie należały ówcześnie do najważniejszych w królestwie, to można przyjąć, że w Bułgarii, Rumunii, Austrii na Węgrzech i w Grecji mogą się jeszcze znajdować podobne symboliczne pochowki czekające na odnalezienie, ale znacznie bogaciej wyposażone.

Dodatkowo musimy skonstatować ku naszej konsternacji, że tekst na pierścieniu jest napisany w języku polskim, albo dokładniej mówiąc we wspólnym języku ówczesnych Słowian, którego podstawowe elementy zachowały się najlepiej w naszym języku.

Tak zwany Chanat Bułgarski ani nie był w rzeczywistości jakimś chanatem, ani tym bardziej bułgarskim.

Użycie języka słowiańskiego na tym pierścieniu (pieczęci) nie pozostawia najmniejszych wątpliwości co do tego, że zarówno władcy, jak i przedstawiciele elit rządzących byli Słowianami i co najważniejsze byli członkami rodzimej słowiańskiej ludności.

Prawie 200 letni okres istnienia mniej lub bardziej jednolitego państwa Wielogorii spowodował, że proces różnicowania się języków słowiańskich został nie tylko zatrzymany, ale nawet odwrócony i dzięki wspólnym strukturom władzy, połączonej z powszechnym udziałem ludności w służbie państwa, czy to jako wojownicy, czy też w administracji, połączonej z rozwojem miast i wzmożonym osadnictwem plemion lechickich na terenie całego imperium, spowodowało, że gwary i języki słowiańskie uległy ponownemu ujednoliceniu.

To właśnie dzięki 200 letniej wspólnej państwowości powstała zadziwiająca jedność języków słowiańskich, której nie zdołały zniszczyć wysiłki kościołów i destrukcyjny wpływ zachodu na nasze intelektualne elity.

Te 200 lat historii próbowano wykreślić z dziejów Europy co zaowocowało takim pomieszanie z poplątaniem, ze ten okres średniowiecza określany jest ciemnymi wiekami historii.

W rzeczywistości były to wieki świetności kultury słowiańskiej i najwspanialszy okres naszych dziejów.

Nasi zaprzańcy z „polskich wyższych uczelni” powiedzą zapewne zaraz, że to nic specjalnego i ci azjatyccy Bułgarzy nie umieli po prostu po turecku. Zapomniało im się w ciągu jednego pokolenia i woleli pisać językiem swoich słowiańskich niewolników.

No ale tym razem, mam nadzieję, nikt zdrowo myślący nie da się nabrać tym sk...om na te ich prymitywne kłamstwa.

Odczytany przez nas monogram nie jest wyjątkiem. W 7 i 8 wieku mieszkańcy Wielkiej Lechii powszechnie wykorzystywali ten sposób szyfrowania napisów, co doprowadziło historyków do fałszywego wniosku, że ten nieistniejący Chanat Bułgarski stosował swój własny system pisma, którego nie można odczytać.

Oczywiście jest to bzdura.

Tak zwane pismo starobułgarskie jest niczym innym, jak kontynuacją sposobu zapisu stosowanego przez Etrusków i Traków i w wielu przypadkach przykładem zabawy i rozrywki intelektualnej dla wtajemniczonych.

To, że w tekstach zakwalifikowanych jako starobułgarskie pojawiają się co rusz inne znaki literowe wynikało po prostu ze stosowania ligatur poszczególnych liter i takiej ich deformacji, aby czytający zmuszony był do jego deszyfracji.

Główną i jedyną przyczyną tego, że te teksty nie zostały dotychczas odczytane i dalej ukrywają przed nami swój przekaz wynika tylko i wyłącznie z tego, że specjaliści zajmujący się lingwistyką przeczuwają jaki wybuchowy charakter ma ta tematyka i wola udawać głupa niż narażaćsię na represje ze strony „naszych” elit.

CDN.

O czasach gdy Wielka Lechia sięgała od Renu aż za Wołgę. Cześć 8



O czasach gdy Wielka Lechia sięgała od Renu aż za Wołgę. Cześć 8


Próbując zrekonstruować wydarzenia wczesnego średniowiecza natrafiamy na zasadniczą trudność dotyczącą chronologii opisanych wydarzeń.

Z zachowanych świadectw pisanych żadne nie reprezentuje oryginalnego tekstu, ale jest odpisem, odpisu z któregoś tam z rzędu odpisu.
Na to nakładają się jeszcze fałszerstwa dokonane na żądanie rządzących w Europie rodów i interesów poszczególnych państw.

Do tego dochodzi również to, że zarówno w przeszłości, jak i obecnie, zabytki historyczne przyciągają całe rzesze oszustów i kryminalistów, którzy to na fałszowaniu „zabytków” dorabiają się całkiem niezłej fortuny.

Obroty na rynku falsyfikatów obiektów zabytkowych szacowane są na miliardy dolarów rocznie.

W archeologii mamy do czynienia z mafijnymi strukturami, w których to fałszerze, archeolodzy, tzw. eksperci oraz kuratorzy muzeów i domów aukcyjnych, ramię w ramię, trudnią się produkcją i dystrybucją tych falsyfikatów.

Jakby tego było jeszcze mało, nigdy nie brakuje również takich, którzy w pogoni za rumem i sławą, gotowi są do zrobienia najgorszych świństw, aby tylko zaspokoić swoje chorobliwe megalomaństwo.

W tych warunkach graniczyłoby to już z cudem, jeśliby jakieś świadectwo pisane odpowiadałoby rzeczywiście prawdzie. Tak naprawdę nie można mieć zaufania do żadnego z nich, a już szczególnie do takich, które znalezione zostały w ostatnich paru stuleciach, w tej czy innej klasztornej bibliotece.

Tak naprawdę powinniśmy odrzucić wszystkie kroniki i świadectwa pisane i przyjąć a priori, że są one oczywistymi fałszerstwami, albo traktować je, w najlepszym razie, jako poszlakę, a nie jako niezbity dowód.

Oczywiście wiele wiadomości, które w nich znajdziemy nie są wymysłem tylko tych fałszerzy, ale bazują na realnych zdarzeniach, tylko że ich czasowy kontekst jest absolutnie dowolny i musi być potwierdzony przy pomocy innych, niezależnych metod.

Jeśli chodzi o wszelkiego typu kodeksy i pisma, to do momentu sprawdzenia prawdziwości takiego dokumentu przy pomocy metod fizycznych i chemicznych, nie powinno się go uwzględniać w analizach historycznych.

Realia są jednak całkiem inne i tak oczywiste fałszerstwo jak Biblia Gocka jest do dzisiaj uważana za najcenniejsze źródło danych o języku Gotów, a Szwedzi pod pretekstem ochrony tego „zabytku” uniemożliwiają badania jego autentyczności.

Jak jednak w tym artykule poniżej jednoznacznie wykazałem, jest to oczywiste kłamstwo i wymysł jakiegoś oszusta, bo język Gotów to z całą pewnością język słowiański. Można by nawet powiedzieć że polski.


Tak naprawdę nic nie stoi na przeszkodzie, aby te wszystkie oszustwa zdemaskować i wykluczyć z badań nad przeszłością, problem jest w tym, że bez nich rozpada się całkowicie bajeczka o wyższości cywilizacyjnej zachodu, istnieniu niemieckojęzycznych Germanów, czy też wkładzie skandynawskich Wikingów w kształtowanie słowiańskiej państwowości.

Te kłamstwa są szczególnie intensywnie hołubione w krajach zachodnich i dla ich dalszego podtrzymywania nie brakuje też finansowych środków na korumpowanie środowiska historyków krajów słowiańskich, w tym nawet i rosyjskich, gdzie wydawało by się, istnieje jeszcze najsilniejsze poparcie społeczeństwa dla takiej interpretacji historii Słowian, która najbardziej odpowiada naszym interesom.

Polska i Bułgaria są już tak spacyfikowane antysłowiańską propagandą, że w tych krajach środowisko patriotyczne w praktyce nie istnieje, poza gołosłownymi deklaracjami największych zdrajców. Te kraje są na najlepszej drodze, aby być takimi nowymi Niemcami i zatracić wszystko ze swojej słowiańskiej kultury, łącznie z własnym językiem. Jeśli chodzi o słowiańskie obrzędy ludowe, to nagonka na tych co chcą je kultywować i ochraniać przeradza się powoli w polowanie na czarownice.

A skoro już jesteśmy przy Rosjanach, to warto tu przytoczyć ich wkład do zafałszowania historii Bułgarii i wykreowaniu fikcyjnych dziejów tego kraju.

Kiedy Zachód zaczął zwalczać tezy o obecność Słowian w antycznej Europie na zachód od Prypeci i przywłaszczył sobie naszą historię, spotkało się to również z poparciem kręgów naukowych Rosji, jak i również rosyjskiej Cerkwi.

Szczególnie niepochlebnie zaznaczył się w tych wysiłkach Aleksander Popow. Znalazł on jakoby listę władców bułgarskich i co ciekawe to w Rosji.


Lista ta jest oczywistym fałszerstwem, ale bazuje na jeszcze starszych fałszerstwach dokonanych przez kościoły Wschodni i Katolicki, których celem było zatarcie śladów po egzystencji nie tylko słowiańskiego Imperium Wielkiej Lechii, co przede wszystkim o dominacji religii ariańskiej, jako pierwszego i przez całe wieki najważniejszego kościoła chrześcijańskiego.

Polowa 19 wieku to okres rywalizacji Anglii i Rosji o dominację w Europie.
Anglicy nie przebierali tutaj w środkach i wykorzystywali każdą możliwość do destabilizowania Rosji i tworzenia wokół niej „kordonu sanitarnego”.

Rosja oczywiście nie pozostawała dłużna i starała się rozerwać ten kordon, burząc zastałe struktury państwowe najsłabszego ogniwa, a tym było w tym czasie Imperium Osmańskie.

Celem Rosji była destabilizacja Turcji i najprostszym sposobem było ożywienie ducha narodowego, cierpiących pod jarzmem tureckim, Słowian Półwyspu Bałkańskiego.

Bułgaria stała się szczególnie łatwym celem, bo dzięki wspólnej religii, wspólnemu alfabetowi oraz dużemu podobieństwu językowemu, istniały szczególnie łatwe możliwości podburzenia Bułgarów do powstania przeciwko tureckiej niewoli.

Anglicy robili to samo z tym, że ich celem było podburzanie Polaków do rewolty, a kiedy już to nastąpiło, to odczekanie po prostu, aż się obie strony wykrwawią i wyniszczą, aby samemu upiec cieple bułeczki na tych zgliszczach.

Rosja wykorzystywała wszystkie metody do pobudzenia patriotyzmu wśród Bułgarów. 400 lat tureckiego panowania nie pozostało jednak bez wpływu i naród bułgarski zatracił już wiele z pamięci o swojej wspanialej przeszłości, kiedy to Bułgaria był centrum największego imperium Słowian.


Oczywiście takie przedstawienie historii nie leżało w interesie Rosji.

Przypomnienie o wielkości bułgarskich przodków to owszem, ale wykreowanie wizji słowiańskości Chanatu Bułgarskiego, to było trochę za dużo tego dobrego.

Tak więc zdecydowano się na dokonywanie fałszerstw świadectw historycznych przypominających istnienie Wielkiej Bułgarii oraz jej związku z terenami Rosji, ale jednocześnie podtrzymano fałszerstwa zachodu o azjatyckim pochodzeniu Bułgarów, aby nie podważać aspiracji Rosji do prawa reprezentowania wszystkich Słowian.
Jednym z elementów tej propagandy była również lista władców Bułgarii, którą sfałszował Popow.

Powtarzał on w większości te kłamstwa które wykreowali już wcześniej Niemcy, dodając od siebie do tego sfingowaną chronologię rządów poszczególnych władców bułgarskich.

W ten sposób przyczynił się do utrwalenia kłamstw o tym państwie.

Lista nie jest oczywiście tak całkowicie wyssana z palca i uwzględnia mniej lub bardziej przebieg rzeczywistych wydarzeń tamtych czasów.

Dwa pierwsze imiona legendarnych władców Bułgarskich to oczywiście odpowiedniki Kraka (Niestka) i Herakliusza. Przy tym drugim podobieństwo imion jest widoczne na pierwszy rzut oka.

Po nich powinna być wymieniona Wanda, ale jej egzystencja została ukryta, ponieważ wtedy byłoby to dla wszystkich jasne, że legendy założycielskie państwa bułgarskiego jak i legendy założycielskie innych krajów słowiańskich są ze sobą identyczne.

Trzecim imieniem jest imię Gostun. Imię to musimy umieścić w kontekście wydarzeń po bitwie pod Wawelem (Wogastiburgiem).

W bitwie tej poległ zapewne król Awarów Dagobert I, a i cała wyższa arystokracja Franków została wybita do nogi, pozostawiając po sobie pustkę polityczną i nieuregulowane sprawy następstwa tronu.

Historycy podają tutaj wcześniejszą datę jego śmierci, ale przyczyny są oczywiste. Chodziło o zaprzeczenie temu, że Frankowie zostali doszczętnie rozbici przez Słowian i znaczne tereny Europy Środkowej, aż po Ren, znalazły się w obrębie ich nowego państwa Wielogorii.

Chodziło też tu o zatarcie faktu zamachu stanu wśród Awarów i obalenia dynastii Merowingów przez Popielidów.

W każdym razie, tę sytuację totalnego chaosu w państwie i fizycznego braku jakichkolwiek przeciwników, wykorzystał syn majordomusa Dagowara I, Grimoald I zwany Starszym i przejął w praktyce władzę w państwie.

W obawie przed wpływem Konstantynopola na politykę w kraju, oraz z obawy o wpływy arianizmu i jego ścisłych powiązań z Merowingami i Wielką Lechią, Grimoald decyduje się na sojusz z irlandzko-angielską sektą chrześcijan i jest w ten sposób tak naprawdę założycielem Kościoła Katolickiego.

Jest on też inicjatorem ostatecznego oddzielenia się Słowian krajów Europy Zachodniej od ich pobratyńcow w Europie Środkowej i Wschodniej.

Te tendencje obejmowały również język i można z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że aby ratować swój wizerunek w społeczeństwie, zdecydował się on na szukanie poparcia wśród mieszkańców miast i pospólstwa.

Te warstwy społeczne nie posługiwały się językiem słowiańskim (który był językiem arystokracji i rycerstwa), ale kształtującym się właśnie na takich samych zasadach, jak w przypadku greki,


nowym językiem zwanym Lingua Franca.


Był to język handlarzy i mieszczaństwa, przeważnie żydowskiego pochodzenia, bardzo rozpowszechniony w tym czasie wśród ludności miast leżących w zachodniej części Morza Śródziemnego oraz na terytorium Awarów.
Powstał on na drodze mieszania się słowiańskiego, semickiego i łacińskiego słownictwa i cechował się, jak wszystkie sztucznie powstałe języki Europy Zachodniej, uproszczoną gramatyką.

Od tego momentu zaprzestano używania nazwy Awarowie, jako zbyt słowiańskiej i zastąpiono stopniowo nazwą Frankowie.

Imię tego władcy było tak naprawdę przezwiskiem, ponieważ w języku Lingua Franca oznaczało ponuraka i takim był właśnie Grimoald I.

Polacy nazywali go Popiel lub Chościsko.

Przejecie nowej religii oznaczało również przejecie nowych obyczajów i te nakazywały noszenie krótkich włosów, co Polanie wykorzystali do drwin ze swego władcy, nazywając go miotłą lub szczotką, takie bowiem znaczenie ma słowo Chościsko.

Dla Słowian południowych literę „H” w wyrazie Chost zastąpiono bardziej politycznie poprawnym „G” bo w ten sposób powstał wyraz o znaczeniu Gospodarz, a jako końcówkę dołożono łacińskobrzmiące „un”, i stąd wśród nich przyjęło się imię Gostun.

Oznacza to również, że w legendach, przynajmniej formalnie, traktowano Grimoalda I jako prawowitego władcę wszystkich europejskich Słowian

Nie trwało to jednak długo i po licznych konfliktach wewnątrz Imperium i po powstaniach przeciw władzy Popielidów, kolejny wielki sejm Wielkiej Lechii zdecydował się na przyjecie nowego porozumienia i podkreślił to imieniem Dagowor II dla nowego władcy w państwie, na którego to wybrano wnuka Dagowara I.


Od tego momentu przestał on istnieć dla dziejopisarzy Europy zachodniej i wszyscy zgodzili się co do konieczności wymazania go z kart historii.
Rozpowszechniono więc pogłoskę, że został zamordowany nie pozostawiając po sobie żadnej spuścizny.

Jego pamięć jest na zachodzie Europy jednak do dzisiaj jeszcze żywa i żywe są jeszcze legendy o dobrym królu Dagobercie.

Oczywiście legendy te są interpretowane tak, że chodzi w nich jakoby o Dagoberta I. Jest to oczywiście kłamstwo, bo te informacje które zachowały się o czynach Dagowora I świadczą o tym, że był człowiekiem podstępnym, mściwym (historia wymordowania 9000 bizantyjskich uchodźców spotkała się z powszechnym potępieniem u współczesnych) i rządnym uciech tego świata, który los swoich poddanych miał po prostu w ….

W rzeczywistości Dagobert II mógł się jeszcze długo cieszyć dobrym zdrowiem i jego państwo rozszerzało w szybkim tempie swój terytorialny zasięg.

Dagowor II odpowiada na liście władców bułgarskich temu o imieniu Kubrat.

Aby zrozumieć dlaczego nadano mu takie a nie inne imię, to trzeba się cofnąć do jego młodości.

W momencie przejęcia władzy przez Grimoalda I, Dagowor II był jeszcze dzieckiem. Aby wyeliminować go jako pretendenta do tronu Grimoald umieścił go w irlandzkim klasztorze. Jako młodzieniec trafił jednak na dwór królewski w Anglii.

Możliwe, że był nim dwór legendarnego króla Ari Tura czyli Szlachetnego Tura (Artura) i tam zapewne poznał osobiście rycerzy Okrągłego Stołu w tym i Tristana. Jego imię jest oczywiście słowiańskie i oznacza trzy razy stanie ze zmarłych. Legenda o Tristanie opowiada o tym, że trzykrotnie był on bliski śmierci.


Oczywiście poznał tam i Izoldę, wielką miłość Tristana.
Imię IZ ZLOTA tak nazywała się bowiem jego kochanka, czyli Ze Złota, bo jej włosy miały taki kolor jak złoto.

Oczywiście i w jej imieniu nie obeszło się bez machlojek, bo tylko poprzez zdawałoby się niewinną zamianę miejscami liter „O” i „L” oraz podmiany „T” przez „D” co jest już wynikiem nieodróżniania tych zgłosek przez mówiących, ze Złotej zrobiła się Izolda.

Polska wikipedia nazywa ją na wszelki wypadek jasnowłosa, aby czytelnicy nie dostrzegli słowiańskiego brzmienia tego imienia. Na zachodzie, z racji nieznajomości języków słowiańskich, określenie „die goldharrige Isolde” (Izolda Złotowłosa) jest powszechnie używane w literaturze.


Tak więc już tysięczny raz potwierdza się to, że Wikipedia jest narzędziem prymitywnej antysłowiańskiej propagandy i ogłupiania naszego narodu.

Na dworze króla Ari Tura, Dogowor II otrzymał przydomek Piasta, a więc dziecka pod opieką dorosłego opiekuna (Piastuna), a jednocześnie pasowało to do określenia na młodego niedźwiedzia lub wilka.

Czyli oznaczało, że tak powiem, pretendenta do objęcia tronu.


W staroangielskim taki dwuletni wilk lub młody niedźwiedź nazywany jest wyrazem CUB (KUB). Takim samym określeniem nazywany jest też żądny sławy i splendorów zawadiacki podrostek.


Polacy przyjęli dla niego imię będące bezpośrednim tłumaczeniem tego przezwiska, i Piast przeszedł do naszej historii jako legendarny założyciel rodu Piastów.

Bułgarzy i inne ludy słowiańskie zaadaptowały oryginalne przezwisko staroangielskie i nazywali go KUBR.

Ponieważ w zapiskach starobułgarskich, jak i innych w tych czasach, obok imienia władcy wstawiany był w tekst znak krzyża, to czytający takie pisma skrybowie bizantyjscy interpretowali ten krzyż jako literę „t” i stad zapisywali to imię u siebie jako KUBRAT.

Wśród potomków Dogowora II to imię powtarza się jeszcze raz i przybiera formę KUBER.

Można więc wnioskować, że etymologia imienia „Kuba” nie ma nic wspólnego z biblijnym Jakubem, ale imię to ma bezpośredni związek z imieniem Kubrata czyli naszego Piasta.

Dogowor II był władcą wyjątkowym, dzięki wykształceniu, swoim zdolnościom dyplomatycznym oraz moralnej integralności, doprowadził swój kraj do apogeum świetności i do największej terytorialnej wielkości.

Kiedy Dogowor II zmarł, gdzieś pod koniec 7 wieku, lub też na początku 8 wieku, pozostawił po sobie nie tylko największe terytorialnie imperium w historii Europy, ale również polityczną pustkę, której nie był w stanie wypełnić żaden z jego pięciu synów.

Synowie zdecydowali się po jego śmierci na podział imperium ustanawiając zasadę, że najstarszy z rodu ma sprawować władzę zwierzchnią.

O dalszych losach Wielkiej Lechii opowiem w dalszych odcinkach. Teraz chciałbym jeszcze coś wspomnieć o „grobie Kubrata” jak i o cechach pisma starobułgarskiego.

CDN.
What do you want to do ?
New mail

Zwróćmy honor Kadłubkowi. Cześć 7



Zwróćmy honor Kadłubkowi. Cześć 7

Nasz dziejopisarz Wincenty Kadłubek zostawił nam jeden z najstarszych zachowanych opisów dziejów Polski sięgający aż do legendarnych czasów pierwszych twórców słowiańskiej państwowości.

O to, czy można by nazwać ich Polakami, o to można by spierać się w nieskończoność. Najprawdopodobniej to pytanie jest fałszywie postawione, ponieważ 1500 lat temu Słowiańszczyzna przeżyła okres integracji i ujednolicenia zarówno w dziedzinie języka, jak i obyczajów, czy też religii. Słowianie tamtych czasów są w takim samym stopniu Polakami, Rosjanami, Czechami czy też Serbami.
W istocie jedność Słowian bazuje na bardzo silnych wspólnych fundamentach, niestety po części już zniszczonych przez wrogie nam moce.

Było to rezultatem tego, że plemiona słowiańskie w Europie, utworzyły na początku średniowiecza, dwa wielkie organizmy państwowe.

Jednym było państwo Merowingów na zachodzie Europy, z centrum administracyjnym w Avaris, w środkowej Francji, a drugim państwo, które historycy nie chcą uznać za realne, a które ukryto pod rożnymi nazwami, aby tym bardziej namieszać ludziom w głowach.

W Polsce to państwo jest najbardziej popularne pod nazwą Wielkiej Lechii, ale istnieją również inne nazwy jak Biała Chorbacja, czy też Państwo Starobułgarskie albo Chanat Bułgarski.

Szczególnie historycy niemieccy, ale niestety również i „polscy” starają się nam wmówić, że w pierwszej połowie 7 wieku n.e. tereny Europy centralnej to była kompletna dzicz, którą właśnie zasiedliły przybyłe z bagien prypeckich hordy barbarzyńskich Słowian.

Ale dziwnym trafem, mimo że udało im się zasiedlić w 5 minut cała środkową Europe, bez śladu oporu ze strony istniejących jakoby silnych ośrodków państwowych, to mimo to te hordy Słowian nie potrafiły stanowić same o sobie, ale cały czas były pod panowaniem jakichś enigmatycznych azjatyckich Awarów lub Bułgarów.

Poza tym te słowiańskie hordy „podludzi”, jako niezdolne do żadnych cywilizacyjnych osiągnięć, stanowiły tylko obiekt handlu niewolnikami, bo tylko do takiej roli się nadawały. Taki to właśnie obraz próbują nam wmówić „polscy historycy” opłacani z naszych podatków.

Niemcy idą w tym kierunku szczególnie daleko, wspierani oczywiście również przez „naszych” naukowych Judaszy i publikują np. takie śmieszne mapki jak ta poniżej.



Pokazany jest na niej zasięg terytorialny ośrodków państwowych w Europie, w połowie 7 wieku naszej ery.

Tam gdzie żyją Słowianie nie ma nic, po prostu polityczna pustka.

Wprawdzie pojawiają się tam te mgliste twory chanatów Awarskiego i Bułgarskiego, ale tylko schematycznie, ponieważ nikt nie wie jak je ze sobą sensownie umieścić i jaki zasięg terytorialny miały te hipotetyczne państwa.

Jakoś nikt z tych jajarzy nie przejmuje się tym, że takie imperium jak Bizancjum, zostało w tym czasie zepchnięte prawie do morza i tylko z wielkim trudem utrzymywało swoje szczątkowe obszary w Europie.

Czy jest możliwe to, że to najbardziej w tym czasie cywilizacyjnie rozwinięte państwo w Europie dałoby się bez oporu zepchnąć aż do morza.

I czy jest możliwe to, że mogły tego dokonać absolutnie niezorganizowane masy słowiańskich dzikusów, które zeszły właśnie z prypeckich drzew.

Te pytania są oczywiście politycznie niepożądane i nikt też nie odważa się ich zadawać. Szczególnie „polscy historycy” wyróżniają się pod tym względem negatywnie, kuląc ogon pod siebie jak zbite kundle i bojąc się własnego cienia przy podejmowaniu tej tematyki.

Doczekaliśmy się niestety takich czasów w których słowa „elity polskie” to synonim tchórzy i zdrajców narodu.

Na tym tle, tego bezprzykładnego moralnego upadku, postać Kadłubka wyrasta nam do rangi olbrzyma.

Pomimo, że był członkiem niezbyt przyjaznego Polakom Kościoła Katolickiego odważył się wystąpić przeciwko trwającej w tym czasie kampanii fałszowania dziejów Europy i spisał podania historyczne, tak jak były one przekazywane w Polsce przez prosty lud, z pokolenia na pokolenie.

Te podania nie można oczywiście porównać do współczesnych opracowań historycznych, ale nie dajmy się oszukać, również we współczesnej historii aż roi się od Smoków Wawelskich, jak widzimy to na przykładzie broni „masowego rażenia” w Iraku.

Nasza współczesna historia jest też fałszowana na bieżąco i to na naszych własnych oczach.

W przeciwieństwie do współczesnych oszustów i manipulatorów, Kadłubek pozostawił nam swoją wersję historii w takiej formie, w jakiej relacjonowano podania historyczne w tamtych czasach, a więc w formie baśniowej.

Mimo, że ubrane w mitologiczne szaty, relacje te zawierają wszystkie te elementy, które pozwalają nam na umiejscowienie ich w ramach realnych zdarzeń historycznych.

Te podania nigdy nie stały się w Polsce bazą do ugruntowania naszej historycznej samoświadomości (poza okresem I Rzeczpospolitej).

Po części było to spowodowane sprzeciwem niektórych ugrupowań katolickiego kleru, ale jeszcze bardziej na skutek konfliktu z obowiązującymi historycznymi narracjami krajów ościennych.

Na te zasadnicze trudności nałożyła się dodatkowo zdrada naszych intelektualnych elit, dla których „polskość to nienormalność” i nie dotyczy to tylko ich obecnego pokolenia, ale te zdradzieckie tradycje sięgają już stuleci wstecz.

Relacja Kadłubka w legendzie o Kraku i Smoku Wawelskim pozostawiła nam liczne szczegóły, które są tak specyficzne, że możemy je łatwo powiązać z konkretnymi zdarzeniami historycznymi.

Spróbujmy zrobić listę tych istotnych faktów.

  1. Opis Kadłubka zaczyna się od walk Słowian z Rzymianami.
  2. W wyniku tych walk Słowianie zdobywają szereg miast rzymskich i ustanawiają tam swoich namiestników.
  3. W tym czasie władza Słowian objęła również obszar Panonii
  4. Pokój nie trwał jednak długo i plemię Gallów podjęło próbę podboju słowiańskich terenów.
  5. Zwaśnione wcześniej plemiona słowiańskie zwołują ogólny wiec i wybierają na swojego władcę Grakha.
  6. Grakh rządzi mądrze i i nowe państwo przeżywa okres rozkwitu i dobrobytu.
  7. Jednak nie trwa to długo i staje się ono ofiarą napaści strasznego smoka który wymusza na państwie Grakha daniny
  8. Grakh wysyła swoich synów Kraka II i Lecha II, aby wspólnie zabili smoka i uwolnili państwo z jego władzy. Sam przebywa w tym czasie z dala od miejsca wydarzeń.
  9. Synowie zabijają smoka uciekając się do podstępu.
  10. Jednak młodszy syn, rządny władzy, zabija starszego brata, a po powrocie oznajmia, że zginał on bohatersko w walce ze smokiem
  11. Po śmierci Grakha przejmuje jego tron. Jego władza nie trwała jednak długo i po ujawnieniu zbrodni zostaje wygnany z kraju.
  12. Lud decyduje przekazać władzę w ręce córki Kraka Wandy.

Jeśli porównamy te kadłubkowe fakty z moimi poprzednimi artykułami, jak i z niektórymi twierdzeniami historyków dotyczących tej epoki, to zauważymy, że jego opis jest zadziwiająco prawdziwy i relacjonuje nam realny przebieg zdarzeń historycznych.

Tereny Panonii były rzeczywiście obszarem predestynowanym do tego, aby tam właśnie wykształciły się zarówno idee religii ariańskiej, jak i powstały ośrodki silnej władzy rodowej, zbudowanej na fundamencie poszczególnych słowiańskich plemion i ośrodków władzy z terenów od Atlantyku po Ural.

Panonia była szczególnie ważnym terenem dla Słowian, bo przez nią prowadziły najważniejsze szlaki handlowe łączące wszystkie rejony Europy.

Kto rządził Panonią, rządził również sercem Europy i był w stanie kontrolować wszystkich swoich rywali i czerpać nieprzebrane zyski z handlu z Rzymem i Bizancjum.

Możemy więc być tego pewni, że to właśnie tam panowały najlepsze warunki do powstania idei zjednoczenia Słowian, jak i istniały potrzebne ku temu fundamenty ekonomiczne.

Panonia dysponowała odpowiednimi środkami materialnymi, aby utrzymać struktury państwowe i oprzeć je na dostatecznie licznej zawodowej armii.

Dowodem jest chociażby to, że z początkiem 7 wieku obserwujemy zdecydowaną ekspansję Słowian w kierunku Półwyspu Bałkańskiego i przejęcie przez nich po ciężkich walkach wszystkich ważniejszych ośrodków miejskich poza Konstantynopolem i Salonikami.

Kadłubek opisując te walki Słowian (Polaków) z Rzymianami nie umieszcza je bynajmniej w fałszywych wymiarach czasowych, to jego współcześni interpretatorzy próbują wcisnąć go w fałszywe ramy.

Słowianie, podlegający w tym czasie władzy Merowingów, faktycznie podjęli walkę z Rzymem (w tym czasie mieszkańcy Konstantynopola czuli się Rzymianami a i struktury państwowe były jeszcze na wskroś rzymskie) i byli o krok od zniszczenia tego państwa.

Dopiero ponowne wkroczenie na arenę polityczną Europy dynastii wandalskich Horaklidów spowodowało to, że ekspansja Merowingów została zatrzymana.

Opis walk Słowian z Gallami jest właśnie dowodem walk tych wielkich rodów o władzę. Nasi przodkowie stanęli w tej walce po stronie Herakliusza i jego rodu.

W legendach które przytacza Kadłubek mowa jest o walce z Gallami, z tym że historycy próbują to interpretować dosłownie. Kadłubek nazywa natomiast Gallami tych, którzy żyli na obszarach przez nich zasiedlanych a więc na terenach obecnej Francji.

Tak nazywamy ten obszar i my, mimo że jego obecni mieszkańcy nie mają już z Gallami wiele wspólnego.

W rzeczywistości chodziło więc tu o walkę Wielkiej Lechii z państwem Merowingów.


Naprawdę interesujący jest natomiast wątek walki synów Kraka ze smokiem i o przejecie władzy w królestwie.

W tym opisie widzimy, że w przeciągu wieków nastąpiło zlanie się elementów historii Wielkiej Lechii i jej władcy Kraka z losem Herakliusza i jego synów.

Historia walki o władzę synów Herakliusza odpowiada dokładnie opisowi rywalizacji synów Kraka.

Najstarszy syn Herakliusza Konstantyn III został faktycznie zamordowany przez swojego brata Heraklonasa (w dosłownym tłumaczeniu Noszącego Góry, w więc po naszemu Harnasia) a ten z kolei po bardzo krótkim okresie władzy został obalony przez armię, złożoną w tym czasie prawie wyłącznie ze słowiańskich wojowników i wygnany z kraju.

Na tej podstawie możemy przyjąć, że postać Kraka zawiera wiele elementów z życiorysu Herakliusza i te dwie postacie, bizantyjskiego Cesarza i jego wujecznego brata Niestka, są w tej legendzie nie do odróżnienia.

Najważniejszym tego dowodem jest również to, jakie imię nadal Kadłubek temu legendarnemu władcy.

Nazywa go Grakch co współcześni historycy wykorzystali do lansowania powiązań z rzymskim senatorem i reformatorem państwa Grakchusem.

Tę interpretację chętnie podjęli „polscy historycy” bo pozwalało to na dyskredytację Kadłubka, jako godnego zaufania dziejopisarza.

Kadłubek był jednak po prostu uczciwy i swoją relację starał się nam przekazać w takiej formie, w jakiej była ona przekazywana z pokolenia na pokolenie.

Nie obeszło się tu niestety bez błędów i Kadłubek nie zauważył tego, że te opowieści są znacznie bardziej skomplikowane.

Po prostu nie wpadł na to, że mamy tu do czynienia z dwoma herosami (harnasiami) z których jeden to Krak, władca Słowian, a drugi to Herakliusza władca Rzymu (Bizancjum).

I ten ostatni był już tylko z pochodzenia Słowianinem. Już od wielu pokoleń ród Horaklidów zasymilował się w społeczności rzymskiej i był dla Słowian, pomimo zachowania języka i zwyczajów, prawie tak samo obcy jak inni cesarze bizantyjscy.

Słowianie nazywali go po prostu Grekiem i pod takim imieniem przetrwał on w polskich legendach.

Kadłubek słuchając tych opowieści nie potrafił, albo też nie chciał, oddzielić te postacie od siebie i wybrał drogę połączenia nie tylko ich losów ale i imion, nadając legendarnemu władcy Słowian imię Grakch, które to można zinterpretować równie dobrze jako Krak, albo Grek.

Śmierć Herakliusza, a następnie brutalna walko o władzę między jego synami, zachwiała sojuszem słowiańsko-bizantyjskim do głębi. Tym bardziej, że w sporze z Awarami, Słowianie nagle nie mogli już liczyć na bezwarunkowe wsparcie Bizancjum. Po prostu to za bardzo było zajęte własnymi sprawami i nadciągającą inwazją Arabów.

Najprawdopodobniej krotko przed śmiercią Herakliusza, zmarł też jego brat wujeczny Niestek (Krak). Krak nie pozostawił po sobie żadnego żyjącego męskiego potomka i przywódcy poszczególnych plemion z sojusz Wielogorii byli skłonni przekazać władzę synowi Herakliusza Konstantynowi III.

Gdyby do tego doszło, to doszło by też do ostatecznego połączenia się Bizancjum i Wielkiej Lechii, ale historia potoczyła się inaczej.

Co ciekawe istnieją również inne źródła potwierdzające taki przebieg tych wydarzeń uzupełniając je jeszcze o dodatkowe szczegóły.

W kronice Fredegara pojawia się wątek ucieczki 9000 Bułgarów do Dagoberta I, oraz masakry tych uchodźców, w wyniku czego prawie wszyscy zostają wymordowani, a tylko ich przywódcy Alciocusowi, wraz z około 700 wojami, udaje się zbiec pod opiekę wendyjskiego księcia. Wprawdzie interpretuje się tę historię tak, że miała ona mieć miejsce w roku 631 n.e (nie ma na to jednak żadnych dowodów), ale o wiele prawdopodobniejsze jest to, że przydarzylo się to 10 lat później i że uciekinierem był młodszy syn Kraka (Herakliusza).

W kronice Fredegara otrzymał on imię Alciocusa, ale w innej kronice Historia Langobardorum pojawia się podobna postać bułgarskiego uciekiniera o imieniu Alzeco który wraz z 700 wojownikami przybył do Italii w poszukiwaniu schronienia przed prześladowaniami. Również i tu występują trudności z jej datowaniem i ocenia się (bez żadnych dowodów na to), że nastąpiło to w latach 662/3.

Oczywiście oba imiona są zniekształcone poprzez dodanie litery „A” na początku, co było ulubionym trikiem aby zatrzeć słowiańskość historycznych imion.

Drugim trikiem było przestawienie liter „E” i „Z”.

Jeśli jednak zapiszemy to imię tak jak się należy, to otrzymujemy imię „LEZCO” „LEZKO” a więc Leszek, czyli prawie że identyczne z imieniem syna Kraka Lecha w legendzie spisanej przez Kadłubka.
Zresztą i dzisiaj imiona Lech i Leszek uważane są powszechnie za synonimy.

Ta legenda znajduje twarde potwierdzenie w faktach. Po pierwsze we Włoszech do dziś istnieją wioski i miejscowości których mieszkańców nazywa się Bulgari, a nazwisko Bulgari jest we Włoszech bardzo częste.

Równie ciekawe jest to, że faktycznie na terenie Klasztoru St. Florian znaleziono w średniowieczu masowy grób ze szczątkami okolo 6000 zabitych których już wtedy kojarzono z zabitymi z rozkazu Dagowara uciekinierami.


Krwawe porachunki między synami Herakliusza wykluczyły jednak ewentualność połączenia się Bizancjum z Wielogoria. Do tego doszło również to, że w Konstantynopolu władzę przejęła frakcja oligarchów przeciwnych połączeniu tych państw. Również duchowieństwo Kościoła Wschodniego zwietrzyło znowu szanse pozbycia się kontroli władzy świeckiej i powrotu do dawnych nieograniczonych wpływów i bogactwa.

Tym samym ta szansa uległa zmarnowaniu i Wielogorii nie pozostało nic innego jak ostateczne zerwanie tego sojusz i ustanowienie własnego niezależnego państwa Samostojnej.

Sejm słowiański zdecydował się na oddanie władzy w ręce jedynej córki Niestka, Wandy.

Wprawdzie wśród Słowian nie było to niczym nowym i córki miały prawa dziedziczenia władzy, w przypadku braku potomka męskiego (te zasady ostały się aż do czasów piastowskich), ale już w krajach ościennych spotkało się to z kompletnym niezrozumieniem.

Szczególnie Awarowie poczuli się uprawnieni do zmiany tego stanu rzeczy i po latach pokoju nad Wielogoria zaczęły się zbierać ciemne chmury wojny.

Ówczesny król Awarów Dagowor I postawił Wielogorii ultimatum żądając małżeństwa między nim a Wandą, oraz całkowitego włączenia Wielogorii do jego państwa.

Te żądanie było nie do przyjęcia i Słowianie zdecydowali się na walkę.

Legenda o Wandzie, która nie chciała Niemca, jest o tyle ciekawa, bo wskazuje na to, że w tym czasie przywódcze elity Słowian zamieszkujących tereny na zachód od Renu zatraciły już kontakt z macierzą i w znacznej części zasymilowały się z ludnością tubylczą, tak że dla Słowian ich język stawał się coraz mniej zrozumiały.

Trzeba jednak przyjąć, że jeszcze wieki po tych zdarzeniach, część arystokracji francuskiej, niemieckiej i angielskiej mówiła biegle po słowiańsku i identyfikowała się z naszą kulturą, jak to udowodniłem odczytując inskrypcje na kolumnie Tristana i Izoldy.


Do zapoznania się z opisem konfliktu z Dagoworem I odsyłam do mojego starszego artykułu.


Oczywiście czasy tego konfliktu zostały zapamiętane nie tylko w polskich podaniach ludowych, ale również wśród Słowian zachodnich (tych którzy ulegli w następnych wiekach zniemczeniu) zostawiły one swoje ślady.

Opis tych zdarzeń został jednak w przeciągu wieków przeinaczony na potrzeby niemieckiej narracji historycznej. Mimo to poszczególne elementy tych opowieści są niesamowicie ze sobą zbieżne i co ciekawe potwierdzają poszlaki, że legendarna bitwa pod Wogastiburgiem miała miejsce u podnóża Wawelu.

Mam tu na myśli legendę o Notburdze, obecną jeszcze w kręgach kultury niemieckiej


W skrócie opowiada ona o córce Dagoberta I (Dagowora I) którą ojciec chciał zmusić do małżeństwa z władcą słowiańskim Samo.
Notburha ukryła się pieczarze nad brzegiem rzeki Neckar, ale król Dagobert wytropił ją w tej kryjówce i silą chciał ją zaciągnąć przed ołtarze. Notburga chwyciła się drewnianego krzyża i błagała Boga o pomoc.
Jej prośby zostały wysłuchane i Dagobert wyrwał jej z ciała rękę i przerażony swym uczynkiem uciekł z miejsca wypadku.
Notburdze pomogły żyjące w jaskini węże (smoki), które przyniosły jej lecznicze zioła dzięki czemu ręka znowu zrosła się z ciałem.

Jak widzimy historia Wandy jest tu opowiedziana na opak, tak aby pasowało to do niemieckich preferencji historycznych.

Widzimy jednak, że zasadnicze elementy tych opowieści są ze sobą zgodne, co jeszcze bardziej podkreśla realność stojących za tymi opowieściami zdarzeń historycznych.

Po śmierci Wandy z racji braku legalnych pretendentów do tronu Wielogoria stanęła przed wyborem powrotu do dawnego systemu politycznego i do ciągłych walk pomiędzy poszczególnymi plemionami, a koniecznością wyboru nowej dynastii panującej, o czym w następnym odcinku.

Kiedy zacząłem interesować się tematami historycznymi, to stosunkowo szybko zdałem sobie sprawę z tego, że tak zwane świadectwa pisane nie zasługują w najmniejszym stopniu na to miano.
Historia Europy okazała się być jedną wielką manipulacją, gdzie jeden oszust powołuje się na oszustwa drugiego i nawzajem.

Pomimo to bazując na odczytanych przeze mnie tekstach antycznych, uważanych do tej pory jako niemożliwe do odczytania, udało mi się wypracować pewien spoisty schemat przebiegu zdarzeń historycznych, a w szczególności tych dotyczących Słowian.

Zniechęcony powszechnością fałszerstw, tak zwanych źródeł pisanych przyjąłem, że również relacje naszych dziejopisarzy są też tylko taką manipulacją, tym bardziej że tak zwani „polscy historycy” wmawiają nam to już od dziesięcioleci.

Jakież więc było moje zdziwienie, kiedy dokładniej zapoznałem się z zawartością relacji Kadłubka. Okazało się, że mój schemat przebiegu wydarzeń we wczesnym średniowieczu znajduje pełne potwierdzenie w tym co przekazał nam Kadłubek.

Jest to dla mnie absolutnym dowodem tego, że moje dociekania pozwoliły w istocie na odnalezienie prawidłowego tropu naszej historii

No ale to jeszcze nie koniec i już w następnych artykułach czekają na nas kolejne niespodzianki i zaskakujące zwroty w interpretacji naszej historii.

CDN.

Translate

Szukaj na tym blogu