Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ekspansja Ziemi. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ekspansja Ziemi. Pokaż wszystkie posty

Puls Ziemi



Już od dawien dawna zastanawiano się nad tym, czy w przebiegu zdarzeń geologicznych na Ziemi występują pewne regularności.

To pytanie było tym bardziej uzasadnione, bo dla każdego geologa zjawisko powtarzającego się wymierania gatunków w historii Ziemi to oczywistość.

Oczywistością było również to, że to zjawisko nie jest linearne, ale okresy wymierania gatunków jak też ich największej dywersyfikacji są relatywnie krótkie i oddzielone dłuższymi etapami relatywnej stagnacji. Cała historia Ziemi polega na ciągłych wahaniach pomiędzy tymi skrajnymi etapami.

Wprawdzie nie bardzo można sobie wyobrazić, co mogło by powodować to zjawisko, ale przeczucie tego, że mamy tu do czynienia z pewnym regularnym i dominującym cyklem jest wśród geologów dość rozpowszechnione.

Jedyne co powstrzymuje ich od uznania tego za regułę jest to, że współczesna nauka nie jest w stanie znaleźć żadnego procesu fizycznego, który powodowałby tego typu regularności.

Zasięg tych zmian, szczególnie widoczny w okresach masowego wymierania gatunków na Ziemi, jest tak dramatyczny, że mechanizm ten musi być niesamowicie dominujący i niesamowicie powszechny, aby wytłumaczyć rozmiary tego zjawiska.

Brak takiego mechanizmu spowodował, że geolodzy musieli podporządkować się fizykom i ich obłędnym teoriom i zrezygnować z prób znalezienia takiego regularnego cyklu.

W przypływie desperacji część jest nawet skłonna uwierzyć, że za tym ukrywa się boska moc.

Inną desperacką próbą jest bajeczka o zderzeniach Ziemi z gigantycznymi meteorytami, które miały jakoby prowadzić do tych wielkich zmian, niszcząc życie organiczne na Ziemi.

Taki mechanizm wyklucza oczywiście możliwość istnienia periodyczności tego zjawiska i próby jego znalezienia pozostawiono amatorom i naukowym odszczepieńcom izolując ich jednocześnie od społeczeństwa propagandą i cenzurą ich publikacji.

Jest to zjawisko typowe dla „naukowców” którzy to chętnie przyznają się do błędów swoich poprzedników, sami uważając się jednak za nieomylnych i zwalczają wszelkie próby obalenia ich kłamstw w przekonaniu, że równa się to obrazie majestatu.

Ostatnio ukazała się jednak ciekawa publikacja, która w jednoznaczny sposób wskazuje na cykliczność zjawiska wymierania życia na Ziemi i określa ten cykl na 27,5 mln lat.

Z artykułem tym można zapoznać się tutaj:


https://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S1674987121001092


Znamienne jest to, że ukazał się on na łamach tego wydawnictwa:


https://en.wikipedia.org/wiki/Frontiers_Media


Widocznie autorzy tego niezmiernie ciekawego artykułu, nie znaleźli nigdzie żadnego innego wydawcy, akceptowanego przez tzw „kręgi naukowe”, skłonnego opublikować to doniesienie.

Jest to typowy przykład zamordyzmu i cenzury w świecie tzw „zachodniej nauki” i skandalicznego deptania podstawowych zasad jej wolności.

Wracając do artykułu to również i jego autorzy nie mogą nam podać przyczyn tej cykliczności. Również oni nie są w stanie wyzwolić się z bagna fałszywych teorii i oszustw jakie są immanentną cechą tzw. „współczesnej nauki”.

Oczywiście w ramach prezentowanej przeze mnie na moim blogu „Teorii Wszystkiego” zjawisko to jest łatwe do wyjaśnienia i mechanizm który za tym stoi ma dla ludzkości egzystencjalne znaczenie.


https://krysztalowywszechswiat.blogspot.com/2013/09/kiedy-raj-zamieni-sie-w-pieko.html


W przyszłości spróbuję może to dokładniej opisać ale teraz ograniczę się tylko do podstawowych faktów.

Tak jak zjawiska geofizyczne na Ziemi są rezultatem koniunkcji planet Układu Słonecznego, tak epokowe zmiany geologiczne są wynikiem pozycji Ziemi i całego US w stosunku do płaszczyzny obrotu naszej Galaktyki.

W trakcie poruszania się US wokół centrum naszej Galaktyki dochodzi do regularnego przecinania średniej płaszczyzny obrotu wszystkich gwiazd.


https://pl.wikipedia.org/wiki/Rok_galaktyczny


Nasz US nie porusza się więc w jednej płaszczyźnie, ale wykonuje rodzaj wężyka przecinając tę płaszczyznę około pięciokrotnie w trakcie jednego całkowitego obrotu.

W trakcie przecinania tej płaszczyzny dochodzi do dramatycznego wzrostu wartości Tła Grawitacyjnego a tym samym do wzrostu częstotliwości oscylacji wakuol (podstawowych jednostek przestrzeni) a tym samym do redukcji wielkości atomów i molekuł na Ziemi.

Konsekwencją tego są dramatyczne zmiany na Ziemi połączone ze zmniejszaniem się jej wielkości.


https://krysztalowywszechswiat.blogspot.com/2016/11/ekspansja-ziemi.html


W efekcie pod naciskiem skorupy ziemskiej dochodzi do gigantycznych wypływów lawy na powierzchnię kontynentów oraz do kolizji poszczególnych płyt kontynentalnych i procesów górotwórczych. Intensywna erozja tych gór prowadzi do niszczenia warstw skał powierzchniowych i sedymentacji osadów w obszarach zagłębionych.

W trakcie największego oddalenia od płaszczyzny obrotu Galaktyki mamy do czynienia ze zjawiskiem odwrotnym. Ziemia zwiększa swoją objętość i w najsłabszych miejscach skorupy ziemskiej czyli w obrębie tzw grzbietów śródoceanicznych dochodzi do jej pęknięcia i utworzenia się nowego dna oceanicznego


https://krysztalowywszechswiat.blogspot.com/2017/03/kiedy-ziemia-zaczyna-puchnac.html


Oba te procesy są tak dramatyczne, że świat organizmów żywych nie jest w stanie dostatecznie szybko dostosować się to tych zmian i następują okresy gwałtownego wymierania gatunków oraz intensywnego tworzenia się nowych. W czasach pomiędzy tymi ekstremami organizmy żywe nie są zmuszone do zmian i ich ewolucja postępuje bardzo wolno.

Ponieważ okres obrotu naszej Galaktyki to około 250 mln lat, to występują w tym czasie co około 25 mln lat takie właśnie ekstremalne położenia naszej Ziemi w stosunku do płaszczyzny obrotu Galaktyki.

Mamy tu do czynienia z pewnym odstępstwem od długości cyklu podanego w powyższym artykule, ale wynika to z błędnego założenia nauki, że okres połowicznego rozpadu pierwiastków promieniotwórczych, użytych do datowania historii Ziemi, jest wielkością niezmienną.

Tymczasem zegar ten nie tyka w jednym rytmie, co jest oczywistością skoro również częstotliwości oscylacji jednostek przestrzeni ulega ciągłym zmianom.

W rzeczywistości nasz US jak i nasz wszechświat jest znacznie młodszy, na co już wielokrotnie zwracałem uwagę.


https://krysztalowywszechswiat.blogspot.com/2014/11/krysztaowy-wszechswiat.html


Zachęcam do zapoznania się z innymi moimi artykułami na temat geologii Ziemi jak i ewolucji organizmów żywych.

Czytelnicy będą mogli się sami przekonać, że dają one spójny obraz zjawisk przyrodniczych zarówno w mikro jak i makroskali.

Znaleziono skały z czasów początków istnienia Ziemi

Znaleziono skały z czasów początków istnienia Ziemi

Ostatnio mieliśmy okazję zapoznać się z ciekawą nowinką z zakresu geologii. Wiadomość ta przemknęła przez media bez specjalnego rozgłosu i to mimo tego, że jej znaczenie trudno jest wprost przecenić.

Zacznijmy od artykułu:



Opisuje on wynik badań chemizmu fragmentów głębinowych skał znalezionych w obrębie lawy wyrzuconej z wnętrza Ziemi w trakcie erupcji wulkanicznych na wyspach Hawajskich, na Islandii i na wyspach Samoa.

Omawiane skały mają, zgodnie z opisaną metodologią, 4,5 mld lat.

Jest to wiek wprost niewyobrażalny, bo według obowiązujących teorii powstały one już 60 mln lat po sformowaniu się Ziemi i od tamtej pory nie uległy żadnym dalszym znaczącym przeobrażeniom.

Opisane fragmenty skały zawierały minerały z grupy krzemianów w których wykryto obecność izotopu wolframu 182.
Ta obecność tego izotopu jest jednak bardzo problematyczna ponieważ, zgodnie z obowiązującym modelem budowy Ziemi, nie powinien on się w skalach wulkanicznych płyt oceanicznych w ogóle znajdować.

Jedyna możliwość jego powstania i uwiezienia w sieci krystalicznej tych krzemianów związania jest z rozpadem radioaktywnym Hafnu 182 w wyniku czego tworzy się wolfram 182.

Problem w tym, że Hafn 182 mógł egzystować na Ziemi tylko w ciągu pierwszych 60 mln lat jej istnienia ponieważ po takim właśnie okresie ulega on całkowitemu przeobrażeniu w izotop wolframu 182.

Oznacza to jednak, że zbadane krzemiany, a wraz z nimi również skały w których występują, muszą być starsze niż 4,5 mld lat.

Ale tu stoimy przed zasadniczym problemem. Dotychczas uważano płyty oceaniczne za produkt wielokrotnego recyklingu starszych oceanicznych skal i w związku z tym musiały być one już wielokrotnie przetapiane i mieszane na nowo.

Tymczasem wynik pomiarów jest jednoznaczny.

Znaleziono skały które od 4,5 mld lat nic o swoim nieuchronnym losie nie wiedziały i oparły się wszelkim próbom modernizacji i unowocześnienia. Co gorsza nie są one rzadkością i znaleziono je w wielu miejscach, co dowodzi że ich występowanie jest powszechne.

Oczywiście nasi pożal się Boże naukowcy znaleźli karkołomne wyjście z tej zagmatwanej sytuacji wymyślając sobie, że wulkany płyt oceanicznych zasilane są magmą z głębokości ponad 2900 km a więc z granicy postulowanego jądra Ziemi i to właśnie z tej głębokości zostają porwane fragmenty skał otaczających zbiornik magmy i wyniesione na jej powierzchnię.

Kto chce niech wierzy, ale trzeba być już ciężko poszkodowanym na umyśle, aby te bzdury przyjąć za dobrą monetę.

Oczywiście prawda jest taka, że wnętrze Ziemi jest w znacznej części niezmienione i poniżej 10 do 20 km występują skały stanowiące pierwotną materię z której powstała Ziemia, a więc są identyczne z materiałem współczesnych meteorytów i komet i odpowiadają tak zwanym meteorytom węglowym.



Przemiany skał ograniczają się tylko do bardzo cienkiej górnej ich części w której to, na skutek procesów o których już wielokrotnie pisałem, dochodzi do interferencyjnego ogrzania się i ich stopienia.




Omówione powyżej wulkaniczne wyspy nie są wcale związane z obszarami tzw. Hotspotów ale
są obszarami nad którymi dochodzi koncentracji częstotliwości zaćmień Słonecznych.

Hawaje mają np. od 3 do 5 razy większą częstotliwość wystąpienia tego zjawiska niż np. Polska i dlatego właśnie dochodzi tam do podgrzanie skał we wnętrzu Ziemi aż do ich upłynnienia, a tym samym do zjawisk wulkanicznych. Obserwowane przesuwanie się centrum tej aktywności, jak na przykład na Hawajach, nie wynika wcale z wędrówek jakichś wyimaginowanych płyt oceanicznych, ale jest prostą konsekwencją tego, że projekcja zaćmień słonecznych na powierzchni Ziemi ulega z czasem przesunięci, w miarę tego jak zmieniają się parametry orbity Ziemi.

Hawaje są najlepszym zresztą przykładem prawidłowości tej interpretacji ponieważ właśnie tam obserwujemy bardzo ciekawe zjawisko zmiany kierunku przesuwania się tej aktywności.



Przed około 65 mln lat doszło do dramatycznej zmiany kierunku tworzenia się wysp. Taka zmiana kierunku nie pasuje oczywiście do tzw. modelu tektoniki płyt. Jak zwykle nasi, pożal się Boże, „naukowcy” zmuszeni zostali do bezczelnych zmyśleń aby to uzasadnić i od tego czasu tak zwane Hotspoty zapitalają jak pokręcone po całej Ziemi razem z tymi wyimaginowanymi płytami. Wprawdzie matematycznie istnieje możliwość wyliczenia nakładania się tych wymyślonych kierunków ruchu tak, że można otrzymać widoczny dla każdego przebieg łańcucha tych wysp, ale oczywiście dalej nikt nie ma pojęcia jak takie zmiany można uzasadnić.



Nasi „genialni naukowcy” maja nas po prostu w dupie i nawet im się nie śni to, aby wysilić się na jakąś w miarę logiczną teorię uzasadniającą ich brednie.

Oczywiście, jak i we wszystkich innych przypadkach, za opisanymi problemami stoi nieudolność rozróżniania przez tzw „naukę” przyczyn od skutków.

Ziemia z racji powtarzającego się nieustanie zjawiska fikołkowania i zamiany położenia biegunów między sobą (tzw. przebiegunowania) jest narażona na niestabilność położenia jej osi względem płaszczyzny obrotów wokół Słońca.



Przed „65” milionami lat taki fikołek „nie wyszedł” tak jak trzeba i nagle zmieniło się nachylenie tej osi a tym samym drastycznie zmienił się klimat na Ziemi. Oczywiście zmienił się również tym samym sposób projekcji zaćmień słonecznych na powierzchni Ziemi i kierunek tworzenia się nowych wysp uległ zmianie.

Przy okazji wyginęły też dinozaury, ale to już całkiem inna para butów.

Kiedy Ziemia zaczyna puchnąć

Kiedy Ziemia zaczyna puchnąć


Opis naszej rzeczywistości, leżący u podłoża zasad współczesnej nauki, natrafił w ostatnich dziesięcioleciach na granice, które nie jest w stanie przezwyciężyć.

Mimo wysiłków milionów naukowców nauka stoi w miejscu (nie mylić z techniką, to są dwie całkiem rożne sprawy).

Wprawdzie ilość publikacji rośnie w oszałamiającym tempie, ale nikt tych publikacji nie czyta, poza autorami, bo ich innowacyjna wartość, w olbrzymiej większości przypadków, jest zerowa. Poza powtarzaniem po raz tysięczny tych samych zaklęć i tych samych cytatów , nie wnoszą one do nauki nic nowego.

Negatywna selekcja, która dopuszcza do kariery naukowej tylko karierowiczów i oportunistów, pogarsza tę sytuację dodatkowo i zaprzepaszcza wszelkie szanse na uzdrowienie.

Współczesna cywilizacja jest najlepszym przykładem tego, jak schizofreniczny może być system oparty na kłamstwie i egoizmie własnych elit.

Gangrena tego system prezentuje się nam we wszystkich jego przejawach jak na dłoni i przyjmuje w nauce wprost kabaretowe formy.

Większość z nas zamyka na to oczy, w obawie przed przyznaniem się do własnej współodpowiedzialności.

Oczywiście nie można posądzać tylko samych naukowców. Również pozostałe elity, obojętnie jakiej proweniencji, są zdegenerowane i skorumpowane do cna.

Z otwartymi oczami zbliżamy się do katastrofy która zmiecie ten system w oka mgnieniu w pełnej świadomości tego, że nie chcemy go zmienić, bo nasze egoistyczne interesy są nam bliższe, niż prawa naszych potomków do godnego życia.

Zagadnienie ekspandującej Ziemi jest jednym z lepszych przykładów tego, w jakim nierealnym i wprost paranoicznym stanie znajduje się współczesna „nauka”.

Od dziesięcioleci geologia trzyma się kurczowo założenia, że procesy fizyczne, warunkujące zjawiska geofizyczne i geomorfologiczne na Ziemi, są od miliardów lat takie same, i to mimo tego, że fakty są nieubłagane i przeczą tym założeniom w sposób oczywisty dla każdego.


To że Ziemia zmienia nieustannie swoja wielkość musi być, jeśli tylko spojrzy na globus, tak naprawdę dla każdego natychmiast widoczne. Tym bardziej musi być to widoczne dla geologów.
Niestety również i w tej „nauce” konformiści zwyciężyli i do jakich absurdów to prowadzi dobrze ilustruje ten artykuł:


Kluczowym problemem tektoniki płyt jest to, że w przypadku Afryki widzimy jej fałszywość jak na dłoni. Mimo że kontynent ten znajduje się w centrum płyty litosferycznej i otoczony jest przez wieniec rowów oceanicznych produkujących dno oceaniczne ze wszystkich stron.

Ani modele komórek konwekcyjnych w gotującej wodzie ani w japońskiej zupie nie mówiąc już o budyniu nic tu nie pomogą i w „żadnej książce kucharskiej” geolodzy nie znaleźli potrawy mogącej wyjaśnić to zjawisko, w ramach obowiązujących reguł.

Ziemia pęka nam w oczach i zanim się obejrzymy w środku Afryki powstanie olbrzymi ocean i to w miejscu które podobnież ze wszystkich stron naciskane jest przez nowo-tworzące się płyty oceaniczne w otaczającym Afrykę pierścieniu oceanicznych rowów.

Na obszarze Etiopii zanotowano w ostatnich latach dramatyczne przyspieszenie tego zjawiska. W okamgnieniu tworzą się tam kilometrowej długości szczeliny



w które napływa magma tworząc nowe dno oceaniczne.



Ale nie tylko tam magma gotuje się pod nogami Afrykańczyków grożąc ostatecznym rozłamem tego kontynentu.

Również i w południowej części tego kontynentu ziemia puchnie i pęka coraz bardziej.



Szczególnie w rejonie Karonga na granicy Malawi i Tanzanii grozi podobna katastrofa jak w rejonie afaryjskim.


 

Po całej serii trzęsień ziemi w roku 2009 doszło tam do erupcji magmy w szczelinie o długości 17 km.

Ta wzmożona aktywność jest rezultatem ponadprzeciętnego nasilenia występowania zaćmień słonecznych na tym terenie.




Oczywiście nie jest to czymś wyjątkowym i zarówno w przeszłości



jak i w przyszłości dojdzie do jeszcze drastyczniejszego nasilenia tych procesów.

 

Ta wzmożona aktywność wulkaniczna pozostawiła po sobie tykającą bombę. W rejonie jeziora Malawi wzrosła oczywiście produkcja gazów wulkanicznych, w tym dwutlenku węgla, który w ostatnich latach zgromadził się w tym bardzo głębokim jeziorze w ilości milionów metrów sześciennych.

Wprawdzie zjawisko samooczyszczania się wód z nadmiaru gazów neutralizuje to niebezpieczeństwo, ale wymaga to czasu.

Do czego to może prowadzić, jeśli ten proces zawiedzie, opisałem tutaj.


I w tym samym artykule wyjaśniłem przyczyny erupcji CO2 pod wpływem zaćmień słonecznych.

Tak się głupio składa, ze niedawno mieliśmy właśnie takie zaćmienie i to akurat w północnym rejonie jeziora Malawi.

Zaćmieniu temu towarzyszyły jak zwykle typowe zjawiska geofizyczne i atmosferyczne łącznie z typowymi katastrofami pogodowymi i wybuchami wulkanów czy tez wzmożoną aktywnością sejsmiczną.


Może najbardziej spektakularnym rezultatem ostatniego zaćmienia słonecznego było zniszczenie możliwe że najważniejszego turystycznego obiektu Malty. W wyniku huraganowych wiatrów zawalił się widowiskowy most skalny „Niebieskie Okno” na wyspie Gozo.



W przypadku rejonu Karonga sprawa jest jeszcze nie zakończona i można się spodziewać, że właśnie rozpoczął się tam proces samoistnego podgrzewania się pakietów skalnych we wnętrzu Ziemi


i ze w ciągu najbliższych miesięcy (najpóźniej do roku) u rejonie tym dojdzie do kolejnych erupcji szczelinowych i, jeśli będziemy mieć pecha, również do erupcji dwutlenku węgla z wnętrza jeziora Malawi.

No a wtedy nich Bóg ma mieszkańców w opiece.

Ekspansja Ziemi




Ekspansja Ziemi



Ostatnio ukazała się ciekawa praca, która jako jedna z nielicznych zasługuje na miano naukowej, i to mimo tego, że interpretacja danych prezentowana przez autorów daleka jest od prawdy. Jej wartość wynika tylko i wyłącznie z tego, że autorzy tej pracy przedstawili czytelnikom fakty takie jakie są, bez próby ich zafałszowania i dostosowania do obowiązujących w nauce przesądów.

Yen Joe Tan i współpracownicy zajęli się analizą przebiegu erupcji magmy w obrębie grzbietów oceanicznych.


I musieli stwierdzić, że obowiązujące teorie ich powstania muszą ulec radykalnym zmianom. Okazało się mianowicie, że wylewy magmy które tam występują nie są w procesie tworzenia się dna oceanicznego zjawiskiem pierwotnym ale wtórnym.

Najpierw dochodzi tam do powstania rys i spękań w obrębie grzbietu oceanicznego a dopiero po wystąpieniu tego zjawiska, w obręb takiego spękania napływa magma z wnętrza Ziemi. Dotychczas geolodzy twierdzili, że to to napływ magmy z wnętrza Ziemi prowadzi do rozerwania skorupy ziemskiej i tworzenia dna oceanicznego.

Ta, zdawałoby się niewielka zmiana ma jednak zasadnicze znaczenie dla weryfikacji obowiązujących w geologii teorii i przywraca do życia teorię ekspansji Ziemi, o której większość ludzi już zapomniała (jeśli w ogóle była im znana).

Teoria ekspansji Ziemi jest jedną z najelegantszych teorii naukowych i już chociażby z tego względu zasługuje na rozpowszechnienie. Niestety ma ona zasadniczą wadę. Jej prekursorem był Polak Jan Jarkowski, i już samo to stawia ją pod pręgierzem „środowiska naukowego”. 


Jak wiadomo tylko to co wymyślili tzw. zachodni naukowcy zasługuje na miano nauki.

Spowodowało to to, że teoria ta spotkała się z niedowierzaniem i została uznana, przez tych co wszystko wiedzą najlepiej, za kompletnie fałszywą.

Tymczasem nawet dla laika teoria ekspansji Ziemi jest łatwa do zaakceptowania i w naturalny sposób zrozumiała.


Pech tylko w tym, że oprócz zachodniej mafii „naukowej”, spotkała się ona również ze sprzeciwem religijnych maniaków.
Tym z kolei wydaje się, że skoro w Biblii nic nie stoi o ekspansji Ziemi, to oczywiście czegoś takiego być nie może.

Aż dziw, że ta sprzeczna z religijnymi wyobrażeniami teoria ma wśród polskich geologów tak liczne grono zwolenników i to mimo tak powszechnego ciemnogrodu.

Zgodnie z moim widzeniem fizyki, teoria ekspansji Ziemi jest nie tylko estetycznie piękna, ale również absolutnie prawdziwa. W naszym wszechświecie nie istnieje coś takiego jak stałość jakichś parametrów i zmiany wielkości ciał niebieskich jak i wszystkich innych parametrów fizycznych są rzeczą jak najbardziej normalną.

W rzeczywistości nienormalną byłaby stałość jakichś wartości.

Nasz wszechświat jest w stanie ciągłych zmian które nigdy nie ulegną zanikowi. Również nasza Ziemia ulega takim zmianom i te prowadzą do drastycznych przeobrażeń jej geofizycznych własności.

Cała tragedia którą zgotowała nam „nauka” plaga na zaprzeczaniu możliwości takich zmian i na fanatycznym obstawaniu przy tym, że istnieją jakieś stałe fizyczne i niezmienne prawa natury.

Oczywiście to jest gówno prawda i szczególnie ludzie, którzy mają więcej do czynienia z realnymi pozostałościami historii naszej planety, są bardziej sceptyczni wobec takiego podejścia. Stąd wśród geologów znajdziemy najwięcej krytyków „globcia” a wśród fizyków najwięcej jego zwolenników. Ci ostatni nie maja oczywiście o niczym zielonego pojęcia i halucynują coś o prawach fizycznych do znudzenia.

Jeśli jednak fizycy konfrontowani są z realiami znalezisk paleontologicznych to nagle nabierają wody w usta.

Tak było na przykład w przypadku maksymalnej wielkości i masy organizmów które zdolne są do latania.
Całe lata obowiązywało przekonanie, że organizm cięższy niż 40 kg nie będzie w stanie wzbić się w powietrze o własnych siłach. Ta teza była powtarzana do znudzenia, do czasu kiedy znaleziono szczątki latających gadów o rozpiętości skrzydeł do 15 m i prawdopodobnej wadze 200 kg lub nawet większej.

Oczywiście próbowano ten fakt zbić argumentacją, że gady te były albo nielotne lub też tym, że wprawdzie lotne ale tylko pasywnie, czyli latające tak jak szybowce. Do wzbijania się w powietrze potrzebowały one jakoby urwiska oraz ciągle wiejące wiatry.
Przykładem takich latających gadów są pterozaury z gatunku:


I tu nasi „fizycy” zastawili na siebie samych pułapkę. Bo analiza środowiska życia tych gadów wykazała, że ich sposób żerowania przypominał bardzo ten, jaki widzimy u współczesnych marabutów czy też bocianów, a więc polowały one na małe gady czy też ssaki w terenie raczej stepowym i płaskim. To jednak oznaczało, że te latające gady musiały być zdolne do tego aby wzbić w powietrze masę 200 kg i to najprawdopodobniej z miejsca, inaczej stałyby się łatwą zdobyczą gadów drapieżnych.

Pomimo swojej przemądrzałości żaden z fizyków nawet nie próbuje znaleźć wytłumaczenia tej zagadki. Tak zwana „nauka” ignoruje fakty, bo nie pasują one do wymysłów którymi fizycy zatruwają umysły ludzkie już od dziesięcioleci.
Nie inaczej ma się sprawa z największymi organizmami lądowymi - Zauropodami.
Największe z tych gadów mierzyły około 40m długości i wyżyły zapewne powyżej 100 t.


Jak horrendalne są to wielkości możemy się przekonać patrząc na to zdjęcie.



Zgodnie z obowiązującymi w fizyce teoriami, tak wielki organizm powinien zginać natychmiast przytłoczony własnym ciężarem. Tymczasem, jak widać, żyło im się świetnie i były w stanie wypełniać te same funkcje co organizmy współczesne. W jaki sposób, na ten temat nikt z fizyków nie chce się wypowiedzieć, poza standardowym pleceniem bzdur, bo wie dobrze, że takie organizmy są niemożliwe i zaprzeczają prawom ich „fizyki”.

Oczywiście nie są to jedyne niezrozumiałe przykłady gigantyzmu wśród organizmów żywych. O innym takim przykładzie pisałem tutaj:


Dobrze więc. że takie dowody istnieją i raz za razem przypominają tzw. „naukowcom” o tym, że ich teorie są do dupy.

Oczywiście wytłumaczenie tego zjawiska jest związane z faktem zmiany wielkości Ziemi, czego dowodem jest zarys kontynentów.
Oczywiście tak jak to jest prezentowane w zalinkowanym przeze mnie filmiku. to nie było i Ziemia nie podlega jednostajnej ekspansji swojej wielkości. W istocie Ziemia regularnie zmienia swoją wielkość oraz masę a co za tym również wszystkie inne parametry włącznie z wartością przyspieszenia ziemskiego.

W swojej przeszłości Ziemia podlegała wielokrotnie takim zmianom, w efekcie których kurczyła się ona do wielkości takiej, że oceany zajmowały o wiele mniejszą powierzchnię niż kontynenty, a jej średnica zmniejszała się zapewne do 2/3 lub nawet polowy jej obecnej wielkości.

Odpowiednio do tego zmniejszała się również jej masa jak i wielkość budujących ją atomów.


Taki proces wymaga jednak czasu na dostosowanie się wszystkich parametrów fizycznych do obowiązującej wielkości Tła Grawitacyjnego.


I w takich właśnie okresach przejściowych występowały sytuacje w których przyspieszenie ziemskie było znacznie mniejsze niż wynikałoby to z ówczesnej wartości TG w Układzie Słonecznym. W takich właśnie okresach dochodziło do wykształcenia się gigantyzmu wśród zwierząt.

Ponieważ molekuły substancji organicznych odnawiają się nieprzerwanie i w przypadku drastycznego spadku TG wielkość ich drastyczne rośnie, rośnie też odpowiednio wielkość organizmów.

Przy okazji okresy o niskiej wartości przyspieszenia ziemskiego sprzyjają tworzeniu się gigantycznych organizmów latających a odpowiednio gęsta atmosfera umożliwia też latanie organizmom wielokrotnie cięższym niż to jest możliwe współcześnie.

Świat ożywiony jest w stanie dostosować się bardzo szybko do zmieniających się wartości TG, natomiast molekuły materii nieożywionej dostosowują się do tego bardzo powoli i zachowują jeszcze tysiące i miliony lat swoja zaniżoną masę. Prowadzi to do dysproporcji między tymi wielkościami i do tego, że 200 kg organizmy są w stanie latać bez problemów i 100 tonowe Zauropody poruszać się po ziemi bez najmniejszych problemów.

Te wszystkie zmiany muszą również występować w odwrotnym kierunku i to powoduje, że znamy również w historii Ziemi takie okresy w których występują tylko organizmy karłowate lub o niewielkich rozmiarach.
Oczywiście również człowiek podlega takim zmianom i one to wywarły decydujący wpływ na wykształcenie się naszego gatunku.


Te wszystkie fakty które podałem są już od dawna znane i od dawna powinny one zmusić naukę do zarzucenia obowiązujących fałszywych teorii. Niestety ta banda fanatyków wie dobrze jak bronic koryta wysługując się rządzącym na zasadzie „ręka, rękę myje”

Translate

Szukaj na tym blogu