Jak upadnie nasza cywilizacja

Jak upadnie nasza cywilizacja


Na niebezpieczeństwa związane z klęskami żywiołowymi zwracałem już uwagę wielokrotnie.
Rozliczne niebezpieczeństwa jakie natura stawia naszej cywilizacji są przez obecne pokolenia kompletnie ignorowane. Mam nawet wrażenie, że podświadomy strach przed ewentualnością globalnej katastrofy prowadzi do tego, że obecne elity władzy wypierają te niebezpieczeństwa ze swojej świadomości, również z tego względu, bo generalnie mają pierdla przed podjęciem odpowiedzialności za własne czyny.

Stąd z otwartymi oczyma, jak stado lemingów, zmierzamy do przepaści


mimo tego, że tak naprawdę, wprawdzie tym katastrofom nie jesteśmy w stanie przeciwdziałać, ale jesteśmy w stanie (co najmniej) poczynić przygotowania dla ich złagodzenia.

Omawiając wpływ moich teorii dotyczących funkcjonowania wszechświata zwróciłem również uwagę na to, że przebieg procesów fizycznych w naszym Układzie Słonecznym zależy w pierwszej kolejności od wartości zmian tzw. Tła Grawitacyjnego, które to z kolei jest modulowane przez wzajemną pozycję ciał niebieskich. Oczywiście istnieją również mechanizmy w skali naszej galaktyki, ale ten wpływ omówię przy innej okazji.

Również aktywność słoneczna zależy całkowicie od wzajemnego położenia planet względem Słońca. 


Dokładniej omówiłem to np. tutaj.


Dzięki mojej teorii jesteśmy w stanie z dużą precyzją przewidzieć przyszłe wybuchy na Słońcu, a co najważniejsze przewidzieć te, których wpływ na Ziemię może być absolutnie katastrofalny.

Dotychczas nasza rodzima gwiazda okazała nam duże miłosierdzie i oszczędziła nam prawdziwej katastrofy.

Już parę razy minęła ona nas jednak dosłownie o włos i nie można się dalej zdawać tylko na szczęście.



Największa znana nam burza słoneczna w czasach współczesnych dotknęła Ziemię w roku 1859. Całe szczęście ówczesna cywilizacja była dopiero na samym początku wykorzystywania elektryczności i szkody jakie ta burza wywołała były niewielkie.


Ta sama burza teraz spowodowałaby kompletny krach naszej cywilizacji.


W ciągu kilku zaledwie minut przestałoby funkcjonować wszystko to co ma cokolwiek wspólnego z elektrycznością lub elektroniką.

To znaczy nie funkcjonowało by nic!!!!!!l


Najgorsze jest to, że tak naprawdę nie wiemy czy burza i roku 1859 to maksymalne możliwości naszego Słońca w tej dziedzinie.

Logika każe nam przyjąć, że tak nie jest.

Okres w którym ludzkość obserwuje takie wybuchy na Słońcu jest tak naprawdę bardzo krotki i byłoby co najmniej dziwne to, gdybyśmy w tak krótkim czasie zetknęli się już z maksymalna siłą takich wybuchów.

Wprost przeciwnie, logika nakazuje nam przyjecie założenia, że ten wybuch, w najlepszym przypadku, należał do takich lekko ponad średnią.

To znaczy, że musiały w przeszłości zaistnieć wybuchy znacznie, ale to znacznie silniejsze.

I znalezieniem takich właśnie wybuchów zajęła się grupa naukowców skupionych wokół Timofeja Sukhodolova z Institute for Atmospheric and Climate Sciencew z  Zurychu


Poddali oni analizie cały szereg prób pobranych z pojedynczych przyrostów rocznych drzew, aby pomierzyć zawartość w nich izotopu Berylu Be10.

Zawartość tego izotopu w materii organicznej zależy bezpośrednio od aktywności słonecznej oraz od intensywności promieniowania ultrafioletowego docierającego do Ziemi.

Analiza ta jest o tyle wartościowa ponieważ dotychczas nikt nie zadał sobie wysiłku, aby zrobić te badania o tak dobrej rozdzielczości. Większość tzw. „naukowców” idzie na łatwiznę i analizuje materiał z przyrostów wieloletnich, co oczywiście nie pozwala ani na określenie siły wybuchów na Słońcu, ani na dokładne ich datowanie.

W tym przypadku jednak udało się zaobserwować to, że szczególnie wielki wybuch na Słońcu musiał wystąpić na przełomie lat 774/775 naszej ery.


Wzrost zawartości berylu w próbkach był tak znaczny, że aby te wartości osiągnąć, to wybuch na Słońcu musiał być około 50 razy silniejszy niż ten zaobserwowany przez Carringtona.

Gdyby ten wybuch wystąpił teraz, to jego efekty przeszły by nasze najgorsze obawy i spowodowałyby takie zniszczenia w infrastrukturze, że nasza cywilizacja zostałaby zdmuchnięta (w dosłownym tego słowa znaczeniu) z powierzchni Ziemi.

Oczywiście wyniki tej pracy naukowej są interpretowane na bazie obowiązujących w nauce teorii i z tego względu ich znaczenie jest marginalne.

Jeśli jednak spojrzeć na nie z punktu widzenia mojej „Teorii Wszystkiego“ to oczywiście sprawa wygląda całkiem inaczej, ponieważ dzięki niej jesteśmy w stanie dokładnie zrekonstruować sytuację która do tej katastrofy doprowadziła, a tym samym jesteśmy w stanie interpolować ją w przyszłość i dokładnie wydzielić te okresy czasu, które dla naszej cywilizacji mogą okazać się śmiertelnie niebezpieczne.

Zgodnie z moją teorią za ten wybuch słoneczny musiała odpowiadać szczególnie rzadka koniunkcja planet w naszym Układzie Słonecznym.

Ponieważ datowanie wzrostu ilości izotopu berylu jest bardzo dokładne, możemy ograniczyć nasze poszukiwania do przełomu lat 774/775.

I faktycznie w dniu 03.01.775 wystąpiła niezwykle rzadka koniunkcja planet.


W dniu tym wszystkie planety wewnętrzne utworzyły dwie podwójne koniunkcje. Zarówno Ziemia i Wenus jak i Mars i Merkury ustawiły się tak, że stały w jednej linii względem Słońca.



Dodatkowo Księżyc zbliżał się w tym czasie do nowiu i w tym przypadku możemy mówić nawet o potrójnej koniunkcji ciał niebieskich, tym bardziej że miesiąc wcześniej wystąpiło częściowe zaćmienie słoneczne, tak więc Księżyc znajdował się jeszcze prawie że idealnie między Ziemią a Wenus. Dodatkowo ważne było również to, że Ziemia trzeciego dnia stycznia każdego roku przyjmuje najbliższą pozycję względem Słońca.

Jakby tego było jeszcze mało to planety te znajdowały się w tym czasie na prawie że idealnej wspólnej płaszczyźnie, do której dołączył się również Jowisz oraz skupiły się po jednej stronie Słońca, destabilizując dodatkowo przebieg procesów heliofizycznych w jego wnętrzu.

Widzimy więc, że wystąpiły idealne wprost warunki do wystąpienia interferencji oscylacji przestrzeni i do, następujących szybko po sobie, gwałtownych wzrostów i spadków wartości Tła Grawitacyjnego. A więc również idealne warunki do wywołania szczególnie silnych erupcji słonecznych.



Oczywiście oznacza to również, że powtórzenie się takiego układu planet jest jednoznacznym sygnałem alarmowym.


Prawdopodobieństwo śmiertelnego dla naszej cywilizacji wybuchu słonecznego rośnie w tym momencie dramatycznie i wyszukanie takich właśnie koniunkcji planet w najbliższych dziesięcioleciach może być decydującym elementem w tym czy nasza cywilizacja przetrwa.

Wszyscy musimy sobie teraz postawić pytanie, śladem szekspirowskiego Hamleta, to be or not to be.

Prawdziwi założyciele Rzymu

Prawdziwi założyciele Rzymu


Poprzednio udało się nam rozszyfrować znaczenie pierwszych dwóch zdań z inskrypcji „Duenos“.
Ich tematyka porusza się wokół zagadnień związanych z losem człowieka i jego dążenia do szczęścia. W trakcie poszukiwań znaczeń tych zdań zauważyliśmy, że język w którym je spisano wykazuje wiele ciekawych powiązań z rożnymi grupami języków słowiańskich. 

Szczególnie podobieństwo do języków z grupy lechickiej 


wydawało się być dominujące i wskazywało na to, że ludy środkowej Italii przywędrowały na te tereny z obszarów Europy Środkowej, a w szczególności z obszarów Polski i Rosji.


Przechodząc do odczytania ostatniego zdania warto postawić sobie pytanie, czy to przypuszczenie ulegnie potwierdzeniu, czy też odczytany tam język pokaże nam konieczność innej interpretacji zaobserwowanych przez nas powiązań.

Na wstępie zaznaczę, że koncentruję się na jednej wersji tego zdania, nie wykluczam jednak tego, że istnieją równolegle inne jego wersje. Z omówionych już wcześniej względów ograniczam się tylko do tej interpretacji, którą udało mi się znaleźć jako pierwszą.

Na początek spójrzmy jak to zdanie wygląda.



Podstawowym zadaniem będącym kluczem do zrozumienia tego zdania jest znalezienie pierwszego wyrazu, a tym samym kierunku jego odczytywania.

W tym przypadku to zadanie było bardzo proste, ponieważ pierwszy wyraz jest nam znany i spotkaliśmy się z nim już we wcześniejszej inskrypcji.


Teraz możemy przekształcić ten tekst do współczesnego kierunku zapisu



A następnie wydzielić te litery które wymagają obrócenia ewentualnie poprawienia zapisu, aby dostosować je do obranego przez nas kierunku czytania.



Kolejnym zadaniem jest znalezienie w tym tekście ligatur




oraz rozdzielenie ich na poszczególne litery



Następnie pozostaje nam już tylko wydzielenie poszczególnych wyrazów w rezultacie czego otrzymujemy następny wygląd zdania.



Pierwszym wydzielonym wyrazem jest słowo „DEIZOS

Trzeba tu zauważyć, że w tym tekście etruska litera „Z” przyjmuje dwa rożne znaczenia. Może ona występować, tak jak w tekstach etruskich, jako nasze „Ż” lub też odpowiadać naszemu „Z”.

Może to wynikać z konieczności szyfrowania tekstów i zasad na jakich to szyfrowanie bazowało. Może to być jednak również wskazówką na to, że w tej pierwotnej rzymskiej mowie zaznaczyły się już tendencje do maksymalnego jej uproszczenia i rezygnacji z typowych dla języków słowiańskich głosek.

Ten proces w następnych wiekach uległ nasileniu, w miarę tego jak Rzym powiększał zasięg swego panowania, wchłaniając sąsiadujące z nim plemiona.
Ten proces ekspansji wymagał oczywiście stworzenia wspólnych ram bytu tej mieszanki rożnych narodów. Tym elementem jednoczącym okazał się język, który w typowy dla Rzymian racjonalny sposób został wykreowany tak, aby żadna z tych składowych grup narodowych nie czuła się w tym procesie poszkodowana.

Łacina jest więc produktem imperialnej polityki Rzymu 

i konieczności zjednoczenia tego heterogenicznego tworu i ukształtowania nowego autonomicznego, imperialnego etosu.

Łacina była więc, tak samo jak i starożytna greka, tworem absolutnie sztucznym wykorzystywanym tylko przez elity tego imperium. W prywatnym zakresie języki pierwotne zachowały się bardzo długo na tych terenach, niektóre języki słowiańskie nawet do czasów współczesnych. Było to zresztą przyczyną tego, że po upadku Cesarstwa Rzymskiego łacina stała się językiem martwym.

Oczywiście 1000 letnie władanie Rzymu w Italii nie pozostało bez rezultatu i oczywiście łacina musiała wywrzeć wpływ na mowę prostego ludu, szczególnie że obowiązek służby wojskowej i posługiwanie się przez armię tym językiem wymuszało jej rozpowszechnienie.

Mimo to jako twór sztuczny i obcy tym ludom, po upadku Rzymu łacina całkowicie zanikła a przetrwały tylko mniej lub bardziej do nie podobne dialekty. W niektórych rejonach Italii pierwotne języki słowiańskie zdołały się odrodzić i dopiero ostatnie 300 lat powszechnej indoktrynacji mieszkających w Italii ludów, doprowadziło do ich prawie że całkowitego wyrugowania.

Kolejnym wyrazem jest slowo „BIWŻIM

Rozpoznamy w nim podobieństwo do polskiego określenia „bywać” lub „być” ale jeszcze lepiej widać tu podobieństwo do bośniackiego „bivši” czyli po naszemu „dawno

Następny wyraz jest trudny do interpretacji. Czytamy go jako „ZOS”.

Oczywiście łatwo się domyśleć co znaczy, ale brakuje nam w językach słowiańskich jednoznacznego odpowiednika. Największe podobieństwo znajdziemy ze słoweńskim określeniem „so znali” które po polsku oznacza „wiedzieli”. Można więc przypuszczać że mamy tu do czynienia ze skrótem tego wyrazu, aby dostosować go do potrzeb zaszyfrowania tego zdania.

Istnieje jednak jeszcze jedna ciekawa alternatywa. Otóż nie do przeoczenia są tu podobieństwa do niemieckiego wyrazu „sah” oznaczającego „widział”. Jest to jeszcze jeden argument na to, jak znaczy wpływ na ukształtowanie się języka niemieckiego miały dialekty ludów słowiańskich zamieszkujących tereny między Renem a Atlantykiem, a który to wpływ jest teraz przez „naukowców” w skandaliczny sposób przemilczany i fałszowany.

Następnym wyrazem jest słowo „ODNIE

Nie da się przeoczyć jego podobieństwa do słowa „один“ z języka rosyjskiego co pozwala nam przetłumaczyć ten wyraz jako „pojedyncze“ lub też „niektóre“.

Dalej mamy słowo „DETELI“.

Również ten wyraz ma swój najbliższy odpowiednik w języku rosyjskim w słowie „дети“ i również tu występuje frapująca analogia do języka niemieckiego. Określenie „deteli“ oznacza najwyraźniej „dzieci“ w formie zdrobnialej, odpowiadającej polskiemu „dzieciątka“. Również w języku niemieckim, a w szczególności w gwarach tzw. „alemańskich“ (południowoniemieckich) zdrobnienia budowane są przy użyciu końcówki „li

Kolejny wyraz to „TATI

i tu też brakuje nam odpowiednika we współczesnych językach słowiańskich. Za to w niemieckim znajdziemy słowo „Taten” oznaczające „czyny”, „poczynania”.
Jak widzimy i to zdawałoby się typowo „germańskie” słowo jest niczym innym jak zniemczonym słowiańskim słowem.

W następnym wyrazie spotkamy się z jeszcze bardziej kuriozalnym podobieństwem. 


Słowo „SIEM” nie daje się łatwo powiązać z językami słowiańskimi (poza oczywiście rosyjskim „семья“ oznaczającym „rodzinę”, „wspólnotę”), ale za to bardzo dobrze pasuje do niego angielskie „same” oznaczające „to samo”. I w takim właśnie znaczeniu występuje ono w tym tekście.

Dalej mamy wyrażenie


które czytamy jako „I OPŻO”. W tym przypadku należy je tłumaczyć jako „i w przódy”.

Kolejne to „WIED” bardzo podobne do naszego „wiedzą” a jeszcze lepiej do czeskiego „vědí“ o tym samym znaczeniu.

Przedostatni wyraz „TAŻE

tlumaczymy jako nasze „także”.

A ostatni „WOI” odpowiada naszemu określeniu na „wojnę

W rezultacie zdanie

DEIZOS BIWŻIM ZOS ODNIE DETIELI TATI SIEM I OPŻO WIED TAŻE WOI

przetłumaczymy jako

Bogowie dawno już wiedzą. Niektóre dzieciątka czynią podobnie i wprzódy wiedzą także wojny”

I trochę bardziej gramatycznie jako

Bogowie dawno już wiedzą. Niektóre dzieciątka czynią podobnie i  wprzódy (zawczasu) potrafią przewidzieć wojny”.

Jak widzimy nasze wnioski po przetłumaczeniu drugiego zdania


nie znalazły w zdaniu ostatnim potwierdzenia. Wprost przeciwnie, podobieństwa do dialektów lechickich są minimalne i co jeszcze bardziej zaskakujące, więcej wyrazów w tym zdaniu znajduje swoje analogie w językach „germańskich” niż w polskim.

Czy to oznacza, że wnioski w powyższego artykułu były fałszywe?

Bynajmniej.

Musimy po prostu dokładniej przyjrzeć się temu zabytkowi i zauważymy, że mamy tu do czynienia z „trojakiem”. Z naczyniem które składa się z trzech osobnych pojemników. Również trzy zdania tam się znajdujące nie można odczytać prawidłowo, kiedy je się oddzieli od pozostałych.

Wszystkie trzy części stanowią jedną całość o symbolicznym znaczeniu.

Zostało ono złożone Bogom w darze, jako symbol sojuszu trzech niezależnych narodów słowiańskich, które to ludy postanowiły zjednoczyć się w imię wspólnych interesów.

Ludami tymi byli Latynowie, Etruskowie i Sabini,

którzy to w VIII wieku p.n.e. założyli wspólnie Rzym. Ten sojusz okazał się niezwykle skuteczny i doprowadził w ciągu kolejnych wieków do wykształcenia się do Imperium Rzymskiego.

Ten sukces miał jednak swoją cenę w postaci zaniku etosu tych narodów aż do całkowitego zakłamania ich bytu i tożsamości współcześnie.

Możemy też pokusić się o znalezienie przynależności poszczególnych zdań do konkretnego narodu.

Moim zdaniem pierwsze przetłumaczone przez nas zdanie jest zdaniem etruskim. Wnioskuję to na podstawie jego skomplikowanej budowy oraz typowego dla Etrusków „janusowego” widzenia rzeczywistości.

Drugie zdanie zapisane jest w języku Sabinów i to oni właśnie są spokrewnieni z Polakami najbardziej. Rozpoznamy to równie wyraźnie po nazwie własnej tego narodu. Ma ona typowa dla Słowian formę powoływania się w nazwie ludu na określenie miejsca jego zamieszkiwania.

Sabini zamieszkiwali Apeniny aż do wybrzeża Adriatyku. Stad określenie „Za Peni” czyli ludzie mieszkający „za Peninami”. A to określenie znamy również u nas jako nazwę gór „Pienin”.

Plemiona lechickie podbijając Italię, 

w trakcie wędrówek pod koniec epoki Brązu, nadawały podbitym terenom takie same nazwy geograficzne jakie znane im były z ojczyzny.
Kiedy przodkowie Sabinow zawędrowali do środkowej Italii to wygląd tamtejszych gór 

(zbudowanych z waPIENI), przypomniał im rodzinne strony w Pieninach 

i skłonił ich do osiedlenia się na tych terenach. Ludy sąsiednie, na wybrzeżu morza Tyrreńskiego, przejęły to określenie i nadały przybyszom nazwę Zapieni, która z czasem przyjęła formę „Sabini”.

Trzecie zdanie to zdanie latyńskie, co pozwala nam na powiązanie tego ludu z grupami Słowian zamieszkujących tereny od Renu do Atlantyku a nazywanymi powszechnie  

Celtami.



Tak więc odczytanie tylko tej jednej, jedynej inskrypcji pozwoliło nam na poszerzenie naszej wiedzy o historii starożytnej w niepomiernym zakresie.

Jak znacznie mogłaby ta wiedza wzrosnąć, gdybyśmy poznali znaczenie tych tysięcy inskrypcji które jeszcze czekają na odczytanie!!

Niestety szanse na to są nieznaczne. Zdegenerowany i skorumpowany świat „nauki” nie ma ku temu najmniejszego interesu.

„Polacy” prawdziwymi założycielami Rzymu

Polacy” prawdziwymi założycielami Rzymu

Dotychczas zajmowaliśmy się tylko jednym zdaniem inskrypcji „Duenos”.




Tylko to jedno zdanie okazało się być aż tak wysoce skomplikowanym, że zajęło nam masę czasu rozszyfrowanie wszystkich (?) jego znaczeń. Daje nam to przedsmak tego, jak wyrafinowanymi były zagadki starożytnych Słowian, którymi urozmaicali oni sobie swoje życie.


W przeciwieństwie do nas, ich możliwości „zabicia” wolnego czasu nie były szczególnie duże i pomijając hulanki i swawole ich życie przebiegało zapewne dość monotonnie.

W tej sytuacji każda możliwość zabawy była chętnie przez nich podejmowana. 
W przeciwieństwie jednak do współczesnych ludzi ich zabawy nie były prymitywne. Jak mogliśmy się już przekonać, na niezliczonych przykładach, wśród starożytnych Słowian rozpowszechniony był zwyczaj wymyślania i rozwiązywania zagadek o wysokim stopniu komplikacji, stanowiących nawet dzisiaj poważne intelektualne wyzwanie.

Do jakiego stopnia wyrafinowane były te zagadki świadczy w sposób spektakularny to, że ich zagadkowe napisy do dzisiaj wyprowadzają „uczonych” na manowce.

Z odczytanych dotychczas przeze mnie tekstów jasno wynika, że również poruszana tam tematyka, w większości przypadków, nie jest trywialną, ale zajmuje się pytaniami o zasadniczym znaczeniu dla zrozumienia miejsca człowieka w naturze i jego stosunku do otaczającej go rzeczywistości.

To wszystko każe nam spojrzeć całkiem inaczej na intelektualny poziom naszych przodków i wystawia współczesnym „elitom” niezbyt pochlebne świadectwo.

Zanim przejdziemy do odczytania kolejnych zdań chciałbym zauważyć, że również i w przypadku następnych zdań podejrzewam podwójne lub nawet potrójne „dno”. Jednak ze względu na czekające jeszcze na nas liczne tematy, związane z historią starożytnych Słowian, brakuje mi czasu na to, aby ten temat zgłębić i poprzestałem na wyjaśnieniu znaczeń, które jako pierwsze rzuciły mi się w oczy.
Jeśli chodzi o poszukiwanie dalszych znaczeń to liczę na spostrzegawczość i wytrwałość czytelników.

Przejdźmy więc do konkretów.

Tak jak i w poprzednim, odczytanym już zdaniu, ich sens został zaszyfrowany poprzez utworzenie ligatur które najpierw trzeba rozłożyć na czynniki składowe, czyli poszczególne litery, zanim przejdziemy do wyjaśnienia znaczenia tych zdań.

To zadanie nie jest bynajmniej proste ponieważ ligatury te służą do powiększenia możliwości interpretacyjnych i tym samym do utrudnienia znalezienie takich wyrazów, które pasują do właściwego przesłania tych zdań.

Wiele zależy tu od szczęścia i od tego czy uda się rozpoznać pierwszy wyraz przesłania, czy też nie. Tak więc zasadniczą rolę w osiągnięciu sukcesu odgrywa to, czy ten pierwszy wyraz jest łatwy do rozpoznania.

Całe szczęście w przypadku inskrypcji „Duenos” nie było to aż tak trudne, i wiązało się, w pierwszym rzędzie, z przezwyciężeniem sugestii tzw. „historyków”, dotyczących zarówno znaczenia wyrazów jak i poszczególnych liter.

W tym przypadku okazało się, że moje podejście do tematu i rozpoczęcie tłumaczeń od najprostszych inskrypcji i stopniowego wyjaśniania znaczenia poszczególnych znaków literowych, było najlepszą metodą do rozpoznania błędów lub świadomych zafałszowań dokonywanych przez tzw. „znafcuw tematu”.

Już sama nazwa tej inskrypcji jest najlepszym przykładem tego typu fałszerstw.

Znamy ją pod nazwą „DUENOS”.




Tymczasem w tekście, który ma być jakoby przykładem najwcześniejszej łaciny, znak „V” jest dziwnym trafem interpretowany jako litera „U” i to mimo tego, że w łacinie czytamy ten znak tak naprawdę jako nasze „W”.


Problem w tym, że jeśli podstawimy do tego znaku prawdziwe jego znaczenie, to wychodzi nam jak byk wyraz „DWENO”, a ten jednoznacznie jest pochodzenia słowiańskiego i łatwo daje się rozpoznać jako „DWOJE” lub „W DWÓJKĘ”. Po bułgarsku widzimy jeszcze lepsze podobieństwo w wyrazie „двама”

Wyraz ten jest więc przykładem liczebnika, co daje nam również pierwszą wskazówkę jak mieszkańcy półwyspu Apenińskiego nazywali po swojemu cyfry.

Tu otwiera się kolejny fascynujący temat pokazujący zastraszający rozmiar przekłamań i fałszerstw które z etruskologii zrobiły karykaturę nauki.

Otóż to co wypisują „naukowcy”, na temat brzmienia wyrazów określających cyfry w języku etruskim, to jest po prostu stek bzdur.
Tutaj można sobie doczytać, ale nie polecam bo to zwykły bełkot.


Podstawą do rozpowszechniania tych łgarstw były znaleziska kostek do gry z wygrawerowanych na nich znakach. Na każdej z powierzchni kości widzimy znaki składające się z 2 lub trzech liter. Według „naukowców” maja one być zapisem słownym cyfr od 1 do 6.


Jakoś nikt nie zwraca uwagi na to, że „dziwnym trafem” mamy tu do czynienia z 2 lub 3 literowymi wyrazami, co nie ma odpowiednika w żadnym europejskim języku.
Takie jednak krótkie fragmenty doskonale odpowiadają sylabom. Tak więc mamy tu do czynienia nie z nazwami liczebników, ale z przykładem zabawy, w której grający musieli podać wyraz zawierający taką samą sylabę, jak ta ukazująca się po rzuceniu kością.

Wyciąganie wniosków co do brzmienia cyfr na podstawie tak jednoznacznie fałszywej interpretacji takich artefaktów, to w najlepszym przypadku naukowa niechlujność.

Odczytanie pierwszego wyrazu determinuje dalsze poszukiwania znaczenia zdań i ułatwia zdecydowanie selekcję właściwych rozwiązań.
Tak było i w tym przypadku, co pozwoliło mi na szybkie wyróżnienie poszczególnych wyrazów w zdaniu.

Na początek spójrzmy na jego wygląd w pierwotnej formie



Odczytanie słowa „DWENO” wskazuje nam też kierunek zapisu wyrazów z prawej na lewą.

Po przekształceniu zdania do formy i kierunku, do których jesteśmy przyzwyczajeni, otrzymujemy następujący wygląd.

Po odwróceniu liter tak aby pasowały do kierunku czytania z lewej na prawą mamy następujący wygląd.



Teraz zauważymy w tym zdaniu szereg znaków które mogą być interpretowane jako ligatury.













Po uwzględnieniu ligatur i podziale na poszczególne wyrazy, zdanie to wygląda tak:





Pierwsze słowo to już omówione „DWENO”



następne to „ŻIV”,

które czytamy jako nasze „żiw” i tłumaczymy jako „żyją”

Następne słowo

to słowo „LEDSZE”. Najbardziej przypomina ono nasze „lepsze” i odpowiada naszemu wyrazowi „lepiej”

Następne słowo to kolejny przykład liczebnika w języku etruskim



Czytamy je jako „JEDEN” i tak samo musimy je przetłumaczyć.

Kolejne to „MALIO”



odpowiadające naszemu „mało”

Kolejne „ME”



to nasze „ma”

Dalej „INO”



i to oczywiście odpowiada naszemu określeniu „ino” które przez agentów i samozwańczych „znafcuw” gramatyki polskiej wyrugowane zostało z języka polskiego na rzecz określenia „tylko”.

Dalej mamy słowo „NUDE”.



I również to jest identyczne z polskim odpowiednikiem „nudę”.

Następnie mamy słowo „NO”

również i tu interpretujemy je jako nasze „no”

Kolejne to „ILIE”

odpowiadajace naszemu „ile”

Dalej mamy „MED”,


odpowiadające w większości języków słowiańskich określeniu na „miód”.

Dalej „MA”



które jest identyczne z polskim „ma”

Kolejne to „LIOŻ



To słowo występuje w dialektach bałkańskich w identycznej formie.
W języku polskim znamy to znaczenie w trochę zmienionej postaci w formie wyrazu „łże”

I na końcu słowo „TA”

identyczne z takim samym polskim określeniem.

W rezultacie zdanie to możemy przetłumaczyć, a właściwie odczytać, jako:

DVENO ŻIV LEDSZE JEDEN MALO ME INO NUDE NO ILIE MED MA LIOŻ TA”

W dwójkę żyć łatwiej. Jeden mało ma tylko nudę. No ile miodu jest w tym kłamstwie”

lub trochę bardziej współcześnie jako:

W dwójkę żyć łatwiej. Jednemu jest nudno. No ile słodyczy jest w tym kłamstwie”

Oczywiście sens tego zdania jest jasny. Autor stawia tu pod znakiem zapytania ogólnie przyjęte przekonanie o przewadze małżeństwa nad życiem człowieka samotnego, uważając ten obraz za przesłodzony i w gruncie rzeczy niekoniecznie prawdziwy.

W zdaniu tym po raz pierwszy zauważymy też olbrzymie podobieństwo, a tak naprawdę identyczność, pierwotnego języka mieszkańców Lacjum, czyli okolic Rzymu, do współczesnych dialektów lechickich, a w szczególności do języka polskiego.

Potwierdza to też, że już w starożytności istniał wyraźny podział na trzy główne grupy dialektów języka słowiańskiego i że na terenie obecnych Włoch dialekty te mogły występować jednocześnie, zajmując naprzemiennie relatywnie małe obszary.
Zresztą niewielkie grupy tej pierwotnej ludności słowiańskiej na półwyspie Apenińskim zachowały się do dzisiaj, co już podkreślałem wielokrotnie.

Widzimy też jednoznacznie, że przodkowie Rzymian przywędrowali na te tereny z obszarów obecnej Polski i że przekonanie polskiej szlachty o ich pokrewieństwie z Rzymianami nie jest żadną legendą, ale potwierdzone jest w całej rozciągłości widoczną dla każdego wspólnotą językową.

W następnym odcinku dowiemy się, czy ostatnie zdanie z tej inskrypcji potwierdzi te rewelacyjne wnioski.

CDN.



Translate

Szukaj na tym blogu