Zegarmistrzostwo purpurowego światła



Przed paru laty przedstawiłem deterministyczne rozwiązanie paradoksu EPR. Skrót tej nazwy pochodzi od początkowych liter nazwisk naukowców którzy sformułowali go raz pierwszy, czyli Einsteina, Podolskiego i Rosena.


Przedstawione przeze mnie rozwiązanie obala zasady, sformułowane przez fizykę kwantową, dla opisu naszej rzeczywistości, i wskazuje na deterministyczną naturę naszego wszechświata.


Poza olbrzymim poznawczym znaczeniem podanego przeze mnie rozwiązania, nasuwają się również pytania co do praktycznego wykorzystania tego modelu rzeczywistości.

Oczywiście nie jestem w stanie ogarnąć wszystkich aspektów tej teorii, mimo to próbuję znaleźć takie możliwości jej zastosowań, aby stworzyć fizykę nie tylko zgodną z naszymi obserwacjami, ale odpowiadającą naszemu poczuciu zdrowego rozsądku.

Wyniki moich dociekań mówią same za siebie i pozwoliły mi na opracowanie całego szeregu rewolucyjnych teorii tłumaczących zjawiska zarówno w mikro- jak i w makroświecie







Jest to jednak tylko czubek góry lodowej, który udało mi się rozpoznać i teoria ta jest jeszcze daleka od wyczerpania wszystkich swoich możliwości.

Jedną z nich, o której dotychczas nie wspomniałem, jest możliwość manipulowania częstotliwością światła w sposób nie znany dotychczas fizykom.
Tę możliwości dostrzegłem zaraz po sformułowaniu mojej teorii, ale nie spieszyłem się z jej publikacją ze względu na możliwości nadużycia tej metody dla celów niezgodnych z moimi intencjami.
Oczywiście te możliwości mógł dostrzec każdy średnio inteligentny kapral, po zapoznaniu się z zasadami mojej teorii „wszystkiego” i było tylko kwestią czasu to, aby pojawiły się informacje o zastosowaniach tej teorii dla celów bynajmniej nie pokojowych.

W związku z tym dalsze unikanie tego tematu stało się bezsensowne i opóźnia tylko konieczne zmiany w sposobie myślenia zainteresowanych fizyką „poszukiwaczy prawdy”.

Moje wytłumaczenie paradoksu EPR bazowało na założeniu identyczności fotonów oraz najmniejszych niepodzielnych jednostek przestrzeni, oraz na tym że oba te elementy mają oscylujący charakter i zmieniają generowaną przez siebie przestrzeń w sposób cykliczny.

Oscylacje poszczególnego fotonu przemieszczającego się w obrębie jednostek przestrzeni nie pozostają bez wpływu na nie i również one zmieniają na krótko charakterystykę własnych oscylacji. Zasięg tych zmian jest zależny od częstotliwości oscylacji samego fotonu i jest przez nas rejestrowany jako długość fali świetlnej.

Taki charakter światła doskonale tłumaczy obserwowaną przez nas jego dualną, korpuskularno-falową naturę. Foton zachowuje się jak byt korpuskularny który jednak na skutek własnych oscylacji może być przez nas interpretowany i postrzegany jako fala.

Ten model pozwala nam zrozumieć czym w ogóle jest światło, jednocześnie jednak umożliwia nam postawienie istotnego, zasadniczego dla sprawdzenia tej teorii pytania.

Jeśli przemieszczający się foton wpływa na otaczającą go przestrzeń, zmieniając parametry oscylacji jej pojedynczych jednostek, to czy możliwa jest zmiana parametrów oscylacji samych fotonów, jeśli zmienimy charakter oscylacji otaczającej je przestrzeni?

Oczywiście na to pytanie istnieje tylko jedna - pozytywna odpowiedz.

Przemieszczający się w przestrzeni foton wymienia się impulsem powstałym w trakcie generowania przestrzeni własnej z otaczającymi go podstawowymi jednostkami przestrzeni (dalej będę używał, dla ułatwienia, nazwy wakuoli).

Porównać to możemy do zachowania się kołyski Newtona, gdzie impuls początkowy przekazywany jest na pozostałe kule bez zmiany ich własności, ale ujawnia się w pełni ruchem ostatniej kuli.




Z przedstawionego modelu kołyski Newtona wynika jednak, że impuls ten jest przekazywany z powrotem na inicjującą go kulę ponownie.

I tu otwiera się prosta możliwość uzyskania wpływu na charakter oscylacji poszczególnych fotonów poprzez ograniczenie zasięgu oddziaływania długości fali świetlnej.

Jeśli udałoby się zmniejszyć zasięg wpływu oscylacji fotonów na otaczające je wakuole przestrzeni, bez utraty związanego z tym impulsu, to tym samym musiałaby wzrosnąć częstotliwość oscylacji przynależnego do tej fali fotonu, a tym samym częstotliwość samej fali świetlnej również uległaby zwiększeniu.

Najprostszym rozwiązaniem, dla osiągnięcia tego celu, wydaje się być zmuszenie promieniowania świetlnego do przejścia przez sieć otworów o zmniejszającej się postępująco średnicy. 



Przy czym początkowa wielkość otworu powinna być większa niż długość użytego do tego celu światła, a wielkość średnicy końcowej, odpowiadać długości pożądanej przez nas fali świetlnej.






W efekcie jesteśmy w stanie zwiększyć w sposób prawie że dowolny częstotliwość światła i np. źródło światła widzialnego zamienić w źródło promieniowania rentgenowskiego a nawet gamma i to bez większych strat energii.

Otwiera to niestety również możliwości zastosowań nad którymi nie będę się tutaj dłużej rozwodził ale daje też nam możliwość takiej modulacji promieniowania świetlnego aby wykorzystać je do efektywnej produkcji energii lub też do zamiany podczerwonego promieniowania długofalowego na pożądane przez nas promieniowanie w bliskiej podczerwieni.

Możliwości wykorzystania tej technologi są olbrzymie i zapewne znacznie przekraczają moją pomysłowość, ale i ta wystarcza aby zmienić nasze życie całkowicie.

Do takich możliwości należą:

1.   możliwość zbudowania filtrów dających źródło światła o ściśle określonej jego długości.
2.   Możliwość otrzymania prostego źródła promieniowania rentgenowskiego lub promieniowania gamma.
3.   Zastosowanie folii perforowanej z otworami o konicznej formie pozwala na dostosowanie długości światła do optymalnej wartości dla danego ogniwa słonecznego.
4.   Zastosowanie wielowarstwowych ogniw słonecznych perforowanych konicznymi otworami pozwoli na wielokrotne użycie tego samego fotonu dla wzbudzenia elektronów a więc zwiększy wydajność takich ogniw wielokrotnie, przekraczając wszystkie, zakładane przez współczesną fizykę, maksymalne wartości.
5.   Użycie perforowanych folii jako wykładziny powierzchni budowli pozwoli na uzyskanie dodatniego bilansu cieplnego, ponieważ nieprzydatne dotychczas długofalowe promieniowanie zamienione zostanie na promieniowanie podczerwone, ogrzewające mury takiej budowli.

Paradoksalnie, nie jest więc wykluczone to, że metoda ta będzie na tyle efektywna aby zapewnić funkcjonowanie ogniw słonecznych i kolektorów słonecznych nawet w nocy, oczywiście przy odpowiednio niskiej wydajności.

Pozostałe możliwości, na przykład w dziedzinie mikroelektroniki, są gigantyczne, łącznie z możliwością konstrukcji optycznego komputera.

Ale nawet w tak klasycznej dziedzinie jak rolnictwo, folie takie mogą spowodować prawdziwy przełom w produkcji żywności.

To co naszkicowałem daje nam tyko przedsmak tego co jest możliwe, stawia nas jednak przed pytaniem, czy tak prosta, w gruncie rzeczy, metoda manipulacji światłem mogła zostać przez przyrodę niezauważona?

Oczywiście przyroda wykorzystuje to zjawisko od zawsze i to powszechnie.

To tylko zaślepienie naukowców, zakochanych w swoich infantylnych teoryjkach, nie pozwoliło ludzkości na rozpoznanie tego zjawiska, oraz tego że w przyrodzie istnieje cały, olbrzymi zakres procesów fizycznych, o których nie mieliśmy i nie mamy jeszcze pojęcia.

W następnym odcinku przedstawię parę przykładów tego, w jaki sposób przyroda stosuje zasadę mechanicznej modulacji częstotliwości światła dla zwiększenia efektywności procesów metabolicznych.

Ortograficzna łamigłówka



Ortograficzna łamigłówka


Jak wyszło na jaw, co pewien znaczący przedstawiciel obecnych polskich elit powiedział o stanie polskiej państwowości, to w kraju zawrzało. Oczywiście najmłodsze, zalfabetyzowane pokolenie nie bardzo wiedziało o co chodzi, ponieważ nie jest znany jemu stan inny niż „chdikk”. O wiele ciekawsze dla niego było pytanie dlaczego rzeczony wyraz na czołowej pozycji piszemy przez „ch” a nie „h”, mimo że mamy tu do czynienia z tą samą głoską. 

Dla potwierdzenia skali ważności pojęć u gówniarzy wystarczy porównać ilość stron znalezionych przez „Googla” na pytanie „piszemy ch.. czy h..” z hasłem np.: „fizyka kwantowa dla początkujących”
Rożnica jest trzydziestokrotna (30 razy więcej stron z wyrazem na „ch”). 

Uświadamia nam to mniej więcej skalę zagadnienia i priorytety obecnego pokolenia Polaków. 


27 lat władzy twórców i spadkobierców „okrągłego stołu” nie poszło więc na marne.

Skora taka oczywista potrzeba wiedzy u młodego pokolenia istnieje, to należałoby oczekiwać tego, że wiedza ta jest łatwa do nabycia i powszechnie dostępna. Tak jednak nie jest.

Nasi złaknieni wiedzy smarkacze nie znajdą na ten temat nic rozsądnego, poza przytaczaniem reguły i odpowiednio długiej listy odstępstw od tejże.
Nie dziw więc, że nasza dziatwa na wiedzę odporna, skoro nawet jak już coś chce się dowiedzieć, to nie ma jak.

Niestety moje drogie dzieci, aby zaspokoić waszą ciekawość trzeba trochę głębiej sięgnąć do historii i kto ma problemy ze zrozumieniem trzech zdań po kolei, powinien już w tym momencie sobie odpuścić, bo mu się we łbie jeszcze zakurzy.

To trochę, to jakieś 7000 lat. W tym czasie plemiona słowiańskie z terenów pasa czarnoziemów rozpoczęły ekspansję we wszystkich możliwych kierunkach podbijając siłą albo zasiedlając mniej lub bardziej pokojowo tereny sąsiednie.


Jednym z takich kierunków były Bałkany i tam na obszarze miedzy Serbią a Bułgarią doszło do rzeczy niezwykłej, do twórczej syntezy dwóch kultur, tej ze stepów, reprezentowanej przez ludność o haplotypie "R1a1a" oraz tubylczej o haplotypie "I". 

Była to mieszanka naprawdę wybuchowa i zaowocowała eksplozją trwającą do dziś o nazwie „cywilizacja ludzka”.



Temat tynfa wart, ale jest zbyt obszerny aby go tu pogłębić. Najważniejsze było to, że kulturom z tego kręgu zawdzięczamy szereg epokowych odkryć, chociażby takich jak opanowanie technik hutniczych oraz rozpowszechnienie użytkowania metali. Nie mniej spektakularnym było również to, że społeczeństwo to jako pierwsze w świecie zaczęło posługiwać się pismem. I symbole tego pisma przetrwały tysiące lat wchodząc w skład świętego pisma Słowian - głagolicy.


a tu tłumaczenie po polsku:


Oczywiście głagolica nie była jedynym systemem pisma używanym przez Słowian, szczególnie że jej zastosowanie było ograniczone do zakresu spraw religijnych i posługiwała się nim tylko ograniczona grupa kapłanów zwanych „Aria”. Pismo to było „Pismem Świętym” przy pomocy którego komunikowano się z bogiem.
Do celów świeckich posługiwano się prostszym alfabetem zbliżonym do alfabetu „greckiego” lub obecnej cyrylicy.



Tak więc widzimy, że teza o analfabetyzmie wczesnych Słowian jest po prostu zwykłym kłamstwem.
Również w państwie Polan, przed przyjęciem starotestamentowej wersji chrześcijaństwa, umiejętność posługiwania się pismem była rozpowszechniona i to zarówno dla celów religijnych jak i świeckich. Tym pismem była oczywiście głagolica w tekstach religijnych oraz „cyrylica” w tekstach świeckich. 


Niestety olbrzymia większość tych tekstów została bezpowrotnie zniszczona przez Popiela w trakcie przebudowy państwa Polan i zmiany rządzącej dynastii.
Mimo tego, umiejętność posługiwania się głagolicą przez Polan przetrwała i była dalej podtrzymywana przez następców Dagowara II czyli naszego Piasta.

Kiedy Mieszko I zdecydował się podjąć walkę o spuściznę Polan na zachód od Łaby, to zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest to możliwe bez przejęcia przez dynastię Piastów obowiązującej tam wersji chrześcijaństwa.


Tak zwany „Chrzest Polski” był więc jednym z elementów tej strategii. 


Możemy jednak znaleźć dowody na to, że ten plan był całkiem rozbudowany i zawierał również takie elementy, jak propagowanie powiązań dynastii z galijskimi elementami jej historii. 

Przykładem jest denar bity przez Bolesława Chrobrego. 

Moneta ta zarówno swoim opisem jak i przyjętą symboliką nawiązuje bezpośrednio do powiązań Polan z tradycją Merowingów i Karolingów. Na załączonym poniżej obrazku widzimy tę właśnie monetę z symboliką która nigdy więcej na piastowskich monetach nie wystąpi.


Widzimy tam zarys ptaka, ale o kształcie i pozycji nietypowej dla heraldyki piastowskiej.
Jest to najstarszy przykład użycia symbolu „Koguta Galijskiego”


i to akurat przez polskiego króla. 

Występujący na tej monecie napis „Princes Polonie” odnosi się w tym przypadku do roszczenia Chrobrego do władzy nad wszystkimi potomkami Polan od Hiszpanii po Kijów.
Innym znakomitym przykładem jest denar Mieszka I z nietypowym przedstawieniem dłoni.

Denar ten jest kluczem dla rozwiązania naszej ortograficznej zagadki.
Zwróćmy uwagę na to, że napis po lewej stronie denara jest dla nas zrozumiały i oznacza imię władcy MISICA. Napis po prawej stronie jest przedstawiany przez fachowców jako zbiór bezsensownych bazgrołów.
Oczywiście nie dajmy się wywieść w pole. Napis po prawej jest również jak najbardziej zrozumiały i oznacza to samo co po lewej ale napisany jest alfabetem słowiańskim czyli tzw. cyrylicą.
Przyjrzyjmy się jemu jeszcze raz dokładniej. 

Widzimy tam imię Миша napisane cyrylicą, a oznaczające niedźwiadka. I to samo znaczenie miało imię Mieszka w języku polskim.


To odkrycie udowadnia nam niezbicie, że już od najwcześniejszych momentów historii królestwa Piastów alfabet słowiański miał taką samą rangę ważności, jak świeżo przybyły alfabet łaciński. Można nawet powiedzieć, że z całą pewnością głagolica i cyrylica stały w tej skali ważności o wiele wyżej niż łacina. 

Napis ten oznacza również to, że w królestwie Mieszka istniała grupa ludzi obeznana w piśmie i służąca na dworze władcy jako jego intelektualna elita.
W momencie decyzji władcy o przyjęciu starotestamentowego katolicyzmu zaistniała konieczność włączenia łaciny w krąg piśmiennictwa na dworze.

Problem polegał jednak na tym, że łacina się do tej roli nie nadawała. 


Był to alfabet nie dostosowany do bogatej w głoski mowy naszych przodków.

CDN. 



Ortograficzna łamigłówka. Piastowski ślad


Uczeni w piśmie na dworze Mieszka I stanęli więc przed skomplikowanym zadaniem dopasowania łaciny dla potrzeb języka polskiego. Jeśli jednak spróbujemy wczuć się w mentalność i duchowość ówczesnych ludzi, to musimy zdać sobie z tego sprawę, że to zadanie nie było dla nich wcale proste, ponieważ wzorcem któremu trzeba było dorównać było najdoskonalsze pismo słowiańskie - głagolica.

Głagolica nie jest tylko zwykłym pismem oddającym dźwięki języka słowiańskiego w formie liter, ale jest też pełna ukrytej symboliki mającej dla ludzi owych czasów jeszcze większe znaczenie, niż sam prosty zapis mowy. Wynika to na przykład z tego, że poszczególne litery głagolicy mają przypisane sobie określone znaczenie (maja swoja nazwę), ale również każdej z liter odpowiada określona wartość liczbowa. Do tego dochodzi jeszcze to, że sama forma graficzna znaków tego alfabetu niosła w sobie określone mistyczne przesłanie.

Tak więc było to najzupełniej logiczne, że skrybowie Polan dążyli do nadania łacinie podobnego mistycznego znaczenia jakim przepełniona była głagolica, chociażby z tego względu, że używana ona była do zapisu świętego dla nich tekstu „Nowego Testamentu”.


Jedną z możliwości był taki dobór znaków graficznych, dla niewystępujących w łacinie polskich głosek, aby te oddawały co najmniej ducha głagolicy. W ciągu następnych dziesięcioleci trwał proces asymilacji alfabetu łacińskiego do mowy Słowian i ten proces pociągnął za sobą cały szereg eksperymentów o których obecnie niewiele wiemy poza tym, że znajdujemy często zapisy na monetach piastowskich których znaczenia nie rozumiemy, a występujące na nich znaki stanowią dla nas prawdziwą zagadkę i często skłaniają co niektórych do, motywowanych doraźną polityką, awanturniczych teorii.

W efekcie w języku polskim wykrystalizował się konkretny zapis liter w alfabecie łacińskim w których formie, ślady procesów adaptacyjnych zachowały się do dziś.
Najlepiej widoczne jest to na przykładzie głosek które w języku polskim zapisywane są przy pomocy różnych znaków mimo tego, że dla postronnego słuchacza nie ma żadnych różnic w ich wymowie.

Do tych liter należą:
„u” i „ó”
„rz” i „ż”
oraz „ch” i „h””

W przypadku „u” i „ó” wytłumaczenie jest tu bardzo proste, ponieważ również w głagolicy litery „o” i „u” są ze sobą ściśle związane. Nawet graficznie różnią się od siebie minimalnie i to (pomijając duplikację) tylko jednym szczegółem.

Ten szczegół jednak jest kluczowy, ponieważ podpowiada rozwiązanie w jaki sposób zapisać takie wyrazy w których w ramach deklinacji rzeczowników dochodzi do zamiany „o” w „u”. W tym przypadku przyjęto, że to przechodzenie  „o” w „u” musi przybrać taką samą formę graficzną jaka występuje w głagolicy a więc dodano po prostu do litery „o” kreseczkę tak jak to występowało już w głagolicy. W ten sposób powstała litera „ó”.

W przypadku „rz” i „ż” sprawa jest troszkę bardziej zagmatwana, ale i tu możemy prześledzić tok rozumowania naszych przodków.
Głoska „rz” występuje w języku polskim dość często i wiele wyrazów rozpoczyna się tą właśnie głoską. Ta głoska nie występuje oczywiście sama, ale w towarzystwie innych głosek, których wymowa po „rz” nie przysparza nam  problemów i jest dla Słowian czymś naturalnym. I taką głoską jest np. „e”. Tak jak powiedzmy w wyrazie „rzeka”.

Głagolica jest przykładem pisma w którym występuje tendencja do łączenia liter w specjalne bloki o swoistej szacie graficznej, w której charakterystyczne dla poszczególnych liter elementy, stapiają się w jedną graficzną formę.,

Te specjalne formy zapisu grup liter nazywamy ligaturami.
Dla wprawnego skryby posługiwanie się ligaturami na pewno przyspieszało proces pisania, ale zapewne miały one dodatkowe mistyczne znaczenie.

W przypadku głoski „rz” występowała ona najczęściej jako część określonej ligatury np. „iże” której wygląd widźmy poniżej.


I w tej ligaturze nie możemy nie zauważyć tego, że jej górna cześć odpowiada łacińskiej literze „r”, a dolne „e” zapisane jest prawie w takiej samej graficznej formie jak litera „z” w cyrylicy.

To skłoniło piastowskich skrybów do łącznego zapisu „r” oraz łacińskiego odpowiednika litery „z” z cyrylicy. Dzięki połączeniu tych dwóch liter ligatura „że” przybierała formę obecnej litery „rz”.
Nie było to więc prymitywne naśladownictwo, ale próba przekazania ducha głagolicy, alfabetowi łacińskiemu.

Jednak najdoskonalszym przykładem takich przekształceń jest wprowadzenie kombinacji liter „c” i „h” jako odpowiednika głoski „h”

W pisowni polskiej występują dwa sposoby zapisu tej głoski. Dlaczego tak jest wyjaśnię na końcu, ale ciekawe jest to, że w ogóle wystąpiło zjawisko zapisu jej na dwa rożne sposoby.

Polskie „ch” jest bowiem bezpośrednią adaptacja litery „h” z głagolicy.

Literę te zapisujemy w następujący sposób.

Aby zrozumieć jak doszło do przekształcenia litery „h” z głagolicy w obecne „ch” musimy uwzględnić to, że w czasach w których posługiwano się gęsim piórem olbrzymie znaczenie miała technika pisania liter. Aby prawidłowo napisać poszczególne litery każdy ruch gęsim piórem musiał być ściśle zdefiniowany, dla zapewnienia optymalnego ich wyglądu.

Jeśli chcielibyśmy napisać literę „h” głagolicą, to ruch gęsiego pióra musiałby przyjąć następujące kierunki

Widzimy wyraźnie, że składa się on z dwóch etapów, z których jeden odpowiada co do kształtu literze „h” z alfabetu łacińskiego, a drugi jest dokładnym odpowiednikiem litery „c”. Łącząc te dwie litery ze sobą piszący po łacinie wykonywał takie same ruchy piórem, jakby pisał literę „h” z głagolicy. W ten sposób piszący zachowywał, przynajmniej częściowo, typowe dla głagolicy mistyczne znaczenie pisanego tekstu.

I to jest właśnie klucz do rozwiązania tej zagadki.

Skrybowie Polan starali się zachować jak największe podobieństwo do głagolicy  jako świętego pisma którym spisany był „Nowy Testament”. Używali wiec w tych wyrazach, które były im znane z Nowego Testamentu takie litery, które najbardziej przypominały ich święte pismo. Były to więc zestawy łacińskich liter które można było wyprowadzić z głagolicy albo nowo wymyślone litery konieczne dla zapisu słowiańskich głosek.


Takich przykładów jak „rz” „ch” i „ó” było w przeszłości zapewne więcej, ale na skutek historycznych nieszczęść które dotknęły państwo Piastów oraz wytrwalej pracy starotestamentowych katolików, niszczących na przestrzeni wieków wszystkie świadectwa przeszłości Polaków, nie zachowało się tych przykładów wiele.

Ale co pocieszające, najważniejsze przykłady mamy ciągle przed naszymi oczyma i są to typowe dla języka polskiego litery „ch” „rz” i „ó”.

Translate

Szukaj na tym blogu