Kiedy Ziemia zaczyna puchnąć

Kiedy Ziemia zaczyna puchnąć


Opis naszej rzeczywistości, leżący u podłoża zasad współczesnej nauki, natrafił w ostatnich dziesięcioleciach na granice, które nie jest w stanie przezwyciężyć.

Mimo wysiłków milionów naukowców nauka stoi w miejscu (nie mylić z techniką, to są dwie całkiem rożne sprawy).

Wprawdzie ilość publikacji rośnie w oszałamiającym tempie, ale nikt tych publikacji nie czyta, poza autorami, bo ich innowacyjna wartość, w olbrzymiej większości przypadków, jest zerowa. Poza powtarzaniem po raz tysięczny tych samych zaklęć i tych samych cytatów , nie wnoszą one do nauki nic nowego.

Negatywna selekcja, która dopuszcza do kariery naukowej tylko karierowiczów i oportunistów, pogarsza tę sytuację dodatkowo i zaprzepaszcza wszelkie szanse na uzdrowienie.

Współczesna cywilizacja jest najlepszym przykładem tego, jak schizofreniczny może być system oparty na kłamstwie i egoizmie własnych elit.

Gangrena tego system prezentuje się nam we wszystkich jego przejawach jak na dłoni i przyjmuje w nauce wprost kabaretowe formy.

Większość z nas zamyka na to oczy, w obawie przed przyznaniem się do własnej współodpowiedzialności.

Oczywiście nie można posądzać tylko samych naukowców. Również pozostałe elity, obojętnie jakiej proweniencji, są zdegenerowane i skorumpowane do cna.

Z otwartymi oczami zbliżamy się do katastrofy która zmiecie ten system w oka mgnieniu w pełnej świadomości tego, że nie chcemy go zmienić, bo nasze egoistyczne interesy są nam bliższe, niż prawa naszych potomków do godnego życia.

Zagadnienie ekspandującej Ziemi jest jednym z lepszych przykładów tego, w jakim nierealnym i wprost paranoicznym stanie znajduje się współczesna „nauka”.

Od dziesięcioleci geologia trzyma się kurczowo założenia, że procesy fizyczne, warunkujące zjawiska geofizyczne i geomorfologiczne na Ziemi, są od miliardów lat takie same, i to mimo tego, że fakty są nieubłagane i przeczą tym założeniom w sposób oczywisty dla każdego.


To że Ziemia zmienia nieustannie swoja wielkość musi być, jeśli tylko spojrzy na globus, tak naprawdę dla każdego natychmiast widoczne. Tym bardziej musi być to widoczne dla geologów.
Niestety również i w tej „nauce” konformiści zwyciężyli i do jakich absurdów to prowadzi dobrze ilustruje ten artykuł:


Kluczowym problemem tektoniki płyt jest to, że w przypadku Afryki widzimy jej fałszywość jak na dłoni. Mimo że kontynent ten znajduje się w centrum płyty litosferycznej i otoczony jest przez wieniec rowów oceanicznych produkujących dno oceaniczne ze wszystkich stron.

Ani modele komórek konwekcyjnych w gotującej wodzie ani w japońskiej zupie nie mówiąc już o budyniu nic tu nie pomogą i w „żadnej książce kucharskiej” geolodzy nie znaleźli potrawy mogącej wyjaśnić to zjawisko, w ramach obowiązujących reguł.

Ziemia pęka nam w oczach i zanim się obejrzymy w środku Afryki powstanie olbrzymi ocean i to w miejscu które podobnież ze wszystkich stron naciskane jest przez nowo-tworzące się płyty oceaniczne w otaczającym Afrykę pierścieniu oceanicznych rowów.

Na obszarze Etiopii zanotowano w ostatnich latach dramatyczne przyspieszenie tego zjawiska. W okamgnieniu tworzą się tam kilometrowej długości szczeliny



w które napływa magma tworząc nowe dno oceaniczne.



Ale nie tylko tam magma gotuje się pod nogami Afrykańczyków grożąc ostatecznym rozłamem tego kontynentu.

Również i w południowej części tego kontynentu ziemia puchnie i pęka coraz bardziej.



Szczególnie w rejonie Karonga na granicy Malawi i Tanzanii grozi podobna katastrofa jak w rejonie afaryjskim.


 

Po całej serii trzęsień ziemi w roku 2009 doszło tam do erupcji magmy w szczelinie o długości 17 km.

Ta wzmożona aktywność jest rezultatem ponadprzeciętnego nasilenia występowania zaćmień słonecznych na tym terenie.




Oczywiście nie jest to czymś wyjątkowym i zarówno w przeszłości



jak i w przyszłości dojdzie do jeszcze drastyczniejszego nasilenia tych procesów.

 

Ta wzmożona aktywność wulkaniczna pozostawiła po sobie tykającą bombę. W rejonie jeziora Malawi wzrosła oczywiście produkcja gazów wulkanicznych, w tym dwutlenku węgla, który w ostatnich latach zgromadził się w tym bardzo głębokim jeziorze w ilości milionów metrów sześciennych.

Wprawdzie zjawisko samooczyszczania się wód z nadmiaru gazów neutralizuje to niebezpieczeństwo, ale wymaga to czasu.

Do czego to może prowadzić, jeśli ten proces zawiedzie, opisałem tutaj.


I w tym samym artykule wyjaśniłem przyczyny erupcji CO2 pod wpływem zaćmień słonecznych.

Tak się głupio składa, ze niedawno mieliśmy właśnie takie zaćmienie i to akurat w północnym rejonie jeziora Malawi.

Zaćmieniu temu towarzyszyły jak zwykle typowe zjawiska geofizyczne i atmosferyczne łącznie z typowymi katastrofami pogodowymi i wybuchami wulkanów czy tez wzmożoną aktywnością sejsmiczną.


Może najbardziej spektakularnym rezultatem ostatniego zaćmienia słonecznego było zniszczenie możliwe że najważniejszego turystycznego obiektu Malty. W wyniku huraganowych wiatrów zawalił się widowiskowy most skalny „Niebieskie Okno” na wyspie Gozo.



W przypadku rejonu Karonga sprawa jest jeszcze nie zakończona i można się spodziewać, że właśnie rozpoczął się tam proces samoistnego podgrzewania się pakietów skalnych we wnętrzu Ziemi


i ze w ciągu najbliższych miesięcy (najpóźniej do roku) u rejonie tym dojdzie do kolejnych erupcji szczelinowych i, jeśli będziemy mieć pecha, również do erupcji dwutlenku węgla z wnętrza jeziora Malawi.

No a wtedy nich Bóg ma mieszkańców w opiece.

Filistyni - nasi bracia

Filistyni - nasi bracia

Źródłosłów nazwy „Filistyni” jest jednoznacznie słowiański, tak samo zresztą, jak i słowiańskie jest pochodzenie tego ludu. Dotychczas tzw. „nauce”, udawało się zataić ten fakt przed Słowianami, wmawiając nam semickie pochodzenie tego ludu.
Ten stan rzeczy mógł się tylko dlatego tak długo utrzymać, bo po tym narodzie nie ostało się zbyt wiele świadectw, a te które znaleziono dawały się łatwo manipulować, zgodnie z rozpowszechnianą przez historyków propagandą.



Jedynym liczącym się źródłem wiedzy o tym narodzie jest Biblia, ale i ta przedstawia ten lud w krzywym zwierciadle.

Dopiero w ostatnich latach sytuacja ta uległa powoli zmianie w następstwie zakrojonych na olbrzymią skalę wykopalisk prowadzonych przez Izrael.

Oczywiście i tu istnieje niebezpieczeństwo użycia tych znalezisk do celów propagandowych i przykładem takich nadużyć jest ceramiczna figurka znaleziona w trakcie wykopalisk w miejscowości Yehud ca 40 km na północ od miasta Aszkelon, a więc na obrzeżu terenów zamieszkałych przez Filistynów.

Przedstawia on bowiem siedzącego człowieka, podpierającego swoja głowę lewa ręką, w stanie głębokiego zamyślenia.


Figurka ta jest w swojej postaci czymś wyjątkowym na Bliskim wschodzie i nie ma tam żadnego odpowiednika.

Co innego w Europie Środkowej. Tutaj w kręgu kultur słowiańskich ten typ figur jest powszechnie znany.



Od czasu przejęcia przez Słowian chrześcijaństwa, w ten sposób przedstawiany jest Jezus czekający na ukrzyżowanie. Ale jest to oczywista chrystianizacja motywu istniejącego od pradawnych czasów.

Wprawdzie i tu historycy kłamią jak mogą, aby namącić nam w głowach, przypisując temu figuralnemu motywowi niemieckie pochodzenie, ale jest to łgarstwo szyte grubymi nićmi.

Każdy może sprawdzić gdzie w Niemczech tego typu figurki są najczęściej rozpowszechnione, i tu nie ma już żadnych wątpliwości. Występują one oczywiście powszechnie tylko w tych rejonach Niemiec, które jeszcze przed paru stuleciami były zamieszkałe przez ludność słowiańską.

Tam gdzie osadnictwo saskie ma starsze tradycje, tam tych figurek nie ma.

Oczywiście i w Polsce „Chrystus frasobliwy” jest powszechnym motywem ludowego rzeźbiarstwa. Możemy z cala pewnością stwierdzić, ze najstarsza tradycja tych rzeźb występuje w Małopolsce a szczególnie u naszych Górali. To właśnie ludność Małopolski stanowiła trzon emigrantów którzy podbili Bliski Wschód, i to właśnie przodkowie Górali byli twórcami filistyńskiego państwa oraz innych państw słowiańskich tego rejonu.


Tego typu stwierdzenie spotkałoby się przed laty ze wzruszeniem ramion ze strony „naszych” historyków, ale i tutaj pojawiają się twarde fakty, które zmuszają do kompletnej rewizji naszego widzenia historii Bliskiego Wschodu.

To znalezisko dokonano w Aszkelon, w mieście o którym już wcześniej wspomniałem.

Aszkelon należał do 5 miast Federacji Filistyńskiej.
Był największym ich portem morskim i jednym z większych ludnościowo miast w tym regionie świata.

Przyczyną tego było jego wyjątkowe położenie. Aby to zrozumieć trzeba spróbować wyjaśnić znaczenie nazwy Aszkelon.

Oczywiście współczesna nazwa tego miasta nie poprowadzi nas do celu. W tym przypadku musimy sięgnąć do historycznie najstarszej jego wersji z czasów imperium akadyjskiego.

W języku akadyjskim, który, nota bene wywodzi się też z języka słowiańskiego, miasto to nazywało się „Iš-qi-il-lu-nu”.

Z określeniem „IS” spotkaliśmy się już niejednokrotnie w trakcie wyjaśniania historii Słowian.

IS” i „JEZ” są dwiema formami opisu stanu wody. Słowianie stosowali, dla wodzy płynącej i szczególnie czystej, określenie „IS” tak jak np. w przypadku rzek górskich jak Izera, Isara, Isar.


Dla katolików powinno być zastanawiające to, że również imię Jezus ma identyczny źródłosłów.

Do dzisiaj w wielu językach imię to ma jeszcze swoją pierwotną formę, a tą było imię „Isus”. Oczywiście końcówka „us” jest pochodzenia greckiego i została przyłączona do imienia Jezusa w greckich wersjach „Nowego Testamentu”.

Pierwotną formą jego imienia było słowo „ISA” lub „IS” co oznaczało „Czysty” lub „Niepokalany”. Te słowa z kolei mają w języku słowiańskim inny synonim, a tym jest słowo „Aria”.

Teraz dopiero rozumiemy dlaczego pierwsi chrześcijanie nazywali siebie „Arianami”. Było to oczywiście ich przyznanie się do tego, że są wyznawcami Jezusa.





Te powiązania wyjaśniają nam też, dlaczego Chrześcijaństwo zdobyło tak wielką popularność wśród Słowian i dlaczego ta popularność trwa do dziś.

Po prostu Słowianie znajdują w tej religii wszystkie te elementy które w pamięci pokoleń zostały im przekazane, że tak powiem, z mlekiem matki.

Moim zdaniem Chrześcijaństwo jest niczym innym jak zmodyfikowaną przez Jezusa i jego Apostołów wiarą naszych przodków. Tak samo zresztą jak Judaizm, który jest taką wcześniejszą, bliskowschodnią modyfikacją wprowadzoną przez Mojżesza i dostosowaną do obowiązujących w jego czasach zasad i zwyczajów.


No ale co to ma wspólnego z miastem Aszkelon?

Więcej niż by się to wydawało.

Otóż przyczyną powstania tego miasta oraz tego, że mogło ono osiągnąć tak wielkie znaczenie i wielkość, było występowanie na tym terenie bogatych zasobów wody źródlanej.

To bogactwo źródeł wody znalazło również swoje odzwierciedlenie w jego akadyjskiej nazwie. „Iš-qi-il-lu-nu” oznaczało po prostu „Źródlane”

Z tego właśnie powodu stało się ono celem osadnictwa Słowian.
Niestety Filistyni nie pozostawili po sobie świadectw pisanych i jesteśmy tu skazani na informacje z „drugiej reki”.
Jednak i w tym wypadku zaznacza się możliwość zmiany tej sytuacji.

Otóż w trakcie wykopalisk pozostałości filistyńskich natrafiono na fragment ceramiki z napisem.
Znajdował się on na szyjce dużego dzbana, który używany był do przechowywania żywności. Zresztą takie dzbany, w tym samym celu, używane są do dzisiaj na Bliskim Wschodzie .

Znalezisko zostało opisane tutaj.


A tu widzimy widok tego napisu bez dygitalnej obróbki.

Widoczny na skorupie dzbana napis możemy odcyfrować w następującej formie.

Co natychmiast rzuca się nam w oczy, to identyczność użytego alfabetu z alfabetem etruskim. Wprawdzie autorzy cytowanego artykułu sugerują tu inny wygląd poszczególnych liter, ale ja nic podobnego na oryginale nie zauważyłem. Zapewne jest to świadome przeinaczenie faktów aby odciągnąć czytelników od jednoznacznych powiązań z alfabetem etruskim czy też nabatejskim.

W tym przypadku mieliśmy niesamowite szczęście, bo omawiany fragment garnka zawiera napis w całości, a więc możemy spróbować przetłumaczyć jego znaczenie bez obawy przeinaczeń, na skutek braku odpowiednich fragmentów.

Oczywiście i w tym przypadku bazą będą języki słowiańskie, w których poszukamy znaczeń odpowiadających zarówno widocznym literom, jak i funkcji przedmiotu na którym zostały zapisane.

Stosunkowo szybko zauważymy, że napis musimy czytać z prawej na lewą, tak jak w języku hebrajskim.

W napisie udało mi się wydzielić dwa słowa:

Pierwszym jest słowo „MLATATI”.


Jest ono dla nas bezpośrednio zrozumiale, bo prawie że identyczne z naszym polskim słowem „Młócić”. W innych językach słowiańskich znajdziemy oczywiście dalsze odpowiedniki, jak np. „Mleti” w czeskim oznaczające zarówno „harówkę” jak i „mielenie”.

Drugim słowem jest słowo „RU”. Wyjaśnienie tego słowa wyglądało na całkiem trudne, ale i w tym przypadku pomogło właściwe skojarzenie.
 
Pierwsze słowo znaczyło „Młócić” i jest związane z produkcją mąki ze zboża. Zboża były dla Słowian podstawa ich wyżywienia.


Robiono z nich nie tylko pieczywo ale i inne potrawy czy napitki. Do dzisiaj w polskiej kuchni jak i w kuchni innych słowiańskich narodów nie obejdziemy się bez zasmażki i ta do dzisiaj w języku rosyjskim nazywana jest „RU”. Co ciekawe, to słowiańskie określenie ostało się też u potomków Polan, czyli Francuzów w tej samej formie.


Również w języku polskim znajdziemy odpowiedniki tego słowa np. w słowie „rumienić” czy też „zarumienić”, gdzie to ostatnie występuje bardzo często właśnie jako „zarumienić mąkę” czyli zrobić zasmażkę.

Możliwe, że otwiera się tu następna możliwość wyjaśnienia znaczenia nazwy „Rusini”. Byłoby to określenie ludzi spożywających na co dzień zarumienioną mąkę „Ru śniadający”.

Widzimy więc, że nasz przodek napisał na garnku, w którym przechowywał zapewne pszenicę, do jakiego celu ma być ona użyta po zmieleniu i planował zmielenie jej na mąkę w takiej konsystencji (najlepsza jest bardzo drobno zmielona), aby nadawała się ona do przygotowania zasmażki.

Odczytanie tego napisu jest wprawdzie drobnym krokiem dla wyjaśnienia słowiańskiej przeszłości Bliskiego Wschodu, ale jest to już kolejny krok na tej drodze, dzięki której przywrócimy naszym przodkom ich prawdziwe miejsce w procesie kształtowania się cywilizacji ludzkiej.

O słowiańskim pochodzeniu Nabatejczyków. Część druga

O słowiańskim pochodzeniu Nabatejczyków. Część druga


Autorki artykułu, zacytowanego w poprzednim odcinku, miały oczywiście rację wiążąc napis na zegarze słonecznym ze słowiańskim etosem, myliły się jednak znacznie, uważając język twórców tego zegara za rosyjski.

W pierwszym momencie po przeczytaniu, interpretacja tego napisu wydawała się być nawet prawdopodobna, ale już po chwili zaczęły pojawiać się wątpliwości.

Przy dokładniejszej analizie kształtu i rozkładu liter nasunęły mi się jednoznaczne powiązania z alfabetem Etruskim, z tym że istniały też wyraźne rozbieżności. Można oczywiście te rozbieżności interpretować jako rezultat użycia odmiennych alfabetów, ale nie mniej prawdopodobną możliwością jest ta, którą odkryłem odczytując napisy etruskie, a mianowicie taka, że zauważalne różnice są świadomie wprowadzone przez autora napisu dla osiągnięcia zamierzonego celu i tym celem okazuje się być, zaszyfrowanie tajnej wiadomości dla wtajemniczonych lub też trochę bardziej rozgarniętych czytelników.

Jaka to była wiadomość i jakie niosła ta wiadomość przesłanie, o tym w końcowej części artykułu. Na początek spróbujmy odczytać oficjalną wersję napisu, tę którą mógł przeczytać każdy znający język słowiański.

Napis w surowej postaci wygląda następująco:

Pierwsze jego litery są identyczne z alfabetem etruskim a więc możemy przypisać im takie samo brzmienie. Problem zaczyna się od tej litery:

Wygląda jak etruskie „N”, ale tak jakby za bardzo rozciągnięte do góry. Oczywiście jest to stary trik który już znamy, a dzięki któremu można w
jednym znaku literowym ukryć dwa rożne jego znaczenia.

Kolejna „litera” jest jeszcze bardziej zadziwiająca.


Na pierwszy rzut oka nie ma ona odpowiednika w alfabecie etruskim a więc mogłaby teoretycznie mieć dowolne, nieznane nam znaczenie. Jednak jeśli się jej dobrze przyjrzeć to czytając tekst od lewej na prawą zobaczymy w niej ligaturę składającą się z etruskiej litery „S” oraz etruskiego „I”.

Kolejna litera też wydaje się być składanką, ale z cala pewnością nie ma w niej litery „K” tak jak sugerują to rosyjskie badaczki. W wersji oficjalnej, wykoncypowanej przez autora napisu, zauważymy natomiast wyraźne złożenie etruskiej litery „SZ” oraz etruskiego „L”.


Ostatnia litera jest też ligaturą o podwójnym znaczeniu. Pomijając drobne różnice wydaje się być identyczna z Etruskim „J”. Jeśli komuś się chce, to może to porównać do już odczytanych przeze mnie napisów etruskich.
Przedstawiona przeze mnie interpretacja jest jednak jednoznacznie prawidłowa.

W efekcie możemy teraz spróbować wydzielić poszczególne wyrazy z tego tekstu, a następnie przydzielić im znaczenie we współczesnym polskim.

Pierwszym wyrazem jest wyraz „MIRNII”. Nie ma ono jednak związku z rosyjskim „MIR” „Pokój” ale jego odpowiedniki występują we wszystkich językach słowiańskich np. w polskim, w znaczeniu „mierzyć” lub bośniackim „mjeriti”. Oczywiście czasownik ten występuje tu w trybie rozkazującym i oznacza „mierz”.

Kolejne słowo to „VCI” czytane jak „WSI”. Wprawdzie i tu znajdziemy w rosyjskim podobne słowo o identycznym znaczeniu w formie „все”, ale jeszcze
bardziej zbliżony (w tym przypadku identyczny) jest odpowiednik słoweński „VSI” czyli „wszystko”, „wszystkie”.

Ostatnie słowo wymaga nieco głębszej analizy. W tekście zapisane jest jako „SZLI”.

Oczywiście podobieństwa do polskich wyrazów „szli” i „poszli” są nie do przeoczenia. Odmieniając ten czasownik przez osoby trafimy na formę „Chodzę” i ten wyraz jednoznacznie powiązany jest z pomiarem upływu czasu. Do dzisiaj mówimy w języku polskim, że „zegar chodzi” lub „czas przeszły”. Tego typu zwrot nie jest jednak tak oczywisty, jeśli nie przyjąć tego, że ma on bardzo starą tradycję w naszym języku.

I ta tradycja, jak widać, sięga aż czasów etruskich.

Już wtedy powiązano przemieszczanie się cienia wskaźnika w słonecznym zegarze z jego chodzeniem, a od tego już był tylko mały krok do wymiany litery „H” na literę „G”, w rezultacie czego, powstało nasze słowo „godzina”.
Nabatejczycy byli jeszcze nie tak daleko zaawansowani na drodze tego procesu zmian i w ich języku godziny miały jeszcze określenie „Szli”.

Teraz już możemy dokonać pełnego tłumaczenia i otrzymujemy następujący tekst.

MIRNII VCI SZLI” czyli

Mierz wszystkie godziny

To tłumaczenie jest oczywiście absolutnie zgodne z funkcją słonecznego zegara i w tym przypadku jak najbardziej sensowne, co potwierdza dodatkowo jego prawidłowość i nie pozostawia miejsca na dodatkowe interpretacje.

Oczywiście oprócz oficjalnego przesłania ten teks nosi w sobie dodatkową wiadomość tylko dla wtajemniczonych.

Aby zrozumieć przyczyny jej zaszyfrowania trzeba się trochę cofnąć do historii tego rejonu w którym dokonano tego znaleziska.

Tak jak to już nadmieniłem, tereny Bliskiego Wschodu zostały, w wyniku najazdu tak zwanych „Ludów Morza”, skolonizowane przez Słowian. Szczególną rolę należy przypisać ludom Europy Środkowej z kręgu tak zwanej kultury łużyckiej. Jej przedstawiciele przynieśli ze sobą na Bliski Wschód nie tylko cały szereg postępowych technologii i umiejętności jak np. umiejętność pozyskiwania żelaza, ale również własne wierzenia i własny dorobek kulturalny.
Lud ten nie zachował jednak długo swojej jedności politycznej i bardzo szybko podzielił się na poszczególne królestwa i związki plemienne a nawet poszczególne miasta-państwa, tak jak np. u Fenicjan.

Słowianie osiedlali się jednak nie tylko na wybrzeżu Morza Śródziemnego ale również sięgali coraz dalej w głąb Pustyni Arabskiej.

Jednym z najciekawszych ludów zamieszkujących Arabię byli tzw. Lihyan.


Oczywiście o tym ludzie niewiele (nic nie) znajdziemy w literaturze polskiej i to mimo tego, że wymieniany jest on również w Biblii. Przyczyna tego stanie się dla każdego oczywista, jeśli zauważymy, że tylko zamiana litery „A” na „I” uratowała propagandzistów zachodniej wyższości cywilizacyjnej przed koniecznością przyznania tego, że tym ludem byli Słowianie określający siebie imieniem „LAHY”.

Plemię to wywodziło swój rodowód od starszego z dwóch herosów, od „LELA” który u nich występował już pod imieniem „LEH” lub „LAH”.


Wpływ tego plemienia na ich semickich sąsiadów z południa i wschodu był tak znaczny, że w efekcie przejęli oni wierzenia słowiańskie (przynajmniej ich część) nazywając swoje najwyższe bóstwo mianem „ALLAH”.

Żeby jednak nie poprzestać talko na tym spostrzeżeniu, to zauważmy, że teren ich państwa nazywany był „DEDAN” tak samo zresztą jak ich stolica.


Słowo „Deda” ma jednak jednoznacznie słowiański rodowód o czym pisałem tutaj



I w tym przypadku oznaczało po prostu „ojczyznę” lub „ojcowiznę” typowe dla Słowian określenie oznaczające miejsce zamieszkania ich przodków.

Lud ten został podbity przez Nabatejczyków, a więc przez inne plemię słowiańskie wywodzące swoje pochodzenie od rejonu wokół góry „NEBO”. Tej samej na której zmarł Mojżesz, po tym jak dane mu było zobaczyć po raz pierwszy i ostatni „Ziemię Obiecaną”.

Nabatejczycy na przełomie er okazali się być nie tylko zdolnymi kupcami ale również sprawnymi żołnierzami i w trakcie rozlicznych wojen powiększyli tereny swego państwa zajmując tereny królestwa Lachów, i wypierając ich na południe gdzie zasymilowali się z semicką większością.


Ich rywalizacja z Żydami nie była jednak równie skuteczna, bo w osobie Heroda Wielkiego trafili na władcę o wyjątkowych wprost zdolnościach dyplomatycznych. Herod Wielki potrafił doskonale wykorzystać dla swoich celów nową siłę militarną na Bliskim Wschodzie którą byli Rzymianie.

Ci jednak nie byli w ciemię bici i za swoje usługi w pośrednictwie, w trakcie ciągłych konfliktów miedzy bliskowschodnimi państewkami, nakładali na skłócone strony coraz to większe daniny.

Wprawdzie zarówno Żydzi jak i Nabatejczycy profitowali niesamowicie na pośredniczeniu w handlu między Rzymem a Indiami, ale znaczna część tych zysków szła na haracz dla notorycznie zadłużonego cesarstwa.

Nie mogło to pozostać bez wpływu na stosunek tych ludów do coraz bardziej agresywnej polityki Rzymu i Rzymianie byli powszechnie znienawidzeni.

Co niektórzy starali się dać wyraz tej nienawiści w takiej formie na jaką było ich stać i przykładem tego jest również nasz słoneczny zegar.

Autor inskrypcji zadał sobie dużo trudu aby ukryć przed niewtajemniczonymi jej znaczenie. Mimo że Nabatejczycy byli formalnie niepodlegli, to jednak wpływ Rzymian był w tym państwie widoczny na każdym kroku i jedno słowo rzymskiego prefekta wystarczało, aby każdy podejrzany o antyrzymską propagandę zawisł na haku.

Dla ukrycia swego przesłania autor zastosował tę samą metodę co Etruskowie, czyli stworzył napis który można było czytać zarówno z lewej na prawą jak i odwrotnie.

W tym drugim przypadku trzeba jednak poszczególne ligatury czytać trochę inaczej.

I tak pierwsza litera od prawej to „L”, następna to „I” dalej „SZ”. Kolejna litera to znana nam już ligatura z liter „SI”. Tym razem trzeba ja rozpatrywać całościowo i obrócić o 90° co powoduje, że ukazuje się ona nam jako nic innego jak etruska litera „A”. 


Kolejne litery to etruskie „V” i „I

Razem daje to slowo „LISZAVI”.

Slowo „LISZI” oznacza jednak w językach południowosłowiańskich „grabić”, „okradać” co w połączeniu z typowa dla tych języków końcówką „VI” pozwala nam na przetłumaczenie tego słowa jako „grabieżcy” lub „złodzieje”.

Następne słowo to „IZ”. Tym razem rozumiemy dlaczego etruska litera „N” jest napisana w tak rozciągniętym kształcie, bo można ją w tym kierunku odczytać bez problemu jaki etruskie „Z”. Jeszcze lepiej jest to widoczne jeśli obrócić ją o 90°. 
Słowo „IZ” to po polsku przyimek „Z

Ostatnie słowo jest oczywiście bajecznie proste i oznacza stolicę Rzymian „RIM”. W tej formie miasto to jest również współcześnie znane południowym Słowianom.

Omawiany napis ma więc po nabatejsku następujące brzmienie.

Liszavi iz Rim

Co możemy po polsku przetłumaczyć jako:

Złodzieje z Rzymu

I tym miłym akcentem kończymy naszą kolejną pogadankę.

O słowiańskim pochodzeniu Nabatejczyków. Część pierwsza

O słowiańskim pochodzeniu Nabatejczyków. Część pierwsza


Od XV w. przed naszą erą rozpoczął się okres wielkich cywilizacyjnych zmian. Stopniowo, poczynając od Europy Środkowej, zaczął się kształtować nowy model społeczny oparty na ponadplemiennej władzy centralnej wyłanianej na drodze ogólnospołecznego porozumienia.
W centrum tych zmian stała kultura łużycka, której ekspansja wywierała coraz większy nacisk na sąsiadujące z nią inne kultury słowiańskie i nie tylko.


Okres militarnych starć i podbojów ze strony Łużyczan zapoczątkował proces migracji ustępujących pod ich naporem ludów Europy Środkowej, na południe Europy, w wyniku czego zaczęły tam powstawać nowe ośrodki cywilizacyjne.
Również sami Łużyczanie uczestniczyli w tych podbojach lub też znajdowali zatrudnienie jako najemnicy w armiach mocarstw na Bliskim Wschodzie.

Co niektórzy z tych najemników robili w nowych ojczyznach oszałamiające kariery i do takich przykładów należą postacie Lelum i Polelum, znane powszechnie w Polsce jako Waligóra i Wyrwidąb lub Lel i Polel.


Założenie przez Horemheba nowej dynastii władców egipskich a następnie przejecie tej władzy przez jego brata Ramzesa pociągnęło za sobą nową falę wojen i przemocy. Tym razem nie chodziło już o zwykłe łupy i zdobycze, ale o prawa dynastyczne do władzy w Egipcie.

Najprawdopodobniej władcy Łużyczan sami czuli się spadkobiercami Horemheba i uważali się za jego prawowitych dziedziców. Tych praw postanowili dochodzić z bronią w ręku.


Wyprawa Łużyczan na Bliski Wschód była kulminacją okresu inwazji tak zwanych Ludów Morza na Egipt i zmieniła historię tego rejonu świata dokumentnie.
Jej reperkusje trwają do dziś, bo również największe monoteistyczne religie swoje powstanie zawdzięczają właśnie tym wydarzeniom.


Jak wiemy próba podboju samego Egiptu przez Łużyczan zakończyła się, w ostatecznym rezultacie, niepowodzeniem, ale doprowadziła też do tego, że tereny nadgraniczne, od Synaju do Turcji, zostały skolonizowane przez Słowian. Założyli oni tam szereg tworów państwowych znanych obecnie pod nazwami państw Filistynów i Fenicjan.
Obie te nazwy wywodzą się z dużym prawdopodobieństwem od określeń które obecnie wyewoluowały do nazw „Polacy” i „Polska”, a którymi to określeniami posługiwali się zapewne Łużyczanie jako nazwami własnymi.

 
W hebrajskim Filistyni są określani wyrazem „Plisztin” co zapewne było zdeformowanym imieniem „Po Lestku, Po Leszku”, czyli trochę bardziej współczesną wersją imienia „Polel”. Tak więc Polakami określali się ci z naszych przodków, którzy wywodzili swój rodowód od młodszego z legendarnych bliźniaków, czyli od Polela”. Ci którzy wywodzili swój ród od Holemheba nazywali siebie „Lelami”, „Lechami” lub „”Lachami”.

Podobny źródłosłów ma również określenie Fenicjanie. W gruncie rzeczy mamy tu do czynienia z jednym narodem który podzielił się wybierając rożne polityczne formy swojej państwowości.

Ewolucja tych nazw do obecnych form wynikała tylko z tego, że na Bliskim Wschodzie przyjął się dość dziwny zwyczaj niezapisywania samogłosek w tekście pisanym, co powodowało dużą dowolność interpretowania danego wyrazu w przypadku, kiedy czytający nie miał osobistego doświadczenia z opisywanymi w tekście wydarzeniami.

Dopiero plemiona słowiańskie wprowadziły nowe zwyczaje zapisywania tekstów stosując alfabet z użyciem samogłosek. Wobec jednak konserwatyzmu ówczesnych egipskich elit nie zdołał się on przebić na stałe w tym rejonie świata wskutek czego, nasze interpretacje tekstów egipskich hebrajskich i hetyckich itd. są dalej obarczone dużymi błędami lub też w skrajnym przypadku są całkowicie fałszywe.

Jednak w ostatnim czasie również i w tym temacie pojawiają się pierwsze oznaki zmian.
Dzięki prowadzonym na olbrzymią skalę wykopaliskom na terenie Izraela jak i krajów sąsiednich dokonuje się odkryć tekstów zapisanych prastarym alfabetem, a które zmieniają nasze widzenie przeszłości Bliskiego Wschodu diametralnie, wskazując na naszych słowiańskich przodków jako głównych graczy kształtujących historię tego rejonu świata.

Pierwszy tekst, który chciałbym omówić znaleziono wprawdzie już bardzo dawno, ale dopiero niedawno stał się on celem badań i spekulacji. Znaleziono go na podstawie zegara słonecznego z Madain Saleh, w trakcie prac przy budowie kolei w Arabii Saudyjskiej.

Na jego istnienie zwrócił moją uwagę znajomy bloger przesyłając mi link do artykułu napisanego po rosyjsku.

Е.А. Миронова, Г.Г. Котова, Русская надпись на солнечных часах из набатейской Хегры // «Академия Тринитаризма», М., Эл № 77-6567,публ.16438, 17.03.2011

W artykule tym autorki stawiają tezę, że językiem napisu, na cokole znalezionego na Pustyni Arabskiej słonecznego zegara, był rosyjski.

Zanim przejdziemy do analizy samego napisu warto krótko zatrzymać się przy temacie zawłaszczania przez Rosjan słowiańskiej spuścizny.

Z jednej strony należy pozytywnie ocenić zainteresowanie Rosjan słowiańską historią i ich coraz powszechniejszym przekonaniem, że ten słowiański naród ma dawniejszą przeszłość niż zdecydowana większość innych narodów na świecie i że sięga ona czasów prehistorycznych. Rosja jest obecnie jedynym państwem słowiańskim gdzie ta tematyka nie wegetuje na krawędzi zainteresowania narodowej elity, ale powoli staje się podstawą jej samoświadomości i samookreślenia. Dodatkowo trzeba obiektywnie stwierdzić, że dzięki swojemu geograficznemu położeniu plemiona wschodniosłowiańskie zachowały o wiele więcej ze swojego dziedzictwa niż to ma miejsce u Słowian południowych czy zachodnich i to bogactwo sugeruje większe pokrewieństwo czy też nawet tożsamość z naszymi starożytnymi przodkami.

Z drugiej strony nie można się pozbyć wrażenia że to zainteresowanie degeneruje w wielu przypadkach, w kierunku narodowego szowinizmu i przez innych Słowian odbierane jest jako próba zdominowania i pomniejszenia ich własnej historii.

Jest to tym bardziej niebezpieczne dla sprawy słowiańskiej, ponieważ te szowinistyczne tendencje wśród Rosjan nie maja tak naprawdę żadnych realnych podstaw.
Jeśli chodzi o wkład Rosjan do wspólnego słowiańskiego dziedzictwa to nie jest on ani większy, ani mniejszy niż innych narodów słowiańskich i próby zawłaszczenia tej przeszłości są bezzasadne.

Niestety przykładem tych monopolistycznych tendencji jest również powyższy artykuł.

Oczywiście teza, że wzmiankowany napis jest zapisem w języku rosyjskim mija się z prawdą i to w sposób widoczny dla każdego.

Zasadniczym dowodem jest to, że użyty w napisie alfabet tylko fragmentarycznie przypomina cyrylicę, ale jest za to prawie że identyczny z alfabetem etruskim.

Tak jak to już udowodniłem w całym cyklu artykułów, język etruski był językiem słowiańskim i jeśli chodzi o swoje słownictwo stanowił on bazę dla wszystkich innych, obecnie istniejących, języków słowiańskich.

Pozostałości jego słownictwa znajdziemy zarówno w językach południowosłowiańskich jak i północno- czy też wschodniosłowiańskich. Oczywiście występuje w nim cały szereg wyrazów identycznych ze współczesnym rosyjskim, ale częstotliwość występowania takich wyrazów nie odbiega od średniej i jeśli uczciwie podejdziemy do takiej analizy, to musimy obiektywnie stwierdzić że jeśli już, to pierwszeństwo należy się językom południowosłowiańskim a w szczególności dialektowi bośniackiemu.

Generalnie trzeba stwierdzić, że przez taką jednostronną interpretację przeszłości Słowian, ci rosyjscy entuzjaści czynią sprawie słowiańskiej niedźwiedzią przysługę, bo narażają ją na podejrzenie generalnej fałszywości tezy o starożytności Słowian a co ważniejsze uniemożliwiają odrodzenie wspólnoty słowiańskiej na zasadach równości i wolności wszystkich jej członków.

Przejdźmy jednak do konkretów.

cdn.

Translate

Szukaj na tym blogu