„Germanie” i My




Kontynuujmy zatem dalej tematykę pochodzenia człowieka. Tym razem ograniczoną do rozwoju populacji ludzkiej w Europie ostatnich 30000 lat. Przyczyną tego jest oczywista sprzeczność pomiędzy wynikami badan genetycznych u ludzi współczesnych, jak i możliwość przeprowadzenia takich badan na materiale kopalnym (co pozwoliło na dokonanie wielu odkryć zaprzeczających obowiązującym dotychczas wersjom pochodzenia i rozwoju mieszkańców Europy) a obowiązującymi dotychczas teoriami w tym względzie.

Dyskusje jakie te odkrycia wywołały nie maja na celu znalezienia optymalnego modelu tłumaczącego obserwowane fakty ale są odzwierciedleniem politycznych i ideologicznych interesów poszczególnych państw.

Moim celem jest wskazanie na możliwość istnienia całkiem innego mechanizmu kształtowania się populacji europejczyków jak i całkiem innego przebiegu różnicowania się ich haplotypów.
Wszystko wskazuje na to że historię paleolitu i neolitu w Europie trzeba będzie napisać od nowa. 
Jak zapewne czytelnicy moich notek pamiętają nie jestem zwolennikiem dzielenia populacji ludzkiej na poszczególne, ograniczone w czasie i przestrzeni, gatunki.


 Wszystkie dane uzyskane w rezultacie paleontologicznych i archeologicznych znalezisk wskazują jednoznacznie że zmienności morfologiczne w obrębie gatunku ludzkiego (jak i innych organizmów) mają swoje podłoże w zmienności Tła Grawitacyjnego a wiec zależne są od częstotliwości oscylacji podstawowych jednostek przestrzeni - wakuol. Zmiany takie występują cyklicznie są jednak szczególnie silne w specyficznych warunkach braku równowagi pomiędzy TG lokalnym a globalnym. Jak np. w przypadku lądolodu w trakcie przejść od glacjału do interglacjału i odwrotnie, kiedy masy lodu maja inna częstotliwość oscylacji ich materii niż aktualna częstotliwość dla Układu Słonecznego.
Oznacza to rowniez że tak zwany Neandertalczyk jest takim samym Homo Sapiens jak i ludzie współcześni.

Jego specyficzne cechy budowy szkieletu wynikały po prostu z innych warunków tworzenia się białek i aktywizacji poszczególnych genów na skutek innych od współczesnych „praw fizycznych” w przyrodzie.
Nie może więc być mowy o wymarciu Neandertalczyków ale o ich płynnym przeobrażeniu w formę współczesną. Populacja tych ludzi uległa w ciągu niewielu pokoleń przeobrażeniu w formę o delikatniejszej budowie po tym jak w obrębie Układu Słonecznego nastąpił jednostajny przyrost wartości TG.

Miało to miejsce w Europie przed około 30000 lat. W początkowym okresie zmiany te doprowadziły do wykształcenia tak zwanego człowieka z Cro-Magnon, który wykazywał już wiele współczesnych cech ale posiadał jeszcze wiele cech Neandertalczyków, włącznie z ich bardzo masywnym szkieletem i silnym umięśnieniem.

Proces wzrostu TG trwał jednak nieprzerwanie i z pokolenia na pokolenie populacje ludzkie stawały się coraz drobniejsze i słabsze fizycznie. Te zmiany jednak nie dotyczyły mózgu ludzkiego. Już bowiem Neandertalczycy stworzyli dosyć zaawansowaną kulturę materialną a ich zdolności umysłowe nie były zapewne dużo mniejsze od naszych. Ich mózg był więc ciągle stymulowany z racji złożoności posiadanych przez nich umiejętności i nie uległ tak dramatycznej zmianie jak ich wygląd zewnętrzny. Wprost przeciwnie. Gwałtownie zmiany TG stymulowały również przemiany w mózgu tych ludzi i ich inteligencja zaczęła wzrastać w gwałtowny sposób.

Z tym związane było też przyjecie coraz bardziej złożonych form społecznych i kształtowanie się kultury opartej na doskonałych umiejętnościach mowy, rozbudowanych wierzeniach religijnych i potrzebach estetycznych wyrażających się we wspaniałych osiągnięciach sztuki malarskiej czy tez zdobniczej. Już przed 30000 lat ludzie wytwarzali instrumenty muzyczne a i w dziedzinie techniki dokonali rewelacyjnych odkryć.

Takich choćby jak opracowanie metod suchej destylacji kory brzozowej w celu otrzymania uniwersalnego kleju – dziegciu.
Jeśli chcemy więc zrozumieć w jaki sposób powstały poszczególne populacje ludzkie w Europie i dlaczego przyjęły one takie a nie inne rozmieszczenie geograficzne, musimy się cofnąć właśnie aż do tak odległej przeszłości.

Przed około 30000 tys.laty rozpoczęła się ostatnia faza glacjalna Zlodowacenia Północnopolskiego. W ciągu paru tysięcy lat lądolód skandynawski przesunął się na południe zajmując tereny północnej i środkowej Polski.
Jeśli spojrzymy na mapę Europy w okresie jego największego rozprzestrzenienia to zauważymy coś ciekawego.



Masy lodowe podzieliły Europe tak jakby na dwie części połączone tylko wąskim przesmykiem pomiędzy lodowcem a Karpatami. Oczywiście dla wielu organizmów ani Alpy ani Góry Bałkańskie ani tym bardziej Karpaty nie stanowiły nieprzekraczalnej przeszkody ale dla niektórych były barierą nie do przebycia. Do takich zwierząt należały duże zwierzęta roślinożerne ostatniego zlodowacenia a przede wszystkim mamuty. Już badania tras wędrówek słoni afrykańskich wydobyły na światło dzienne zadziwiającą ich formę. Słonie te nie zmierzają do celu najprostszą możliwą droga ale gotowe są podjąć nawet dwukrotnie dłuższy marsz jeśli tylko to pozwoli uniknąć podejść pod górę.


Nie inaczej miała się też sprawa z mamutami w okresie ostatniego zlodowacenia. Mamuty te należały do zwierząt wędrownych i zmieniały miejsce swojego pobytu regularnie pomiędzy nizinami Europy zachodniej a równinami w rejonie Morza Czarnego i Kaspijskiego.
Podobne wędrówki znamy też u innych zwierząt. Na przykład kanadyjskie renifery pokonują dwa razy w roku odległość po 2000 km tylko dla uniknięcia groźnych dla nich insektów.

Możemy przyjąć że obszary Europy zachodniej a szczególnie te pokryte obecnie morzami przyciągały corocznie w okresie zimy setki tysięcy mamutów które znajdowały tam optymalne warunki do przeżycia. Z nastaniem wiosny musiały one opuszczać te tereny ociekając przed plaga komarów i deszczami na tereny o suchym klimacie a więc na tereny obecnej Ukrainy.
Jednak istniała tylko jedna droga, którą mogły pokonać mamuty łącząca te tereny ze sobą, a ta prowadziła przez Niż Polski. Tylko tędy mogły wędrować mamuty i to było też optymalne miejsce do polowań na nie.

W tym wąskim przesmyku pomiędzy lodowcem a górami przed oczami łowców nie mogło się ukryć żadne stado zwierząt. Możemy więc wyciągnąć wniosek że obszar ten musiał być wysoce atrakcyjny dla ludzi w tym okresie i z konieczności regularnie spotykały się tam plemiona koczowników. Sprzyjało to wykształceniu się jednolitej kultury materialnej jak i duchowej. Musimy też przyjąć że olbrzymie bogactwo zwierzyny łownej jak i jej koncentracja na tak wąskim terenie sprzyjało dostatkowi pożywienia i prowadziło szybko do wzrostu liczebności tych plemion oraz wyrównywaniu ich genetycznego podobieństwa.

Jednocześnie regularność wędrówek mamutów spowodowała, że poszczególne grupy i klany zaczęły rywalizować o najlepsze tereny łowne a te znajdowały się ze zrozumiałych względów właśnie między Odrą i Wisłą.

Wystąpiła więc olbrzymia presja obrony najlepszych stanowisk przed zakusami innych grup. Skłoniło to część tych ludzi do zaniechania wędrówek razem ze zwierzyną łowną na rzecz przejścia do życia osiadłego dla zabezpieczenia najlepszych dla polowań obszarów. Wprawdzie wiązało się to z gorszym zaopatrzeniem w żywność w okresach przejściowych, ale skłoniło tych ludzi jednocześnie do poszukiwań nowych technologi magazynowania żywności jak i zmiany ich przyzwyczajeń łowieckich. Zaowocowało to dodatkowym wzrostem liczebności tych klanów i dało im olbrzymia przewagę nad grupami koczowniczymi. 

Możemy sobie wyobrazić że w okresach pomiędzy wędrówkami mamutów ludzie ci mieli czas na inne zajęcia, nie koniecznie związane z koniecznością prymitywnego zapełnienia żołądka. Ich osiadłe życie wynagradzało ich za to wprost nieskończoną obfitością pokarmu w okresach wędrówki mamutów.
Ceną była jednak konieczność podjęcia walki z innymi grupami w obronie własnego terytorium. Spowodowało to dramatyczną zmianę w stosunkach pomiędzy klanami i prowadziło do krwawych porachunków miedzy nimi. Jednocześnie te ciągłe walki i potyczki stworzyły całkiem inną strukturę socjalną w której oprócz zwykłych jej członków zaczęła wyodrębniać się kasta wojowników jak i wodzów i przywódców tych grup. Już wtedy zatem zaczęły kształtować się zalążki większych struktur społecznych prowadzących z czasem do powstania plemion, narodów i państw.
Ten nowy fenomen obrony terytorium przed innymi, miał jeszcze jeden ważny aspekt. Nagle pojawiła się bariera w formie wojowniczych klanów, broniących dostępu do własnego terytorium przed obcymi, dzieląca Europę na dwie części. I tak jednolita w miarę populacja koczowników Europy Środkowej została podzielona na dwie osobne części. W konsekwencji w okresie przed około 20000 do 15000 lat gdy lodowiec osiągnął największy zasięg a klimat stal się morderczo zimny populacje te straciły ze sobą całkowicie kontakt, co doprowadziło do wyodrębnienia się z pierwotnej haplogrupy R1, haplogrup R1a i R1b. Ta ostatnia jest charakterystyczna dla lodów Europy Zachodniej i południowo-zachodniej, ta pierwsza to haplogrupa słowiańska.



W ciągu następnych tysiącleci koczownicy haplogrupy R1b musieli wycofać się na południe Europy i weszli w kontakt z innymi populacjami ludzkimi często o bardzo starym rodowodzie. Nie obeszło się tu bez wzajemnych wpływów i przejmowania zdobyczy kulturalnych w tym rowniez języka nowych sąsiadów.

Z czasem grupy zachodnie zatraciły w znacznym stopniu swój pierwotny język, który przetrwał do dzisiaj u Słowian, przejmując elementy językowe rozpowszechnione w Europy zachodniej. Z grup tych rozwinęły się w dalszej perspektywie plemiona germańskie i celtyckie.
Grupy wschodnie ociekając przed lodem i mrozem podjęły wędrówki w kierunku Bliskiego Wschodu, Indii i Syberii a być może i Ameryki.

Najciekawsze jest jednak to co stało się z osadnikami na terenach obecnej Polski. Ludzie ci żyli już od tysiącleci mniej lub bardzie w sposób osiadły i zapewne pogorszenie klimatu wprawdzie znacznie pogorszyło warunki ich życia ale nie było w stanie zmienić ich sposobu bytowania, ponieważ byli oni w znacznym stopniu przystosowani do długich okresów braku zwierzyny łownej, gromadząc zapasy żywności. Jednym ze sposobów tego gromadzenia było zapędzanie dzikich zwierząt do ogrodzonych pułapek z ktorych nie mogły się wydostać. Były to zaczątki prymitywnej hodowli które w następnych tysiącleciach zaowocowały udomowieniem szeregu dzikich gatunków zwierząt. Ludzie ci pozostali na miejscu, szczególnie że Mamuty dalej prowadziły swoje coroczne wędrówki i żywności nie brakowało. Grupy te żyły jednak w większej izolacji od innych grup w tym czasie i podlegały silnym zmianom ewolucyjnym skierowanym również w kierunku dalszego różnicowania haplotypow jak i selekcji w kierunku dominacji jasnych włosów



oraz niebieskich oczu,  



typowych przystosowań do życia w wiecznych śniegach.

Można jednak przyjąć że kontakty z ich pobratymcami z Europy Wschodniej nie zanikły całkowicie chociażby z racji wspólnoty językowej ludów „indoeuropejskich”.
Te wojownicze grupy plemienne z terenu Niżu Polskiego, a szczególnie kasty wojowników, nie ograniczyły się do czekania na wędrówkę mamutów ale w czasie wolnym od polowań podejmowały wypady na południe, zachód i wschód rabując napotkane po drodze ludy ale i wzbogacając własną wiedzę o osiagniecia innych.

Kontakty te przygotowały bazę do przemian jakie nastąpiły z końcem zlodowacenia.
Pod koniec ostatniego zlodowacenia miały miejsce zamiany biegunów na Ziemi polegające na obrocie Ziemi o 180°, tak jak to opisałem tutaj:


W efekcie doszło do wymarcia dużych ssaków roślinożernych, w tym mamutów, nie potrafiących się przystosować do nagle zmienionych pór roku oraz raptownych zmian klimatycznych. Do tego jeszcze Europa Zachodnia została spustoszona przez olbrzymie tsunami dziesiątkujące nie tylko stada mamutów ale rowniez ludność tych terenów.

Ludność na terenach obecnej Polski straciła nagle podstawę jej egzystencji. Stada mamutów przestały istnieć i wystąpiła konieczność przestawienia się na polowania na renifery, a te wędrowały na północ w miarę topnienia lodowca. Było to główną przyczyna ekspansji ludności haplogrupy R1a (którą dalej będę nazywał jako protosłowiańską) na zachód i w kierunku Półwyspu Skandynawskiego.

Protosłowianie byli wiec pierwszymi mieszkańcami Skandynawii po ustąpieniu lodowca. Dopiero później od wschodu napłynęły plemiona lodów ujguro-fińskich a od południowego -zachodu przez Jutlandię plemion protogermańskich haplogrupy R1b wypieranych z terenów obecnych Niemiec przez napierających od wschodu Protosłowian.

Utrata możliwości polowania na grubą zwierzynę zmusiła ludność osiadłą Niżu Polskiego do zmiany swojego sposobu życia w tym do wynalezienia hodowli zwierząt. Ich wyprawy wojenne i podboje w na Bliskim Wschodzie i ekspansja w kierunku Indii pozwoliły tym ludom na import dalszych idei i technologii z tych terenów.
Import ten nie odbywał się więc na drodze wędrówki lodów z Bliskiego Wschodu do Europy Środkowej ponieważ nie ma na to żadnych dowodów w formie domieszek haplogrup orientalnych wśród mieszkańców Polski.

Technologie te trafiły na tereny obecnej Polski na podatny grunt. Ludność ta już od tysiącleci udomowiała zwierzęta dzikie. Zarówno udomowienie psów jak i krów czy koni zawdzięczamy Protosłowianom. Również wbrew temu co sadzili antropolodzy i archeolodzy, udomowienie świń jest osiągnięciem samych Europejczyków a dokładnie Protosłowian a nie jakimś importem z Bliskiego Wschodu.

Na bazie tych osiągnięć nastąpiło przyjecie przez osiadłych Protosłowian rolnictwa. Wraz z przejściem z gospodarki łowieckiej do hodowli bydła i oparcia wyżywienia o mleko doszło do wykształcenia odporności u Słowian na laktozę.


Na zamieszczonej poniżej mapce możemy zobaczyć rozkład ludności tolerującej laktozę na świecie. Widzimy jednoznacznie ze centrum z którego rozprzestrzeniła się ta tolerancja znajdowało się na terenach obecnej Polski i tylko tam mogło więc dojść do udomowienia turów.



Równolegle do tych zmian nastąpiła dalsza dyferencjacja haplotypu Protosłowian i wykształcenie się haplotypu R1a1a jako typowego dla Polaków.

Możemy więc obstawać przy tym że najwieksze osiagniecia cywilizacyjne dokonane zostały przez naszych przodków. Bez nich cywilizacja ludzka potrzebowałaby jeszcze tysiącleci aby osiągnąć obecny poziom rozwoju. Kto wie, możliwe że bez osiadłych Słowian i ich wynalazków ludzkość dalej znajdowałaby się jeszcze w epoce kamiennej.

Dlaczego jednak trwa dalej uparcie legenda o germańskim wkładzie cywilizacyjnym i wspólnych korzeniach na Bliskim Wschodzie?

Oczywiście postawy mają podłoże zarowno ideologiczne jak i religijne.

Ludy Europy Zachodniej a szczególnie Niemcy obstają przy swoim aryjskim pochodzeniu, z mitycznego ludu który miał dać poczatek ludom obecnej Europy. Bazą do takich przekonań była oczywiście religia. Religijni maniacy wśród naukowców próbują naginać fakty do tego co jest napisane w Biblii, a według niej ludzie powstali na Bliskim Wschodzie i z tego punktu musieli się rozprzestrzenić po całym świecie. Dla tych fanatyków również wszystkie inne osiagniecia cywilizacyjne musiały powstać w tamtym regionie. Dlatego rozpowszechniane są bajki o jakoby wspólnej wędrówce Germanów i Słowian z Iranu lub Mezopotamii do Europy. Jest to oczywista bzdura. Takiego typy wędrówki nigdy nie mogły mieć miejsca.

Wprawdzie Słowianie i Germanie maja wspólnych przodków ale różnią się drastycznie swoją najnowszą historią. Protogermanie powstali z tej części ludności Protosłowiańskiej która wyemigrowała na tereny Europy Zachodniej i tam uległa kulturalnym wpływom tubylców. Po zakończeniu ostatniego zlodowacenia ludy te powędrowały na północ i zasiedliły tereny do Łaby. Postępująca ekspansja Słowian na zachód zepchnęła cześć tych plemion do Skandynawii gdzie wspólnie z żyjącymi tam już Słowianami i Finami wykształciły się początki Germanów.

Indoeuropejskość Germanów nie ma swoich źródeł w pierwszej linii w ich pochodzeniu ale w wielokrotnym mieszaniu się z ludnością słowiańską połączonym z wchłanianiem słowiańskich elementów językowych.

Słowianie nie podlegali takim zmianom, na co wpłynął ich osiadły tryb życia na tych samych terenach od tysiącleci jak i cywilizacyjna i militarna dominacja nad innymi grupami w tamtych czasach.
Można więc powiedzieć że Słowianie to bezpośredni potomkowie Neandertalczyków, pierwotnej ludności Europy, a Germanie to nasi przyrodni bracia.

O ewolucji człowieka



Temat ewolucji wzbudza silne emocje, zbyt mocno jest on bowiem obarczony konfliktami pomiędzy rożnymi światopoglądami i religijnymi preferencjami czytelników.

Obawiam się ze moim kolejnym artykułem nie przyczynie się do uspokojenia nastrojów, ponieważ zarówno zwolennicy jak i przeciwnicy ewolucji nie maja najmniejszego pojęcia o rzeczywistości i są zaślepieni swoim ideologicznym fanatyzmem.

Mechanizmy ewolucji wydaja sie funkcjonować na innych zasadach niż te propagowane przez ewolucjonistów. Z drugiej strony religijni maniacy tez nie maja się z czego cieszyć, ponieważ ewolucja istnieje, i to ona przyczyniła się do powstania człowieka a nie jakaś tam ingerencja jakiegoś tam "Boga".
Co więcej muszę stwierdzić, ze pozycja człowieka w świecie zwierząt nie jest niczym szczególnym. Można by to nawet drastyczniej sformułować. Powstanie człowieka rozumnego nie było poprzedzone żadnym procesem preferującym jego rozumność. Powstanie człowieka to po prostu “wypadek przy pracy”, przypadkowe wyewoluowanie świadomości będące produktem odpadowym selekcji innych cech organizmu, które dla jego przeżycia były o wiele ważniejsze od inteligencji.
Wskazania że ewolucja nie jest jedynie wynikiem zmian genów, ale produktem skomplikowanych zależności pomiędzy różnorodnymi czynnikami, stały się w ostatnich czasach coraz powszechniejsze.


Nie tylko chaperony mogą wpływać na morfologie organizmów ale już sama obecność prostych białek może wpłynąć w zdecydowany sposób na ich wygląd zewnętrzny.

Japońskiemu naukowcowi Masaki Kamakura udało się to w spektakularny sposób udowodnić. W artykule 


przedstawił on eksperyment dotyczący rozwoju ciała matek pszczelich.

Tak jak zapewne większości czytelników się orientuje, matki pszczele i robotnice nie różnią się zestawem swoich genów. Mimo tego pszczoły potrafią z larwy (z podwójnym zestawem chromosomów) do jej 5 dnia życia, wyhodować matkę pszczela tylko przez przestawienie sposobu karmienia tej larwy na mleczko pszczele.


Nie wiedziano jednak jaki czynnik konkretnie jest za to odpowiedzialny.
Badania Kakamury doprowadziły niedawno do identyfikacji tej substancji.
W swoim eksperymencie zbadał on jak długość przechowywania mleczka pszczelego wpływa na rozwój larw pszczelich i stwierdził że czym dłużej takie mleczko było przechowywane tym słabsze było jego działanie na larwy i tym słabiej przyszłe matki wykształcają typowe dla nich cechy morfologiczne.
Oznacza to że stężenie odpowiedzialnego za te zmiany czynnika musi się z upływem czasu zmniejszać i po około 30 dniach przechowywania całkowicie zaniknąć.
Dokładne analizy wykazały że warunek ten spełnia tylko jedna substancja zawarta w mleczku pszczelim a mianowicie białko o nazwie “Royalactin”


Odkrycie to mimo że interesujące nie miało by większego znaczenia gdyby nie to, że Kamakura  nie poprzestał na tym, ale postanowił sprawdzić jak ta substancja działa na rozwój muszki owocowej (Drosophila melanogaster)


Jest to wprawdzie też owad ale nie spokrewniony bezpośrednio z pszczołami i mimo to, poprzez dodatek Royalactinu do pożywienia larw muszki owocowej, doszło do dramatycznych zmian w wyglądzie osobników. Wyrosły one większe, żyły dłużej i złożyły więcej jajeczek niż normalne muszki owocowe.
Dowodzi to, że wygląd zewnętrzny organizmu może się silnie zmienić pod wpływem działania nawet bardzo prostych substancji i nie jest do tego potrzebna genetyczna selekcja czy tez mutacja genów.
Odkrycie Kamakury zaprzecza twierdzeniom oficjalnej nauki że to właśnie geny są odpowiedzialne za morfologie organizmów.

Tak się jednak składa że cala systematyka organizmów żywych opiera się głównie na ich wyglądzie zewnętrznym. Wprawdzie metody genetyczne znajdują coraz częściej zastosowanie, jednak tak naprawdę, nikt nie jest w stanie powiedzieć o ile „genów“ muszą się dane organizmy różnić, aby można je było traktować jako odrębne gatunki.

W ten sposób genetyka stalą się nowoczesnym sposobem „wróżenia z fusów“ któremu nauka oddaje w ekscesywny sposób.
Tacy ludzie jak Kamakura są tutaj niestety nielicznym wyjątkiem. Ich działania pozwalają nam zachować resztki zaufania w sensowność i etyczność współczesnej nauki, ponieważ potrafią oni jeszcze stawiać pod znakiem zapytania rozpowszechniane przez zawodowych oszustów kłamstwa.
Trzeba jednak zauważyć ze tego typu działania  podejmowane są prawie wyłącznie przez naukowców z poza obrębu zachodniej cywilizacji. Nauka zachodnia znajduje się bowiem w fazie głębokiego kryzysu zarówno etycznego jak i ideologicznego i jest sama z siebie niezdolna do procesu samoodnowy, zbyt silnie skorumpowane jest bowiem środowisko naukowców i za daleko zaszła już degeneracja moralna ich przedstawicieli. Do tego dochodzi jeszcze przejecie strategicznych funkcji przez zdewociałych idiotów, których jedynym celem jest zrobienie z nauki narzędzia służącego do rozpowszechniania ich religijnych maniactw. Ta koalicja złożona z oszustów, dewotów i idiotów doprowadziła do rozłożenia nauki a szczególnie fizyki na łopatki.
Eksperyment Kamakury pokazał nam w sposób niepodważalny że rozwój organizmu do osiągnięcia dojrzałości jest sterowany na rożnych płaszczyznach i każda z nich jest w stanie zmienić wygląd tego organizmu w sposób zdecydowany.
Co ciekawe nie każda z tych płaszczyzn jest sterowana zapisem genetycznym. W większości przypadków aktywizacja takiej płaszczyzny następuje na skutek zmian środowiska naturalnego.
Głównym elementem kształtującym to środowisko są zmiany Tła Grawitacyjnego.
To właśnie TG jest motorem powstawania i wymierania gatunków.
Jeśli dojdzie do nagłych zmian warunków fizycznych na poziomie TG, to organizmy zmieniają się w niesamowicie szybkim tempie.
Tego typu zmiany byłyby niemożliwe gdyby ich powstanie było tylko zależne  od mutacji genów ponieważ tempo ich powstawania jest za słabe.
Z tego względu Natura przyjęła inne rozwiązanie i wyposażyła organizmy w mechanizm zmieniający ich morfologie w sposób antycypujący przyszłe zmiany środowiskowe a tym samym sterujący zmianami kierunku przemian morfologii organizmu zapewniający jego przeżycie w zmieniającym się środowisku.

http://pogadanki.salon24.pl/383755,pare-uwag-o-mechanizmach-ewolucji

Nauka musi zdjąć klapki z oczu i zrezygnować z ulubionej tezy ewolucjonistów że to gatunek jest podstawową jednostką zmian ewolucyjnych i zaakceptować że ewolucję nie interesuje coś tak abstrakcyjnego jak gatunek a tylko i wyłącznie indywiduum.
Tak naprawdę ewolucja to przeciwieństwo tego co nauka traktuje jako niepodważalna prawdę. Ewolucja nie jest prezesem aktywnie zmieniającym gatunki w wiecznej ich walce o przeżycie w zmieniającym się bez ustanku środowisku, ale procesem pasywnym, stabilizującym istniejącą morfologię organizmów i próbą jej niezmienionego zachowania pomimo ciągłego nacisku TG zmieniającego wielkość cząsteczek budujących organizm..
Wszystkie procesy ewolucyjne służą jedynie temu aby wygląd organizmu i sposób jego życia pozostał w niezmienionym stanie i przeciwdziałają każdej próbie tych zmian.
Rzeczywiste zmiany inicjowane przez TG zachodzą za szybko i prowadza do tak dużej morfologicznej metamorfozy że ewolucja w klasycznym znaczeniu nie ma na te zmiany żadnego istotnego wpływu.
Konkretnie oznacza to ze organizmy o jednolitym zestawie genów, w rożnych epokach historii ziemi, przyjmują rożny wygląd zewnętrzny.

Ten wniosek zmienia, naturalnie, nasze spojrzenie na wszystkie aspekty rozwoju organizmów, również takie, które dotyczą rozwoju człowieka.

Jeśli ewolucja funkcjonuje inaczej, to jak w takim razie przebiegała ona w przypadku człowieka? Dlaczego i w jaki sposób doszło do wykształcenia u ludzi inteligencji?

Z punktu widzenia natury inwestycja w duży mózg i w inteligencję nie jest dobrym interesem. Nie zwiększa ona szans przeżycia, a wprost przeciwnie, koszty energetyczne są tak duże że w historii życia na ziemi ewolucja nie podjęła nigdy podobnego eksperymentu jak w przypadku ludzi.

Spójrzmy co na ten temat ma do powiedzenia paleontologia.


I rzeczywiście jeśli dokładniej spojrzymy na zawarte tam informacje to musi się każdemu rzucić w oczy specyficzna zależność.
W historii rozwoju rodzajów “Australopithecus” jak i “Homo” daje się zauważyć naprzemienne występowanie delikatnej (gracjalnej) i masywnej (robustnej) budowy ciała znalezionych szkieletów. Różnice te są tak duże że odpowiednie formy zostały zakwalifikowane do osobnych gatunków czy nawet rodzajów.


Z punktu widzenia mojej teorii Tła Grawitacyjnego takie podejście nie ma żadnego uzasadnienia. Różnice te nie są bowiem spowodowane zmianami genetycznymi ale wynikają z reakcji organizmu na zmiany TG a tym samym na zmiany w sfałdowaniu produkowanych przez organizm białek a tym samym wielkość komórek i organów.
Oznacza to że różne formy rodzaju Australopithecus


to w gruncie rzeczy ten sam gatunek, ale nawet tak odmienne jak Paranthropus boisei były tylko specjalną formą australopiteka wykształconą w trakcie kiedy TG przyjęło bardzo niskie wartości.
Ten sam schemat powtarza się także w obrębie rodzaju „Homo“
Masywną formą człowieka archaicznego jest np: Homo erectus a jego odpowiednikiem o delikatnej budowie to „Homo ergaster“. W nowszej historii taką parę tworzą Homo neanderthalensis i Homo sapiens, przy czym ten pierwszy jest typowy dla czasów o niskiej wartości TG co spowodowało wykształcenie wyraźniej zaznaczonych cech morfologicznych.

Moim zdaniem nigdy nie uda się znaleźć pozostałości neandertalczyków i ludzi współczesnych w tej samej warstwie osadów w tym samym miejscu.
Te dwie formy są bowiem tym samym, jedynie co je rożni to czas ich egzystencji i każda z tych form zmieniała swój wygląd w druga jeśli zmiany TG to wymusiły.

Tak więc w czasach o niskiej wartości TG powstają masywne formy ludzkie u których charakterystyczne cechy są bardziej rozwinięte w tym również takie jak mózg. W czasach o dużych wartościach TG budowa szkieletu zmienia się na „gracylna“ a mózg zmniejsza swoja masę, za to rośnie jego pofałdowanie.
W czasach o małych wartościach TG wytwarzają się nie tylko narośla na czaszkach ale w zależności od sensybilizacji chaperonów może dojść na przykład do wydłużenia niektórych kości odnóży. Wydłużenie kości tylnych odnóży zmusiło przodków ludzi do porzucenia nadrzewnego sposobu życia i przyjęcia postawy wyprostowanej. Ta zmiana szla w parze z ochłodzeniem klimatycznym i ekspansja środowiska sawanny i okazała się być bardzo korzystna, ponieważ umożliwiła ona australopitekom opanowanie tej nowej niszy ekologicznej. Tak wiec do tej zmiany zostały one zmuszone ponieważ zmiana budowy szkieletu nie pozwoliła im dalej prowadzić nadrzewny tryb życia.

Korelacje z przykładem zięb Darwina są tutaj zaiste frapujące.

Tego typu wahania powtarzały się wielokrotnie i nic nie wskazywało na to aby możliwa była przemiana do form typowo ludzkich, do momentu pojawienia się Homo ergaster, 


gracylnej formy Homo erectus, 


która swoje odżywianie przestawiła w całości na pokarm mięsny.
Aby uzyskać to bardzo wartościowe pożywienie nie wystarczyło okazyjne zjadanie padliny czy też przypadkowe sukcesy w polowaniu przy pomocy prymitywnych metod.
Homo ergaster wynalazł efektywna metodę polowania na dowolnie wielkie zwierzęta łowne.
Zauważył on ze można upolować każde zwierzę, niezależnie od jego wielkości, jeśli tylko dostatecznie długo zmuszać je do ucieczki i przeszkadzać w każdej probie pobrania pokarmu czy też napoju. Po paru dniach takiej nagonki zwierzęta umierały z wycieczenia.
Homo ergaster miał mianowicie, na skutek dwunożnego poruszania się, zdecydowanie lepszy bilans energetyczny niż jego ofiary. Również współcześnie tego typu polowania są jeszcze praktykowane np. u ludu  San

To polowanie na zabieganie 


było jednak dla myśliwego całkiem niebezpieczne i to nie ze względu na bezpośrednie zagrożenie atakami ofiary ale prawdziwe niebezpieczeństwo groziło mu ze strony przegrzania własnego organizmu i zapaści związanej z degeneracją funkcji mózgu.
Mimo szeregu przystosowań takich jak, utrata owłosienia i liczne gruczoły potowe, to niebezpieczeństwo było bardzo poważne i było najczęstszą przyczyną obumierania komórek mózgowych i śmierci tych prymitywnych myśliwych.
Natura znalazła jednak sposób na zmniejszenie tego niebezpieczeństwa. Poprzez selekcje chaperonów doszło do takiej ich sensybilizacji, że te które były odpowiedzialne za rozwój mózgu, wytwarzały więcej i większe komórki mózgowe, aby straty poniesione w trakcie przegrzania mózgu mogły być wyrównane istniejącymi w mózgu komórkami rezerwowymi tak aby funkcje mózgu mogły być zachowane. Dodatkowo nastąpił przyrost liczby komórek szarej substancji oraz wytworzenie jej wielowarstwowej struktury,


której własności przewodnictw cieplnego były korzystniejsze dla chłodzenia mózgu.
Natura zastosowała tutaj tę zasadę którą okola 200 lat temu sformułował jako pierwszy Charles Babbage.


“Perfekcyjna maszyna musi posiadać równolegle zainstalowanych tyle części zapasowych aby jej funkcjonowanie było zawsze zagwarantowane”.
Czym suchszy i cieplejszy klimat panował na Ziemi tym bardziej problematyczna była ta metoda polowań. Liczba części zapasowych musiała ciągle rosnąć. Kto posiadał za mala masę mózgową ten umierał na wylew krwi do mózgu. Jednocześnie występowała selekcja w kierunku nowej struktury mózgowej. Poza wytworzeniem grubszej warstwy kory mózgowej, nastąpiło głębokie pofałdowanie mózgu sprzyjające bardziej efektywnej wymianie cieplnej.
Forma ludzkiego mózgu jest wiec w gruncie rzeczy przykładem perfekcyjnej chłodnicy.

Powstanie dużego mózgu u człowieka nie miało nic a nic wspólnego z jego inteligencją.
Szare komórki nie miały pierwotni także żadnych intelektualnych funkcji. Ich jedynym celem było tylko efektywne przewodzenie ciepła na zewnątrz organizmu i przeciwdziałanie przegrzaniu tych regionów mózgu, których funkcjonowanie było niezbędne dla jego przeżycia.
Jednocześnie stanowiły one rezerwę na wypadek obumarcia części mózgu i miały za zadanie przejąć ich funkcje w razie ich uszkodzenia.
Mózg człowieka rozwinął się zatem w pełni zanim ludzie nauczyli się go używać w inteligentny sposób. W następnej fazie z niskimi wartościami TG w ten sposób uczulone chaperony reagowały jeszcze silniejszym wzrostem wielkości mózgu i masywne formy ludzkie dysponowały czasami mózgami większymi od współczesnych ludzi.

Mechanizm który tutaj opisałem nie dotyczy tylko archaicznych form ludzkich ale działanie jego zaznacza się również w czasach historycznych. Badania szkieletów ludności europejskiej wykazały cykliczne zmiany w wyglądzie czaszek ludzi na przełomie dziejów.  


Przy czym daje się zauważyć że wytworzenie się czaszki „krótkogłowej“ jest zawsze związane z ociepleniem klimatycznym, co odpowiada wysokim wartościom TG, natomiast zmiana budowy czaszki na długogłowa związana jest z oziębieniem klimatycznym i niskimi wartościami TG.


Nasza chełpliwość jeśli chodzi o wyjątkowość ludzi nie ma żadnego uzasadnienia. To nie nasza inteligencja doprowadziła do wytworzenia dużego mózgu ale odwrotnie to właśnie wytworzenie dużego mózgu (za dużego w stosunku do potrzeb) doprowadziło do tego że z czasem ludzie (przynajmniej niektórzy) nauczyli się go w inteligentny sposób używać.
Dlatego nie może nikogo dziwić to, że nie wszyscy potrafią go używać z sensem, o czym najlepiej świadczą bzdury plecione przez fizyków.

Współczesna nauka i ewolucja maja jedna wspólną cechę. Również nauka próbuje za wszelka cenę zatrzymać wszelki postęp w rozwoju naszej wiedzy i broni się zaciekle przed nowym. Nauka jest jak piramida ale stojąca „do góry nogami“. Dopóki nikt jej nie poruszy palcem wydaje się być niewzruszalna, jednak już każda drobna zmiana spowoduje rozpad jej paradygmatów w drobny mak, po którym nic z niej nie pozostanie jak tylko śmieszność jej paranoicznych idei.

Kara boska



Jeszcze nie tak dawno panowało w nauce powszechne przekonanie, że głębokość trzęsień ziemi jest ograniczona znanymi prawami natury. Po prostu nie wydawało się możliwym to, aby w warunkach skrajnie wysokich ciśnień i temperatury skały z których zbudowana jest skorupa ziemska mogły wykazywać odporność na odkształcenia pod wpływem działających na nie sił. Uważano że są one w tych warunkach zbyt plastyczne aby móc się odkształcić nieplastycznie. Innymi słowy nie wyobrażano sobie tego, aby skały mogły raptownie pęknąć i przemieścić się względem siebie na takich głębokościach.
Oczywiście nasi „naukofcy” nie byli by sobą gdyby nie wymyślili jakiś bzdur aby zamydlić oczy nie podejrzewającym szwindla podatnikom.

Tym razem miało być winne przejście fazowe oliwinu w spinel a tym samym raptowne zmniejszenie objętości skal. Oczywiście to tłumaczenie jest fałszywe ponieważ takie zmniejszenie nie może powodować za sobą reakcji łańcuchowej a wprost przeciwnie, każde przejście fazowe takiego kryształu musi automatycznie prowadzić do zmniejszenia ciśnienia w jego sąsiedztwie a tym samym musi zapobiec przejściom fazowym wszystkich sąsiadujących z nim innych kryształów oliwinu. Wprawdzie zjawisko to zapewne istnieje ale ma w 100% przebieg znacznie łagodniejszy.

Oczywiście tak daleko nie wnika nikt z normalnych podatników i ludzie łykają te łgarstwa „fizyków” jak gęś kluski.

Tak więc po początkowych oporach również sami „naukowcy” zaczęli w te bzdury wierzyć w końcu wierzą też w jeszcze gorsze bzdury „naukowe”, takie jak np. Fizyka Kwantowa albo Teoria Względności, więc jedna mniej czy więcej nie odgrywa już dla nich żadnej praktycznej roli.

Tak więc jak 30.05.2015 doszło do ekstremalnie silnego trzęsienia ziemi, u wybrzeży Japonii, o sile 8,5 i do tego na głębokości 700 km to wszyscy łyknęli tę informacje bez oblizywania.
Nie mam zamiaru omawiać tu „naukowych” wymysłów, jak ktoś chce to nie ma problemu aby się z nimi zapoznać, ale od razu przejdę do omówienia prawidłowej interpretacji tego zjawiska.

Tak zwane głębokie trzęsienia ziemi nie istnieją.

Są tylko wymysłem „fizyków” bo tak im to pasuje do ich teoryjek. W rzeczywistości trzęsienia te są o wiele płytsze i tylko nieznacznie przewyższają swoja głębokością te typowe.
Na rysunku 1 przedstawiłem sytuację w przypadku typowego płytkiego trzęsienia ziemi. 



Widzimy, że hipozentrum znajduje się blisko powierzchni i stosunkowo szybko wstrząsy osiągają teren nad nim położony czyli tak zwane epicentrum trzęsienia. Te same wstrząsy potrzebują jednak o wiele więcej czasu (t1 i t2) aby dotrzeć do innych stacji pomiarowych oddalonych o s1 i s2 od epicentrum.
Jeśli trzęsienie ziemi jest głębokie to oczywiście różnica dojścia wstrząsów do poszczególnych stacji pomiarowych i epicentrum będzie maleć (rysunek2). 



Czym mniejsza ta różnica tym głębiej musiało znajdować się hipozentrum trzęsienia ziemi aby wywołać obserwowany efekt.
To rozumowanie jest jednak tylko wtedy prawidłowe jeśli ognisko trzęsienia ziemi było punktowe.
Ten sam efekt geometryczny uzyskamy jeśli przyjmiemy ze trzęsienie ziemi nie jest zjawiskiem punktowym ale że może objąć ono na raz większy obszar wnętrza ziemi. (rysunek 3).


I tak należy prawidłowo interpretować te obserwacje. Trzęsienia ziemi nie są wcale wywołane jakimiś przesunięciami pakietów skał czy też implozjami w trakcie przejść fazowych. Są one w olbrzymiej większości wynikiem raptownych zmian „siły przyspieszenia ziemskiego” połączonego ze zmianami jej kierunku tak jak opisałem np. tutaj.



Obserwowane nieraz spękania i uskoki w skorupie ziemskiej nie są przyczyna tych trzęsień ale ich bezpośrednim wynikiem. To właśnie te olbrzymie przyspieszenia jakich doznają pakiety skal powodują ich pęknięcia i przemieszczanie się względem siebie. Cala geofizyka jest oparta na fałszywych założeniach, dokładnie odwrotnych od tych które są rzeczywiste. Tak zresztą jak i w innych dziedzinach w których pojawia się słowo „fizyka” albo „nauka” .
Tak jak to już wielokrotnie pisałem trzęsienia ziemi jak i inne zjawiska geofizyczne są wynikiem zmian wartości lokalnego Tła Grawitacyjnego pod wpływem zjawisk kosmicznych, a szczególnie koniunkcji planet i innych ciał niebieskich.
Również w przypadku trzęsień ziemi główną przyczyną są zaćmienia słoneczne. To one właśnie powodują zmiany orientacji wakuoli w obrębie atomów oraz zamrażanie tych orientacji w wyniku wywołanych tym zjawiskiem przejść fazowych minerałów.

http://krysztalowywszechswiat.blogspot.de/2013/06/o-istocie-natury-czesc-druga-zacznijmy.html

http://krysztalowywszechswiat.blogspot.de/2013/06/o-istocie-natury-czesc-trzecia-co-to.html

http://krysztalowywszechswiat.blogspot.de/2013/07/budowa-atomu.html


Tak więc normalne trzęsienie ziemi nigdy nie wystąpi na obszarze na którym nie doszło wcześniej do zaćmienia słonecznego i czym częściej takie zaćmienia na danym obszarze występują tym większe jest zagrożenie tym zjawiskiem.

Konsekwencja tego rozumowania jest to, że musi istnieć taka graniczna wielkość obszaru hipocentrum w której do stacji sejsmologicznych fale trzęsienia ziemi z dwóch przeciwległych końców tego hipocentrum zostaną zarejestrowane jako dwa osobne płytkie trzęsienia ziemi. Oznacza to również ze muszą być nagminnie obserwowane trzęsienia bliźniacze gdzie w tym samym momencie czasu dochodzi do trzęsień ziemi w regionach oddalanych od siebie o dziesiątki czy nawet setki kilometrów. Te oczywiście są traktowane jako niezależne od siebie mimo ze tak naprawdę miały wspólne hipocentrum.
 
Również i w przypadku omawianego trzęsienia ziemi nie było też inaczej.

Aby się o tym przekonać spójrzmy dokładniej na obszar w którym ono wystąpiło (Grafika 4 i 5).



I co rzuca się nam w oczy to to, że na dnie oceanu widoczna jest absolutnie prosta strefa w której dno oceaniczne jest zdeformowane. Co ciekawe strefa ta nie zmienia swego wyglądu i to niezależnie od morfologi dna. Jest to absolutnie niewytłumaczalne na bazie oficjalnej nauki, bo przecież nie możemy zakładać, że na przestrzeni tysięcy kilometrów dno to pozostaje jednorodne. Nie może też istnieć we wnętrzu ziemi żadne zjawisko które na jej powierzchni dałoby podobny efekt. Ale oczywiście istnieją zjawiska poza Ziemią które ten efekt powodują i to bez żadnych problemów. I takim zjawiskiem są koniunkcje ciał niebieskich a w przypadku Ziemi koniunkcje z Księżycem, zwane zaćmieniami Słońca.
Zaćmienia słoneczne maja dramatyczny wpływ na przyrodę na ziemi i to nie tylko ze względu na trzęsienia ziemia ale na wszystkie jej aspekty. Żadne zjawisko na Ziemi nie da się w pełni zrozumieć jeśli nie uwzględnimy koniunkcji ciał niebieskich.


W przypadku litosfery te efekty są szczególnie dobrze zauważalne bo pociągają za sobą nieobliczalne wprost katastrofy.
To głębokie trzęsienie ziemi na południe od Wysp Japońskich pozwala nam jednak na jeszcze dogłębniejsze zrozumienie zachodzących przy tym zjawisk.

Okazuje się bowiem ze obserwowane efekty w formie deformacji dna oceanicznego nie pojawiają się przy każdym pierwszym lepszym zaćmieniu Słońca. Musimy długo szukać aby znaleźć zaćmienie słoneczne które w tym przypadku wywołało obserwowane na dnie oceanicznym deformacje. I w naszym przypadku trzeba się cofnąć aż do roku 768 naszej ery. Wtedy to w dniu 23.03. 768 (Grafika 6) 


miało miejsce zaćmienie Słońca którego przebieg odpowiada prawie że idealnie obserwowanej strefie deformacji dna oceanicznego. Drobne odstępstwa wynikają z tego że strefa przemian fazowych minerałów znajduje się głęboko pod powierzchnią i obserwowane deformacje są jej projekcją na powierzchnię ziemi, a więc są projekcją przebiegu zaćmienia słonecznego na wyimaginowaną powierzchnię warstw skalnych znajdujących się 10 do 20 kilometrów pod powierzchnią oceanu. Dodatkowo trzeba uwzględnić to że grafika zaćmień słonecznych przedstawia przebieg strefy zaćmienia na powierzchni oceanu ale właściwe dno oceaniczne znajduje się 5 kilometrów głębiej.

Dlaczego jednak to zaćmienie wywołało takie skutki skoro inne zaćmienia słoneczne nie pozostawiają po sobie żadnych większych śladów poza huraganami i zaburzeniami pogodowymi.


Odpowiedz jest bardzo prosta. To wyjątkowe działanie tego zaćmienia związane było ze szczególną konstelacja planet Układu Słonecznego w tym czasie. Jeśli spojrzymy na ten układ to widzimy (Grafika 7)


że Ziemia znajdowała się w tym momencie w trakcie koniunkcji z Merkurym a i inne planety były bardzo silnie zgrupowane. Spowodowało to oczywiście ekstremalne wzrosty TG w trakcie zaćmienia i odpowiednio wielkie zmiany we wnętrzu Ziemi.

Nasuwa się oczywiście pytanie czy jeśli to zjawisko jest tak intensywne na Ziemi to czy na innych ciałach niebieskich nie powinniśmy zauważyć tego samego?

Oczywiście na innych ciałach niebieskich zjawisko to zaznacza się jeszcze intensywniej. Już pisałem o tym w notkach an temat Mimasa


oraz w artykule o zjawisku fikołkowania Ziemi



Oczywiście podobne strefy deformacji zauważymy na wszystkich ciałach niebieskich o stałej powierzchni. Wystarczy tylko spojrzeć na zdjęcia Phobosa


czy tez Westy


aby się zorientować, że obserwowane na nich pasy deformacji są identyczne z tymi na dnie ziemskiego oceanu.

Również ostatnie zdjęcia Rosetty też nie pozostawiają żadnych wątpliwości co do tego, że powierzchnia ciał niebieskich nie jest kształtowana przez żadne wymyślone przez półgłówków zderzenia z meteorytami ale jest wynikiem procesów wulkanicznych (ewentualnie kriowulkanicznych) w ich wnętrzu.


Oczywiście i na Ziemi występują identyczne zjawiska jak na kometach i to pod wpływem identycznych przyczyn o czym pisałem tutaj.


Jak więc widzimy ignorancja współczesnej nauki woła wprost o pomstę do nieba. Czyżby kryła się za tym kara boska?

Translate

Szukaj na tym blogu