Starożytna historia Polaków. Przekroczenie Renu



W noc sylwestrowa roku 406 rozpoczęła się wielka ofensywa Wawelan i Polan. Jej kierunek zaskoczył całkowicie dowódców rzymskich. W przeciwieństwie do oczekiwanego uderzenia na Rzym, Słowianie podjęli swoje działania na froncie galijskim i ich oddziały przekroczyły bez specjalnego oporu przeciwnika rzekę Ren. Zapewne szpiedzy rzymscy już dawno donieśli o przygotowaniach do wojny, ale Rzymianie spodziewali się podobnego przebiegu wydarzeń, jak to miało miejsce pół roku wcześniej, kiedy to wojska Getów Wschodnich spróbowały bezpośredniego uderzenia na Rzym. Ta próba skończyła się katastrofalną klęską. Po części wynikała ona z niejednomyślności wśród samych Słowian oraz zdrady sprawy słowiańskiej przez Wizygotów, a po części z reform wojskowych armii rzymskiej podjętych po bitwie pod Adrianopolem.
Armia rzymska zmieniła radykalnie styl walki upodabniając go całkowicie do strategii słowiańskiej, łącznie ze słowiańskim typem uzbrojenia. Te reformy okazały się skuteczne i w połączeniu z talentem wojennym ich wodza Flawiusza Stilicho, nota bene będącego po ojcu z pochodzenia Wawelem, umożliwiły rozgromienie sił Wschodnich Getów. Ich wódz Radogost zginął, a większość wojowników która przeżyła została wcielona do armii rzymskiej.
Przy osobie Radogosta warto zatrzymać się dłużej. Jest niewątpliwe zagadkowe to dlaczego podjął on ten atak bez porozumienia z innymi plemionami słowiańskimi i skierował go na Rzym tak jakby chciał wyprzedzić kogoś w przejęciu władzy.
Możliwe że wynikało to z chęci zemsty za doniesione wcześniej realne albo domniemane krzywdy oraz z obawy, że szykujący się do ataku Wawelanie i Polanie uniemożliwią mu już na zawsze powrót na arenę polityczną Rzymu.
Przejęcie po klęsce w poczet armii rzymskiej jego wojowników było wprawdzie w tych czasach normalnym zjawiskiem, ale wobec szykującej się konfrontacji ze Słowianami bardzo ryzykownym podejściem, ze względu na brak ich lojalności do cesarstwa. Chyba żeby przyjąć ze służba w armii rzymskiej nie była im obca i ich pojęcie lojalności ograniczało się do lojalności wobec wodza a nie wobec narodu czy państwa. I tu trzeba sobie przypomnieć o jeszcze jednej postaci historycznej wywodzącej się od Słowian a mającej 11 lat wcześniej dominującą pozycję w zachodniej części cesarstwa.

Postacią tą był Arbogast.


Ta zbieżność imion Radogost (Radagajs) i Arbogast nie może być przypadkowa. W gruncie rzeczy tylko dwie pierwsze litery są zamienione ze sobą. Arbogast nie zgiął w bitwie nad rzeka Frigidus w roku 394, tak jak to przyjmują historycy, ale uciekł wraz z częścią wiernych sobie oddziałów rzymskich do Getów wschodnich. Tam zapewne z racji jego pochodzenia jak i z racji doświadczenia militarnego udało mu się skłonić Getów do ataku na Rzym. Jego głównym celem było zapewne odzyskanie władzy nad tą częścią cesarstwa a przywrócenie praw Arian i Pogan było tylko pretekstem aby skłonić Getów do wojny.
Oczywiście dla historiografii kościelnej było bardzo niewygodne przyznanie tego, że w zachodniej części cesarstwa już tak wcześnie doszło do dominacji kościoła ariańskiego oraz faktycznego przejęcia władzy przez przywódców o pochodzeniu słowiańskim. Dlatego zapewne zmieniono imię Radogosta na Arbogast i przedstawiono go jako wodza germańskiego (niemieckiego) z plemienia Franków, które nota bene w tych czasach jeszcze wogóle nie istniało.

Wracając do tematu, Stilicho spodziewał się ponownego najazdu od północy i ściągał pospiesznie posiłki z frontu zachodniego pozostawiając mieszkańców tego rejonu cesarstwa samym sobie. Nauczeni doświadczeniem Radogosta, Wawelanie i Polanie nie podjęli jednak bezpośredniego ataku na Rzym, ale ich celem stała się bogata i gęsto zaludniona Galia. Ta decyzja była jak najbardziej zrozumiała i świadczyła o wybitnej przenikliwości i strategicznym myśleniu ich wodza Godzisława (Godigisela).

Uderzenie na Rzym było zbyt ryzykowne, a odcięcie Rzymu od swojej najbogatszej prowincji oznaczało o wiele większą stratę niż przegrana w jednej bitwie. W praktyce oznaczało to bowiem osłabienie Cesarstwa w sposób dla niego śmiertelny.

Przekroczenie Renu nie odbyło się bez problemów, ponieważ lokalnym władzom udało się zgromadzić armię złożoną w większości z zamieszkujących ujście Renu potomków Celtów zwanych później Frankami. W wielkiej bitwie jaka rozegrała się pomiędzy Galijczykami i Wawelami wygrana Słowian wisiała długi czas na włosku. W bitwie tej poległ wódz Wawelan i gdyby nie pomoc sprzymierzonych Polan, którzy na czas przyszli z odsieczą, ta ofensywa zakończyłaby się klęską. Zamiast tego jednak sytuacja rozwinęła się pomyślnie dla Słowian i oddziały Galijczyków zostały wycięte w pień, a cała Galia stanęła przed Słowianami otworem.
W tym miejscu zatrzymam się na krotko, aby podjąć wątek będący jednym z najbardziej fascynujących w historii Europy. Wątek ten związany jest po części z osobą wodza Wawelan Godzisława. Występuje on bowiem w źródłach historycznych pod imieniem Croco które to nie przypadkowo jest dla nas tak znajome. Oczywiście Godzisław jako władca Wawelan miał również prawo do tytułu jakim posługiwali się ci władcy od stuleci, czyli do tytułu Kraka.


Ten tytuł został zrozumiany przez Rzymian i Greków fałszywie i przyjęli oni, że chodzi tu o jeszcze jedno imię tego władcy, tymczasem tytułowany on był po prostu imieniem „Krak Godzisław”albo w skrócie „Krak”.
Nie inaczej miało się to w odniesieniu do wodza Polan Respindala. Również i w tym przypadku występuje on w literaturze pod dwoma imionami. Raz jako Respindal a innym razem jako Goar. Oczywiście to drugie imię jest tylko nieudolną próbą zapisania słowa  „Król”, bo takie właśnie określenie używali Polanie dla swoich władców.
Charakterystyczne jest to, że imię to powtarza się w źródłach do roku 450 i jest mało prawdopodobne aby chodziło tam o tego samego władcę Polan a bardziej prawdopodobne, że dotyczyło to następców Respindala.

W przeciwieństwie do Wawelan nie wszystkie wojska Polan udały się na podbój Hiszpanii i ich główne siły zostały w Galii podporządkowując sobie rodzimą celtycko-romańską ludność. Zapewne tak jak to wśród Polan powszechne, ich władcy przyjmowali często imiona kończące się na „Mir”czyli „Pokój”, zapewne dla podkreślenia ich pokojowych zamiarów względem tubylców. Ci z kolei nie byli w stanie wymówić tych imion w ich pełnej formie, ograniczając się do końcówki. W rezultacie bardzo często powtarzało się imię władcy wymawiane jako „Miro albo Mero” i ta nazwa stała się źródłem słowotwórczym dla nazewnictwa całej dynastii władców pochodzących od Polan i nazywanych Merowingami a wywodzącej swoje pochodzenie od legendarnego założyciela „Mero”.

Jest powszechnie znane to, że Merowingowie byli w swoich początkach Arianami a ta religia była rozpowszechniona głównie a może i wyłącznie wśród Słowian.
Arianin i Słowianin to było dla starożytnych to samo.
Z zachowanych opisów dotyczących królów z tej dynastii wiadomo, że zarówno wyglądem zewnętrznym jak i obyczajami różnili się oni dramatycznie od ludności miejscowej. Już sam ich wygląd budził zdziwienie u zromanizowanych Celtów. Wszyscy królowie z dynastii Merowingów nosili długie do ramion włosy oraz typowy dla Słowian sumiasty wąs. Uprawiane przez nich wielożeństwo było też absolutnie nietypowe dla kultury romańskiej. Przebieg uroczystości religijnych jak i koronacyjnych odbywał się w niesamowicie archaiczny sposób a królowie ci podążali do miejsc tych uroczystości na czterokołowych wozach zaprzęgniętych w woły. Tak jak to czynili już ich przodkowie od tysięcy lat.


Ten zwyczaj u Polan zachował się bardzo długo i nie inaczej wyobrażano sobie uroczystości koronacyjne pierwszego Piasta.


Również po ewentualnej zmianie dynastii i przejęcia władzy przez Karolingów nazwa „Król” stała się idiomem imienia tych władców. Przez wieki historycy wierzyli w to, że powtarzające się, na monetach bitych przez tych władców, imiona „Karolus” dotyczy rzeczywistego imienia władcy. W rzeczywistości było to tylko określenie jego funkcji i było tylko dalszym przystosowaniem słowa „Król” do mowy tubylców. Ta wymowa została zaakceptowana  przez władców tej dynastii i stała się oficjalną nazwą ich funkcji.
To właśnie z tego względu występują tak wielkie trudności w rozróżnieniu poszczególnych władców tej dynastii prowadzące do tego, że nawet osoba „Karola Wielkiego” jest poddawana w wątpliwość.

Dla części badaczy ten władca nigdy nie istniał i jest wymysłem kościoła katolickiego dla zakłamania historii wczesnego średniowiecza i tego że Europa ta przez 300 lat swojej historii była praktycznie w całości ariańska i słowiańska.

Oczywiście nie bez znaczenia były sfałszowane przez kler nadania ziemskie oraz inne teksty tego władcy, oczywiście na korzyść kościoła. Jego wyniesienie na ołtarze gwarantowało niepodważalność tych bezczelnych oszustw i sprawiło że przez stulecia ludność Europy nie potrafiła się uwolnić od wpływu tej organizacji.

Oczywiście samo następstwo władców z dynastii Merowingów i Karolingów jest generalnie bardzo niepewne i zostało sfabrykowane na potrzeby późniejszych władców Francji i Niemiec. W większości imiona te dotyczą nieistniejących postaci a jeśli już, to zostały tak zdeformowane aby zatrzeć ślady ich słowiańskiego rodowodu. Najważniejsze było jednak to aby zatrzeć ślady tego, że zarówno Francuzi jak i Niemcy czy Anglicy są produktami szeroko-zakrojonej akcji tworzenia sztucznych języków i sztucznych narodów dla zatarcia ich słowiańskich korzeni oraz wyplenienia pamięci o tym że przez wieki praktycznie  jedyną religią chrześcijan w Europie był słowiański Arianizm.

Starożytna historia Polaków. Przyczyny „Wędrówki ludów”




"KHM Wien VIIb 105 - Vandalic goldfoil jewelry, c. 300 AD"

Kościół chrześcijański w Cesarstwie Rzymskim zawdzięczał swój sukces w pierwszej mierze przymierzu z rządzącą władzą. Ta konformistyczna postawa względem silnych i bogatych została oczywiście wynagrodzona przez administrację rzymską, w formie niszczenia konkurencji ze strony innych sekt. Od soboru w Nicei rozpoczął się proces prześladowania wszystkich innych wyznań które stały w konkurencji do rozrastającego się coraz bardziej kościoła oficjalnego. Cesarze rzymscy docenili wcześnie to oddanie kapłanów chrześcijańskich, w propagowaniu „boskości” władców, jako podstawowy element stabilizacji wewnętrznej w cesarstwie.
Przywódcy kościoła chrześcijańskiego nie robili tego jednak za darmo. Za ślepe poparcie dla władzy cesarza domagali się dla siebie monopolistycznej władzy nad rządem dusz. Nie można się więc dziwić temu, że w miarę upływu czasu kolejni cesarze rzymscy stopniowo ograniczali zakres swobód obywatelskich i coraz to nowe represje uderzały w prawdziwych albo wyimaginowanych innowierców.
Wbrew pozorom, głównym przeciwnikiem kościoła nie byli wcale prawdziwi poganie, ale inne sekty chrześcijańskie interpretujące przesłanie Jezusa w różny od oficjalnego sposób.
Głównym przeciwnikiem oficjalnego kościoła jak i władzy cesarskiej stał się Arianizm w wydaniu słowiańskim i to nie ze względu na przesłanie religijne, co ze względu na poglądy polityczno-ekonomiczne jakie wyznawali zwolennicy tej religii.
Krytyczna postawa względem władzy centralnej oraz w stosunku do możnowładców i wszelkiego typu krezusów i lichwiarzy, motywowała szczególną nienawiść kościoła oficjalnego jak i cesarza.
Polityka dociskania śruby Arianom w formie szykan, deportacji, konfiskaty mienia a później nawet w formie masowych pogromów, uderzyła w pierwszym rzędzie Słowian żyjących w granicach cesarstwa. Szczególnie mocno odczuły to plemiona zwane w literaturze germanofilskiej „Gotami” a będący w rzeczywistości słowiańskimi Trakami zwanymi przez współczesnych im Greków Getami.


Plemiona Getow zostały pokonane w II w. przez Rzymian, których celem stało się wyplenienie języka i kultury słowiańskiej w tym narodzie. Te wysiłki okazały się tylko częściowo skuteczne i po dwóch wiekach zaborów Getom udało się wybić na niepodległość uzyskując autonomię na zamieszkałych przez nich terenach.
Pomocną okazała się ich wczesna chrystianizacja w wierze ariańskiej co dodatkowo pobudziło odrodzenie się ich narodowej dumy i poczucia przynależności do kultury słowiańskiej. Represje cesarza Walensa, podjudzane przez wrogich Arianom chrześcijan skupionych przy żłobie na dworze cesarskim, doprowadziły do wybuchu pierwszej wielkiej konfrontacji militarnej pomiędzy słowiańskimi arianami, skupionymi wokół plemiona Getow, a Cesarstwem Rzymskim. Ta konfrontacja skończyła się jedną z największych klęsk armii rzymskiej jakiej doznała ona w całej swojej historii.


W bitwie pod Adrianopolem Słowianie wycieli w pień całą armię rzymską w liczbie około 40000 żołnierzy łącznie z dowództwem oraz cesarzem Walensem na czele.
Zwycięstwo to nie zostało w pełni wykorzystane i Cesarstwo Rzymskie trwało dalej pod rządami Teodozjusza. Stabilizacja jego rządów polegała jednak głównie na dalszym szerzeniu nienawiści do Słowian i ich dalszej eksterminacji, za co zresztą otrzymał nadany mu przez późniejszych katolików tytuł „Wielki”.


W tym czasie dokonał się też podział Słowian południowych na wschodnich, żyjących poza jurysdykcją cesarstwa w rejonie naddunajskim, i zachodnich żyjących w obrębie cesarstwa w Moesii północnej czyli na terenach obecnej Chorwacji i Słowenii. Obie te grupy występują w germanofilskiej literaturze pod sfingowanymi nazwami Ostrogotów i Wizygotów.
Jednocześnie na plan pierwszy historii wkroczyły też inne plemiona słowiańskie żyjące na obecnych terenach Polski, Słowacji i Czech. Do tych plemion należeli Wandale i Alanie. Przynajmniej tak nazywani są oni w literaturze. Ich właściwe nazwy były inne, ale greccy i rzymscy dziejopisarze mieli jak zwykle problemy z zapisaniem tak obcego dla nich języka pełnego takich egzotycznych zgłosek jak „Ł”, „Ż” „Ę i Ą”, nie mówiąc już o „SZ” i „CZ”.
Dla nich mowa ta brzmiała kompletnie inaczej i nie ma co się dziwić, że rozumieli ją tak jak widzimy to w ich zapiskach.

O tym że Wandale byli Słowianami, o tym wiedziano już od wieków. Zarówno sami Polacy jak i Niemcy nie mieli co do tego żadnych wątpliwości, że Polacy wywodzą się od plemienia Wandali.


Tak na marginesie, używanie przez „polskich” historyków nazw „Wandalowie” i „Alanowie” jest przykładem prymitywnej manipulacji czytelników mającej na celu odciągniecie jego uwagi od skojarzeń ze znanymi mu nazwani słowiańskich plemion jak np. „Polanie” i sugerowania mu obcości (niemieckości) tych nazw. Jest to przykład subtelnej ale powszechnej indoktrynacji społeczeństwa polskiego w celu zabicia w nim poczucia przynależności do wspólnoty słowiańskiej.

Przekonanie o wandalskich korzeniach Polaków to tylko częściowa prawda, ponieważ naród polski powstał ze stopienia się dwóch głównych pierwiastków plemiennych którymi byli Wandale i Alanie. Ci ostatni zamieszkiwali tereny obecnej Wielkopolski i możemy utożsamiać ich w pełni z ich potomkami nazywającymi siebie Polanami. Oczywiście również Alanie używali  nazwy „Polanie” ale zapewne już w starożytności z greckiego „Π” zrobiono pomyłkowo albo z premedytacją „A” i ta zafałszowana nazwa straszy teraz w podręcznikach historii.

Wandale zawdzięczają swoje imię takiej samej podmianie. Ich pierwotna siedzibą była Małopolska ze stolicą na Wawelu. I od nazwy tej siedziby pochodziła też nazwa całego plemienia która nazywało siebie zapewne Wawele ewentualnie Wawelanie, z którą to nazwą Grecy mieli jeszcze większe problemy, ponieważ zgłoska „W” w ich alfabecie nie występowała i musieli ją zapisać w inny sposób, co prowadziło do takiej „tfurczosci literackiej” jak poniżej

Οανδαλοί, Βανδλοι, Βανδίλοι

Wandale i Alanie czyli Wawele i Polanie stosunkowo wcześnie przejęli arianizm (patrz zdjęcie powyżej) i prześladowania ich współwyznawców nie mogły przejść wśród nich niezauważone.

Szczególnie po edykcie Teodozjusza Wielkiego zakazującym używania w trakcie ceremonii religijnych wody święconej , kadzidła, i pokarmu, a wiec typowych ofiar składanych przez Słowian w trakcie ceremonii religijnych (a co udowodniłem w artykule tłumaczącym tekst macedońskich Słowian z III w. przed naszą erą, a który to obrządek w pełni przejęli Arianie i zaadoptowali dla potrzeb religii chrześcijańskiej)


to również oni poczuli się w obowiązku przystąpienia do sojusz sił słowiańskich.

Dlaczego mimo cesarskich zakazów ten słowiański obrządek zachował się we współczesnych kościołach chrześcijańskich do dziś, opowiem w dalszej części moich wywodów.

Ale już wcześniej, w trakcie bitwy pod Adrianopolem, udział wzięły również odziały Wandali i Alanów. Szczególnie ich ciężka jazda, porównywalna zarówno uzbrojeniem jak i sposobem walki do późniejszej husarii, przyczyniła się do tak druzgocącego zwycięstwa Słowian. Kiedy jednak Getowie nie wykorzystali tego sukcesu dla sprawy ogólnosłowiańskiej a zadowolili się odrębnym układem z cesarzem Teodozjuszem, Wandale i Alanie podjęli własne plany militarne.

Ich celem stał się Rzym.

Jak Pluton obnażył karykaturalną śmieszność współczesnej „nauki”




Na ten moment czekali „naukowcy” prawie dwa dziesięciolecia i kiedy pierwsze zdjęcia Plutona dotarły na Ziemię większość z nich cieszyła się zapewne ogromnie. Ale już po krótkim czasie te ich okrzyki radości stanęły im w gardle i zamieniły się w przejmujący skowyt.
To co na tych zdjęciach zobaczyli miało w sobie potencjał rozsadzający fundamenty współczesnej nauki i obnażający bezlitośnie jej ezoteryczną naturę.

Tego naprawdę nikt się nie spodziewał. Pluton miał być, według wyobrażeń tych zadufanych w sobie mistrzów w biciu piany, martwym ciałem niebieskim zastygłym w swojej obecnej formie od miliardów lat. Tymczasem to co zobaczyli przerosło wyobrażenia największych fantastów.

Okazało się mianowicie że powierzchnia tego ciała niebieskiego należy do jednych z najmłodszych w naszym układzie słonecznym i do jednych z najbardziej urozmaiconych . Co jednak dobiło tych ignorantów najbardziej to to, że Pluton posiada atmosferę i to całkiem porządną, zróżnicowaną na wiele stref, w tym na takie w których znajduje się mgła, a więc rozproszone substancje w formie ciekłej albo stałej. Atmosfera ta rozciąga się w przestrzeń kosmiczną o wiele bardziej niż atmosfera ziemska i jest na tyle gęsta ze powstające w niej wiatry kształtują w znacznym stopniu morfologię tego ciała niebieskiego. Te fakty są nieubłagane i pokazują niezbicie, że cała współczesna fizyka to stek idiotycznych bzdur a jej przedstawiciele to zwykli debile.

Ta ocena jest z pewnością bezlitosna, ale niestety jedynie możliwa. Nie ma co się dalej czarować i trzeba twardo spojrzeć prawdzie w oczy, że współczesna nauka to nic innego jak taki stechnicyzowany szamanizm a prace naukowe to tylko inny rodzaj zaklinania deszczu i tańców szamańskich. Trzeba też pozbyć się złudzeń co do intelektualnego poziomu przedstawicieli tej pseodonauki. Ci ludzie to po prostu idioci.

Dlaczego tak jest, powinien każdy z wykształceniem podstawowym, od razu zauważyć czytając doniesienia o Plutonie. Dla tych, którzy jednak za bardzo wciągnęli się w ezoteryczny sposób widzenia rzeczywistości propagowany przez „naukę”, kilka slow wytłumaczenia dlaczego te odkrycia są takie ważne.

Wśród tak zwanych „naukowców” panuje przekonanie, że procesy „geofizyczne” napędzane są energia pochodzącą z okresu tworzenia się ciał niebieskich oraz w wyniku produkcji ciepła w rezultacie rozpadu pierwiastków promieniotwórczych.
Oczywiście dochodzi do tego, w marginalnych przypadkach, tworzenie ciepła w wyniku „sił pływowych”, oraz w wyniku bezpośredniego dopływu energii słonecznej.
Sytuacja Plutona jest o tyle specyficzna, że żadne z tych źródeł nie może wchodzić w grę jako „dostawca energii” dla napędu tak złożonych procesów powierzchnio-twórczych jakie obserwujemy na tym ciele niebieskim, co potwierdza jednocześnie że te „naukowe” założenia to gówno prawda.

Pluton, ze względu na swoja wielkość, już miliardy lat temu powinien stracić swoje ciepło z okresu tworzenia się i kontrakcji. Nie inaczej jeśli chodzi o ciepło powstałe z procesów rozpadu promieniotwórczego. Również tutaj zasoby takich pierwiastków powinny się wyczerpać przed miliardami lat i planeta ta powinna od co najmniej 4 miliardów lat być martwą i zastygłą w swoim rozwoju pustynią.

Również ruchy pływowe nie mogą wchodzić w grę z racji wielkości Plutona i jego satelity Charona, co za tym idzie, ze względu na minimalna wielkość „siły grawitacyjnej”.
O wpływie słońca nie ma co nawet mówić, bo to jest tak odlegle, że nie rożni się prawie, na nieboskłonie Plutona, od innych gwiazd.
Tymczasem zdjęcia Plutona pokazują nam całkiem inną powierzchnię, z górami 


których pochodzenie jest niewiadome, z wulkanami będącymi w stanie aktywności przed stosunkowo krótkim okresem czasu, z morzami pokrytymi powloką lodową podzieloną na olbrzymie kry, 



jak i z aktywnymi lądolodami z wyraźnie widocznymi formacjami skalnymi wskazującymi na aktywny ruch tych lodowców.
Do tego dochodzi atmosfera na tyle gęsta, że wiatry w niej powstałe tworzą na Plutonie  olbrzymie pola wydm.

Najważniejszą obserwacją jest jednak to, że powierzchnia Plutona jest ekstremalnie różnorodna. Występują na niej obszary stare pokryte kraterami przeplatane obszarami młodymi powstałymi prawie że „wczoraj”. Ta mozaika form morfologicznych wyklucza automatycznie to, że procesy powierzchnio-twórcze maja swoje źródło we wnętrzu Plutona a wskazuje jednoznacznie na to, że muszą one znajdować się poza nim.

Oczywiście współczesna „nauka” stoi całkiem bezradna przed tym problemem, jak na marginesie, przed wszystkimi innymi zagadkami natury, i dlatego wypowiedzi tzw. „naukowców” pełne są beznadziejnych bzdur wołających o pomstę do nieba.

Dlatego jest już najwyższy czas na to, aby skończyć z tym „naukowym” bełkotem i przyjąć    modele tłumaczące te zjawiska w sposób logiczny i całościowy oraz zaprowadzić trochę porządku w tym ezoterycznym grajdołku jakim stała się współczesna „nauka”.

Taki model rzeczywistości propaguję już od lat i model ten jest w stanie wykazać, że zjawiska na Plutonie maja naprawdę banalne przyczyny,

Wszechświat i nasza rzeczywistość nie jest wcale skomplikowana, to tyko ci szamani „naukowcy” próbują z niej zrobić jakiś ezoteryczny Węzeł Gordyjski aby na ignorancji przeciętnego obywatela zbijać sobie kabzę.

Nauka tu mafijno-kryminalna organizacja pasożytująca na społeczeństwie.

Tak jak już powiedziałem, za tymi zagadkami Plutona kryją się naprawdę prozaiczne przyczyny których źródłem jest specyfika orbity tego ciała niebieskiego względem planety Neptun.

Jest to jeden z rzadszych przypadków w naszym Układzie Słonecznym gdzie orbity dwóch ciał niebieskich przecinają się wzajemnie, a po uwzględnieniu wielkości tych ciał, jedyny tego rodzaju przypadek.


Ma to oczywiście niebagatelny wpływ na przebieg wartości Tła Grawitacyjnego w trakcie koniunkcji tych ciał niebieskich, a te ze względu na trajektorie tych ciał mogą przybrać ekstremalne wartości.

Wprawdzie rzadko, ale w skali trwania Układu Słonecznego już niezliczone razy, dochodziło do sytuacji w której Neptun i Pluton znajdowały się relatywnie blisko siebie.
Grafika 2 przedstawia strefy w których dochodzi do Koniunkcji tych planet prowadzących do ekstremalnych wzrostów wartości TG.


Oczywiście ten wzrost nie prowadził by do takich rezultatów gdyby nie obecność księżyca Charona. Sama koniunkcja Neptuna i Plutona jest rozciągnięta w czasie i trwa miesiące co powoduje relatywnie jednolity wzrost TG i stopniowe dopasowanie się materii Plutona do zwiększonych wartości oscylacji przestrzeni. Obecność Charona w tym układzie ciał niebieskich, poruszającego się po ciasnej orbicie wokół Plutona, powoduje że ten powolny wzrost TG zamienia się w cały szereg następujących po sobie gwałtownych wzrostów i ekstremalnych spadków wartości TG w miarę tworzenia się potrójnej koniunkcji pomiędzy Neptunem Charonem i Plutonem.
I nie jest tu przeszkodą to, że te ciała niebieskie nigdy nie znajdują się idealnie w jednej linii.

Dokładny opis przyczyn można znaleźć tutaj


Te potrójne koniunkcje prowadzą do powstania zjawisk które opisałem już wielokrotnie dlatego ograniczę się do przytoczenia tu paru przykładów moich artykułów na ten temat.





Najważniejszym efektem jest to, że zmienia się też gwałtownie temperatura materii, zarówno na powierzchni jak i we wnętrzu Plutona. Temperatura, jako pewna stała skala fizyczna, jest fikcją. Wartości jakie pokazują instrumenty mierzące temperaturę są pozbawione jakiejkolwiek wartości. Tylko w momencie kalibracji termometr pokazuje nam jakąś względną realną wartość. W innym miejscu i w innym czasie te wartości rejestrowane przez przyrządy do pomiaru temperatury są bezwartościowe. To zjawisko wykorzystuje mafia squ..now podających się za obrońców środowiska naturalnego a w rzeczywistości będących częścią  mafijnych struktur dążących do zniewolenia społeczeństw dla osiągnięcia korzyści materialnych. O czym pisałem tutaj.





Oczywiście specyfika orbity Neptuna i Plutona tłumaczy nam również przyczyny dla których strefa najmłodszych struktur morfologicznych przyjęła kształt serca na powierzchni Plutona. Jak widzimy to na grafice 2 do największych zbliżeń Neptuna i Plutona może dojść w 2 miejscach ich orbit a mianowicie w takich w których się one nawzajem przecinają, w rzucie biegunowym Układu Słonecznego. Oczywiście z racji nachylenia orbity Plutona do ekliptyki nie może dojść do zderzenia tych ciał niebieskich. W tych właśnie punktach potrójne koniunkcje Neptuna Charona i Plutona projektowane są na ten sam obszar powierzchni Plutona która znajduje się na przecięciu linii łączącej te trzy ciała niebieskie. W efekcie powstaje elipso-podobna strefa w której dochodzi do intensywnych procesów morfologicznych łącznie z tworzeniem się morz, wulkanów oraz pól lawowych.

Oczywiście z racji innego nachylenia orbity Charona w trakcie Koniunkcji w każdym z tych punktów osobno, zmienia się również lekko obszar gdzie ta koniunkcja jest rzutowana na powierzchnię Plutona, stad powstaje druga elipsa lekko przesunięta względem pierwszej, ale łącząca się z nią na większości obszaru. Powoduje to powstanie tej sercowatej struktury .
Również ich różnorodna jasność jest łatwa do wyjaśnienia. Tego typu koniunkcje zdążają się zapewne w odstępach milionów lat. Przy czym występują one zamiennie raz w punkcie 1 a następnie w punkcie 2 ich orbity. Oznacza to ze obszar oddziaływania koniunkcji wcześniejszej podlegał w międzyczasie oddziaływaniu niskich wartości TG jakie panują na tym ciele niebieskim w okresie pomiędzy takimi koniunkcjami (Patrz grafika 2).




Oczywiście z racji układu orbit Plutona i Neptuna musi wynikać również to, że na Plutonie musi się znajdować jeszcze jedna strefa o młodej morfologii. Ponieważ również w strefie oznaczonej na Grafice 2 kolorem różowym musi dochodzić do, wprawdzie słabszych, ale za to częstszych koniunkcji tych trzech ciał niebieskich. Ta trzecia strefa młodej morfologii  znajduje się zapewne po drugiej niewidocznej jeszcze stronie Plutona i obejmuje jego równikowy rejon. Możliwe ze dalsze zdjęcia Plutona ujawnia nam jej obecność.

W każdym razie obserwacje Plutona pokazały kolejny raz, że mafia „naukowców” nie ma nic do zaoferowania ludzkości poza ciągłym robieniem z nas idiotów dających się skubać z kasy na rzecz tych wyrafinowanych oszustów.

Translate

Szukaj na tym blogu