Parę uwag o mechanizmach ewolucji

 Artykuł ten opublikowałem po raz pierwszy 21.01.2012 roku.

Parę uwag o mechanizmach ewolucji.

W mojej poprzedniej notce „Karłowata przyszłość“ podałem przykłady obserwacji karłowacenia w świecie zwierząt w ciągu ostatnich 20 lat oraz związek tego karłowacenia ze wzrostem częstotliwości postulowanego przeze mnie Tła Grawitacyjnego.

Wspomniałem również o tym, że wpływ TG decyduje o nasileniu i kierunku procesów ewolucyjnych.

W kolejnej notce pod tytułem „Tło Grawitacyjne a wzrost organizmów“ opisałem niektóre zasady funkcjonowania tego mechanizmu.

W obecnej notce chciałbym się skoncentrować na wpływie tego mechanizmu na procesy ewolucyjne i pokazać że procesy ewolucyjne wymagają nowego przemyślenia i że ewolucja funkcjonuje na innych zasadach niż te sformułowane przez Darwina.

Oczywiście jego przemyślenia nie tracą swojego znaczenia, ale ich wpływ na zrozumienie procesu ewolucji musi zostać przez ewolucjonistów przewartościowany.
To że ewolucja jest faktem, w to nie może wątpić tak naprawdę żaden myślący człowiek. To że nasza wiedza o ewolucji nie może być jeszcze wiedzą kompletną musi być dla wszystkich równie oczywiste.

Jednak akurat w tym punkcie naukowcy zajmujący się ewolucją obstają przy swoim i próbują teorię te przedstawić jako niepodlegającą krytyce.
Tymczasem każdemu, również nie obeznanemu w materii, musi być to jasne to, że jesteśmy jeszcze bardzo, bardzo odlegli od pełnego zrozumienia tych zasad, co gorsza nie jest wykluczone, że to co uznajemy za zasady może się okazać powierzchownymi efektami, bez większego znaczenia dla procesów ewolucyjnych.
Szczególnie że ciągle konfrontowani jesteśmy z obserwacjami, które wydaja się przeczyć tezom ewolucjonistów.

http://www.pnas.org/content/early/2009/07/17/0902080106.abstract?sid=9038ef5e-c3cc-42a1-a504-72079622d56f

Dlaczego zmienia się wielkość ciała organizmów morskich, pomimo że w ciągu ostatnich dziesięcioleci nie obserwujemy żadnych znaczących zmian temperatury mórz?

I co ma to wspólnego z obecnością ponad 60 objektów z technika jądrową we Francji?

Również w przypadku owiec wyjaśnienie naukowców nie jest przekonywujące.

http://www.telegraph.co.uk/earth/environment/climatechange/5722145/Climate-change-makes-sheep-shrink.html

Ponieważ owce te żyją na wyspach, nie są tam możliwe duże wahania klimatyczne.
Stała temperatura oceanu zapobiega skokom zarówno w górę jak i w dół skali temperatury.
Zmiany wagi jagniąt są jednak zbyt wyraźne aby przejść nad tym do porządku dziennego.

Niektórzy naukowcy próbują zmodyfikować pierwotną hipotezę, próbując te zmiany przypisać faktorom związanym z rozmnażaniem owiec.

http://www.scinexx.de/wissen-aktuell-7685-2008-01-21.html

Dlaczego jednak największe i kondycyjnie najżywotniejsze owce miałyby mieć mniejsze szanse w rozmnażaniu, od tych mniejszych i słabszych? Na to pytanie nie znajdujemy w tym artykule żadnej przekonywującej odpowiedzi.

J jeśli chodzi o podstawowe pojecie z dziedziny ewolucji, jakim jest definicja gatunku, napotykamy problemy nie do przezwyciężenia. Gdzie kończy się granica lokalnej populacji, a zaczyna się odrębność gatunkowa u współczesnych gatunków zwierząt wydaje się być rzeczą najzupełniej dowolnej decyzji danego naukowca. Jak w takim razie poradzić sobie z tym zadaniem w stosunku do gatunków wymarłych, jeśli już w przypadku żyjących brakuje nam jasnych i zrozumiałych kryteriów.

Takie kryteria są nam jednak niezbędne, aby w ogóle odróżnić to co jest dopasowaniem się organizmu do warunków środowiskowych, od zmian ściśle ewolucyjnych.

W następnym linku znajdziemy opis przypadku w którym ta problematyka jest szczególnie dobrze widoczna.

http://www.steinkern.de/ablage/schnecken_miozaen.pdf

Autor artykułu stawia pytanie, gdzie przebiega linia podziału pomiędzy gatunkiem a odmianą na przykładzie zmian formy muszli ślimaka z gatunku Gyraulus w osadach jeziora istniejącego w okresie górnego miocenu w kraterze o nazwie „Steinheimer Becken“.

W osadach tych stwierdzono że występujący tam ślimak z gatunku Gyraulus zmienia kształt swojej muszli od wysokiej w starszych osadach do płaskiej i znowu do wysokiej formy w osadach najmłodszych.

Nasuwa się pytanie jakie są przyczyny tych zmian, czy mamy tu do czynienia ze zmianami środowiskowymi, czy też ze zmianami ewolucyjnymi, które tylko przypadkowo doprowadziły do wykształcenia powtórnie tej samej formy muszli?

Autor wprawdzie wskazuje na zależność formy muszli ślimaków od np. szerokości geograficznej ich występowania, skłania się jednak do zdania większości badaczy, że mamy tu jednak do czynienia z przykładem zmian ewolucyjnych.

http://portalwiedzy.onet.pl/38314,,,,reguly_ekogeograficzne,haslo.html

Proponuje teraz przyjrzenie się następnemu przykładowi, i to takiemu który ma szczególne znaczenie dla teorii ewolucji, a mianowicie zmianom ewolucyjnym zięb Darwina występujących na wyspach Galapagos.
Zięby Darwina są koronnym przykładem procesów ewolucyjnych i jako takie podawane są jako namacalny dowód ich istnienia przy każdej dyskusji na ten temat.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Zi%C4%99by_Darwina

Zięby te były także obiektem obserwacji państwa Grant, naukowców którzy poświecili się bardzo drobiazgowej analizie cech morfologicznych zięb Darwina na jednej z wysp archipelagu Galapagos, trwającej nieprzerwanie ponad 20 lat.

http://wps.prenhall.com/esm_freeman_evol_3/0,8018,849374-,00.html

http://www.bio-pro.de/magazin/thema/00145/index.html?lang=de&artikelid=/artikel/04099/index.html

Obserwacje te doprowadziły do wykrycia następującej zależności. W okresie suszy zięby mają do dyspozycji pokarm tylko w formie dużych i twardych nasion. W związku z tym już w okresie jednego pokolenia następuje zmiana kształtu dzioba na gruby i krótki. W czasie trwania anomalii pogodowej El-Niño, na Galapagos panuje wilgotny klimat i dostępność małych i miękkich nasion jest największa. W związku z tym dzioby zięb Darwina przyjmują kształt cienki i wydłużony, lepiej nadający się do wyszukiwania małych nasion.

Autorzy pracy postulują wiec wymieranie nieprzystosowanych zięb i zastępowanie ich w krótkim czasie (mowa jest o jednej generacji) przez egzemplarze o optymalnych cechach dzioba.

Tego typu argumentacja jest moim zdaniem nieprawidłowa, ponieważ odcinek czasu w którym zmieniają się parametry dzioba jest po prostu za krótki na to aby proces selekcji cech na drodze eliminacji genów był w stanie w pełni zadziałać.

Ten przypadek mógłby zafunkcjonować tylko wtedy, gdyby zjawisko to przybrało charakter ekologicznej katastrofy i na wyspie przeżyłyby tylko nieliczne egzemplarze zięb z właściwym zestawem genów. Trzeba nadmienić że w okresie poprzedzającym, cechy te musiały być z konieczności rzadkie, bo selekcja była nastawiona na dokładnie przeciwny zestaw cech.
Tego typu katastrofy nie są tam jednak obserwowane, a wiec niekorzystne cechy genetyczne muszą się utrzymywać przez wiele pokoleń zięb zanim nastąpi zmiana zestawu genów.

Inna obserwacja która musiałaby być tam dokonana to taka że przy pomiarach cech dzioba zięb powinniśmy widzieć słabo zaznaczoną krzywą Gaußa, tymczasem ta jest już po jednym pokoleniu mocno zaznaczona. To znaczy wymiana cech genetycznych musiałaby występować prawie że natychmiastowo w całej populacji.

Tego typu zmiany są niemożliwe, ponieważ największa śmiertelność zięb występuje w okresie kiedy są one pisklętami i kiedy cechy ich dzioba nie decydują o ich dalszym przeżyciu.

Dla odmiany zajmijmy się teraz zjawiskiem zmian wielkości ciała u ludzi.
W kolejnym linku są podane dane co do wysokości ludzi w przeszłości.
Przyjrzyjmy się temu jak zmieniała się wielkość ciała ludzi z upływem wieków.

http://de.wikipedia.org/wiki/K%C3%B6rpergr%C3%B6%C3%9Fe

Wprawdzie różnice te podane w tabeli nie są duże, ale wystarczające do wyciągnięcia interesujących wniosków.

W latach 5000 do 2000 p.n.e. widzimy, że ludzie w Europie mieli niski wzrost, który następnie wzrósł w latach 500–700 n.e., by zmniejszyć się z końcem średniowiecza ponownie.

Jako przyczynę podaje się różnice w wyżywieniu ludności oraz ogólny pozom życia w rożnych epokach dziejowych.

Tymczasem jeśli dokładnie się tym wytłumaczeniom przyjrzymy to musimy stwierdzić, że coś tu nie gra. W rzeczywistości poziom życia mieszkańców Europy zmieniał się dokładnie odwrotnie do zmian ich wzrostu.

Czasy pomiędzy  latami 5000 do 2000 p.n.e. należały do najlepszych jeśli chodzi o poziom życia jej mieszkańców. Liczba ludności wzrosła drastycznie. Rolnictwo rozprzestrzeniło się w Europie Środkowej i Skandynawii. Pod koniec tego okresu gęstość zaludnienia na niektórych terenach Dolnej Saksonii była większa od współczesnej, jeśli odliczymy mieszkańców miast.
Ilość osad przewyższała swoją liczbą odpowiednią liczbę współczesnych osad wiejskich wielokrotnie.

Odwrotnie maja się sprawy w latach pomiędzy rokiem 500–700 n.e.

Poziom życia ludzi był katastrofalny. Głód i epidemie zdziesiątkowały ludność Europy. Przy czym określenie „zdziesiątkowały“ nie oddaje nawet w przybliżeniu katastrofy demograficznej która wtedy miała miejsce. Dla przykładu można podać że ludność na terenach Półwyspu Apenińskiego w momencie upadku Cesarstwa Rzymskiego zmalało do około 100 tys. osób. Dla porównania już 500 lat wcześniej sam Rzym liczył sobie około miliona mieszkańców. To jest zaiste zadziwiające, że akurat w czasie głodu i niedoboru średni wzrost mieszkańców Europy wzrósł wyraźnie w stosunku do przeszłości.

Jeszcze ciekawsze jest to, że akurat przy końcu średniowiecza kiedy standard życia ludzi osiągnął znowu wysoki poziom i panował ogólny dostatek, a ludzkość znalazła się na progu wytworzenia współczesnej cywilizacji, wzrost ludzi uległ ponownej redukcji.

Jeśli weźmiemy pod uwagę szczątki ludzkie z wcześniejszych epok, to przy interpretacji zmian w budowie szkieletu napotykamy na takie same problemy. Przydzielenie określonych szczątków na podstawie cech ich wyglądu do odpowiedniego okresu czasu jest utrudnione, ponieważ brak jest jednolitej reguły zmian morfologicznych u form ludzkich wraz z upływem czasu.

http://docs6.chomikuj.pl/445964330,0,0,Ewolucja-istot-cz%C5%82owiekowatych.doc

Zmiany te są tak nieregularne, że na przykład niemożliwe jest przydzielenie niektórych znalezisk jednoznacznie do gatunku Homo sapiens czy też Homo neanderthalensis.

W następnym linku jest to szczególnie dobrze widoczne.

http://www.polskieradio.pl/23/266/Artykul/287101,2010-upada-teoria-ewolucji-czlowieka

Pomimo tego że wiek znaleziska oszacowano na blisko 400000 lat, a wiec jest ono o ponad 200000 lat starsze niż dotychczasowe najstarsze znaleziska skamieniałych szczątków gatunku Homo sapiens, to cechy morfologiczne zębów wskazują na przynależność do gatunku człowieka współczesnego.

Również jeśli chodzi o młodsze znaleziska istnieją poważne problemy oddzielenia od siebie tych dwóch form człowieka.
Wydaje się, że pod koniec ostatniej epoki lodowcowej cechy morfologiczne Homo sapiens i Homo neanderthalensis znajdowały się na drodze ujednolicenia.

Podane przykłady pokazują nam, że morfologia organizmów i ich wielkość nie może być sterowana przez znane nauce procesy ewolucyjne.

Spróbujmy znaleźć więc wspólny mianownik tych obserwacji i zidentyfikować ten główny proces zmian ewolucyjnych.

Moja propozycja wygląda następująco:

O znaczeniu fałdowania łańcuchów białek na wielkość tworzących się komórek napisałem w poprzedniej mojej notce.
Dowiedzieliśmy się tam też, że podstawowa role w tym procesie spełniają chaperony.

http://de.wikipedia.org/wiki/Chaperon_%28Protein%29

Postawiłem tam też tezę, że budowa chaperonów zależna jest od wartości Tła Grawitacyjnego w momencie ich reprodukcji.

Przeanalizowane przez nas przypadki zmian morfologicznych organizmów wskazują, że te własności chaperonów są przez naturę wykorzystywane do przystosowania organizmów na zmiany TG, a tym samym na zmiany warunków środowiskowych, które to z kolei zależne są ściśle od zmian TG.

Chaperony które fałdują białka, wykorzystywana następnie do budowy dzioba zięb Darwina, cechują się dodatnią wrażliwością na jego zmiany.
W czasach o wysokich wartościach TG reagują one ciaśniejszym ułożeniem atomów w swoich cząstkach a tym samym powoduje to ciaśniejsze sfałdowanie protein. A tym samym w efekcie tworzone z nich dzioby są delikatniej zbudowane.
W czasach o niskich wartościach TG, chaperony rozluźniają swoja strukturę i sfałdowane białka tworzą większe objętościowo cząsteczki. W efekcie powstają masywniejsze dzioby u zięb Darwina.

To właśnie ta zdolność do reakcji chaperonów na zmiany TG podlega selekcji genetycznej a nie geny odpowiedzialne za budowę dzioba.
Tym samym organizmy uzyskały możliwość reakcji na zmiany TG a tym samym na zmiany warunków środowiskowych bez konieczności zmian genetycznych czy też mutacji.

Jak wynika to z podanego artykułu o ziębach Darwina, grube dzioby są typowe dla okresów suszy, cienkie natomiast dla okresów wilgotnych. Te ostatnie są jednak zawsze związane z wystąpieniem fenomenu pogodowego o nazwie El-Niño.

Już pobieżna analiza wskazuje, że wystąpienie tego zjawiska jest skorelowane z okresami wzmożonej aktywności Słońca. W tym celu wystarczy tylko porównać odpowiednia grafikę aktywności Słońca z czasem wystąpienia tego fenomenu. I widzimy że zależność ta jest jednoznacznie widoczna.

http://pl.wikipedia.org/wiki/El_Ni%C3%B1o

http://de.wikipedia.org/w/index.php?title=Datei:Sunspot_butterfly_with_graph.jpg&filetimestamp=20091108190055

W ten sposób ewolucja znalazła efektywną drogę do przystosowania organizmów do przyszłych warunków środowiskowych. Tak więc teza o udziale w tym procesie naturalnej selekcji nie ma żadnego pokrycia z rzeczywistością.

W podanym przykładzie stwierdzono, ze populacja zięb z grubym dziobem była szczególnie liczna w roku 1977, a wiec w czasie o najmniejszej aktywności słonecznej  i to jest czas w którym planety nie tworzyły ze sobą koniunkcji, których projekcja przecinałaby powierzchnie Słońca. A tym samym był to czas o niewielkiej liczbie plam słonecznych.

http://www.fourmilab.ch/cgi-bin/Solar

Minimum aktywności słonecznej odpowiada tez minimalnym wartościom TG.

W latach 1982 - 1983 planety Saturn i Jowisz znajdowały się blisko siebie co doprowadziło do wzrostu aktywności na Słońcu i wzrostu wartości TG.

Odpowiednio proteiny fałdowały się silniej i tworzyły małe i cienkie dzioby zięb, odwrotnie miały się sprawy w roku 1977.

Nie wszystkie zmiany wartości TG występują tak regularnie jak w przypadku cyklu słonecznego.
W większości przypadków jednak tylko takie regularne zmiany mogą doprowadzić do takiej selekcji wrażliwości chaperonów, aby organizmy żywe mogły optymalnie dostosować się do przyszłych zmian środowiskowych.

Natura wykorzystuje jednak również możliwość reakcji na zmiany długoterminowe, występujące w odstępach tysięcy lat, ponieważ spadek wartości TG związany jest generalnie z oziębieniem się klimatu a jego wzrost prowadzi do podwyższenia się temperatur na Ziemi.
Poprzez odpowiednia zmianę wrażliwości chaperonów możliwe jest dostosowanie się organizmu do tych zmian poprzez odpowiednie zmiany budowy morfologicznej. Warunkiem jest jednak to, aby zmiany te dokonywały się na tyle wolno, aby system wzajemnych zależności w organizmie mógł się do nich dostosować.

Zdarza się jednak, że zmiany te przychodzą tak niespodziewane i z tak dużym nasileniem, że system ten się załamuje.

W takich sytuacjach dochodzi do ekstremalnych zmian cech morfologicznych organizmów i to bez konieczności zmian ich zestawów genów czy też odpowiedniej ich mutacji.

W takich czasach zmiany morfologii są tak duże, że paleontolodzy stwierdzają powstanie nowego gatunku ślimaka Gyraulus oxystoma lub też wydaje im się, że szczątki neandertalczyka to Homo sapiens albo odwrotnie.

Oznacza to, że morfologia organizmu nie może być podstawą do wydzielenia nowych gatunków zwierząt, również wtedy gdy odpowiednie formy tych zwierząt dzieli duża różnica wieku.

Formy takie mogą przybrać inną formę wyglądu, ale w dalszym ciągu należą do tego samego gatunku i w przypadku powrotu pierwotnej wartości TG przybiorą znowu swój początkowy wygląd.

Czasami jednak drastyczne zmiany TG są również szansą dla życia na Ziemi. Nie wszystkie zmiany morfologiczne okazują się być niekorzystne. Niekiedy dochodzi do takich zmian, że dany organizm zmienia kształt jakiegoś organu tak, że musi on przejąć nową funkcję. Tak jak to miało miejsce z małpami człekokształtnymi, przodkami ludzi, gdzie zmiana TG doprowadziła do takiego wydłużenia kończyn dolnych tych małp, że były one zmuszone do porzucenia środowiska nadrzewnego i przyjęcia wyprostowanej postawy.

Znacznie częściej jednak te nagłe zmiany są niekorzystne i niektóre części organizmu przyjmują taka formę, że uniemożliwia to jego przeżycie albo też maleje zdolność do rozmnażania albo stosunek płci ulega takiemu zachwianiu, że gatunek ten musi wymrzeć.

Drastyczne zmiany formy chaperonów mogą też doprowadzić do tego, że organizmy przyjmują formę gigantyczna albo karłowatą, która nie daje im szans na przeżycie.

Jeśli wiec organizmy o zmienionej morfologi nie znajdą pasującej do nich niszy ekologicznej, to muszą one po prostu wymrzeć.

Jeśli jednak niezbędne do życia organy zachowają swoją funkcje lub też mogą przejąć inną, pożyteczną dla przeżycia organizmu, to organizmy przeżywają te fazy nagłych zmian TG i w procesie selekcji dochodzi do utrwalenia tak zapoczątkowanych zmian i naukowcy mogą z dumą nazwać tę nową formę swoim nazwiskiem.

Na zakończenie jestem winien jeszcze wytłumaczenie, dlaczego wspomniałem o ośrodkach nuklearnych we Francji.

Spójrzmy na rozkład tych ośrodków na mapie.

http://de.wikipedia.org/w/index.php?title=Datei:Nuclear_power_plants_map_France-de.png&filetimestamp=20080315010834

i teraz musi to być dla nas lepiej zrozumiale, fabryka przerobu zużytych elementów paliwowych w La Hague

http://de.wikipedia.org/wiki/Wiederaufarbeitungsanlage_La_Hague

i elektrownia atomowa w Blayais

http://de.wikipedia.org/wiki/Kernkraftwerk_Blayais

zatruwają bez ustanku środowisko tonami odpadów radioaktywnych, których promieniowanie leży wprawdzie poniżej przyjętych norm, (zasadność tych norm to już jednak osobny temat) które jednak bez ustanku zmieniają charakter oscylacji przestrzeni w bezpośredniej ich bliskości.

W ten sposób dochodzi to powiększenia lokalnego TG a z nim do zmian sfałdowania protein w organizmach. Proteiny te zostają ciaśniej sfałdowane i w efekcie organizmy żywe karłowacieją.

Żeby nie opierać się tylko na tym przykładzie spójrzmy jakim zmianom uległy organizmy w rejonie Czernobylu.

http://www.faz.net/s/Rub80665A3C1FA14FB9967DBF46652868E9/Doc~E9827AA1ED2EB40F880FC1949AD14826E~ATpl~Ecommon~Scontent.html

Zmniejszenie się wielkości mózgu ptaków o 5% wydaje się wprawdzie niewielkie, ale z nim związane jest także ogólne zmniejszenie się organizmu.

http://www.plosone.org/article/info%3Adoi%2F10.1371%2Fjournal.pone.0016862

Również my ludzie nie możemy się tym zmianom przeciwstawić, ponieważ, odpowiedzialni za zgłębianie wiedzy o naturze, fizycy zajmują się numerologicznym bezsensem.

W ten sposób w ciągu kilku najbliższych pokoleń powstaną ludzie z mózgami o wielkości pomarańczy. Dla fizyków jest to bardzo optymistyczna perspektywa, w stosunku do rozpowszechnionego współcześnie w tej grupie zawodowej kompletnego bezmózgowia.

Tło Grawitacyjne a wzrost organizmów

 Tekst ten opublikowałem po raz pierwszy 05.01.2012 roku.

Tło Grawitacyjne a wzrost organizmów

Teoria ewolucji polaryzuje nie od dziś. Jedni bronią jej do opadłego, inni czynią trzy razy znak krzyża jak tylko usłyszą to słowo.

Jest to bardzo niekorzystna sytuacja w którą dali się wpędzić zwolennicy ewolucji, ponieważ maniacy religijni zmusili ich do tego, żeby bronić jej jako całości, bez względu na prawdziwość lub ważność poszczególnych jej elementów.

W efekcie od czasu Darwina postępy w tej dziedzinie nie są takie na jakie pozwalają tak naprawdę nowe metody genetyczne i analityczne.

Naukowcy zajmujący się ewolucją wydają się przyjmować takie same dogmatyczne pozycje, jak ich religijni adwersarze, co w efekcie skierowało badania na ślepy tor.

Poniższy przykład bardzo ciekawego doświadczenia w sposób przykładowy ilustruje ten problem.


Jednocześnie otwiera ono drzwi do lepszego zrozumienia mechanizmów ewolucji, przez które jednak żaden z naukowców nie odważna się przestąpić.

Kluczowym elementem jest w tym przypadku zagadkowy przyrost wielkości bakterii w pierwszych dwóch latach eksperymentu. W następnych latach wzrost ten zostaje zahamowany, by od czwartego roku przejść w tendencję spadkową.


Twórcy tego eksperymentu próbowali to wyjaśnić ewolucyjnym przystosowaniem się bakterii do warunków laboratoryjnych. Jednocześnie trzeba podkreślić że pożywka na której hodowane są bakterie ma minimalną ilość substancji odżywczych. Tak więc przyczyna wzrostu nie może leżeć w polepszeniu warunków środowiskowych, bo te w porównaniu do stanu z przed eksperymentu uległy niewątpliwie pogorszeniu.

Jeśli więc początkowy wzrost wielkości bakterii był spowodowany lepszym ich przystosowaniem, to jak wytłumaczyć ich późniejsze zmniejszenie?

Przecież ewolucja powinna dalej działać w tym samym kierunku i jednostki lepiej przystosowane powinny wypierać z hodowli te o gorszym zestawie genów. Tymczasem na oko wygląda dokładnie na odwrót.

Oczywiście nie uszło to uwadze przeciwników ewolucji i doświadczenie to znalazło się w centrum kampanii wymierzonej przeciwko tym naukowcom, którzy sprzeciwiają się mieszaniu się religii do nauki. Sytuacja jest o tyle skomplikowana bo faktyczny podział między religią a nauką nigdy nie został do końca przeprowadzony i nauką często zajmują się osobnicy z rozdwojeniem jaźni. 
Szczególnie mocno jest to widoczne w fizyce, gdzie ton nadają religijni maniacy, w efekcie czego powstają tam takie poronione twory chorej wyobraźni jak teoria względności czy też mechanika kwantowa.

Zamiast jednak szukać rozwiązania problemu, ewolucjoniści uciekają się do przemilczania kontrowersji, a w dyskusji, rzeczowe argumenty zastępują retorycznymi trikami.

Takie podejście jest absolutnie fałszywe i nie sprzyja poparciu przez tak zwane szerokie społeczeństwo, tym bardziej że to ostatnie już i tak jest w większości pod kontrolą religijnych demagogów.

Otwarte przyznanie się do istnienia problemów ze zrozumieniem ewolucji, nie jest przecież równoznaczne z przyznaniem racji stronie przeciwnej, ale jest niezbędne aby przemyśleć te problemy od początku i znaleźć odpowiednie rozwiązanie.

Przedstawiona przeze mnie w poprzednich notkach teoria Tła Grawitacyjnego również i w przypadku doświadczenia Lenskiego otwiera możliwości rozwiązania tego problemu.

Kluczem do tego rozwiązania jest fakt, że szczepy bakterii wybrane do doświadczenia były poprzednio przez wiele lat przechowywane w stanie głębokiego zamrożenia.
Ten fakt został przez twórców eksperymentu kompletnie zignorowany, a przecież nie mogły ujść ich uwagi doniesienia, że z zarodków ludzkich przechowywanych w stanie zamrożenia rodzą się większe noworodki.


Wnioski nasuwają się same.

Przyczyna wzrostu wielkości komórek musi leżeć w fakcie ich wcześniejszego zamrożenia.

Żeby zrozumieć mechanizm który do tego doprowadził musimy trochę odbiec od tematu i zająć się sposobem syntezy białek w organizmie. Nie mam zamiaru przedstawić tego szczegółowo wychodząc z założenia, że każdy kogo to interesuje może sobie to sam doczytać w internecie.

Bardzo skrótowo mechanizm ten wygląda następująco. Budowa chemiczna białek które są syntetyzowane przez organizm jest zakodowana w DNA, oczywiście nie wyczerpuje to wszystkich możliwości, ale dokładna ich znajomość nie jest nam do zrozumienia tego problemu potrzebna.

W procesie biosyntezy białka, informacja zapisana w sekwencji DNA jest w procesie transkrypcji przepisywana na cząsteczki RNA, a powstałe w ten sposób cząsteczki RNA są następnie wykorzystywane przez rybosomy do syntezy białka w procesie translacji.

Na tym jednak historia się nie kończy. Wytworzone białko, aby wypełnić swoją funkcję w organizmie, musi przyjąć przedtem odpowiednią formę przestrzenną. Białka te są w większości bardzo dużymi cząsteczkami i mogą składać się z tysięcy aminokwasów.
Bardzo rzadko przyjmują one formę prostego łańcucha ale najczęściej są w sposób finezyjny splątane


Proces tego splątania natura nie zostawiła samemu sobie, ponieważ od niego zależy to czy białko spełni przewidzianą dla niego funkcję.

W przypadku wielu chorób, w tym nowotworowej, właśnie niewłaściwemu sfałdowaniu białek przypisuje się kluczową rolę.

O tym jak te białka zostaną sfałdowane decydują specjalne cząstki zwane chaperonami


Można je sobie wyobrazić jako matrycę do której zostaje przyłączone białko by po odciśnięciu przyjąć już na zawsze prawidłową formę.

Chaperony są wiec odpowiedzialne za to, jaką wielkość przyjmuje cząsteczka białka, a tym samym pośrednio, jaką wielkość końcową będzie miał dany organizm.

I tutaj wkracza na scenę moja teoria Tła Grawitacyjnego. Tak jak już to w moich wcześniejszych notkach udowodniłem, TG decyduje o wielkości poszczególnych atomów i ich masie, a co za tym idzie również o wielkości cząsteczek związków chemicznych i organicznych.

Że ten proces jest tak dominujący o tym naukowcy nie chcą nic wiedzieć. 

Zabarykadowani w swoich bunkrach z wzorów matematycznych i rzekomych stałych fizycznych już od dawna nie odważają się wyściubić z niech nosa i zobaczyć, że rzeczywistość jest o wiele bardziej rozległa i urozmaicona, a ich prawa fizyczne to tylko ledwo rozpoznawalne ścieżki w tym nieskończonym krajobrazie natury.

Natura wie o TG już od dawna i organizmy żywe wykształciły już od samego początku życia na Ziemi mechanizmy stabilizujące syntezę białek a tym samym wielkość organizmu.

Jeśli częstotliwość oscylacji TG ulega powiększeniu, to zmniejsza tym samym objętość wakuoli w trakcie ich ekspansji. Ponieważ atomy pierwiastków chemicznych składają się z powiązanych ze sobą wakuol to zmniejsza się tym samy wielkość cząstek związków chemicznych i organicznych w trakcie ich tworzenia lub zmian fazowych.

W dłuższym okresie czasu doprowadziłoby to do drastycznego zmniejszenia się wielkości żywych organizmów.

Temu procesowi przeciwdziała typowa dla organizmów żywych własność replikacji białek. Już na poziomie DNA widzimy stabilizujący charakter tego mechanizmu. W przypadku podziału komórkowego nowo tworzone DNA musi się dostosować do struktury istniejącego już łańcucha DNA, co zapobiega zbyt gwałtownym zmianom jego wielkości.

Podobnie musi się dziać także przy replikacji chaperonow, gdzie nowa cząsteczka jest powielana na chaperonie już istniejącym.

Mechanizm ten nie jest jednak doskonały i kompensuje tylko częściowo te zmiany. 

W normalnych warunkach przy niewielkich zmianach TG, takich jakie występują np. w cyklu rocznym, wydaje się to być wystarczające. Inaczej mają się sprawy jeśli zmiany to przybierają gwałtowny charakter. Takie gwałtowne zmiany nie są wcale rzadkością i powtarzają się na Ziemi z dużą regularnością. Niekiedy przybierają one charakter katastrofalny i doprowadzają do drastycznych zmian klimatycznych, czy też masowego wymierania organizmów.

Również i w tym przypadku natura nie pozostaje bezbronna i wypracowała mechanizmy zapewniające, przynajmniej częściowo, stabilizację wielkości organizmów żywych.

Główną rolę w tym mechanizmie spełniają chaperony.

Jeśli TG gwałtownie rośnie to molekuły chaperony reagują dokładnie odwrotnie niż inne związki chemiczne czy też organiczne. Chaperony są w stanie w tej sytuacji rozluźnić swoja strukturę atomowa, a tym samym wielkość matrycy na której są fałdowane białka zmienia się tylko w niewielkim stopniu.

Co się dzieje jeśli ten mechanizm zawiedzie opowiem innym razem.

Oczywiście te dwa wymienione mechanizmy są ze sobą ściśle związane i nie zawsze działają w tym samym kierunku. W przypadku gwałtownych zmian TG mechanizm powielania chaperonów działa na zasadzie sprzężenia zwrotnego i zapobiega zbyt gwałtownym zmianom wielkości chaperonów i stabilizuje wielkość molekuł białek w trakcie procesów syntezy. Mechanizm ten nie jest jednak w stanie tych zmian zatrzymać czy tez odwrócić, jest jednak w stanie opóźnić je czasowo tak, że ich pełne wykształcenie następuje dopiero po dłuższym okresie czasu.

W wyżej wymienionym eksperymencie, zamrożenie szczepów bakterii na wiele lat spowodowało, że ciągłe procesy przystosowawcze i kompensacyjne związane ze zmianami TG uległy przerwaniu.

Ponowne rozmrożenie organizmu było wiec równoznaczne z gwałtowną zmiana TG.

W przeciągu tych paru lat w których bakterie były zamrożone zmiany TG zsumowały się do takiej wielkości, że chaperony zareagowały rozluźnieniem swojej struktury. Mechanizm powielania chaperonów na istniejącym pierwowzorze zapobiegł wprawdzie gwałtownym skokom, nie mógł jednak zapobiec temu aby w przeciągu następnych dwóch lat następował ciągły wzrost wielkości cząsteczek białek a tym samym wielkości bakterii. Zjawisku temu sprzyjał też fakt, że pomiędzy 1988 i 1990 wystąpił naturalny wzrost wartości TG.


Wraz z odwróceniem tendencji wzrostowej TG po roku 1991 doszło do wstrzymania, a następnie załamania wzrostu wielkości komórek bakterii i odwrócenia tego trendu.

Tak więc doświadczenie Lenskiego nie tylko że nie zaprzecza temu co napisałem w mojej notce „Karłowata przyszłość“ ale odwrotnie, jest doskonałym dowodem prawdziwości przedstawionego przeze mnie mechanizmu.

Znaczenie opisanego mechanizmu wykracza jednak znacznie poza opisany przypadek zmian wielkości komórek i umożliwia nam zrozumienie mechanizmów ewolucyjnych funkcjonujących poza poziomem zmian genetycznych.

Ewolucja to coś znacznie bardziej rozległego niż kumulacja mutacji genów. W rzeczywistości ewolucja to ciągły proces walki o zachowanie niezmienności funkcji i morfologii danego organizmu. Jej przeciwnikiem są wahania wartości TG które wymuszają na organizmach daleko idące zmiany nie tylko ich wielkości ale i budowy.

A co ze środowiskiem naturalnym?

To, jak się wydaje, wbrew temu co twierdzą ewolucjoniści, wpływa na ewolucję tylko w marginalny sposób.

Karłowata przyszłość

Ten artykuł opublikowałem po raz pierwszy 28.12.2011roku.

Jak to już to wielokrotnie wspominałem, wbrew temu co próbują nam wmówić tak zwani „naukowcy“, nie istnieje coś takiego jak niezmienność jednostek fizycznych, nie mówiąc o takich rzeczach jak stałe fizyczne.

http://krysztalowywszechswiat.blogspot.com/2015/10/o-przyczynach-niestabilnosci-masy.html 

Na przykładzie wzorca kilograma mogliśmy się przekonać, że ta niezmienność wynika tylko ze zmowy fizyków obstających chorobliwie przy tym założeniu, ponieważ w przeciwnym razie ich system złożony ze stałych fizycznych i matematycznego opisu natury ległby w gruzach.

Gdyby to samooszukiwanie się fizyków dotyczyło tylko ich samych moglibyśmy to ignorować, tak jak każdy może spokojnie ignorować astrologów czy innego typu maniaków religijnych. Niestety tej bandzie głupków wydaje się, że zjedli wszystkie rozumy świata i tylko to co pasuje do ich paranoicznych wyobrażeń ma prawo zaistnienia w świadomości społeczeństwa.

Dlatego nikogo nie powinno dziwić zacięte zwalczanie przez tych szamanów każdej próby wyrwania się z tych kazamatów ciemnogrodu w jakich sterczy współczesna fizyka.

Podane przeze mnie wytłumaczenie zmian masy kilograma implikuje oczywiście nie tylko to że odważniki z rożnych krajów różnią się swoja masą. To jest jeszcze najmniejszy problem. 

http://krysztalowywszechswiat.blogspot.com/2015/10/amerykanie-blefuja-niemcy-sprawdzaja.html


Ta sytuacja implikuje przede wszystkim to, że w każdym wzorze fizycznym, w którym występuje jednostka masy, z konieczności pojawia się błąd wynikający z jej zmienności. Już na przykładzie Słońca błąd ten może przyjąć wielkość masy Ziemi, jeśli uwzględnimy tylko różnicę wynikającą z wagi polskiego wzorca.

Nieudane próby wyznaczenia dokładnej wielkości stałej grawitacji wskazują jednak na to, że błąd ten musi być jeszcze około 1000 razy większy.
Oczywiście istnieje pośredni sposób wyznaczenia tej zmienności.
Jeśli przyjmiemy, że masa kilograma zależna jest od wzajemnej odległości atomów w sieci krystalicznej, a ta z kolei zależna jest od wartości TG w momencie odlewu, to możemy porównać te odległości w kilku klonach kilograma odlanych w rożnym czasie i opisać te zależność w formie funkcji.

Na tej podstawie zauważymy, że czym gęściej upakowane są atomy, tym mniejsze przyrosty wagi wykazuje dany klon.

Ta zdawałoby się nieznaczna zmienność okazuje się, przy głębszym zastanowieniu, przyczyną całego szeregu zmian, z którymi jesteśmy codziennie konfrontowani,, a które fizyka kompletnie ignoruje, ponieważ nie pasują one do jej paranoicznego obrazu natury.

Jednak już krótkie zastanowienie powinno nam wskazać że taki sposób funkcjonowania natury będzie musiał zmienić nasze widzenie rzeczywistości w sposób zaiste dramatyczny.

Natura jest o wiele bardziej zmienna i to we wszystkich skalach jej egzystencji. Od poziomu atomu, do poziomu wszechświata, wszystko wykazuje zmienność i dynamizm, który wprawi nas w osłupienie, jeśli tylko zdecydujemy się zaakceptować prawdziwe mechanizmy jej funkcjonowania.

Wszystkie nasze wyobrażenia do jakich przyzwyczaiły nas nauki przyrodnicze możemy spokojnie wyrzucić do kosza. Nic ale najzupełniej nic nie funkcjonuje tak jak by to chcieli naukowcy.

Dotyczy to nie tylko fizyki, ale dotyka wszystkie dziedziny nauk przyrodniczych.
W ostatnich latach zadałem sobie trud analizy wpływu mojej teorii na funkcjonowanie wszechświata w rożnych aspektach jego bytu i stwierdziłem, że moja teoria pozwala nam wreszcie połączyć w rozsądny sposób obserwacje z rożnych dziedzin nauki w jeden spójny obraz.

Żeby odbiec trochę od fizyki proponuję mały wypad w kierunku biologii.
Również w tej dziedzinie nauki, stare i skamieniałe sposoby myślenia wymagają drastycznej odnowy.

Weźmy przykładowo tak zwaną zmienność osobniczą. Zmienność tę przypisujemy immanentnym cechom systemu biologicznego. Tymczasem cecha ta nie jest w pierwszym rzędzie zależna od wewnętrznego systemu biologicznego danego organizmu, ale jest przejawem zewnętrznej zmienności naszej rzeczywistości.

Organizmy żywe nie zachowują się pod tym względem inaczej, niż może się zachować wzorzec masy z ta różnicą, że organizmy żywe z racji ich osobniczej przemijalności produkują tak jakby ciągle swoje własne klony. W każdej kolejnej generacji klonów, atomy związane w molekułach tworzących te organizmy, wiążą się ze sobą stosownie do zewnętrznych warunków TG

A to, tak jak to już stwierdziliśmy przy okazji analizy zmienności klonów wzorca masy, wykazuje od około 150 lat tendencję wzrostu częstotliwości oscylacji podstawowych jednostek przestrzeni.

Oznacza to także, że jeśli materia przechodzi zmiany fazowe, a z taką zmianą fazową mamy do czynienia w trakcie rozwoju organizmu żywego, to tworzące ją atomy muszą zostać ze sobą ściślej związane. W uproszczeniu można by powiedzieć, że poszczególne związki organiczne zwiększają upakowanie atomów w jednostce objętości. Temu zwiększeniu upakowania atomów w nowo tworzonym związku nie towarzyszy jednak zwiększenie ich ciężaru, ponieważ to zjawisko związane jest ze zmniejszeniem stopnia swobody oscylacji atomów w sieci krystalicznej, a tym samym ze zmniejszeniem relatywnej masy tych molekuł.

Oznacza to, że na podstawie ciężaru właściwego danej substancji nie jesteśmy w stanie zauważyć tej zmiany.

Jeśli organizm żywy potraktujemy jako geometryczną konstrukcję zbudowaną z białkowych cegiełek , to zauważymy jednak, że poszczególne cegiełki w kolejnych generacjach organizmów stają się mniejsze.

Większe upakowanie atomów powoduje, że poszczególne molekuły białek wytwarzanych w kolejnych generacjach organizmów wykazują malejącą objętość.
Jeśli nasza hipoteza jest prawdziwa, to zmniejszaniu się objętości białek musi też towarzyszyć zmniejszanie się wielkości organizmów żywych.

To zjawisko było przez całe dziesięciolecia przez naukę ignorowane ale w ostatnich latach fakty były tak jednoznaczne, że informacje o zmniejszaniu się wielkości organizmów żywych trafiły również do prasy światowej.
Przykładem może być ten artykuł o zmniejszaniu się wielkości owiec:
czy tez ten o zmniejszaniu się wielkości ryb w rzekach Francji:

albo notatka w prasie niemieckiej

We wszystkich przypadkach autorzy dopatrują się, w efekcie karłowacenia organizmów, wpływu ocieplenia klimatu. Przy czym obserwowana tendencja zaznacza się nie tylko na tych przykładach, ale wydaje się obejmować wszystkie organizmy żywe nawet te w środowiskach nie zmienionych wpływami cywilizacji.

Ta interpretacja wydawałaby się do przyjęcia, gdyby nie ciekawy eksperyment który przeprowadzili Chuan Kai Ho, Steven C. Pennings, i Thomas H. Carefoot
Oryginalny artykuł można znaleźć pod tym linkiem

a streszczenie tutaj:

Nasuwa się pytanie czy proponowana bezpośrednia zależność pomiędzy wielkością organizmów, a zmianami klimatycznymi, daje się w aspekcie wyników pracy Chuan Kai Ho uzasadniona.

Moim zdaniem zmiany wielkości organizmów w ostatnich dziesięcioleciach są rezultatem wzrostu częstotliwości oscylacji TG.

W czasach w których TG rośnie, w trakcie przejść fazowych, ale także w trakcie reakcji chemicznych, atomy uczestniczące w tych reakcjach zostają ze sobą mocniej związane, inaczej mówiąc, ich wzajemna odległość jest mniejsza. To dotyczy w takim samym stopniu procesu syntezy białek czy też innych związków organicznych, a w związku z tym także RNA.

Łańcuchy cząsteczek kwasów nukleinowych, zwanych nukleotydami, zostają w takich warunkach ściślej związane i powstała cząsteczka jest odpowiednio mniejsza. Zadaniem RNA jest w pierwszym rzędzie synteza białek w organizmie, a w związku z tym wytwarzane białka będą objętościowo odpowiednio mniejsze, szczególnie że po ich syntezie ulegają one jeszcze dodatkowej przestrzennej modyfikacji. Ponieważ białka stanowią podstawowy budulec komórek organizmów, zmniejszenie wielkości cząstek białek musi spowodować odpowiednio zmniejszenie wielkości samych organizmów.

W czasach o mniejszej wartości TG tak jak np. w trakcie zlodowaceń plejstoceńskich organizmy żywe były większe, niezależnie od tego w jakiej strefie klimatycznej żyły, na co mamy odpowiednie dowody paleontologiczne.

To tłumaczy też , dlaczego wielkość organizmów tego samego gatunku rośnie wraz z szerokością geograficzna regionu w którym on żyją. I tutaj dopiero pojawia się wpływ temperatury. Temperatura jest w tym przypadku elementem wskazującym wielkość oscylacji atomów molekuł substancji organicznych a tym samym Tła Grawitacyjnego. Czym niższe TG tym niższa temperatura a tym samym tym słabsze oscylacje atomów wchodzących w skład tych cząsteczek.

To oznacza że będą one w trakcie syntezy substancji organicznych, a w szczególności białek, luźniej ze sobą związane, a co za tym idzie objętość cząsteczek substancji organicznych będzie odpowiednio większa.

Jeśli teraz użyjemy pokarmu roślinnego z polarnych rejonów kuli ziemskiej do karmienia zwierząt doświadczalnych, to odpowiednio większe cząsteczki białek z tego pożywienia będą przyswajane i wbudowane w komórki tego organizmu w trakcie jego wzrostu z takim skutkiem, że ten organizm osiągnie odpowiednio większą wielkość.

Konsekwencje tego mechanizmu są jednak o wiele większe i wykraczają daleko poza wytłumaczenie zmienności osobniczej gatunków. Naszym wytłumaczeniem wkraczamy daleko w teren teorii ewolucji, w tym też ewolucji człowieka.
Tematykę tę podejmę w którejś z moich następnych notek.

Jakie jest prawdziwe imię Boga

Jakie jest prawdziwe imię Boga


Ciekawa sprawa, że pomimo tego, że imię Boga Chrześcijan i Żydów jest nam znane z licznych zapisków, to tak naprawdę nie wiemy do dziś, jak było ono przez twórców tych religii wymawiane.

Istnieje wprawdzie cała masa rożnych interpretacji, ale już choćby ze względu na tę różnorodność możemy przyjąć, że żadna z nich nie jest prawidłowa.

Ten chaotyczny stan, w którym wierni modlą się do Boga nie wiedząc nawet jego imienia, nie powstał bez przyczyny. Wynika on z tego, że od tysiącleci zrobiono wszystko, aby tę sprawę zagmatwać i zatrzeć wszystkie ślady prowadzące do prawdziwego znaczenia imienia Boga.

Całe nieszczęście zaczęło się od tego, że religia pierwszych Żydów, którzy jak to udowodniłem byli Słowianami,


nie ograniczyła się tylko do tego narodu, ale z czasem stała się religią również ludów tubylczych należących do semickiej rodziny językowej.

Szczególnie tak zwana „Niewola Babilońska” stała się kluczowym momentem w którym słowiańskie korzenie religii żydowskiej doznały poważnego uszczerbku.

Wbrew temu co wypisują na ten temat tzw. "naukowcy", niewola ta nie zaczęła się wraz z podbiciem Jerozolimy przez Nabuchodonozora II w roku 597 przed naszą erą, ale już dwieście lat wcześniej, od czasów Sargona II, trwały deportacje ludności z terenów zamieszkałych przez Słowian do do Asyrii i Babilonu.

Tam wiara Słowian w najwyższego ich Boga rozprzestrzeniła się też wśród ludności semickiej tak bardzo, że już wkrótce stanowili oni większość wśród zwolenników tej religii w Babilonie i ich kultura wyparła lub zdeformowała poważnie słowiańskie dziedzictwo.

W ciągu prawie 200 lat tzw. „niewoli” zarówno religia jak i inne elementy kultury tej ludności uległy tak poważnej przemianie, że powracający z „niewoli” potomkowie uprowadzonych Słowian mogli już mówić językiem różniącym się znacznie od tego, który dalej używała ludność pozostawiana na terenach Palestyny.

Te różnice były tak znaczne, że doszło do poważnych konfliktów z tubylcami, przy czym obie strony zarzucały sobie łamanie „boskich praw” jak i odstępstwa od prawidłowej interpretacji wiary w Boga.

Ostatecznie zwyciężyła frakcja osadników babilońskich, bo nowi ich władcy, Persowie, traktowali ich jako 5 kolumnę przydatna do pacyfikacji Palestyny i trzymającą tubylców w ryzach.

Poszczególnym plemionom słowiańskim obstającym przy wierności do religii ich przodków i traktujących przybyszów z Babilonu jako nowych zaborców, tak jak np. Samarytanie czy Nabatejczycy, został nawet zabroniony dostęp do miejsca kultu w Jerozolimie.



Możliwe że właśnie w tym momencie doszło do odseparowania się babilońskich Żydów od reszty Bliskowschodnich Słowian, również w sferze pisma, które do tego momentu nie różniło się specjalnie od pisma Etrusków i Fenicjan.

Można z całą pewnością przyjąć, że pierwsze teksty religijne Słowian bliskowschodnich, które następnie stały się pierwowzorem Biblii, były spisane w alfabecie fenickim. Trzeba więc też przyjąć, że również w tym alfabecie zapisane było imię Boga Żydów (Słowian bliskowschodnich).

O ile w przypadku innego słownictwa wydaje się, że piszący nie mieli żadnego oporu w zmienianiu i modyfikacji poszczególnych liter i wyrazów i zastępowania ich określeniami semickimi, o tyle w przypadku imienia Boga taka zmiana była niemożliwa, bo równała się ona najwyższemu stopniu herezji.

Tak więc mimo wszystkich zmian imię Boga zapisywane było dalej tak, jak je wymawiali jego pierwsi wyznawcy Słowianie.

W tym miejscu pojawia się taki sam mechanizm, jaki znamy już z przypadków manipulacji językami Europy Zachodniej w czasach średniowiecza.

Aby umocnić własną władzę i zatrzeć ślady po poprzednikach nie trzeba wcale niszczyć wszystkich ich pozostałości. Wystarczy tylko zmienić znaczenie poszczególnych elementów języka, np. nadać poszczególnym znakom alfabetu inne znaczenie i już uzyskujemy brzmienie wyrazów które w niczym nie przypomina ich pierwotnej postaci.


Tę samą metodę zastosowali babilońscy Żydzi aby odseparować się od słowiańskich współbraci w Palestynie.

W jakim stopniu było to skuteczne to trudno jest ocenić, ale skuteczność takiego działania jest potencjalnie oszałamiająca, jak to widzimy na przykładzie współczesnej "nauki", która stosuje te same metody dla zachachmęcenia słowiańskiego pochodzenia starożytnych języków i kultur i z całą premedytacją fałszuje znaczenia poszczególnych liter alfabetu fenickiego, hebrajskiego, hetyckiego i tak dalej i tak podobnie.

Tak więc żeby odczytać prawdziwe imię Boga, jak i zrozumieć jego znaczenie, wystarczy tylko sięgnąć do alfabetu fenickiego i porównać najstarsze zapiski imienia Boga z poszczególnymi jego znakami oraz związanym z tymi znakami brzmieniem głosek.

Oczywiście musimy uwzględnić to, że obecne brzmienie poszczególnych znaków literowych tego alfabetu nie jest prawidłowe, ale zostało tak zmienione przez tzw. „naukowców” aby odczytywane brzmienie wyrazów było jak najbardziej bełkotliwe i w najmniejszym stopniu nie przypominało języków słowiańskich.

Na poniższym zdjęciu widzimy imię Boga zapisane w alfabecie Fenickim.



Na kolejnym to samo imię zapisane na zwojach z Qumran.



W obu zapisach pierwsza litera to charakterystyczna dla alfabetu fenickiego litera „J”


Kolejna litera

jest przez tzw „naukowców” interpretowana jako głoska „H”.

Ta interpretacja jest oczywiście wyssana z palca i to z wielu powodów.

Najważniejszym jest to, że w alfabecie fenickim występuje również druga litera o praktycznie tej samej wymowie.

ta druga wersja litery „H” jest identyczna z rozpoznanym już przez nas znaczeniem tego znaku w alfabecie etruskim. Z racji olbrzymiego podobieństwa, a w praktyce identyczności obu tych starosłowiańskich alfabetów, jest to jak najbardziej logiczne, że nie występowała najmniejsza konieczność podwójnego zapisu głoski „H”. Wszystkie wyjaśnienia w tej sprawie jakie przedstawiają językoznawcy są o dupę rozbić i służą tylko podłemu celowi oszukiwania społeczeństwa.

Jest po prostu wysoce nieprawdopodobne to, aby Fenicjanie użyli dla tej samej głoski dwa rożne znaki alfabetu.

Wprost przeciwnie, w starożytnych alfabetach obserwujemy zjawisko odwrotne, to znaczy piszący używają często tego samego znaku dla dwóch lub nawet trzech, podobnie do siebie brzmiących głosek.

Nawet Rzymianie, którzy obsesyjnie regulowali wszystkie aspekty funkcjonowania społeczeństwa, w przypadku alfabetu, pozwolili sobie na wyjątkową swobodę interpretacyjną, nie odróżniając w zapisie liter „U” od „W” oraz „I” od „J”.

To samo zjawisko zaobserwowaliśmy również wśród Etrusków, którzy wyjątkowo swobodnie interpretowali zapis liter, np. „Ż”, „SZ” oraz „Ź”. Głoski te były często zapisywane tym samym znakiem i to nawet w tym samym tekście.


To nasze przypuszczenie potwierdza jeszcze taki fakt, że omawiany znak występuje również w alfabecie etruskim i to nawet w identycznej formie.

Dlaczego miałyby się one różnić w wymowie od etruskiego, pozostanie na zawsze zapewne niezglebiona tajemnica „współczesnej nauki”.

Ten fakt wyjaśnia też przyczyny obłąkańczej tezy współczesnej „nauki”, że bliskowschodnie kultury nie zapisywały samogłosek, bo liczba znaków z jakich składały się ich alfabety była za mała dla zapisu wszystkich dźwięków mowy. Ta teza jest po prostu fałszywa. Ludy te używały jak najbardziej samogłoski tylko te zostały przez tych bęcwałów „językoznawców” przydzielone spółgłoskom.

Przyczyna tak oszczędnego używania znaków literowych wynikała z tego, że wiele spółgłosek wymawiamy prawie że identycznie i do tego słyszymy je również indywidualnie. Wymawiając np. głoskę „S” jeden słyszy ją rzeczywiście w tym brzmieniu, a inny jako „Z” lub „ Ź”. To zjawisko pogłębione jest również tym, że równocześnie istniały niezliczone indywidualne dialekty słowiańskie i stosowanie wąsko zdefiniowanych znaków alfabetu bardzo szybko prowadziłoby do sztucznych podziałów językowych, tak jak to miało miejsce w średniowiecznej Europie. Starożytni Słowianie podchodzili do pisma w sposób racjonalny i pragmatyczny i preferowali system w którym wszyscy czytający niezależnie od dialektu i indywidualnych preferencji mogli zrozumieć to samo znaczenie danego tekstu.

Oczywiście również i w tym omawianym przypadku, znaczenie tego znaku jest identyczne jak w etruskim i litera ta oznacza nasze „E”, a nie wydumane przez pseudonaukowców jakieś „H”.

Kolejną literę widzimy na napisie fenickim w takiej formie.

Na napisie odczytanym ze zwoju z Qumran imię Boga zapisane jest tak:



a omawiana litera przyjmuje następującą formę:


Widzimy, że odpowiada ona w gruncie rzeczy etruskiemu „U”, ale tekst z Qumran nie bez przyczyny uzupełnia tę literę zawijasem przypominającym odwróconą o 90 stopni literę „W” lub ostre „S”. jest to sygnał dla czytającego aby wymawiając imię Boga nie popełnił błędu i wymówił je prawidłowo. Tak jak i u Rzymian, Fenicjanie używali dla głoski „W” i „U” tego samego znaku. To co w etruskim rozpoznaliśmy jako literę „U”, w alfabecie fenickim mogło równie dobrze oznaczać głoskę „W”. Zresztą to samo zjawisko występowało już w języku etruskim i przykłady takich tekstów rozszyfrowaliśmy już poprzednio.


Tak więc pisarz zwoju z Qumran zwraca czytającemu uwagę na to, że w tym przypadku mamy do czynienia z interpretacją tego znaku literowego jako litera „W”.

Dzięki temu jesteśmy już w stanie odczytać imię Boga jako „JEWE”.

Późniejsi manipulatorzy dodali tam literę H (zapewne jako element symbolizujący Boga” ale nie uwzględniany przy wymowie), a średniowieczni gamonie zrobili z tego imię „JAHWE”.

Co rzuca się nam natychmiast w oczy to to, że odczytane imię jest prawie że identyczne z etruskim imieniem ich najwyższego Boga „JOVEI”. To samo określenie przejęli też od nich Rzymianie, aby następnie w procesie separowania się od swoich słowiańskich korzeni, zamienić je na JUPITER.



Jednak nawet oni nie do końca odważyli się na całkowite świętokradztwo zostawiając, na wszelki wypadek, w dopełniaczu formę „JOVIS”.

Obowiązujące interpretacje znaczenia imion „JAHWE” jak i „”JOVIS” możemy sobie darować, bo to zwykły bełkot, ale zwróćmy natychmiast uwagę na to, że te imiona wywodziły się z języka słowiańskiego a więc tam musimy też szukać ich znaczenia.

Te poszukiwania prowadza nas prosto do początków mitologi słowiańskiej i do podziału na świat ludzi żywych, rzeczywistości i dnia, oraz na świat istot duchowych nocy i snów.

Każdy z tych światów był rządzony przez swojego boga.

Boga rządzącego tym co na JAWIE Słowianie etruscy nazwali „JOVEI” a słowiańscy Żydzi „JEWE”.

Ciekawe, że Słowianie z terenów greckich odrzucili koncepcje „Żywego Boga” i uznali świat nierealny jako ten w którym żyją Bogowie. Do świata nierealnego należał również czas nocy i snu i z tego właśnie ostatniego określenia, po dodaniu bezznaczeniowej końcówki „us”, powstało określenie ich Boga „Z(S)EUS”.

Jako ciekawostkę można tu nadmienić również to, że kapłani Zeusa nazywani byli przez Greków imieniem „Kureci”.


Czy nie jest to bezpośrednie potwierdzenie tezy o istnieniu uprzywilejowanego rodu „KURASI” do którego należeli również nasi Piastowie.



Ciekawe, że w świadomości historycznej Polaków, to najwyższe słowiańskie bóstwo zachowało się pod imieniem „JASSA”, na co zwrócił mi uwagę mój uważny czytelnik.

Oczywiście jest cała masa politycznych powodów dla których prawdziwa nazwa najwyższego słowiańskiego boga „JAWA” została zastąpiona określeniem „JASSA” nie przypominającym już w niczym imienia „JA(H)WE”.

Nie można jednak pominąć również całkiem prozaicznego wytłumaczenia.

Możliwe, że czasy pogromów zwolenników pierwotnego słowiańskiego kultu przez saksońską sektę chrześcijańską zwaną „Katolicyzmem” przeżyły również religijne zapiski w alfabecie starosłowiańskim, w którym imię Boga zapisane było graficznie tak samo jak na zwojach z Qumran.

Późniejszym czytelnikom mogła nie być znana prawidłowa interpretacja tych znaków i środkowej literze przypisali po prostu znaczenie podwójnego „S” lub też „SZ” nawiązując do znaczenia podobnego znaku w alfabecie fenickim i odczytali imię tego Boga jako JASSA. Ta fałszywa interpretacja była chętnie propagowana dalej, bo wykluczała na pierwszy rzut oka jakikolwiek związek z prawdziwym imieniem chrześcijańskiego Boga.

Dla kościoła katolickiego byłoby to śmiertelnym zagrożeniem, jeśli świadomość wtórności tej religii w stosunku do pierwotnej wiary Słowian, stałaby się powszechnie znaną wiedzą.

Jeszcze raz możemy się przekonać jak bardzo powiązane ze sobą są wszystkie kultury Europy i Bliskiego Wschodu i to już od najdawniejszych czasów. Jeszcze raz znaleźliśmy też dowody na to, że lepiszczem tego związku byli Słowianie.

Oczywiście najważniejszym wnioskiem jest ten, że możemy już teraz nazwać Boga Chrześcijan i Żydów Jego prawdziwym imieniem - „JAWA

Translate

Szukaj na tym blogu