Czy przyroda zna Mechanikę Kwantową?



Najwyraźniej nie zna, bo by już dawno świat ożywiony dysponował zmysłami opartymi na zjawiskach zaczynających się przedrostkiem „tele”. Byłaby to konsekwencją tego, że fizyka kwantowa zakłada istnienie natychmiastowej komunikacji pomiędzy cząstkami i to, nazwijmy to tak, w sposób „nadprzyrodzony“, natychmiastowo, niezależnie od mechanicznych przeszkód, a także od odległości pomiędzy cząstkami, co nie bez słuszności zarzucał jej już Einstein.


Niewątpliwie przyroda jest najdoskonalszym fizykiem i potrafi dla swoich celów wykorzystać każde zjawisko fizyczne. Dlaczego więc nie ma żadnego dowodu na tego typu komunikację?

Jeśli chcemy naprawdę zrozumieć to, jak funkcjonuje nasz wszechświat, to musimy uczyć się od przyrody i podpatrywać jak ona to robi.

Niestety z tym podpatrywaniem to coś nie za bardzo wychodzi. Specjalizacja w nauce doprowadziła do tego, że poszczególne dziedziny nauki „rozwijają” się samodzielnie i utraciły kontakt z innym specjalizacjami, czego skutkiem jest utrata całościowego spojrzenia na naszą rzeczywistość.

Niektóre dziedziny takie jak np. fizyka oderwały się od tej rzeczywistość już w sposób absolutny i stworzyły w swoich laboratoriach rzeczywistość której nie ma, pełną nieistniejących cząstek, pól i oddziaływań a będących tylko produktem chorej wyobraźni jej twórców.

Połączone jest to jeszcze z przekonaniem, że obserwacja realnych zjawisk przyrodniczych jest bezcelowa, ponieważ w skali obserwacji dostępnych naszym zmysłom, wiemy już o naturze wszystko.

Nic bardziej mylnego.

Tak naprawdę o realnym przebiegu zjawisk fizycznych nauka nie wie nic (lub prawie nic). Po części zawdzięcza to również fizykom kwantowym którzy skierowali ją na intelektualne manowce.

Było to wynikiem odrzucenia przez teoretyków zajmowania się realną rzeczywistością, tą widoczną za oknem ich laboratoriów.

I to było właśnie przyczyną tego, że wszystkie obserwacje otaczającego nas wszechświata były podporządkowane naczelnej ideologii, mającej swe podstawy w religii.

To właśnie z tego względu interpretuje się przesuniecie ku podczerwieni jako efekt kreacji wszechświata przez boską moc.


Te religijne fundamenty, na których bazuje fizyka, nie pozwoliły nam na to, aby dostrzec to, że rzeczywistość jest, w przeciwieństwie do tego co sugeruje Biblia, wysoce zmienna.

Najprostsze obserwacje są interpretowane więc tak, aby były zgodne z ideologią, co prowadzi do takich paradoksów, że nie potrafimy prawidłowo zobaczyć tego co przed naszymi oczyma jest doskonale widoczne.

Chociażby sprawa zależności barwy materii od charakterystyki „praw” fizycznych w momencie tworzenia się jej aktualnego stanu skupienia.

W przypadku Marsa jest to jednoznacznie widoczne,


ale i w przypadku Ziemi wprost niemożliwe do przeoczenia.


Jednak klapki na oczach fizyków zdają się funkcjonować lepiej niż przewidują to ich „matematyczne prawa”.

W innych dziedzinach nauki sytuacja nie jest ani o jotę lepsza, tak jak na przykład w biologii. Tam wprawdzie biolodzy doskonale potrafią sklasyfikować i opisać świat ożywiony, ale dla interpretacji tego co obserwują brakuje im szerszego spojrzenia i podstaw z innych dziedzin wiedzy. Powiązania z chemią funkcjonują jeszcze nie najgorzej, ale już szukanie podstaw fizycznych dla obserwacji, szwankuje na całego. Stąd zdarza się często, że wiele rzeczy przyjmowane jest jako „boska wola” lub w najlepszym wypadku jako „wybryk natury” i nikomu nie chce się zadać sobie trudu dla zrozumienia przyczyn takiego stanu rzeczy.

Przykładem jest tu również zjawisko regulacji częstotliwości światła na drodze mechanicznej, opisane przeze mnie w tym artykule:


Odpowiednio dobrane stożkowe formy są w świecie mikroorganizmów obecne powszechnie. Szczególnie spektakularnie widoczne jest to w grupie glonów o nazwie Coccolithophyceae.
Są to organizmy zależne od fotosyntezy a więc również od ekspozycji na promieniowanie słoneczne. Tymczasem wbrew logice komórki tych prostych glonów pokryte są szczelnie zewnętrznym szkieletem zbudowanym z węglanu wapnia.

Ta oczywista sprzeczność powinna każdemu nasunąć pytanie co do celu tego zjawiska. Tymczasem biolodzy ignorują całkowicie nie tyko rolę tego zewnętrznego szkieletu, co również sposób jego wykształcenia.
To ostatnie pytanie jest bowiem więcej niż zagadkowe. Te jednokomórkowe glony tworzą bowiem wysoko zróżnicowane wapienne wyrostki na zewnątrz swoich komórek i to bez możliwości tak naprawdę wpływu na kształt tych form. Ich wzrost następuje bowiem nie wewnątrz komórki ale dzieje się to całkowicie poza jej zasięgiem. Jak jednak można to wyjaśnić? Na to pytanie biolodzy nie znajdują odpowiedzi zadowalając się takim wyjaśnieniem, że jest to po prostu „wybryk natury”.

Oczywiście wytwarzanie szkieletu wapiennego przez organizmy jednokomórkowe nie jest tak proste do zrozumienia. Poza ograniczeniami w fotosyntezie należałoby oczekiwać problemów w zachowaniu położenia tych organizmów w toni wodnej oraz wymiany gazowej z otoczeniem.
Najważniejsze jest jednak to, jak one to wszystko robią, skoro ich komórki tam już nie sięgają.

Jeszcze jeden aspekt tej historii powinien nas zastanowić a taki mianowicie, że glony te należą do organizmów wyjątkowo zmiennych ewolucyjnie. Szkielety tych organizmów należą do najważniejszych skamieniałości przewodnich w geologii, ponieważ ulegały one częstym i do tego bardzo znacznym zmianom morfologicznym, co interpretowane było jako efekt szybkiej ewolucji tych organizmów. Tymczasem środowisko ich życia należy do najbardziej stabilnych na Ziemi. Zmiany w warunkach panujących w oceanie są nieznaczne, o rzędy wielkości słabsze niż w środowiskach lądowych. Mimo to w niewielkich odstępach czasu (w skali geologicznej) organizmy te ulegały przemianom i to w skali globalnej.

Nikt jednak nie potrafi tego wytłumaczyć dlaczego dochodzi do takich zmian, mimo że mechanizm tzw. naturalnej selekcji nie może być w tym przypadku za to odpowiedzialny.

Spójrzmy jednak najpierw jak te organizmy przykładowo wyglądają:


Oczywiście ten kto przeczytał mój poprzedni artykuł tłumaczący teoretyczne podstawy metodyki zmiany częstotliwości światła, nie może nie zauważyć identyczności kształtu obu form. Design mojego modelu oraz kształt szkieletu kokolitów jest identyczny. Ba można by nawet powiedzieć, że jest on w przypadku tych glonów bardziej wyrafinowany i zapewne nieskończenie perfekcyjny.

I to co dla biologów było już od początku zagadką, jest teraz dla nas łatwe do zrozumienia.

Ta grupa glonów była w stanie wypracować ewolucyjnie takie formy szkieletu zewnętrznego, które modulowały niedostępną dla fotosyntezy część spektrum światła, do tej jego długości, która najlepiej odpowiadała własnościom barwinka asymilacyjnego. W przypadku Coccolithophyceae barwnikiem asymilującym jest głównie chlorofil A a barwnikiem pomocniczym Fukoksantyna.
Fukoksantyna asymiluje światło w relatywnie wąskim zakresie, z optimum  przy ok. 440 nm długości światła. Przy tej długości światła barwnik ten jest w stanie zaabsorbować 100% „energii” fotonów i przekazać ją do chlorofilu A w celu fotosyntezy.


Wapienny szkielet zewnętrzny umożliwia właśnie taką modyfikację długości fal świetlnych, że dostosowane są one w sposób perfekcyjny do optimom absorpcji fukoksantyny.
To dostosowanie miało dwie przyczyny. Po pierwsze umożliwiało fotosyntezę tym organizmom, na głębokościach do których nie docierało już światło widzialne, co znacznie poszerzało niszę ekologiczną tych organizmów. Drugim powodem było to, że Coccolithophyceae  często występują w olbrzymim zagęszczeniu w oceanie, tworząc tak zwane zakwity. Ilość glonów w jednostce objętości osiąga taką liczbę, że światło widzialne jest już po kilku metrach całkowicie przesłonięte szkielecikami kokolitów. W tych warunkach możliwość wykorzystania podczerwieni jest dla tych organizmów życiową koniecznością.

Zgodnie z moim modelem, modyfikacja długości fali świetlnej oznacza jednocześnie zmianę częstotliwości oscylacji fotonów czyli tym samym najmniejszych jednostek przestrzeni. Częstotliwość oscylacji przestrzeni jest jednak decydującym kryterium dla warunków środowiskowych, w tym również dla zdolności rozpuszczania się związków chemicznych w wodzie.


Jednym z nich jest oczywiście węglan wapnia i jego rozpuszczalność ulega zmniejszeniu jeśli fotony zostaną zmuszone przez stożkowate kokolity do zmiany częstotliwości swoich oscylacji. Oznacza to natychmiastowe wytracenie z roztworu nadmiaru węglanu wapnia i ten osadza się natychmiast na powierzchni kokolitu powodując jego wzrost.

Oznacza to, że zarówno kształt jak i wielkość poszczególnych kokolitów jest regulowana poziomem Tła Grawitacyjnego panującego aktualnie na Ziemi. Jeśli warunki te ulegną zmianie np. na skutek zmian orbit planet Układu Słonecznego to również musi ulec zmianie kształt i wielkość wytwarzanych przez Coccolithophyceae kokolitów. Wprawdzie ich początkowy kształt wytwarzany jest jeszcze wewnątrz komórki glonu i determinuje w znacznym stopniu jego późniejszy wzrost ale to co dzieje się później, poza komórka tego organizmu, jest już tylko zależne od warunków fizycznych na granicy frakcji woda-kokolit.

To właśnie takie zmiany warunków fizycznych są głównym motorem ewolucji a nie jakiś enigmatyczny dobór naturalny. Tym samym zmiany kształtu kokolitów w poprzednich okresach geologicznych były odzwierciedleniem tylko i wyłącznie zmian warunków fizycznych na Ziemi i nie były tożsame ze zmianami genetycznymi.


Dotyczy to oczywiście również nas i ewolucja w obrębie gatunku Homo Sapiens jest tylko odzwierciedleniem tych zmian.


Coccolithophyceae nie są jedyną grupą organizmów wykorzystujących możliwość mechanicznej zmiany częstotliwości światła. Najbardziej spektakularne kształty szkieletów znajdziemy wśród okrzemek i radiolarii.



Organizmy te wykorzystują zjawisko modyfikacji światła stosując trochę odmienne wzornictwo, często z wieloma poziomami otworów. Wynika to zapewne z odmiennych własności krzemionki, z której zbudowane są szkielety tych organizmów.

Jeśli ktoś jednak myśli że umiejętności wykorzystywania energii świetlnej posiadają tylko jednokomórkowe organizmy roślinne, to jest w wielkim błędzie. Również tak złożone organizmy jak np. niesporczaki wykształciły zdolności regulacji długości fal promieniowania i wykorzystują to do generowania swobodnych elektronów w celu wykorzystania ich w procesach metabolicznych.

Czego możemy się domyśleć oglądając strukturę powierzchni ich naskórka.




To właśnie tej umiejętności zawdzięczają te organizmy swoje niezwykłe zdolności do przeżycia w najbardziej wrogich życiu środowiskach.

Oczywiście istnieją z całą pewnością niezliczone dalsze przykłady wykorzystania przez przyrodę tego zjawiska, ale były one dotychczas przez biologów interpretowane w inny sposób.

Czas więc na spojrzenia na organizmy żywe jako najdoskonalszy przykład wykorzystania zjawisk fizycznych i wzór dla ludzkości w wykorzystaniu tych przystosowań dla ogólnego dobra.

Posłaniec




Szybkimi krokami zbliża się kolejny interesujący termin dla miłośników astronomii.
Już za parę dni dojdzie do tak zwanego tranzytu Merkurego, czyli do sytuacji w której planeta Merkury znajdzie się dokładnie pomiędzy Ziemią i Słońcem, i będzie ją można obserwować jak przesuwa się na tle tarczy naszej gwiazdy centralnej.

Samo zjawisko nie należy do specjalnie rzadkich i jest obserwowane ca. 11 razy na stulecie. Tym razem nastąpi ono w dniu 09.05.2016.



Zjawisko to nie budzi tyle emocji co tranzyt Wenus i nie ma związanych z nim żadnych legend ani katastroficznych przepowiedni.


Może dlatego, że początki obserwacji tranzytu Merkurego przypadają na okres powstania podstaw współczesnej nauki, a tym samym dominacji megalomańskiego widzenia naszej rzeczywistości przez grupę społeczną zwaną naukowcami i ich śmiesznego przekonania o posiadaniu monopolu na prawdę.

Tak zwanym naukowcom udało się przekonać społeczeństwo do swojej wyjątkowości a tym samym zabiło w nim zdolność szukania powiązań pomiędzy zjawiskami korelującymi czasowo ze sobą.

Zdurnienie społeczeństwa doszło już do takiego absurdu, że mimo jednoczesnego wystąpienia np. trzęsień ziemi oraz zaćmień słonecznych (tak jak to miało miejsce np. w 1999 roku w Turcji) nikt nie ma odwagi powiązać te zjawiska ze sobą. O to dba już ogólna cenzura w mediach wprowadzona przez obecne pseudoelity.
Równie silnie odbija się to na interpretacji przebiegu zjawisk fizycznych na naszej gwieździe centralnej. Również tam istnieje ścisła zależność pomiędzy koniunkcjami planet a zwiększoną aktywnością słoneczną oraz tworzeniem się intensywnych plam na Słońcu.


Widzimy to też w przypadku tranzytu Merkurego, jak chociażby w roku 1973.


Temat jest jak rzeka i nadaje się bardziej do rozprawek o patologii w manipulowania społeczeństwem przez grupę pozbawionych skrupułów sqr...now niż do opisu tranzytu Merkurego. A więc przejdźmy do meritum i zastanówmy się nad tym, czy to zjawisko jest rzeczywiście dla nas tak marginalne, jak to przedstawiają nam je ci oszuści „naukowcy”.

Oczywiście jest całkiem odwrotnie i tak jak w przypadku zaćmień słonecznych, również tranzyt Merkurego pociąga za sobą całą serię zjawisk geofizycznych, w wielu przypadkach o katastrofalnych rezultatach.

Wystarczy tylko sięgnąć do najnowszej historii aby zobaczyć jak znaczne są te oddziaływania. 



Ostatni tranzyt Merkurego miał miejsce 8 listopada 2006 roku i spowodował zmiany warunków fizycznych na Ziemi czego rezultatem były lokalne anomalie pogodowe. Jak np. te w Europie gdzie w okresie od końca października do połowy stycznia doszło do powstania całej serii niżów atmosferycznych połączonych z burzami i huraganami.

Seria ta była pod tym względem wyjątkowa i zaczęła się orkanem Yanqiu (26./27.10.2006 ), po którym nastąpiła Britta (30.10 – 01.11 2006) dalej storm Vera (8.12.2006), 31.12.2006 Karla, Lotte 01.01.2007, dalej Orkan Franz (11.01.2007), Per (14.01.2007) a skończyła się Orkanem Kyrill (18./19.01.2007), jednym z najsilniejszych huraganów w najnowszej historii Europy.

Spektakularną była jednak awaria sieci energetycznej w Europie w dniu 04.11.2006, jedna z najcięższych w historii.

Wcześniej mieliśmy tranzyt 07.05.2003 roku, który miał związek z trzęsieniem ziemi w Algierii jak i z późniejszą falą opałów w Europie i szczególnie silnych huraganów. Również i w tym przypadku doszło do serii awarii sieci elektrycznych w sierpniu w Ameryce i w Europie we wrześniu.
Oczywiście analogia z awarią w CERN sprzed paru dni nie jest tutaj przypadkowa. Podawana przez oficjalnych oszustów wersja o jakiejś zabłąkanie kunie która miała ją jakoby spowodować, to typowe mydlenie ludziom oczu przez fizyków. Jeszcze trochę i zabraknie tym szarlatanom

Tranzyt w dniu 15.11.1999 przyniósł ze sobą szczególnie wiele katastrof żywiołowych. Jego wpływ był szczególnie silny ze względu na przypadające wcześniej zaćmienie słoneczne w dniu 11.08.1999. W rezultacie tego zaćmienia doszło do katastrofalnego trzęsienia ziemi w Gölcük

https://en.wikipedia.org/wiki/1999_%C4%B0zmit_earthquake

W okresie poprzedzającym i następującym po tranzycie doszło tez oczywiście do licznych anomalii pogodowych, jak chociażby powodzi w Niemczech czy też serii grudniowych orkanów w Europie. Szczególnie wielkie zniszczenia spowodowały orkany Anatol i Lothar.
Również sezon huraganów na Atlantyku przyniósł liczne zniszczenia a powstały w trakcie tranzytu Merkurego huragan Lenny był najsilniejszym huraganem miesiąca listopada od początku systematycznych obserwacji tego typu zjawisk.

Tranzyt w dniu 06.11.1993 miał stosunkowo niewielkie negatywne skutki. Zaznaczył się powodziami w zachodnich Niemczech, jak i z pewnym opóźnieniem, trzęsieniem ziemi w Kalifornii w dniu 17.01.1994 roku.
To ostatnie było poprzedzone zaćmieniem słonecznym z dnia 04.01.1992 roku.

Tranzyt Merkurego z dnia 13.11.1986 należał za to do wyjątkowo pechowych  dla mieszkańców terenów przy jeziorze Nyos. Tym razem doszło do zjawiska, które w tym przypadku, miało tylko lokalny zasięg ale potencjalnie należy do kategorii Armagedonu.
O tym napisałem więcej tutaj:

Generalnie można stwierdzić ze na podstawie pobieżnej analizy widoczny jest istotny wpływ tranzytu Merkurego na zjawiska geofizyczne na Ziemi. Wpływ ten jest jednak zależny od szeregu innych czynników i współdziała z okresami zaćmień słonecznych jak i zapewne erupcjami na Słońcu przyczyniając się do wzmocnienia ich oddziaływania na Ziemię. Zauważymy również, że jeśli Ziemia znajduje się poza obszarem zgrupowania się Planet w trakcie tranzytu, tak jak miało to miejsce w latach 1993 i 1986, to ekstremalne zjawiska geofizyczne zaznaczają się słabiej.
Wynika to z tego, że ogólny poziom Tła Grawitacyjnego jest w tym momencie słabszy i jego wzmocnienie na skutek tranzytu nie przekracza najprawdopodobniej normalnych dla tego okresu wartości. Poza tym częstotliwość koniunkcji planet jest w tym przypadku niska a więc i czynniki inicjujące rzadkie.

Co bardziej dociekliwi będą zapewne protestować, że przyjmuję bardzo szerokie ramy czasowe oddziaływania tranzytu Merkurego na zjawiska geofizyczne na Ziemi. Takie podejście ma jednak uzasadnienie. Sam tranzyt Merkurego jest tylko pewnym optycznym ukoronowaniem o wiele bardziej znaczącego procesu zbliżania się płaszczyzny orbity Merkurego do płaszczyzny obrotów Ziemi wokół Słońca. Moment największego zbliżenia tych płaszczyzn nie musi pokrywać się z czasem tranzytu, ale przypada czasami miesiące przed albo miesiące po tym zjawisku. Już samo zbliżenie się tych płaszczyzn powoduje zdecydowane zwiększenie się wielkości Tła Grawitacyjnego w płaszczyźnie ekliptyki. I właśnie ten wzrost powoduje, że intensywność zjawisk geofizycznych na Ziemi rośnie i te same przyczyny powodują o wiele dotkliwsze skutki, niż w innych okresach czasu.

Można przyjąć, że czym bardziej centralny przebieg ma tranzyt Merkurego tym większe skutki zaznaczają się w bliskim okresie takiego tranzytu. Odwrotnie oznacza to, że czas oddziaływania tranzytu przebiegającego na obrzeżu tarczy słonecznej jest o wiele bardziej rozciągnięty czasowo.

Jeśli oddziaływanie tranzytu Merkurego ma tak poważne konsekwencje dla Ziemi, jak to widzimy powyżej, to czy oddziaływanie tranzytu Wenus nie musi powodować skutków jeszcze poważniejszych?
Oczywiście ten wpływ daje się udokumentować nawet statystycznie i potwierdzony jest rekordowymi stratami na skutek różnorodnych katastrof.


Co więc oczekuje nas teraz?

Jeśli chodzi o trzęsienia ziemi to tendencja wzrostu zarówno częstotliwości jak i siły, w miarę zbliżania się terminu tranzytu Merkurego, jest jednoznaczna.


Również zjawiska pogodowe nie przebiegają najlepiej i tu można zobaczyć tego skutki.

I zapewne to jeszcze nie koniec.

A co w dalszej perspektywie?
Następny tranzyt wystąpi 11.11.2019 i będzie miał prawie że centralny przebieg. Ponieważ prawie że jednocześnie dojdzie do zaćmienia słonecznego w dniu 26.12.2019 to można spodziewać się kolejnego poważnego trzęsienia ziemi, tym razem w pasie od Grecji przez Iran, Indie do Sumatry.

Można też wyciągnąć wniosek że szczególnie niebezpieczne będą okresy w których wystąpią jednocześnie zaćmienia słoneczne oraz tranzyty Merkurego i Venus. Idealne zgranie czasowe tych zjawisk jest niezmiernie rzadkie (raz na setki tysięcy lat) i pociąga za sobą katastrofy o biblijnym wymiarze. Ale już bliskie czasowe wystąpienie tych zjawisk prowadzi do wzmocnienia efektów procesów geofizycznych i poważnych katastrof zagrażających naszej cywilizacji w istotny sposób.

Mamy szczęście że tranzyty Wenus zdążają się tak rzadko.

Zegarmistrzostwo purpurowego światła



Przed paru laty przedstawiłem deterministyczne rozwiązanie paradoksu EPR. Skrót tej nazwy pochodzi od początkowych liter nazwisk naukowców którzy sformułowali go raz pierwszy, czyli Einsteina, Podolskiego i Rosena.


Przedstawione przeze mnie rozwiązanie obala zasady, sformułowane przez fizykę kwantową, dla opisu naszej rzeczywistości, i wskazuje na deterministyczną naturę naszego wszechświata.


Poza olbrzymim poznawczym znaczeniem podanego przeze mnie rozwiązania, nasuwają się również pytania co do praktycznego wykorzystania tego modelu rzeczywistości.

Oczywiście nie jestem w stanie ogarnąć wszystkich aspektów tej teorii, mimo to próbuję znaleźć takie możliwości jej zastosowań, aby stworzyć fizykę nie tylko zgodną z naszymi obserwacjami, ale odpowiadającą naszemu poczuciu zdrowego rozsądku.

Wyniki moich dociekań mówią same za siebie i pozwoliły mi na opracowanie całego szeregu rewolucyjnych teorii tłumaczących zjawiska zarówno w mikro- jak i w makroświecie







Jest to jednak tylko czubek góry lodowej, który udało mi się rozpoznać i teoria ta jest jeszcze daleka od wyczerpania wszystkich swoich możliwości.

Jedną z nich, o której dotychczas nie wspomniałem, jest możliwość manipulowania częstotliwością światła w sposób nie znany dotychczas fizykom.
Tę możliwości dostrzegłem zaraz po sformułowaniu mojej teorii, ale nie spieszyłem się z jej publikacją ze względu na możliwości nadużycia tej metody dla celów niezgodnych z moimi intencjami.
Oczywiście te możliwości mógł dostrzec każdy średnio inteligentny kapral, po zapoznaniu się z zasadami mojej teorii „wszystkiego” i było tylko kwestią czasu to, aby pojawiły się informacje o zastosowaniach tej teorii dla celów bynajmniej nie pokojowych.

W związku z tym dalsze unikanie tego tematu stało się bezsensowne i opóźnia tylko konieczne zmiany w sposobie myślenia zainteresowanych fizyką „poszukiwaczy prawdy”.

Moje wytłumaczenie paradoksu EPR bazowało na założeniu identyczności fotonów oraz najmniejszych niepodzielnych jednostek przestrzeni, oraz na tym że oba te elementy mają oscylujący charakter i zmieniają generowaną przez siebie przestrzeń w sposób cykliczny.

Oscylacje poszczególnego fotonu przemieszczającego się w obrębie jednostek przestrzeni nie pozostają bez wpływu na nie i również one zmieniają na krótko charakterystykę własnych oscylacji. Zasięg tych zmian jest zależny od częstotliwości oscylacji samego fotonu i jest przez nas rejestrowany jako długość fali świetlnej.

Taki charakter światła doskonale tłumaczy obserwowaną przez nas jego dualną, korpuskularno-falową naturę. Foton zachowuje się jak byt korpuskularny który jednak na skutek własnych oscylacji może być przez nas interpretowany i postrzegany jako fala.

Ten model pozwala nam zrozumieć czym w ogóle jest światło, jednocześnie jednak umożliwia nam postawienie istotnego, zasadniczego dla sprawdzenia tej teorii pytania.

Jeśli przemieszczający się foton wpływa na otaczającą go przestrzeń, zmieniając parametry oscylacji jej pojedynczych jednostek, to czy możliwa jest zmiana parametrów oscylacji samych fotonów, jeśli zmienimy charakter oscylacji otaczającej je przestrzeni?

Oczywiście na to pytanie istnieje tylko jedna - pozytywna odpowiedz.

Przemieszczający się w przestrzeni foton wymienia się impulsem powstałym w trakcie generowania przestrzeni własnej z otaczającymi go podstawowymi jednostkami przestrzeni (dalej będę używał, dla ułatwienia, nazwy wakuoli).

Porównać to możemy do zachowania się kołyski Newtona, gdzie impuls początkowy przekazywany jest na pozostałe kule bez zmiany ich własności, ale ujawnia się w pełni ruchem ostatniej kuli.




Z przedstawionego modelu kołyski Newtona wynika jednak, że impuls ten jest przekazywany z powrotem na inicjującą go kulę ponownie.

I tu otwiera się prosta możliwość uzyskania wpływu na charakter oscylacji poszczególnych fotonów poprzez ograniczenie zasięgu oddziaływania długości fali świetlnej.

Jeśli udałoby się zmniejszyć zasięg wpływu oscylacji fotonów na otaczające je wakuole przestrzeni, bez utraty związanego z tym impulsu, to tym samym musiałaby wzrosnąć częstotliwość oscylacji przynależnego do tej fali fotonu, a tym samym częstotliwość samej fali świetlnej również uległaby zwiększeniu.

Najprostszym rozwiązaniem, dla osiągnięcia tego celu, wydaje się być zmuszenie promieniowania świetlnego do przejścia przez sieć otworów o zmniejszającej się postępująco średnicy. 



Przy czym początkowa wielkość otworu powinna być większa niż długość użytego do tego celu światła, a wielkość średnicy końcowej, odpowiadać długości pożądanej przez nas fali świetlnej.






W efekcie jesteśmy w stanie zwiększyć w sposób prawie że dowolny częstotliwość światła i np. źródło światła widzialnego zamienić w źródło promieniowania rentgenowskiego a nawet gamma i to bez większych strat energii.

Otwiera to niestety również możliwości zastosowań nad którymi nie będę się tutaj dłużej rozwodził ale daje też nam możliwość takiej modulacji promieniowania świetlnego aby wykorzystać je do efektywnej produkcji energii lub też do zamiany podczerwonego promieniowania długofalowego na pożądane przez nas promieniowanie w bliskiej podczerwieni.

Możliwości wykorzystania tej technologi są olbrzymie i zapewne znacznie przekraczają moją pomysłowość, ale i ta wystarcza aby zmienić nasze życie całkowicie.

Do takich możliwości należą:

1.   możliwość zbudowania filtrów dających źródło światła o ściśle określonej jego długości.
2.   Możliwość otrzymania prostego źródła promieniowania rentgenowskiego lub promieniowania gamma.
3.   Zastosowanie folii perforowanej z otworami o konicznej formie pozwala na dostosowanie długości światła do optymalnej wartości dla danego ogniwa słonecznego.
4.   Zastosowanie wielowarstwowych ogniw słonecznych perforowanych konicznymi otworami pozwoli na wielokrotne użycie tego samego fotonu dla wzbudzenia elektronów a więc zwiększy wydajność takich ogniw wielokrotnie, przekraczając wszystkie, zakładane przez współczesną fizykę, maksymalne wartości.
5.   Użycie perforowanych folii jako wykładziny powierzchni budowli pozwoli na uzyskanie dodatniego bilansu cieplnego, ponieważ nieprzydatne dotychczas długofalowe promieniowanie zamienione zostanie na promieniowanie podczerwone, ogrzewające mury takiej budowli.

Paradoksalnie, nie jest więc wykluczone to, że metoda ta będzie na tyle efektywna aby zapewnić funkcjonowanie ogniw słonecznych i kolektorów słonecznych nawet w nocy, oczywiście przy odpowiednio niskiej wydajności.

Pozostałe możliwości, na przykład w dziedzinie mikroelektroniki, są gigantyczne, łącznie z możliwością konstrukcji optycznego komputera.

Ale nawet w tak klasycznej dziedzinie jak rolnictwo, folie takie mogą spowodować prawdziwy przełom w produkcji żywności.

To co naszkicowałem daje nam tyko przedsmak tego co jest możliwe, stawia nas jednak przed pytaniem, czy tak prosta, w gruncie rzeczy, metoda manipulacji światłem mogła zostać przez przyrodę niezauważona?

Oczywiście przyroda wykorzystuje to zjawisko od zawsze i to powszechnie.

To tylko zaślepienie naukowców, zakochanych w swoich infantylnych teoryjkach, nie pozwoliło ludzkości na rozpoznanie tego zjawiska, oraz tego że w przyrodzie istnieje cały, olbrzymi zakres procesów fizycznych, o których nie mieliśmy i nie mamy jeszcze pojęcia.

W następnym odcinku przedstawię parę przykładów tego, w jaki sposób przyroda stosuje zasadę mechanicznej modulacji częstotliwości światła dla zwiększenia efektywności procesów metabolicznych.

Translate

Szukaj na tym blogu