Starożytna historia Polaków. Między legendą a prawdą





Legenda o Kraku należy do najstarszych związanych z kulturą polską i do takich podań od których nie oczekujemy specjalnie tego, że oparte są one na rzeczywistych zdarzeniach. Jednak i w tym przypadku znajdziemy tam całą masę wskazówek które rzucają fascynujący obraz na początki powstania państwa polskiego i polskiej tożsamości narodowej.
Aby zgłębić znaczenie tej opowieści konieczne jest zrozumienie tego przesłania, i to zrozumienie zależy oczywiście od tego czy potrafimy zrozumieć słownictwo jakie w tym przesłaniu występuje. Znajdziemy tam cały szereg określeń i nazw własnych które przyjmujemy jako dopust boży, nie zastanawiając się nawet nad tym, czy te nazwy nie wskazują nam na prawdziwe źródła naszej historii i nie opowiadają nam zdarzeń które są w stanie zmienić dokumentnie nasze wyobrażenia o przeszłości Polaków.

Oczywiście analiza całego podania wykracza poza zakres tematyki którą mam zamiar przedstawić, a która koncentruje się na wyjaśnieniu przebiegu wydarzeń wczesnego średniowiecza i roli Słowian jaką w tej historii odegrali.

Legenda o Kraku okazała się być ku temu szalenie pomocną, ponieważ pozwala na wyjaśnienie paru znaczeń wyrazów koniecznych do zrozumienia wydarzeń późniejszych.

Zastanówmy się więc nad tym co oznaczają takie słowa jak KRAK i WAWEL i jakie było ich pierwotne znaczenie?
Oczywiście na pierwszy rzut oka pytanie jest trochę dziwne bo przecież są to imiona własne  władcy oraz jego siedziby.
Jednak w przeszłości imiona własne nie były zbitką abstrakcyjnych liter ale niosły ze sobą również informację dotyczącą cech ich nosiciela.

Jakie jest więc znaczenie słowa Wawel?

W Wikipedii znajdziemy następujące wytłumaczenie:


Ja w mojej interpretacji chciałbym się oprzeć na znaczeniu tego wzgórza dla ówczesnych ludzi. Otóż logika nakazuje nam przyjęcie takiego rozwiązania w którym nazwa wiązałaby się z funkcją danej rzeczy. Wzgórze Wawel jest niewątpliwie predestynowane do zamieszkania przez ludzi, co czynili oni już od czasów prehistorycznych. Wyniesione ponad nadbrzeżną równinę rzeki Wisły, kontrolowało jej przebieg na znacznym obszarze, stwarzając mieszkańcom nie tylko optymalne możliwości obrony, ale dawało też doskonalą możliwość obserwacji ciągnących opodal stad reniferów i mamutów.


Tak więc już od czasów zlodowacenia było ono zamieszkałe przez ludzi. Znaczenie tego wzgórza było tym większe, że stanowiło ono też jedno z ważniejszych w rejonie źródeł pozyskiwania krzemienia do produkcji narzędzi kamiennych. W jurajskich wapieniach, wychodzących na powierzchnię terenu właśnie na Wawelu, znajdowały się bogate złoża tego surowca i przyciągały one z pewnością myśliwych nawet z dalszych okolic w celu jego pozyskiwania.
Zapewne w trakcie stuleci wyczerpały się złoża powierzchniowe z najlepszym surowcem i pierwotni Słowianie zmuszeni zostali do przystąpienia do podziemnej eksploatacji tych zasobów.
Po tym okresie ostały się liczne jamy i jaskinie na wzgórzu które w większości jednak zostały później niestety zniszczone przez eksploatację skal wapiennych dla celów budowlanych.

Ten okres wykorzystywania wzgórza do eksploatacji krzemienia ostał się jednak w pamięci ludzkiej w formie nazwy jaką temu wzgórzu nadali.

Nazwa ta ma bardzo stare korzenie i wywodzi się od określenia jam kopanych przez niedźwiedzie w celu przezimowania. Takie jamy, nieraz całkiem dużych rozmiarów, określane są od pradziejów mianem „Gawra”. Takie samo określenie na wykopy powstałe w trakcie szukania krzemienia używali też pierwotni łowcy, z tym że w pierwotnym języku słowiańskim samogłoski używano relatywnie rzadko ( tak jak to jest jeszcze obecnie powszechne praktykowane w czeskim czy też serbsko-chorwackim, czy w wymarłych już językach sumeryjskim i hetyckim), a więc słowo to wymawiano jako  „Gawr” ewentualnie „Gwr”. W trakcie dalszej ewolucji języka wprowadzono samogłoski „a”i „e” tworząc słowo  „Gawer” z którego wyprowadzono słowo oznaczające zarówno samą jamę jak i osobę kopiącą takie jamy krzemienne w postaci słowa „Gawel”. Słowo to jest powszechnie znane do dziś w formie  imienia Gaweł, tak popularnego na górniczym Śląsku a oznaczającym kopacza (górnika).

Słowo Gawel stało się następnie źródłem słowotwórczym dla nazewnictwa wzgórza wawelskiego które powstało przez zastąpienie litery „G” przez „W”. Nastąpiło to zapewne na skutek połączenia się dwóch słów, mianowicie słowa „Wielo”, oznaczającego w języku starosłowiańskim dziedziczną własność przywódcy plemienia lub państwa, oraz słowa „Gawel” czyli odpowiednika współczesnej jamy albo „kopalni”. W efekcie ludzie zaczęli używać skrótu na określanie tego wzgórza w formie nazwy „Wawel”.

Trochę inną ewolucję przeszło słowo „Gawr” u naszych słowiańskich sąsiadów z zachodu .
Tam słowo „Gawr” zmieniło swoje brzmienie poprzez zastąpienie litery „G” literą „H”. W wyniku czego powstało słowo „HAWR”. To słowo dało początek innemu staropolskiemu określeniu na górnika czyli „Hawerz” i we współczesnym potocznym języku polskim występuje dalej, lekko zmienione, jako określenie na ciężką pracę czyli „harować”. Natomiast określenie jamy wykopanej przez Hawerów to zapewne „Hawer” stąd prosta droga do słowa Hawel, tak popularnego w języku czeskim a mającego takie samo znaczenie jak polski Gaweł.
Ciekawe że w dialektach języka niemieckiego np. bawarskim albo z alpejskich rejonów Austrii, słowo „Hawara” oznacza najlepszego kumpla a to z kolei występuje współcześnie jako określenie współtowarzysza pracy górniczej.

Oczywiście kontrola nad zasobami krzemienia w tym rejonie była główną przyczyną dla ukształtowania się pierwotnej władzy plemiennej nad Wawelem. Kto kontrolował to wzgórze kontrolował też produkcję broni krzemiennej oraz w późniejszym okresie produkcję soli w pobliskiej Wieliczce. Również nazwa tej miejscowości wskazuje na bardzo dawne korzenie centralnej władzy, ponieważ słowo „Wielo”, jak już to nadmieniłem powyżej, oznaczało prywatną własność władców słowiańskich. 
Wieliczka była więc dziedziczną własnością władców na Wawelu i ta tradycja własności  Wieliczki ostała się do czasów Rzeczpospolitej.

Jednym z pierwszych władców Polaków, o którym zachowała się relacja w podaniach, jest Krak.
Również i w przypadku tego imienia panuje wśród „naukowców” poplątanie z pomieszaniem, wynikające z panicznej obawy przed tym, aby nie wskazać na rzeczywisty źródłosłów tego imienia.

Imię KRAK wywodzi się od pierwotnego określenia KRK czyli kark. W swoim pierwotnym brzmieniu występuje ono jeszcze w języku czeskim i słowackim.
W języku pierwotnych Słowian na terenach Polski zaznaczyła się tendencja do zastępowania, tak chętnie używanego przez Słowian, bezpośredniego połączenia spółgłosek przez wstawienie odpowiedniej samogłoski i stąd właśnie ewolucja słowa Krk do Krak.

Imię to oznaczało więc kogoś stojącego na czele struktury społecznej. To znaczenie ostało się do dziś i do dziś chętnie używa się określenia „Głowa państwa” jako nazwy dla prezydentów czy szefów rządów. Nie inaczej było więc w przeszłości przy czym ciekawe jest to, że pierwotni Słowianie wybrali słowo KRK (czyli kark) jako następną po głowie cześć ciała na określenie swoich przywódców.
Ta obserwacja jest bardzo ważna ponieważ wskazuje na to, że w strukturze społecznej tych plemion przywódca nie był władcą absolutnym ale był pośrednikiem spełniającym wolę siły wyższej. Możemy przyjąć że tą siłą było bóstwo LADA o czym pisałem już tutaj.


Tak jak w przypadku słowa Wawel gdzie doszło do pełnego zlania się dwóch słów w celu stworzenia nowego określenia, również w przypadku słowa KRAK jego ewolucja nie została na tym znaczeniu zakończona. Przywódca Słowian nazywany był pierwotnie określeniem „Krk u Lady”, jako ten który niesie przesłanie najwyższej władzy dla prostego ludu.

Oczywiście i w tym przypadku wystąpiła tendencja do uproszczenia nazewnictwa i stworzenia zlepku tych wyrazów „Krk u Lady” co zaowocowało powstaniem wyrażenia „KRÓL”.

Otwiera to przed nami nowe możliwości interpretacji historii Europy. Słowo Krak nie było więc imieniem własnym pierwszego przywódcy wawelskich Słowian ale oznaczało funkcję całej dynastii takich przywódców. czyli oznaczało osobę Króla i było więc używane w stosunku do wszystkich władców tego ludu i rozciągało się na cały okres jego istnienia.

Oznaczało to jednak że przywódca narodu czy plemiona słowiańskiego nie mógł rozporządzać pełnią władzy nad podległą mu ludnością ale był traktowany jako pierwszy wśród równych primus inter pares”. To przekonanie u Słowian ostało się bardzo długo i mimo wielowiekowej katolickiej indoktrynacji starającej się wmówić ludziom „boskość” ich przywódców, polska szlachta i rycerstwo traktowała królów polskich jako równych sobie. 

Taka organizacja społeczeństwa była jego największą siłą, ponieważ każdy członek tego społeczeństwa czuł się współodpowiedzialnym za dobro całości. Nie bez przyczyny wzrost i upadek znaczenia Polski jest ścisłe związany z ewolucją roli przywódców państwa w stosunku do współobywateli. Największe czasy świetności przypadają na okres największych swobód religijnych i największej siły prostej szlachty. 

Wzmocnienie roli magnatów i kościoła katolickiego w państwie kosztem szlachty było wyrokiem śmierci dla Polski, bo było jednocześnie zdradą jej fundamentalnych zasad na których zbudowana była jej państwowość.

Starożytna historia Polaków. Chrześcijaństwo i upadek Rzymu





Tu musimy na krótko odbiec od tematu i przyjrzeć się trochę dokładniej historii kościołów chrześcijańskich.
O historii wczesnego chrześcijaństwa wiemy bardzo mało. Najgorsze jest to, że to co wydaje się nam znane, najprawdopodobniej jest całkowitą nieprawdą. Wydaje się niemal pewne to, że historia wczesnego chrześcijaństwa w Europie została przez organizacje kościelne perfidnie sfałszowana. W przeciągu ostatnich 1500 lat wielokrotnie dochodziło do niszczenia dokumentów pisanych, a co gorsza, do wielokrotnego fałszowania tych które się jeszcze zachowały. Przy każdym nowym przepisywaniu tekstów, zakradały się do nich nie tylko literowe błędy ale co gorsza kościół świadomie fałszował przebieg historii tak, by potwierdzała ona jego aspiracje do niepodzielnej władzy.

W praktyce nie zachował się ani jeden dokument pisany o którym moglibyśmy powiedzieć, że jest autentyczną relacją z tamtych czasów. Przy bliższej analizie okazuje się, że w przerażającej większości mamy tu do czynienia z XIV i XV wiecznymi fałszerstwami powstałymi na bazie mody na starożytność. Setki i tysiące zawodowych fałszerzy w katolickich klasztorach Europy wyprodukowało wtedy tysiące manuskryptów podszywając się pod antycznych i wczesnośredniowiecznych autorów. Począwszy od Biblii Gockiej poprzez akty nadania Karola Wielkiego do Germanii Tacyta mamy tu do czynienia ze zwykłymi fałszerstwami.
Oczywiście materialne zyski były decydującą motywacją kościoła, który w czasach tuż przed reformacją znajdował się w stanie permanentnej niewypłacalności, ale już wcześniej, w czasach wczesnego średniowiecza, kościół katolicki świadomie niszczył i fałszował dokumenty aby zakłamać rolę jaką odegrał przy upadku Cesarstwa Rzymskiego.

Mimo to, wszystkie ślady przeszłości nie udało się zamazać i istnieje jednak szereg poszlak pozwalających na szczątkowe odtworzenie prawdziwego przebiegu wydarzeń.

Jedną z takich wskazówek znajdziemy w życiorysie Konstantyna Wielkiego.


Jego roli dla kościołów chrześcijańskich w Europie nie można przecenić. Był on w końcu tym władcą rzymskim który z marginalnej sekty na granicy legalności zrobił najważniejszą religię państwową. Mniej znane jest to, że całe swoje życie Konstantyn był poganinem i dopiero na łożu śmierci zdecydował się przyjąć chrzest. Kto jednak by się spodziewał tego, że przyjął on go z rąk jakiegoś katolickiego kapłana ten myli się jednak dokumentnie.

Konstantyn został ochrzczony w wierze ariańskiej.

O tym kim byli Arianie wiemy bardzo mało. Nawet po dłuższych poszukiwaniach nie znalazłem na ten temat dużo więcej niż można o tym przeczytać w Wikipedii


Trzeba zaznaczyć że Kościół katolicki zrobił naprawdę wszystko aby wyrugować z pamięci ludzkiej ślady istnienia tej religii. A te resztki informacji które się ostały i tak zostały zafałszowane.
Najważniejszym fałszerstwem jest już sama definicja określenia „Arianizm”. Sugeruje się że pochodziła ono od imienia Ariusza, duchownego żyjącego jakoby w początkach IV wieku naszej ery w Aleksandrii, a więc w czasach panowania Konstantyna Wielkiego. Jego doktryna miała zaprzeczać tożsamości Jezusa względem jego ojca Boga.
Interesujące jest to, że nie ma żadnych dowodów na to, że taka postać historyczna w ogóle istniała. Wydaje się więcej niż pewne to, że została ona wymyślona przez kościół aby zataić prawdzie źródła arianizmu.
Wskazówki na to, że coś tu nie gra znajdziemy już w podaniach dotyczących wojny domowej w Cesarstwie Rzymskim przed przejęciem władzy przez Konstantyna Wielkiego. Otóż przed decydującą bitwą z Maksencjuszem, Konstantyn nakazał swoim wojskom przystąpienie do bitwy pod znakiem krzyża wymalowanego na tarczach. Ciekawe tylko, że w skład jego wojsk wchodzili głownie mauretańscy łucznicy oraz jazda germańska, czyli oddziały z przygranicznych terenów cesarstwa.

Jak wiemy antyczni Germanie byli Słowianami i wydaje się mało prawdopodobne aby zgodzili się na używanie obcych ich kulturze znaków. Tym bardziej że znak krzyża nie był w tym czasie u rzymskich chrześcijan znany. Jako symbole chrześcijaństwa były tam używane: symbol ryby albo symbol składający się z kombinacji liter X i P. Symbol krzyża natomiast był w świecie słowiańskim bardzo rozpowszechniony


i związany od tysiącleci z kultem słońca. Czyżby znaczyło to że Konstantyn przystąpił do bitwy pod pogańskim znakiem? Raczej nie, o wiele prawdopodobniejsze jest to, że najemnicy słowiańscy w armii rzymskiej byli od dawna wyznawcami religii chrześcijańskiej ale o całkiem innym charakterze niż ta znana w Rzymie. I ta religia posługiwała się słowiańskim symbolem krzyża. Religia ta przejęła wprawdzie podstawowe przesłanie Nowego Testamentu ale zachowała również najcenniejsze elementy pierwotnej religii Słowian. Do tych elementów należały zasady moralne jak i zasady współżycia między członkami wspólnoty. Po prostu przesłanie Jezusa natrafiło u Słowian na przygotowany grunt, tak jakby zostało stworzone specjalnie dla tej grupy ludnościowej, i zamiast religijnej rewolucji doszło tam do twórczej symbiozy w której obie strony osiągnęły korzyści.
Religia słowiańska została uzupełniona o element życia wiecznego i odkupienia z grzechów, które zapewne pierwotnie w niej nie występowały a które są bardzo pomocne dla umocnienia moralnych postaw członków społeczności, a chrześcijanie wzbogacili swój obrządek o nową symbolikę jak i przebieg obrządków religijnych oraz moralny i filozoficzny dorobek Słowian.
O takim charakterze tej religijnej rewolucji świadczą znaleziska we wnętrzu kopca Kraka.

Szczątki potężnego dębu znalezione w jego wnętrzu świadczą o tym, że to świadectwo pierwotnej religii Słowian zostało złożone do grobu w symbolicznym akcie pogrzebania starej religii.

Zasady funkcjonowania arianizmu bazowały na słowiańskiej spuściźnie, nie możemy się więc dziwić temu, że religia ta otrzymała swoją nazwę od słowiańskiego słowa Aria oznaczającego człowieka szlachetnego. Arianizm był więc od samego początku religią aspirującą do moralnego doskonalenia się jej przedstawicieli. Powodowało to to, że religia ta odrzuciła własną organizację w formie instytucji kościoła oraz poparła takie formy organizacji społeczeństwa które sprzyjały wolności osobistej swoich wyznawców i sprzeciwiała się kapitalistycznej organizacji ekonomiki takiej społeczności opartej na zniewoleniu najsłabszych jej członków.

W przeciwieństwie do Arian, chrześcijaństwo rzymskie bardzo szybko zatraciło jezusowe przesłanie krytyki społecznej a odwrotnie, prawie natychmiast przejęło elementy organizacji kapłaństwa pogan i ich hierarchicznej struktury, tworząc autokratyczny kościół. Spowodowało to olbrzymią podatność tej organizacji na korupcję i zgubiło z jej pola widzenia potrzeby zwykłych ludzi.

Katolicyzm był i jest religią elitarną ścisłe związaną z władzą i nastawianą na pomnażanie bogactwa i wpływów jej zawodowych kapłanów. 

W IV wieku naszej ery podziały między chrześcijanami nie miały więc podłoża filozoficznego (tak jak to sugerują kościoły katolicki i prawosławny) ale były podyktowane zwykłymi materialnymi interesami. Z jednej strony katolicyzm kooperujący z monarchicznymi strukturami władz i skorumpowany dążeniem do materialnego bogactwa i z drugiej strony Arianie (Słowianie) wierzący głęboko w moralne przesłanie Jezusa i odrzucający centralną władzę oraz dążenie do bogacenia się za wszelką cenę kosztem praw innych ludzi.

Ten konflikt tlił się bardzo długo ale kiedy sobór nicejski w roku 325 podjął decyzję wyznania wiary, skierowanie przeciw religii ariańskiej i zainicjował fizyczną eksterminację jej przedstawicieli, sytuacja zaczęła się zdecydowanie zaostrzać.


I w istocie data ta jest przełomem jeśli chodzi o stosunki Cesarstwa Rzymskiego z ich słowiańskimi sąsiadami. Od tego momentu ten konflikt światopoglądowy zaczął się przeradzać w twardy konflikt zbrojny aby po soborze w Konstantynopolu przerodzić się w otwartą wojnę.


Wbrew jednak temu co oficjalnie próbuje nam wmówić kościół katolicki w konflikcie tym nie chodziło o różnice filozoficzne w obrębie interpretacji chrześcijańskiego przesłania ale o stosunek chrześcijan do władzy i do indywidualnej wolności człowieka.
Kościół katolicki opowiedział się za absolutystyczną władzą cesarską i za nieograniczoną władzą bogatych nad biednymi. Ta decyzja była tak bardzo w sprzeczności z przesłaniem Nowego Testamentu że konieczne było uzasadnienie jej Boską wolą. A ta będzie tylko wtedy dla każdego widoczna jeśli Bóg i Jezus, jako jego królewska emanacja władzy nad ludźmi, będą równorzędni. Cale szczęście dla rządzących Jezus skończył jak skończył i teraz jego splendor, choć szczątkowo, mógł spłynąć na Papieży Cesarzy i Królów. To właśnie konieczność uzasadnienia ich absolutnej władzy nad innymi była przyczyną tak brutalnych sporów wśród chrześcijan zakończonych mordami na odszczepieńcach.

Arianie obstawali za dosłowną interpretacja przesłania Jezusa i jego Apostołów i za społeczeństwem ludzi równych i wolnych.

Tak zwana „wędrówka ludów” nie była więc jakimś dziwnym wybrykiem paru zapijaczonych barbarzyńców ale chodziło o fundamentalne różnice światopoglądowe w obrębie powszechnie dominującej już wówczas w Europie religii chrześcijańskiej.

Philae zamilkł



Wygląda na to że kontakt z lądownikiem Philae został  stracony. Od 09.07.2015 nie udało się ani razu nawiązać łączności z tą sondą i „naukowcy” jak zwykle stoją przed problemem którego nie są w stanie rozwiązać. Ich próby poczynione na zasadzie szukania ziarna przez ślepą kurę, a więc liczenia na czysty przypadek, okazały się chybione. I niestety podjęte przez nich działania pogorszyły sytuację dodatkowo.

Przyczyny tego leżą w niezrozumieniu przez „fizyków” otaczającej ich rzeczywistości stąd też i te ich chaotyczne i bezrozumne działania które nie maja żadnych szans na powodzenie.

Aby zaradzić tej sytuacji trzeba choć trochę mieć pojęcie o tym, na czym polega rozchodzenia się i emisja promieniowania radiowego.


I tu fizycy próbują od samego początku przenieść te obserwacje które poczynili na Ziemi na obszary o całkiem innej wartości Tła Grawitacyjnego czyli o rożnej wartości częstotliwości oscylacji przestrzeni i materii.
O tym napisałem już parę artykułów wyjaśniających te zasady w sposób zrozumiały nawet dla „fizyków”. Przynajmniej taką miałem nadzieję. Wyniki ich działań, w przypadku Philae, świadczą jednak o tym, że do tych półgłówków nic nie dociera.

Oczywiście można się było tego spodziewać że lądownik Philae po wylądowaniu na komecie będzie podlegał oddziaływaniu lokalnego TG panującego na jej powierzchni.


I to ma zdecydowanie niższą częstotliwości oscylacji materii niż ta z której zbudowany jest lądownik. W efekcie doszło do efektów eksplozywnej emisji materii komety w przestrzeń i do kangurzych skoków lądownika.


W ciągu ostatnich miesięcy materia lądownika podlegała jednak wpływom lokalnego TG i zaczęła powoli zmniejszać częstotliwość oscylacji własnych. Dotyczyło to oczywiście w takim samym stopniu materii z której zbudowane jest urządzenie nadawcze i musiało więc dojść do stopniowego przesunięcia się pasma widma fal radiowych emitowanych przez antenę w stronę fal długich.

To samo zjawisko obserwujemy na Wenus ale w kierunku odwrotnym, o czym pisałem tutaj



Jednocześnie urządzenie odbiorcze zamontowane na Rosettcie podlegało odwrotnemu zjawisku. Jako wystawione na bezpośredni wpływ TG Słońca, częstotliwość oscylacji materii tej sondy ciągle rośnie, w miarę zbliżania się do naszej gwiazdy i rośnie również częstotliwość oscylacji materii nadajników tej sondy. Powoduje to że najprawdopodobniej pasma nadawania i odbioru przesunęły się tak bardzo względem siebie że oba te urządzenia nie mogą się ze sobą dalej komunikować.

Sytuację dodatkowo pogorszyło zawężenie orbity Rosetty przez co podlega ona częstszym zmianom interferencyjnym pola TG.

Pewnym rozwiązaniem byłoby rozluźnienie orbity Rosetty jak również zmiana płaszczyzny rotacji tej sondy na prostopadłą do obecnej. Co może zwiększyć obszary interferencyjne i rozszerzyć okno czasowe w którym dochodzi do nawiązania kontaktu. Te okna są bardzo wąskie i wydanie rozkazu lądownikowi aby podjął ciągłą emisję danych mogło by umożliwić ich zarejestrowanie. Teraz zapewne zanim sonda i Rosetta się dogadają, że chcą podjąć wymianę danych, to sonda już znowu jest poza takim obszarem i odpowiedź Philae jest dla niej poza pasmem rejestracji jej odbiornika.

Starożytna historia Polaków. Wstęp



Jedną z największych zagadek w historii Europy jest pochodzenie i rola Słowian. Podstawowe znaczenie Słowian dla rozwoju cywilizacyjnego jest przez historyków negowane. Jeśli w przypadku historyków zachodnioeuropejskich takie podejście jest ewentualnie zrozumiałe (w końcu robią oni to, co każą im ich politycy) to podejście historyków „polskich” czy też ogólnie „słowiańskich” musi budzić naszą odrazę. Wprost maniakalnie popierają oni tezy swoich zachodnich kolegów mimo tego, że maja przecież wszelkie przesłanki ku temu, aby widzieć ich fałszywość.
Tak więc jeśli chcemy zgłębić ten temat i poznać historię tworzenia się narodów słowiańskich i cywilizacji europejskiej to nie możemy niestety polegać na „naszych naukowcach”, których utrzymujemy nota bene, z naszych podatków.
To zadanie nie jest niestety proste, ponieważ w ciągu wieków nagromadziła się niezliczona ilość kłamstw i fałszerstw mających na celu zakłamanie historii Europy i cywilizacji europejskiej. Głównymi inicjatorami tych manipulacji są oczywiście państwa zachodnioeuropejskie wraz z ich nauczycielami i prekursorami czyli kościołami chrześcijańskimi. Przy czym nie ma wielkiej różnicy między katolikami i prawosławnymi. Oba te kościoły zrobiły wszystko co tylko możliwe dla zafałszowania historii Europy jak i historii chrześcijaństwa w Europie.

Każda próba znalezienia prawdziwego przebiegu wydarzeń pomiędzy okresem upadku kultury antycznej a pełnią średniowiecza jest prawie że niewykonalnym zadaniem szczególnie, że spotyka się z powszechną zmową milczenia historyków, kościoła i polityki.

Mimo że zdaję sobie sprawę z trudności w demaskacji tych łgarstw, to postanowiłem jednak podjąć wyzwanie naprawy tej sytuacji.
Czytelnicy moich artykułów mieli się już okazję przekonać że moje wysiłki nie były bezowocne i poczyniłem już cały szereg odkryć które pozwalają nam już teraz na obalenie tych najbardziej bezczelnych kłamstw.

Odczytanie przeze mnie napisów trackich sprzed 2500 lat ujawniło, ku naszemu zdziwieniu, że mieszkańcy Bałkanów czasów antycznych byli Słowianami i że teza o wędrowce Słowian w VI w. naszej ery na tereny Europy Środkowej jest wyssana z palca i podyktowana w pierwszej linii wielkomocarstwową polityką Niemiec, Francji i W. Brytanii.


Nie bez znaczenia jest też rola kościołów chrześcijańskich które zakłamując historię Słowian, zakłamywały równocześnie prawdę o własnej, niezbyt chlubnej, przeszłości.

Wyczyszczeniu tej Stajni Augiasza będą poświęcone kolejne moje artykuły. Ile ich będzie trudno jest mi to już teraz ocenić, ponieważ tematyka jest tak wielowątkowa że mam duże opory aby się w ogóle za nią zabrać. Sytuacja dowodowa jest niepewna i tok rozumowania opiera się w większości przypadków na intuicji. Mimo to dla wielu czytelników wnioski jakie wyciągnąłem mogą się okazać interesujące i inspirujące do większego zainteresowania się tą tematyką. Co najważniejsze mam nadzieję, że dzięki tym artykułom czytelnicy nabiorą większego krytycyzmu do tez prezentowanych przez „polskich” (i nie tylko) historyków oraz większego dystansu do propagowanego przez nich obrazu naszych przodków.

Inną sprawą jest to, że moje przemyślenia nie pozostają czysto akademickimi dywagacjami o przeszłości. Wiele tez, które mam zamiar przedstawić, ma bezpośrednie konsekwencje dla naszego obecnego życia i może się stać inspiracją dla nieodzownych polityczno-ekonomicznych zmian.

Historia Słowian to nie tylko sprawa ich odrębności językowej, to również sprawa zdecydowanej odrębności kulturowej trwającej całe tysiąclecia, a przede wszystkim sprawa uwarunkowań ekonomiczno-społecznych które pozwoliły, tej mieszkającej na obrzeżach świata ludzkiej populacji, dokonać tego dramatycznego kroku od bezrozumnej, żyjącej na granicy świata zwierząt hordy hominidów, do cywilizacji.


Bez sprawdzonych i efektywnych modeli współżycia społecznego i organizacji społeczeństw słowiańskich ta odrębność Słowian nie mogłaby się tak długo zachować.


Historia Słowian może więc być wzorem dla takiej organizacji współczesnych państw, w tym Polski, która wniosłaby nowe impulsy pozwalające na rozwój i postęp techniczny zgodny z zasadami funkcjonowania natury i potrzebami człowieka.

W moim artykule a Germanach zwróciłem uwagę na to, że ich rodowód nie był związany ze współczesnym „germańskim” kręgiem językowym ale starożytni Germanie to w rzeczywistości bez wyjątku Słowianie.


Plemiona słowiańskie już od tysiącleci zamieszkiwały tereny od Atlantyku po Syberię i pomimo tak olbrzymiego terytorialnego rozproszenia różnice językowe czy kulturowe pomiędzy nimi były minimalne. Pozwalało to tym ludziom na swobodną wyminę idei i utrzymywało ich jedność w ramach wspólnego modelu ekonomiczno-społeczo-religijnego. Oczywiście na granicy obszaru rozprzestrzenienia się Słowian podlegali oni wpływom innych kultur i to czasami tak znacznym, że pobudzało to ich do tworzenia całkiem odrębnych od słowiańskich społeczności. Tak było w przypadku starożytnej Grecji i nie inaczej zdarzyło się też w przypadku starożytnego Rzymu który powstał na bazie słowiańskiej kultury Etrusków.


Sposób życia Słowian, ich zasady moralne oraz organizacja społeczeństwa, zapewniały im, w centralnych rejonach ich obszaru zasiedlenia, dostatnią egzystencję. Wprawdzie ich wkład do rozwoju monumentalnej architektury


czy też sakralnej sztuki, był niemały,


ale dopiero w dziedzinach istotnych dla dobrobytu społeczeństwa wykazali się wyjątkową wprost odkrywczością i innowacyjnością. To od nich wyszły wszystkie istotne impulsy cywilizacyjne począwszy od udomowienia zwierząt poprzez rolnictwo do przetwórstwa metali.


Jednocześnie ich przywiązanie do demokratycznych struktur władzy oraz indywidualnej wolności, z jednej strony uniemożliwiło powstanie wielkich państw, z drugiej strony powodowało też ciągłe wojny pomiędzy poszczególnymi plemionami. Była to pozostałość po czasach końca epoki lodowcowej kiedy to pierwsze plemiona słowiańskie musiały walczyć ciągle o najlepsze tereny łowne.


Ta wojowniczość pierwszych Słowian była też główną przyczyną tego, że wielokrotnie podbijali oni tereny południa i zachodu Europy oraz Azji i ciągle na nowo budowali oni na tych terenach nowe wspaniałe cywilizacje. Żywot tych cywilizacji był z reguły krótki, ponieważ żadna z nich nie była w stanie wypracować na stałe efektywniejszych form społecznych niż właściwa kultura słowiańska. W ten sposób kolejne fale najazdów Słowian zburzyły nie tylko cywilizację minojską ale i również wyrosłą z niej cywilizację słowiańskich Mykeńczyków. Również ich następcy Grecy nie mieli żadnych szans w konfrontacji ze słowiańskimi Macedończykami.


Dopiero Rzymianom udało się dokonać syntezy pomiędzy słowiańskimi tradycjami Etrusków i wielkomocarstwowymi tradycjami Bliskiego Wschodu zdolną oprzeć się wojowniczym Słowianom znad Renu po Wołgę. Był to jednak tylko przejściowy sukces i tak jak w przypadku Minojczyków, Mykeńczyków i Greków, po okresie gwałtownego wzrostu dobrobytu nastąpił czas nieuchronnego upadku. Tymczasem u Słowian rozwój cywilizacyjny był wprawdzie nie tak spektakularny ale za to ciągły i obejmujący wszystkie warstwy społeczne. Tak więc było to tylko kwestią czasu kiedy i na jakich warunkach upadnie Rzym.

Niewątpliwie jednym z zasadniczych elementów była ekspansja chrześcijaństwa na terenach cesarstwa. W przeciwieństwie jednak do historyków nie uważam tego za decydującą przyczynę.

O upadku Rzymu zadecydowały wewnętrzne spory między chrześcijanami.

cdn.

Translate

Szukaj na tym blogu