Jak to jest właściwie z tymi wybuchami wulkanów



W poprzednim artykule zapoznaliśmy się z tabelą anomalii temperatury dla terenów Polski w poszczególnych miesiącach na przestrzeni ostatnich ca. 250 lat.

Poza już omówionymi zależnościami, w tabeli tej znajdziemy również inne ciekawostki pozwalające nam na zrozumienie dodatkowych zjawisk geofizycznych na Ziemi.
Do takich należą na przykład powiązania z tak odmiennym wydawałoby się zjawiskiem jak wybuchy wulkanów.


W omawianym czasie udało się nam wydzielić okresy w których występowanie anomalii było szczególnie częste. Jeśli teraz porównamy te okresy z momentem największych wybuchów wulkanów ostatnich 200 lat to nie możemy nie zauważyć tutaj ścisłych związków.

W ciągu tego okresu czasu doszło do 5 wybuchów wulkanicznych o sile co najmniej 6 VEI. Wybuchy te to:

Tambora – 1812
Krakatau – 1883
Santamaria – 1902
Novarupta – 1912
Pinatubo – 1991

Co najmniej 4 z tych wybuchów związane są z okresem nasilenia występowania anomalii temperaturowych.



Szczególnie wyraźnie widoczne jest to w przypadku największego z tych wybuchów czyli erupcji wulkanu Tambora.

Czy oznacza to, że pogoda ma wpływ na wybuchy wulkaniczne? Oczywiście nie.
Oznacza to tylko, że za oba te zjawiska odpowiada wspólny mechanizm.

I takim mechanizmem są wahania Tła Grawitacyjnego w Układzie Słonecznym pod wpływem zmieniających się ciągle konstelacji planet. W czasach nasilenia wystąpień koniunkcji planet oraz ich ścisłego grupowania się wahania te, na skutek konstruktywnych i destruktywnych interferencji TG, są szczególnie częste, co prowadzi zarówno do ekstremów pogodowych jak z do zjawisk interferencyjnych we wnętrzu Ziemi czego skutkiem jest lokalne podgrzanie skorupy ziemskiej, prowadzące do tworzenia się zbiorników magmy i w konsekwencji do wybuchów wulkanów.

Stałość położenia takich zbiorników magmy i periodyczność ich wybuchów wynika tylko z tego, że konstelacje planet wykazują wysoki stopień powtarzalności i synchronizacji z obrotami kuli ziemskiej tak, że te same obszary Ziemi regularnie znajdują się w takim samym położeniu względem konstelacji planetarnych.

Najlepszym przykładem są tak zwane Hot Spots czyli punktowe wystąpienia płynnej magmy w skorupie ziemskiej i związane z tym obszary wzmożonego wulkanizmu.
Każdy taki obszar charakteryzuje się tym, że częstotliwość wystąpienia na tym obszarze np. zaćmień słonecznych jest kilkakrotnie większa niż na obszarach pozbawionych aktywności wulkanicznej. Np. na Hawajach zaćmienia słoneczne zdarzają się około pięciokrotnie częściej niż np. w Polsce.

W przypadku największych wybuchów wulkanicznych ostatnich 200 lat zgrupowania planet odegrały podstawową rolę dla zainicjowania tego zjawiska. We wszystkich przypadkach ca. na rok przed wybuchem miało miejsce zgrupowanie największych planet US połączone z koniunkcjami z udziałem Ziemi i planet wewnętrznych.

Na poniższych grafikach możemy się przekonać jak wyglądała konfiguracja planet przed poszczególnymi wybuchami wulkanów. 











Te podobieństwa są tak charakterystyczne, że nie sposób nie zauważyć tutaj zależności. Aby te zależności w logiczny sposób wytłumaczyć musimy z konieczności sięgnąć po moją teorię budowy wszechświata. Tylko ona daje nam możliwość wytłumaczenia takich koincydencji bez uciekania się do nadprzyrodzonych sił.

W połączeniu z innymi przykładami wykorzystania teorii Tła Grawitacyjnego, dla wyjaśnienia zjawisk przyrodniczych, daje to pewność tego, że opracowany przeze mnie model jest identyczny albo co najmniej bardzo zbliżony do rzeczywistego przebiegu procesów fizycznych we wszechświecie.

Oczywiście utytułowane elity zagłuszają wszelkie głosy nawołujące do rozsądku i do porzucenia ezoterycznego widzenia rzeczywistości przez relatywistów i fizyków kwantowych. Ciekawe jak długo jeszcze.

O przyczynach zmian klimatycznych




Jak to jest z trafnością prognozy pogody to każdy już miał z tym własne doświadczenia i wie, że już prognoza na następny dzień jest obarczona dużą niepewnością. A co tu mówić dopiero o prognozie długoterminowej.
Nasi „naukowcy” nie mają jednak oporów w stawianiu prognoz długoterminowych wiedząc dobrze, że czym dłuższa taka prognoza tym dla nich bezpieczniejsza. Szczególnie ulubione są prognozy na koniec XXI w.

W tych prognozach co rusz próbuje jeden z drugim przelicytować innych wizją, a to stopienia lodu w Arktyce, albo przynajmniej lodowców alpejskich, a jak nie to chociażby wzrostem poziomu oceanu wraz z obrazem topiących się dzieciątek na wyspach Polinezji lub Malediwach.

Jednym słowem zabawa jest przednia szczególnie, że czym czarniejsze te wizje, tym przelewy na prywatne konta od koncernów naftowych większe, a do końca wieku i tak żaden z tych „wizjonerów” nie dożyje, a więc porutę będą mieli z tego powodu tylko ich następcy.

Tak naprawdę jednak „naukowcy” nie mają zielonego pojęcia o mechanizmach pogodowych na Ziemi i ich prognozy nie są warte nawet tego papieru na których zostały spisane. Cała klimatologia jest czystym wróżeniem z fusów i nie pomogą tu żadne podpierania się matematyką, superkomputerami czy też statystyką.

Klimatologia nie jest nauką, to czysta ezoteryka. 

Jest to spowodowane tym, że współczesna nauka oparta jest na zasadach niezgodnych z rzeczywistością i tym samym nie jest w stanie wytłumaczyć prawidłowo żadnego zjawiska w naturze.

Nie ma co się tu oszukiwać, nauka to oszustwo opakowane w matematyczne kłamstwa i chronione propagandą współczesnych „elit”.
Pogoda na Ziemi zależna jest od całkiem innych przyczyn, niż to próbują wmówić nam „naukowcy”. 

W moich wcześniejszych artykułach przedstawiłem mechanizmy które prowadzą do zmian pogodowych wraz z przykładami prognoz opartych na tych mechanizmach.




Oczywiście natura nie daje się tak łatwo opisać przy pomocy prostych zależności i zawsze ma dla nas w zanadrzu jakieś niespodzianki.
Szczególnie, że dostęp do danych nie jest prosty i nie zawsze mogę znaleźć to co mógłbym wykorzystać dla poparcia moich tez.
Niedawno jednak trafiłem nieprzypadkowo na stronę internetową z danymi, które nadawały się idealnie do analizy długoterminowych prognoz.


W artykule tym znajduje się cały szereg wykresów przedstawiających anomalne wartości temperatury dla terenów Polski w okresie od 1781 roku do dziś.
Oczywiście analiza jaką przedstawię nie jest specjalnie wyszukana, nie było to też moim celem. Generalnie podchodzę nieufnie do statystyki, bo w większości przypadków zamiast zbliżyć nas do prawdy, gmatwa ją jeszcze bardziej.
W tym przypadku jednak uzyskałem dostęp do danych w formie tabelarycznej, a to otworzyło możliwość graficznej analizy tych danych. 

Zanim do tego przejdziemy muszę zwrócić uwagę na parę szczegółów które wskazują na to, że dane z tych wykresów nie odpowiadają całkowicie prawdzie. Po pierwsze oś rzędnych na wykresach jest w rożny sposób wyskalowana w poszczególnych miesiącach, w celu jak sądzę zatajenia niespójności tych danych. 
Od razu można zauważyć że anomalie w miesiącach zimowych są o rząd wielkości większe niż w letnich. Po drugie czym starsze anomalie tym ich wartość wydaje się większa.
Oba te zjawiska związane są z błędami systemowymi wynikającymi albo ze zmian w kalibracji termometrów i przyjęcia fałszywych zasad tej kalibracji, 


albo z użycia specjalnych algorytmów do homogenizacji danych w celu udowodnienia wzrostu temperatury na Ziemi. 


Oczywiście oprócz błędów systemowych można w tych danych zaobserwować zależności które wymagają dodatkowego mechanizmu powodującego ich powstanie. Aby to wyjaśnić musimy jednak najpierw zapoznać się z tymi danymi, najlepiej w formie zwykłej tabeli.

Poniżej widzimy tę właśnie tabelę z wartościami dla poszczególnych miesięcy i lat.
Aby znaleźć jednak w niej pewne regularności trzeba wprowadzić kryteria selekcji danych. 










W moich założeniach przyjąłem, że dla znalezienia takich regularności i dla wyjaśnienia ich przyczyn, najlepiej nadaje się analiza wystąpienia 10 największych dodatnich i ujemnych anomalii w danym miesiącu.
Moją analizę ograniczyłem do lat 1781 -2000 ponieważ nowsze dane są absolutnie niewiarygodne i zafałszowane przez naukowców, ze względów o których już wspomniałem poprzednio (patrz linki).

Zgodnie z obecnie obowiązującymi zasadami w fizyce takie rozmieszczenie anomalii w omawianym okresie powinno być najzupełniej przypadkowe i nie powinniśmy obserwować żadnych zależności a tym bardziej regularności, nie tylko pomiędzy poszczególnymi miesiącami, ale też pomiędzy poszczególnymi latami. O dziwo jest dokładnie odwrotnie i po zaznaczeniu tych ekstremalnych anomalii zauważymy, że nie mają one bynajmniej chaotycznego rozkładu, ale grupują się dość jednoznacznie w szczególnych okresach historii pomiarów.

Co szczególnie rzuca się w oczy to, to że anomalie chodzą parami i co ciekawe zarówno w tym samym roku jak i w latach następujących po sobie.


Zastanawiające jest również to, że w tym samym roku, w następujących po sobie miesiącach, grupują się w większości takie same anomalie a więc albo dodatnie albo ujemne. W następujących po sobie latach takiej zależności nie ma i w danym miesiącu mogą wystąpić zarówno dodatnie jak i ujemne anomalie.
Jeśli jednak przyjmiemy za prawdziwą tezę o chaotyczności zjawisk pogodowych, to taka zależność anomalii od siebie jest niemożliwa. Widźmy jednak jej realne istnienie, a to znaczy, że musi istnieć nadrzędny proces, niezależny od zjawisk pogodowych na Ziemi.

O wiele bardzie fascynujące jest jednak to, że anomalie nie rozkładają się w analizowanym okresie przypadkowo, ale pojawiają się w pewnych latach szczególnie często. Aby to lepiej uwidocznić zobaczmy tę samą tabelę, ale z zaznaczonymi 5 największymi dodatnimi i ujemnymi anomaliami w danym miesiącu. Widoczne są okresy w których prawdopodobieństwo wystąpienia anomalnych temperatur jest szczególnie duże. Okresy te zostały zaznaczone odpowiednio w tabeli. 









Oczywiście znalezienie przyczyn takiego zgrupowania się anomalii w ramach obowiązującej nauki jest niemożliwe. Jeśli jednak sięgniemy do mojego modelu rzeczywistości to te zależności przestaną być dla nas tajemnicze. Wystarczy tylko spojrzeć jaki rozkład planet w Układzie Słonecznym panował w okresie grupowania się anomalii, aby zauważyć tu ścisłe zależności. 

Wszystkie te okresy korespondują z ciasnym zgrupowaniem największych planet US, a więc Jowisza Saturna Urana i Neptuna.

Takie zgrupowanie się planet jest warunkiem podstawowym dla wystąpienia anomalii i to zarówno dodatnich jak i ujemnych.
Poniżej przedstawiam schemat układ największych planet dla teoretycznego okresu wystąpienia częstych anomalii pogodowych.
Schemat ten jest wyidealizowanym przybliżeniem i ma jedynie na celu uwidocznienia mechanizmu zmiany wartości Tła Grawitacyjnego w US.
W rzeczywistości istnieje wprost nieskończona liczba odstępstw od tego schematu które łączy jednak zasada grupowania się planet.


Grafika 1 przedstawia stan wyjściowy cyklu. W stanie tym rozłożenie planet w US jest równomierne, w związku z tym poziom TG w US przyjmuje wartości minimalne i zależne jedynie od odległości od Słońca.
Przykładem jest początek cyklu w roku 1796.


W fazie drugiej dochodzi do coraz większej nierównowagi w rozkładzie największych planet i do ich pojedynczych koniunkcji.


W fazie trzeciej następuje zgrupowanie co najmniej 3 dużych planet i wzrost różnic pomiędzy fazami konstruktywnej i destruktywnej interferencji przestrzeni.


W fazie czwartej dochodzi do Koniunkcji wszystkich dużych planet US i do maksymalnego wzrostu TG w tym rejonie. 


Odmianą tej fazy jest np. Koniunkcja z roku 1990


w której Jowisz ustawiony był jednak naprzeciw trzech pozostałych planet.

Całe szczęście do takiej idealnej koniunkcji, jak w przykładzie 4, dochodzi niezmiernie rzadko a jeśli już, to jej rezultatem są katastrofy geofizyczne na Ziemi, często połączone z tak dramatycznymi zmianami (np. z fazami wymierania fauny i flory na Ziemi), że stanowią one granicę kolejnych okresów geologicznych.




Translate

Szukaj na tym blogu