Tajemnice Układu Słonecznego, zagadka Urana



Nasz Układ Słoneczny tylko z pozoru wydaje się być zrozumiałym. Naukowcy oczywiście chętnie próbują wmówić społeczeństwu, że podstawy jego budowy są im znane. Tymczasem jeśli zajmiemy się szczegółami, to wszędzie natrafiamy na tajemnicze zjawiska.
Parę z nich postaram się omówić i proponuję zacząć na początek od szczególnie zagadkowego.
A takim jest bez wątpienia orbita Urana i jego księżyców. Planeta ta, mimo że trzecia co do wielkości w naszym układzie planetarnym, stosunkowo niedawno ujawniła swoje tajemnice. Tak naprawdę dopiero w 1986 roku po przesłaniu pierwszego zdjęcie tej planety, zrobionego przez sondę Voyager-2, jej zagadkowość stała się dla nas w pełni jasna.


Z pozoru nie ma w niej nic specjalnego gdyby nie ułożenie jej osi obrotu. W przeciwieństwie do wszystkich innych planet, oś obrotu Urana leży prawie że w płaszczyźnie orbity tej planety i ta wydaje się jakby toczyć po swojej orbicie. Co więcej jej księżyce obiegają ją w płaszczyźnie równikowej planety a więc prostopadle do orbity prawie że wszystkich innych ciał niebieskich Układu Słonecznego (Rys 1). 


Takie zachowanie jest tak nietypowe, że naukowcy mają poważne problemy żeby znaleźć dla niego rozsądne wytłumaczenie. Jedyne co im przyszło do głowy to idea że planeta ta uległa kolizji z innym ciałem niebieskim o wielkości Ziemi i w ten sposób zmuszona do zmiany kierunku osi rotacji. Wszystko wydawałoby się proste gdyby nie ten wstydliwy fakt, że orbity księżyców Urana musiałyby ulec też takiemu kopnięciu aby zmienić je o 90°, a na to nie ma żadnych przesłanek i nawet największy naukowy oszust nie próbuje nam wmówić, że coś takiego jest w ogóle możliwe. A więc sprawa Urana, tak jak i niezliczona ilość innych niezrozumiałych zjawisk w naturze, znalazła się na indeksie i tak zwana „nauka” próbuje te problemy zbyć milczeniem.

Dzięki konszachtom z polityką i mediami udaje się to całkiem skutecznie i niewiele osób zdaje sobie z tego sprawę (szczególnie że większość ma to i tak głęboko w dupie, oczywiście bez żadnych seksualnych podtekstów) że orbita Urana jest zaprzeczeniem wszystkiego co współczesna nauka propaguje, a szczególnie oczywiście teorii grawitacji i to niezależnie od tego czy chodzi tu o fizykę klasyczną czy relatywistyczną. W obu teoriach takie zachowanie się układu Urana nie można w żaden sposób wytłumaczyć.

Aby znaleźć racjonalne rozwiązanie, nie odwołujące się do ingerencji Boskiej, trzeba oczywiście zerwać z wszystkimi obowiązującymi paradygmatami i zbudować naszą wizję wszechświata od nowa, opierając ją na całkiem innych zasadach jego działania. I taką wizję proponuję (wszystkim o otwartym umyśle) w formie mojej teorii Tła Grawitacyjnego.

Zgodnie z moją teorią, coś takiego jak oddziaływania podstawowe w naturze nie istnieją. To co obserwujemy to tylko artefakty zjawiska oscylacji podstawowych jednostek przestrzeni oraz ich zdolności do wzajemnego łączenia się, co powoduje generację materii. Oczywiście oznacza to również, że grawitacja w rozumieniu współczesnej fizyki nie istnieje i nie istnieje z tego względu również izotropowość oddziaływań grawitacyjnych w przestrzeni.

Oddziaływania te są największe na linii łączącej dwa ciała materialne i zanikają stosunkowo szybko wraz z oddalaniem się od tej linii. Również na jej przedłużeniu następuje bardzo szybki zanik oddziaływań grawitacyjnych i zbliżenie się poziomu oscylacji przestrzeni do tego jaki panuje w danej części wszechświata.

Na przykładzie Układu Słonecznego można zauważyć że spadek wielkości Tła Grawitacyjnego już w obrębie orbity Urana jest tak znaczny, że ta planeta jest już prawie że niezależna od Słońca, w każdym razie na tyle aby przyjąć odrębną orientację swojego systemu w stosunku do innych planet.

Pytanie jakie musimy sobie więc postawić jest następujące: czy wybór tej orientacji był przypadkowy czy też wymuszony opisaną powyżej charakterystyką rozkładu TG.
I o tym pogadamy sobie w następnej notce.

Kryształowy Wszechświat



Jednym z postulatów standardowego modelu budowy wszechświata jest jego jednorodność i izotropowość. Teza ta nie jest wynikiem przyjętego modelu, tylko rezultuje z obserwacji astronomicznych w trakcie których izotropowość wszechświata wydaje się być niezaprzeczalna. Z czego ta izotropowość wynika było jednak w przeszłości tematem zaciekłych kontrowersji. 

W rezultacie wykształcenia się wśród fizyków przekonania o posiadaniu przez nich monopolu na prawdę, również w debatach o budowie wszechświata nastąpiło katastrofalne spłaszczenie poziomu dyskusji i ograniczenie jej do koncepcji Wielkiego Wybuchu ewentualnie w formie wariantu „Wieloświatów”.

Przyjecie tych koncepcji już dawno spotykało się z ograniczeniami wynikającymi z ciągle nowych   obserwacji wszechświata i danymi które po pierwsze, zaprzeczały zasadzie izotropowości, z drugiej strony zaś podważały tezy o jego jednorodności, jako wyniku chaotyczności w rozkładzie materii. Zauważmy bowiem, że niezależnie od skali naszych obserwacji, materia nie wydaje się być wcale skłonna do poddania się wymogom entropii i każda jej obserwowalna forma zaprzecza tezie jakoby we wszechświecie dominował chaos.

Wprost przeciwnie, niezależnie od skali obserwacji obserwujemy skłonność materii do przyjmowania wysoce zorganizowanych form jej bytu. Jak wielkie możliwości tkwią w tej samoorganizacji o tym świadczy najlepiej nasza własna egzystencja, będącą jej szczytową formą.

Jeśli chodzi o struktury w wielkiej skali to samoorganizacja materii nie jest już tam taka oczywista, tym bardziej, że poza grawitacją nie była dotychczas znana żadna koncepcja pozwalająca na powstanie takich zorganizowanych form.
Mimo to astronomom nie uszło uwadze to, że również w tej skali rozkład materii nie jest przypadkowy i materia ta przenika cały obserwowalny wszechświat w formie sieci filamentów.

Zgodnie z przyjętym w fizyce modelem, filamenty te kształtowały się w wyniku działania grawitacji połączonego z ekspansją przestrzeni wszechświata.
Oznacza to jednak, że obserwowane formy tej materii są od siebie niezależne i niemożliwe jest to aby organizacja materii w jednym filamencie mogła wpływać na jej organizacje w innym, od niego bardzo odległym.
Czy tak naprawdę jest, na to pytanie nie potrafiono długo odpowiedzieć, do czasu aż grupa astrofizyków wokół Damiena Hutsemékers'a z uniwersytetu w Lüttich zajęła się badaniem polaryzacji światła kwazarów.
Co to są kwazary o tym napisałem tutaj:
już dawno zauważono że światło odległych kwazarów wydaje się mieć podoba orientację, tak jakby istniała jakaś zależność pomiędzy nimi. Oczywiście przyjęto że zależność ta nie mogła dotyczyć bezpośrednio samych kwazarów, bo i jak. A więc w grę wchodziły tylko zmiany tej polaryzacji na drodze do obserwatora na skutek np. przenikania światła przez obłoki gazowo-pyłowe.
Aby sprawdzić tę tezę naukowcy z Lüttich postanowili wyznaczyć polaryzacje światła grupy kwazarów która rozciągała się na przestrzeni miliardów lat świetlnych. Do tego celu użyto instrumentu FOS2 zamontowanego w teleskopie Very Large Telescope (VLT) Europejskiego Południowego Obserwatorium w Paranal Chile.
To co zaobserwowali burzy dotychczasowe wyobrażenia o budowie wszechświata dokumentnie.

Okazalo się mianowicie że osie „rotacji” tych kwazarów są ze sobą skoordynowane tak że światło z nich emitowane było skierowane w tym samym kierunku i to pomimo gigantycznych odleglosci pomiedzy nimi.


Kiedy auorzy pracy porównali następnie polożenie kwazarow wzgledem skupisk materii we wszechswiecie to okazalo się że orientacja tych kwazarow odpowiara orientacji tych wielkich struktur i osie ich „rotacji” układają się równolegle do rozciągłości filamentów.
Prawdopodobieństwo przypadkowego ułożenia tych osi jest bardzo niewielka tym bardziej, że zaznacza się ona w odległościach większych niż  500 megaparseków.
Dlaczego tak się dzieje, na to pytanie autorzy artykułu nie znaleźli żadnego logicznego wytłumaczenia.
Oczywiście w ramach obowiązujących w fizyce paradygmatów ta odpowiedz nie jest też możliwa do znalezienia, bo fizyka opisuje wszechświat który jest wprawdzie matematycznie poprawny ale nieistniejący w naturze.
Inaczej jeśli przyjmiemy mój model ewolucji wszechświata. Ten wskazuje nam na to, że mechanizmy, według których zachodzą zjawiska we wszechświecie, podlegają tym samym regułom. I to co prowadzi na poziomie atomowym do budowy molekuł i łączenia się ich w formy krystaliczne, na poziomie całości wszechświata musi prowadzić do przybrania przez skupiska materii podobnie doskonalej krystalicznej formy.


Na skutek postępującego procesu generacji materii we wszechświecie, kosztem zmniejszania się jego wielkości, dochodzi do coraz większej generacji materii w istniejących już rejonach o jej największej gęstości. Tak więc tworzenie się filamentów nie jest procesem jakby rozrzedzania się materii w ciągle rosnącej objętości wszechświata, ale procesem dokładnie odwrotnym, czyli wzbogacania się w materie rejonów w których ta materia już się znajduje. Oczywiście oznacza to również, że generacja nowej materii powstaje w rejonach w których różnica częstotliwości oscylacji wysokoenergetycznych fotonów oraz oscylacji elementarnych jednostek przestrzeni jest największa. A te generowane są szczególnie często wzdłuż osi emitujących je kwazarów. Innymi słowy materia w formie „metali” tworzy się w kierunku prostopadłym do ich „obrotu” a w formie wodoru i helu w kierunku równoległym łącząc poszczególne galaktyki obłokiem gazowym w formie filamentu.

Ten prezes nie ogranicza się do skali galaktyk i ich związków ale daje się zauważyć również w systemach planetarnych. W tej skali jest to może nawet bardziej zrozumiałe i dlatego porozmawiamy sobie o tym w następnej notce.

Jak to było z tym lądowaniem na komecie naprawdę



Lądownik Philae zamilkł tak samo jak i środki masowego przekazu na ten temat. Niewątpliwie lądowanie na komecie było sukcesem ale mimo wszystko pozostaje jakiś niedosyt. Czy rzeczywiście musiała się ta misja tak szybko skończyć i czy zrobiono wszystko aby temu zapobiec?

Na to pytanie odpowiedz znają najlepiej odpowiedzialni za nią „naukowcy” ale my, postronni widzowie, musimy ostrożnie podchodzić do tego co nam jest przez nich serwowane.
Mam niedobre przeczucie, że ci ludzie próbują z siebie zrzucić za tę historię odpowiedzialność i w tym celu nie stronią też od manipulacji.
Co więcej, w trakcie tej misji zaszło o wiele więcej ważnych i niespodziewanych zdarzeń o których naukowcy milczą, a o których opinia publiczna ma prawo się dowiedzieć. W ogóle polityka informacyjna ESA przypomina tę z czasów stalinowskich a nie taką jaką można by oczekiwać od cywilizowanych ludzi. Konferencje prasowe są odwoływane bez uzasadnienia, zdjęcia dostają się do prasy dzięki przeciekom a te które udostępniane są oficjalnie nie maja żadnej wartości poznawczej.
Tak jak by ci „naukowcy” postawili sobie za cel nie rozwiązanie tajemnic tej komety ale ich utajnienie.

Co więc wiemy o tym lądowaniu?

Oficjalna wersja mówi że lądownik uderzył tak silnie w powierzchnię komety, że się od niej odbił jak piłka i to dwukrotnie zanim znieruchomiał gdzieś w nieznanym dotychczas miejscu. Pomijając już to że ta wersja nie zgadza się z innymi danymi z lądowania, o których pisałem w moim komentarzu tutaj:


to natrafimy w tych informacjach o lądowaniu na inne zagadkowe nieścisłości.

Jako dowód tej wersji wydarzeń podawane jest zdjęcie z godziny 15:35 przedstawiające jakoby miejsce lądowania Philae oraz lądownik zaraz po odbiciu się od komety oraz rzucany przez niego cień na jej powierzchnie 


Przeważnie nikt się nie zastanawia nad tym czy to co nam wciskają naukowcy to prawda. Jednak w tej sytuacji kiedy widać jak niemiłosiernie prawda jest przez nich manipulowana trzeba oczywiście podchodzić do tego co mówią z podejrzliwością.

Dlatego postanowiłem sprawdzić.

W tym celu poszukałem zdjęcia z takiego samego ujęcia ale wykonanego 5 minut wcześniej.

Na pierwszy rzut oka rzeczywiście nie widzimy tam tego rzekomego miejsca lądowania ani smugi pyłu tym lądowaniem wznieconego.

Pozwoliłem sobie jednak w tym zdjęciu na zmianę jasności i kontrastu


i oto widzimy, że te struktury które uznano za miejsce lądowania próbnika wraz z wyrzuconym materiałem już tam zawsze istniały ich nagle pojawienie się wynikało po prostu ze zmiany pozycji komety względem Słońca oraz pojawienia się cienia ujawniającego płaskie struktury na jej powierzchni przy podaniu promieni słonecznych prawie że równoległych do powierzchni.

Czy naukowcy są więc tak ograniczeni aby na to samemu nie wpaść?
Raczej nie, przynajmniej nie w tym przypadku a więc ta manipulacja została przeprowadzona z premedytacja. W jakim celu jednak?

Ano w takim żeby ukryć prawdę o tym że lądowanie próbnika przebiegło zgodnie z planem. Jednak materiał w którym wylądował próbnik był tak mało zwięzły że nie spowodowało to wyzwolenia harpunów. Ta sytuacja jest widoczna na zdjęciu 1. Gdyby rzeczywiście próbnik uderzył tak silnie o kometę że musiałby się od niej odbić to po pierwsze harpuny na pewno zostałyby wystrzelone a po drugie nie udało by się go w miejscu lądowania zobaczyć. Podana szybkość próbnika po odbiciu 38 m/sek oraz upływ czasu pomiędzy lądowaniem 15:34 a zdjęciem 15:35 wykluczają całkowicie szanse jego obecności na tym zdjęciu. Jeśli więc przyjmiemy że ten obiekt tam widoczny to rzeczywiście próbnik to znaczy że znajduje się on jeszcze w miejscu lądowania na powierzchni  i że dopiero po upływie minut eksplozja materiału komety w jego otoczeniu wyrzuciła go ponownie w przestrzeń kosmiczna. Gdyby znajdował się on w przestrzeni na wysokości choćby kilkunastu metrów (co jest niemożliwe ze względu na upływ czasu) to plaski kat padania promieni nie pozwoliłby na powstanie jego cienia.
Tak wiec prawidłowy przebieg wydążeń był taki że lądownik wylądował tak miękko ze nie odpaliły harpuny. Przeszedł natychmiast w modus roboczy i dokonał pierwszych zdjęć i pomiarów. Przekaz tych danych był jednak zakłócony wahaniami częstotliwości nadawania sygnałów po czym niespodziewanie po kilku minutach został wyrzucony w przestrzeń kosmiczną. W rezultacie wprowadzono cenzurę informacyjną czekając na rozkazy od służb wywiadowczych i rządów Niemiec i Francji. Na odgórny rozkaz te dane zostały przed nami ukryte a ogłupiałej gawiedzi wciśnięto bajeczkę o pingpongowej sondzie.

Rosetta connection





Zgodnie z harmonogramem dzisiaj miało miejsce lądowanie próbnika Philae na powierzchni komety 67P/Czuriumow-Gierasimienko. Po pierwszej euforii związanej z udanym lądowaniem, wśród obserwatorów nastąpiła konsternacja. Zamiast obiecanych zdjęć powierzchni komety ESA wprowadziła blokadę informacyjną. W centrum prasowym czeski film, nikt nic nie wie. Najprawdopodobniej albo lądowanie nie było udane albo informacje przekazywane przez lądownik są tak zagadkowe że ESA potrzebuje czasu na uzyskanie zielonego światła od wladz politycznych na opublikowanie tych informacji. Jakiego typu mogą one być zwróciłem już uwagę przed miesiącami ostrzegając przed problemami przy lądowaniu.


Możliwe są trzy scenariusze:

1.Gwałtowna emisja materii z powierzchni komety w miejscu lądowania uniemożliwia robienie zdjęć komety.

2. Zdjęcia komety pokazują otoczenie w kolorze.

3. Przesuniecie częstotliwości nadajnika uniemożliwia poprawną transmisję danych.

Translate

Szukaj na tym blogu