Następne dowody na słowiańskie pochodzenie Etrusków



Następne dowody na słowiańskie pochodzenie Etrusków

Zajmując się historią Etrusków nie sposób nie być konfrontowanym z napisami pozostawionymi przez ten lud. Nigdy nie odważyłem się na próbę odcyfrowania tych komicznie wyglądających napisów, ponieważ wydawało się to niemożliwe. Tak przynajmniej twierdzili „fahofcy” historycy.

Kiedy jednak przypadkowo natrafiłem na inskrypcję na hełmie etruskim znalezionym w miejscowości Negova to okazało się, że zrozumienie tego tekstu nie sprawiało najmniejszych trudności, jeśli oczywiście przyjąć prawidłowe założenie co do pokrewieństwa tego języka z językami współczesnymi.



W moim przypadku ustalenie tego pokrewieństwa było proste, ponieważ wynikało ono z przedstawionej przeze mnie interpretacji faktów historycznych dotyczących okresu przejścia z epoki brązu do żelaza.


Przyjecie założenia, że etruski należy do grupy języków słowiańskich okazało się być bardzo płodne i pozwoliło mi na odczytanie tego napisu „w tri miga”.

Oczywiście ten sukces prosił się wprost o potwierdzenie w formie odczytania kolejnych napisów pozostawionych nam przez Etrusków.

Pierwszym, ale nie największym, problemem było ich znalezienie.
Podstawowym było jednak wyszukanie najlepszej metody ich odczytania.
Tak na poczekaniu nie udało mi się tego zrobić i napisy zdawały się nie mieć jakiegokolwiek sensu.

Zdecydowałem się więc na dokonanie pewnej selekcji tych napisów eliminując te które były zbyt długie, jak i te które mogły dotyczyć spraw prawnych lub religijnych, ponieważ używane tam pojęcia są nam nieznane i możliwości podejmowania poszczególnych tematów takiego tekstu wprost nieskończone.

Istnieje jednak całkiem niemała grupa napisów co do których możemy się domyślać (bez rozumienia poszczególnych wyrazów), czego się można po nich spodziewać. I od takich właśnie napisów postanowiłem zacząć.

Dodatkową zaletą było to, że przy ich odczytywaniu nie musiałem się trzymać sztywnych reguł dotyczących wymowy poszczególnych liter etruskiego alfabetu.

Było to z tego względu ważne, bo tak naprawdę to nie wiadomo czy przyjęte przez „naukowców” zasady odczytywania tego alfabetu są prawidłowe. Wystarczy że tylko kilka znaków jest zinterpretowanych fałszywie i już nie można zrozumieć żadnego zdania.

Trzeba uwzględnić też i to, że od czasów odkryć naszego wielkiego rodaka Tadeusza Wolańskiego było wiadomo, że etruski może być spokrewniony z językami słowiańskimi i wszystkie wysiłki „nauki” zachodniej oraz jej agentury w Polsce były skierowane na zamazywanie tych podobieństw, nawet kosztem niemożności odczytania tego języka. Nie jest więc niczym zaskakującym to, że zapewne część liter alfabetu etruskiego świadomie jest przez tych „naukofców” zafałszowana aby uniemożliwić powiązanie tego języka ze Słowianami.

Tak więc studiowanie „osiągnięć” nauki w tym zakresie mogłem sobie darować, co niewątpliwie znacznie przyspieszyło osiągniecie rezultatów.

Pozostało więc znalezienie tekstów spełniających najlepiej zadane warunki.

Zdecydowałem że najlepiej spełniają je teksty znajdowane na przedmiotach codziennego użytku. Szczególnie zaś interesująco prezentowały się te, jakie znaleziono na czarach i kielichach do napitków.

Jak przystało na prawdziwych Słowian Etruskowie nie wylewali za kołnierz i jeśli już zdecydowali się na uwiecznienie na kielichu jakiegoś zdania to musiało ono dotyczyć tego właśnie hobby.

Tak więc wyszukałem parę przykładów takich napisów, które teraz po kolei rozszyfrujemy. Jak będziecie się mogli Państwo sami przekonać odczytanie ich okazało się dziecinnie proste.
Co ciekawe nagle, poprzez zrozumienie tych napisów, ten lud staje się nam bliski i zażyły, tak jakby te trzy tysiące lat historii nagle przestały istnieć.

Przejdźmy więc do przykładów:



Na pierwszym rysunku widzimy napis z ciągłym szeregiem liter. Po krótkiej analizie zauważymy, że był on napisany od prawej do lewej. Tak jak współcześnie w hebrajskim.
Zasadniczym problemem jest w tym przypadku wyodrębnienie poszczególnych wyrazów. Tak się szczęśliwie składa, że akurat w tym przypadku nie sprawia to najmniejszych trudności.

Pierwszym wyraz wygląda tak:


Zapisany alfabetem polskim od lewej do prawej wyraz ten prezentuje się nam następująco: „mila” i jest identyczny z naszym wyrazem „miły” wypowiedzianym z charakterystyczna końcówką typowa dla Słowian południowych.

Drugi wyraz to „Dus(z).


Od razu rzuciło mi się w oczy jego podobieństwo do niemieckiego „duseln” a oznaczającego po polsku drzemanie. Okazuje się, że i w językach słowiańskich ten wyraz jest rozpowszechniony i np. w języku czeskim występuje jako „doze”. Jego obecność w języku niemieckim wynika z tego, że większość wyrazów tego języka ma słowiańskie pochodzenie i jest zaadoptowana ze słownictwa tych Słowian którzy jeszcze 500 lat temu przeważali wśród ludności na terenach między Renem a Łabą.
Dopiero rozpowszechnienie pisma i druku zmieniły te stosunki dramatycznie, no i oczywiście polityka rządzących kast dla których Słowianie zawsze już byli śmiertelnym zagrożeniem.

Tak więc podaną inskrypcję „mila duz” musimy odczytać jako „milej drzemki” lub „miłego snu”. Napis ten jest dla nas, rzecz jasna, jak najbardziej logiczny. Była to delikatna sugestia ze strony gospodarzy, dla  napitego jak bąk biesiadnika, do pójścia spać.

Kolejna inskrypcja wygląda następująco.


Zapisana została też na dnie czary. Tak jak poprzednia, jest ona napisana bez podziału na wyrazy i również od prawej do lewej.

Już samo określenie kierunku pisania zbliża nas do prawidłowego rozwiązania, ponieważ czytając te litery od prawej potrafimy natychmiast wyodrębnić pierwszy wyraz z ciągu.


Tym wyrazem jest „idu”. Oczywiście i w tym przypadku rozumiemy jego znaczenie natychmiast i interpretujemy je bez problemów jako „idę”.

Gdzie jednak miał iść ten nasz moczymorda. Oczywiście, tak jak w poprzednim przypadku, do łóżka.

Kolejny wyraz nie ma jednak jednoznacznej analogii w języku polskim.

Całe szczęście w języku potocznym istnieje jednak określenie które zdaje się pasować jak ulał.

Często mówi się na osoby chrapiące że „orał aż się ściany trzęsą” i to jest  właśnie rozwiązanie zagadki

Słowo „irać” (orać), bo tak musi być ono czytane, oznacza gwarowe określenie chrapania i cały napis trzeba więc przetłumaczyć jako „idę chrapać”.

Oczywiście nie są to jedyne przykłady takich napisów na dnie czar i kielichów i jak się można domyśleć ich znaczenie jest identyczne.

W następnym odcinku spróbujemy zmierzyć się z dłuższymi napisami o bardziej skomplikowanej treści. Wstępnie muszę stwierdzić że ich odczytanie nie sprawi nam większych trudności.

Cdn.

O nieudolności fizyki w pomiarze temperatury

Myślę że po tym co już na temat funkcjonowania natury napisałem każdemu zajarzyło że obecna fizyka nie ma najmniejszego pojęcia o rzeczywistości.
Gdziekolwiek spojrzymy widzimy że fizyka to po prostu paranoiczny bełkot propagowany dla osiagniecia materialnych korzyści.

Że to jest w ogóle możliwe nie powinno nikogo dziwić ponieważ każdy z nas już od dziecka był poddany praniu mózgu w systemie manipulacji społeczeństwa zwanym nauczaniem fizyki. Lata cale wmawiano nam że fizyka to szczyt intelektualnych osiągnięć naszej cywilizacji a matematyczny bełkot miał nas zastraszyć i zdemoralizować.
Ten system funkcjonuje bardzo dobrze i nikomu nie przyszło do głowy że jest dokładnie odwrotnie i fizyka to intelektualne dno.
Bezczelne kłamstwa fizyków twierdzących, że nauka ta jest obiektywna i sprawdzalna działają tylko dlatego ze nikt nie próbuje tych ich kłamstw zweryfikować.
Proponuje Państwu teraz mały eksperyment myślowy który was przekona do jakiego stopnia dajemy się tym szarlatanom robić w balona.

Fizycy twierdza ze potrafią opisać rzeczywistość ponieważ dysponują metodami dającymi im możliwość pomiaru jej cech. Metody te są jakoby absolutnie obiektywne i funkcjonują zawsze i w każdej okoliczności.

Jedna z takich metod jest pomiar temperatury. Szczególnego znaczenia metoda ta nabrała współcześnie, ponieważ pomiar temperatury atmosfery ziemskiej stal się baza powstania nowej grupy „zbawców ludzkości”, która pod płaszczykiem jej ochrony przed katastrofa klimatyczna próbuje tęże ludzkość po prostu ograbić i zniewolić.

Klimatologia znajduje się tutaj w szczególnie głupiej sytuacji ponieważ obiekt jej badan czyli klimat Ziemi weryfikuje natychmiast wszelkiego typu prognozy i teorie jej przedstawicieli. Inne dziedziny „wiedzy” jak na przykład Astrofizyka czy też Kosmologia są w szczęśliwszej sytuacji i oczywiste bzdury mogą być przez cale dziesięciolecia prezentowane dla mniej lub bardziej obojętnej społeczności jako „Wiedza”
Mimo to, jest to doprawdy niesamowite że Klimatolodzy (w większości z wykształcenia fizycy) nie zauważyli tego że pomiary atmosfery są fałszywe i że za tym musi się ukrywać fundamentalny problem, szczególnie że nie dotyczy to tylko CO2 ale i pomiarach temperatury atmosfery udało im się doprowadzi do absurdu.
Żeby to udowodnić sięgnijmy do przebiegu pomiarów temperatury prowadzonych przez MeteoSwiss.

Widzimy tu próbę korektury „złych pomiarów temperatury“ na podstawie obowiązujących teorii w fizyce.
Że te wyobrażenia fizyków są nieskończenie odlegle od rzeczywistości poznajemy już po tym że na skutek tej homogenizacji pojawia się tu trend wzrostu temperatury który w pierwotnych pomiarach prawie się nie zaznaczał.
Musimy sobie jednak postawić pytanie czy tego typu ingerencja odzwierciedla realna sytuacje czy tez świadczy to o nie zrozumieniu natury przez współczesną naukę.
W następnym linku w komentarzu pod numerem 37 znajdujemy wyjaśnienie ze strony Meteoswiss w którym podane są przyczyny przeprowadzonej homogenizacji.

„Po pierwsze w pierwszym okresie omawianych pomiarów to znaczy do roku 1900 były w użyciu termometry u których przyjęto występowanie stopniowego kurczenia się zbiorniczka na rtęć co w efekcie prowadziło do wzrostu pomiarów temperatury o 0,5 do 1,0 stopnia Celsjusza. Te zmiany zostały skorygowane przez odpowiednie obniżenie pomierzonych temperatur.”
„Po drugie od lat 70-tych wiele stacji pomiarowych uległo automatyzacji. Pomiary które od tego czasu dokonywano przy użyciu termometrów wentylowanych wykazują mniejszy wpływ promieni słonecznych co doprowadziło do systematycznego zaniżania pomierzonych temperatur szczególnie w okresie letnim.”

Czy odpowiedzialni za te zmiany fizycy rzeczywiście rozumieli to co czynią? Co do tego mam poważne wątpliwości.
W pierwszym okresie korektury to znaczy do roku 1900 (przyjmuję jednak że termometry rtęciowe były o wiele dłużej w użyciu) zaobserwowano że w przeciągu lat i dziesięcioleci termometry nie pokazywały prawidłowej temperatury. Stwierdzono że w trakcie kalibracji termometrów punkt topnienia lodu nie pokrywał się ze wskazaniami punktu zerowego skali. W tamtych czasach kalibrowano termometry przy pomocy porównania punktów przejść fazowych wody, a wiec punktu zamarzania i jej wrzenia ze wskazaniami termometru. Zauważono że z upływem czasu termometry pokazują za wysoką temperaturę. Przyjęto bez zastanowienia się nad prawidłowością tego założenia że zbiorniczki z rtęcią ulegają z czasem kurczeniu.
W rzeczywistości widzimy tutaj przykład tego samego procesu który w tym samym czasie doprowadził do wzrostu masy międzynarodowego wzorca kilograma(patrz mój post „O przyczynach niestabilności masy wzorca kilograma”). Proces ten polegał na wzroście amplitudy oscylacji przestrzeni który to objawia się dla nas w pierwszym rzędzie we wzroście „Stałej Grawitacji” Wzrost oscylacji Tła Grawitacyjnego powoduje odpowiedni wzrost oscylacji cząstek elementarnych. W przypadku ciał w stanie gazowym lub ciekłym objawia się to wzrostem objętości tych ciał. Wzrost ten jest normalnie mało zauważalny a jeśli nawet to przypisywano to błędom pomiarowym. W przypadku pomiarów temperatury zmian tych nie można było ignorować ponieważ wzmacniające działanie kapilary pokazywało te zmiany w sposób oczywisty.
Tak więc Temperatura do roku 1900 podlegała rożnym zmianom przeważnie wzrostowi ale dopiero generalna homogenizacja danych i obniżenie odczytów temperatury o 1 stopień Celsjusza doprowadziły do powstania sztucznego trendu wzrostowego.
W drugim przypadku zauważono coś podobnego ale jak zwykle u fizyków zinterpretowano te zmiany dokładnie odwrotnie niż to się powinno zrobić.
W nowoczesnych stacjach meteorologicznych nie używa się już termometrów bazujących na zwiększaniu objętości cieczy ale wykorzystuje się tak zwane termometry oporowe umożliwiające automatyzację pomiarów.
Termometr rezystancyjny jest to przyrząd pomiarowy służący do pomiaru temperatury wykorzystujący zmianę oporu pod wpływem zmian temperatury. Najczęściej są wykorzystywane oporniki platynowe.
Przyrządy te są kalibrowane przy użyciu metod pośrednich to znaczy  poprzez porównanie z czujnikiem wzorcowym
W tym celu używa się specjalnych termometrów o dużej dokładności które z kolei są kalibrowane przez porównanie z wzorcem narodowym.
Ta metoda miała zagwarantować prawidłowość pomiaru temperatury, doprowadziła jednak paradoksalnie do tego że w pomiarach długookresowych pojawił się fałszywy trend wzrostu temperatury atmosfery.
Że coś tu nie gra powinno się właściwie fachowcom rzucić natychmiast w oczy ale w skutek autystycznego sposobu myślenia „Naukowców“ i niezdolności do samokrytycznego spojrzenia na obowiązujące teorie fizyczne wybrano oczywiście najbardziej fałszywa alternatywę.
„Naukowcom” był oczywiście znany fakt że platynowe termometry oporowe wykazują zjawisko histerezy polegające na tym że zależność oporu od temperatury ulega zmianie jeśli czujnik poddamy mechanicznemu naciskowi. To znaczy drobna zmiana struktury sieci krystalicznej objawia się natychmiast zmianą wskazań temperatury. Jeśli wiec zauważono że termometry oporowe wykazują generalny trend we wskazywaniu zmian temperatury to normalny człowiek przyjmie że te zmiany dotyczą w takim samym stopni wzorzec narodowy. To nie dotyczy jednak fizyków. Ich myślenie (oczywiście jeśli założymy hipotetycznie że fizyk w ogóle potrafi myśleć) podlega całkiem innym zasadom.
Na te oczywiste nieścisłości z własnymi teoriami zareagowali w typowy dla nich sposób ogłaszając normy mierników międzynarodowych i narodowych za święte i wieczyste.
Coś takiego jak niezmienna wartość jednostki pomiarowej jest w naszym wszechświecie niemożliwa. Wraz ze zmianami TG zmienia się zależność oporu wzorca narodowego od temperatury i do tego w stopniu o wiele większym niż większości pozostałych termometrów.
Przyczyna tego jest taka że materiał który użyto do wyprodukowania wzorca był odlany w czasie kiedy „Stala Grawitacji” miała relatywnie niską wartość. W trakcie stygnięcia odlewu atomy platyny zostały słabiej ze sobą związane niż to miało miejsce w trakcie produkcji późniejszych termometrów z blachy walcowanej.
W efekcie atomy sieci krystalicznej wzorca narodowego reagowały silniej na dalszy wzrost amplitudy oscylacji TG. Oznacza to że wzorzec narodowy reaguje też silniej na wzrost temperatury i wykazuje wyższy opór niż pozostałe termometry oporowe u których atomy zostały silniej ze sobą związane.
To oznacza że większość termometrów będzie z czasem wskazywać niższa temperaturę w porównaniu z wzorcem narodowym.
W trakcie kalibrowania wprowadzano wprawdzie odpowiednie poprawki do pomiarów ale po jakimś czasie te różnice pojawiały się na nowo i na nowo ulegały też zmianie wyniki pomiarów temperatury atmosfery.
Co doprowadziło znowu do kolejnej homogenizacji i podwyższenia wyników pomiarów temperatury o 1°C.
I tak to w przeciągu 40 lat ciągłych homogenizacji , kalibrowania i statystycznych hocków klocków doprowadzono do tego ze mamy nagle rekordowe pomiary temperatury atmosfery i wirtualna katastrofę klimatyczna.
Istnieją dwie rzeczy o których mogę powiedzieć że są nieskończone: wszechświat i głupota fizyków, przy czym jeśli chodzi o wszechświat to nie jestem tego jeszcze tak całkiem pewien. 

Kolejny dowód na słowiańskie pochodzenie Etrusków



Kolejny dowód na słowiańskie pochodzenie Etrusków

Opisując jeden z najbardziej przełomowych okresów historii ludzkości, czyli przejście od epoki brązu do żelaza, nie można pominąć zagadnienia pochodzenia Etrusków. Lud ten wywarł decydujący wpływ na kształt późniejszej Europy kształtując system społeczny i religijny starożytnego Rzymu.
Mimo że generacje „naukowców” zajmowały się już tajemniczym pochodzeniem tego ludu jak i jego języka, to nie odnotowano w tym względzie żadnych znaczących postępów.

Wynika to z tego, że „naukowcy” zajmujący się historią i lingwistyką są pod wpływem dominacji zachodnioeuropejskiego, żeby nie powiedzieć niemieckiego, widzenia przeszłości. Oczywiście nasi „polscy” historycy potakują im usłużnie powtarzając do znudzenia wielkogermański bełkot.
Jedynie wśród naukowców z krajów południowosłowiańskich rodzi się opór przeciwko zachodnioeuropejskim bzdurom

Nie można się temu dziwić, ponieważ są oni codziennie konfrontowani ze wspaniałymi zabytkami z najdawniejszych czasów cywilizacji europejskiej i coraz częściej muszą sobie zadawać pytania czy te ślady nie są pozostałościami kultury Słowian.

Z racji bliskości terytorialnej musimy przyjąć, że pomiędzy kulturami Bałkanów i Półwyspu Apenińskiego musiały istnieć bardzo silne związki.

Tak więc jest wprost koniecznością przyjecie tego, że Etruskowie musieli mieć coś wspólnego z terenami Europy Środkowej.

Moje odkrycia dotyczące języka Traków i Macedończyków uświadomiły nam ponad wszelką wątpliwość to, że narody te należały do etosu słowiańskiego i ich języki były bardzo zbliżone do języka staropolskiego.



Jednocześnie moje dociekanie dotyczące pochodzenia Ludów Morza naprowadziły nas na ślad tego, że Etruskowie byli potomkami Słowian mieszkających pomiędzy Renem i Donem


Analiza znaczenia nazw miast etruskich wyraźnie wskazuje na ich słowiańskie źródła językowe. Również charakterystyka kultury i zwyczajów tego narodu wskazuje na ich zdecydowana powiązania z etosem słowiańskim.

Również jeśli chodzi o język Etrusków to badania naszego wielkiego rodaka Tadeusza Wolańskiego wskazują na jego słowiańskie pochodzenie.

Niestety dociekania tego badacza są zaciekle zwalczane zarówno przez naszych krajowych pseudohistoryków jaki i przez ich niemieckich sponsorów.

Wprawdzie nasi południowi pobratyńcy robią co mogą aby skierować badania kultury Etrusków na właściwy trop, ale i tam „naukowa” mafia wyciąga swoje brudne macki i tłamsi w zalążku wszelkie próby dociekania prawdy o tym narodzie.

Ostatnio u Czesława Białczyńskiego na jego blogu pojawił się link do zapewne jedynej pracy z kręgu języka polskiego w której słowiańskie pochodzenie Etrusków zostało poważnie przeanalizowane.


Przedstawiane są w niej osiągnięcia badaczy serbskich i słoweńskich które polskiej publiczności są zapewne kompletnie nieznane, ponieważ nasi „polscy historycy” robią wszystko aby zapobiec rozpowszechniania prawdy o pochodzeniu zarówno polskiego narodu jak i Słowian.

Sama praca jest oczywiście ważna ze względu na to, że zapoznaje nas z całym szeregiem nowych odkryć i znalezisk w tym temacie. Jest też dlatego tak bardzo ważną, bo wskazuje nam źródła etruskich tekstów dla poszukiwań związków ze słowiańską mową.


W trakcie czytania tej pracy zwróciłem szczególną uwagę na przytoczony tam tekst, który został wygrawerowany na brązowym hełmie etruskim znalezionym w miejscowości Negova w Słowenii.

W czasach największego rozkwitu związku miast etruskich zasięg ich wpływów obejmował też tereny Słowenii i zapewne z tego względu ten hełm, jak i cały szereg innych, trafił na te tereny.


Zapisany na nim tekst uznawany jest przez historyków niemieckich jako przykład najstarszego tekstu w języku praniemieckim.


Niemieccy autorzy odczytali ten tekst jako:

HARIGASTITEIVAI i interpretowali go jako słowa

Harigasti Teivai co miało być imieniem posiadacza hełmu o czysto germańskim pochodzeniu.

Nowsze badania naukowca słoweńskiego Mateja Bora wskazują na niedociągnięcia w odczytaniu tego tekstu. 
Przedstawił on nową jego wersję.

HARIGASTITEIVAIJUL

W istocie na originale hełmu widoczne są jeszcze dodatkowe znaki potwierdzające interpretację Bora.


Bor interpretuje ten napis jako

HARI GASTI TE I VAIJUL i tłumaczy go jako

„On uderzył cudzoziemców i wypędził ich”

Niestety i ta wersja jest niewiele lepsza od wersji niemieckiej ponieważ całkowicie mija się z prawdą. Wynika to w pierwszej linii z tego, że podział na poszczególne wyrazy, zarowno w interpretacji niemieckiej jak i w interpretacji Bora, jest dokonany fałszywie.

Moim zdaniem teks ten jest rodzajem toastu. Rodzajem zawołania w trakcie uczty nawołujący biesiadników do godnego spędzania czasu swego życia, zgodnie z obowiązującą ich tradycją.

Proponowany przeze mnie podział na wyrazy wygląda następująco.

„HARI GASTITE I VAIJUJ

Pierwszym członem jest słowo „HARI”. Słowo to jest bardzo zbliżone do polskiego słowa „chór”. Pierwotnie zwiazane było zapewne z cała grupą wyrazów oznaczających wydawanie dźwięków. Np. rdzeń ten występuje też w słowie „charczeć” lub „charkać”.
W w językach południowosłowiańskich słowo chór ma prawie że identyczną formę jak w originale - „chori”. 
Chór to nic innego jak wspólne śpiewanie pieśni, dawniej najczęściej przy biesiadzie. Tak więc w pierwotnym języku słowiańskim „Hari” oznaczało wspólne śpiewanie.

Słowo „GASTITE” jest identyczne ze słoweńskim słowem „pogastitev” oznaczającym ucztę. Rożnica występuje tu w użyciu przedrostka oraz w tym że w originale użyto tryb rozkazujący.

Oczywiscie „I” jest spójnikiem identycznym z „i” w języku polskim.

Slowo „WAIJUJ”, (ostatnią literę Bor odczytał nieprawidłowo), oznacza oczywiście „wojuj” i jest jak widzimy prawie że identyczne z polskim odpowiednikiem.


Tak więc napis ten trzeba przetłumaczyć na polski w formie:

ŚPIEWAJ, UCZTUJ I WOJUJ

Oczywiscie ta interpretacja nie tylko że pasuje do funkcji tego hełmu, ale w pełni odpowiada naszemu słowiańskiemu duchowi.

Znaczenie tego odkrycia jest bardzo wielkie ponieważ jest jednoznacznym dowodem na słowiańskość Etrusków jak i ostatecznym ciosem dla tych „naukowców” którzy rozpowszechniają wielkogermańską propagandę.


Czy Polacy są przodkami Żydów. Pustynne ślady



Czy Polacy są przodkami Żydów. Pustynne ślady

Wymordowanie przez Mojżesza zbuntowanych Sorbów nie było końcem problemów integracyjnych wśród uchodźców, co raczej początkiem fazy walk o przyszły kształt formującego się właśnie narodu i państwa.

Również Mirjam (Pokojem Jestem) „siostra” Mojżesza (Miszy) włączyła się czynnie do tych działań próbując wpłynąć na kształt nowej struktury społeczeństwa i władzy. Jej bunt jest w Biblii opisany bardzo ogólnikowo ale można przyjąć, że ma bezpośredni związek z powstaniem Koracha.
Korach należał do elity Lewitów (Lachów) i w Biblii wymieniony został jako przywódca powstania przeciwko Mojżeszowi.
Wprawdzie Biblia wymienia jego imię jako imię pojedynczej osoby, ale dużo wskazuje na to, że jest ono synonimem całej grupy plemiennej.

Jeśli spojrzymy do angielskiej wiki to ku naszemu zdziwieniu od razu zauważymy różnice w pisowni tego imienia w stosunku do wersji polskiej.

Tam stoi jak byk, że nazywany był imieniem Korak.
Trzeba jednak uwzględnić to, że w czasach spisywania Biblii nie używano samogłosek, tak więc to imię zapisane było jako KRK, co dokładnie odpowiada określeniu władcy panującego na Wawelu czyli Kraka.


Nie jest więc wykluczone, że to Mirjam posiadała w tym czasie tytuł Kraka i była faktyczną przywódczynią powstania.


Ta teza ma poparcie w tym, że również nazwa Krakusy występuje jako określenie jednego z Ludów Morza w trakcie inwazji w okresie panowania Ramzesa III.


Nie inaczej jest też jeśli chodzi o imiona pozostałych przywódców powstania. Ich imiona zdają się odpowiadać nazwom głównych plemion wśród uchodźców.

Datana możemy utożsamić z nazwą plemienia Danune czyli Dunajczan, bezpośrednich sąsiadów Krakusów i członków związku kultury łużyckiej.

Abiram natomiast wydaje się należeć do północnego odłamu plemienia Łabian, temu które z późniejszych czasów znamy pod nazwą Obodrytów (Abaris).


Onem (o)nem może mieć coś wspólnego z określeniem niemiec, a więc z plemieniem spoza etosu słowiańskiego, nie wykluczone więc że pochodzenia celtyckiego.

Tym razem koalicja przeciwników Mojżesza (Miszy) była zbyt silna i Mojżesz został zmuszony do korektury swoich poczynań.
Wprawdzie Biblia podaje, że powstanie zakończyło się wyniszczeniem przez Boga buntowników, ale fakty mówią całkiem co innego.
Mojżesz zmuszony został do przyjęcia bardzo wielu elementów starodawnej religii Słowian i jego reformy zredukowane zostały do naśladownictwa rytuałów i wierzeń związanych z kultem Peruna.

Również w stosunku do Łabian musiał on pójść na ustępstwa i włączyć do swojej religii elementy kultu tura. To jest zapewne jedyną przyczyną tego, że przedstawiany on jest powszechnie z rogami tura na głowie.


Opis śmierci Koracha (Kraka), gdzie on i jego współtowarzysze giną wchłonięci przez szczelinę w ziemi a reszta buntowników ginie od ognia z nieba, jest bardzo silną wskazówką na to, jakiego bóstwa byli oni zwolennikami. Tym bóstwem był Baal Peor czyli według Biblii władca szczelin.
Oczywiście mamy tu do czynienia ze zniekształconym, (zgodnie z obowiązującymi Żydów i Słowian zasadami niewymawiania prawdziwego imienia Boga), określeniem słowiańskiego Boga Peruna.
Moją ciekawość wzbudziło to, że występuje w tej nazwie określenie Baal jako synonim określenia „Bóg”.
W języku polskim i w wielu językach słowiańskich zapisywane jest ono jako Baal. W innych językach nie jest to już takie powszechne i określenie to występuje też w prostej formie „Bal”.

Ta uproszczona wersja jest jednak w Polsce dość niebezpieczna bo może skłonić co niektórych do podejrzeń, że mamy tu do czynienia z polskim określeniem „bal” jako kłoda, pień.
I to podejrzenie nie jest bezpodstawne. To właśnie od tego polskiego określenia kłody drzewa (bal) pochodzi nazwa boga w wielu językach świata.

Jak wiemy już bardzo wcześnie ludzie zaczęli tworzyć wizerunki swoich bóstw. Wśród Słowian przyjął się zwyczaj rzeźbienia ich z bali drewnianych.


I z czasem czasem określenie „Bal” stało się identyczne z określeniem „Bóg”.
Słowo to dotarło następnie na południe, w trakcie podbijania przez Słowian terenów od Afryki po Chiny i Indie, i upowszechniło się u wszystkich ludów na Bliskim Wschodzie.

Znaczyłoby to jednak, że uchodźcy z Egiptu nie byli pierwszymi Słowianami na tych terenach, ponieważ określenie na Boga „Baal” było już tam znane.
Ciśnie się więc wprost pytanie czy tereny Synaju były już zamieszkałe przez potomków Słowian zanim trafili tam uchodźcy?

Jeśli tak, to powinniśmy też znaleźć inne określenia na tamtych terenach o słowiańskim rodowodzie.

Przynajmniej po części jest to możliwe. Jak pamiętamy inwazja Polaków z kręgu kultury łużyckiej nie była pierwszą inwazją Egiptu przez Słowian i już kilka pokoleń wcześniej dochodziło do napadów ze strony uchodzących znad Łaby Sorbów.


Wprawdzie historycy twierdzą, że nie udało się im podbić Egiptu ale tak całkiem nie jest to pewne i szczególnie na peryferiach państwa faraonów było to możliwe. Półwysep Synaj należy właśnie do tego typu terenów i jako potencjalny obszar osadnictwa był dość atrakcyjny.

Szczególnie że klimat na tych terenach przed 3 tys. lat był znacznie wilgotniejszy i tereny te pocięte były siecią rzek i strumyków.


Głównym ciekiem wodnym jest wysychająca rzeka (wadi) Arish.
W przeszłości jednak zapewne prowadząca przez cały rok wodę.

Nie dziw więc, że nosi ona słowiańską nazwę „Ari iz”czyli „święta rzeka”.
Przypomnę tylko to co pisałem już o genezie nazw rzek polskich w tym Izery.


Poza tym już sama nazwa Synaj musi się nam wydać podejrzana.
Jak się dobrze zastanowić to słyszymy w tej nazwie przyimek „za” oraz słowo „naj”. Według mnie może to oznaczać określenie „za Nilem” tak jak to widzieli Sorbowie wędrując do Egiptu od strony Libii. Dla nich Egipcjanie z ich kultem zmarłych oraz wijącą się jak waż rzeką Nil musieli się im kojarzyć natychmiast ze słowiańskim bogiem podziemi Nija.


Również inne określenia na terenie półwyspu Synaj muszą nas wprawić w zdumienie i zmusić do zastanowienia skąd tam mogły się znaleźć wyrazy które najwyraźniej są zapożyczeniem z języka słowiańskiego.

Pierwszym i może najbardziej spektakularnym jest określenie jeziora lub raczej laguny na drodze z Egiptu do Syrii - Bardawil.


na pierwszy rzut oka nie ma w tej nazwie nic słowiańskiego dopóki nie sprawdzimy tego, pod jakim określeniem ta laguna występuje w innych językach.


I tu nie sposób wprost wyjść ze zdziwienia. Po pierwsze, dlaczego ukrywa się przed Polakami i innymi Słowianami prawdziwą nazwę tego jeziora a po drugie, co do czorta może mieć wspólnego jezioro na Synaju z Serbami.

Najgorsze jest to, że to określenie użyte zostało po raz pierwszy przez Herodota w 5 wieku przed naszą era, co jest tym bardziej szokujące, bo Serbów w tym czasie podobnież jeszcze nie było, a co dopiero w Egipcie.

Oczywiście ze współczesnymi Serbami „Jezioro Serbów” ma też dużo wspólnego ale o wiele więcej z Sorbami z terenów nad Łabą, którzy w XII w.p.n.e. podjęli próby podboju Egiptu. Te próby skończyły się niepowodzeniem, ale Sorbowie pozostawili po sobie cały szereg toponimów na terenie Synaju w których ich nazwa plemienna ostała się do dziś.
Sprawa staje się tym bardziej podejrzana jeśli przyjrzymy się temu jak to jezioro współcześnie wygląda i jakie historie wiążą się z jego przeszłością.
Otóż znane jest ono ze swoich gigantycznych zarośli trzcinowych oraz z tego, że jego tereny należą do najbardziej niebezpiecznych i zdradliwych, o czym wiedziano już w starożytności. W trakcie wypraw wojennych na Egipt całe armie ginęły w bagnach, tylko lekko przysypanych piaskiem pustyni.

Tak naprawdę opis tej laguny odpowiada bardzo dokładnie opisowi terenów gdzie morze rozstąpiło się aby przepościć Żydów w trakcie ucieczki przed wojskami faraona. Co więcej wyjaśnienie cudu pochłonięcia przez morze wojsk faraona jest w tym przypadku łatwe. Galopujące konie rydwanów faraona bardzo łatwo mogły doprowadzić, poprzez rytmiczne wibracje wywołane stukiem kopyt końskich, do upłynnienia nasiąkniętego wodą drobnego, nawianego z pustyni piasku i do zjawiska zwanego kurzawką. Zapiski sugerują że zjawisko to było częstą przyczyną zaginięcia karawan i całych armii na tych terenach.

Dlaczego sugeruje się jednak Polakom to, że przeprawa przez morze dotyczyła Morza Czerwonego? Oczywiście głównym powodem jest to, że musiano by przy tym podjąć problematykę nazwy Jeziora Serbów, co niewątpliwie zrodziło by pytania co do roli Słowian w historii żydowskiej jak i generalnie w historii świata.

A wiec przeniesiono akcje na inną stronę Synaju, z dala od terenów gdzie pokutują jeszcze nazwy przy których Słowianie mogą mieć głupie skojarzenia.

Zresztą nie tylko w tym przypadku postąpiono w ten sposób.

Identycznie ma się sprawa z górą na którą wstąpił Mojżesz aby zawrzeć przymierze z Bogiem i otrzymać od niego obowiązujące wszystkich „Żydów” prawa. Wmawia się nam, że chodzi tu o górę Synaj,


tymczasem nawet w polskiej Wikipedii wspomina się mimochodem, że prawdziwą Górą Przymierza mogła być inna góra o nazwie „Sirbal”, zapomina się tylko dodać, że tylko po polsku ma ona taką nazwę.

Tak naprawdę góra ta określana jest nazwą „Bóg Serbów” - „Serbal”.


I to tam właśnie podążyli Sorbowie razem z Mojżeszem aby prosić o pomoc ich boga „Tura”, nie wiedząc o tym, że to podstęp.
Mojżesz wykorzystał ten moment aby z poparciem Lachów wyeliminować Łabian jako konkurentów do władzy. Wydaje się to nawet logiczne ponieważ na terenach półwyspu Synaj mieszkali jeszcze ich rodacy i lojalność Sorbów wobec Lachów i Mojżesza była wątpliwa.

We wczesnym średniowieczu wiedziano jeszcze dobrze o roli tej góry, ale wtedy obowiązującą wykładnią religii chrześcijańskiej był słowiański arianizm. Po tym jak arianizm został wytępiony w cesarstwie rzymskim a Słowianie zaczęli podlegać masowej eksterminacji i indoktrynacji, zarówno ze strony katolików jak i prawosławnych, zniknęły też miejsca kultu w okolicach tej góry a pojawiły się przy górze Synaj.


Do dziś zmowa milczenia wokół miejsc w „Ziemi Obiecanej”, noszących w swojej nazwie rdzeń „Serb” czy inny o jednoznacznym słowiańskim pochodzeniu, obowiązuje i niepisany zakaz zajmowania się tym tematem jest nadal przestrzegany. Po prostu katolicy uwielbiają żyć w samozakłamaniu, a szczególnie katolicy polscy.

Zatrzymajmy się krótko przy określeniu „Serb”. Pochodzi ono od nazwy sierp która w językach południowosłowiańskich wymawiana jest jako „srp” lub „serp”. Sierp stal się też symbolem narodu słowiańskich rolników żyjących w pasie od Bałkanów do Morza Północnego.
Do dziś ten symbol jest dla bałkańskich Serbów bardzo ważny. Co ciekawe równie ważny jest on dla Arabów których półksiężyc jest w rzeczywistości zaadaptowanym od Słowian symbolem sierpa.
Bardzo pięknym przykładem znaczenia sierpa dla kultury słowiańskiej jest dysk z Nebry.


Na dysku widoczny jest symbol który niemieccy historycy interpretują jako barkę słoneczną. W rzeczywistości jest to bardzo wierne (wprost fotograficzne) przedstawienie używanych w epoce brązu sierpów.


Uznanie tego symbolu za sierp oznaczałoby jednak, że trzeba by również dysk z Nebry uznać za słowiański.

Oczywiście to jeszcze nie koniec tych niespodzianek, szczególnie że te, jeszcze bardziej niesamowite, ciągle przed nami.

Cdn.

Translate

Szukaj na tym blogu