Sabat czarownic. Cześć czwarta



Czas więc już na wyjaśnienie dlaczego Keeling mógł przedstawić swoje pomiary sugerujące nieustanny i jednostajny wzrost ilości CO2 w atmosferze.

Oczywiście główne przyczyny omówiłem już w poprzednich notkach ale na nie nakładała się jeszcze dodatkowa, dominująca z racji położenia stacji pomiarowej Keelinga.

Badanie CO2 na Hawajach było już wielokrotnie krytykowane. Wynika to z tego, że ten archipelag ma pochodzenie wulkaniczne i należy do najbardziej aktywnych obszarów wulkanicznych na kuli ziemskiej. Z działalnością wulkaniczna związana jest oczywiście wzmożona emisja CO2 i tu wielu ekspertów widziało problem w zafałszowaniu rzeczywistych wartości CO2 w atmosferze.

Oczywiście ten niepokój był w pełni uzasadniony ale nie z powodu emisji CO2 przez wulkany (co jak wiemy z mojej poprzedniej notki nie ma żadnego wpływu na jego poziom w atmosferze) ale z powodów znacznie bardziej fundamentalnych, a mianowicie takich że wulkany są też produktem procesów synchronizacji oscylacji podstawowych jednostek przestrzeni pod wpływem koniunkcji ciał  niebieskich a szczególnie w wyniku wystąpienia zaćmień słonecznych (koniunkcja Ziemi i Księżyca) oraz związanych z tym lokalnych wzrostów poziomu Tła Grawitacyjnego.

O wpływie Tła Grawitacyjnego na zjawiska geofizyczne na Ziemi pisałem już wielokrotnie np. tutaj:


Opisany tam mechanizm funkcjonuje w ten sam sposób w każdym środowisku na Ziemi prowadząc jednak do rożnych form zewnętrznych. W lodzie prowadzi on do lokalnego stopienia się mas lodowych. W atmosferze do tworzenia się obszarów niżowych oraz zawirowań w atmosferze w formie cyklonów. W środowisku wodnym powoduje on powstanie szczególnie wielkich fal oraz tsunami, a we wnętrzu ziemi prowadzi on do powstania trzęsień ziemi oraz stopienia się skal i tworzenia się zbiorników magmy.

Nie inaczej jest też w przypadku Hawajów. Położenie tych wysp nie jest bowiem przypadkowe ale odpowiada temu miejscu na kuli ziemskiej gdzie szczególnie często dochodzi do całkowitych i obrączkowych zaćmień słonecznych.

Średnio zdarza się to na Ziemi dla dowolnego punktu ca. od 1 do 2 razy na 100 lat. Taka jest też częstotliwość zaćmień słonecznych w Polsce. Inaczej na obszarach na których występują tak zwane „Hot Spots“ czyli na obszarach o wzmożonej aktywności wulkanicznej. Na tych obszarach częstotliwość zaćmień słonecznych jest wielokrotnie większa. Np. na Hawajach zdarza się to średnio 5-krotnie częściej niż w Polsce ale oczywiście i tam rozkład ten nie jest równomierny i wahania są dosyć znaczne. Wiek dwudziesty należał do wieków z niedoborem tych zaćmień ale np. : w wieku XVII było ich coś kolo 7 ze szczególnym nasileniem w latach 1660 – 1680 gdzie zdarzyło się ich aż trzy. 


W przyszłości podobne zagęszczenie wystąpi w latach 2300 – 2400 gdzie ich liczba przekroczy 10  z trzema w ostatnich dwóch dekadach.

Oczywiście takie ich nasilenie nie pozostaje bez wpływu na materię we wnętrzu Ziemi i tak jak to opisałem w notce o lodowcach musi dojść do stopienia skal we wnętrzu Ziemi oraz do wybuchów wulkanicznych.

Zanim to jednak nastąpi materia ziemska w obszarze przyszłej komory magmatycznej synchronizuje coraz bardziej swoje oscylacje. Prowadzi to oczywiście do lokalnego wzrostu Tła Grawitacyjnego oraz do lokalnych zmian parametrów fizycznych na Ziemi. Oczywiście nie może to pozostać bez wpływu na poziom zawartości poszczególnych gazów w atmosferze ziemskiej w tym rejonie. Czym bardziej rośnie stopień tej synchronizacji tym większej zmianie ulega poziom CO2 w powietrzu.

Nie inaczej przebiega ten proces obecnie. Również tym razem mamy do czynienia z postępującym procesem synchronizacji wakuoli przestrzeni budujących materię.

Początek badan Keelinga przypada na okres w którym aktywność wulkaniczna na Hawajach była minimalna.

W tabeli widzimy okresy aktywności wulkanicznej na Hawajach w czasach historycznych.



Widzimy też że aktywność ta nie jest równomierna ale wykazuje okresy szczególnej intensywności. Jeden z takich okresów zakończył się w roku 1950 a wiec na parę lat przed początkiem pomiarów Keelinga. Na skutek wcześniejszych wybuchów i wylewów magmy, synchronizacja materii we wnętrzu ziemi została przerwana i odpowiednio spadł też poziom GH na Hawajach. I tę tendencję widzimy też bardzo dobrze na następnym wykresie na którym zauważamy że proces ten zaznaczył się w spadku zawartości CO2 w atmosferze.


Od roku 1984, po ostatnim wielkim wybuchu Mauna Loa, aktywność wulkaniczna spadła co jednak nie powinno nas zmylić. W głębi ziemi rośnie kolejna komora magmowa osiągając w ostatnich latach olbrzymie rozmiary.

Wybuch tego wulkanu może nastąpić w każdej chwili. Czynnikiem wyzwalającym może być koniunkcja planet albo zaćmienie słoneczne.

Jeśli spojrzymy na nasza tabelę dokładniej to nie ujdzie naszej uwadze to że historyczne wybuchy były zawsze poprzedzone zaćmieniem słonecznym które zaszło krotko przed tym.
Np. wybuch w roku 1859 był poprzedzony wystąpieniem szeregu zaćmień słonecznych od roku 1850. 


Pierwszy wybuch nie spowodował całkowitego opróżnienia komory magmatycznej i okres aktywności przeciągnął się do roku 1873. Bezpośrednią przyczyna tego końcowego wybuchu w tym cyklu było zaćmienie słoneczne w dniu 06.06.1872.



Oczywiście nasuwa się teraz pytanie jak przedstawia się dzisiejsza sytuacja na Hawajach.



Nowy cykl tworzenia się magmy zapoczątkowany został w latach 30 ubiegłego wieku.








Wprawdzie w wyniku aktywności wulkanicznej i związanych z nią wybuchów w latach 50-tych i w roku 1984 nastąpiło częściowe opróżnienie komory magmowej to cykl ten nie uległ jeszcze zakończeniu i proces narastania magmy trwa dalej.

Oba poprzednie paroksyzmy wulkaniczne były wywołane zaćmieniami słonecznymi w dniach  12.11.1947 oraz 31.07.1981. jednocześnie w latach 90 ubiegłego wieku doszło do szeregu zaćmień słonecznych gdzie komora magmowa nie miała jeszcze odpowiedniej ilości magmy aby zareagować wybuchem. Zamiast tego seria ta przyspieszyła proces topienia skal i dalszy wzrost tego zbiornika.

 
http://eclipse.gsfc.nasa.gov/SEatlas/SEatlas2/SEatlas1981.GIF
Ten rozwój wydarzeń zaznacza się też w odpowiednich zmianach wartości pomiarów CO2 w atmosferze w rejonie wulkanu Mauna Loa.



Oznacza to, że znajdujemy się w przededniu kolejnego paroksyzmu wulkanicznego którego początkiem może być kolejne zaćmienie słonca w tym rejonie.



Na takie zaćmienie słoneczne nie musimy długo czekać. Już bowiem za niespełna 3 lata mamy kolejne w dniu 09.03.2016 i to może być zapalnikiem tego procesu.



Nie jest też wykluczone że paroksyzm ten rozpocznie się wcześniej ponieważ w dniu 23.10.2014 dojdzie do częściowego zaćmienia Slonca na tym obszarze 



połączonego z koniunkcja Ziemi z Wenus i tym samym do dramatycznej zmiany Tła Grawitacyjnego na Ziemi.





Wybuch ten będzie jednym z największych w najnowszej historii wysp i będzie miał dramatyczny wpływ na życie ludzi na Hawajach.



Jeśli stacja badawcza Keelinga przetrwa ten wybuch to już po roku zarejestrowane zostaną tam olbrzymie spadki zawartości CO2 w powietrzu oczywiście pod warunkiem że USA dopuszczą do opublikowania tych wyników.



Znając te przekręty do jakich dochodzi w fizyce wątpię aby prawda została ujawniona.

Za tymi kłamstwami stoją bowiem największe koncerny na świecie i te nie dadzą sobie w kasze dmuchać.


Sabat czarownic. Cześć trzecia.

W poprzedniej mojej notce podałem wytłumaczenie przyczyn wzrostu CO2 w atmosferze. Oczywiście jest to wytłumaczenie generalnego trendu. Istnieją jednak również krótkookresowe zmiany ilości CO2 w atmosferze których wytłumaczenie nie jest możliwe w ramach doktryny „Klimatycznego Ocieplenia“ w tym rownież wytłumaczenie tego, dlaczego wzrost ten jest tak jednostajny na Hawajach. Tylko bowiem tam mamy do czynienia z tak jednoznaczną tendencją widoczną w powszechnie znanej krzywej Keelinga.
Tak jak wszystko w fizyce krzywa ta nie jest odzwierciedleniem realnego stanu ale jest pewnym matematycznym przybliżeniem opartym na statystyce. Pomiary CO2 nie są bowiem proste w interpretacji i rozrzut wyników jest olbrzymi. Już jednak w XIX wieku zauważono że wahania CO2 cechują się bardzo dużą regularnością układając się w łatwo zauważalne cykle. Szukając rozwiązania przyczyn tych wahań stosunkowo wcześnie przyjęto ich zależność od roślinności na Ziemi.

Wahania dobowe uznano więc za reakcję składu przyziemnych warstw atmosfery ziemskiej na fotosyntezę roślin i nikogo nie zdziwiło to że w dzień zawarość CO2 w powietrzu maleje a w nocy rośnie.

Ten cykl został więc w pełni zaakceptowany przez naukowców. To samo stało się też z cyklem rocznym.

Także tutaj nikt nigdy nie miał watpliwości co do przyczyn jego istnienia. Po prostu było to zgodne z regułami tak zwanej metody naukowej polegających na naginaniu rzeczywistości do teorii i ignorowaniu zjawisk do niej nie pasujących. Każdy gamoń widzi te niezgodności ale nikt nie odważy się przyznać że nie zgadza się to z ogólnie panującą doktryną. Oczywiście w przypadku owych cykli uzasadnienie tych wahań fotosyntezą roślin jest fałszywe. Twierdzenie że większość mas lądowych znajduje się na półkuli północnej a tym samym też większość szaty roślinnej nie jest prawdziwym argumentem, ponieważ roślinność lądowa stanowi tylko ułamek roślinności pobierającej CO2 z powietrza. Głównymi producentami biomasy są bowiem glony i z racji rozmieszczenia oceanów na kuli ziemskiej minimum CO2 należałoby się spodziewać w styczniu kiedy na półkuli południowej mamy lato. Jest jednak odwrotnie i co gorsza wahania te są tak regularne jakby nie istniała na Ziemi zmienność klimatyczna. Niezależnie od wahań pogodowych i związaną z tym efektywnością fotosyntezy, cykle te w poszczególnych latach są prawie że identyczne.

Oprócz tych dwóch cykli, uznawanych przez naukę, istnieje jeszcze jeden cykl którego obecność w pomiarach jest ewidentna a o którym nikt nie waży się mówić jakby on w ogóle nie istniał. Co ciekawe obserwowane w nim wahania nie dadzą się w żaden sposób związać z procesami fotosyntezy roślin a tym samym wskazuje on na bezsensowność interpretacji cyklu dobowego i rocznego.

Dla każdego normalnego człowieka kojarzy się on jednoznacznie z cyklem Księżyca.  
W istocie obserwujemy jednoznaczną zależność pomiędzy ilością pomierzonego CO2 a fazami Księżyca. 
Możemy się o tym przekonać na poniższej grafice.
Zależność jest tak wyraźna że nie podlega ona żadnej dyskusji, co więcej jeśli wpływ Księżyca jest tak silny to znaczy to również, że nie istnieje żaden wpływ fotosyntezy na zawartość CO2 w powietrzu. To spostrzeżenie jest w naszym przypadku o niewyobrażanej wprost ważności.

Pokazuje ono bowiem w sposób niepodważalny że:

roślinność ziemska nie ma żadnego wpływu na zawartość CO2 w atmosferze.

Jeśli zatem ta obserwacja pokazuje brak tego wpływu, gdzie roślinność zużywa miliony ton CO2 dziennie i przerabiane przez rośliny ilości CO2 są 15 krotnie większe niż jego produkcja przez ludzkość

to musimy zaakceptować to, że wplyw naszej cywilizacji na poziom CO2 w powietrzu jest zerowy.

Analiza badan w skali całej kuli ziemskiej wskazuje na pewne absolutnie niewytłumaczalne zależności, z punktu widzenia współczesnej fizyki. Okazuje się bowiem, że zawartość CO2, wbrew temu co byśmy oczekiwali, jest ściśle zależna od szerokości geograficznej na której znajduje się stacja pomiarowa i to w taki sposób, że zawartość CO2 w atmosferze przyjmuje najniższe wartości na biegunie południowym i rośnie w jednostajny sposób w kierunku bieguna północnego.

Wbrew naszemu instynktowi który karze się nam spodziewać sinusoidalnego rozkładu CO2, ten ma rozkład jednoznacznie liniowy

Ta obserwacja przywołuje oczywiście natychmiast w pamięci inną, taką mianowicie, że już od XIX wieku zauważono anomalny rozkład temperatur na kuli ziemskiej. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, średnia temperatura półkuli południowej jest o ca. 2°C niższa niż półkuli północnej i to mimo tego, że znajduje się ona w okresie lata o wiele bliżej słońca i odpowiednio otrzymuje od niego o wiele więcej energii. Co więcej z racji powierzchniowej dominacji oceanów istnieją tam o wiele lepsze możliwości magazynowania tej energii a tym samym powinniśmy obserwować tam jednoznacznie wyższe temperatury niż na półkuli północnej.

Oczywiście oba te zjawiska są ze sobą powiązane i zależą od wartości Tła Grawitacyjnego.

Wytłumaczeniem są różnice w wartościach TG na półkuli północnej i południowej wynikające z położenia Ziemi na jej orbicie oraz intensywności przejść fazowych materii ziemskiej.
Fotosynteza jest głównym źródłem takich przejść fazowych dla CO2 i jest szczególnie intensywna w pełni okresu wegetacyjnego. Oczywiście sezon wegetacyjny dla półkuli południowej osiąga swoj maksimum w trakcie kiedy Ziemia jest w peryhelium a więc znajduje się najbliżej Słońca. Powoduje to wysokie wartości TG a więc w przypadku przejść fazowych powstają mniejsze objętościowo molekuły CO2 posiadające też odpowiednio mniejszą masę. Molekuły te z racji swojej mniejszej wielkosci są też mniej wrażliwe na oscylacje przestrzeni Tła Grawitacyjnego i wykazują tym samym niższą temperaturę. Szczególnie w okresie zimowym zaznacza się to bardzo mocno i temperatury w zimie dla półkuli południowej spadają niżej niż w trakcie zimy na półkuli północnej.

Tak więc widzimy że te dwie obserwacje, CO2 jak i temperatury, potwierdzają w pełni wyłączność TG jako źródła zmian parametrów fizycznych na Ziemi.

Tak na marginesie, zmiany dobowe CO2 nie są więc związane z fotosyntezą roślin ale wynikają z obrotu kuli ziemskiej w polu TG. W dzień powierzchnia Ziemi znajduje się minimalnie bliżej Słońca a tym samym wartość TG jest również minimalnie większa. Produkowane molekuły CO2 są więc zarówno mniejsze jak i lżejsze, co obserwujemy w spadku ilości CO2 w atmosferze. W nocy następuje przemieszanie warstw atmosferycznych i mierzone są molekuły które nie przeszły przejścia fazowego a więc molekuły z większą masą.
Wróćmy jeszcze raz do wahań CO2 związanych z cyklem księżycowym i spójrzmy jeszcze raz dokładniej na wyniki pomiarów CO2 dokonane w Taborze w Czechach w latach 1874-1875 i porównajmy je z cyklem faz Księżyca.

W większości przypadków mamy tu zgodność maksymalnych wartości CO2 cyklu miesięcznego z pełnią Księżyca ale oczywiście zauważymy też odstępstwa od tej zasady. Odstępstwa te nie podważają tej reguły ale wskazują jedynie na to, że istnieją w kosmosie procesy przewyższające swoją siłą, wplyw Księżyca na Ziemię.

Odstępstwo takie obserwujemy np. 20.04.1875 roku. Sprawdźmy więc jak wyglądała sytuacja w rozmieszczeniu planet w tym okresie.

Zauważymy że doszło do ścisłego zgrupowania się planet (biorąc Słońce za punkt odniesienia). Ziemia znalazła się w koniunkcji z Jowiszem o dodatkowo prawie wszystkie planety zgrupowały się po jednej stronie Słońca. Taki układ planet powoduje częste koniunkcje z udziałem Ziemi oraz generalną podwyżkę średniej wartości TG w tym czasie. Ten wzrost nakłada się na cykle wahań związanych z koniunkcjami Ziemi i Księżyca prowadząc do jego odwrócenia . Oznacza to że taki układ planet przewyższa wpływ Księżyca na Ziemię w zdecydowany sposób i prowadzi do dramatycznego zaburzenia w wysokości pomiarów CO2 w powietrzu.

Podobną sytuację mamy w dniu 18.06.1875 z tym że Ziemia znajduje się w koniunkcji z Marsem

Ciekawym przypadkiem niezgodności jest ta w trakcie pełni księżyca w dniu 17.08.1875.



W tym przypadku układ planet wzmocnił tendencję wzrostu zawartości CO2 w powietrzu. Wynikało to z opuszczenia strefy zgrupowania planet i wejścia Ziemi do obszaru o znacznej przewadze destruktywnych interferencji oscylacji podstawowych jednostek przestrzeni. Oznaczało to spadek TG oraz przyrost generacji przestrzeni przez atomy materii a tym samym ich masy.

Oznacza to jednak że wzajemne położenie planet w Układzie Słonecznym jest dominującym czynnikiem regulującym skład atmosfery ziemskiej.

Podsumowując dotychczasowe obserwacje musimy stwierdzić że ilość CO2 w atmosferze nie ma bezpośrednio nic wspólnego ze zużyciem tego gazu przez roślinność ani z jego produkcją przez człowieka a jest jedynie regulowana wymianą gazową z oceanem oraz zmianą fizycznych własności molekuł pod wpływem zmiany wielkosci TG.

Ponieważ rozpisałem się trochę za bardzo, o Hawajach pogadamy sobie w następnej notce.

Sabat czarownic. Cześć druga



Tak zwane „Klimatyczne Ocieplenie“ jest historią mającą wszystkie cechy rasowej powieści sensacyjnej. Nie brakuje w niej żadnych elementów do których przyzwyczaili się czytelnicy. A wiec agentów wywiadów, służb specjalnych, chciwych bankierów i jeszcze chciwszych baronów naftowych, polityków z ich mocarstwowym obłędem oraz oczywiście wszelkiej maści sq.....ów. Ale afera ta ma w sobie coś więcej. Jest jakby nie było największym oszustwem w historii nauki gdzie tysiące i dziesiątki tysięcy „naukowców“ dają się nieświadomie lub też z pełnym entuzjazmem zamienić w narzędzia paranoicznej ideologii „zbawienia świata“.



Pozwolę sobie przytoczyć małą anegdotę o tym do jakiego stopnia tak zwani „klimatolodzy“ są pier... ci. Dyskutując kiedyś z takim cymbałem zapamiętałem opis jego rozmowy z córeczką.

Nasz „zbawiciel świata“ musiał wyjechać na kolejny „kongres“ klimatologów (biedak spędza cały swój czas jeżdżąc z jednego na drugi). Jego córeczka pyta się więc tatusia czemu ją opuszcza. Zgadnijcie Państwo co ten debil jej odpowiedział.



„Że jedzie ratować świat !!!!!!!“



Jeśli tacy idioci mają „ratować świat“ to ja dziękuję, to niech lepiej już zginie bo inaczej skończy się to jak zwykle, obozami koncentracyjnymi i wyrzynaniem milionów niewinnych ludzi w imię kolejnej zboczonej ideologii.



O tym że fizycy są niespełna rozumu pisałem już wielokrotnie ale nigdzie nie jest to tak wyraźne jak w przypadku ignorowania przez tych ćwierćinteligentów faktu zmiany masy wzorca kilograma, o czym pisałem tutaj.






Przyrost masy wzorca kilograma dowodzi że od co najmniej 100 lat mamy tendencje do wzrostu wartości Tła Grawitacyjnego. Oczywiście zmiany te nie ograniczają się tylko do samego wzorca ale są wskaźnikiem daleko idących przemian całego systemu parametrów fizycznych panujących na Ziemi.



Zawartość dwutlenku węgla w atmosferze przy pomocy metod chemicznych jest już regularnie badana od ca. 1812 roku. Badania te wskazywały na dość szeroki zakres wahań jego zawartości.



Od polowy lat 50-tych metody te zostały wyparte przez metodę badan pośrednich do której rozwoju przyczynił się niejaki C.D. Keeling (University of California at San Diego, USA) który w laboratorium zastosował jako pierwszy pośrednią metodę analityczna oparta na fizycznych cechach molekuł o nazwie Non-Dispersive InfraRed spectrometry stosując urządzenie Simensa   o nazwie Ultramat





Ponieważ jest to badanie pośrednie, w metodzie tej istnieje konieczność stosowania gazu standardowego o znanym stężeniu CO2 a ten z kolei musi podlegać kalibracji w stosunku do wzorca.

Monopol na kalibracje posiada oczywiście tylko jedna firma w świecie i cóż za niespodzianka firma ta należy do Keelinga.

Na jakich zasadach to następuje jest firmową tajemnicą i nigdy nie zostało przez amerykanów opublikowane. Ogólnie wiadomo jednak że gaz kalibracyjny otrzymuje się ze zmieszania poszczególnych jego składników zważonych w stanie stałym albo ciekłym a następnie ich wymieszaniu w ściśle określonej objętości.

Mimo to odpowiednie międzynarodowe organizacje przyjęły bez protestów tę monopolizację i pełną kontrole amerykanów nad badaniami CO2.

W stosunku do korzyści finansowych Amerykanów w następnych dziesięcioleciach łapówki jakie wypłaciła CIA były naprawdę śmiesznie niskie.  
W początkowym okresie stosowania metody Keelinga w rożnych krajach świata stosowano własne metody kalibracji urządzeń i przy ich kalibracji oczywiście własny narodowy system odważników kalibrowany względem narodowego wzorca kilograma. Jak już nadmieniłem wcześniej, wzorce narodowe zmieniają swoja wagę w dramatyczny sposób co oczywiście nie pozostało bez wpływu na wyniki tak precyzyjnych badan jak  spektroskopia gazowa i to jeszcze gazu który w atmosferze występuje naprawdę w ilościach śladowych. Porównanie wyników analiz wykazało że wyniki te absolutnie nie pasują do siebie i w zależności od laboratorium rejestrowane są całkiem inne zawartości CO2 w powietrzu.

W rezultacie udało się amerykanom przekonać to znaczy przepłacić Międzynarodową Organizacje Meteorologiczna WMO do wprowadzenia amerykańskiego monopolu na kalibracje gazów wzorcowych. Wreszcie nic nie stało na przeszkodzie w rozpoczęciu największej przewały w historii świata o nazwie „Klimatyczne Ocieplenie“

Tutaj można sobie doczytać dokładniej co na temat kalibracji piszą Amerykanie.



http://www.cmdl.noaa.gov/ccgg/refgases/airstandard.html



Po ostatnich pomiarach porównawczych kopii ze wzorcem kilograma dokonanych w latach 1946 i 1989 stwierdzono ze kopie w stosunku do wzorca wykazują średni przyrost masy w wielkosci 0,5 μg/rok 



Stwierdzenie to nie oznacza jednak w żadnym przypadku że sam wzorzec kilograma nie uległ w tym czasie zmianie. Z olbrzymiego rozrzutu przyrostu mas kopii możemy wyciągnąć wniosek że również sam wzorzec kilograma doznał przyrostu masy i to w takim samym stopniu jak przyrost średniej a to znaczy że do ca. 0,00005 grama przyrostu w ciągu 100 lat musimy dodać drugie tyle dla przyrostu samego wzorca.

W rezultacie otrzymujemy przyrost masy materii ziemskiej w wielkosci 0,0001 grama na kilogram.



Wielkość ta wydaje się bardzo mała ale dotyczy ona ciała stałego jakim jest platynowy wzorzec. Jeśli teraz zastosujemy metodę pomiarową w której do kalibracji użyjemy stałego dwutlenku węgla ulegającego przemianie w gaz to błąd ten musi się zwiększyć o taka sama wielkość o jaka zwiększy się objętość tej substancji w trakcie przemiany fazowej.



Z pomiarów fizycznych wiadomo ze kilogram powietrza zajmuje objętość metra sześciennego. Oznacza to wiec 1000- krotne zwiększenie objętości po przejściu fazowym.

A to z kolei oznacza ze błąd wynikły z przyrostu masy wzorca kilograma zwiększa się o taką samą wartość do 0,01.



I to jest dokładnie ta sama wartość jaka obserwujemy w przyroście ilości CO2 w powietrzu w ciągu ostatnich 100 lat.



Podany dowód wskazuje na to ze cala ta historia z "ociepleniem klimatycznym" to tylko jedna wielka przewała Amerykanów wykorzystujących debilizm fizyków do własnych komercyjnych celów.



I to przy użyciu skrajnie oszukańczych i kryminalnych metod.



W następnym odcinku pogadamy sobie o tym dlaczego w tym roku zarejestrowano rekordowe wartości CO2 na Hawajach i o innych wskaźnikach pokazujących niepodważalnie naukową bezsensowność tej klimatycznej propagandy.

Sabat czarownic



Dzisiaj rozpoczyna się Warszawie tzw. „Konferencja Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu“

Do Warszawy zjechały z całego świata delegacje ze 190 państw. Konferencja ta wzbudza w Polsce mieszane odczucia jej obywateli, szczególnie że data jej rozpoczęcia nie została wybrana przez przedstawicieli rządu z uwzględnieniem naszych narodowych uczuć.


Można się oczywiście zastanawiać nad przyczynami tej prowokacji, ale wydaje się że amerykańscy namiestnicy w Polsce pragną pokazać jej mieszkańcom jak niewiele do gadania mają oni we własnym kraju. Hordy darmozjadów w liczbie 10000 członków delegacji najechały nasz kraj aby przy szampusie i kawiorze opłaconych przez bezrobotnych i bezdomnych debatować o tym jak tym bezrobotnym i bezdomnym odebrać szanse na przetrwanie zimy.

10000 skorumpowanych sq....ow będzie nawijać ludziom makaron na uszy nie mając kompletnie pojęcia o tym co mówią.
Już dawno zwróciłem na to uwagę że tak zwane „Ocieplenie klimatyczne“ jest spiskiem amerykańskich koncernów naftowych i rządu USA w celu narzucenia reszcie ludności świata haraczu na rzecz tego „Imperium Dobra“.
Od lat rzad USA wydziera biedakom ostatni grosz pod pretekstem ratowania klimatu.
O mafijnych matactwach rządu amerykańskiego pisałem w całej serii notek na ten temat przy okazji kanału w jaki dali się wpuścić Polacy w związku z afera „gazu łupkowego“
Notki te znajdą czytelnicy pod ogólnym tytułem „Przepis na złupienie“

Dzisiejszy „sabat czarownic“ jest wiec dobrą okazją do tego żeby przedstawić prawidłową interpretację obserwowanych zmian zawartości CO2 w atmosferze.

Obserwowany wzrost nie ma nic wspólnego z rzeczywistymi zmianami w atmosferze ale jest wynikiem niezrozumienia fizyki przez fizyków co wykorzystują do własnych celów koncerny naftowe windując ceny swoich produktów do niebotycznych rejonów.

Przyczyną wzrostu CO2 w atmosferze jest banalne zjawisko zmiany masy wzorca kilograma oraz nieudolności fizyków w zrozumieniu tego zjawiska.
Zacznijmy jednak od początku.



Jak już wcześniej nadmieniłem niestabilność masy wzorca kilograma jest jednym z bezpośrednich dowodów na niepełność, albo lepiej powiedziawszy, na fałszywość współczesnej fizyki a co za tym idzie na fałszywość nauk przyrodniczych.

Fałszywe koncepcje i teorie fizyczne oddzialywuja w przeróżny sposób na interpretacje obserwacji prowadzonych przez naukowców doprowadzając do tego że wnioski jakie są przez tych naukowców wyciągane w znacznej części odbiegają od rzeczywistości.

Czasami interpretacje te są do tego stopnia fałszywe że sugerują nam dokładnie przeciwieństwo tego co występuje w naturze.

Jedna z bardziej spektakularnych fałszywych interpretacji propagowana przez fizyków to interpretacja pomiarów CO2 w atmosferze.

Sięgnijmy od razu do źródła i przeczytajmy co na ten temat pisze Beck.


Musimy sobie postawić pytanie jak to jest możliwe że historyczne wyniki pomiarów CO2 przy użyciu analizy chemicznej oraz danych uzyskanych na drodze metod fizycznych dają tak rozbieżne od siebie wyniki?
Czy przyczyn należy szukać w malej dokładności metod chemicznych? A może wynika ona po prostu z nie zrozumienia przez naukowców a szczególnie fizyków praw przyrody?

Proponuje prześledzenie tej drugiej ewentualności.

Żeby jednak zrozumieć tok mojego rozumowania proponuje zapoznanie się z moim postem pod tytułem „O przyczynach niestabilności masy wzorca kilograma” Zwracam w nim uwagę na konieczność zerwania z dotychczasowa praktyka ignorowania problemu wzrostu ciężaru wzorca kilograma i jego klonów.


Ten zdawałoby się nieistotny wybryk natury pokazuje nam w sposób niezbity i ostateczny że fizyczne modele współczesnej fizyki mijają się w sposób dramatyczny z rzeczywistością.
Co więcej nie pozostaje to bez wpływu na zdawałoby się tak odległy problem jak przyrost „ilości” CO2 w atmosferze.
Jeśli założymy że przyrostowi CO2 w atmosferze musi odpowiadać odpowiednie zużycie tlenu, to możemy zapytać czy w ogóle zaznaczy się jakaś różnica w ilości tlenu w atmosferze. Dwutlenek węgla należny do najczęstszych gazów śladowych i występuje w ilości ca. 380 ppm (części na milion) to znaczy ca. 0,038% . W porównaniu do niego zawartości tlenu w atmosferze jest ogromna i wynosi ca. 209500 ppm czyli 20,95%.  Jaka ilość tlenu zostanie zużyta w relacji do przyrostu CO2 zależy od rodzaju paliwa i sposobu jego spalania. Ogólnie można powiedzieć ze różnicy 100 ppm CO2 w atmosferze odpowiada odpowiedni spadek tlenu w ilości 110 ppm. W porównaniu do ogólnej ilości tlenu zmiana ta jest prawie niezauważalna. Jeśli ilość CO2 wzrasta o 100ppm to ilość tlenu zmniejsza się odpowiednio z 209500 ppm do 209390 ppm.

Inaczej mówiąc procesy spalania mogą najwyżej zmniejszyć ilość tlenu w atmosferze o nie więcej jak 0,05% jego całkowitej ilości.   

Ponieważ dzienna zmienność ilości tlenu w atmosferze jest większa od podanej nie możemy  de facto zmierzyć jakiekolwiek zmiany i ilość tlenu w atmosferze musi być stała. 
Jeśli jednak porównany nasze teoretyczne rachunki z faktycznymi pomiarami atmosferycznego tlenu przy pomocy standardowych metod pomiarowych to zauważymy coś całkiem odwrotnego.


Co zadziwiające te zmiany przebiegają zarówno na półkoli północnej jak i południowej podobnie zarówno jeśli chodzi o czas wystąpienia minimalnych jak i maksymalnych wartości.
To nie da się jednak w żaden sposób pogodzić z założeniami obowiązującej doktryny w klimatologii.

 Jeśli już na tym prostym przykładzie zauważamy podstawowe sprzeczności w argumentacji nasuwa się natychmiast pytanie czy w ogóle istnieje jakaś zależność miedzy wzrostem wartości pomiarów CO2 w atmosferze a a tendencja zmian temperatury Ziemi.

Jeśli chcemy to sprawdzić to powinniśmy znaleźć metodę która w sposób niezależny od wpływu człowieka pokazała by nam jakie są przyczyny tych zmian. Moim zdaniem tylko pomiar ilości gazów szlachetnych w atmosferze ma potencjał do tej weryfikacji.

Spójrzmy na kolejny Link


Praca ta opisuje czasowe zmiany stosunku argonu i dwutlenku azotu w atmosferze.
Argon należy do gazów szlachetnych i w normalnych warunkach nie bierze udziału w reakcjach chemicznych. Nadaje się wiec doskonale do porównania z CO2. Jeśli oba gazy będą wykazywać podobne wahania ich zawartości w atmosferze to prawdopodobieństwo ze za tym ukrywa się ten sam proces fizyczny jest odpowiednio wysokie.

Pomiary wykazują ze rzeczywiście zawartość tych gazów w atmosferze zmienia się w identyczny sposób. Na podstawie obowiązującej doktryny jest to jednak niemożliwe. A wiec próbuje się zmiany zawartości argonu w atmosferze przedstawić jako wynik zmian temperatury wody w oceanach a co za tym idzie zmiany współczynnika rozpuszczalności tego gazu w wodzie. Innymi słowy obserwujemy dla tych gazów identyczny przebieg zmian, zmiany te są powodowane przez dwa różnorodne procesy.

Joż choćby ze względu na „brzytwę Ockhama” musi się to wydać każdemu podejrzane a szczególnie „fachowcom”. Ci jednak zdają się całkowicie uodpornieni na tego typu wątpliwości i dalej obstają przy antropogenicznych przyczynach wzrostu CO2. 

Przeanalizujmy dokładniej wykres (Figure 1) z tego Linku w celu sprawdzenia naszych przypuszczeń.

Wychodząc z założenia że wymiana gazowa argonu z oceanem sterowana jest przez temperaturę wody musimy wnioskować że wahania ilości argonu powinny być zależne od pory roku  i w kierunku równika w związku z minimalnymi jej wahaniami powinniśmy obserwować ich stopniowe zanikanie.

Po spojrzeniu na wykres stacji pomiarowej na amerykańskich wyspach Samoa (SMO) widzimy wprawdzie na pierwszy rzut oka potwierdzenie tych przypuszczeń, to jednak przy dokładnej analizie widzimy ze wykres jest najwyraźniej manipulowany. Pojedyncze pomiary pokazane tu w formie kropek wahaja się w takim samym zakresie jak w terenach o dużych wahaniach klimatycznych

W typowy dla Klimatologów sposób pomiary te zostały zignorowane a wykres dopasowany do z góry podjętych założeń.

Jeszcze lepiej jest to widoczne dla stacji Barrow na  Alasce gdzie Autor był zmuszony do zdeformowania wykresu aby otrzymać pożądany przebieg.
Nasuwają się pytania dlaczego autor nie uwzględnił więcej stacji pomiarowych w rejonach o zmiennym klimacie i dla czego nie ma żadnego porównania ze stacjami leżącymi w centralnych częściach kontynentów i dla czego wykresy ograniczają się do tak krótkich okresów czasu pomimo ze pomiary te wykonuje się już od dawna. Te pytania maja po ostatnich demaskacjach manipulacji w środowisko klimatologów oczywiście charakter retoryczny ale potwierdzają na jakich zasadach  funkcjonuje klimatologia.

Albo spójrzmy na wyniki pomiarów radonu  Tym razem weźmy publikacje z następującego Linku


Pomiary miały miejsce w latach 2004 do 2007 i pokazują takie same wahania jak w przypadku argonu. i CO2 (patrz Link strona 40)

Albo pomiary Kryptonu85. Ten radioaktywny szlachetny gaz ma krotki okres połowicznego rozpadu (ca. 12 lat) i według naukowców dostaje się do atmosfery wskutek działalności ludzkiej . Jeśli jednak spojrzymy na wykres ilości kryptonu w atmosferze to jego przebieg jest prawie nie do odróżnienia od wykresu CO2 pomimo tego ze wskutek szybkiego rozpadu jego akumulacja w atmosferze jest niemożliwa.

Patrz Link Wykres 3.


Na podstawie tych przykładów można postawić tezę ze wszystkie pomiary gazów cięższych od powietrza będą dawać wykresy o podobnym przebiegu w tych samych okresach czasu.
Maksymalne wartości będą występować w styczniu, minimalne w lipcu. Ten przebieg koresponduje ze zmianami „Stałej Grawitacji” tak samo jak koresponduje ze zmianami długości doby. 

Przyczyn wzrostu ilości CO2 w atmosferze musimy szukać w pierwszym rzędzie w fałszywym zrozumieniu procesów fizycznych przez naukowców a także w ignorowaniu zmian masy międzynarodowego wzorca kilograma. Ponieważ od ponad 100 lat „Stala Grawitacji” wzrasta, zwiększają się tez odpowiednio oscylacje molekuł gazów w atmosferze jak i rośnie masa wzorca kilograma.    

Ilość CO2 w atmosferze jest mierzona metodami chemicznym od roku 1812 ale dopiero od czasu przestawienia tych pomiarów na metody fizyczne zaznacza się ciągła tendencja wzrostu ilości CO2 w atmosferze. Metody te nie zostały tak naprawdę przetestowana na ich prawidłowość. Na podstawie pojedynczych, czasowo ograniczonych serii pomiarów przyjęto po prostu ich prawidłowość nie zważając na to ze metody te są całkowicie zależne od tego czy definicja Masy jest prawidłowa. Od czasu gdy stwierdzono ze nie jest to prawda powinno się już dawno poddać fizykę totalnej przebudowie i zastanowić się czy to co jest przez naukę mierzone i ważone rzeczywiście jest prawidłowo interpretowane.  Te zaniedbania doprowadziły do tego ze Konferencja w Warszawie przejdzie do historii jako przykład kompromitacji Nauki i jej przedstawicieli.
Spróbujmy odpowiedzieć na to pytanie dlaczego pomiary atmosferycznego dwutlenku węgla są fałszywe. cdn.
 

Translate

Szukaj na tym blogu