Strony

Lista

Starożytna historia Polaków. Piastowie – ostatni Merowingowie



Starożytna historia Polaków. Piastowie – ostatni Merowingowie


Pippin Starszy zachował się w pamięci ludu Polan pod przezwiskiem Popiela, czyli tego który spalił i spopielił świadectwa historii własnego narodu. Dla jego następcy i syna wymyślono inne przezwiska.
Przez mieszkańców Galii nazywany był imieniem Grimoald co po przetłumaczeniu oznacza mniej więcej „Starego Ponuraka”.
Wśród Polan znany był jako Popiel II lub pod imieniem Chościsko.

To ostatnie przezwisko oznaczało miotłę i odnosiło się jakoby do długich włosów jakie miał nosić ten władca.

Oczywiście jest to jednoznaczne kłamstwo katolickiej propagandy.
To przezwisko otrzymał Popiel II z odwrotnych powodów. Z racji przynależności do nowej religii kazał sobie obciąć włosy, czym odcinał się od ariańskiej przeszłości. Wszyscy jego poprzednicy, Merowińscy władcy, nosili starodawnym zwyczajem długie włosy splecione często w warkocz.

Grimoald zerwał z tą tradycją i obciął włosy podkreślając w ten sposób swoją przynależność do katolickiej wiary.
Ten jego wygląd, z krótkimi włosami sterczącymi na głowie do góry, tak bardzo kontrastował ze słowiańskimi przyzwyczajeniami, że otrzymał on od nich przezwisko „miotła”.
Dla innych, niesłowiańskich ludów w królestwie, ważniejsze były jego cechy charakteru i dlatego nazwali go „ponurakiem”.
Nienawiść wśród ludu do osoby Popiela II była tak silna, że katolikom nie udało się tego zmienić nawet przez stulecia indoktrynacji, a więc zgodnie ze sprawdzoną metodą, przerobili kota ogonem i z własnego zwolennika zrobili dzikusa.

Po obaleniu Popiela II, Polanie galijscy jak i Polanie w ich ojczyźnie – Wielkopolsce, pragnęli powrotu do starych zasad funkcjonowania państwa i te mógł najlepiej zapewnić władca pochodzący z prawowitej gałęzi Merowingów, a tym był Dagobert II zwany Piastem, przebywający na wygnaniu na Wyspach Brytyjskich.

Słowo „piastun” można użyć w dwóch znaczeniach. W pierwszym jako osoby wychowującej dziecko, oraz w drugim, jako osoby wychowywanej przez piastuna czyli „Piasta”.
I właśnie z tym drugim znaczeniem mamy do czynienia w przypadku Dagoberta II.
Jest to świadectwo tego że wychował się on bez rodziców i pod kontrolą opiekuna.

Przejecie władzy przez Dagoberta II (Piasta) nie wszędzie zostało przyjęte z poparciem i szczególnie na terenie Galii i obecnych Niemiec doszło do rozruchów i wojny domowej trwającej około 20 lat. W jej wyniku dynastia Pippinidów w osobie Pippna Średniego (Popiela III) odzyskała ponownie władzę nad terenami obecnej Francji i części Niemiec, ale straciła ostatecznie kontrolę nad ojczyzną Polan czyli Wielkopolską oraz terenami Słowian zachodnich czyli Obodrytami i Wieletami (Czechami).
Jego następca Karol (Młot) przyjął słowiański tytuł „Króla”, od którego wywodzi się jego imię oraz imiona większości jego następców (Karolingów).


Ten okres przejścia z arianizmu do katolicyzmu jest naprawdę wybitnie zagmatwany. Czytając dzieje tego okresu nie można się pozbyć wrażenia, że podawane tam daty i postacie nie odpowiadają rzeczywistości i komuś bardzo zależało na tym aby zachachmęcić prawdziwy przebieg dziejów. Każdy musi tak naprawdę zauważyć to, że postacie Pippina Starszego jak i Pippina Średniego są tak naprawdę identyczne i identyczny jest też los ich synów, którzy na dodatek noszą jeszcze to samo imię. Wygląda więc to tak jakby komuś zależało na przedłożeniu czasu trwania Dynastii Karolingów i poszczególni jej władcy zostali umieszczeni w niej dwukrotnie. Ta sama historia powtarza się też i później co nasuwa przypuszczenia że generalnie chronologia historii wczesnego średniowiecza jest fałszywa i w gruncie rzeczy występują w niej 100 do 200 lat które w praktyce nie istniały.

Potomkowie Dagoberta II zrezygnowali przejściowo ze swoich prawowitych roszczeń do władzy nad Galią i ograniczyli ją do terenów ściśle słowiańskich. W czasie wspomnianej wojny domowej, tereny między Renem a Łabą zostały prawie że całkowicie opanowane przez niemieckojęzycznych Sasów pochodzących ze Skandynawii, co w naturalny sposób musiało doprowadzić do podziału królestwa galijskich Polan.

Mimo to pamięć o prawach dynastii Piastów do władzy nad całym dziedzictwem Merowingów nie zanikła i w momencie kiedy dynastia Ottonów wygasała, to jej ostatni przedstawiciel Otto III osobiście zwrócił się do Bolesława Chrobrego, jako bezpośredniego potomka ostatniego władcy Merowingów Dagoberta II, o przejecie władzy nad odnowionym Cesarstwem Rzymskim.

Ta decyzja jest potwierdzona całym szeregiem faktów jednoznacznie wskazujących na wyznaczenie Bolesława jako następcy. Były nimi uroczysta Koronacja wraz z przekazaniem Bolesławowi insygniów najwyższej władzy cesarskiej z których najważniejszą była Włócznia Świętego Maurycego, od czasów Konstantyna Wielkiego symbol najwyższej władzy cesarskiej.

Również opisany powrót cesarza Ottona III do Akwizgranu połączony z otwarciem grobu Karola Wielkiego oraz przekazaniem Bolesławowi złotego tronu tego władcy, są jednoznacznymi dowodami jego rangi jako oficjalnego następcy tronu

W roku 1031 insygnia władzy cesarskiej przekazane Piastom zostały podstępnie wykradzione i wywiezione do Niemiec. To zdarzenie ignorowane i marginalizowane przez „polskich” historyków miało dla losów Europy i Polski centralną rolę ponieważ już na zawsze utrwaliło i umocniło pozycję Sasów na terenach między Łabą i Renem i pozwoliło im stopniowo zniemczyć żyjącą tam większość słowiańską. Na początku XI wieku język niemiecki, czy też to co go poprzedzało, był językiem mniejszościowym używanym przez relatywnie nieliczne skandynawskie plemię Sasów, któremu, tak jak to miało miejsce poprzednio ze Słowianami w Galii, udało się obsadzić centralne pozycje we władzy. Dopiero następne stulecia wytrwalej polityki kolonizacyjnej z inspiracji starotestamentowego kościoła katolickiego, doprowadziły do wykształcenia się narodu niemieckiego.

Gdyby Pastom udało się zachować te insygnia cesarskiej władzy, to wcześniej czy później władza znalazłaby się w ich rękach. Byłaby to po prostu konsekwencją powszechności wiary w to, że władza pochodzi z woli Boga i posiadanie insygniów cesarskich były świadectwem tej właśnie woli, której żaden śmiertelny nie odważyłby się sprzeciwić. Jeśli tak, to wcale nie jest pewne to, czy Niemcy w ogóle by powstały.

O wiele bardziej prawdopodobna jest taka możliwość, że powstałoby słowiańskie mocarstwo łączące wszystkie katolickie kraje Europy w jednym politycznym organizmie pod przywództwem dynastii piastowskiej.

Otto III jako najwyższy przedstawiciel władzy świeckiej i duchowej miał oczywiście dostęp do wszystkich dokumentów poświadczających prawdziwą historię Franków i wiedział doskonale kto ma po nim największe prawa do tronu. Jako ostatni z rodu nie miał też żadnych oporów aby przekazać tę władzę Bolesławowi Chrobremu.

Oczywiście popełnił błąd nie żądając od podległego mu rycerstwa przysięgi wierności dla następcy tronu jeszcze za swego życia. W momencie jego śmierci arystokracja Saska a przede wszystkim oligarchia kościelna sprzeciwiły się przywróceniu do władzy Merowingów i władzę oddały w ręce Henryka II.

Od tego momentu zaczął się też okres masowych niemiecko-katolickich fałszerstw dokumentów i świadectw historycznych dotyczących dziejów Franków, Polski i Niemiec, z kulminacją w postaci kradzieży cesarskich insygniów.

To bezprawne przejecie władzy niezgodne z wolą i testamentem Ottona III było przyczyną rozpoczęcia przez Henryka II wojen z Polską w celu fizycznej eliminacji rodu Piastów.
Jego działania spotkały się z entuzjastycznym poparciem kościoła katolickiego który miał jeszcze świeżo w pamięci to, że Polanie i ich władcy w swojej naturze dalej byli Arianami i że w momencie przejęcia władzy przez Bolesława całemu cesarstwu „groził” powrót do pierwotnej wiary i eliminacja starotestamentowych katolickich elit.

Te dążenia do fizycznej likwidacji Piastów, przez kościół katolicki i władców Niemiec, nigdy nie ustawały i pociągnęły za sobą skrytobójcze morderstwa licznych przedstawicieli tej dynastii, szczególnie tych, którzy mieli szansę na odbudowę jej politycznego znaczenia.

Nie ma więc co się dziwić, że Henryk II za te swoje „zasługi”, czyli za mordowanie naszych przodków, został katolickim świętym.
Prawdziwy przebieg historii tych wydarzeń został oczywiście przez kościół katolicki bezczelnie zafałszowany i tylko ślady prawdziwych wydążeń zachowały się do naszych czasów.

Opisany przeze mnie przebieg historii pozwala nam też na nową interpretację początków katolicyzacji wielkopolskich Polan.

W rzeczywistości nie możemy mówić o przyjęciu chrztu przez Polan, ponieważ ci już od stuleci byli chrześcijanami (tylko w, że tak powiem, wersji light), a jedynie o zmianie przynależności wyznaniowej.

Samo dążenie Mieszka I do przyjęcia starotestamentowej wersji tej religii trzeba rozpatrywać w aspekcie polityki dynastycznej Piastów.

Z końcem IX wieku zaczęły stopniowo wymierać poszczególne gałęzie rodów Pippinidów (Karolingów) i Merowingów. W ciągu następnych ca. 50 lat zarówno Francja jak i Niemcy stanęły przed koniecznością wyboru nowych dynastii władców. Nagle i niespodziewanie ostatni przedstawiciele głównej, męskiej linii Merowingów, czyli Piastowie, znaleźli się w centrum tej batalii o przejecie władzy.

Już Mieszko I włączył się do tej rywalizacji z wielką energią, szukając zwolenników we wschodniej i zachodniej części mocarstwa Franków.
Te wysiłki zdały się nie na wiele, ale spowodowały niepokój u innych pretendentów do tronu i Polanie stali się celem ataków ich przeciwników, szczególnie Sasów.

W walkach tych Mieszko korzystał z poparcia swoich zwolenników wśród arystokracji Franków, którzy stanowili trzon jego książęcej drużyny, i wspomagali go w walce z Sasami o przejecie kontroli nad ziemiami między Odrą a Renem.

Ostatecznie jednak o pominięciu Piastów w sukcesji zadecydowała ich ariańska religia.

To właśnie aspiracje dynastyczne Mieszka I skłoniły go do przejścia na katolicyzm jako religii dominującej tereny ówczesnych Franków.
Ta decyzja była podyktowana chęcią uzyskania poparcia dla jego politycznych dążeń również ze strony kościelnej hierarchii i tym właśnie można wytłumaczyć zagadkowe pismo Mieszka I, nie mające odpowiednika w ówczesnej Europie, w którym zwraca się on do Papieża w Rzymie oddając swoje włości pod jego opiekę.

Użyte tam określenie Dagome iudex jest bezpośrednim nawiązaniem do jego merowińskiego pochodzenia.
Dago było określeniem księcia stosowanym wśród większości słowiańskich plemion w tym oczywiście przez Merowingów oraz tytułem nawiązującym do wcześniejszych władców tej dynastii a szczególnie do założyciela linii piastowskiej Dagoberta II.

Określenie Iudex, mimo że łacińskie, ma również słowiańskie tradycje. Ten tytuł należał do najwyższych w hierarchii społecznej, co wiemy z zapisków dotyczących struktury państwa Langobardów, u których najwyższe tytuły w państwie, w tym tytuł książęcy, były określane terminem „iudices


Termin ten oznaczał osobę upoważnioną do egzekwowania obowiązującego prawa.

Wyrażenie jakie użył skryba w liście Mieszka I do Papieża „Dagome iudex” zostało przekazane potomności nieprawidłowo. W rzeczywistości chodziło o zwrot piszącego w którym oznajmiał on w czyim imieniu jest to pismo napisane.

Dago meus et iudex” - „Książę mój i Pan”

W piśmie tym Mieszko jednoznacznie domaga się od Papieża poparcia oraz przyzwolenia dla swoich planów objęcia tronu władcy Franków, w zamian za akceptację nadrzędności władzy kościelnej. Było to więc rodzajem zapewnienia, że powrót Merowingów na tron nie spowoduje przywrócenia dawnej ariańskiej religii, ale będzie oznaczał powiększenie władzy katolickiego kościoła o nowe, słowiańskie terytoria.

Wśród tych terytoriów, które Mieszko uważał za swoje i które wymienione zostały w tekście, zadziwia nazwa „Alemure”co do której „historycy” nie maja odwagi podać jej prawdziwego znaczenia.
Oczywiście nazwa ta odnosi się do określenia „Alemania” a więc do obecnych terenów Niemiec na północ od rzeki Men.


Jest to więc jednoznaczny dowód tego, że Mieszko miał świadomość przynależności do rodu Merowingów i wykazywał aspiracje do przejęcia ich dziedzictwa.

Jak wiemy, nie na wiele się to zdało i zamiast dobrowolnego przyłączenia, kościół starotestamentowy wybrał wariant krucjaty i nawracania Słowian ogniem i mieczem.

Centralną rolę odegrały tu działania Niemiec a w szczególności następców dynastii Ottonów, jako najbardziej zainteresowanych w zakłamaniu historii i mających największe obawy co do tego, aby na opanowanych przez Sasów terenach nie odrodziła się słowiańska świadomość i tradycja.

Pozostałości tych wydarzeń zaciążyły jednak na historii tych dwóch narodów bardzo znacznie i przybrały formę wzajemnej, głęboko zakorzenionej podejrzliwości i niechęci i to mimo tego, że tak naprawdę jesteśmy zarówno historycznie jak i genetycznie jedną rodziną, a dzielą nas tylko nasze języki i nasze uprzedzenia.

Oczywiście przedstawiona przeze mnie w tym cyklu artykułów, który właśnie dobiegł końca, wersja historii Europy i Polski jest wysoce kontrowersyjna. Ta interpretacja oparta jest jednak na twardych faktach i w przeciwieństwie do innych wersji historycznych wydarzeń daje się łatwo zweryfikować. Podany przeze mnie przebieg wydarzeń zakłada pewną genetyczną ciągłość pomiędzy wymienionymi ludami i postaciami.

Teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie aby sprawdzić prawidłowość tych przypuszczeń poprzez analizy genetyczne DNA szczątków arystokracji z początków średniowiecza i prześledzenia ich wzajemnych pokrewieństw.

Jeśli moje przypuszczenia są słuszne to Merowingowie, Karolingowie i Piastowie są ze sobą bardzo blisko spokrewnieni i tworzy tak naprawdę jedną rodzinę.
Także w przypadku całych ludów znajdziemy bliskie pokrewieństwo między Wandalami z Kartaginy a mieszkańcami Małopolski oraz między średniowiecznymi Wielkopolanami a wczesnośredniowieczną arystokracją we Francji i Niemczech.

Nie jest też wykluczone, że taka genetyczna analiza pozwoli na znalezienie bezpośrednich, żyjących obecnie w Polsce, potomków tych dawnych rodów.

To porównanie jest już obecnie możliwe, ponieważ istnieją ku temu zarówno praktyczne jak i teoretyczne możliwości.

Oczywiście najbardziej spektakularnym dowodem byłoby znalezienie miejsca pochowku rycerzy którzy zginęli w wielkiej bitwie pod Wogastisburgiem czyli pod naszym Wawelem.

Ten dowód musiałby przekonać największych niedowiarków i uciszyć raz na zawsze starotestamentową katolicką propagandę.

A przede wszystkich skłonić w końcu, żyjących w letargu i ogłupiałych tą propagandą Polaków, do myślenia.

Jak łatwo można się domyśleć, tego typu badania nigdy nie zostaną przeprowadzone, przynajmniej do czasu kiedy na polskich uniwersytetach i wśród politycznych elit prym wiodą agenci i idioci kasujący forsę za pierdzenie w stołki i powtarzający, jak katarynka, dawno zdyskredytowane „półprawdy” podsuwane im przez wrogie Polakom siły, dążące do ostatecznego wyniszczenia naszego narodu i jego historycznej świadomości.

Na zakończenie uwaga co do historycznej roli kościoła katolickiego.
Jego postawa nie jest tak jednoznaczna jak by to sugerowały moje artykuły.
Po prostu omawiały one te momenty historyczne w których Kościół Katolicki odegrał w przypadku Polski negatywną rolę.
Jego ocena zmienia się jednak dramatycznie w zależności od tendencji jakie dominują w poszczególnych okresach historycznych.
Kościół katolicki z racji swojej ambiwalentnej natury rozdarty jest między skrajnie odmiennymi prądami wyrosłymi z olbrzymich przeciwieństw moralnych, etycznych i filozoficznych pomiędzy Starym i Nowym Testamentem.

Słowianie bardzo łatwo przejęli posłanie Nowego Testamentu które odpowiadało ich zasadom społecznym i moralnym ale nie akceptowali zasad Starego Testamentu, co musiało prowadzić do konfliktu z jego wyznawcami.

Kościół katolicki wielokrotnie w swojej historii przechodził z jednej skrajności w drugą, pogłębione to było jeszcze tym że liturgia kościelna jest pozostałością po okresie dominacji Arian wśród Chrześcijan i jest na wskroś słowiańska.


To prawdziwe rozdwojenie jaźni, połączone z nielicznymi okresami refleksji nad istotą Przesłania Jezusowego, pozwoliły na przetrwanie naszego narodu w jego mniej lub bardziej ciągłej tradycji historycznej.

Starożytna historia Polaków. Wskrzeszenie z popiołów





Już dawno historyków zajmujących się średniowieczną Europą zastanawiała dziwna zbieżność legend i podań narodów będących językowo bardzo odległymi od siebie. Podobieństwa te próbowano sobie wytłumaczyć wzajemnymi zapożyczeniami takich podań, pomijając możliwość wspólnej historii tych narodów. Nikomu nie chciało się pomieścić w głowie to, że jeszcze przed 1000 lat wiele obecnie tak rożnych narodowości stało bardzo blisko siebie, a nawet było ze sobą identycznych.
Jeśli chodzi o narody Słowian to ta bliskość nie jest podważana i wydaje się być oczywistością, ale czy jest możliwe to, aby np. Polacy i Niemcy mieli wspólną historię?

Trzeba na początku zaznaczyć, że wiele opisów dotyczących początków Królestwa Franków jak i jego dalszej historii nie są traktowane jako legenda, ale zakłada się prawdziwość omawianych w nich zdarzeń i to mimo tego, że większość z nich została spisana dopiero w późnym średniowieczu. W przeciwieństwie do tego podania słowiańskie są traktowane jako absolutnie fikcyjne a wymienione w nich postacie jako wytwór fantazji naszych przodków.

W tym artykule chciałbym zwrócić uwagę na wybitne paralele w opisach zdarzeń dotyczących tych dwóch narodów wskazujących na to, że legendy niemieckie i polskie opisują tak naprawdę te same zdarzenia ale z dwóch rożnych punktów widzenia.

Już w moich poprzednich artykułach wskazałem na to, że dynastia Merowingów rządząca na terenach obecnej Francji i Niemiec miała słowiańskie pochodzenie oraz na to, że struktury władzy państwa Franków były obsadzone przez słowiańskie elity.
Jako przykład możemy podać mityczną postać założyciela tej dynastii - Merowecha. Już samo jego imię świadczy o jego słowiańskości. Od razu można w nim rozpoznać elementy mowy słowiańskiej. Jego imię brzmiało w języku słowiańskim zapewne „Mirowar” czyli „Obrońca Pokoju” i dopiero później zostało przeinaczone. To samo dotyczy imienia żony jego następcy, czyli Childeryka I, której imię zostało nam przekazane w formie Basina, co musimy utożsamiać ze słowiańskim imieniem Bożena.

Z tego powodu jak i z całego szeregu innych, podanych przeze mnie we wcześniejszych artykułach, możemy oczekiwać tego, że ta wspólnota pochodzenia objawi się też we wspólnych elementach historii początków państwowości Franków jak i państwa polskiego.

Źródła państwowości polskiej zaczynają się według legendy od Piasta i jego poprzednika Popiela II.
W gruncie rzeczy mamy w tym podaniu do czynienia z przykładem zamachu stanu i obaleniu rządzącej dynastii przez lud Polan oraz wybrania następcy popieranego przez większość obywateli.

Kim był jednak Piast?

O tej postaci wiemy bardzo niewiele i jedyną przydatną tak naprawdę wskazówką jest jego imię. Najczęściej interpretowane jest ono jako pochodzące od określenia osoby wychowującej powierzone jej dziecko czyli od określenia piastun.
Z tego względu przyjęto, że Piast był najprawdopodobniej wychowawcą syna lub synów ówczesnego władcy Polan Popiela II.
Tylko w ten sposób możemy sobie wytłumaczyć to, że przy wyborze następcy Popiela mógł on zdobyć poparcie społeczeństwa. Było to możliwe tylko w tym wypadku kiedy jego osoba była popularna i znana większości Polan, a jednocześnie znana i ceniona przez elity tego ludu.

Tak więc wersja legendy o biednym Piaście Kołodzieju jest wykluczona.

Oczywiście istnieje jeszcze inna, przemilczana przez historyków interpretacja, ale o tym później.

Instytucja piastuna była wśród władców słowiańskich bardzo rozpowszechniona i stosowana już od pradziejów. Stosowali ja zarówno słowiańscy Spartanie jak i słowiańscy Macedończycy.


Oczywiście czym znaczniejsze było pochodzenie danego młodzieńca tym większe wymagania musiała spełnić osoba piastuna.

W przypadku Aleksandra Wielkiego był nim największy myśliciel i naukowiec czasów starożytnych Arystoteles.

Postać Arystotelesa jest dla nas o tyle ciekawa, bo w jego filozoficznym dorobku pojawiają się elementy typowe dla sposobu funkcjonowania społeczeństw słowiańskich i można przypuszczać, że sam Arystoteles, wbrew temu co nam próbują wmówić historycy, nie był Grekiem, ale najprawdopodobniej był z pochodzenia Macedończykiem lub Trakiem.

O tym świadczy nie tylko to, że jego ojciec był nadwornym lekarzem władcy słowiańskich Macedończyków, Amyntasa III, ale również to, że jego imię najwyraźniej było imieniem albo przezwiskiem słowiańskim.
W tym przypadku składało się ono z członu Ari pochodzącego od wyrazu Aria oznaczającego człowieka szlachetnego. Oraz członu „stotelez” z którym to spotkamy się przy nazewnictwie funkcji dworskich u Słowian.

Ten wyraz to nic innego jak trochę przekręcone określenie „stolnika” w języku słowiańskich „Langobardów” czyli Lombardów o czym pisałem tutaj:


u których dla funkcji stolnika używano określenia „stolezas”.
Razem dawało to określenie „Aristolezas” czyli „szlachetny stolnik” a które Grecy przerobili na Aristoteles. To określenie odpowiada zarówno poważaniu jakim cieszył się u Macedończyków Arystoteles jak i funkcji wychowawcy następcy tronu, czyli Aleksandra Wielkiego.

jeśli tak, to filozofia Arystotelesa daje nam dokładny wgląd w poglądy i przekonania Słowian tamtych czasów. Jego dzieła pozwalają nam zrozumieć to jak funkcjonowała społeczność słowiańska i jakie wartości moralne i etyczne były przez nią wyznawane. Ciekawe jest również to, że Arystoteles wniósł znaczny wkład w dziedzinie opisu i klasyfikacji ustrojów społecznych rożnych społeczeństw i te jego poglądy odzwierciedlają oczywiście jego empiryczne doświadczenia wynikłe z jego słowiańskiego pochodzenia i żywego kontaktu z tradycja społeczną i państwową Słowian.

Funkcja stolnika polegała nie tylko na zarządzaniu dworem władcy ale również na obowiązku wychowania następcy tronu. Również wśród Polan te dwa zadania były częścią obowiązków „piastuna” lub „stolnika”. W przypadku Merowingów funkcja stolnika była określana zlatynizowanym wyrazem Majordomus lub z niemiecka wyrazem Hausmeier. To drugie określenie jest jednak dużo późniejsze.

W moim poprzednim artykule napomknąłem też o postaci Pippina Starszego który pełnił rolę stolnika na dworze króla Dagowara I (Dagoberta I).


Po jego śmierci Pippin zapoczątkował dogłębne zmiany strukturalne w państwie galijskich Polan połączonych z reformami religijnymi oraz ekonomicznymi. Pippin dokonał w praktyce zamachu stanu i przejął władzę Merowingów w swoje ręce, starając się jednocześnie zapewnić swojemu synowi dziedziczenie władzy w królestwie.
Było to tym łatwiejsze ponieważ w wielkiej bitwie pod Wawelem zginęła większość arystokracji galijskich Polan i przez następne dziesięciolecia klasa średnia i arystokracja galijskich Polan straciła swoje polityczne znaczenie i tę pustkę wykorzystał bezwzględnie Pippin dla wprowadzenia w życie swoich planów.

Zmiany te doprowadziły również do napływu osadników z Brytanii oraz Skandynawii a w efekcie do stopniowego wytworzenia się nowych narodów i języków. Reformy Pippina kontynuował następnie jego syn i następca Grimoald odsuwając całkowicie od władzy prawowitego władcę Dagoberta II (którego był opiekunem, zgodnie ze starodawną tradycją), a którego wysłał na zesłanie do Irlandii.

Oczywiście tak daleko idące reformy spotkały się z oporem i musiały spowodować reakcję ze strony Słowian przywiązanych do starych zwyczajów, ariańskiej religii i słowiańskiego języka.
Po latach doprowadziło to do przewrotu i Grimoald został obalony a następnie wtrącony do lochu i najprawdopodobniej zamordowany.

Na pierwszy rzut oka nie widać w tej historii dużych podobieństw do legendy Piasta, ale czy na pewno?

Niewątpliwie Pippin odróżnia się jednoznacznie od innych władców Franków tamtych czasów. W przeciwieństwie do Merowingów żył prawdopodobnie w związkach monogamicznych. To samo można powiedzieć również o jego synu i następcy Grimoaldzie. Świadczy to pośrednio o tym, że byli oni zwolennikami innej formy religii chrześcijańskiej niż Merowingowie, i że jest wysoce prawdopodobne to, że to właśnie oni spróbowali zaszczepić starotestamentowy katolicyzm wśród galijskich Polan.
Historycy twierdzą, że Frankowie od czasów Chlodwiga wyznawali katolicyzm i to właśnie ten władca jako pierwszy zdecydował się przyjąć tę wiarę. Oczywiście jest to bzdura.
Żaden z opisów pierwszych Merowingów, w tym również Chlodwiga, nie potwierdza takiego stanu rzeczy. Zarówno ich zewnętrzny wygląd nie mówiąc już o ich obyczajach nie świadczy o tym, że Merowingowie mogli być katolikami ale o tym, że obowiązującą religia na ich dworze był arianizm. Dopiero Pippin zapoczątkował religijny przewrót, co wiązało się ze zmianami w obyczajach na dworze galijskich Polan.

Oczywiście ze względów propagandowych starotestamentowi katolicy próbowali przedstawić swoją religię jako wywodzącą się bezpośrednio od pierwszych apostołów i odpowiednio musiano też dorobić katolickie pochodzenie dynastiom rządzącym na terenach Francji i Niemiec. Katolicy znani są z tego, że nie maja żadnych skrupułów w „naprawianiu” historii i oczywiście w przypadku Merowingowie ich dzieje zostały też dokumentnie sfałszowane.

Najbardziej paradoksalne w tym wszystkim jest to, że obecny starotestamentowy katolicyzm nie ma powiązań z tradycjami pierwszych chrześcijan ale jest produktem sekty chrześcijańskiej z terenów Wysp Brytyjskich i Irlandii i dopiero Pippin Starszy pozwolił na rozszerzenie  wpływów tej sekty na tereny galijskich Polan, i w miarę ekspansji znaczenia państwa Franków, dalej na pozostałe części Europy w tym również Rzym. Tak naprawdę katolicyzm został wprowadzony przez Pippinidów jako niezbędny ideologiczny element ich gospodarczego systemu opartego na niewolnictwie oraz instrument  ekspansji znaczenia dynastii Karolingów w Europie.
Jako ciekawostkę można podać to, że tak ciężko katoliccy władcy Hiszpanii dopiero w XI wieku zdecydowali się przyjąć u siebie obrządek zwany rzymskim a tak naprawdę brytyjskim.

Mimo zafałszowania historii przez katolicką propagandę, istnieją w tych katolickich podaniach elementy oparte na rzeczywistych zdarzeniach, chociaż przesunięte w czasie i przypisane osobom nie mającymi z nimi nic wspólnego. Takim zdarzeniem jest oczywiście również moment przejęcia katolicyzmu przez władców Franków.

Tak jak to podałem wcześniej, stało się to za przyczyną Pippina Starszego i jego dążenia do wprowadzenia gospodarki niewolniczej w królestwie jako rokującej większe nadzieje na rozwój gospodarczy w społeczeństwie zdziesiątkowanym epidemią dżumy.

Z zachowanych opisów wiemy, że odbyło się to w trakcie oficjalnej ceremonii celebrowanej przez katolickiego biskupa, w trakcie której wygłosił on zdanie którego sens do dzisiaj jest dla historyków zagadką. Biskup zwrócił się do króla Franków (oficjalnie mówi się o Chlodwigu a co jest moim zdaniem niemożliwe i ceremonia ta odbyła się z udziałem Pippina Starszego) z następującymi słowami:

„Skłoń, dumny Sicambrze, twoją skroń i poddaj się łagodnej woli Jezusa Chrystusa. Módl się za to co wcześniej obróciłeś w popiół i spal to co dotychczas czciłeś.”

Interpretacja tego zdania, które wydaje się być dosyć wiernie przekazane potomności przez bezpośrednich świadków tej ceremonii, niesie w sobie cały szereg interpretacyjnych problemów. Już samo określenie króla wyrazem Sicamber jest więcej niż zagadkowe. Oczywiście katolicka propaganda zrobiła z tego słowa pierwotną nazwę plemiona Franków. Moim zdaniem mamy tu do czynienia z odniesieniem do pochodzenia galijskich Polan i ich przynależności do słowiańskiej społeczności ludów scytyjskich.
Znacznie ciekawsze jest jednak druga część zdania.

Wydaje się że mamy tu do czynienia z żądaniem kościoła zaprzestania pochowków całopalnych wśród galijskich Polan jako jednoznacznego znaku zerwania z ariańską przeszłością oraz wezwaniem do akcji palenia wszystkich świadectw dowodzących ariańskiej przeszłości galijskich Polan.

Pippiin spełnił te zadania tak dobrze, że po tych świadectwach nie ostało się nic. Wszystko co choćby w odległy sposób miało przypominać starodawną historię Polan i ich przynależność do religii ariańskiej było przez następne stulecia z fanatyczną wściekłością niszczone przez wyznawców starotestamentowego katolicyzmu. Mimo palenia wszystkiego co słowiańskie i ariańskie, w pamięci ludzkiej ta przeszłość nie uległa zapomnieniu, niestety w sposób szczątkowy i zafałszowany, ponieważ nawet przy manipulowaniu legend kościół katolicki nie pozostał bezczynny i korzystając ze swojego monopolu propagandowego, również tam próbował te legendy tak zmodyfikować aby odpowiadały jego widzeniu historii. Nie bez przyczyny świadectwa legend Polan i Wawelan zostały spisane przez katolików i to tak aby nikt nie wyczuł ich ścisłych powiązań z legendami Francuzów i Niemców.

Oczywiście ta dramatyczna akcja niszczenia przeszłości nie mogła przejść bez reakcji świadków tych czynów i jest to najzupełniej logiczne, ze w świadomości historycznej ludu władca ten zachował się pod przezwiskiem które odpowiadało jego czynom.

To imię brzmiało Popiel.

Czyli ten który spopielił historię własnego narodu.

Oczywiście ludność królestwa Franków, gdzie rożne elementy językowe mieszały się ze sobą jak w tyglu, musiała to słowiańskie przezwisko dostosować do własnej wymowy a na dokładkę brytyjskiej sekcie starotestamentowych katolików też nie pasowała słowiańskość tego władcy a więc postarali się o to aby ten władca przeszedł do historii pod imieniem Pippin.

Amerykanie blefują – Niemcy sprawdzają




Niemieckie rezerwy złota należą do największych po USA, przynajmniej w teorii. Kiedy jednak po licznych kryzysach finansowych, w Niemczech podniosły się głosy żądające większej kontroli nad tym bogactwem, to okazało się, że to złoto w niewielkiej tylko ilości znajduje się w kraju. Zdecydowana większość leżała w sejfach amerykańskich, brytyjskich i francuskich. 

Krytyka tego stanu rzeczy była tak głośna, że Bundesbank zdecydował się wystąpić do „sojuszników” o zwrot tego mienia. 

W odpowiedzi otrzymał od Amerykanów oświadczenie, że im to ani w głowie i że mogą się wypchać.

Oczywiście musiało to spowodować, że natychmiast pojawiły się teorie spiskowe mówiące w większości o tym, że USA nie są w stanie zwrócić te 1500 ton złota, bo po prostu już dawno go nie posiadają.
Teorie te utrzymują się dalej twardo, ponieważ dalszy rozwój wypadków zdaje się je potwierdzać. 

Po kolejnych dyplomatycznych przepychankach oraz po zakulisowych niemieckich groźbach, Amerykanom udało się wyskrobać trochę złota (pewnie ukradli je na Ukrainie) i w roku 2013 zwrócili Niemcom pierwszych parę ton.

Ku zdziwieniu obserwatorów sztabki które otrzymali Niemcy nie były oryginalne i Amerykanie oddali złoto po jego wcześniejszym przetopieniu.
Nie przyczyniło się to do wzrostu zaufania i Niemcy zaczęli podejrzewać Amerykanów o jakieś przewałki, żądając zwrotu złota w oryginalnych sztabkach.

Z jakichś dla nikogo niezrozumiałych względów Amerykanie te żądania odrzucili i dalej nie maja zamiaru zwrócić Niemcom tego złota, przynajmniej nie tak szybko.

Co w takim razie jest tu grane?

Amerykanie jak przystało na oszustów o mentalności prymitywnego pokerzysty chcą Niemców oczywiście wykiwać. Wprawdzie sumy o które tu chodzi są relatywnie niewielkie, ale mimo wszystko, mogą osiągnąć wartości idące w miliony dolarów.
Znacznie groźniejsze jest jednak to, że historia z tymi sztabkami złota udowadnia, że Amerykanie już od zakończenia 2 Wojny Światowej na olbrzymią skalę oszukują cały świat manipulując do spółki z Francuzami przy kalibracji odważników używanych w handlu międzynarodowym.
Zwrot złota Niemcom stał się koronnym dowodem tej chamskiej manipulacji.

Sprawa wyszła na jaw jak w zeszłym roku kolejne sztaby złota zostały przewiezione do Frankfurtu.
Tym razem Amerykanom udało się zgromadzić aż 70 ton złota z czego 50 ton przesłali w nowo przetopionych sztabkach, a około 20 w sztabkach „oryginalnych”.

Ku zaskoczeniu Amerykanów, Niemcy zrobili im psikusa i niespodziewanie dla nich, sami przetopili to złoto sprawdzając równocześnie jego próbę. Chodziły bowiem pogłoski, że w wielu sejfach największych banków, zamiast złota przechowywane są pozłacane sztabki z wolframu.

Jak wielkie zdziwienie musiało ogarnąć zainteresowanych gdy po przetopieni złota, to uległo pomnożeniu. Jak u legendarnego Midasa zrobiło się go nagle więcej.

Wprawdzie ten przyrost był niewielki ale mimo to, 1.5 kg złota też jest nie do pogardzenia i ma z grubsza wartość 50000 €.

Wiadomość o tym pojawiła się w „Süddeutsche Zeitung” ale redakcja nie skomentowała tego cudu nad Menem:

A komentarz jest jak najbardziej wskazany, przynajmniej dla myślących ludzi.


Jest to przykład tego, że nauka sq...ła się do szpiku kości i jest całkowicie na usługach agentur i oszustów pomagając im w okradaniu słabych i biednych.

To nagłe pomnożenie złota świadczy o tym, że założenia fizyki o stałości ich stałych fizycznych są o dupę rozbić. O tym pisałem już przed laty zwracając uwagę na to, że nie istnieje coś takiego jak stabilność masy i nasz poczciwy wzorzec kilograma zmienia swoją wagę jak szalony, a z nim oczywiście cała materia ziemska.


Zmiany te mogą być bardzo znaczne i przy znacznej wadze mierzonych towarów, tak jak w przypadku tego złota, musi to prowadzić do znacznych odstępstw w wadze z upływem czasu.
Dla kogoś kto wie jak te zmiany przebiegają otwiera to możliwości drastycznych manipulacji na niekorzyść tych, co o tych zmianach nie mają pojęcia.

Szczególnie ważne jest to, że tak jak opisałem już w moim artykule, przejście fazowe materii powoduje, że zmieniają się również wszystkie charakteryzujące ją parametry.

Przy drastycznych zmianach Tła Grawitacyjnego prowadzi to też do zmian masy materii ale też zmian masy atomów i stąd nagle może się zdarzyć, że sztabka złota, która z największą troską zważono przed 50 laty, po upływie tego czasu nagle waży ździebko więcej, a jeśli dodatkowo ją przetopimy, to zmiana tej wagi może wypaść nie tylko dobitniej co również może się zmienić stosunek wagi budujących ją komponentów. Innymi słowy może się też zmienić próba tego złota.

I z takim przypadkiem mieliśmy do czynienia właśnie ze złotem przekazanym Niemcom.

Amerykanie oszukują świat już od lat manipulując odważnikami i każą sobie towary masowe przesyłać po wadze odbiorcy, jeśli ta jest dla nich korzystna, albo ważą je u siebie, jeśli ich odważniki wykazują przy tym mniejsza masę tego towaru. Nikt nie podejrzewał w tym żadnej przewałki bo te sq...ny fizycy wmawiali ciągle ludziom kłamstwa o niezmieniającej się wadze wzorca kilograma.

Ta przewała funkcjonowała doskonale i Amerykanie przez ostatnie 50 lat okradli społeczność światową na bilionowe sumy i bogacili się kosztem biednych i głupich.

Tymczasem żądanie Niemiec zwrotu złota postawiło ich problemem tego, że tym razem zostaną przyłapani na gorącym uczynku i na pewno oszukani nie potraktują to jako dowcip.

Jeśli chodzi o pieniądze to poczucie humoru u oszukiwanych jest słabo rozwinięte.

To złoto za żadne skarby nie mogło wrócić do Niemiec, bo również ci byli przez te wszystkie lata robieni w balona i szansa że potraktują to jako dowcip była niewielka. Jeśli chodzi o pieniądze to Niemcy w ogóle nie znają się na żartach.

Najpierw więc spróbowano numeru z blokadą tego zwrotu, ale tu oczywiście Niemieccy nudziarze nie zrozumieli kawału i przycisnęli Amerykanów za gardło.

W odpowiedzi pospiesznie przetopiono złoto i wylano nowe sztabki złota, które po zważeniu i opisaniu nowej wagi, znalazły się w Niemczech: Ale ci nie dali się tak łatwo wydmuchać i twardo obstawali przy zwrocie oryginalnych sztabek.

Po dłuższych debatach i przepychankach zgodzono się na plan zwrotu złota i Niemcy zrezygnowali z przewozu całości zadowalając się 1/3 tego co teoretycznie leżało w amerykańskich sejfach. Zgodzili się nawet na to aby cześć tego złota Amerykanie przetopili ale około 1/3 chcieli otrzymać w oryginale. Było to ograniczone mocą przerobową amerykańskich laboratoriów do manipulacji tych sztabek.

Tutaj amerykanie stanęli przed dylematem jak to można zrobić i nie dać się złapać na oszustwie.
Wyjściem było zeszlifowanie takiej części złota aby waga na sztabce odpowiadała tej wybitej na jej powierzchni. W zasadzie nie było to trudne i Amerykanie liczyli na to, że Niemcy dadzą się w ten sposób wywieść w pole. Nie przewidzieli jednak tego, że Niemcy nie są aż tacy głupi i czytają moje artykuły w których już przed wielu, wielu laty ostrzegałem przed tego typu machlojkami i postanowili ich sprawdzić, tak jak przystało w pokerze.

Bez informowania o tym Amerykanów zdecydowali się na przetopienie wszystkich sztabek sprawdzając dokładnie wagę każdej z nich oraz mierząc dokładnie probe tego złota. I tu okazało się że w tym amerykańskim burdelu ktoś pomieszał sztabki manipulowane z oryginalnymi i wśród paruset tych jakie zostały przesłane do Frankfurtu zaplątały się dwie w których nie przeprowadzono takich manipulacji i należały do szarzy w której zmiany masy pod wpływem zmiany TG były szczególnie drastyczne.

Te dwie sztabki przyczyniły się najbardziej do przyrostu masy złota po przetopieniu i okazało się że ich czystość była większa niż pomierzona po pierwszym ich odlewie.

Ta drastyczna zmiana wagi i czystości złota tych dwóch sztabek świadczy o tym jakie kokosy zbiją amerykanie jeśli udałoby się im zwrócić to złoto dopiero po przetopieniu. Problem w tym że najpierw to złoto trzeba mieć, a rabunek złota w Libii i na Ukrainie to za mało aby pokryć wierzytelności względem Niemiec. Cała więc nadzieja w wojnie z Rosją. Ta ma złota w bród.

PS.
Oczywiście ten przypadek pokazuje nam również bardzo sugestywnie dlaczego kłamstwa o wzroście CO2 w atmosferze są zwykłym wymysłem półgłówków nasłanych przez amerykańskie koncerny naftowe aby „walczyć z ociepleniem klimatu”. Ci idioci są narzędziem w rekach sq..nów którzy dobrze o tym wiedzą że cywilizacja ludzka nie ma na to żadnego wpływu ponieważ zmiany te są, tak jak w przypadku czystości złota, tylko wynikiem przystosowania się składu atmosfery do aktualnej wartości TG i odpowiedniego zwiększania się i zmniejszania masy atomów pierwiastków o czym pisałem już w szeregu artykułów na ten temat.